Ja już nie wierzę w żadne recenzje
Wielkość światowego rynku gier wideo w 2022 r. wyceniona została na 217,06 miliardów dolarów. Według Newzoo na całym świecie jest już 3,22 miliarda graczy. I każdy jeden wydawca chce na Was zarobić. Nic w tym złego. Gorzej, że korporacje ubzdurały sobie, że ich przychody zależą od mitycznej średniej na Metacritic
To nie jest zdrowy układ. Jeżeli z jednej strony mamy wydawców dysponujących milionowymi budżetami na promocję, a z drugiej redakcje i youtuberów, którzy w większości są całkowicie uzależnieni od tych pierwszych. Korporacje wypompowują setki milionów w produkcje, a później kolejne setki żeby swoim tytułem obwiesić niczym choinkę wszystkie portale branżowe i YouTube. Jeżeli według ich tabelek w Excelu wszystko poniżej 88% to ogromne ryzyko biznesowe, to nie dziwmy się, że dochodzi do rewaluacji systemu ocen. Wydawca nie może sobie pozwolić na słabą grę. Nie ważne czy w rzeczywistości jest faktycznie dobra, wystarczy żeby była 9/10.
Jaki jest ziemniak, każdy widzi
Ukończyłem dziennikarstwo i pracowałem na kilku portalach (również branżowych). Napiszę tak, ja już nie wierzę w żadną etykę pracy dziennikarskiej. Nie będę tutaj rozwijał tej myśli horyzontalnie, bo jesteśmy na portalu o gierkach i skupmy się na recenzentach. Powołują się oni najczęściej do prawa subiektywizmu opinii. Ok, zgadzam się w pełni, każdy krytyk ma prawo do własnych przemyśleń i własnego odbioru dzieła, ale na Boga, po latach w branży i tysiącach ogranych tytułów chyba każdy jest w stanie obiektywnie stwierdzić, co w grze działa, a co jest zepsute. Ocena końcowa powinna być wypadkową wszystkich elementów składowych, a nie subiektywną oceną własnej frajdy.
Dla przykładu, jestem fanem Yakuzy. Z każdej odsłony czerpię ogromną radość. Na przestrzeni ostatnich kilku lat spędziłem z nią setki godzin. Jednak obiektywnie jestem w stanie stwierdzić, że te gry nie zasługują na nic więcej niż 8/10, bo zwyczajnie w wielu kwestiach ich rozwój stanął na przełomie PS3.
Starfield. Chyba najgłośniejsza premiera ostatnich lat, która w takim stopniu podzieliła branżę i unaoczniła problemy obecnego parcia na szkło, tj. średnią ocen. Przecież ta gra wygląda jak ziemniak, działa jak ziemniak i jest chwalona za małą liczbę bugów. Niektóre redakcje wystawiły jej maksymalną notę. To absurd. Nie twierdzę, żę gra jest zła. Chętnie sam bym w nią zagrał. Jednak doskonale zdaje sobie sprawę z czym się je gry Bethesdy, jaki to smak i jak są podawane. Idąc do baru mlecznego, nie oczekuję gwiazdki Michelin. Co nie znaczy, że nie mogę tam zjeść dobrego schabowego, popić kompotem i poklepać się z satysfakcją po brzuszku.
Kiedyś wcale nie było lepiej
Dla jasności, nie twierdzę, że recenzenci są wprost przekupywani przez wydawców. Ten mechanizm jest bardziej zawoalowany. Wydawcy wykupują reklamy, zapraszają na wydarzenia, dzielą się ekskluzywnymi informacjami i materiałami promocyjnymi. To jest układ współzależności, który nie pozwala żadnej ze stron na przekroczenie pewnych barier. A jedną z nich, jest obiektywna ocena stanu wydawanej produkcji.
Jeżeli zdaje się Wam, że kiedyś było lepiej, bo branża była mniej skomercjalizowana, to od razu muszę Was wyprowadzić z błędu. Nie było. Był mniejszy torcik do podziału, ale mechanizm działał dokładnie tak samo. Świetnie opisał to Tomasz Bykowski, obecnie znany jako Zmywak.
[Pewnego dnia - przyp.] Do bram naszej redakcji zapukała pewna bardzo bogata firma z milionami pieniędzy w kieszeniach. [...] Panowie w ślicznie skrojonych garniturach przynieśli nam do redakcji naprawdę wczesną wersję tytułu, który w ich marketingowej wizji miał spalić całą konkurencję i zamieść całym światem graczy. Przynieśli nam grę, która docelowo miała się sprzedać w milionach egzemplarzy oraz wyznaczyć nową jakość.
Według Panów w garniturach wystarczy, że gracze przejdą pierwszą misję i nie będą mogli pozbierać swoich szczęk z podłogi. A my, znaczy redakcja, nie tylko dostajemy wczesną wersję tego hiciora jako pierwsi, ale dodatkowo otrzymamy piękne materiały prasowe, grafiki w wysokiej rozdzielczości (takie w sam raz na okładkę pisma). Dodatkowo podrasowane graficznie zdjęcia z samej rozgrywki. [...]
No więc wszystko, co mieliśmy zrobić żeby współpraca nam kwitła, to wczesną wersję tego hitu solidnie ograć, a następnie przygotować bardzo entuzjastyczną zapowiedź na 7 stron pisma. I zgodnie z redakcyjną hierarchią pierwszy w grę zagrał szef. I tutaj dodam, szef pisany dużymi literami. SZEF. Człowiek, który w tej branży był od zawsze, a swoimi tekstami wychował niejedno, a przynajmniej dwa pokolenia graczy. I my wszyscy wiedzieliśmy, że jego osąd na temat tej gry będzie jedyny i słuszny. Gość w końcu zjadł na takich tytułach zęby.
Przy okazji sprawdzania tego siódmego cudu świata, w naszej redakcji stało się coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem. Chyba po raz pierwszy w karierze, weteran branży nie potrafił wyrobić na temat jakiegoś tytułu konkretnego zdania. Nasz szef. Legenda. Człowiek, który od zarania dziejów gierki dziadowskie przecinał na pół, a prawdziwe hiciory na łamach magazynu czynił jeszcze większymi hiciorami. [...]
Trzymając płytkę z tym epickim bublem w ręku, powiedziałem szefowi, że w normalnych okolicznościach tego typu tytułom dajemy 4/10 i zapominamy o nich na zawsze. No, ale teraz zwyczajnie nie wypadało, bo wraz z tym tytułem szykowały nam się oceany przyszłych współprac. [...] Wszystko, co my musieliśmy zrobić, to powiedzieć ludziom, którzy czytali nas od lat, że czerstwa strzelanka 4/10 to perełka w swojej dziedzinie. A jeżeli gra dostanie u nas przynajmniej mocne 8/10, to panowie z firmy “Y” obiecują wykupić u nas bardzo dużo reklam przynajmniej na następne 2 lata. [...]
Pamiętam, że recenzję gry napisał sam szef. Pamiętam, że wielokrotnie zaczynał ją, pisał kilka akapitów, a następnie wszystko kasował. Domyślałem się, że chciał mieć pewność, że w tej wielkiej, ogromnej reklamie udającej recenzję, będzie chociaż odrobina jakiejś stronniczości. Pamiętam, że ostatecznie gra dostała 8,5/10. Pamiętam, że na wiadomość o tym ja zrobiłem ogromny wytrzeszcz, a szef w kilku słowach wyjaśnił mi, że pasji do garnka nie wrzucisz. [...]
Tego dnia nauczyłem się jednej ważnej rzeczy. Nauczyłem się, że ocena ważnej marketingowo gry nie zależy dłużej od tego, jak podobała się recenzentowi. Ocena ważnej marketingowo gry zależy od tego, jak długo chcemy zarabiać na wydawaniu pisma. [...] Szef stanowczo postawił mnie na ziemi słowami “Tomuś, obudź się k…, przecież ja co miesiąc muszę wam z czegoś płacić, kredyt za dom też sam się nie spłaci”. Nikomu z Was nie życzę żeby dożył momentu, w którym legenda umiera na Waszych oczach.
Z mojego małego śledztwa wynika, że Tomasz Bykowski był niegdyś znany pod ksywą Matt. Wspomnianym pismem było Neo Plus, a legendą "Gulash". Domyślam się też o jaką firmę mogło chodzić i jaki tytuł, ale to nie ma już najmniejszego znaczenia. Przykro mi, jeżeli zepsułem Wam wspomnienia.
Gracze sami sobie winni?
Gracze w tym układzie, to ofiary. Ofiary chore na syndrom sztokholmski. Niczym ćmy do światła obierają samobójcze kursy na kolejne preordery odbijanych od sztancy tytułów. Nadmuchują oczekiwania do niebotycznych rozmiarów, wskakują do hype train’u, a później się dziwią, że ta gra, o której z takim zapałem opowiadał kolega na YouTube wcale nie jest taka ani rewolucyjna, ani rewelacyjna. Że siedzenia w tym pociągu jakieś takie starte, a za firankami brud gromadzący się od lat. Że tak naprawdę to grają w kolejnego klona gry Ubisoftu z milionem takich samych znaczników i niedopracowanym systemem walki. Gra się w to nawet fajnie, ale nie żeby klękały przed tym miliony. A już na pewno nie ten fajny kolega z YouTube, który do tej pory polecał same dobre tytuły.
W opinie graczy też nie ufam. Poniekąd prawdą jest, że teraz każdy może być recenzentem. Wystarczy dostęp do internetu i już można przystąpić do review bombingu, bo ulubiona postać okazała się mieć inne preferencje seksualne. Nie ważne, że świetnie się to wpisuje w świat gry i historie postaci. Internetowe (niezbyt)światłe umysły wydały wyrok. I kara może być tylko jedna - 1/10.
System ocen do wymiany
Wydawcy, recenzenci i gracze żyją w jakimś chemicznym trójkącie. Każda strona wie, że obecny system ocen jest niemiarodajny i każdy naciąga go na swoją stronę. Jednak wydawcom opłaca się przeć do wysokich średnich, dziennikarzom pompować balonik dla klików, a gracze wydawanie opinii traktują instrumentalnie jako źródło nacisku na tych pierwszych. Nikt już nie chce grać w tytuły na osiem, dziewiątki wydawane są jak z karabinu, a dziesiątki przestały być wyznacznikiem jakości. Jeżeli wydałeś grę poniżej tych wartości, praktycznie nie istniejesz. Chyba, że jakiś YouTuber przypadkiem wypromuje twój tytuł jako memiczny. Wtedy może uda Ci się opchnąć parę sztuk.
System ocen stanął na głowie. Chciałbym wierzyć, że jeszcze zyska odpowiednie proporcje, ale obawiam się, że przy obecnych trendach tego nie da się już naprawić. Korporacje zawsze będą wykorzystywały przewagi rynkowe, a gracze lubią manifestować swoje niezadowolenie. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to całkowite odejście od systemu metrycznego. Kilka zdań podsumowania, podanie podobnych tytułów dla nadania odpowiedniego kontekstu, większe skupienie się na wadach i zaletach. Oczywiście to rozwiązanie mniej wygodne. Wymagające zarówno dla graczy, jak i samych recenzentów. Jednak byłoby to o wiele zdrowsze dla całej branży.