PeCetowe klasyki #4 - Battlefield 1942

Battlefield 1942 choć nie bez wad, został ciepło przyjęty przez graczy i recenzentów na całym świecie, kładąc podwaliny pod pod przyszłe gry nastawione na rozgrywkę multiplayerową. Co najważniejsze jednak, był nieziemsko grywalny i pod pewnymi względami oferował doznania, których próżno było szukać u konkurencji.
Początek XXI wieku to rozkwit wielu nowych marek, w tym gier podejmujących tematykę drugowojenną. Return to Castle Wolfenstein, Medal of Honor: Alied Assault czy Hidden & Dangerous (1999 r.) różniły się od siebie na wielu płaszczyznach, lecz łączyły je dwie najważniejsze kwestie – tematyka i świetne wykonanie. W zalewie tych solidnych tytułów chciało się wybić ( po raz kolejny) Electronic Arts, które we wrześniu 2002 roku, nieco ponad osiem miesięcy po premierze Medal of Honor, wydało nastawionego na rozgrywkę sieciową Battlefielda 1942, przygotowanego przez szwedzkie DICE.
Gigant z Redwood City, oprócz postawienia na dość innowacyjną, jak na tamte czasy rozgrywkę, miał sobie coś do udowodnienia. Członkowie 2015 Inc. odpowiedzialni za solidne Medal of Honor: Alied Assault, z soundtrackiem, którego nie powstydziłby się niejeden hollywoodzki film, popadli w konflikt interesów z Electronic Arts i założyli Infinity Ward, które we współpracy z Activision, dało w 2003 r. początek jednej z najbardziej dochodowych serii gier video – Call of Duty.
Jak wskazuje cyferka w tytule, Battlefield przenosił nas do okresu drugiej wojny światowej, gdzie mogliśmy wziąć udział w jednej z 16 najsławniejszych bitew tamtego konfliktu. Programiści stworzyli świetne warunki dla graczy, oferując duże lokacje, ponad 35 pojazdów wojsk aliantów i państw osi (w tym pojazdy lądowe, wodne i samoloty) czy liczne, łatwe w dostępie serwery. Na pewno ciekawą opcją była możliwość grania żołnierzami III Rzeszy, przez co nie byliśmy odgórnie zmuszeni do sterowania Amerykanami, Rosjanami czy Brytyjczykami.
Battlefield 1942 oferował również kampanię dla jednego gracza, która sama w sobie była znośna, lecz przez kulejącą SI przeciwników, a co najważniejsze, naszych towarzysz broni, nie smakowała tak dobrze, jak potyczki w sieci. W kwestii pojazdów mieliśmy szeroki wachlarz możliwości, stąd mogliśmy wsiąść za sterami Shermana, Panzerkampfwagen VI Tiger, niszczyciela czołgów M10 Wolverine, samolotów F4U Corsair czy latającej fortecy B – 17, a kończąc na pancernikach czy lotniskowcach. Oczywiście każdy rodzaj jednostki wymagał innych umiejętności i taktyki, stąd np. czołgami nie mogliśmy przeć na oślep do przodu, ponieważ mogłyby łatwo paść ofiarą żołnierzy z wyrzutniami rakiet. Samoloty natomiast były nieprzyjazne dla nowicjuszy i najzwyczajniej ciężko się nimi sterowało, ale satysfakcja z opanowania maszyny była nieporównywalna z niczym innym w grze.
Plansze na których przyszło nam walczyć o zwycięstwa, były nad wyraz udane i oferowały wiele możliwości ofensywnych i defensywnych. Bez dobrej kooperacji o triumf bywało trudno, choć jak wiadomo rozgrywki online rządza się swoimi prawami. Szczególnie warte polecenia były mapy z Pacyfiku, które umożliwiały granie niemalże wszystkimi rodzajami jednostek.
W 2003 roku tytuł doczekał się oficjalnych dodatków – The Road to Rome oraz Secret Weapons of World War II, które rozszerzały podstawową wersję gry o nowe mapy, frakcje (dochodziła włoska oraz francuska armia ) i pojazdy, w tym legendarne prototypy i ciekawostki technologiczne z tamtego okresu, na czele z F – 85 Goblin, T95 czy Sturmtiger. Mimo że batalie znacząco się nie różniły względem podstawowej wersji, to wywoływały zadowolenie wśród graczy, którzy mogli latać jetpackami czy niszczyć nazistów za sterami 86 tonowego, o pancerzu dochodzącym do 300 mm i dziale 105 mm T95.
Gra jak na ówczesne standardy ustępowała grafiką największym tytułom AAA, a w kwestii realizmu nie mogła równać się z wydanym rok wcześniej Operation Flashpoint: Cold War Crisis czeskiego studia Bohemia Interactive. Jej największym atutem był multiplayer, który z pewnością przetarł szlaki dla kolejnych produkcji nastawionych na ten rodzaj rozgrywki. Niemniej nawet dzisiaj serwery stoją otworem i można łatwo znaleźć chętnych do gry, co pokazuje, że mimo upływu lat Battlefield 1942 wciąż żyje i, podobnie jak np. Halo: Combat Evolved, nie ma zamiaru udać się w stan spoczynku.
Nie mógłbym zapomnieć o niezłej muzyce z intra, która nastrajała graczy przed kolejnymi bitwami: