BODO
Jestem po obejrzeniu pierwszego odcinka i chciałem się z Wami podzielić wrażeniami. To raczej odczucia niż recenzja.
Eugeniusz Bodo, a właściwie Bogdan Eugène Junod, to wielka gwiazda polskiego kina okresu wojennego. Zaskarbił sobie serca, ze względu na talent muzyczny, taneczny i niezwykłą charyzmę. Stał się ikoną rodzimej sceny kinowej. Nic dziwnego, że postanowiono ukazać jego biografię w formie serialu fabularnego w reżyserii Michała Kwiecińskiego i Michała Rosy. Pierwszy odcinek ukazał się 6 marca 2016 roku.
W roli młodego amanta ujrzymy Antoniego Królikowskiego, który wystąpił w takich filmach jak Miasto 44 i Zakręceni 2. Zagra z całą gamą sławnych polskich aktorów serialowych. Czy pasuje? Jak dla mnie gra całkiem dobrze, ale nie przypomina Bodo ani wyglądem, ani tym bardziej głosem. W późniejszych odcinkach pałeczkę przejmie Tomasz Schuchardt, który wcieli się w starszego już Aktora.
Początek akcji umiejscowiony jest w 1916 roku w Łodzi. Przedstawione zostało codzienne życie utalentowanego młodzieńca, jego środowisko i początki fascynacji kinem.
Serial Bodo po pierwszym odcinku zawiódł mnie w kilku aspektach. Po pierwsze jest to systematyczne poruszanie tematu wojny. Zostało to według mnie zbyt nachalnie wprowadzone i przez to historia bohatera, jako aktora jest spychana na drugi tor. Twórcy bardziej wykorzystali jego przypadek by opowiedzieć o normalnym życiu w czasach walki, to znaczy nauce, chodzeniu do kina, na randki i tak dalej. Jest w tym wszystkim ponury klimat zupełnie niepasujący do Bodo.
Drugim nieudanym moim zdaniem elementem jest reżyseria. Polegała ona na naprzemiennym pokazywaniu tych samych scen. Nie jest to raczej dobry sposób na budowanie dramaturgii. Starano się wstawić sporo różnych wątków, zamiast mniej, a bardziej zwięzłych z tematyką serialu.
Obraz jest bardzo podobny do innych produkcji TVP i niemal identyczny jak w „Czas Honoru”, tego samego reżysera. Długie sceny na jednym ujęciu wyglądały na przemyślane i były wykonane poprawnie, nic więcej. Do tego efekt lekkiego zamglenia i poszarzenia kolorów. Z czasem stawały się monotonne i przy fabule z małym natężeniem akcji, nudziły.
To, czego nie mogę zarzucić „Bodo” to zadbanie o klimat XX wiecznej Polski. Świetnie wykonana sceneria „młodej” Łodzi z pięknymi uliczkami, blokami i kafejkami. Kostiumy również mnie zachwyciły. Każdy był pięknie ubrany. Damy w ozdobnych sukniach, czy dziewczęta w mundurkach szkolnych ze słomianymi kapeluszami, mężczyźni w pełnym garniturze, każdy odziany we wspaniałego wąsa. Ale to, co szczególnie chciałbym pochwali, to kultura ówczesnych ludzi. Zadbano o poprawną polszczyznę tamtych czasów, odruchy i obyczaje ludzi. Nie ma tam mężczyzn i kobiet, lecz są dżentelmeni i damy.
Mimo wszystko podoba mi się pokazanie jak zabawiają się ludzie w tamtym czasie. Ukazano ich stosunek do kina, teatru, muzyki i ogólnie sztuki. Jest to rzecz ciekawa, bo mało się o tym dzisiaj mówi, a historycy wolą rozpamiętywać bitwy, zwłaszcza nieszczęśliwe. Jest to dobry kierunek i powiązany z bohaterem.
Eugeniusz Bodo występował w filmach muzycznych. Jak więc ma się sprawa muzyki w „Bodo”? Niestety nie najlepiej. Nie pasuje ani do postaci, ani do czasu akcji. Ogólnie jest specyficzna i mało ciekawa.
Oprócz ujęcia rozrywki i zwykłego życia w czasie wojny, dzieło nie ma nic szczególnego do zaoferowania. Będę dalej kontynuował oglądanie serialu, ale jestem lekko zniesmaczony tym, co ujrzałem i mam nadzieję, że całość ulegnie zmianie i w końcu zobaczę „Bodo”.