Mass Effect: Edycja legendarna - nie zapomnę tego do końca świata
Kiedy musiałbym wybrać się do końca życia na bezludną wyspę, i mógł zabrać ze sobą tylko jedną wybraną trylogię, bez wątpienia i chwili zastanowienia byłaby to odświeżona trylogia Mass Effect. Uwielbiam, a nawet rzekłbym, że kocham te trzy oryginalne szpile, które pomimo tego, iż mają sporą konkurencję w postaci innych zacnych i fenomenalnych trylogii, to właśnie Mass Effecta Legendary edition nie mogłoby zabraknąć. Nie ma i nie będzie już takich gier. Dlaczego legendarna edycja legendarnego studia BioWare?
Cześć. Witam serdecznie. Chciałbym Wam przedstawić dziś gry, które jak to u mnie bywa, nie zrobiły z początku dużego wrażenia. Ot pamiętam, że kiedyś tam jeszcze w czasach Xboxa 360 i PlayStation 3, a dokładniej w ich końcowej fazie bytu, gdzie na salony wchodziło już nowsze rodzeństwo, odpaliłem na chwilę pierwszego Mass Effect, pograłem chwilę i odłożyłem na czas nieokreślony. Nie miałem pojęcia jaki błąd zrobiłem, jakiej przyjemności i epickości się wtedy pozbawiłem. Cóż, nie jest to do końca moja wina, ponieważ wersja którą posiadłem była tylko angielska, a po drugiej stronie zaczynałem fascynować się już nadchodzącą ogromnymi krokami nową generacją. Więc szanse nie były zbyt duże dla tych tytułów, a ja młodszy jeszcze gracz, miałem zupełnie inne priorytety. Więc wyszło jak wyszło.
Od tego wszystko się zaczęło.
Dziś kiedy pomyślę sobie o tych graczach, którzy sięgnęli po pudełko w polskiej wersji językowej, w dniu premiery 26 LISTOPADA 2007 roku na Xboxa 360, to ciężko mi sobie wyobrazić jakie wrażenie musiało to wszystko robić i ile emocji dostarczać. Z początku tytuł ekskluzywny na maszynę Microsoftu, który te prawie 18 lat temu, wbijał w fotel i nawet dziś nie sprawia, że krzywimy naszą facjatę. Nawet na X360-ce.
Nie zmienia to jednak faktu, iż chcąc wydać wszystkie części w jednym zestawie, na nowszy sprzęt, trzeba było je trochę podciągnąć do dzisiejszych standardów i nadać ostatni szlif zachęcając kolejnych, nowych graczy a także przyciągnąć kolejny raz tych, którzy trylogię mają w małym paluszku. Bo jak to się mówi w odmętach for i zbieranin graczy, ogrywanie i wracanie do Mass Effect ponownie po jakimś czasie, to już niemal tradycja. Oczywiście pewnych mechanik i pokłosia tego w jakim czasie te perełki powstały, nie dało się już przeskoczyć bez gruntownych zmian, ale to nie jest absolutnie problemem - wręcz przeciwnie, bo mogłoby to zaburzyć to jakim niesamowitym bytem są te gry, takie jakie są teraz. A mieć takie coś:
Bo pomimo tego, iż teraz jako edycja legendarna wyglądają bardzo dobrze, mieszczą się w dzisiejszym standardzie 4k, 60 klatek, HDR, hulają na jednym z najlepszych silników gier w historii UNREAL ENGINE 3, to nadal mają ten niepodrabialny, namacalny i jedyny w swoim rodzaju klimat. Klimat przez ogromne jak kanion Kolorado K. Otoczka, aura, która wylewa się z ekranu i sprawia że każda sekunda to dosłownie raj dla mych oczu, duszy i ciała. Chłonę to wszystko jak gąbka wodę i kiedy już ociekam wszystkimi tymi przeżyciami, emocjami, wcale nie mam dość, a chcę więcej. To niby tylko "gra" która - tak, posiada pewne uproszczenia, nie jest idealna, ma jakieś tam bolączki, ale to co ze mną wyprawia i co mi daje przechodzi wszelakie standardy.
NORMANDIA SR1
Nasz statek, którym przemierzamy galaktykę wzdłuż i wszerz. Cumujemy w odkrywanych przez nas zakątkach i zakamarkach wszechświata, bazach, budowlach. Przebywają na nim członkowie stałej załogi, jak i Ci których poznajemy w trakcie naszych misji i dołączamy do ekipy - nie rzadko wesołej gromadki. Na nim również znajdują się różne ważne pomieszczenia, których używamy w trakcie gry. Możemy rozmawiać z członkami statku, pozwiedzać. To też nie byle jaki statek, bo gra tu jedną z głównych ról i jest oczkiem w głowie dowódców. Szybki, zwinny, uzbrojony. A wraz z postępem historii, sprawi nawet, że będzie taki monent, iż zaszkli nam się oko.
Poza cytadelą i różnymi miejscami w galaktyce, spędzamy sporo czasu na Normandii. Uwielbiam ten kosmiczny statek, przechadzać się po nim, zaglądać w każdy kąt, prowadzić długie rozmowy z różnymi członkami naszej skromnej załogi. A CO TAM PRZEJDŹMY SIĘ TROCHĘ, ZAPRASZAM DO ŚRODKA:
Tutaj rdzeń napędzający, zasilający
Nasz pilot JOKER, i jego przedział
Te windy są wszędzie i będą...
To tu załoga wcina papu?
Pomieszczenia naszej lekarki/doktorki
Tutaj? hmm chyba kapsuły ratownicze
Moje stanowisko z dostępem do całej galaktyki
Ekipa przy swoich zadaniach (w pracy)
Podświetlone schody, aby Shepard się nie łobalił 😀
Uwaga 18+ tutaj zwieńczamy (prawdopodobnie) nasze romanse
No i pomieszczenie do spotkań i dyskusji
Teraz już chyba rozumiecie, dlaczego bardzo lubię tą naszą Normandie. Ciekawa co.
MAPA GALAXY
Mapa na Normandii, dzięki której nawigujemy po wszystkich dostępnych planetach, galaktykach, gromadach, układach. To z niej udajemy się do różnych miejsc, wykonujemy misje główne jak i poboczne. Wybieramy cele, ustalamy trasy. To w niej spędzamy sporo czasu, i co najlepsze - wyjątkowego i przyjemnego czasu, bo tak skonstruowanego niby prostego elementu, a zarazem unikalnego ze świecą szukać. Mapa która potrafi cieszyć i dawać radość przy akompaniamencie jednego z najlepszych motywów muzycznych jakie kiedykolwiek słyszałem.
CYTADELA
Olbrzymia stacja kosmiczna, zbudowana podobno przez protean (dawno wymarłej rasy) jest obecnie stolicą galaktycznego związku ras, tworzących Radę Cytadeli. Prostymi słowami - wielka stacja, po której nabiegałem się w te i wew te, jak nigdzie indziej. Odnalazłem wszystkich "opiekunów" spotkałem wiernego fana, i doświadczyłem kilku zaskakujących niespodzianek i zwrotów akcji. Pomimo możliwości napotkania krytyki w stronę tej części składowej, dla mnie to jedno z najlepszych miejsc w grach komputerowych w ogóle. A czy błądziłem? Och już nawet nie zliczę ileż to razy. Ile najeździłem się windą, ile to razy kogoś szukałem. I cieszę się z tego faktu niezmiernie. Bo cytadela jest w dechę.
I nie rozumiem ogólnie tych narzekań, że musieliśmy się tyle nabiegać po tej całej Cytadeli. Przecież ruch to zdrowie. No i są przecież punkty szybkiej podróży. No chyba, że chcieliśmy zeskanować wszystkich "opiekunów" których jest 20. No i jakżeby inaczej, kiedy miałem ich już zeskanowanych 19, to za żadne skarby nie mogłem znaleźć tego ostatniego. Zawsze tak jest z tym no. Na szczęście mam komplet.
Przybycie/zacumowanie na Cytadeli
Jeden z op...
Przepraszam, Asari wlazła mi w kadr 😠
Jeden z opiekunów
Kto to kurła jest ten opiekun...
Uśmiechnij się - jesteś na... Cytadeli
Taka inna, taka żona 😅
A ktoś Ty?
Znowu windy...
Plotki, ploteczki?
Szybka podróż
Wieża Cytadeli
MAŁE WYJAŚNIENIE: o co chodzi z tymi windami? a no chodzi o to, że sporo graczy narzekało/narzeka na ten element, ponieważ sporo się nimi najeździliśmy góra - dół, dół - góra (a co ma jechać w bok?) czymś kiedyś trzeba było przykryć ogrom loadingów prawda, dostaliśmy jak na tamte czasy naprawdę sporo lokacji i pomieszczeń. Nawet dziś nie jest to takie proste. A przy okazji mogliśmy wysłuchać wiadomości lektora w windzie - co dzieje się nowego i ciekawego w świecie Mass Effect, także jest raczej w porządku.
MAKO
A żeby być bardziej precyzyjnym - to M35 MAKO, to pojazd, którym poruszamy się po różnych, wszelakich planetach, po ich powierzchni. Ja, osobiście nie mam problemu z jazdą tym jak to różnie mówią "dziwnym tworem" który swoją fizyką i sterowaniem, przypomina Guziec - pojazd z innej zacnej serii HALO. Słyną one ze swojego trochę dziwnego sterowania, ale dzięki temu, pokonuję fikuśne, pomysłowe i z pokrętnym ukształtowaniem terenu, planety i przemierzając je odkrywam różne zasoby, znaczniki, a nawet formy życia, które dzięki standardowemu uzbrojeniu mogę na spokojnie pokonać. Bo MAKO jeździ jako tako 😀 i specyficznie, ale lubię ten wóz. Ja mówię na niego skromnie - MAKUŚ.
A tu miejsce MAKUSIA na Normandii, kiedy nie jest na misji.
M44 MŁOT
Mały latający stateczek, który w kolejnych częściach służył nam dzielnie do eksploracji kolejnych miejscówek, planet, odkrywania, a dla tych którzy nie znosili jeździć MAKO, wręcz zbawienny. Ja uwielbiam również latać i przemierzać kolejne połacie terenu tym ciekawym ustrojstwem. Również dzięki jego wprowadzeniu, zmianom uległy pewne elementy rozgrywki, gdzie mamy inaczej zbudowaną topografię terenu, co wiąże się z trochę odmiennym gameplayem pod względem poruszania się. Jest bardziej różnorodnie i ciekawiej. Do tego M44 posiada kilka bajeranckich, fajnych funkcji i możliwości.
MŁOTY LĄDUJĄCE GDZIEŚ NA KTÓREJŚ Z PLANET
JEDEN Z TYCH BARDZIEJ WULGARNYCH
Wiecie co ten człek, yyyyyy kroganin do mnie wygadywał? Ty pip..pip..ny ssaku, Ty h.pip wredny, zaraz Cię...pip..pip. ne w łeb człowieku. No kto by pomyślał co 😀
Mass Effect to tytuły, które kiedy uruchamiam po raz trzeci, czwarty, setny, za każdym razem przeżywam podobne emocje, przechodzą mnie ciarki, i mimo tego, iż znam już większość wydarzeń, historii, to czuję się jakbym na nowo odkrywał to całe piękno i wyjątkowość. Wyobrażacie sobie mieć takie urządzenie jak w "Facetach w Czerni" ? pstrykać sobie w nasze piękne oczy tym flashem i co jakiś czas powracać do szpili jako swieżak. Aleeeeee by było :)
Po którymś z kolei powrotem do serii, zdarzało mi się odkrywać zupełnie nowe dialogi, ścieżki, a nawet ukryte misje i zadania. Przejść raz każdy z tych tytułów, to jak przeczytać jedną stronę kartki, nie przewracając w ogóle na drugą, gdzie również jest prawie tyle do przeczytania. Te szpile są jak wino - czym starsze tym lepsze. Oczywiście z przymrużeniem oka, ale naprawdę coś w tym jest, bo po każdym kolejnym obcowaniu, i spędzonym czasie z tymi produkcjami, jestem coraz bardziej zafascynowany i pełen podziwu. Te gry mają to coś, że gdzie nie spojrze, gdzie się nie ruszę oddziaływują na mnie swoją magią i unikalnością. Każdy element, każdy piksel, każdy zakamarek, jest chyba zrobiony tak, aby przyciągał moją uwagę jak magnes nie z tego wszechświata. Tego nie potrafi wiele gier.
Zastanawiam się co sprawia, że tak się dzieje. Czy to stara szkoła tworzenia gier, pewne sztuczki, uproszczenia, wyjątkowe oświetlenie, miejsca wydarzeń, atmosfera, a może liniowość? Tak pomimo tego iż wyglądać by mogło to wszystko na otwarte mapy i tereny to gra jest liniowa. Spójrzcie na jedną z map, kawałek terenu VIRMIR, gdzie musimy przedostać się MAKO z punktu 1 do punktu 13.
To lekko zakręcony zygzak, gdzie nie mamy dużych możliwości, podążając przed siebie, a w rzeczywistości wygląda to na sporą połać terenu wokół nas, ale jesteśmy ograniczeni z prawej i lewej strony.
Albo tutaj dla podobnego przykładu:
I tu właśnie może być ten klucz do sukcesu, dlaczego to wszystko jest tak unikalne i fascynujące. Bo czar tkwi w prostocie! Przykładów znalazł bym oczywiście więcej. Nie biegamy setki kilometrów jak maratończyk, który zarzekł się że w tym roku ukończy najdłuższy bieg, możemy poeksplorować, polizać pozaziemskie ściany i elementy, ale jednocześnie cały czas jesteśmy w centrum uwagi i wydarzeń. Sprytnie co? Jasne i na mnie działa.
N7 SHEPARD - JEST I ON!
Komandor Shepard - mój bohater i jedna z najwspanialszych, najbardziej wyrazistych, i najlepiej wykreowanych postaci w grach wideo kiedykolwiek. O wersji płci kobiecej nie mogę powiedzieć nic niestety, bo nigdy nie wybrałem. Ale męski Shepard jest po prostu genialny. Według mojej opinii, w części pierwszej w dubbingu wypadł fantystycznie i tak mi przypadł do gustu, że łącze go cały czas z pierwszym aktorem podkładającym głos. I za każdym razem cieszę się i nie mogę się doczekać kiedy będę mógł znów wejść w jego kosmiczne buty. Jeśli chodzi o wygląd to twórcy również wyszukali unikalnego ludzkiego człowieka, który pasuje swoim wyglądem absolutnie idealnie do roli Sheparda. Jakby ktoś nie wiedział, jest to Holendeski aktor i model Mark Vanderloo, który użyczył swojej twarzy, bez głosu.
Czy różni się czymś od wersji płci pięknej nie wiem, może kiedyś spróbuję dla odmiany, ale nie sądzę aby były jakieś znaczące różnice. Komandor to tak zwane "ludzkie widmo" który ma pewne przywileje w galaktyce, nadane przez radę Cytadeli. Może więcej niż inni, a swoje cele zdobywa środkami nadzwyczajnymi, nie dostępnymi dla innych. Ale nie ma się co dziwić, bo to co musi robić i kogo ścigać, nie byłoby możliwe bez specjalnych pozwoleń i przyzwoleń. Ma na to wszystko specjalną licencję w kosmosie jak 007 Bond kiedyś na ziemi.
OD BOHATERA DO ZERA
Niestety studio BioWare, które stworzyło jedną z najlepszych trylogii w historii (jak nie najlepszą) jest dziś cieniem samego siebie, albo i nawet na dnie. Zresztą pewnie osoby odpowiedzialne za ME, które go powoływały do życia, kreowały i tworzyły, już dawno nie są jakkolwiek związane czy powiązane z firmą, a po legendarnym, niesamowicie zasłużonym studiu została tylko nazwa. Takie jest życie, nie zawsze jest kolorowo i sielankowo. Kiedyś będące bohaterem, dziś przysłowiowym zerem. Żeby tego było mało, to za chwilę może nawet przestać istnieć. Ale czy należy się smucić, jeżeli tej prawdziwej ekipy i nazwy już dawno nie ma, a cieszyć się, że stworzyło tyle świetnych projektów w czasach swojej świetności, a pozostawiona spuścizna jaką jest MASS EFFECT będzie wiecznie żywa, i jeśli kiedyś już nie będzie grywalna i możliwa do uruchomienia na żadnym sprzęcie, to pozostanie na zawsze w głowie i sercu. Szkoda, że będąc na topie lub w tak zwanym ciągu, nie zrobili 4 części w tym tempie, którym stworzyli trylogię. Już na PlayStation 4 i Xboxa One. Dlaczego nie, spójrzcie na Uncharted - trylogia na PS3, a potem 4 część na PS4, i buuuuum nie było żadnych problemów, wszyscy zachwyceni i zadowoleni.
SOUNDTRACK
Epicki, monumentalny, fenomenalny, to garstka słów jakimi mogę krótko opisać ścieżkę dźwiękową i różne utwory z ME.
Znacie tego Pana? To Sam Hulick, który stworzył ponadczasowy soundtrack do opisywanych dziś tytułów. Słucham bardzo często, nigdy mi się nie nudzą, poprawiają humor, potrafią zapomnieć o chwilach słabości i sprawiają, że gry już same w sobie arcydzieła i dzieła sztuki, są jeszcze bardziej genialne. To postawienie piekielnie słodkiej i soczystej wisienki na torcie i dołożenie wielkachnej, już nie kropki, a kropy nad i. Cudeńka i majstersztyki - nawet kiedy nie gram, to słuchając tylko muzyki, potrafię się tam przenieść z powrotem gdziekolwiek jestem.
Naciśnij dowolny przycisk, a ja siedzę jak zaczarowany i wsłuchuję się w ten niesamowity kawałek. Magiczny, sprawiający że nie mogę oderwać oczu i słuchu od ekranu, aż do jego zakończenia. Tak właśnie szalony i nieprawdopodobny jest soundtrack Mass Effect.
Czy mam swojego faworyta? Szczerze to nie. Albo inaczej - ciężko powiedzieć. Wszak każda z nich wprowadzała jakieś ulepszenia, nowości, i każda z części miała swoje epickie otwarcie, to ciężko wybrać tę najlepszą. Nie mniej jednak obojętnie którą odsłonę bym nie włączył, to zawsze będzie to prawdziwy MASS EFFECT. Ale, ale sentyment chyba największy będzie do pierwszej odsłony, bo jak wiadomo ta jednak pierwsza zwalała z nóg, posyłała szczęki na podłogi, przecierała szlaki i schematy. Ostatecznie i tak wszystkie miażdżą ponad skalę.
XBOX SERIES X
To obecnie platforma gdzie ów trylogię ogrywam, dogrywam i zagłębiam się po całości. Dlaczego akurat tu? A no dlatego, iż wersja na konsolę Microsoftu jest najstabilniejsza, najostrzejsza i z największą paletą opcji na konsolach. Jest auto HDR, który pogłębia wizualne wrażenia, jest opcja do 120 klatek na sekundę, dzięki której wszystko śmiga jak masełko. I nie mówię żeby gdzie indziej było coś źle, czy niegrywalne, lecz po prostu jak wiemy, to gra ze wstecznej kompatybilności, a tą jak wiemy najlepiej zrobioną ma MS z Series X. Tyle - absolutnie żadna sensacja. I tu tytuły błyszczą najjaśniej. Spokojnie na piątej stacji gier od Sony też się gra wyśmienicie, bo i tam próbowałem, a wybór gdzie gram, to tylko moje prywatne preferencje. Chociaż muszę przyznać i powiedzieć, że te całe ulepszenia gier z PS4 na PS5 PRO coś tam wnoszą.
PODSUMOWUJĄC
Po krótce :) tytuły, które odkryłem po czasie (znowu niestety) i z marszu wtargnęły do mojego growego świata jako jedyne w swoim rodzaju, które zapamiętam na długo i nigdy nie zapomnę. I chyba coraz bardziej przekonuje się do tego co mówi wielu graczy i znajomych, że fabularne gry RPG, to najlepsze co nas spotkało i prawdopodobnie najlepsze typy gier.
Pokazały jak można postrzegać gry wideo i odbierać je. Za co kocham tę formę rozrywki. Jaki ogromny wpływ miały na moje obecne podejście do grania, zabawy, wyłapywania tego co najlepsze. Prawie 20 latek na karku, a to dalej robi piorunujące wrażenie, czy ktoś to sobie wyobraża jak dobre to są produkcje i jak o lata świetlne, a no właśnie - kosmos- lata świetlne 😀 wyprzedziły swój czas. Jakby to powiedział Włoch - MAMMA MIA, jak oni to zrobili, drapiąc się po głowie.
Takich gier już nie ma i nie będzie. Takie były kiedyś. Ale może to i lepiej. Pewnych rzeczy się nie rusza i powinno się je zapamiętać takie jakie były w swoim czasie - 10/10. I pomimo tego iż minęło sporo czasu od pierwotnej premiery, cieszę się, że mogę w końcu oddać hołd i napisać jak szanuję, uwielbiam, a nawet kocham na swój sposób tą przecudowną trylogię gier.
Pozdrawiam i do usłyszenia. Miłego weekendu.