Saikuno neziteri akuwomo – recenzja gry Soul Calibur IV

BLOG RECENZJA GRY
1452V
Saikuno neziteri akuwomo – recenzja gry Soul Calibur IV
Redakcja PPE.pl | 02.08.2015, 19:25
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Trzy lata po dość bogatym, lecz również zbugowanym Soul Calibur III, światło dzienne ujrzała czwarta część historii o walce z użyciem broni białej. Czy gra sprostała oczekiwaniom i potrafi tak samo wciągnąć jak poprzednie odsłony serii?

Zacznijmy od fabuły, która ogólnie w bijatykach ma raczej podrzędną rolę. Podobnie jak w poprzednikach, dalej głównym celem niektórych postaci jest zniszczenie, zdobycie bądź bronienie złowieszczego miecza, Soul Edge. Pierwsze skrzypce jednak gra tutaj Algol – dzielny król, który dawno temu zapanował nad diabelskim ostrzem i stworzył Wieżę Chwały jako dowód swoich dobrych czynów wobec ludzkości. Niestety z czasem musiał zabić swojego syna Arcturusa, na którego śmiercionośna broń miała zły wpływ.

Dusza Algola została obudzona poprzez odzyskanie pełnej siły Soul Calibura oraz Soul Edge, do czego dopuścił się Zasalamel w Soul Calibur III. Pragnąc powrócić do świata żywych, legendarny król wzywa wszystkich wojowników poszukujących jednego z dwóch mieczy do miasta Osthreinsburg, gdzie mają stoczyć pomiędzy sobą walki. Według jego planu, ostatni z przetrwałych będzie ofiarą złożoną podczas rytuału, dzięki którego będzie mógł znów chodzić wśród żywych.

 

Zarys fabularny jako tako mamy za sobą, więc czas przejść do postaci. W Soul Calibur IV pojawiają się dobrze Nam znani wojownicy z poprzednich części: Xianghua, Nightmare, Ivy, Talim, Seong Mina, Taki czy Cervantes. W sumie bohaterów jest 34, z czego 10 z nich jest nowymi zawodnikami. Poza wspomnianym Algolem pojawia się Hilde (młoda księżniczka kraju Wolfkrone), pięć dziewczyn stworzonych przez różnych rysowników mangi (Angol Fear, Ashlotte, Kamikirimusi, Scheherazade i Shura) oraz trzy osobniki znane z uniwersum Gwiezdnych Wojen – Darth Vader, Mistrz Yoda oraz The Apprentice.

O ile The Apprentice był dostępny od samego początku w obu wersjach gry (podobnie jak Algol czy pięć mangowych dziewcząt, trzeba go pokonać w trybie dla jednego gracza by go odblokować), to pozostałe postacie z Gwiezdnych Wojen przez pewien czas były ekskluzywne dla danej edycji Soul Calibur IV (drugą postać trzeba zakupić przez PS Store/Xbox Live Marketplace)  – Lord Vader od samego początku jest dostępny na PlayStation 3, a Yoda na Xbox 360. Paru znanych wojowników też jest niedostępnych od samego początku, więc jeśli chce się nimi zagrać, to trzeba ich kupić za odpowiednią ilość pieniędzy zdobytych podczas wszelakich potyczek w grze.

 

Ok, mamy fabułę i postacie, więc czas przejść do zawartości gry, która niestety w przeciwieństwie do poprzednich części serii jest uboga. Mamy tutaj Story Mode, Arcade Mode, Practice Mode, Tower of Lost Souls, Versus Mode oraz Online Mode. Najciekawszym trybem jest według mnie Wieża Zagubionych Dusz, gdzie pokonujemy przeciwników oraz wykonujemy dodatkowe zadania (np. zrób pięć razy Guard Impact czy wyrzuć wroga z areny) by dostać jakieś przedmioty do customizacji postaci (o tym za chwilę). Tryb Historii pomimo ładnie wykonanych filmików końcowych nie powala – pięć walk to trochę za mało by nacieszyć się tą opcją produkcji. Arcade to typowe walki z konsolą, w Practice poznajemy ciosy naszego wojownika, a Versus to walki z drugim graczem przy jednym ekranie (dzieli się go na Standard – bez dodatkowych parametrów; oraz Extra – z dodatkowymi parametrami).

W Soul Calibur IV wprowadzono po raz pierwszy możliwość grania przez sieć. Niby ciekawe rozwiązanie (czasem nie ma możliwości zagrania z kimś przy jednej konsoli), ale niestety nie obeszło się bez wad. Po pierwsze walki rankingowe – fajnie że się zdobywa jakieś tam punkty doświadczenia oraz wyższe poziomy, ale tracenie tych punkcików za przegraną potyczkę z graczem o znacznie wyższym levelu doświadczenia (mam na myśli numerek obok nicku gracza, a nie umiejętności w grze) nie jest trafnym pomysłem. No dobra, każdy może ci wtedy powiedzieć: „Nie graj w Ranking Match, graj w Player Match”. Owszem, w tym drugim trybie sieciowym nie ma żadnych poziomów i tym podobnym, ale może pojawić się inny problem - połączenie. O ile z rodakiem można sobie spokojnie pograć (testowane podczas potyczki ze Squarem), to z graczem z innego regionu nie jest tak fajnie – lagi, nagłe przerwanie połączenia... Chyba wiadomo o co chodzi.

W tekście wspomniałem wcześniej o elementach do customizacji postaci. Tak, zgadza się – podobnie jak w Soul Calibur III, pojawia się tutaj tryb kreowania własnej postaci. Oczywiście doczekał się pewnych nowości: można ustawić tonację głosu oraz masę wojownika (czy to ma być mięśniak czy szczuplas). Reszta praktycznie jest taka sama jak wcześniej – wybór płci, stylu walki, wyglądu twarzy czy kolorowanie stroju (elementy zdobywamy podczas przechodzenia Tower of Lost Souls bądź poprzez kupno). Standardowi bohaterowie (poza Algolem, Mangowymi Pannami oraz Gwiezdnymi Zbójami) również otrzymali możliwość edycji stroju – Xianghua w sukni chińskiej? Taki w stroju kąpielowym? Rock z maską wilka na głowie? Do koloru, do wyboru.

Warto jeszcze wspomnieć o paru dodatkowych opcjach zawartych w czwartej części Calibura. Jedna z nich to Chain of Souls – opisy postaci występujących w grze, przedstawione w postaci tzw. drzewka relacji (np. kto jest czyim przyjacielem, kto wrogiem, itp.). Dodatkowo jeszcze mamy Galerię Obrazków, Mini-Kino (filmiki końcowe, intro) oraz Spis Wyzwań (coś na zasadzie osiągnięć/trofeów).

 

Zawartość zawartością, ale przydałoby się coś wspomnieć o systemie gry oraz oprawie audio-wizualnej. Wpierw zacznę od rozgrywki, bo to najważniejszy aspekt każdej bijatyki (zarówno 2D jak i 3D).

Założenia gry są takie same jak w poprzednich częściach serii – jeden przycisk odpowiedzialny za atak poziomy (A), drugi za atak pionowy (B), trzeci za kopniak (K), a czwarty za blok (G). Można również mieszać kombinacje przycisków, by wykonać jakieś inne kombinacje (np. A + G to łapanka, B + K to zwykle jakaś specjalna poza, itp.). Poruszanie się po arenie jest swobodniejsze niż chociażby w Tekkenie – np. nie trzeba wciskiwać dwa razy strzałki w górę by zrobić krok w bok. Ważnym elementem jest również możliwość wyrzucenia oponenta z areny (Ring Out) oraz specyficzny rodzaj bloku, zwany Guard Impact (przód/tył/dół-tył + G). Dzięki niemu możemy łatwo skontrować atak naszego przeciwnika.

Jakich zmian systemowych doczekał się czwarty Calibur względem poprzednika? Pierwsza rzecz jaka się rzuca w oczy to trzy małe paski pod głównym paskiem życia – odpowiadają one za stan naszego pancerza (część górna, środkowa i dolna). Jego zniszczenie (poprzez atakowanie blokującego oponenta) powoduje utratę części garderoby oraz może przyczynić się do Critical Finishera. Czym jest ten Critical Finisher? Otóż jest to cios, który może w trybie natychmiastowym zakończyć walkę. Coś na zasadzie Fatality, ale można odpalić go wcześniej oraz prezentuje się mniej brutalnie niż w Smoczej Serii.

Kiedy można wykonać taki atak? Tuż obok paska życia mamy średniej wielkości kółko. Jest to Soul Gauge, który ma pięć stanów (od najlepszego, do najgorszego): niebieski, zielony, żółty, czerwony, oraz migający czerwony (oczywiście współczynnik może się regenerować poprzez nie blokowanie ciosów). Ten ostatni jest sygnałem na to, że można wykonać Critical Finishera. Zanim jednak go odpalimy (poprzez wciśnięcie A + B + K), trzeba znisczyć gardę przeciwnika. Gdy tylko ujrzymy czerwone błyskawice, to natychmiast trzeba wcisnąć podaną wcześniej kombinację.

Critical Finisher może wywołać pewne niezadowolenie wśród graczy (że walkę można zakończyć szybciej niż się myśli), ale jak dla mnie jest to ciekawe rozwiązanie w systemie gry. Zachęca ono do innych metod defensywnych, chociażby podskok by uniknąć podcinki czy kucnięcie by minąć wysoki cios horyzontalny.

 

Jak prezentuje się oprawa audio-wizualna w tejże grze? Jeśli chodzi o grafikę, to jest to jedna z najładniejszych bijatyk 3D na siódmą generację konsol. Normalnie od Xianghuy ciężko oderwać wzrok... Ach, miałem napisać o dobrze wykonanych modelach postaci, ładnych efektach świetlnych oraz o nawet dobrze wykreowanych arenach, a wpierw pomyślałem o wyglądzie mojej ulubionej bohaterki w serii Soul Calibur. Cóż, dziewczyny potrafią zamącić w głowach. Czy to te prawdziwe, czy te fikcyjne ;)

O ile graficznie gra prezentuje się przecudnie, to niestety o muzyce ciężko coś napisać pozytywnego. Parę ciekawych utworów może się znajdzie (Halcyon Harbor, Entwined Destiny czy Thanatos), ale to nie ta sama liga co w poprzednikach (gdzie się podziała w ogóle jakaś nowa wersja Healing Winds?). Można oczywiście zmienić OST na ten z pierwszej części serii, ale żeby to zrobić, to trzeba go kupić z PS Store/Xbox Live Marketplace.

 

Pozbycie się błędów poprzednika kosztem utraty jej najlepszych atutów – tymi oto słowami można w skrócie opisać Soul Calibur IV. Niesamowita oprawa graficzna, całkiem ciekawy system gry oraz ulepszony edytor postaci robi wielkie wrażenie. Mała ilość trybów dla pojedynczego gracza oraz średni soundtrack może budzić lekki niesmak wśród fanów uniwersum, ale przy tym tytule również spędzą miło czas.

Co do ostatecznej oceny to zastanawiałem się nad tym, czy nie dać tej samej noty co trójce, ale ze względu na brak głupich bugów (psujący się save czy silniejsza Ivy jako drugi gracz) oraz na niesamowity wygląd Xianghuy, podwyzszam ocenę o pół oczka ;)

 

 

 

Oceń bloga:
0

Atuty

  • - Grafika.
  • - Ciekawe rozwiązania w systemie walki.
  • - Customizacja postaci.
  • - Nowe postacie (Hilde, pięć żeńskich postaci od rysowników mang).
  • - Xianghua (mój prywatny plus ;) ).

Wady

  • - Mała ilość trybów dla pojedynczego gracza.
  • - Nie do końca sprawny tryb sieciowy.
  • - Częściowo muzyka.
  • - Nie każdemu spodoba się gościnny występ postaci z Gwiezdnych Wojen.

Redakcja PPE.pl

Pozbycie się błędów poprzednika kosztem utraty jej najlepszych atutów. Tymi słowami można najprościej opisać czwartą część serii Soul Calibur.

8,5

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper