Boss za bossem przetykany bossem, czyli Monster Hunter 4 Ultimate
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Demo części trzeciej na Wii U - odbiłem się. Wersja próbna opisywanej właśnie gry - to nie dla mnie. Do trzech razy sztuka? Na to wychodzi. Po zachętach kolegi kupiłem pełną wersję "czwórki" z myślą, że zawsze mogę przecież ją sprzedać, jeśli mi się nie spodoba. Taki był plan, ale nic z tego. Tym razem zatrybiło.
Nie jest to więc recenzja dla wyjadaczy serii Capcomu, którzy i tak żadnej recenzji nie potrzebują, ale coś ma kształt opisu zetknięcia się osoby lubiącej głównie RPG-i, w których kluczową rolę odgrywa fabuła, z pozycją praktycznie bez historii (oczywiście jakaś tam jest, ale niezbyt istotna), skupiającą się na gameplayu. Dobra, uwielbiam choćby oparte na rozgrywce Zeldy, ale to jednak co innego.
Czym właściwie jest Monster Hunter? Jak w tytule - bijemy bossa, żeby dostać szansę ubicia bossa, która, jeśli zakończy się sukcesem, da nam możliwość spotkania jeszcze silniejszego bossa i... tak (niemal?) bez końca. Co prawda czasem trzeba zebrać zioła i grzyby na mikstury albo połowić ryby, ale wszystko to robi się tylko po to, by załatwić kolejne wielki bydlę. A tych bydlaków jest multum - po około 50 godzinach gry mam na koncie kilka jaszczurów, smoków, pająków, małp i jestem pewien, że w kolejnych 50, 100 czy kto tam wie ilu godzinach spotkam znacznie więcej jeszcze silniejszych monstrów.
Walka z każdym stworem to wyzwanie, do którego trzeba się należycie przygotować. Na początku warto dobrać ekwipunek, który zapewni odpowiednią ochronę. Na stwora ziejącego ogniem warto wziąć, niespodzianka, zbroję dającą odporność na ogień. Potwór ma twardą skórę, na przykład z kamienia? Pewnie warto wyposażyć się w młot, którym rozbijemy skorupę i dobierzemy się do mięska. Kolejna sprawa to mikstury - bez potionów ani rusz, antidota na trucizny też się przydadzą, a czasem nie obejdzie się bez mikstur schładzających bądź rozgrzewających organizm. Nie zaszkodzi też zajrzeć do kucharza, u którego będziemy mogli wybrać unikalną kombinację składników™, zapewniającą bonusy przydatne w konkretnej potyczce. A może jeszcze bomby? A może pułapki? A odpowiednie gemy do przedmiotów to wsadziłeś? Nie będę wymieniał wszystkiego, bo nie dam rady - opcji jest zatrzęsienie. Na szczęście twórcy udostępniają niektóre opcje w miarę postępu w kampanii, ale i tak już na starcie możliwości jest multum i jest to aż przytłaczające.
Samo polowanie odbywa się na terenie podzielonym na kilka lokacji, pomiędzy którymi następują krótkie ładowania. Zabieramy ze skrzynki mapę i zastanawiamy się, gdzie może czaić się nasz cel. Po drodze zbieramy rośliny czy miód, z którego będziemy mogli stworzyć medykamenty, jeśli te zabrane przed misją wyczerpią się. Jeśli mamy kilof albo siatkę na owady, to możemy wykopać jakąś rudę albo złapać robala, z którego zrobimy, nie wiem, bombę do rzucania? Albo napój dający czasową niewrażliwość na ataki?
Po chwili szukania powinien zaatakować nas filmik prezentujący potwora. Zanim zaczniesz walczyć, zostaniesz przestraszony przez twórców przerywnikiem, w którym kilkunastometrowa wiwerna przewraca cię, graczu, na glebę i prawie odgryza głowę. Spoko. A potem jest jeszcze gorzej, bo gra oddaje ci stery i teraz musisz zabić tego skurczybyka samodzielnie! Unikasz pierwszej szarży przewrotem w bok, odwracasz się i biegniesz w kierunku stwora, by go obić. Cóż, nie dobiegasz - zamachnął się ogonem i odleciałeś kilka metrów do tyłu. Nie masz już połowy paska życia, więc odkładasz broń, by wypić miksturę. Ledwo kończysz, a stwór znowu biegnie w twoją stronę. Wykonujesz udany unik i udaje ci się wyjąć broń, którą możesz wreszcie posmyrać wroga po łapach. Do głowy mu nie sięgasz. Z czasem łapiesz rytm i po udanym kombosie potwór przewraca się. Teraz jest czas na mashowanie przycisku ataku. Tłuczesz dziada ile wlezie, najlepiej po głowie, jednak nic z tego - potwór wstaje i oddaje ci potężnym ciosem, po którym lądujesz kilka kroków dalej.
Zauważasz, że z prawej jest niewielka skarpa. Może by tak spróbować zwabić stwora w jej okolice, a potem skoczyć na niego ze śmiercionośnym atakiem? No, może nie śmiercionośnym, bo to go nie zabije, ale udaje ci się znaleźć na grzbiecue potwora. Teraz zaczyna się rodeo - raz niemiłosiernie wbijasz sztylet w szyję maszkary, raz próbujesz się utrzymać na jej grzbiecie. Udaje ci się. Potwór pada pod gradem ciosów i znów jest bezbronny przez kilka-kilkanaście sekund. Nie daje za wygraną, choć widać, że trochę zaszedłeś mu za skórę - postanawia bowiem uciec do innej lokacji. Ostrzysz stępioną broń, pijesz mikstury leczące i gonisz go. Jeśli oznaczyłeś go specjalną bombką, lokacja, do której się udał, jest podświetlona na minimapie. Powtarzasz wcześniejsze kroki - okładanie po nogach czy innych częściach ciała, próba powalenia czy osiodłania - by po kilkunastu-kilkudziesięciu minutach walki, zużyciu niemal wszystkich mikstur i pułapek osiągnąć cel. Stwór pada martwy, a ty możesz wyciąć z jego ciała kilka trofeów, które posłużą do stworzenia lepszej broni czy zbroi.
Gore Magala. Prawdopodobnie pierwszy stwór, przy którym wątpisz, czy zakup tej gry był dobrym pomysłem
Tak to w skrócie wygląda, przynajmniej w przypadku tych silniejszych kreatur. Starcia są emocjonujące i trudno w nich o wytchnienie - co prawda można uciec do innej lokacji i próbować się uleczyć, ale potwór może nas gonić. Do ubicia poczwar potrzebne jest zazwyczaj kilkaset trafionych ciosów i konieczność jako-takiego unikania ich ataków - czy to turlając się i biegając, czy to blokując tarczą. Po pewnym czasie możemy też próbować łapać stwory, co wcale nie jest aż tak trudne, ale i nie zawsze przydatne. Jest bowiem opcja niszczenia poszczególnych części ciał potworów. Aby zrobić naprawdę ciekawy rynsztunek, niekiedy trzeba będzie odkroić stworowi ogon czy straskać rogi na jego głowie, które pojawiają się dopiero wtedy, gdy porządnie się wkurzy. Ogólnie rzecz biorąc, gra nastawiona jest na kilkukrotne pokonywanie przeciwników - po jednej wygranej na pewno nie będziemy mieli odpowiedniej liczby składników na pełny zestaw rynsztunku. Z każdym kolejnym razem jest coraz łatwiej i miło jest patrzeć jak boss, który za pierwszym razem strasznie dał się nam we znaki, za czwartym czy piątym razem jest już sporo prostszy do pokonania, bo znamy jego ruchy i wiemy, czego się spodziewać.
Każdy stwór ma określony profil zachowań. Przykładowo, pająk Nerscylla próbuje złapać gracza w sieć, przyciągnąć do siebie i okładać. Lubi też lokacje z piętrami, by zaskakiwać a to zeskakiwaniem z góry z zamiarem wbicia w nas kolczastego odwłoku, a to wyskokiem z dołu, gdy jesteśmy nad nim i myślimy, że możemy się spokojnie podleczyć. Potwory głupie nie są i reagują na to, co robi gracz, ale zachowań stworów można się dość szybko nauczyć. Na przykład przerośnięte emu po szarży na chwilę pada na ziemię i jest bezbronne. Wtedy czas na atak.
O, zapomniałbym - w walkach pomagają nam kotopodobne Palico, które mogą nas podleczyć, oszołomić na krótko stwora czy zebrać trochę ziółek. Poza naszym głównym kocim generałem, doliczyłem się przynajmniej kilkanastu rodzajów futrzaków wspierających. Dodatkowo każdy z nich może levelować i zdobywać nowe umiejętności, istnieje możliwość przystrojenia ich, zaprzęgnięcia do poławiania ryb czy wyruszania na wyprawy. Palico to ta roźluźniająca część zabawy.
Co do wyposażenia - tego to jest chyba jeszcze więcej niż potworów. U wioskowego kowala możemy wykuć sobie hełm, zbroję, rękawice, nagolenniki i buty, a także broń. Klas oręża jest kilkanaście - przez duże, powolne młoty i topory, kilka rodzajów mieczy, lance, aż po broń dystansową - łuki i strzelby z dziesiątkami różnych rodzajów naboi. Nie brakuje ciekawych designów - choćby Switch Axe w formie podstawowej jest mało poręcznym toporem, ale po pewnym czasie można na pewien czas zmienić go w bardziej wygodny w użyciu miecz, a Gunlanca (trudno tu o dobre polskie tłumaczenia), oprócz dźgania, pozwala także na ostrzelanie przeciwnika z bliskiej odległości. Każdy typ broni ma swoje kombosy, każda broń ma rozgałęziające się często bardzo-bardzo drzewko rozwoju, dzięki któremu ze zwykłego miecza zrobić można elitarne ostrze. I oczywiście każdym typem uzbrojenia da się skutecznie grać, chociaż początkujący będą mieli ciężko z niektórymi rodzajami narzędzi mordu. Wysokopoziomowy oręż i zbroje wyglądają świetnie - dopasowane zestawy robią ogromne wrażenie, a wiadomo, że w tego typu grach, oprócz efektywności, liczy się też dobry wygląd. Jak zabijać potwory, to z klasą.
Musi być stylowo, MUSI
Prócz czegoś na kształt kampanii z kolejnymi miesteczkami i misjami, istnieje też Gathering Hall, w której sami, razem z kumplami lub losowymi graczami możemy pobić potwory, które wcześniej ubiliśmy w kampanii. Albo których jeszcze nie ubiliśmy - znajdujemy kogoś na wyższym poziomie doświadczenia i razem załatwiamy bossa, z którym samodzielnie nie potrafiliśmy dać sobie rady. Granie w cztery osoby znacznie ułatwia całą sprawę. Co prawda potwory w tym trybie mają więcej punktów życia niż w kampanii, ale z pewnością nie jest to liczba 4 razy większa (na forach znajduję informację o maksymalnie dwukrotnie większej ilości HP), co ma sens - rzadko kiedy jest okazja, by wszyscy gracze bili jednego stwora równocześnie. Cała zabawy w tym trybie podzielona jest na rangi - trzeba wykonać kilka questów, po czym aktywuje się zadanie wymagane do przejścia do klasy wyższej.
Czy ta gra ma w ogóle jakieś uchybienia? Na pewno trzeba przyzwyczaić się do sterowania. Każdego większego stwora można oznaczyć, dzięki czemu po wciśnięciu lewego bumbera widok wycentruje się na nim. Trochę mniej wygodnie jest w przypadku starć z największymi przeciwnikami, na przykład wtedy, gdy biegamy im pod brzuchem. Nie można za to skupiać kamery na mniejszych, nie będących bossami wrogach. Z drugiej strony - nie mogą nam oni za wiele zrobić. Są raczej przeszkadzajkami, które wytrącą nas z równowagi, gdy zbieramy kwiatki, ewentualnie będą latać koło głównego bossa, który zapewne przypadkowo i tak sam je zabije. Domyślam się jednak, że posiadanie nakładki Circle Pad Pro (dodatkowa gałką) bardzo pomaga choćby w używaniu broni dystansowych.
Wadą może być też, paradoksalnie, ogromna ilość opcji. Początkowo nie bardzo wiadomo, za co się zabrać. Robić questy z kampanii czy z gildii? Do czego służy ten przedmiot i jak go poprawnie użyć? Gdzie mogę zobaczyć, jakie dokładnie bonusy daje mi założony pancerz? Jeśli nie chcesz się zagłębiać w niuanse, to będzie ciężko, bowiem właśnie na dogrywaniu detali oparte jest efektywne pozbawianie stworów życia. W jednej zbroi i z jedną bronią będzie się nam z daną bestią walczyło bardzo ciężko, a inny zestaw będzie znacznie efektywniejszy. Pewnie można by znaleźć jeszcze kilka wkurzających pierdółek, jak choćby nie wpływający na samą grę brak możliwości robienia screenshotów albo okazjonalne, niewielkie spadki płynności, ale nie są to rzeczy, które jakoś bardzo by przeszkadzały.
Podobno gdzieś potem można sobie stworzyć zbroję Samus z Metroida. I nie tylko - jest też coś z Zeldy, Mario i kilku innych znanych serii
Dobra, kończymy. Mógłbym stworzyć jeszcze dłuższy elaborat, ale wtedy nie przeczytałyby go nawet te trzy osoby, które tu dotarły, a nie o to chodzi - jak zagracie, to samodzielnie poznacie wszystkie szczegóły i szczególiki. Nie wiem, jak mogłem się nie poznać na tej serii podczas ogrywania wspomnianych na wstępie dem. Teraz jestem bardzo zadowolony, że dałem jej szansę. Monster Hunter 4 Ultiamte to ogromny, bardzo dobrze wyglądający i brzmiący, kipiący zawartością tytuł, który wynagradza zapamiętywanie słabych punktów stworów i mocnych punktów poszczególnych broni i przedmiotów, a przy okazji rozluźnia atmosferę humorem i słodkimi Palico. Czuję, że spędzę przy nim co najmniej kilkadziesiąt kolejnych godzin, ale nie zdziwię się, jeśli do premiery Monster Hunter X w okolicach zapewne wiosny 2016 roku będę miał nabite tych godzin kilkaset.