Mitologia ostra jak maczeta, czyli troszkę grzeczniejsze początki Kratosa
Właśnie ukończyłem God of War: Wstąpienie. Mimo kolejnej porcji frustracji i bluzgów(cholerne wyzwanie Archimedesa), muszę przyznać, że niespodzianki nie ma. To kolejny świetny slasher, wart zakupienia. Nic oryginalnego, świeżego w formule rozgrywki. Co nie zmienia faktu, że rozgrywka jest emocjonująca.
Od czego tu zacząć? Fabuła koncentruje się na zmaganiach Kratosa z Furiami, które karmiąc go iluzjami, wprowadziły tym samym w stan furii. Nie będę się rozpisywał nad historią przedstawioną w grze. Mimo, że stanowi jakieś 10% zawartości, nie jest głupia, ani zła. Na pewno rzuca więcej światła na przeszłość Kratosa, choć jest serwowana zdawkowo. Mimo, że oszczędna, to jednak wciągająca. "Nagroda Gildii Amerykańskich Scenarzystów za najlepszy scenariusz gry wideo", to mówi samo za siebie.
Przejdźmy do najważniejszej części, czyli jak się w to gra? Ano gameplay jest, moim zdaniem, lepszy niż w trzeciej części, którą miałem okazję przejść. Tym razem, mamy do dyspozycji tylko jeden rodzaj broni, co wielu uznało za wadę. Wszak we wspomnianej trójce, oprócz standardowych ostrzy z łańcuchami, mieliśmy rękawice Heraklesa, jakiś ognisty łuk, młot bodaj również(niech mi fani wybaczą, że nie pamiętam nazw tychże narzędzi). Mi to jednak nie przeszkadzało. Używamy ostrzy na łańcuchach, ale dodatkowo możemy wybrać jedną z czterech możliwych magii, jakie mogą one zaserwować. Wprowadza to nowe kombinacje ciosów, oraz, co najfajniejsze, magiczne wyładowania(nie wiedziałem, jak to nazwać). Tak więc Kratos może uraczyć wrogów podwójnym wybuchem, zamrozić ich, wytworzyć elektryczną kulę rażącą wszystkich dookoła(moja ulubiona opcja) albo przyzwać ręce umarłych, aby powyłapywały delikwentów i zaciągnęły ich przed oblicze Hadesa. Trzeba przyznać, robi to duże wrażenie audiowizualne, dodajmy do tego jeszcze wzmożone wibracje pada i przymus szybkiego klikania przycisków, no i jeszcze trochę irytacji związanej z upierdliwością przeciwników, i taki oto efekt potrafi przynieść graczowi nielichą satysfakcję.
Jak najbardziej, plus należy się twórcom nie tylko za sedno rozgrywki, czyli walkę, ale również za ciekawe artefakty. Amulet Uroborosa, który potrafi naprawiać, bądź dekonstruować elementy otoczenia, co umożliwia Kratosowi osiągnięcie danego celu. Cacko potrafi również naprawić, bądź rozłożyć na elementy pierwsze, ale nie do końca, co daje ciekawy efekt zawieszenia w czasie. Ponadto mamy kamień, który potrafi wytworzyć kopię głównego bohatera(ale nie walczącą, tak lekko to nie ma), która zastyga w danej pozycji, umożliwiając Kratosowi np. zablokowanie danego mechanizmu, dzięki czemu może przejść on do następnej lokacji. Szkoda, że nie miał takiej zabawki w trójce, może wtedy nie połamałby córki Posejdona kołowrotem.
Właśnie, lokacje. Chylić czoła należy przed projektantami. Ktoś to musiał tworzyć z dużą wyobraźnią, kto faktycznie siedzi po uszy w mitologii i kocha te klimaty. Takie miejsca jak piec Arystotelesa, posąg Apollona na środku morza, zrobiły na mnie największe wrażenie. Ale najlepsza była droga do świątyni delfickiej. Patent z górską kolejką wężową był kozacki. Nie będę opisywał tych miejsc ze szczegółami, najlepiej samemu się przekonać.
W przeciwieństwie do trzeciej części, gdzie muzyka tylko chwilami zwracała moją uwagę, tutaj muszę przyznać, że jest o wiele lepiej. Choćby motyw przewodni w menu wpadł mi w ucho. Albo tajemnicze, mistyczne chóry, gdy gracz znajduje się w opuszczonej lokacji i musi rozwikłać daną zagadkę.
A propo zagadek. Miałem wrażenie, że było ich więcej, niż w trójce. To kolejny plus. Nie dość, że dawały wytchnienie przed kolejną walką, to jeszcze były ciekawe i różnorodne. Rozgrywka została odpowiednio wyważona, dobrze, że nie chodziło tylko o bezmyślną rąbankę. Należy też wspomnieć, że zagadki nie są na tyle trudne, by zahamować postępy gracza.
Ale było w tej grze coś, co zahamowało mnie na długi czas. Przeklęte wyzwanie Archimedesa. Jaki jest problem z tym etapem? Otóż God of War:Wstąpienie, to gra łatwiejsza niż trzecia część serii. Przyjąłem to z zadowoleniem, bo nie było aż tak męcząco, irytująco jak w tamtej grze. Grałem na normalnym poziomie trudności, nie było "lajtowo", ale też nie była to gra dla hardkorów. I nagle, autorzy zaserwowali nam wyzwanie Archimedesa. Gracz jedzie sobie w górę windą, i musi zaliczyć trzy przystanki. Różnorodne, ciekawe, tak. Ale po drodze nie ma zapisu, ponadto nie ma żadnych skrzyń z zielonymi kulami. Nie liczyłem, ile miałem podejść, dopiero dzisiaj się zawziąłem na maksa i przeszedłem za pierwszym razem. Satysfakcja kolosalna, ale ile nerwów przy tym było... Ponoć autorzy wypuścili specjalną łatkę dla tych, co grali na wysokim poziomie. Co ciekawe, to bez wątpienia najtrudniejsze zadanie w grze. Finałowa walka z bossem jest przy tym śmieszna.
Czy gra jest bardziej efektowna od trzeciej części? Trudno powiedzieć. Na pewno nie walczymy tu z całym światem, nie rozwalamy Olimpu. Nie było takiego momentu, kiedy musiałem przerwać grę, by ochłonąć ze zbyt dużej dawki akcji i efektów(swoją drogą, taki moment zdarzył mi się w trójce raz, na początku, potem byłem już przygotowany i szok mi nie groził). Niemniej, gra nie jest kameralna. Początkowa walka z Hekatonchejrem(a raczej z jego ręką) była epicka, efektowna. Właśnie takiego, mocnego uderzenia na początek, oczekiwałem od gry. Finalna walka z Krakenem(czy on adresów nie pomylił?) robiła świetne wrażenie. Macki łamiące statki jak zapałki, wir pośrodku akcji, no i finałowa walka ze stworem w całej jego okazałości. Najlepszy moment? Gdy wkurzony pysk potwora powoli się podnosi z zamiarem pożarcia Kratosa, i nie była to wcale cutscenka. Szkoda, że starcie z Krakenem było zbyt łatwe, ale przynajmniej wchłonąłem oczami wspaniale wykonany wizualnie etap.
A jaki tym razem jest sam Kratos, nasz ulubiony bohater romantyczny? No cóż, na pewno nie jest tak bezpardonowo okrutny jak w części trzeciej. Nie zabił nikogo, kto sobie na to nie zasłużył(albo po prostu żaden kmiotek mu się nie napatoczył). W samej końcówce przyznaje, że przelał już dość niewinnej krwi(ale w ostatniej części serii to już chłop nie miał z tym problemu). Na pewno bardziej da się lubić niż w trójce, gdzie nie czułem do niego żadnej właściwie sympatii, gdzie jawił się wręcz jako antybohater. Tu też jest brutalny, ale nie zaliczył ani jednego chamskiego numeru. Szkoda, że przerobił się na gorsze.
Tym razem grałem z polską wersją językową. O dziwo, dubbing wcale nie raził mych uszu, może tylko Furie wypadły słabiej. Bogusław Linda nie miał wiele tekstu do nagrania, ale zdecydowanie wolę słuchać jego głosu niż oryginalnego podkładu. Zdziwiłem się, że tak dobrze mu poszło. Nie jest to oczywiście najwyższa dubbingowa półka, ale żadnych większych zastrzeżeń co do wykonania, nie mam.
No cóż, fanom serii nie polecam, bo i tak to kupią. Polecić natomiast mogę tym, których raził nadmierny sadyzm God of War III(ale miejcie na uwadze, że gra nadal nie jest grzeczna i delikatna), a chcieliby zakosztować antycznych klimatów. Grę ukończyłem w dziewięć godzin, dla niektórych może to być zbyt krótka przygoda, ale mi wystarczyło. Na koniec dodam tylko, że po raz kolejny świat wykreowany przez twórców, pod względem wizualnym, urzekł mnie i oczarował kompletnie. Dla fanów mitologicznych klimatów bez ugrzecznień, pozycja obowiązkowa.