Moje gry na "dychę"
Rankingów i tekstów o podobnej tematyce nie brakuje dlatego ja też postanowiłem się dołączyć i stworzyć swoją własną listę dziesięciu gierek zasługujących w mojej opinii na ocenę 10. Jak newralgiczna i trudna w odbiorze jest to ocena nie będę się rozpisywał bo jak wiadomo każde jej wystawienie rodzi mieszane emocje. Ogólnie rzecz ujmując - przyznaję maksymalną notę grom, które przede wszystkim sam ograłem i z perspektywy czasu wydają mi się one idealne w swoich gatunkach (albo przynajmniej blisko im do ideału). Być może niektóre z tych gier oceniałem kiedyś na 9 czy 9.5 tak z perspektywy czasu postanowiłem jednak wystawić maksymalną notę.
Kolejność na liście jest przypadkowa (nie jest to żaden ranking).
W nawiasie platforma, na której grałem.
1. Final Fantasy 7 (PSX)
Są dwa fajnale, które oceniam najwyżej jak tylko się da i co ciekawe są to dwa różne podejścia do tematu. Wytypowany tutaj FF7 to majstersztyk sam w sobie, gra która pojawia się w większości zestawień typu TOP ileś tam. Idealna fabuła, zapadające w pamięci bardzo wyraziste postacie, świetna ścieżka dźwiękowa, kapitalny system Materii, można by tak wymieniać jeszcze długo. Praktycznie w każdym elemencie jRPG-owego rzemiosła Cloud i spółka wznieśli się na wyżyny nieosiągalne wówczas (a może do tej pory?) dla innych twórców gier.
2. Silent Hill 2 (PS2)
O ile pierwsza część z serii o Cichym Wzgórzu wyceniana jest przeze mnie na 9.5 tak już dwójka otrzymuje idealną i soczystą dyszkę. Różnie to bywa z sequelami, ale w tym przypadku mamy do czynienia z pójściem krok dalej i to co wydawało się idealne i raczej niemożliwe do przeskoczenia udało się jeszcze dopieścić. SH2 zyskał miano horroru kultowego. Był i jest to wyznacznik tego jak powinien wyglądać typowy survival horror, ale nie nastawiony tylko na strzelanie i tysiące litrów wylewanej krwi, lecz mający na celu wciągnięcie umysłu gracza w ciężki i mocny klimat jaki panuje w tym miasteczku. Moim skromnym zdaniem poprzeczka zawieszona przez Konami nie została jeszcze osiągnięta przez innych specjalizujących się w tej dziedzinie producentów.
3. GTA: San Andreas (PS2)
Zawsze marzyłem o grze w "czarnych" klimatach z takim typowym luźnym podejściem do wszystkiego na dodatek w formule free road. CJ z ekipą idealnie wpasował się w gusta graczy na całym świecie i choć każde kolejne GTA wydawało się po prostu lepsze to jednak San Andreas niemal z miejsca dostał ode mnie ocenę 10. Mamy tutaj wszystko czego potrzebuje każdy fan serii czyli wielką zróżnicowaną pod względem miast i ukształtowania terenu mapę, wspaniale napisaną fabułę, wpadającą w ucho ścieżkę dźwiękową czy masę mini gierek, które potrafią naprawdę mocno wciągnąć. Takie elementy jak wojny gangów, odkrywanie masy sekretów w Los Santos lub nawet dbanie o muskulaturę naszego bohatera do dziś wywołują banana na gębie.
4. Wiedźmin 3: Dziki Gon (PS4, PC)
Ogrywam teraz remake na PC i przyznam, że radość z gry mam taką samą jak przy pierwszym podejściu. Owszem, znam już fabułę i mniej więcej ciąg wydarzeń jakie po sobie nastąpią jednakże nie przeszkadza mi to w żadnym stopniu czerpać radochy z opowieści. Trzeci Wiedźmin jest grą wybitną, a wyciągane na wierzch minusy i niedoskonałości są często na siłę i służyć mają bardziej temu aby dopiec zapalonym fanom i udowodnić im jaka ta gra jest niedorobiona. Gdyby na podobnych zasadach oceniać inne tytuły to okazało by się, że większość gier jest po prostu do niczego. Ogrom pracy jaki został włożony przy tworzeniu tego arcydzieła można docenić tak naprawdę dopiero po przejściu gry (też nowość :D).
5. God Of War (PS4)
Mógłbym spokojnie wrzucić w tym miejscu również Ragnaroka bo to wypisz wymaluj przedłużenie God Of War z PS4, ale z racji tego, że jeszcze go nie ukończyłem pozostanie na razie na boku. Cóż można napisać o przygodach Kratosa i jego syna skoro każdy z zawartych tutaj elementów stoi na absolutnie najwyższym poziomie? W skrócie przedstawia się to następująco: nieziemsko zrobiony model walki, bardzo dobry system ulepszania sprzętu, wciągająca fabuła, sporo zadań pobocznych, przepiękna grafika - to wszystko przekłada się na grę, którą po prostu każdy bez względu na upodobania powinien ograć.
6. Final Fantasy 10 (PS2, PS4)
W tym miejscu dochodzimy do drugiego z fajnali, któremu z czystym sumieniem wystawiam maksymalną notę. Gra, z którą spędziłem grube setki godzin, przeszedłem wzdłuż i wszerz i którą zapamiętam chyba do końca życia. Jeśli ktoś jest fanem jRPG i jakimś cudem nie wie kto to jest Tidus, Wakka lub Yuna powinien to jak najszybciej nadrobić. Takich gier spod szyldu FF już na pewno nie dostaniemy, a więc dziesiątka jest ostatnią okazją (masa osób odbija się od oprawy w FF7, FF8 czy FF9) do przekonania się jak kiedyś robiło się gry wybitne z gatunku jRPG.
7. Metal Gear Solid 3: Snake Eater (PS2)
Może i dosyć kontrowersyjna dycha, ale jeśli któryś z metali zasługuje na najwyższą notę to właśnie jego trzecia część. Wiadomo, że pierwsza odsłona była swego rodzaju grą przełomową, ale osadzenie akcji w dżungli było strzałem w dziesiątkę. Do dziś pamiętam jak nie mogłem wyjść z podziwu podczas pierwszych chwil z grą. Świetnie wykonane otoczenie, interakcja z fauną i florą czy znakomicie zrealizowane cutscenki nie pozwalały mi oderwać wzroku od telewizora. O takich oczywistościach jak genialna fabuła czy wyjątkowi bossowie nawet nie trzeba wspominać. Kojima w najlepszym wydaniu - i wszystko w temacie.
8. ISS Pro Evolution (PSX)
Gier spod szyldu ISS/PES było co najmniej bardzo dużo. Gier dobrych lub bardzo dobrych było całkiem sporo, ale tych, która zrewolucjonizowała rynek piłkarski w świecie gier video była już tylko jedna. Pierwszy I Es Es Pro (nie iss pro :D) uświadomił mi co to znaczy syndrom "jeszcze tylko jednego meczu" kiedy to katując Master League i zbierając punkty na upatrzonego gracza zaczynało się grę o 19:00 a kończyło o piątej nad ranem. Gra, która swoim gameplayem dosłownie miażdżyła konkurencję i nie pozostawiała absolutnie żadnych złudzeń kto jest wówczas numerem jeden. Wśród znajomych panowało wtedy przekonanie, że kto nie umie grać w ISS-a bądź nie rozumie tej gry wybiera Fifę. Pewnie coś w tym było.
9. Resident Evil 4 (PS2)
Nie przypominam sobie abym nudził się albo jakoś mocniej narzekał na którąś grę z serii Resident Evil (mowa o tych numerowanych). Pamiętam natomiast doskonale, że czwarta część, w którą miałem okazję zagrać na PS2 (w planach było kupno GameCube'a tylko dla tej jednej gry) pochłonęła mnie bez reszty. Kompletnie odświeżony gameplay, zastąpienie zombiaków wieśniakami czy wprowadzenie kilku nowinek takich jak możliwość zakupów w grze wyszło na dobre. Fabuła może nie jest zbyt oryginalna, ale cała masa dobrodziejstw jakimi uraczyli nas twórcy kompletnie przyćmiewa prostą i dosyć przewidywalną historię.
10. Soul Calibur (DC)
Moja druga gra na Dreamcasta i jednocześnie pierwsza bijatyka, która spowodowała u mnie prawdziwy opad szczęki. Co prawda Tekken 3 nieco wcześniej pozamiatał całą konkurencją i wyznaczył nowe standardy to jednak Soul Calibur miał to coś czego mi osobiście brakowało w innych bijatykach. Poza świetną jak na tamte czasy oprawą AV gra oferowała tak wciągający i dopracowany gameplay, że nie sposób było oderwać się od kolejnych pojedynków. Ponadto byłem tak zaciekawiony postaciami, że tłumaczyłem ze słownikiem opisy niemal każdej z nich (jako szczylek nie znało się za dobrze angielskiego).
Poza listą znalazły się takie gry jak np. Gran Turismo 2, Suikoden 2 albo Chrono Cross, które również mogę spokojnie ocenić na 10. Wyrwały one solidną porcję czasu z mojego życia tak więc wypada o nich wspomnieć.
To by było na tyle.