Reklama

Mario Kart. Główny hamulcowy Nintendo

BLOG
2446V
user-4732 main blog image
roivas | 13.10, 16:16
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Mario Kart. Początek.

Z serią Mario Kart zetknąłem się stosunkowo późno. Byłem wtedy gimnazjalistą i dumnym posiadaczem GameCube'a kupionego w zabójczej promocji w Carrefourze.  Zatem pierwszym tytułem z cyklu, jak się domyślają posiadacze tej fioletowej konsoli, był dla mnie Mario Kart: Double Dash!! Wspominam go bardzo dobrze. Tak się złożyło, że chwilę wcześniej miałem okazję zapoznać się z doskonałym Crash Team Racing, ale Mario okazał się jeszcze lepszy. Tym bardziej w towarzystwie kuzyna i kuzynki, a nawet, jak się raz udało zaaranżować, mojej babci. Pamiętam, że poza rywalizacją, ogromną frajdę sprawiała nam wspólna jazda i kluczowy dla kooperacji przycisk "z" w GameCubowym padzie, wydający bardzo satysfakcjonujący "klik". Na poważnie powróciłem do Mario Karta dopiero wiele lat później, choć interesowałem się na bieżąco (i nie tylko)  jego pozostałymi odsłonami, sprawdzając ostatecznie każdą z nich. Brakowało mi jednak towarzyszy do grania, co zmieniło się dopiero niedługo po premierze Nintendo Switcha. Za sprawą mojego wspólokatora powróciłem do serii i na dobre wsiąkłem w doskonały Battle Mode dodany do ósmej częsci wyścigów w wydaniu Deluxe. Nie bez znaczenia dla mojego odbioru gry były zakłady, które zazwyczaj wygrywałem. Nagrody rzeczowe były cenne, ale nie wiem czy mogę tutaj o nich pisać, także musicie mi uwierzyć na słowo.                                           

Do czego zmierzam? Ano do tego, że do serii Mario Kart mam spory sentyment, a także co nieco w nią pograłem.  Nie przeszkadza mi to jednak powiedzieć paru gorzkich słów, które wiążą się z jej ogromnym, komercyjnym sukcesem. A więc, do dzieła.

Mario Kart - wyścigowy hegemon.

Samo Mario Kart 8: Deluxe na Nintendo Switch sprzedało się w zawrotnej ilości przekraczającej 60 milionów egzemplarzy. Może nie jest to jeszcze wynik GTA V, ale to dalej jeden z najlepiej sprzedających się tytułów w historii całego gejmingu. Podobnie zresztą jak cała seria, która rozeszła się już w około 185 milionach sztuk. Efekt jest niestety taki, że seria kanibalizuje zarówno inne wyścigowe marki Nintendo, jak i nawet kolejne, nowatorskie odsłony serii. Co by nie mówić, tytuł wydany na Switcha to jednak tylko jego usprawniona wersja z Wii U. Swego czasu zwracałem uwagę na to, że prawdopodobnie nie zobaczymy dziewiątej odsłony na hybrydowej konsoli Nintendo. Dzisiaj jest to już oczywiste, ale w 2017 roku większość rozmówców nie przyznawała mi racji. Po co jednak Nintendo miałoby dzielić sprzedaż na dwie odsłony, kiedy zwykły remaster sprzedał się w tak kosmicznych ilościach? Lepiej zostawić ją sobie na kolejny sprzęt. Śmiem twierdzić, że nawet jeśli Mario Kart nie jest już dawno ukończony, to przynajmniej znajduje się w bardzo zaawansowanej fazie produkcji. Niestety, wygląda na to, że w najlepszym interesie firmy jest wydać jeden tytuł wyścigowy na generację. I wychodzi na to, że będzie to zawsze Mario Kart. Dlaczego mnie to martwi?

Po pierwsze, dlatego, że lubię różnorodność. Nintendo wielokrotnie zaskakiwało mnie rozwiązaniami sprzętowymi i ciekawymi twistami w pozornie skostniałych seriach. Niestety, Mario Kart idzie ściężką Super Smash Bros, w którym uznano, że potrzebna jest jedynie ewolucja serii (więcej, ładniej, itd.), bo sama w sobie osiągnęła już wszystko co było do osiągnięcia. Moim zdaniem nie do końca tak jest - wspominane Mario Kart na GameCube'a wprowadzało pewne interesujące nowości, co niestety nie było normą w kolejnych odsłonach. W Mario Kart Wii kombinowano jeszcze ze sterowaniem ruchowym, ale na Switchu zadowolono się bezpieczną formułą z paroma nowymi trybami rozgrywki. Dlaczego jest to złe? Dlatego, że dla takich osób jak ja, pięćdziesiąta szósta odsłona serii, która wprowadza tylko drobne ulepszenia może być już lekko nużąca. Tak to jest z Nintendo - niemal każdy kto rozpoczyna przygodę z ich konsolami, jest zachwycony. Niestety, później może być trochę gorzej, bo okazuje się, że niekoniecznie mamy ochotę grać w trzy Zeldy jedna po drugiej, bo sama formuła jest na dłuższą metę męcząca. Nie zrozumcie mnie źle - Nintendo i tak jest mistrzem wprowadzania innowacji w swoich długoletnich cyklach. Mimo wszystko, jestem spragniony nowości, które są coraz rzadsze, przez co granie nie cieszy już tak jak dawniej.

(Płonne) nadzieje.

Receptą na wspomniany wyżej stan niekoniecznie musi być rewolucja w serii Mario Kart - po co ryzykowac zepsucie czegoś, co po prostu działa. Jednak jeżeli Nintendo nie ma zamiaru mieszać w swoich najsłynniejszych wyścigach, niech zaskoczy graczy innymi reprezentantami tego gatunku. Naprawdę, Gigant z Kioto ma z czego wybierać. Moim osobistym faworytem, co pewnie dla wielu nie będzie niespodzianką, jest F-Zero. To doskonałe wyścigi które od ponad 20 lat nie doczekały się pełnoprawnej kontynuacji. Cóż, to już dosyć długo. Są także inne tytuły, za którymi tęskni społeczność graczy. Wave Race, Diddy Kong Racing, Kirby Air Ride, Excitebike czy nawet 1080° Snowboarding. Każda ze wspomnianych serii miała swoją odmienną charakterystykę, której Mario Kart nie jest w stanie w żaden sposób zastąpić. Nie mówiąc już o jakimś nowym tytule, który mógłby być miłą niespodzianką i wprowadzić odważne innowacje, będące dla wyścigów tym, czym Splatoon był dla strzelanek.

Szanse na F-Zero są moim zdaniem niewielkie. Mówię tutaj o tytule wysokobudżetowym, który nie powtarzałby błędów niektórych tytułów Nintendo (ostatnie Mario Tennis, Mario Golf, Czy Mario Strikers pokazały, że gracze oczekują dziś trochę więcej, niż średnie gry pozbawione ciekawych trybów). Wspomniane przeze mnie futurystyczne wyścigi mogłyby wyglądać świetnie i dawać dużo frajdy swoją arcadową, szybką rozgrywką. Do tego potrzeba jednak decyzji o zainwestowaniu sporych środków finansowych i zasobów ludzkich w tytuł, który najprawdopodobniej miałby małe szanse sprzedać się na choćby zbliżonym poziomie do Mario Karta. To wielka szkoda dla nas wszystkich.

Kto wie, może mimo wszystko Nintendo nas zaskoczy. Bardzo Chciałbym zobaczyć Captaina Falcona w tytule startowym na następcę Switcha. Ach, marzenia. Podobnie zresztą jak analogowe spusty. Tylko...Do Mario Karta w obecnym kształcie nie są potrzebne, a jeszcze jakiś zewnętrzny wydawca wrzuciłby konkurenta dla naszej kury znoszącej złote jajka. Po co to nam? Lepiej nie ryzykować - tak zapewne myśli japońska firma. Ale może warto zmienić swoje podejście - indyki nie skanibalizowały gier Nintendo, to może nowe wyścigi też tego nie zrobią. Za to staną się kolejnym, mocnym argumentem, przekonującym do kupna nowej konsoli firmy. Albowiem, nie samym Mario Kartem gracz żyje. Czy się mylę?

 

 

 

 

 

Oceń bloga:
9

Na jakie wyścigi na konsolach Nintendo czekasz najbardziej?

Jak to na jakie. Pewnie, że na Mario Kart!
58%
F-Zero, tęsknię za tobą!
58%
Wave Race, popływałbym, ach popływał!
58%
Diddy Kong Racing, przecież to lepsze niż MK!
58%
Kirby Air Ride, różowy to mój ulubiony kolor!
58%
Excitebike, fajne to było!
58%
1080° Snowboarding - śniegu, przybywaj!
58%
Są jeszcze inne wyścigowe tytuły Nintendo, wiesz!
58%
Pograłbym w końcu w jakieś porządne, poważne wyścigi zrobione przez kogoś z zewnątrz!
58%
Na żadne. I po co krzyczysz.
58%
Pokaż wyniki Głosów: 58

Komentarze (9)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper