Dola polskiego trenera
Na początku czerwca 2019 roku podpisałem pierwszy profesjonalny kontrakt trenerski, który miał obowiązywać dwa lata. W zapisie nie było żadnych bonusów, czy też automatycznego przedłużenia za przyznane cele wyznaczone przez zarząd. Swoją przygodę jako szkoleniowiec, postanowiłem rozpocząć na najwyższym szczeblu rozgrywek w Polsce - w PKO Ekstraklasie. Jako, że lokalnie najbliżej mi do Zagłębia Miedziowego, a jedyny klub z regionu występuje w Lubinie, wybór padł na KGHM Zagłębie Lubin.
Świeżo po załatwieniu papierkowej roboty, w mediach obiegła informacja o moim niewielkim doświadczeniu i wróżono mi szybkie opuszczenie trenerskiej karuzeli. Głównym zarzutem była specyfika szatni. Obawiano się, że starzy boiskowi wyjadacze nie dadzą nowemu szkoleniowcowi wejść sobie na głowę. Warto przypomnieć, że sukcesów nie odnotowali tu tacy fachowcy jak Urban lub Lenczyk, którzy z innymi zespołami nieraz sięgali po mistrzostwo krajowe.
Ja jednak miałem swój pomysł na zespół i starałem się go wprowadzić w życie. Założyłem sobie pewną taktykę oraz skład złożony z mieszanki młodości z doświadczeniem. Odbyłem rozmowę z zespołem, gdzie ustaliliśmy pewną hierarchię obowiązującą w drużynie. Gdy nadeszły pierwsze treningi, mogłem powoli wprowadzać swoją taktykę która miała opierać się na trzech obrońcach i kombinacyjnej grze, gdzie dominować miał środek pola.
Czas więc było przenieść treningowe gierki na sparingowych rywali. Na samym początku rozbiliśmy 4:0 trzecioligowe rezerwy Zagłębia. Następnie bezbramkowo zremisowaliśmy z wymagającym zespołem, mistrzem Rumunii - CRF Cluj. Po takich wynikach popadłem w lekki hurraoptymizm, byłem przekonany, że drogą którą obrałem zmierza w dobrym kierunku.
Szybko zostałem brutalnie zweryfikowany. Dwie przegrane z rzędu ze Zlate Moravce oraz z Bańską Bystrzycą dały sygnał, że jeszcze dużo pracy. Bolało to tym bardziej, że były to trzy spotkania w których nie udało się zdobyć bramki. Nie załamywałem rąk i dalej brnąłem w rozwijane obranej taktyki którą sobie upodobałem. Z jakim skutkiem? Wygrana 1:0 z Petrzalką (Słowacja), spokojne 2:0 z Heracles Almelo (Niderlandy) i pogrom 4:0 nad Erdem (Węgry).
Przygotowania do sezonu mogłem uznać za udane.
Bilans: 4 zwycięstwa, 1 remis, 2 porażki
Bilans bramkowy: 11:2
Nadszedł wreszcie długo oczekiwany czas. Debiut na ławce trenerskiej w oficjalnym ligowym spotkaniu. Rywal wymagający - Cracovia grająca w eliminacjach do Ligi Europy. I właśnie poprzez ich udział na arenie międzynarodowej, widziałem jeden z czynników pozwalający wierzyć w pierwsze zdobyte trzy punkty w sezonie. Nic tak nie męczy polskich zespołów, jak granie co trzy dni. I stało się! Udało nam się strzelić dwa gole! Problem był jeden, krakowska drużyna strzeliła ich aż pięć! No nic, pomyślałem, że może faktycznie "Pasy" stały się zespołem który może grać na dwóch frontach bez problemu.
W drugiej kolejce ponownie zetknąłem się pogromem na moim zespole. Wyjazd do Zabrza zakończył się wynikiem 5:1 dla gospodarzy. Bilans bramkowy po zaledwie dwóch spotkaniach wynosił 3:10. Fatalnie.
Cel na treningach więc był prosty. Roszady w obronie oraz wpajanie piłkarzom specjalnych wytycznych defensywnych. Byłem skłonny poświęcić ten czas w całości dla obrońców. Jak mawia klasyk, podstawą do zbudowania solidnej drużyny zaczyna się od tej formacji. Byłem jednak lekko zdziwiony i zszokowany ich postawą, zwłaszcza, że tak dobrze pilnowali dostępu do bramki w sparingach.
Przyjechała nas sprawdzić Jagiellonia Białystok, która była po dwóch ligowych zwycięstwach z rzędu. Wygraliśmy skromnie 1:0 po bramce Patryka Szysza. W czwartej kolejce odbył się mecz przyjaźni z Arką Gdynią, zakończony bezbramkowym remisem. Cieszyłem się, że obrona wreszcie funkcjonuje.
Czekał na nas jednak trudny terminarz. Wyjazd na Łazienkowską, przywitanie mistrza Polski, oraz spotkanie z zawsze groźną Wisłą Kraków. Jak wyszło w praktyce? Sensacyjne zwycięstwo nad Legią (2:1), bezbramkowy remis z Piastem, oraz porażka w Krakowie (0:1). Cztery punkty zdobyte przeciwko tym zespołom brałem w ciemno przed rozegraniem spotkań. Zwłaszcza, że jedyną wygraną upatrywałem z Wisłą, gdzie jednak przegrałem. Cóż, piłka nożna jest nieprzewidywalna.
Powoli nadchodziło święto kibiców na Dolnym Śląsku - Wielkie Derby. Jednak przed tym ważnym wydarzaniem, zespół podniósł morale bezproblemowo rozprawiając się z Wisłą Płock (2:0).
Dwa najważniejsze mecze w sezonie dla kibiców z regionu to oczywiście spotkania z WKS-em. Choćby nie wiadomo jak niska byłaby pozycja w ligowej tabeli, piłkarze mają dać z siebie wszystko. Jeździć na dupach, aby ostatecznie wygrać.
Los chciał aby pierwsze derby rozegrać we Wrocławiu. Sam mecz nie powalał. Długo utrzymywał się wynik 1:1. W końcowym doliczonym czasie, do główki z rzutu rożnego wyskoczył Musonda i zapewnił prestiżowe zwycięstwo Śląskowi. Cały stadion wpadł w szał, tylko nasza skromna grupka składająca się z piłkarzy i z pracowników klubowych, zmierzała do szatni z opuszczoną głową. Wiedzieliśmy co nas czeka ze strony własnych kibiców i mediów. Długo nie musieliśmy czekać, media na nas siadły rozprzestrzeniając informacje o złej atmosferze oraz o braku profesjonalizmu.
Staraliśmy się jednak nie zawracać sobie tym głowy. Zwłaszcza, że czekał na nas pierwszy mecz w Pucharze Polski. Rywalem była Olimpia Zambrów. Wygraliśmy 2:0, lecz długo nie mogliśmy się wstrzelić w spotkanie. Rywal dominował i blisko było sensacji. Styl w jakim przeszliśmy do następnej rundy nie mógł nikogo cieszyć.
Świętować tego zwycięstwa nie wypadało, ponieważ wspięcie się wyżej w drabince krajowej było obowiązkiem. Czas było wrócić do ligowej rzeczywistości gdzie mój klub dostał po głowie od ostatniego w tabeli ŁKS-u Łódź (1:2), dołującej Lechii Gdańsk (0:2) oraz wyszarpany remis z Pogonią (2:2). Podczas czterech kolejek zdobyliśmy, po męczarniach, zaledwie punkcik. Zostałem zaproszony na rozmowę z zarządem gdzie poinformowano mnie, że cierpliwość prezesa się kończy, i następne wyniki muszą być pozytywne jeśli chcę zatrzymać ciepłą posadkę.
Zbliżała się 13. kolejka ligowa. Wypadł nam wyjazd do Poznania. W szatni czuć było napiętą atmosferę. Nie wiedziałem jak dojść do głów piłkarzy aby podnieść ich mentalnie po poprzednich porażkach. Za parę minut musieliśmy wyjść na wyżej notowanego rywala, a naszym jedynym zadaniem było przyjąć jak najmniej ciosów. O zachowaniu trenerskiego stołka nawet nie myślałem. W tym momencie wpadłem na szalone rozwiązanie. Całkowicie zrezygnowałem ze starych wyjadaczy i postanowiłem wypuścić w bój, głodną gry, młodzież. Efekt? 3:0, przypieczętowane piękną bramką z rzutu wolnego przez piłkarza z akademii - Sigę. Po takim wyniku z wymagającym rywalem na jego terenie, szatni znów zapanowała chwilowa radość.
Dzięki temu zwycięstwu, jechaliśmy do Zabrza (w ramach Pucharu Polski) z bojowym nastawieniem. Byliśmy żądni rewanżu po upokarzającej porażce w drugiej kolejce (5:1). I udało się. W regulaminowym czasie padł remis 1:1, a w rzutach karnych okazaliśmy się lepsi, głównie przez słabą celność rywali.
Poczuliśmy wiatr w żaglach i zanotowaliśmy dobrą serię w kolejnych Ekstraklasowych spotkaniach. 0:0 na wyjeździe z Koroną Kielce, 3:0 z Rakowem który okazał się sensacją ligi (3. miejsce po 15. kolejkach), 2:0 z Cracovią, oraz 2:2 z Górnikiem Zabrze.
Los chciał, że w Pucharze Polski znów trafiliśmy na mocną drużynę z Ekstraklasy - Pogoń Szczecin. Ponownie skoczyliśmy do następnej rundy poprzez rzuty karne. Popis formy zaprezentował Forenc który obronił aż trzy jedenastki.
A jak wyglądały trzy ostanie mecze w 2019 roku? Bezbramkowy remis z Jagiellonią która była liderem, wygrana 3:0 w meczu przyjaźni z Arką, i bezbramkowy remis z Legią która bardzo chciała odzyskać stracone punkty z nami w pierwszym spotkaniu.
Pierwsza połowa sezonu więc była jedną wielką sinusoidą. Forma w kratkę sprawiła, że rok 2019 kończyliśmy poza górną ósemką. Na wiosnę o 8. miejsce mieliśmy walczyć z Piastem oraz z Lechem.
Bilans (Ekstraklasa + PP): 8 zwycięstw, 9 remisów, 6 porażek
Bilans bramkowy (Ekstraklasa + PP): 30:24
Nadchodziła wiosna, ale przed nią jak wiadomo trzeba przejść przez okres przygotowawczy, wraz ze sparingami. Jeśli chodzi o transfery to nie przeprowadziłem żadnych kluczowych ruchów. Jedynie w akademii coś się działo w tym temacie. Skauci wyszukiwali perełki które miały powoli wchodzić do pierwszego zespołu. O samym przebiegu przygotowań nie ma co się rozpisywać. Treningi, treningi i jeszcze raz treningi. Gdy doszło do konfrontacji z zespołami, mogłem mieć ostatecznie powód do niepokoju. Fakt, zachowaliśmy dużo czystych kont, ale skuteczność nie powalała. Zanotowaliśmy zaledwie dwie wygrane. Ze Slovanem Bratyslawa (1:0) oraz z Haladas (2:1). Padły aż 4 bezbramkowe remisy, gdzie przeciwnikami byli: Bruk-Bet Termalica, Jahn Regensburg (Niemcy), Ślęża Wrocław oraz FK Austria Wiedeń (Austria). Zanotowaliśmy również trzy porażki ze Sionem (Szwajcaria), Podbeskidziem i Chrobrym Głogów.
Bilans: 2 zwycięstwa, 4 remisy, 3 porażki
Bilans bramkowy: 3:6
Rundę wiosenną zaczęliśmy z mocnym przytupem, bo z mistrzem Polski. Podobnie jak w większości meczów w sparingach, ten mecz również zakończył się bezbramkowym remisem. Do ćwierćfinału Pucharu Polski jednak czas minął bez odniesienia porażki. 1:0 z Wisłą Kraków, 2:1 z imienniczką z Płocka, 2:0 w Derbach Dolnego Śląska, dwa bezbramkowe remisy z ŁKS-em i z Lechią. Z Lechią rozegraliśmy dwa spotkania z rzędu, ponieważ spotkaliśmy się w 1/4 finału Pucharu Polski. Dzięki zwyżkowej formie, rozgromiliśmy Gdański zespół (4:0). W następnej rundzie trafiliśmy na sensację sezonu - Stal Rzeszów.
Zanim jednak spotkaliśmy się z drugoligowcem, po drodze odesłaliśmy z kwitkiem Koronę Kielce pakując im dwie bramki. A jak się potoczył półfinał? Pewne 3:1, choć to goście z Rzeszowa prowadzi do przerwy. W finale czekała na nas Jagiellonia, a nam został ostatni mecz z Rakowem w rundzie zasadniczej. Wygraliśmy pewnie 2:0, gdzie trzeba zaznaczyć, że drużyna z Częstochowy nie prezentowała już tak znakomitej formy jak w rundzie jesiennej. Ostatecznie rundę zasadniczą skończyliśmy w górnej ósemce na 6. miejscu. W rundzie mistrzowskiej przyszło nam się mierzyć z Legią (wygrana 2:0), Cracovią (0:0), Jagiellonią (0:0), Rakowem (1:1), Lechią (0:0), Górnikiem (przegrana 0:1), oraz z Pogonią (przegrana 1:2). Sezon zakończyliśmy na 5. lokacie. Czy szansa na europejskie puchary przeleciała nam koło nosa? Nic z tych rzeczy! Podczas finału Pucharu Polski na Stadionie Narodowym w Warszawie, pokonaliśmy Jagiellonię po golu Białka w 90. minucie. Oznacza to jednocześnie, że załapaliśmy się do eliminacji Ligi Europy.
Wiosna przyniosła wiele radości mojemu zespołowi. Udowodniliśmy, że wytrwałością i ciężką pracą można osiągnąć wiele nawet jak jesteś z góry skazywany na porażkę. Jednocześnie muszę stwierdzić, że nie byłoby tych małych sukcesów gdyby nie nauka na własnych błędach, i wyciąganie z nich wniosków.
Bilans (Ekstraklasa + Puchar Polski): 11 zwycięstw, 7 remisów, 2 porażki
Bilans bramkowy (Ekstraklasa + Puchar Polski): 26:7
A jak wyglądała sytuacja w innych klubach z Ekstraklasy po 37. kolejkach?
Gruba mistrzowska
1. Jagiellonia Białystok 74 pkt
2. Górnik Zabrze 68 pkt
3. Legia Warszawa 67 pkt
4. Cracovia 67 pkt
5. KGHM Zagłębie Lubin 59 pkt
6. Lechia Gdańsk 58 pkt
7. Pogoń Szczecin 54 pkt
8. Raków Częstochowa 47 pkt
Grupa spadkowa
1. Piast Gliwice 55 pkt
2. Lech Poznań 48 pkt
3. Śląsk Wrocław 48 pkt
4. Wisła Kraków 44 pkt
5. Wisła Płock 31 pkt
6. ŁKS Łódź 31 pkt
7. Arka Gdynia 24 pkt
8. Korona Kielce 14 pkt
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tekst powstał na podstawie gry w Football Manager 2020