Księżniczka i hojnie obdarzone ninja, czyli o Senran Kagurze słów kilka.

BLOG O GRZE
1360V
Księżniczka i hojnie obdarzone ninja, czyli o Senran Kagurze słów kilka.
Princess Nue | 06.06.2016, 23:00
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Vitam, guten tag.

Dawno, dawno temu. No może i wcześniej, bo na początku żywota kieszonkowej konsolki Nintendo 3DS, pewien Japończyk przypomniał sobie pewną uniwersalną zasadę. Każda nowa generacja konsol potrzebuje nowych fanserwisowych tytułów. Zabrał się do pracy, dorzucił gameplay i rozpoczął udaną serię, która zdążyła trafić na cztery platformy i sprzedać w ponad milionowym nakładzie. No i dorobić się całkiem pokręconego uniwersum.

Kenichiro Takaki, bo o tym jegomościu mowa, kręci się zwykle przy produkcjach wydawanych przez Marvelous (AQL). Sprzed ery ninja dziewoj, najprościej z jego twórczości wspomnieć Half-Minute Hero, które zagościło pod koniec ostatniej dekady na PSP i po paru latach wylądowało przy okazji na pecetach. Sam pomysł z fanserwisowym beat’em upem nie można uznać za szczyt oryginalności, bo japońskich produkcji o cyckach zawsze było i będzie na pęczki, ale sam Takaki postawił sobie za cel odpowiednie zbalansowanie tych elementów z porządnie wykonanym gameplayem. No i dodajmy do tego dopiero co raczkującego wtedy 3DSa nie musiał się od razu kojarzyć z typowo „wesołymi tytułami”, które przez parę dobrych lat rozgościły się w dużej ilości na pierwszej przenośnej platformie Sony. Ale dziewicze tereny okazały się strzałem w dziesiątkę, a marka dzięki temu zdołała się nawet wybić na zachodnich rynkach i popchnąć kolejne odsłony na 3DSa, Vitę, PS4 i PC.

Moja przygoda z hojnie obdarzonymi ninja zaczęła się pod koniec roku pańskiego 2014, gdy radośnie eshop zatrzymał moją ochotę na ogranie wtedy nowiuśkich poków, blokując odpalanie gry i chcąc pobrać patcha (modern gaming jego mać). Wzrok skierował się na (trochę dla żartu?) kupioną przy okazji gierkę z animu dziewoją na okładce. Senran Kagura Burst. Od tego zaczniemy naszą wyprawę po serii i ten średniej długości wpis z [ACHTUNG]dużą dozą rysowanych mongoloidalnych cycków oraz tyłków i lekką dawką raczej niegroźnych spoilerów plus ciekawostek.[KONIEC ACHTUNG] 

 

Tytuły „Zakryjmy ten tytuł w eshopie, bo przebija cyfrową sprzedaż Pokemonów” Nintendo

 

 

Pierwsza część serii na zachodzie (w Japonii można uznać, że 1.5) to dość klasycznie skonstruowany beat’em up 2.5D. Podobnie jak w klasykach gatunku, jak np.: Streets of Rage, poruszamy się po planszach, tłukąc hordy przeciwników i wykonując coraz to bardziej długie kombosy. Czasami przydarzy się też potłuc z trudniejszym przeciwnikiem, czyli przykładowo dziewoją z innej frakcji. Do rozgrywki oddano ogólnie po 5+1 zawodniczek na każdą z dwóch ścieżek, które przez bicie niemilców zdobywają poziomy doświadczenia oraz rozwijają kolejne style walki odblokowujące nowe ataki.

 Ale po cóż się w ogóle tłuczemy ulicznych łobuziaków i nabijamy poziomy? Pomijając cycki, cała fabuła kręci się wokół dwóch najważniejszych szkół dla shinobi (aka ninja). Hanzō National Academy to, pod warstwą normalnego liceum, elitarna placówka dla szczególnie uzdolnionych dziewoj z dużym potencjałem na „dobrych” skrytobójców. Dobrych, czyli pracujących dla dobra społecznego i państwowego, według wszelakich zasad i kanonu dzieła, z krystalicznie czystą przeszłością, oraz całym wianuszkiem biurokracji i górą pilnującą tego porządku. Do tej grupy trafiają wybrańcy, co w japońskich klimatach oznacza w większości urodzenie w rodzie z przynależnością do dobrej frakcji. Co Burst dobrze pokazuje, gdzie oprócz jednego pobocznego niewyjaśnionego przypadku, każda z dziewczyn ma lub miała plecy w postaci urodzenia w klanie shinobi. Czasami w dosłowny sposób jak Asuka czyli wnuczka najsławniejszego dobrego ninja, czy pokrętnie jak Ikaruga z nadania potężnego zaibatsu.

Druga ze szkół to Hebijo Clandestine Girls’ Academy. „Złe shinobi”, muh evil. W praktyce oznacza to działanie z prywatnego nadania, za pieniądze od wielkich korporacji i biznesmenów szukających ludzi od czarnej roboty. Poza ogólnymi zasadami wierności wobec góry i wykonania powierzonej misji, jest tutaj względna dowolność w metodach i stylu swojej działalności. Do tego Hebijo nie patrzy na przeszłość, akceptując wszystkich co są zainteresowani i potrafią trafić do dobrze ukrytej alma mater jakimś sposobem. Czy są z dobrego urodzenia i zamożnego rodu jak Homura, czy Yomi wyciągnięta wprost z ulicy. W zamian świeżutki rekrut dostaje się w machinę spartańskiego treningu, który raczej nie cacka się w zasady bezpieczeństwa i może zakończyć się śmiercią. Jeśli shinobi uczniak okaże się naprawdę dobry ma szansę na dostanie się do grona elitarnych shinobi – z lepszym uposażeniem i całkiem wesołym życiem. No i trudniejszymi misjami, ale to tak przy okazji. 

Czyli mamy dobro i zło, wiadome przeciwieństwa i wszystko wydaje się jasne. Tak może sugerować początek przygody w grze, ale jak to zwykle bywa średnia w tym prawda. Z obu stron mamy bandę najemników, gdzie każde zlecenie i misje można rozważyć w każdej skali szarości. Zabij ukrywającego się od dawna renegata, który złamał przepisy starszyzny dobrych shinobi. Niby proste, ale dodając do tego bandę dzieciaków którymi się dziadek obecnie zajmuje i to w pozytywnym świetle, całe zadanie obraca się na moralnie nieciekawe. A niewykonanie zadanie równoznaczne jest właśnie ze złamaniem zasad i śmiercią. Lub ukrywaniem się przed innymi skrytobójcami i byciem renegatem. Z drugiej kabany mamy przykład „złych shinobi”, którym celem jest zarabianie kasy na pomoc rodzinie czy biednym dzieciom z Afryki. Przez taką średniość moralności, cała zabawa między dobrymi i złymi ninja zwykle naturalnie utrzymuje się balans między obiema stronami. Plus dodatkowym obiektem, który to wszystko trzyma w ryzach, jest para legendarnych artefaktów zwanych jako Super Secret Ninja Art Scroll.

Tutaj dochodzimy do tematu, który też warto by było poruszyć – kim właściwie są shinobi w tym uniwersum? Z powyższych akapitów, to oprócz obowiązkowych cycków, można wysnuć wniosek o dobrze wysportowanej i wytrenowanej dziewoi do misji mniej jawnych. Ale jak tu wyjaśnić wizualnie bajerowe techniki, gdzie jedna z dziewczyn strzela deszczem pocisków z obracania parasolki, lub inna przemienia się w giganta miażdżąc tyłkiem przeciwniczkę? Tutaj na scenę wkraczają prastare zwoje sztuk ninja, które pozwalają na przekroczenie zwykłych limitów i czerpiąc siłę z natury oraz swojego wnętrza, pozwalają na przemianę w tryb bojowy i używanie tych fantazyjnych technik. Lub natychmiastowe walnięcie w twarz fanserwisem przez tryb frantic, czyli „taka przemiana co zabiera armora ale daje dmg”.  Obie wersje, czyli i normalny tryb bojowy i frantic, mają swoje odniesienie odpowiednio do ogarnięcia przez daną osobę  aspektów Yang i Yin. Jako swoisty dodatek do tego wszystkiego dochodzi jeszcze możliwość tworzenia tak zwanych barier shinobi – zamkniętych sfer, będących umiejscowionych obok normalnej ludzkiej rzeczywistości, które są jednak nieprzekraczalne przez „mugoli w kwestii ninjutsu”.

Czym jest zatem ten wspomniany Super Secret Ninja Art Scroll? Jak sama nazwa wskazuje – pozwalają one danej osobie na użycie pełnego potencjału swoich sił, użycie najpotężniejszych technik znanych dla ogółu społeczności dobrych i złych shinobi. W kanonie Bursta, niezależnie od ścieżki, istnieje tych zwijków liczba dwa. Dla każdej ze stron po jednej, korespondują do wcześniej już wspomnianej koncepcji Yin i Yang (boom boom taoismic). Aby nie było jednak tak wesoło, to zwoje to obosieczne ostrza, z którym wiąże się duże obciążenie fizyczne i psychiczne, co ogranicza ich stosowanie do prawdziwych prawdziwych wybrańców. Dlatego też, obie placówki edukacyjne trzymają sekretne zwoje swoich stron w najlepszym ukryciu, by nikt niepowołany lub nieprzygotowany się do nich nie dostał. Tak, z pewnością szkoła jest perfekcyjnym miejscem do ich schowania…ups.

Sam Burst przedstawia losy bohaterek obu stron, gdy okazuje się, że ktoś wpada na pomysł bycia zbytnio ambitnym i złamania ustalonego balansu między stronami. Fabularnie obie ścieżki zaprezentowane w grze trochę się różnią w niektórych punktach, acz te najważniejsze wydarzenia pozostają na swoich miejscach. No i poznajemy postacie z obu stron po prawilnemu, czyli z każdej strony jakiej się da. Od cycków po tyłki.

Hanzo Academy

Czyli ta dobra banda, w której wesoły skład wchodzi typowy zestaw korespondujący z archetypami kreskówek z magicznymi dziewojami lecącymi w niedzielny poranek. Mamy więc główną postać i pierwsze okładkowe cycki w postaci Asuki. Wnuczka legendarnego shinobi Hanzo, czyli postać z potężnym potencjałem na ninję i na początku historii trochę takim sobie ogarnięciem technik i sztuk. Jej zwierzęciem duchowym jest żaba, które swoją drogą średnio lubi. Jiraiya Gouketsu Monogatari, here we go.

Następnie przewodnicząca klasy Ikaruga. Typowa perfekcyjna japońska dziewoja strzeżąca porządku i dobrych manier w grupie, z wysokim poczuciem odpowiedzialności. Taki lekki no fun allowed, zależnie od sytuacji. Plus lekko zfiksowana na temat swojego brata w późniejszym czasie, ponieważ powody. Jako duchowego strażnika ma feniksa. Jako przeciwieństwo tej panny, można postawić jedną z najbardziej pasujących do określenia „self-insert” postać w uniwersum. Katsuragi, bo tak się zwie blondwłosa dziewoja, ma oblubienie w damskich piersiach. Na masową skalę, co niemal każda postać w uniwersum poczuła na własnej skórze. Poza tymi ekscesami, praktykuje walnięcia z kopyta i praktykuje techniki spod znaku smoka. Łuk szczęśliwie nie dołączony, play of the game dla bastiona.

Kolejne postacie to Yagyuu i Hibari. Pierwsza to ogarnięta i utalentowa pannica, która zachowuje przez większość czasu spokój i skupienie na robocie. Druga to ciamajdowata acz pozytywnie nastawiona do wszystkiego dziewczyna, która z mizernym skutkiem próbuje dotrzymać poziomem do reszty. Czemu dwie postacie w jednym akapicie? Ponieważ Yagyuu ma wyraźną słabość co do panny  w różowej bluzie dresowej, gdzie niektóre ich spotkania kończą się na krwotoku z nosa godnym protagonisty haremowego animca. Co do ich stylów to mają one powiązania z siłami kałamarnicy (Yagyuu is squid now, kid now) i królika. Nie mogę nie wspomnieć, że Hibari najmniej mi pasowała po przejściu Bursta, więc czujcie się poinformowani.

Przy okazji jest ona oficjalną waifu Takakiego, więc pamiętajcie o tym pisząc do niego na twitterze.

Hebijou Academy / Homura Crimson Squad

Czyli trochę o tych złych. Na początek i obowiązkowo, best grill i okładkowe cycki europejskiego wydania Bursta, czyli Homura. Ognista dziewoja, która całą swoją uwagę skupia na byciu coraz lepszym shinobi. Jest na tym punkcie przez większość serii zafiksowana na maxa, powody zależne od odsłony uniwersum (siła i władza, mięso, Asuka, mięso, mięso). Przy okazji kobieta pracująca, oraz czasami mocno pokręcony tok rozumowania w zwyczajnych codziennych sytuacjach po tym jak utraciła swoją naturalną "krawędź" powstrzymująca różne dziwactwa. Zwykle powiązana z krabem z różnych względów.

Yomi, czyli japońskie spojrzenie na „szacunek ludzi ulicy”. Zamiast rapera z bandą złotych wisiorów, mamy oszczędną i miłą panią domu, potrafiącą zrobić potrawę z kiełków fasoli na tysiąc smacznych sposobów. I nie pozwoli na zbytnie szastanie pieniędzy i obnoszenie się z tym, o nie będzie takiego marnotrawstwa. Jako ninja paraduje z wielkim mieczem, chociaż przy okazji używa też bomb i naręcznej kuszy dla bardziej mobilnych celów.

Następna na liście jest Haruka. Dziewczyna ze skłonnościami mocnej dominacji i bawienia się przeciwnikiem na każdy możliwy sposób. A dość dobre ma do tego narzędzia, specjalizując się w tworzeniu różnego rodzaju wesołych eliksirów. Poza wspomnianymi lekko sadystycznymi skłonnościami (i bandą masochistów trzymanych w piwnicy), jest jednak zawsze na straży reszty swojej ekipy i przyjaciół, analizując sytuację i tworząc w większości przypadków logiczny plan działań.

Mirai czyli obowiązkowy w japońskich produkcjach z cyckami w postaci dziewczyny która nie należy do tych hojnie obdarzonych. I jest na tym punkcie mocno wrażliwa, co zbytnio nie dziwi. Oprócz tego nie gustuje też w byciu olewaną przez innych, czy na złe czy na dobre by to wyszło. Chociaż z kolejnymi częściami serii trochę zeszła z nerwami i zajęła się pisaniem wpisów blogowych na ppe siedzeniem przy kompie oraz zbieraniem figurek. Slippery slope.

Ostatnia z głównych Burstowych dziewoj to Hikage. Osobniczka pozbawiona emocji na samym początku, z biegiem czasu raczej dużo się ich nie nauczyła, acz stała się idealnym słuchaczem problemów i żali innych osób. Czasami w trollerski sposób, ale to swoją drogą. Zaś w wolnych chwilach uprawia zaawansowanie drzemki, lub przynajmniej poszukuje możliwości jej prawidłowego uskutecznienia.

Co do strażników duchowych to wszystkie przedstawicielki Burstowego Hebijo, a poza tym znane jako Homura Crimson Squad, mają za znak różnorakie rodzaje węży. Co nie jest przypadkiem.

Senran Kagura 2: Deep Crimson, czyli zgodnie z numerkiem druga odsłona na handhelda Nintendo, a czwarta ogólnie. Sama podstawa została w teorii ta sama, czyli 2.5D beat’em up, ale reszta została ulepszona diametralnie. Ładniejsza grafika pokazująca ładne otoczenie w 3D, płynniejsza animacja, dodanie drugiej postaci partnerskiej, świetne walki arenowe które gameplayem skręcają już w musou, dobra drabinka wyzwań, zacny design przeciwników i wiele innych rzeczy. Tak, Deep Crimson to moja ulubiona część serii, która ma przy okazji najlepiej skonstruowaną ze wszystkich fabułę.

Cała zabawa kręci się na tym, na czym skończył się oryginał. Dziewoje musiały stawić czoła Orochi, gigantycznemu demonowi zrodzonemu z krwi, bólu i negatywnych emocji shinobi. Youma, bo tak zwie się cały gatunek tych nieludzkich i makabrycznych stworów, pojawiają się od początku istnienia ludzkiego w najróżniejszych postaci. Od mniejszych, opartych na najróżniejszych aspektach natury (zwierzęce, żywiołaki, roślinne), przez średnie wzorowane na istniejące byty czy osoby (jak generałowie, stosujący style i techniki byłych i teraźniejszych ninja), po gigantyczne demony przez duże D z całym wesołym wachlarzem niszczycielskich mocy powodujących zniszczenie i destrukcję na masową skalę. Do tych ostatnich należy wspomniany Orochi, wyciągnięty z japońskiej mitologii z oczywistym dodaniem cycków ponieważ Senran. Oprócz tego istnieją też dwa szczególne przypadki. Jeden będący fuzją między człowiekiem a demonem, gdzie może to być działanie zamierzone przez Shinobi (Deep Crimson) lub dzieło przejęcia z powodu nagromadzenia energii i morderczych myśli (Shinovi Versus). Drugi ze szczególnych przypadków, to antyczny Shin. Katalizator i największy gwarant powstawania wszystkich demonów, istniejący niejako poza czasem i przestrzenią. Dzięki czemu zwykle pozostaje w grach jako „coś co gdzieś jest i się czai”.

No i tutaj na scenę wchodzi właściwy cel istnienia shinobi jako takich. Bronienie ludzkości przed tymi maszkarami i ograniczanie skutków katastrof przez nie spowodowanych. Używanie nadnaturalnych mocy z toną fajerwerków i tworzenie specjalnych barier zyskuje w tym przypadku więcej sensu, niż na poczet skrytego ukradnięcia paru dokumentów ze skrytki jakiegoś biznesmena. O samym istnieniu Youma, ninja dowiadują się dopiero po zaliczeniu treningu (szkoły), gdzie oczywiście z pewnych względów fabularnych gra wyjawia to pannom wcześniej. Zwykle do eliminacji stworów wysyła się dobrze wyszkoloną elitę społeczności ninja (określaną w coniektórych częściach jako kagury), co nie gwarantuje zresztą powodzenia danej misji i może się skończyć w najlepszym wypadku szybką śmiercią. Gigantyczne Youmy to już kompletnie skomplikowana para kaloszy i nawet przy dobrych wiatrach może nie wystarczyć para wybrańców z wspomnianymi wcześniej super zwojami.

 Antyczni shinobi jednak i przed takim rozwojem wypadków się zabezpieczyli tworząc pewien przydatny artefakt, pod nazwą sfera reinkarnacji. Pozwala on, raz na sto lat, przywołać do istnienia wszechmocny byt którego celem i sposobem życia jest niszczenie i eksterminacja wszystkich demonów. Po unicestwieniu pomniejszych pierdół i zgromadzeniu energii, zapieczętowuje gigantyczne Youmy poza ludzkim wymiarem. Sam byt zaś wraca do postaci sfery reinkarnacji.

Postacie różne - wolumin pierwszy

Hanzo, tutejszy genialny żółw i dziadek Asuki. Legendarny dobry shinobi, który co ciekawe zbytnio nie pchał się do bycia w elicie i skupiał się na normalnej ninjowej robocie przez cały swój wesoły żywot, często i gęsto przekraczając granicę zdrowego rozsądku dla swoich przyjaciół. No i cycków, ale to swoją drogą. Za te dzielne czyny, jego imieniem została ozdobiona najważniejsza alma mater dobrej strony, a on sam zajął się kucharzeniem. I szukaniem okazji do zobaczenia wesołych widoków wśród w otoczeniu swojej wnuczki, często i gęsto pomagając im również ze strony zawodowej.

Nauczycielem dla ekipy Asuki jest czterdziestolatek inżynier Karwowski Kiriya. Facet po przejściach, zarówno życiowo jak i w samym fachu nauczycielskim. Stara się nie dawać forów swoim podopiecznym i wyciągnąć z nich prawdziwy potencjał, w trosce o ich późniejszą działalność w trudnym bytowaniu jako shinobi.  

Tymczasem Suzune, czyli nauczycielka obu ekip Hebijo. Zawsze poważnie podchodząca do sprawy, nie daje taryfy ulgowej swoim uczniakom (z pewnego dobrego powodu z przeszłości). Średnie ma szczęście co do facetów, acz powolutku i to udaje się jej układać. No i ma własną wesołą rywalkę z akademii Hanzo, w postaci Daidouji. Muskularna pannica, z aparycją typowego szkolnego delikwenta i ulicznego wojownika. Żyje dla walki i coraz to większych wyzwań, cały czas nie zapominając o chęci wygrania nad tą jedną jedyną osobą. Strażnicze duchy natury to odpowiednio jastrząb dla Suzune i tygrys dla Daidouji.

Żeby nie było za mało facetów, w grze przewija się również brat Ikarugi o imieniu Murasame. Po początkowym angście na dziewoję z pewnych względów, braciszek wraz z nadejściem Deep Crimson przemienił się w rasowego siscona. Aktualnie nie zawaha się zmotywować Ikarugi, wyzywając ją na pojedynek nie mając nic na sobie oprócz bokserek. No i ma bardzo wesoły atak w postaci wbicia się głową w ziemię.

Hiss, hiss, snek waifu.

Co tam jeszcze Deep Crimson robi dobrze, oprócz dużego i właściwego wszczepienia lore w rozgrywkę, całkiem intensywnego schwarz charakteru i wielkich bossów? Z pewnością dobrze balansuje serious buisness z typowo luźnymi akcjami (scena na pociągu, never forget), rozwijając postacie płynnie i naturalnie. Jak wspomniałem przy opisach postaci, Hibari początkowo nie należała do moich ulubionych postaci. Tymczasem po wydarzeniach z oryginału ogarnia się, zaczyna sensownie korzystać ze swoich mocy i mocno niektórych trollować w pewnych momentach. No i tak w ramach bonusu dostajemy parę całkiem zacnie zrobionych dlcków, które zamiast być skórką/postacią/pierdołą jak to u japońskich devsów często bywa, mają też całkiem fajny zestaw misji mniej lub bardziej fabularnych. We shmup now.

Acz jak to w świecie zawsze jest jakaś łyżka dziegciu w tej beczce miodu. SK2 poradziła sobie relatywnie średnio na starcie (~40k) w swoim ojczystym kraju, z powodów dość różnych. Taki sobie marketing, pewne bugi na starcie, wydanie w okolicach premiery kolejnej odsłony (wtedy już popularnej) marki o zegarkach i youkaiach. No i przy okazji duża część klienteli mogła woleć poczekać na kolejną część Senran Kagury na pewien inny sprzęt o lepszych bebechach i możliwościach wyświetlania cycków i tyłków.

 

Tytuły „Vita is ded, PS4 has no gaems, a na PC grasz tylko dla nude modów” Sony

Cofamy się o roczek przed premierą Deep Crimson. Wtedy to marka atakuje dwa kolejne ważne fronty w postaci kieszokonsolki Sony i adaptacji anime. To drugie ogólnie robi jako taką robotę w kwestiach przeniesienia fabuły pierwszego SK na chińską pornobajkę, głównie przebijając do głównego obiegu otaku klienteli informację, że taka oto sobie wychodzi nowa gra przy okazji, kupcie ją. Co się niejako udaje, bo tytuł w momencie wydania wylądował na trzecim miejscu w kategorii najlepszy start tytułu na Vitę, za takimi tuzami jak pierwszy Project Diva F i Persona 4 Golden.

W osobistym odbiorze Shinovi Versus, bo tak owa gra się zwie, mam pewien poważny problem. Jak można przeczytać wcześniej, bardzo przypadł mi do gustu Deep Crimson ze swoją bandą różnych wesołych rzeczy, fabuły i eksperymentów. SV jest z kolei tytułem, który oprócz pełnego skrętu na musoulike styl rozgrywki, można opisać jako bezpłciowy w swojej konstrukcji. Gra nie stawia wybitnych wyzwań i nie szokuje poziomem trudności, czy wyróżniających się przeciwników. Fabuła w 3/4 ścieżek usuwa fun factor na poczet oddzielnych (wesołych) fanserwisowych misji, co czyni główne opowieści średnimi do strawienia. Jakoś ograłem i gdyby nie pewne wątki które są rozwijane w Estival Versus oraz Shinobi Girl’s Heart to bym raczej nie polecał. Chyba, że na PC, tam wgracie sobie mody, huhu klucz.

W kwestiach rozwoju uniwersum SV wprowadza parę rzeczy jako pierwszy tytuł. Wspomniany wcześniej Shin i koncept kagur jako elitarnych normalnych ninja mignął właśnie tutaj w paru scenkach. Główną osią zamachową jest tu jednak Shinobi Battle Royale czyli swojski zwyczaj najazdu jednej szkoły na drugą z celem wybicia adwersarzy i spalenia ich ośrodka edukacyjnego. Dużego skomplikowania tu nie ma i odpowiednio Hanzo team pragnie przyjaźni i dobroci, drużyna Homury podchodzi do sprawy względnie na luzie ponieważ są zajęci zarabianiem kasy na żarcie i internety, a świeżaki bawią się w poważny interes ze swoich pobudek. neoHebijo pod wodzą Miyabi chce dorwać renegatów których obarcza winą za zniszczenia związane z Orochi. Z kolei Gessen praktykuje #dobrązmianę i dąży do kompletnego usunięcia kebabów złych shinobi według filozofii pewnego staruszka.  

Z rzeczy ciekawszych warto wspomnieć tutaj jeszcze o szczególnych mocach związanych z pewnymi postaciami, które nie są stricte przywiązane do użycia zwojów lub energii Youmy. Pierwszy przykład z brzegu to chociażby Kagan występujący w rodzie Hibari pozwalający na dość dowolną hipnozę innych osób (tak, to o tym pisałem jako trollowaniu w Deep Crimson) czy „Źródło kataklizmu” (Root of Calamity) występujący u Murasaki powodujący niekontrolowane wybuchy agresji z powiększoną mocą ofensywną. Do tego, tak jak negatywne emocje mogą sprawić powstanie demonicznej energii, tak inne uczucia mogą zostać przekonwertowane w drugą stronę. Jak chociażby wspomnienia Yagyuu i Devil’s Eye istniejący za przepaską na oku. 

Gessen Girls’ Academy​

Yumi czyli tutejsza królowa śniegu z całym wianuszkiem nakręcenia na prawo, sprawiedliwość, #dobrązmianę i zimne podejście do sprawy. Typowa japońska dama na elitarną japońską jednostkę edukacyjną. Swoje cieplejsze oblicze pokazuje zwykle przy najbliższych i swoim dziadku, oraz gdy wchodzi w tryb szkolenia się na waifu i cute.  Duch strażniczy to biała wdowa.

">Tell me about Murakumo!! Why does she wear the mask?! Duża dziewczyna ma sporo lojalności dla swojej ekipy i przy okazji maskę powagi i stanowczości. Niestety sprawa się dla niej komplikuje, gdy owej maski zabraknie i z postawnej wojowniczki oraz rysownika komiksów zamienia się w chodzącego moebloba pełnego wstydu. Zwierzęta opiekuńcze to w tym przypadku wilki w liczbie mnogiej, bo nawet odpowiednich imion się dorobiły.

Yozakura (praise her name) to z jednej strony zdysciplinowana dziewoja w kwestiach obowiązków, z drugiej pannica która umie się zabawić kiedy ma okazję. W największym skrócie taka normalna dziewczyna. Obie te cechy mają zapewne wyraźny związek z jej przeszłością i licznym rodzeństwem (w programie 500+ wyszło by 5500 na miesiąc). Walczy używając specyficznych rękawic, które przy okazji tworzą zestaw z pewną inną parą broni od innej postaci. Techniki oparte na energii dzika.

Rolę nowoczesnej dziewczyny zakochanej w zakupach i psiapsiułkach spełnia tu dziewoja imieniem Shiki. Nie jest jednak tak prosto i oprócz oblubienia w ogólnym konsumpcjonizmie, panna czyta też buddyjskie sutry (z naciskiem na Sutrę Serca), wiele książek i ogólnie wydaje się inteligentniejsza niż wygląda nasza nietoperzowa blondyna. Tego samego nie można powiedzieć o Minori, czyli naczelnym dzieciaku serii przewyższającym w słodzeniu nawet Hibari. Jak takie coś się uchowało i dalej jest shinobi, to jedynie można zwalić na logikę anime otoczki. Kolorowa panna stosuje energię chomika.

Z ciekawostek ogólnych dotyczących Gessen, można wspomnieć, że wszystkie ich motywy z Shinovi Versus są oparte na muzyce klasycznej. Chociażby ">podkład związany z Yozakurą czerpie z ">Sonaty Księżycowej Beethovena, co możecie sobie swobodnie porównać.

[neo] Hebijo Clandestine Girls' Academy

Po całym galimatiasie pod koniec Bursta, stara elita zwinęła się z akademii na oiczet powodów kilku. Takich jak Dougen, pamięć o Orochi i współpraca z team Hanzo czyli jawna kooperacja z dobrymi. Tak jak jednak przebudzenie Youmy na szkolnym gruncie było zawaleniem się dotychczasowego bytowania, tak dla niektórych oznaczała powrót do życia. Mowa tu mianowicie o Miyabi oraz Imu. Obie dziewczyny miały za wczesnych lat szkolnych pewne nieprzyjemne spotkanie z demonem, które w skrócie skończyło się dla pierwszej stanem zamiany w przysłowiowe warzywo, druga zaś poświęciła się jej opiece. Monstrualny ryk i energia świeżo obudzonego Orochiego przypomniały jednak podświadomości Miyabi, jaki jest jej cel życia. „I’m angry. ANGRY ABOUT YOUMA”. Szkoła, honor i zemsta zwykle kołatają w głowie białowłosej, acz dba ona o swoją drużynę i przyjaciół jak tylko może. Co zresztą widać po Imu, jej najbliższej przyjaciółce, która jest dosłownie w swojej liderce zakochana. Tak jak wcześniej skupiała się na opiekowaniu się przyjaciółką, tak teraz przeniosła siły na grunt wsparcia jej aktualnych działań. W kwestiach strażników to Miyabi może pochwalić się obowiązkowym wężem i przy okazji wroną, a Imu lisem.

Druga neo para to bliźniaczki Ryoubi i Ryouna. Młodsza siostra, jak przystało na nowe wcielenie Hebijo, też jest wnerwiona na pewne rzeczy (mniej lub bardziej poważne – dla przykładu bycie płaską) i z lekkim sadystycznym zacięciem. Starsza blondyna to z kolei etatowa masochistka, której grze i Haruce brakowało do wyjścia Shinovi Versus. Swoją drogą Ryouna mimo niepochamowanych perwersyjnych zachowań w głębi jest bardziej logiczna i ogarnięta w swoich działaniach, niż Ryoubi pchana w obu swoich głównych występach emocjami nagromadzonymi przez lata. I przez to chyba najlepsza addycja związana z nowym Hebijo. Jako źródła energii sióstr mamy odpowiednio jelenia dla młodszej, oraz świnia (perfekcyjnie dobrana!) dla zboczonej starszej.

Stawkę zamyka Murasaki, czyli młodsza siostra Imu. Jak już wcześniej napomknąłem jest właścicielką Root of Calamity, chociaż ze względu na swoje lenistwo, czarne myśli i zapędy hikikomori, nie jest z tego względu wybitnie ucieszona. Smutki i żale wylewa na ppe forach internetowych, oraz do swojego pluszowego miśka. Bebe-tan, bo tak maskotkę nazwała, stanowi przy okazji przekaźnik samokrytyki gdy dziewoja zaczyna bawić się w brzuchomówstwo. Bez większego zaskoczenia, jej strażnik duchowy to niedźwiedź.

Tymczasem, tymczasem doszliśmy w tej opowieści do czasów współczesnych i ostatniej odsłony gry która oprócz przenośnej konsolki Sony, wypełzła na sprzęt z pełnym HD i 60 fps. W kwestii fanserwisu to już gwarantuje skok jakości, ale co z resztą wesołego inwentarza, gdy na pierwszy rzut oka widać podstawy z Shinovi Versus? No, okazało się, że jednak całkiem ok.

Estival Versus, bo o nim mowa, to najnowszy twór z serii Takakiego i Tamsoftu, który jak już wspomniałem zaliczył tak Vitę, jak i PS4. W kwestiach graficznych trochę podziałano, mapki mają większą różnorodność i  trochę cieszących oko bajerów, oraz dodano wesołe animacje finisherów. Na plus poprawiono gameplay. Gra może nie stała się arcytrudna, ale sporo postaci zbalansowano i przerobiono. Wolniejsze ataki lub ich mniejsza liczba były wyczuwalne gdy pierwszy raz odpaliło się rundkę ze starymi klasykami w stylu Katsuragi. Do tego powrócono do latających przeciwników wnerwiających z powietrza (których w SV sobie nie przypominam), dodano sporo mocniejszego szajsu z bardzo zacnymi ninja mechami na czele. Zacnymi, bo oprócz bycia po przeciwnej stronie, co jakiś czas zdarzało nam się zasiąść za sterami jednego z nich. Do tego bomby z różnymi efektami, małe stage hazardy które można było wykorzystywać na swoją korzyść (lub nie), czyli małe drobiazgi których ilość mocno poprawiła moim zdaniem odbiór tej całej sieczki. No i fabuła która znowu się względnie trzyma kupy i nie odrzuca całego funu do zewnętrznych misji w heartach. Blini smetana.

A w co tym razem wpadły nasze dziewoje? W teorii letni festiwal shinobi powiązany z obrzędami wokół zmarłych, umiejscowiony na tropikalnej wyspie pełnej morza i plaż, czyli i z bandą fanserwisu na dowózkę. Gra więc nie stroni od wesołych momentów jak poprzedniczka, mieszając poważne emocjonalne sceny™ z akcjami w stylu sportowe zmagania w tłuczeniu się po pupciach. Dead or Alive Extreme 3 pozdrawia.

Lorewise mamy na głównym planie wspomniany Kagura Milennium Festival, który zostaje przedstawiony i zainicjowany przez Sayuri, babcię Asuki i byłą kagurę. Nie będę się nad nim wybitnie rozwodził, bo to ciągle dość świeży materiał, acz standardowo przy akcjach z wszelakimi obrządkami ze zmarłymi dostajemy nieoczekiwane powroty i uczucia z tym związane. Youma ponownie zostały trochę po macoszemu potraktowane i znowu nie dostaliśmy żadnego demona z cyckami w większej rozdzielczości. Za to w scenkach jest wspomniany ogromny potwór poza przestrzenią o aparycji zmutowanego bobasa czy tam płodu (Shin zapewne). Przy okazji jednak wypływa coś, co różni developerzy (szczególnie japońscy) lubują się stosować gdy nagle ilość gier w serii i wersji historii, zaczyna im mocno mieszać w określeniu jasnego kanonu. 

[Muffled Dimension Tripper playing in the distance]

Wymiary równoległe, PU, itd. Gra nie rozwodzi się o tym w sposób długi i wybitny, ale jawnie o tym wspomina ustami jednej z postaci. Co jeśli tam gdzieś w innym wymiarze ekipy Hanzo i Homury się wytłukły na śmierć. Tamtejsza wersja Ziemi mogła być unicestwiona lub przeorana katastrofami podążającymi za luźno biegającymi demonami. A może wręcz przeciwnie, obie ekipy połączyły siły i na dodatek pojawiła się prawie boska postać zdolna do odsunięcia niebezpieczeństwa. Zaś w innym wymiarze ów byt okaże się tylko zwykłą młodą dziewczyną, idącą drogą shinobi w celu stania się kagurą. Jeszcze przy okazji premiery Deep Crimson Takaki twierdził, że główny kanon to historia opowiedziana na handheldach Nintendo. Nie ma co się jednak oszukiwać, że od tego czasu przy średnim wyniku tam i całkiem dobrym na plejakach, trochę pojęcie oficjalnej linii mogło się zmienić. Do tego dochodzi jeszcze przecież obowiązkowa mobage (Senran Kagura New Wave) która spamuje kolejnymi waifu i szkołami jak dzika, które w pewien sposób mogą i do normalnych odsłon serii trafić. Jak chociażby Ayame, która przedarła się najpierw jako npc, by skończyć w roli grywalnej dodatkowej postaci. Pewne elementy pomiędzy danymi odsłonami będą się przenosić, ale ze względu na główny cel marki, jakim niewątpliwie jest fanserwis, nie ma co do tego priorytetowo przywiązywać wagi. Ot ironia, bo akurat ten wpis jest w ~połowie na tym skupiony.

Postacie różne - wolumin drugi

Sayuri czyli małżonka skądinąd znanego hultaja imieniem Hanzo, a przy okazji babka Asuki. W przeciwieństwie do swojej perwersyjnej drugiej połówki, kobieta w życiu mocno skupiła się na działaniu jako kagura i polowaniu na różne demoniczne istoty. Z tego też powodu organizuje całą wesołą zabawę w postaci milenijnego festiwalu. Znak jej technik to słoń afrykański. Swoją drogą, oprócz Hanzo, miała za młodu jeszcze jednego adoratora, który się w fabule czasami pojawia tu i tam. Kurokage, bo o nim mowa, był dziadkiem Yumi i opiekunem całej gromadki obecnej elity Gessen.

Renka, Hanabi i Kafuru czyli trójka festiwalowych opiekunek i pomocnic Sayuri. Na swój sposób każda gamoniowata, acz wyszkolona i ze swoim własnym celem w tej całej zabawie. Acz średnio oczekiwać sensownych rezultatów, gdy Renka zwykle chce rozwiązywać problemy przez rozebranie się, Hanabi dosłownie wybucha w momencie jakiegokolwiek działania jej narzędzia myślowego, a Kafuru jest po ludzku (imo) wnerwiająca. Ich strażnikami duchowymi są odpowiednio paw (R), złota rybka (H) i delfin (K).

Sklepikarką w soniaczowych odsłonach serii jest Ayame. Radośnie i pozytywnie nastawiona do życia dziewoja, trochę gapowata, wzięła sobie za robotę sprzedawanie różnych fantów wszelakim frakcjom shinobi. I zbytnio jej to nie przeszkadza, że sama jest reprezentantem Hanzo i daje swoje usługi np.: neoHebijo, które ma na celu wszystkich wymordować. Pomijając to, ma również wesołe zapatrzenie się na swoją starszą blondwłosą koleżankę i umie zblokować nawet jej popędy macania wszystkiego co popadnie. Ba, sama przechodzi względem niej do ofensywy

 

Sexy Finisher

Tymczasem u Nue.

Czegóż można oczekiwać od tej marki w przyszłości? Z pewnością dalszej porcji fanserwisu, life and hometown jak głosi jedno z ważniejszych haseł serii. Estival Versus, mimo wiadomej odtwórczości która jest przywiązana do tematu musou games, poszedł raczej w dobrą stronę dodając trochę bajerów i podnosząc lekko poziom trudności. Fabularnie raczej nie oczekuje tłuczek z dużymi youma bossami, bo to się raz nie sprzedało, a Takaki po Uppersach (którzy na hit sprzedażowy się nie zanoszą) może mieć trochę mniej do gadania w kwestii jak i co ma dostarczyć. Z drugiej kabany na jakieś rozwiązanie w stylu demonicznych dziewoj bym się nie obraził. Fanserwis by się zgadzał. Możliwe też, że seria znowu dostanie jakiś wesoły spin-off w innym gatunku niż siekanie. Patrz Bon Appetit, którego nie ograłem jeszcze i dlatego nic o nim – no może wspomnę, że jedzenie tak dobre, że cycki urosną. Sam Kenichiro Takaki w jednym z wywiadów towarzyszących ostatniemu E3 coś napominał o chęci zrobienia strzelanki z pistoletami na wodę. Na wodę, ponieważ fanserwis jakby ktoś się zastanawiał.

Jak już o Uppersach wspomniałem, to nie można nie poruszyć tematu najróżniejszych tytułów co niejako wynikły z shinobifestu. Najbardziej jasne przykłady to Neptunia U, która radośnie stworzona przez Tamsoft, wygląda i gra jak przeskinowany Shinovi Versus. To może być też powodem lekkiej awersji do tego tytułu, w przeciwieństwie do Blanc&Neptune vs Zombies który odchodzi od paru średnio pasujących do nepowego uniwersum motywów i też zwiększa ogólny poziom trudności. No i w przeciwieństwie do masowego szlachtowania mięsa armatniego, dość szybko skupiamy się na mniejszych lub większych bossach. No i Uzume a cutie.  Swoją drogą sama Senran Kagura zdołała się przebić do uniwersum memetycznych bogiń jeszcze za sprawą wesołej postaci o imieniu Marvelous. Która przypadkiem ma tony nawiązań do różnych shinobi z dzieleniem seiyuu Asuki na czele. Kolejnym tytułem, którego korzenie można szukać w SK, jest niewydany jeszcze (podejrzewam zapowiedź na E3) na zachodzie Valkyrie Drive Bhikkhuni. Gra stworzona przez Takakiego z bandą urodziwych dziewczyn często o skłonnościach tęczowych (bo taka mechanika), masowe sieczenie mobów i rozwalające się stroje. Więcej podobieństw szukać nie muszę. Swoją drogą mam podejrzenia, że i niedawno zapowiedziany Fate/Extella też może taką drogą pójść, zważając na pierwsze screeny i wydawcę. Trochę jako odskocznię od tego wszystkiego można potraktować nadchodzących Uppersów. Niby Takaki jakoś wcisnął mechanikę z cyckami, ale główne danie to tłuczenie się po mordach umięśnionymi facetami z wolniejszym gameplayem niż w tradycyjnych sieczkach kręcących się wokół Senrana. Acz niestety po obecnych wynikach preorderów nie zanosi się na to, żeby fanki męskich wdzięków złapały się na tą zabawę, a tradycyjni japońscy gracze raczej nie pobiegną dla lekkiego fanserwisu w tle i gościnnego występu Daidouji. Cicha nadzieja, że zdoła się w jakiejś formie przedrzeć na zachód.

Słowem kończącym: Senran Kagura nigdy nie była i zapewne nie będzie materiałem na najambitniejszą grę wszechświata i tytułem wymienianym wśród tuzów gatunku. Z drugiej strony mam z tą serią masę frajdy, czy to od strony siekania niemilców, oglądania wesołych interakcji między bohaterkami, masy fanserwisu i przebłysków jakiegoś rozrysowania świata. I czekam na to, jak XSEED i Marvelous Europe zapowiedzą lokalizację Valkyrie Drive i Fate/Extella na E3, by zaspokoić głód do następnej odsłony serii. Over.

 

Dziękuje za uwagę i do kolejnego przeczytania w moich weebsowych kronikach.

Oceń bloga:
16

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper