Kiedyś to było. Czyli nostalgiczne podsumowanie 2023.

BLOG O GRZE
482V
user-54149 main blog image
Mordqua | 21.02, 17:54
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Spis Treści:

1) Wstęp.

2) Filmy z 2023

3) Stare filmy obejrzane po raz pierwszy.

4) Stare filmy obejrzane ponownie.

5) Znani aktorzy których zayważyłem w starych filmach

6) Muzyka

7) Zbawy, zabawki, gadżety itp. Czyli wspominki co się robiło i zbierało w świecie realnym.

8) Seriale. Wspominki.

9) Bajki. Wspominki

10) Gry wideo (wreszcie kur..)

11) Podsumowanie

 

 

 

 

 

 

1) Wstęp

 

Kolejny rok minął, czas więc go podsumować. Jednak nie był to zwyczajny rok. W kwestii konsumpcji treści postanowiłem powrócić do dawnych lat, kiedy byłem gówniakiem a trochę później nastolatkiem. Ktoś może zapytać skąd taka decyzja. Ano stąd, że pod koniec 2022 byłem już mocono znudzony tym co oferowała branża growa, ale także filmowa. Oglądałem te wszystkie zapowiedzi, które się pojawiały, czytałem o tym, oglądałem fragmenty rozgrywki i w ogóle nie czułem ekscytacji. Oglądałem te wszystkie zapowiedzi, ale hype na nadchodzące produkcje się nie pojawiał, im więcej o nich czytałem, tym mniej miałem ochoty w nie grać. Wszystkie wydawały się takie nijakie, pozbawione tego czegoś. I wszystkie wydawały się takie same. Stwierdziłem, że obecnie gry nie mają mi nic ciekawego do zaoferowania. Podobnie sprawa wyglądała z filmami. Tak pojawiła się decyzja o powrocie do produkcji z dawnych lat. Żeby to sobie bardziej uporządkować, wybrałem sobie rok 2003 jako ten graniczny. Nic młodszego nie wchodziło w grę, więc będę tutaj opisywał dzieła dwudziestoletnie lub starsze. Wyjątek stanowią oczywiście filmy z tego roku. To nie jest tak, że się na cały rok zaszyłem w jaskini i z niej nie wyłaziłem. No i filmy dużo lepiej i szybciej wchodzą niż gry co wynika z ich długości (filmów i gier). Informacje też śledziłem co tam nowego pojawia się na horyzoncie. Zdania nie zmieniłem, dalej filmy i gry nie mają dla mnie nic ciekawego, ale po oczyszczającym retro roku czuję, że jestem już gotowy na nowsze produkcje.

 

Uwaga. Blog jest bardzo długi i jak ktoś będzie chciał przeczytać całość (szczerze współczuję) to trochę się na przewija. Nie planowałem takiego bydlaka, ale tu coś mi się przypomniało, tu coś dopisałem, tam jeszcze coś. Tak dopisywałem i dopisywałem, aż się okazało, że urosło.

Za błędy przepraszam.

Miłej lektury.

 

 

 

 

 

2) Filmy z 2023

Przy każdym filmie napisałem kilka słow co o nim sądzę. Bez rozpisywania się.

Uwaga! Tekst zawiera spoilery i przekleństwa.

 

Antman 3 - Nędza i głupota. Kosmiczne lasery w jakiejś kwantowej dziurze. Żenujące teksty. I do tego dupny Kang zdobywca, który zabił tylu Avengersów, że mu się mieszają, zostaje pokonany przez mrówki i mrówkofila. MODOK to jakieś jaja. Powinien się nazywać LOLOK. I garść rodzinnych smutków.

Shazam 2  - Lepsze niż mrówki 3, ale też kiepskawe. Słabe dialogi, beznadziejny główny bohater. Lepszy akcyjniak naparzanka. Lokowanie produktu przelało czarę goryczy.

Kokainowy miś - Film prawie że na "faktach autentycznych". Podobno prawdą jest tylko to że misiu nażarł się białego a reszta to fantazje twórców. Krew i kończyny latają w powietrzu, trochę podśmiechujków. Średnio-fajne.

Puchatek krew i miód - Tępe angielskie dzidy przyjeżdżają na odludzie. Do tego zabawki porzucone przez Krzysia, które chcą się mścić + niski budżet = ten film.

Przerwany lot - Gerard Butler bardziej znany jako Leonidas jest tu kapitanem samolotu. Z powodu pieniędzy samolot ulega awarii i ląduje na jakieś wysepce w Indonezji czy gdzieś w takich klimatach. A na wyspie siedzą bandziory trudniące się porywaniem dla okupu. No i zaczyna się akcja. Niezły średniaczek na jeden raz.

65 - Kino podróży z dinozaurami w tle. Adam Driver w innych kręgach znany także jako Kylo Ren leci sobie statkiem przez kosmos i przewozi ludzi (w hibernacji). Jego statek jest tak zaawansowany, że wykrywa chmurę asteroid dopiero w momencie, gdy w nią wleciał i dostał pierwsze strzały. Tak oto rozbija się na ziemi, która jest jednym wielkim parkiem jurajskim. Potem sobie chodzi i coś go straszy, potem znajduje dziewczynkę i okazuje się, że to dinozaury. Potem idą razem, a czasami biegną, bo gonią ich wielkie gady. Trochę dramatu w retrospekcjach mających pokazać motywy bohatera. I uciekają z ziemi akurat "w tym momencie" :) No ujdzie.

Evil Dead Przebudzenie - Nie jest to typowy horror, więc proszę się nie napalać. Fajny akcyjniak z dreszczykiem i elementami gore. Świetne dźwięki. Bardzo dużo nawiązań do pierwszej części, jak ktoś przed seansem oglądał jedynkę, to wyłapie dużo smaczków. Niezły produkt horroropodobny.

Egzorcysta papieża - Rodzinka postawia zamieszkać w dawnym opactwie. Co może pójść nie tak? W sumie to nic, niestety w tym konkretnym walczono kiedyś z pradawnym złem (co za zaskoczenie). Podobało mi się to, że demon miał konkretny cel do zrobienia, a nie, że go wpuszczono, to sobie kogoś opęta. Russell Crowe jako doświadczony egzorcysta, który lubi się powygłupiać. Niezły, chociaż końcówka taka sobie. Raczej słabsza.

D&D Honor złodziei - Całkiem fajna przygodówka fantasy. Ogólnie nie zanosiło się na to, zwiastuny takie sobie. Całkiem sprawnie zrealizowane kino, akcja, przygody. Trochę do płaczu, trochę do śmiechu. Film nie jest w żadnym aspekcie najlepszy, ale wyszedł z tego dobry miks. Warto zobaczyć, zwłaszcza jak ktoś jest wkręcony po ograniu BG3.

Renfield - Sługa też człowiek i posiada uczucia. I chce zrobić coś dla siebie, zwłaszcza po wiekach na służbie u martwego krwiopijcy. W sumie to film o tkwieniu w toksycznym związku i o tym, aby przestać dawać się wykorzystywać.  Dla mniej kumatych albo dla tych, którzy chcą się tylko rozerwać, zostało to przykryte memiczną gębą Nicolasa. Fajna nawalanka z absurdalnymi scenami (ale to na plus, utrzymane w konwencji filmu, tak to miało wyglądać) Trochę śmieszkowania. Całkiem niezłe na raz przy piwkach.

Sisu - Samotny dziadek, który jest wśród lokalnych legendą, znajduje złoto. Niestety trwa wojna, więc Niemcy naziści chcą mu je zabrać. Tak rozpoczyna się podróż pełna przygód. Brutalność gra tu pierwsze skrzypce, więc krew leje się gęsto. Fajny piesek.

Fast X - Vin Diesel wałkuje tu temat rodziny już do porzygania się. Nie ma własnej czy jak. Trochę mniej głupkowaty niż poprzednia część, bo nie lecą w kosmos. Słabo się to już ogląda.

Tylor Rake 2 - Typowa netflixowa nawalanka, ale przyzwoicie się ogląda. To ten typ filmu, który nie musiał powstawać, ale jak już zrobili to ok. Zobaczyło się.

Creed 3 - No wiec w porównaniu do poprzednich "kridów" tutaj już nie występuje Rocky. Także tego. Dobra. Adonis ma żyćko miodem i mlekiem płynące. Niestety nierozwiązane sprawy z przeszłości zawsze nas w końcu dosięgną. Fabuła ujdzie, ale sama walka też już szału nie robi. Technicznie wszystko cacy, widać, że holiłód zainwestowało pieniążki, ale przebieg jest przewidywalny + "skrót" (kto widział ten wie) spowodowały zero emocji bo i tak było oczywiste, jak to się skończy. Także tego.

John Wick 4 - Czy John w końcu pomścił samochód, psa i żonę? (kolejność przypadkowa). Dowiecie się, jak zobaczycie. W sumie niezły, typowy john wick, lepszy od dwójki i może od trójki (już jej nie pamiętam). Bardzo fajna końcówka. Reszta typowa. Fajne postacie, może nie tyle dobre jakościowo, co właśnie fajne.

Guy Ritchie's The Covenant - Filmowa próba rozliczenia się z win USA, które mimo obietnic, zostawiły na pastwę losu masę tłumaczy i innych współpracujących z nimi Afgańczyków. Pomijając tematykę polityczną to całkiem niezłe kino o wojennej przyjaźni, poświęceniu itp. Całkiem dobry.

Strażnicy galaktyki 3 - Dużo emocji i zwierzątek. Do tego odpowiednia ilość akcji. Trochę humoru jak to w marvelu, raz fajny i trafny, czasami żałosny. W sumie jakby się tak zastanowić to ten film nie ma fabuły. Albo jest bardzo pretekstowa. Nie widać tego od razu, bo jest to przykryte dużą ilością scen z ładunkiem emocjonalnym. Jak ktoś wrażliwy i ma miękkie serduszko, to będzie płakał jak bóbr.

Flash - W DC powinni się zastanowić czy nie lepiej zostać przy komiksach i grach i przestać dawać licencje na filmy. Zacznę od efektów komputerowych,  większość wygląda słabo a sporo wręcz tragicznie (peleryna batmana w scenie drogowej oraz ratowanie dzieci i psa) Naprawdę, na co idą te miliony dolarów. Bawienie się w multiwersum, gdy marvel już to przemaglował z każdej strony, no słabo. Źle poprowadzona fabuła z finałem tak oczywistym, że bardziej się nie dało. 

Resident Evil death island - Bez szału. Bardziej normalna odsłona i z lepszym klimacikiem niż poprzednia część. Cała główna ekipa z residentów w jednym filmie. Ta Jill wzięta z rimejku to całkiem niezła siksa (szarpałby jak Nemesis Brada Vickersa). Historia złego gościa to żal.pl mamy powtórkę z poprzednich filmów. Znów to samo. Całkiem niezły akcyjniak i trochę horroru, raczej tylko dla fanów residenta.

Blue Beetle - Meksykańce też ludzie, zasłużyli na swojego super bohatera, który będzie ich bronił. Znośny. Da się obejrzeć. 

Transformers przebudzenie bestii - Jak ktoś jest fanem robotów, to niech zobaczy. Reszta powinna odpuścić. Mamy rasizm białych, Optimusa marudę i maksimale na czele z gorylem, bo reszta to nędzne tło. Podczas nawalanki są też rapsy czarnych braci, które nie pasują do filmu i psują klimat. Fajne sceny akcji i tyle.

Meg 2 - lol

Rebel Moon cz. 1 - Taka kosmiczna wersja siedmiu wspaniałych rozdzielona na dwie części. W pierwszej zbiera się ekipa. W drugiej będzie nawalanka o wioskę. Fatalny filtr "rybie oko" który rozmazuje całe boki obrazu, kiepskie postacie. Najfajniejsza to trzecioplanowy robot AI. Znośna akcja, niezłe efekty. Trochę nudnawy.

Nun 2 - Film pozbawiony jakiegokoliwek napięcia i jego budowania, nie wspominając o horrorze. A ostatnie 20 minut zmienia się w akcyjniak z bieganiem i naparzaniem się z demonem. Z plusów to więcej krwi się leje, gdy ofiary giną. Demon jest brutalniejszy. Fajnie, że powróciła siostra Irene. Częściej się uśmiecha, przez to wydaje się ładniejsza i sympatyczniejsza. Reszta leży i kwiczy włącznie z końcówką. Pierwsza część sporo fajniejsza.

Niezniszczalni 4 - Sylwek proszę, idź już na emeryturę. Co za gówno. Megan Fox pasuje tam jak pięść do nosa. Kamień na łące jest ciekawszy i lepiej gra niż ona. Ciekawe komu dała, żeby dostać rolę. Za talent na pewno się nie załapała. Bardzo słabe efekty komputerowe, chyba najgorsze w serii. Sama akcja nudna i nijaka, brak momentów. Gówno. 

Super Mario Bros film - Przyzwoita animacja, ładnie wygląda i nieźle wykorzystano tu dźwięki znane z gier. Jednak, mimo że film krótki to pod koniec zaczął już mnie męczyć. Za dużo tu wszystkiego tak jakby twórcy oszaleli, że mogą w końcu zrobić dobry film i chcieli pokazać jak najwięcej. Chyba najlepiej wypada Bowser mimo żenujących scen, gdzie wyje do księżniczki. Ot fajna bajka.

Duchy w Wenecji - Ciekawszy niż "Śmierć na Nilu". Nieźle się ogląda i to tyle. 

Piła X - Dziwny film, początek ma całkiem inny klimat i musiałem podczas seansu sprawdzić, czy aby na pewno włączyłem, to co trzeba. Główny twist, który jest pretekstem do "zabawy" wypada wręcz śmiesznie. Soczyste gore, ale same pułapki trochę przekombinowane. Kiepska końcówka. Mimo to oglądało się lepiej niż ostatnia piła z Crisem Rockiem czy jak mu tam tym komikiem. 

Equalizer 3 - Robert McCall odnajduje w końcu swoje miejsce na ziemi. Jednak żeby w pełni cieszyć się emeryturką, musi najpierw oczyścić je z bandziorów. Jest to "spokojny" akcyjniak, bohater sobie chodzi, przygląda się, analizuje. Brutalne sceny akcji, ale nie są za częste, więc nie męczą. Całkiem fajny film. 

Gran Turismo - Jedne z najgorszych początkowych 10-15 minut filmu, jakie widziałem. Wiadomo, że to film promujący GT, ale serio sony mogłoby się wstydzić. Szczerze to już chciałem wyłączyć. Zdecydowanie lepiej wypada, gdy już zaczynają się ścigać. Technicznie wiadomo spoko, czuć piniądz. Do tego trochę poprzestawianych faktów, żeby pasowało no współczesnej narracji.
 
Godzilla Minus One - Sztos. Więcej w podsumowaniu.

Pięc koszmarnych nocy - Koszmarne noce, koszmarny film. Słaby początek, zero budowania napięcia, beznadziejny horror. Do tego jeden dłuższy wątek, który do niczego nie prowadzi, urywa się. Ewidentnie wprowadzony jako zapychacz wydłużający seans. Z plusów to kilka scen z misio-robotami, czasami wchodził taki klimacik terminatora z nutką horroru, ale było tego może ze trzy sceny, do tego świetne udźwiękowienie mechatroników. Słaby finał.

Demeter: Przebudzenie zła - A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać do Anglii? Dracula jak postanowił, tak zrobił. Oczywiście wampir nie wielbłąd, pić musi. I przez to jego picie wybuchła cała afera na statku. Fajnie zrobiona scenografia, niezłe postacie. Sam wampir też mi się podobał i pomysł, jaki na niego mieli.  Końcówka już słabsza. Niezły sensacyjny z odrobiną krwi.

Oppenheimer - No nie pykło. Mocne rozczarowanie. Więcej w podsumowaniu tego działu.

Nawiedzony dwór - Przyjemna komedyjka familijna w klimatach grozy/halloween. Ciekawe postacie, mimo że mocno przerysowane, taka konwencja. Poza matką, która na tle reszty wypada nijako. Trochę akcji, trochę gadania, trochę podśmiechujków. Dobrze wymieszane. Można z bąbelkami oglądać.

Zabójca - Super skuteczny płatny zabójca, który kieruje się w pracy kilkoma zasadami, nawala podczas zlecenia. Przez to musi walczyć o przetrwanie, a potem się mścić za babę, którą mu skatowali. To tyle, jeśli chodzi o fabułę. Znośny akcyjniak, który całkiem spoko się ogląda.

Twórca - Sci-Fi z potencjałem, ale niewykorzystanym i pogrzebany przez kilka sporych głupot. Znośny, ale był potencjał na znacznie więcej.

Bez Urazy - Okazało się całkiem sympatyczną komedyjką z podtekstami. Takie trochę American Pie. Co ciekawe jest kilka poważniejszych scen, które na szczęście mają czas, żeby wybrzmieć, nie są brutalnie przerywane jakimiś żenującymi żartami. Jest tu trochę do myślenia dla młodzików, żeby odważyli się wejść w dorosłe życie, jak i dla starszych, żeby w końcu złapali życie za rogi i sami nim pokierowali. Dobrze się oglądało.

Egzorcysta: wyznawca - Miał być wielki powrót serii z podwójną dawką strachu (podwójne opętanie), ale wyszła kupa x2.  Zero horroru, scena w kościele to żenada a finalne egzorcyzmy i zachowanie głównego bohatera to jedna wielka beka. Zmarnowany powrót Chris MacNeil. Z fajnych rzeczy to wygląd demona z końcówki i zwrot akcji, mimo że oczywisty i do przewidzenia, to ciągle fajny.

Smętarz dla zwierzaków: początki - Fajna pierwsza połowa, mocno tu poszli w horror, prawie brak jumpscarów co na plus.  Warto oglądać w słuchawkach albo z dobrymi głośnikami. Druga połowa słabsza, bo zaczyna się więcej akcji i film ewidentnie "siada". Mało cmentarza w cmentarzu, zwierząt jeszcze mniej. David Duchovny ma śmieszny kinol.

Balerina - Znośne kino z masakrycznie zmarnowanym potencjałem. Najgorzej wypada tu praca kamery podczas bijatyk i montaż. Serio myślałem, że zwymiotuję. Nie wiem, kto to zatwierdził i dlaczego myślał, że może się to podobać. Ale niech spierdala. Zdecydowanie lepiej wypada film "Kate" z Elizabeth Winstead w roli głównej (2021)

Indiana Jones i artefakt przeznaczenia - Nie jestem do końca zadowolony z seansu. W sumie to mogę nawet napisać, że całkowicie niepotrzebna część serii.
Rozumiem, że HF chciał się pożegnać z widzami ostatnim filmem i swoją najbardziej znaną postacią. Ale zabrakło mi tutaj tej magii i przygody.
Niby dużo akcji, ale po obejrzeniu takie wrażenie, że meh, nie porwało. Taki szczegół, ale za dużo (prawie cała) akcji dzieje się w miastach, terenach zabudowanych. Indiana to zawsze były plemiona, kulty, ruiny, grobowce, zagadki i pułapki. Jasne było mordobicie, ale tu jest prawie tylko ono. Tutaj jeszcze doszedł motyw przemijania gdzie zamiast ekscytacją przygodą mamy zgorzkniałego starszego pana.
Postacie drugoplanowe to raczej gówno szczególnie dzieciak. Same sceny akcji spoko, dużo się dzieje, fajnie rozwiązali motyw z synem z czwórki, bicie Niemców zawsze na plus. Dobra muzyka z oczywiście chyba już kultowym motywem głównym. Szkoda Harrisona, zwłaszcza że prawdopodobnie to ostatni jego film, który niestey nie wyszedł najlepiej. Wolę go zapamiętać z fajniejszych produkcji.

 

 

 

Rozczarowanie roku:

Oppenheimer  - Ciekawy przypadek, kiedy twoje oczekiwania a zawartość filmu się rozmijają, co rujnuje ci seans. Film być może jest bardzo dobry, jednak chciałem co innego w nim zobaczyć. Możliwe, że nie za bardzo zrozumiałem kampanii reklamowej i też w sumie nie skumałem tego, co sam tytuł filmu o nim mówi.
Że to historia  Oppenheimera, czyli człowieka i wycinek jego życia. Tymczasem spodziewałem się historii o tym, jak stworzono atomówkę. Niestety samego tworzenia tyle, co kot napłakał i jest to marne tło do powieści politycznej i rozprawy gdzie "sądzono" człowieka.  Los Alamos to też kilka scen, przyjechali na pole "zbuduj mi tu miasto" i cyk wszystko już gotowe.

Wynudziłem się jak mops, nie pomogły opinie i recenzje na różnych portalach i stwierdziłem, że 99% polskiego dziennikarstwa popkulturowego ma beznadziejny poziom gdzie, czytałem o jakichś dreszczykach emocji i napięciu trzymającym do końca jak w jakimś super Thrillerze.
Taki chuj.

To samo o  wybuchu, jaki to niby miał być najlepszy efekt od lat w kinie, tymczasem jakiś tam pierd z daleka dostałem. Mega rozczarowanko być może z mojej winy.

 

 

Najgorsze filmy (kilka):

Antman 3

Puchatek krew i miód

Fast X

Meg 2

Niezniszczalni 4

Egzorcysta: Wyznawca

Flash

 

 

Pozytywne zaskocznie:

D&D Honor złodziei

 

 

 

Najlepszy film:

Godzilla Minus One - Król potworów królem w kinach? Można i tak. Już sam początek to niezłe wejście i niezły klimacik horroru. Nie spodziewałem się. Potem mamy trochę uspokojenia akcji i skupienie się na losach ludzi. W sumie ten film to tak naprawdę "widowiskowy dramat" gdzie pokazano trudy i znoje, z jakimi muszą się mierzyć ludzie. Japonia jest rozwalona po wojnie, niczego nie ma i wszystko trzeba odbudować. Mamy element społeczny gdzie pokazano, jak na nowo tworzą się rodziny oraz trochę pokazane powojenne urazy byłych żołnierzy w postaci ptsd. Ogólnie ludzie i wątki z nimi związane to niebo a ziemia w porównaniu z amerykańskimi wersjami. W wersjach z usa biegają sami debile, a ich wątki są głupie, niepotrzebne i beznadziejne. W wersji japońskiej wypadają  poważniej, naturalniej, normalnie. Byłem w stanie "kupić to" że tak by to wyglądało naprawdę.

Natomiast nasz potworek to klasa sama w sobie, robi Japończykom wjazd na chatę i robi to spektakularnie. Świetne udźwiękowienie i muzyka. Ryk Godzilli kozacki, taki metaliczno-potworny. Efekty zależnie od sceny. Ogólnie większość dobrej jakości, ale czasami w mniej istotnych scenach wyglądają słabiej, natomiast w "momentach" wszystko wygląda tak jak trzeba. Jestem w szoku, że budżet filmu to tylko 15mln dolarów. Stosunek jakość do kosztów wyszedł świetnie. Godzilla rozwala miasto, budynki ładnie się rozsypują, do tego trochę brutalności gdzie widać jak gadzina po prostu rozdeptuje ludzi. W kilku scenach wchodzi tak zajebiście gęsty klimat, że siekierę byś w powietrzu zawiesił. A "ta" scena to majstersztyk.

Jednak żeby nie było, że sam miód.  Scenografia rozwalonego miasta gdzie pokazane jest codzienne życie ludzi, wygląda słabo. Widać braki w pieniążkach, mała powierzchnia i takie dziwne oświetlenie. Od razu znać, że kręcone w studiu. No i niestety końcówka, według mnie mocno popsuta. Nie lubię czegoś takiego w filmach. Ujdzie, kiedy pasuje do klimatu filmu, ale tu według mnie jest sprzeczne z tym, co chciano pokazać i jakie wrażenie robił sam film. 

 

 

 

3) Stare filmy obejrzane po raz pierwszy:

Uwaga! Tekst zawiera spoilery i przekleństwa.

 

 

Teksańska masakra piłą mechaniczną (5 części)- Bardzo przeciętna seria, zastanawiam się, jak zdobyła jakąś tam popularność (niewielką, ale zawsze). W jedynce mało masakry w masakrze, krwi też tyle, co kot napłakał, marny slasher, nudnawy. Słabo rozłożona w czasie akcja. Chyba słabszy film nawet w czasach jego produkcji. Fajne blondyny tam grały. Dwójka już lepiej wypada pod względem brutalności, niestety wiele innych scen wygląda komicznie, nie wiem, czy to był zamierzony efekt, czy po prostu tak wyszło. Tym gorzej dla filmu jeśli to drugie. W trójce zaczyna tu już wszystko wyglądać jak normalny film, trochę denerwujące, że się tak ganiali po lesie, ale ogólnie wyszło całkiem ok. Leatherface przestał pajacować. To ten rzadki  przypadek gdzie któraś kontynuacja wypada lepiej niż pierwsza część. Czwórka pozostawiła we mnie mieszane uczucia. Ikoniczny zabójca znów ma słabą charakteryzację i znów zaczyna się jakieś pajacowanie. Może nie ma tego tyle co w dwójce, ale zawsze. Na szczęście jest go trochę mniej, schodzi na dalszy plan, bo teraz widzimy w akcji całą rodzinkę. Dzięki temu film wypada jakoś znośnie. Do tego fajna pani milfka (nie pamiętam imienia postaci) oraz śliczna Renee Zellweger. Oglądając całą serię, włącznie z czwórką, przyszło mi na myśl skąd twórcy RE7 mogli czerpać inspirację dla rodzinki i sceny przy stole. Wersja z 2003 wypada najmniej głupkowato, mimo że w fabule i zachowaniu postaci pojawiają się rażące głupoty. Z racji roku produkcji wypada też najlepiej technicznie, no i sposób kręcenia i pewne pomysły w produkcji sprawiają, że oglądało mi się to względnie normalnie. A czemu względnie? Bo dalej trzyma raczej niski poziom całej serii. Nie da się też ukryć, że Jessica Biel jest tu najlepszym punktem filmu.

 

Robocop 1 - Cholera, nie spodziewałem się, że to takie brutalne. Nie pierdolą się w tańcu. Sceny z przemocą naprawdę "soczyste" chociaż niekiedy trochę aż śmieszne. W porównaniu z wersją z 2014 mało nudy o wspomnieniach rodzinnych, czasem coś tam się Alexowi uwidzi, ale nie robi się z tego głównego punktu filmu. Jeden czy dwa momenty przynudzania, ale tak to niezłe kino. Trochę też gadają o tym, czy takie coś to jeszcze człowiek, który ma swoje prawa, czy już jest produktem należącym do firmy. Nawet mi się przypomniało, że jako gówniak miałem zabawkę. Ile się bandziorów zlikwidowało to moje.

 

Robocop 2 - W tej części pokazano trochę wiecej jak funkcjonuje świat w którym żyją bohaterowie filmu. W satyryczny sposób przedstawiono, że życie ludzkie nie ma żadnej wartości np. reklamy systemu antykradzieżowego czy program tworzenia kolejnych robocopów. Do tego bród i ubóstwo oraz przemoc. Niezła scena "tortur" robocopa. Niestety, po której wyszła na jaw bardzo słaba charakteryzacja. Do tego nasz policjant jest jeszcze gorzej traktowany niż w pierwszej części. Zaczęto mocniej eksponować uczucia, pojawiła się sugestia, że między Alexem a obsługującą go laborantką może coś być. Jak już przy babach jesteśmy to całkiem niezła zła siksa pani asystentka.  Nie podobał mi się cały wątek dzieciaka w gangu, niepotrzebny. Na szczęście fajnie się zakończył. Ogólnie główny zły też taki sobie. Trochę za dziwny, a jednocześnie nijaki. Niezła nawalanka pod koniec.

 

Noc żywych trupów - Świetny film. Bardzo ciekawe doświadczenie, obejrzeć taki stary obraz i jeszcze zombiaki. Podobało mi się szybkie wprowadzenie do głównej atrakcji, pięć minut gadki szmatki pokazanie bohaterów i od razu akcja. Charakteryzacja zombiaków no cóż, takie czasy i film pewnie też w miarę tani w tamtych okresie. Jednak uważam, że zombiaki miały taki specyficzny "urok" i budziły niepokój. Pewnie potrafiły przestraszyć w tamtych latach i to bez tony zgnilizny na twarzy. Myślę, że ówcześni widzowie srali po nogach. Świetny klimat, takie uczucie zaszczucia i beznadziejnej sytuacji. Z racji wieku produkcji dzisiejszego widza raczej już nie przestraszy, ale u mnie kilka scen wywołało dreszczyk np. córka zombie zabija matkę w piwnicy. Fajny wachlarz bohaterów i ich zachowań, niektórzy całkiem dobrze potrafią się odnaleźć w sytuacji, inni są w stanie ciężkiego szoku i nie ma z nich pożytku, jeszcze inni "cwaniakują". Niezłe przesłanie, że nawet w sytuacji zagrożenia ludzie nie potrafią współpracować. W bardzo fajny sposób podawane informacje o sytuacji. Widz razem z bohaterami zamkniętymi w domu (mają radio i TV) stopniowo dowiaduje się co i jak. Na początku jest tego niewiele, potem coraz więcej informacji. Podejrzewam, że współczesny odbiorca tego nie przełknie, ale mi się to oglądało całkiem dobrze. A finał sztos smutny i dający do myślenia.

Noc żywych trupów (1990 rimejk) - To już nie to samo, niby fajne, ale jakoś klimacik uleciał. Może przez to, że dzień po oryginale oglądałem, więc już nie zrobiło takiego wrażenia. Jedna postać została trochę zmieniona, mocniej pokazano jak niektórym odbija i walczą między sobą, zamiast się bronić przed zombiakami. Bardziej postawiono na ten schemat. Zmieniono odrobinę końcówkę, więc jest lekkie zaskoczenie. Kilka smaczków dla ludzi, którzy pamiętają oryginał (kielnia murarska). Za dużo w tym filmie stukania, co chwile gdzieś wbijają gwoździe, strasznie to było denerwujące. Świetna scena, gdy ostatecznie zombiaki wdzierają się do domu przez okna i drzwi, kręci się ich sporo przed domem. Zajebiście to pokazali, ciary po plecach szły. Niezła sytuacja, gdy jeden z bohaterów nie wytrzymuje i zaczyna mu odbijać. W sumie udany rimejk, ale trochę czegoś zabrakło (albo ja zbyt szybko się za to zabrałem).

Duchy marsa - Nieudany horror Johna Carpentera, bardziej akcyjniak z krwią, nie za bardzo jest o czym pisać, ujdzie. Zobaczyć zobaczyłem i tyle o tym.

Full Metal Jacket - Jako całość uważam, że taki sobie, średni. A już na pewno przehajpowany i nie wiem czemu uważany za kultowy. Świetna pierwsza część filmu, ta szkoleniowa. Sierżant robi robotę. Pokazanie trudów psychicznych i stopniowe pogrążanie się Leonarda. Potem niestety następuje druga część filmu, wojenna. I to przez nią siada cały film. Kilka niezłych scen (zdjęcia z "bratem Azjatą", oferowanie prostytutki, żołnierz strzelający ze śmigłowca, edycja notatek prasowych), ale to za mało by pociągnąć film. Brak wyrazistej postaci, miałkie i nijakie charaktery, szczególnie na tle sierżanta z pierwszej części. Akcja też nudna i nudno zrobiona. Oczywiście mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że to taki element poboczny. Że główne skrzypce miały tu grać reakcje żołnierzy, ich emocje i to jak radzą sobie psychicznie w wojennej sytuacji a konflikt zbrojny to tylko tło. Ale i tak to słabo wyszło, nudno, mało to angażujące, porywające. Ewentualnie "nie zrozumiałem filmu".

Terminator 1Świetny film, bardzo ładnie tu pokazano strach przed maszynami. Dwoje ludzi próbuje przeżyć starcie z bezwzględnym robotem. Dobre proporcje, jeśli chodzi o akcję i rozmowy. Niezły dreszczowiec, szczególnie na początku, kiedy t-800 rozpoczyna poszukiwania po mieście i padają pierwsze ofiary a Sara śledzi wszystko w dziennikach. Fajna scena, kiedy arni wchodzi do klubu.  Charakteryzacja zależnie od sceny, np. kiedy arni opatruje sobie oko w łazience wygląda to słabo. Za to finał gdzie mamy już w pełnej krasie konstrukcję bez skóry wypada bardzo dobrze. Kwestia dyskusyjna to znana wszystkim fabuła z paradoksem czasowym znanym z innych filmów.

Czerwony świt (1984) - Ruskie atakują USA. Dzieciaki z miasteczka uciekają w las. Powoli ogarniają swoje tyłki, zdobywają żarcie, broń, ammo i inne takie i wpadają do miasta na rozróby.  Ruskie ich gonią po mieście, a potem po lesie. Typowa propagandówka z czasów zimnej wojny, kiedy trzeba było dodać otuchy swoim obywatelom. Warto walczyć za swoją ojczyznę (małą i dużą) a ruskie to pizdy, bo dostają po dupie od gówniaków z lasu. Na szczęście jest trochę dramatu, gdzie pokazano, że wojna to nie zabawa i można zginąć. W sumie fajnie się oglądało, chociaż głupi ten film. No i trzeba wspomnieć, że to tutaj zaczęła się legendarna już kosa między Patrickiem Swayze a Jennifer Grey, której kumulacja miała miejsce w Dirty Dancing gdzie musieli udawać że się lubią. Albo nie udawali, kto ich tam wie.

Wstrząsy 3 - W tej części pojawiają się potwory latające. Startują za pomocą pierdów. Reszty nie trzeba opisywać, żeby wiedzieć jakie to gówno.

Końcowe odliczanie/Jeszcze raz Pearl Harbor - Film z cyklu "co by było, gdyby".  Podczas ćwiczeń pewien lotniskowiec dostaje się do dziury czasowej i przenosi do okresu drugiej wojny światowej tuż przed atakiem Japończyków na Pearl Harbor. Załoga i dowództwo ma dylemat czy dołączyć do walki i być może zapobiec rzezi (nowoczesny lotniskowiec pełen nowych myśliwców i bombowców przeciwko drugowojennym Japończykom) czy też nie (to już się zdarzyło, więc nie mamy prawa tego zmieniać a dzięki wojnie USA urosło na mocarstwo). Do tego trochę teorii spiskowych itp. Ogólnie film można obejrzeć, chociaż scenariusz taki sobie. Z plusów natomiast wypada wymienić zdjęcia. Twórcy chyba załapali się na jakiś prawdziwy lotniskowiec albo dostali masę materiałów z armii, bo sporo dobrych ujęć samolotów (również w powietrzu) widać, że to nie było komputerowe ani "nakładane". Technicznie pod tym względem wypada bardzo dobrze. Końcówka ujdzie, ale ogólnie to może być.

Martwe zło 1 - Bardzo fajny horror. Nie wiem, czy pewne rozwiązania wynikały z biedy budżetowej, czy z pomysłów, ale chwyciło i było na tyle popularne, że stało się początkiem serii. Pierwsza połowa gdzie nie mamy jeszcze rzeźni to po prostu dobry horror. Jest klimat grozy, czasami ciary po plecach szły, odpowiednie budowanie napięcia. Bardzo podobało mi się udźwiękowienie, no i słynny demoniczny lot kamerą. Do tego fajna scena, gdy powoli kulają się autem w stronę domku.  Gdy zaczyna się jatka, to klimat się zmienia i ustępuje miejsca... no jatce właśnie. Na szczęście postawiono na efekty praktyczne więc czasami mimo pojawiającego się uśmiechu politowania, ciągle ogląda się spoko. Z wad to rzucający się w oczy brak konsekwencji dotyczący zarażania/opętania kolejnych ofiar. Strasznie mi to psuło seans. Np. jedna z ofiar zmieniła się tylko dlatego, że demon chwycił ołówek i wbił jej w piętę. Tymczasem ash był obrzygany, oblany krwią i zraniony w nogę za pomocą gołej dłoni demona i nic mu nie było. Kilka dziwnych scen pod koniec lekko psujących wrażenie. Nie pasowało mi też takie pewne postawienie na kontrowersję, ale szkoda, że jeden z demonów okazał się zboczony i wsadził babce gałązkę w cipę. Jednak ogólnie to całkiem niezły straszak, a potem gore.

Martwe zło 2 - Katastrofa. Co tu odwalili w tym filmie, to ja nie wiem. Całkowicie zmieniono "kierunek" i z niezłego horroru poszli w głupkowatą komedię. Beznadziejny początek, nie wiadomo czy to kontynuacja, czy taki jakby rimejk. W sumie wyszło, że oba na raz. Oprócz efektów praktycznych doszły też słabe komputerowe z jakimiś bzdurnymi scenami, co całkowicie zrujnowało ten film. Tak wiem. Tak miało być, to zawsze były horrory z przymrużeniem oka bla bla bla. Taka nagła zmiana klimatu po pierwszej części spowodowała u mnie odrazę. Ten film to gówno.

Monster - Ogólnie mam problem z takimi filmami. Głowna bohaterka nie miała w życiu lekko i jest kreowana na ofiarę (systemu). Cały czas pod górkę. Nawet nieźle w tym filmie pokazano jej motywy i przyczyny zachowania. Są emocje i można "zrozumieć" jej punkt widzenia. Wszystko pięknie fajnie, gdyby nie jej czyny. Gdy film się skończył i emocje opadły naszła mnie myśl, dlaczego do cholery mam współczuć i kibicować morderczyni. To sprawa na być może  dłuższą rozkminkę po pijaku. Jednak sam film to dobra produkcja i zrobiła to co miała zrobić. Czyli "zmusić" mnie/widza, żeby przez chwilę pomyśleć o tym, że ci źli to też ludzie, którzy mają uczucia, mimo że robią to co robią.

Virus (1999) - Ten film to poniekąd odpowiedź na to jakby mogła wyglądać ekranizacja Quake 2, a to za sprawą przeciwników. Nie wchodząc w szczegóły głupiej i debilnej fabuły i żeby nie zdradzić gdzie, skąd, jak i dlaczego, pokazano tu fajnie zrobione hybrydy ludzi i maszyn (w stylu wspomnianej już gry, krwawo i raczej nieciekawie dla ludzi). Do tego muszę pochwalić warstwę techniczną, gdzie zastosowano mieszankę efektów praktycznych i komputerowych. Oczywiście lata zrobiły swoje i jajec nam z wrażenia nie urwie, ale mimo wszystko po zobaczeniu stwierdziłem, że kurcze, ciągle dobrze to wygląda. Cała reszta filmu to mizeria, która posiada naprawdę wiele wad. Ogólnie jednak uważam, że drzemał tu potężnie niewykorzystany potencjał. Film ten nie odmienił mojego życia, ale fajnie, że zobaczyłem. Ważne, że ktoś kiedyś próbował. A że nie wyszło? No cóż. Bywa.

Zatoichi (2003) - Niezły film. Nie ma jakichś momentów, raczej przez większość filmu trzyma jednakowy poziom. Niby trochę nudnawy, ale jednocześnie ciekawy i zainteresowany oglądałem co stanie się dalej. Odpowiednio brutalny. Oprócz bezpośredniej brutalności gdzie leje się krew i odcinane są kończyny (ale bez przesady, wypada to w miarę "naturalnie") jest też brutalność i bezwzględność codziennego życia gdzie np. bezdomne dzieci muszą trudnić się prostytucją, żeby przeżyć. W sumie, jeśli chodzi o fabułe to jest prosta, nieskomplikowana. Z drugiej strony sposób realizacji powoduje, że nie jest przekombinowana, udziwniona i nie przeszkadza rzeczami z dupy. Nie wiem co myśleć o ostatniej scenie w stylu boolywood ,gdzie tańczą do muzyki. Jest całkiem niezła nutka miks starych motywów z nowymi i fajna choreografia, ale tak bardzo nie pasuje to do filmu, że aż nie wiem.

Czerwony smok (1986) - W tej części morderca lepiej wypadł niż w wersji z 2002, natomiast Hannibal wyszedł tak sobie. Raz, że jest tłem i bardziej skupiono się na policjancie, a dwa, Anthony Hopkins w kolejnych wersjach miał rolę życia. Niezły kawałek kryminału.

Seria "Koszmar z ulicy wiązów" (7 filmów + Bonus) - Jedynka to bardzo dobry film, niby slasher, ale ma w sobie dużo dobrego horroru, ciarki czasami po pleckach szły. Klasyk, który rozpoczął kultową serię ze świetnym głównym przeciwnikiem. Dwójka też spoko i niezły motyw "opętania" kogoś przez Freediego, żeby zabijał za niego (tak jakby). Trochę rozczarowanko sceną nad basenem. Była sposobność na super rzeźnię, ale twórcy nie skorzystali. Trójka to powrót Nancy i szpital psychiatryczny jako miejsce akcji, do tego ta pielęgniarka :) Niestety okazała się Krugerem, ale na szczęście ludowe porzekadło mówi, że raz w dupę to nie pedał, a po trzecim razie się zeruje. Powrót do stylu z jedynki, podobał mi się, ale tak do 3/4 długości. Końcówka niestety mi nie siadła i powoli zaczęło się wydziwianie z pomysłami jak to urozmaicić. Czwórka i Piątka to coraz mocniejszy spadek jakości. Kolejne zgony coraz nudniejsze i mało pomysłowe. Takie zwyczajne. Coraz bardziej przekombinowane pomysły na fabułę i słaby styl. W szóstce osiągnięto poziom dna, mułu i tego, co pod nim. Scena z "grą video" to porażka na całego. Całkowicie położyło to film. Szkoda strzępić klawiatury. Siódemka próbowała szczęścia z nawet ciekawym rozwiązaniem. Aktorzy z pierwszych odsłon grają tutaj samych siebie. Są aktorami, którzy zdobyli sławę w filmach o freedym krugerze i szykują się do wystąpienia w kolejnej odsłonie. Pech chciał, że wytwór filmowej fantazji okazuje się prawdziwy i przenika do naszego świata i zaczyna nawiedzać w snach aktorów. Pomysł niezły, realizacja nie najgorsza. Niestety charakteryzacja Freddego jakaś dziwna szczególnie wokół oczu. Końcówka też słaba. Rimejk z 2010 to beznadziejna próba powrotu do znanej marki. W prawie każdym aspekcie film jest nijaki, do tego nudny, głupi a w innych chwilach wręcz denerwujący, opowiadanie skręca w jakimś dziwnym kierunku. Charakteryzacja nie najlepsza. Jedyny plus tego filmu to Rooney Mara. 

Seria "Piątek trzynastego" (10 filmów + Bonus)- Pierwsze trzy części można uznać za długi origin story. W jedynce zabija matka Jasona i gra tam Kewin Bejkon ten ze wstrząsów. W dwójce zabija już Jason, ale nie ma swoich znaków rozpoznawczych, dopiero w trójce przywdziewa maskę hokejową i bierze do łapy maczetę. Ogólnie spoko można zobaczyć. Od czwórki do końca już zaczyna być tak sobie, ale czwórka jest jeszcze spoko. Ogólnie w trójce i czwórce mamy najbardziej normalną fabułę z Jasonem, który już zabija w masce. Chyba najfajniejsze części pomijając jedynkę z matką i dwójkę bez maski. W piątce niby mamy Jasona, ale okazuje się, że to zwykły chujek naśladowca w dodatku sanitariusz, nawet nie ma tego prawdziwego. Szóstka niby okej, ale zaczynała mnie już wkurzać postać Tommiego Jarvisa, koleś pojawia się już trzeci raz a ożywienie Jasona to taki trochę lol. Siódemka to już jakieś kombinowanie z telekinezą i mocą umysłu. Takie tam byle co. Ósemka bez klimatu i polotu. Akcja najpierw na statku potem w mieście. Tutaj już zabili go tak naprawdę i na amen. W dziewiątce okazuje się, że jednak nie. Ciągle żyje. Tutaj mamy już poziom takiego gówna za ja pierdole. Jason to duch, który sobie teraz przeskakuje z jednego ciała do drugiego. Szkoda gadać. W dziesiątce Jason niczym szybcy i wściekli leci w kosmos. Ta część chyba była kręcona dla beki i tak to należy traktować. Jest jeden plus filmu, przez kilkanaście minut jak łazi po statku i zabija załogę, robi się fajny klimacik obcego 8 pasażer. Ale to tylko kilkanaście minut. Na resztę filmu należy spuścić (się) kurtynę milczenia. Rimejk z 2009 powiedzmy, że ujdzie. Można tą odsłonę porównać do brzydkiej laski z dyskoteki. Z każdym kolejnym piwem czy drinkiem wydaje się coraz lepsza.

 

Buffy postrach wampirów (1992)

 

4) Stare filmy obejrzane ponownie:

Tutaj też będę króciótko opisywał jakie wrażenia z filmu, ale dodałem znaczki informujące o tym jak zmieniło się moje postrzeganie konkretnej produkcji.

(+) teraz podobał mi się bardziej niż kiedyś. Zmiana na plus

(-) teraz podobał mi się mniej niż kiedyś. Zmiana na minus

(=) wrażenia z filmu nie uległy większej zmianie.

Uwaga! Tekst zawiera spoilery i przekleństwa.

 

 

Dog Soldiers (-) Tutaj głównie minus za sam początek w namiocie. Wygląda to tragicznie, wręcz amatorsko. Pomyślałem sobie, że przecież nie mogło to tak wyglądać kiedyś, bo mi się podobało. Na szczęście potem jeż już zdecydowanie lepiej. Albo po prostu przyzwyczajamy się do tego, co zobaczyliśmy. Jeśli chodzi o same wilkołaki, to pod względem charakteryzacji jest ok. Na zdjęciach, jeśli ktoś sobie zobaczy, to wyglądają tak sobie, ale możecie mi uwierzyć, w ruchu zdecydowanie lepiej to wypada. Wiadomo budżet skromny, w porównaniu z underworld który wyszedł rok później i mógł skorzystać z dobrodziejstw komputerów, wypada naprawdę blado. Ale ale, jeśli chodzi o klimacik, i ogólną stylistykę dalej jest dobrze. Niektóre sceny mają niezłe napięcie. Jest męsko, jest brutalnie. Mniej fantasy jak w underwoldzie. Krew się leje, flaki wyłażą. Jak pisałem, w ruchu wilkołaki nieźle się prezentują i tu wychodzi zaleta efektów praktycznych. Fajne jest też stopniowe wprowadzenie do akcji. Ogólnie wizualnie i technicznie już jest kupa lekka. Mimo to uważam, że jest to jeden z fajniejszych filmów z wilkołakami w roli głównej. Bez kombinowania, prosty i brutalny. Mimo minusa to warto zobaczyć.

Predator 1 (+) Ciągle fajnie się ogląda. Prawdziwe męskie kino. Trochę drętwy początek, ale później się rozkręca, nie ma nudy. Fajna praca kamery, gdy lecą śmigłowcami na misję, dynamiczna, taka lekko z ręki, ale ciągle wszystko widać i wiadomo co się dzieje. Niezłe sceny akcji, krew się leje, kamera niczego nie ukrywa jak w niektórych filmach. A przygotowania do finałowego pojedynku arniego i predatora... Sztos, aż ciarki chodzą po plecach.

Freddy vs Jason (-) Dobry slasher, nie udaje horroru, nieźle się zarzynają nawzajem, krew się leje, fajne cycki i głupiutka fabuła. Film robi co ma robić. Jednak minus za kilka nudnawych scen typu dłużyzny. Nie wszystkie pomysły po tych latach wydają się interesujące (np. robak po zielsku).

Obcy 1 (=) Ciągle tak samo dobry, jak kiedyś. Zrobiono go na tyle uniwersalnie, że film się nie starzeje (wiadomo, nie dotyczy to wizualnych spraw). Pomimo lat na karku potrafi wywołać dreszczyk. Jest Ripley, jest pierwsze wyjście z ludzkiej klaty. I to cholerne uczucie, że gdzieś tam w ciemnych korytarzach grasuje potwór, który tylko czeka na chwilę twojej nieuwagi.

Obcy 2 wer.rozszerzona (=) Więcej obcych, więcej uzbrojonych komandosów, więcej naparzanki. W kontynuacji poszli w tę stronę. Większy rozmach (końcowe pojedynki). Więcej wszystkiego oczywiście kosztem klimatu horroru znanego z jedynki. Co do wersji rozszerzonej to wieść gminna niesie, że pewna scena wycięta z wersji kinowej mogła przesądzić o braku oscara dla Sigourney Weaver. Sama zainteresowana podobno dostała szału, gdy się dowiedziała, że kinówka będzie pozbawiona tych scen. Nie wiem, czy owa scena mogła przesądzić o nagrodzie, ale na pewno lepiej tłumaczy widzowi pewne motywy postaci. Myślę, że te kilka chwil nie zabiłoby ludzi w kinach.

Obcy 3 wer.rozszerzona (=) W tym filmie starano się powrócić do klimatów z jedynki. Jeden obcy poluje na większą grupę ludzi, ale słabo lub w ogóle nieuzbrojonych. Wersja rozszerzona pokazuje więcej scen z życia codziennego mieszkańców koloni karnej. Ma się dzięki temu wrażenie, że tworzą oni bardziej zgraną, specyficzną społeczność, a nie są tylko zbieraniną nieciekawych typów. Zmieniono także kilka innych scen znanych z oryginału.

Obcy 4 (=) Tutaj już mamy typowy akcyjniak. Powiedzmy, że pierwsza połowa filmu, zanim obcy uciekają z klatek i zaczyna się jatka, nawet fajny. Nieźle się oglądało co z tą Ripley i co tam kombinują, eksperymentując na stworzeniach. Potem trochę film siada i druga część taka sobie.

Coś (+) Norwegowie gonią pieska, a ten ucieka do amerykanców, którzy postanawiają go przygarnąć. Nie wiedzą jednak, że najlepszy przyjaciel człowieka ma w sobie coś, czego nie powinien mieć. W ten sposób do ich bazy przedostaje się pozaziemska forma życia, która może przejąć jakąś osobę (wygląd). Powoduje to wzrost napięcia  w grupie i powszechnego braku zaufania. No i fajny finał, który pozwolił widzowi na rozkminę, a jednocześnie sensownie to pokazano i nie ma się wrażenia, że scenarzysta nie wiedział jak to zakończyć.

Wróg u bram (-) E jakieś to takie, nie wiem. Ujdzie. Kiedyś mi się to bardziej podobało. Niby wszystko fajnie, nawet fajny klimacik, pojedynki snajperskie. Całościowo nie porwało, nudnawe. Ewidentnie przy finałowym pojedynku poszli na skróty i widać brak pomysłu jak to rozwiązać. W ogóle nie trzymano się tego, jak budowano postać pewnego bohatera przez większość filmu. Zobaczyłem i tyle.

Szeregowiec Ryan (=) Świetne wojenne kino. Słynne lądowanie na plażach Normandii otwierające film oraz praca kamery "z ręki" którą potem regularnie wykorzystywano w innych produkcjach. Może nie był to pierwszy film z takim obrazem, ale na pewno był filmem, który to upowszechnił. Do tego grupa bohaterów, których da się lubić. Trzeba jednak przyznać, że fabuła w tym filmie jest głupia. Ryzykować życie kilku doświadczonych żołnierzy, aby znaleźć jednego i to jeszcze nie wiadomo czy ciągle żywego. Na pewno dałoby się lepiej uzasadnić taką misję i wymyślić powód, który mógłby być bardziej istotny dla przebiegu wojny. Ale chyba za to też (oprócz bardzo dobrej realizacji technicznej i walk) ludzie docenili i uwielbiali ten film. Pokazano tu ludzką twarz armii, która troszczy się o zwykłych obywateli, o zwykłego szeregowca, chłopaka, który mógłby być mną, tobą, bratem, kuzynem itp. (oczywiście z punktu widzenia przeciętnego Amerykanina). 

Pearl Harbor (+) Dobrze zrobiony miks romansu, dramatu i kina wojennego. Kiedyś wydawało mi się, że za dużo tego mdłego romansidła. Teraz jednak uważam, że nie ma tego aż tyle, albo inaczej, jest jak było, ale fajnie jest to poprzetykane zarówno przygotowaniami Japończyków do ataku, a potem samym atakiem. Chociaż końcówka zrobiła takie samo wrażenie jak kiedyś. Dalej jest ckliwa i do porzygu amerykańska. Do tego patos, flaga USA powiewająca tu i tam. Niezły film.

Helikopter w ogniu (+) Jakby się tak zastanowić to ten film jest niezłą propagandówką. Nasi (amerykańscy) dzielni chłopcy poświęcają swoje zdrowie i młode życie, aby nieść ulgę i wyzwolenie ludowi w dalekim kraju. Pomimo tego okazuje się, że to kawał świetnego kina wojennego. Nawet w najlepiej przygotowanej misji coś może pójść nie tak. Szybkie, krótkie zadanie mające trwać mniej niż godzinę przeradza się kilkudniową bitwę z całym miastem. Mimo pojawiających się co jakiś czas ujęć ze sztabu akcję pokazano z perspektywy zwykłych żołnierzy. Mamy utrwalaną w ogniu walki przyjaźń. Jest smutek, dramat i poświęcenie. Bardzo dobrze zrobiona akcja i sceny walk. Są dłuższe wymiany ognia a żołnierze usa to nie roboty na kodach, pudłują i zostają ranni. Do tego bardzo krótkie, ale jakże treściwe odniesienia do polityki (np. generał Aidida rozmawiający ze schwytanym Durantem). Całkiem spoko muzyka. Końcówka trochę przesadzona, zbyt amerykańska, ale na pewno wywołująca emocje (może nawet w zbyt prostacki sposób, ale zawsze).

Patriota (=) Mel Gibson broni kraju przed przebrzydłymi angolami. Mamy tu oczywiście wszystko, co w takim filmie być powinno. Krwawe walki, miłość, przyjaźń, zdrada i zemsta. Jakby się tak zastanowić to jest tu bardzo podobny schemat znany z "Walecznego serca". Tutaj milicja najpierw nieliczna, po kolejnych sukcesach rośnie w siłę i robi coraz większe akcje. Potem mamy rozbicie i ponowne zbieranie się do kupy aż do finałowej bitki. Niezły film.

RoboCop 3 (-) Trochę lżejszy klimat, więcej typowej akcji nawalanki. Nie ma już takiej "mocnej" brutalności, ciągle jednak został bród, smród i ubóstwo. Jest więcej takiej "systemowej" przemocy, ludzie są wyrzucani z domów, dziewczynka której zabito rodziców przyłącza się do "ruchu oporu" mieszkającego w kanałach itp. Trochę dramatycznych scen, ale źle zagranych/wyreżyserowanych, bo nie robią wrażenia. Końcówka typowa. Niezły film, taki sobie RoboCop.

Jeździec bez głowy (=) Wykształciuch z miasta jedzie na zacofaną wieś zbadać tajemnice morderstw. Lubie takie filmy, zamglone lasy, małe wioski z zabobonnymi mieszkańcami, obowiązkowo piękna panienka do wzięcia, która jakimś cudem się w takich warunkach uchowała (tutaj to Christina Ricci). Do tego nadnaturalne coś, z czym trzeba się zmierzyć. Niezła akcja, fajnie pokazane rozkminianie tajemnicy przez głównego bohatera. Spoko film.

Blade 1 (=) Chodzący za dnia wbija na imprezę, gdzie grają fajną muzykę i robi rozpierdol. Ochrona nie daje rady i też ginie. Fajnie tu pokazano świat wampirów.

Blade 2 (+) Całkiem niezła kontynuacja. Nowy typ wampirów, wymuszony sojusz, który aż prosi się o to, żeby skończyć się wbiciem noża w plecy. Powrót postaci, sprawnie zrealizowana akcja. Ciekawy.

Braterstwo wilków (-) Lubię filmy o takiej tematyce i w podobnych klimatach, nie ma ich jednak zbyt dużo. Niestety ten jest trochę zbyt długi, na to co zawiera, końcówka już się dłużyła i nudziła. Całkiem niezły, ale spokojnie o te 20-30 minut mógłby być krótszy.

Kompania braci (+) Cóż to jest za serial. Teraz, po latach, spodobał mi się jeszcze bardziej niż kiedyś. Te dwadzieścia lat temu głównie jarałem się naparzanką z Niemcami. Teraz po latach "dostrzegłem" również inne walory tego serialu. Jednak zaczynając od naparzanek, to jest tego zaskakująco dużo. Praktycznie w każdym odcinku mamy większą akcję. Nie ma "oszczędzania" przez kilka epizodów, żeby potem wyskoczyć z akcją. Z drugiej strony to tylko dziesięć odcinków więc nie ma czasu na zabawy. Technicznie ciągle sztos, walki wyglądają świetnie. Głównie przez to, że mamy tu prawie same praktyczne efekty. Jest tu pewien rodzaj kroniki Amerykanów w Europie, co na plus nie oglądamy oklepanych tych samych bitew. Jasne, mamy lądowanie w Normandii, ale widzimy te poprzedzające główne uderzenie, które miało za zadanie zneutralizować działa, które zagrażały całej operacji. Fajnie tu pokazano aspekt psychologiczny, jak długotrwała wojna wpływa na psychikę żołnierzy. Co ciekawe, pierwsze walki nie są tak destrukcyjne, to wiele miesięcy później "wysiadają" głównie weterani, którzy teoretycznie powinni być "odporni". Zauważyłem też ciekawy zabieg łączący wrażenia widza z przebiegiem akcji. Mianowicie w początkowych odcinkach, kiedy razem z bohaterami jesteśmy świeżakami i walki robią (na nas/nich) wrażenie nie widzimy zbyt konkretnej przemocy. Oczywiście żołnierze umierają, krew się leje. Ale jak ktoś dostanie to albo medyk od razu przyciska ranę ręką lub bandażem albo krew niezbyt wyróżnia się na ciemnym mundurze. Później jednak, kiedy widz się przyzwyczaja a bohaterowie powoli zostają doświadczonymi weteranami to pojawiają się mocniejsze sceny. Zaczynają się urywane kończyny, podziurawiony kulami brzuch czy klatka, potworne poparzenia itp. A dziewiąty odcinek, gdy wyzwalają obóz... Kurwa, niby widziałem filmy dokumentalne bez cenzury, które zawierają mocne sceny, ale one nie wywołały u mnie takich emocji. Tutaj nie ma w sumie nic drastycznego, ale tak to pokazano, że naprawdę robiło się człowiekowi smutno.

Wstrząsy 1 (=) Horror klasy b o potworach co wyłażą z ziemi. W dalszym ciągu świetnie się ogląda, trochę śmieszków, trochę strachów i akcja. Technicznie ciągle wygląda dobrze i co najważniejsze chyba najlepiej z całej serii co dziwi, bo kolejne części powinny wyglądać coraz lepiej, a jest na odwrót. Niskobudżetowy sztos z przeszłości.

Wstrząsy 2 (=) Niezłe jaja co oni zrobili z tym filmem.

Byliśmy żołnierzami (-) Wojna w Wietnamie w wykonaniu Mela Gibsona. Świetny początek, kiedy szykują się na wojnę, a potem zajebisty klimacik jak wstają rano i idą na autobus. Czuć to napięcie i podenerwowanie, gdy masz coś ważnego do załatwienia, a jednocześnie wiesz, że wszyscy dookoła smacznie śpią. Potem niezła akcja gdzie obie strony się przepychają, raz jedni mają przewagę, raz drudzy. Z minusów to sceny żonki w domu, która roznosi listy i sama końcówka na wojnie.

Obłędny rycerz (=) Fajna komedyjka przgodowo-familijna. Z przesłaniem i w ogóle. Niezłe do niedzielnego obiadku.

Jumanji (-) Dzieciak znajduje planszówkę, zaprasza laskę do domu, żeby sobie pograli. Co może pójść nie tak? Rodzice przyjdą za wcześnie? No nie ten film. Planszówka ma niezwykłą moc, o czym przekonują się bohaterowie. Przygodowy film z nutką dreszczyku i troszku komedii. Przy okazji możemy zobaczyć co się dzieje, gdy dzika przyroda nagle zawita do miasta. Po latach nie robi takiego wrażenia i trochę nudzi w sumie.

13 wojownik (+) Całkiem fajne niskobudżetowe gówno, ten film jest taki przaśny. Antonio pasuje tu na bohatera araba jak pięść do nosa. Fajnie tu pokazano zacofanie cywilizacyjne wikingów, jednocześnie przesadzili ze zdolnościami do nauki języków u naszego protagonisty. Niezły wódz drużyny, niby wygląda jak tępy mięśniak, ale potrafi rozkminić. Jednocześnie duma go nie zaślepia i potrafi spytać się o radę. Końcówka mogłaby być lepsza, ale nie była też zła.

Żołnierze kosmosu (=) Zostań obywatelem! Akcyjniak z przymrużeniem oka, gdzie podziwiamy absurdy utopijnego społeczeństwa przyszłości. Do tego krwawa rozwałka z kosmicznymi robalami. Zręcznie wymieszane kilka motywów i rozwiązań. Proste i nieprzekombinowane. Mamy romans, zdradę, przyjaźń i walkę. Wszystko, co potrzebne od prostego kina, które ma nas zadowolić wieczorem.

Terminator 2 wer.rozszerzona (-) Mocny zjazd w dół. Bardzo nie siadło. Myślę, że to za sprawą porównania do jedynki, którą oglądałem kilka dni wcześniej. Tam dwoje ludzi miało nikłe szanse z bezwzględną maszyną, czuć było ten element strachu, świetnie to nakręcono. W dwójce natomiast szanse mocno się wyrównują. Niby ciągle uciekają przed nowszym lepszym terminatorem, ale dostają już do ochrony starszego, ale ciągle własnego, terminatora. Sara też już nie jest bezradną kobietką, której trzeba wycierać nosek, a John rezolutny dzieciak jak trzeba, to potrafi otwierać zamki w tajnych laboratoriach. Niby się wszyscy boją nowej maszyny, która ich goni, ale spuszczają mu wpierdol przy każdym spotkaniu. Dużo więcej akcji, sporo mniej budowania napięcia i klimaciku.  Oglądało mi się to tak sobie.

Terminator 3 (=) Dzień sądu nie został zatrzymany a jedynie opóźniony. No więc z przyszłości przylatuje zły robot (tym razem babeczka) i dobry robot (w dalszym ciągu Arni). Kontynuacja stylu z dwójki, czyli więcej akcji i nawalanki. Z racji tego, że to młodsza produkcja, sceny walk są bardziej widowiskowe (gonitwa samochodowa i przy okazji rozwalenie pół miasta + dźwig). Podobało mi się też, że zła terminatorzyca miała cele dodatkowe do osłabienia przyszłego ruchu oporu.  Nie podobało mi się już kombinowanie z przyszłą żonką Johna, która nagle okazała się ważniejsza od niego. Ogólnie mogłoby to być spoko, gdyby ta postać/aktorka miały więcej charyzmy. Niestety to taka żeńska wersja ciepłej kluchy. Mogła zginąć w kartonach czy coś. Lepiej dla widza. No i wreszcie pokazano dzień sądu. Tu wielki plusik.

Milczenie owiec (=) Aktor stworzony do tej roli i rola idealna pod tego aktora. Nie da się ukryć, że to Anthony Hopkins sprawił, iż ta seria stała się popularna. Świetnie tu przypasował do roli niezwykle inteligentnego mordercy. Jodie Foster też tu błyszczy w roli agentki, która musi "skonsultować" się z doktorem, który może pomóc w rozwiązaniu sprawy. Zajebisty  thriller.

Hannibal (-) Kontynuacja "przygód" z pierwszej części.  Tytułowy bohater korzysta z uroków życia we Włoszech. Jednak kilka osób wpada na jego trop i postanawia go schwytać (jest za niego spora nagroda) Tu zaczyna się zabawa w kotka i myszkę. Do tego wszystkiego wmiesza się dawna znajoma, czyli agentka Clarice Starling w tej części odgrywana przez Julianne Moore. Tu dodam tylko, że bardziej podobała mi się Jodie z pierwszej części. O ile w tej części nawet Julka pasuje jako już twardzsza, bardziej charakterna agentka po przejściach to całościowo zdecydowanie bardziej przekonała mnie do siebie Jodie. Ma w sobie to coś i po prostu jako kobieta bardziej mnie przyciągała. Żeby nie było, Julce uroku nie odmówię, ale jednak to jedno oczko jest niżej.  Sam film po latach jednak trochę mniej mi się podobał. Dalej jest świetny, ogląda się super. Jednak formuła z "tygrysem w klatce" z jedynki bardziej do mnie przemawiała. Było to napięcie i dreszczyk co doktor wykombinuje i co mu tam świta. Bo na wolności to wiadomo, że będzie zabijał. Ale za to najbardziej kultowa scena w serii pochodzi właśnie z tej części, a świętej pamięci Ray Liotta miał w niej swój udział.

Czerwony smok (=) Powrót do formuły "tygrysa w klatce" co bardzo mi odpowiadało. Tym razem agent chodzący po pomoc do Lectera to Will Graham, który miał już wątpliwą przyjemność spotkać go na swojej drodze. Mogło się wydawać, że powtórzenie jedynki wypadnie blado, jednak całkiem dobrze to przedstawiono. Samo śledztwo prowadzone przez Willa jest zrealizowane w ciekawy sposób i nie nudzi. Nawet rzekłbym, że lepiej to zrobiono niż w jedynce, gdzie główny bajer filmu bardziel polegał na przedstawieniu relacji Lecter-Clarice. Z minusów to przestępca, którego ścigają wypadł słabiej niż w starej wersji z 1986. O ile aktor go grający zrobił dobrą robotę a sama postać też jest spoko, to jednak jego styl działania, zachowania i wyglądu bardziej podobał mi się w starszej odsłonie.

Lot nad kukułczym gniazdem (-) Świetny film. Jednak jest to jeden z tych, które wrażenie robią tylko raz. Za pierwszym razem szczególnie końcówka wywaliła mnie z laćków. Przy kolejnym oglądaniu już wiedziałem jak to się skończy, więc zakończenie nie robi takiego wrażenia. Jednak cała reszta filmu z codziennego życia szpitala nadal bardzo dobra. Nie nudzi, wręcz ciekawi co tam podopieczni wykombinują. Sztos.

Imię róży (-) Kiedyś lepiej mi się to oglądało, bardziej ciekawiło i śledztwo mocniej wciągało. Teraz wydaje się rozwleczone, a wychodzące na jaw kolejne elementy układanki nie robią wrażenia. Takie przynudzanie się zrobiło, żaden z bohaterów nie przyciągał uwagi. W sumie wywalone kto i dlaczego zabił. Plus za miejsce akcji i całą otoczkę.

Poszukiwacze zaginionej arki (+) Świetne kino przygodowe. Humor, akcja, główny bohater, bieganie po ruinach i rozwiązywanie zagadek/pułapek. Klepanie Niemców po pyskach. Tak swoją drogą zawsze mnie przy takich filmach zastanawiały te skomplikowane mechanizmy napędzające pułapki/przeszkody. Setki lat nieruchome, zawsze sypie się z nich piach, a one działają bez zacinania, jakby były wybudowane wczoraj.

Świątynia zagłady (=) Ciekawa część, ogólnie uznawana za najsłabszą, ale mnie się podobała. Trochę inny klimacik filmu, cięższy, mroczniejszy, bardziej już pod horror podchodzący. Reszta to typowy Indy, jakiego znamy. Jedynie co to strasznie mnie irytował ten dzieciak. Szkoda, że go prędko nie ukatrupili czy coś.

Ostatnia krucjata (-) W tej części mamy możliwość zobaczenia urywków z życia młodzieńczego Indiany. Poznajemy prawdę o jego imieniu, skąd pochodzi blizna na brodzie oraz od kogo czerpał inspirację na stylówę ubieraną "w teren". Trochę jednak ta odsłona taka męcząca była, za dużo tu już akcji i nawalanki. Jest trochę wątków rodzinnych i w dalszym ciągu odkrywanie kolejnych wskazówek i podążanie ich tropem. Ciągle towarzyszy nam humor (autograf Hitlera) i bieganie po ruinach. Niezłe zakończenie serii (przynajmniej w tamtym czasie), chociaż z pewnymi minusami jak dla mnie.

Hero (+) Po latach zrozumiałem, że to całkiem nieźle zrobiona propagandówka. I to ten przykład jak powinny takie filmy wyglądać. Nie tempo walić widzowi w twarz jak ma myśleć i co robić tylko ładnie jest to ukryte pod normalnym filmem i niewidoczne na pierwszy rzut oka. Podobała mi się też konstrukcja filmu gdzie mamy pewien spisek i jest on stopniowo wyjaśniany widzowi poprzez rozmowę głównego bohatera z władcą. Potem następuje zwrot akcji, nawet całkiem niezły, i to oczekiwanie jak rozwinie się sytuacja. No a gdzie ta propaganda? Końcówka wyjaśnia praktycznie wszystko i wtedy staje się jasne, jakie jest przesłanie tego filmu. Do tego oczywiście świetnie zrealizowane walki, dobra muzyka, ładne zdjęcia. Jet Li jako główny bohater. Pozostali aktorzy też się nieźle spisali. Czasami przeszkadzało typowe chińskie udziwnienie, gdy skaczą po drzewach albo mieczami zatrzymują powietrze czy inne bieganie po wodzie. Można to lubić lub nie ale taki ich styl coś jak śpiewanie w produkcjach bolywood. Świetnie się oglądało.

Przyczajony tygrys, ukryty smok (+) Podobnie jak wyżej, wiele rzeczy wyłapałem po latach, szczególnie końcówka zrobiła wrażenie, mimo że technicznie już się słabiej zestarzało i jednak Hero to widowiskowo poziom wyżej albo i dwa. Natomiast "Przyczajony..." całościowo jest "piękniejszy" jako opowiedziana historia. Hero wydaje się bardziej przyziemny.

Quest (=) Jak cię widzą, tak cię piszą, czyli film, który jest zbiorem amerykańskich stereotypów o przedstawicielach innych krajów. Tutaj przedstawione w formie strojów i stylów walki. Reszta to typowy film "klasy b" JCVD z czasów jego popularności. Fajnie się to ogląda. Dobre walki, soczyste udźwiękowienie ciosów i pełna zwrotów finałowa walka.

Park jurajski 1 (+) Klasyka panie. Mamy tu motyw zabawy w boga i jak to się kończy, kiedy wszystko zależy od jednego komputerowca, który sobie dorabia na boku. Świetna przygoda no i przede wszystkim fantastyczna realizacja techniczna. Przykład jak idealnie połączyć efekty praktyczne z komputerowymi.

Park jurajski 2 (-) Wszystkiego więcej i bardziej, ciągle fajnie się ogląda, ale już ten klimacik z jedynki uleciał. No i Malcolm jakiś taki irytujący. Alan Grant miał co do niego rację. Końcówka w mieście niby fajna, ale jednak nie. :)

Park jurajski 3 (=) Bardziej powrót do stylu z jedynki, ale też motyw z dwójki jest obecny, bo przecież parku już nie ma. Trochę wałek, że Alan taki naiwny i dał się zrobić jak dziecko i wkręcono go w poszukiwania.

Kongo (=) Los splata drogi poszukiwacza skarbu, miłośnika zwierząt, który chce wypuścić goryla na wolność oraz członków ekipy ratunkowej. Wszyscy udają się oni do Konga. Każdy z różnym celem, ale wspólnie będą się musieli zmierzyć z zagrożeniem czyhającym w dżungli. I to nie byle jakim. Na ich życie czyha stado kiedyś specjalnie wyhodowanych i wytresowanych krwiożerczych białych goryli. Horror klasy b, ale całkiem sprawnie zrobiony. Szału nie robi, ale jako starsze kino z jatką w dżungli sprawdzi się dobrze.

Richie milioner (=) Fajna opowiastka familijno-komediowa z przesłaniem. Wszystkie pieniądze świata nie dadzą nam szczęścia, jeśli będzie nam w życiu brakowało rzeczy naprawdę ważnych, a których nie da się kupić. Szczególnie jeśli jesteśmy dzieciakiem, który ma całkiem inne potrzeby niż dorosły. Wiele sytuacji jest tu przedstawionych w absurdalnie przerysowany sposób, wyśmiewając poniekąd styl życia bogaczy. Jest trochę akcji, romans, a nawet odrobina dreszczyku może się pojawić. Całkiem miły obraz do obejrzenia.

Braveheart waleczne serce (=) Przebrzydłe angole panoszą się po Szkocji. William dorasta i wraca w rodzinne strony, gdzie postanawia związać się z kobietą, która kiedyś, w dzieciństwie, okazała mu zrozumienie w trudnych chwilach. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie stary angielski cap, który się napalił, że ją wyrucha. Tak oto chęć zemsty szybko przeradza się w powstanie na którego czele stoi właśnie William. Od małych garnizonów, przez forty aż po wielkie bitwy w polu. Mamy tu wszystko: miłość, przyjaźń, zdradę, stratę i rozpacz. Zwycięstwo i walka o honor. Ładnie pokazano tu zakulisową politykę i to, że nawet prosty wojownik (ale nie głupi) jak William musi zręcznie lawirować między politykami i ich knowaniami (cały wątek Roberta Brucea) Życiowa rola Mela Gibsona. Świetna muzyka, dobre zdjęcia. Znajdą się sceny z humorem (na szczęście nie za dużo i dobrze wyważone co żadko się udaje w filmach nie komediowych) jak i oczywiście takie w których mogą nam się spocić oczy.  Kawał solidnego kina historycznego.

P.S. Historia wyspiarzy nie jest mi znana bardziej szczegółowo (zresztą ogólna też nie) więc nie zwracałem uwagi na zgodnosć historyczną. 

 

Martwe zło 3 (Armia ciemności) (-) W porównaniu do gówno dwójki, która była nie wiadomo czym, tutaj już w pełni postawiono na komedię. Komedię bardziej w stylu tych głupkowatych niż śmiesznych, ale przynajmniej już nie udawano o co w tym filmie chodzi. Trochę fajnej akcji, nawet dało się to zobaczyć i nie zasnąć, choć jak wspomniałem, same gagi to raczej oklepany i niski poziom.

Droga bez powrotu 1 (+) Całkiem niezły horror klasy b. Fajnie się ogląda, nie dłuży się i nie nudzi. Kilka niezłych zgonów. Dobry w swoim gatunku.

Za linią wroga (=) A polatajmy sobie gdzie nam się podoba i zobaczymy co się stanie. Jeśli coś w ogóle nam się stanie, bo jesteśmy amerykanami i nic ani nikt nas nie ruszy. A jeśli nawet, na Bałkanach zabijają się od wielu lat więc jedno zerwane zawieszenie broni w tę czy w tamtą. Co za różnica. Jedno zdanie wypowiedziane przez admirała pokazuje wręcz, jakie to są kurwy i jak mają wyjebane i co się dla nich liczy. Mimo wszystko sam film ogląda się nieźle, niezła gonitwa przez  pół regionu (kraju?) fajne efekty strzelanki. Oczywiście mamy tu typowy amerykanizm gdzie jedne gościu robi w chuja całą ekipę Serbów z uber snajperem na czele. Pilot myśliwca zna sztukę kamuflażu, przetrwania, ma kondycję olimpijczyka i w ogóle wszystko umie i wszystko wie. Typowe wywyższanie się amerykanców ponad resztę. Ale jak wspomniałem, całkiem fajnie oglądająca się napierdalanka.

Ale tak w ogóle. Owen Wilson ma coś z nosem. Fajno dziura. Muszę poczytać kto i dlaczego i w jakich okolicznościach przestawił mu przegrodę nosa.

 

13 duchów (=) Całkiem fajna wizja duchów jako istot mściwych i brutalnych. Nie żadne tam pitupitu romanse familiady czy inne pogadamy i będzie ok. Duchy to chuje. Szczególnie tych złych ludzi. Niestety pod koniec wszedł wątek miłości i jednak okazało się, że niektóre kacperki mogą być fajne. Końcówka lipa, ale tak 3/4 filmu było fajne.

Legionista (-) Okazało się, że to mniej ciekawy film niż kiedyś. Bez sensu początek i za długo się rozkręca. Potem przez pół filmu wleką się przez pustynię, szybka bitka o fort i koniec. Raczej kiepskawy nawet jak na poziom filmów z JCVD.

Smakosz 1(-) Jakieś dziwne stworzenie sobie od wieków żyje w okolicy i działa. Takie w sumie nie wiadomo co bo za inteligentne na zwierza, prowadzi pojazdy i wytwarza narzędzia. Bardziej chyba jakiś ufok. Taki sobie sensacyjniak. Ujdzie, ale właśnie te tytułowe coś takie bez sensu.

Smakosz 2 (-) Wiecej i bardziej. Trzy-czwarte filmu ograniczono do akcji w gimbusie, a potem w nocy ganiają się po polach. Widać mocno obcięto budżet. W niektórych momentach wręcz głupkowaty. Jak tak sobie pomyślę to jedynka była całkiem ok w porównaniu do dwójki.

Ślepa furia (-) Kiedyś bardziej mi się podobało, takie trochę nudnawe. Może przez to, że tematyka mocno zbliżona do japońskiego "Zatoichi".  Nie wiem czy to zamierzone podobieństwo, czy nie ale Amerykańska wersja dużo bardziej bezpieczniejsza mimo że też ma ciężkie momenty np. zarżnięcie matki. Na plus główna rola Rutgera Hauera, fajnie odegrał niewidomego. Takie se.

Rambo 1 (+) Ciągle świetnie się ogląda. Małe miasteczko wśród zamglonych lasów, szeryf i John. Udany miks akcji i dialogów w odpowiednich proporcjach. Fajnie pokazany survival, taki konkretny, ale i strawny dla widza. Np. "dokładanie" do pochodni. W innych filmach raz odpalona starczy do napisów końcowych. Świetne postacie oprócz Trautmana, trochę się w tej części snuje jak bąk w gaciach. Za to po latach zyskał u mnie szeryf. Nie jest tak jednoznacznie złą postacią, może nie że mu kibicowałem, ale Rambo też nie był święty i gościu był poprostu zmuszony do pewnych rzeczy, a mimo to starał się też (czasami) załagodzić sytuację. Oczywiście do tego typowe rambowe strzelanie z biodra i machanie przy tym bronią z lewej do prawej a i tak zawsze trafianie w to co się chce. Do tego ewidentnie mamy tu rozliczenie z Wietnamem zarówno od strony społeczeństwa, jak i od strony żołnierzy. Całkiem ważne kwestie były tutaj poruszone i pod płaszczykiem akcyjniaka można było zostać sprowokowanym do rozmyślań. Jakieś wady pewnie by się znalazły, ale i tak świetny film. Bo to Rambo.

Rambo 2 (-) Tutaj maczał palce James Cameron i trochę to widać (scenariusz). Akcja przenosi się do azjatyckiej dżungli. Sporo słabsza od jedynki, niby wszystko fajnie no ale nie wiem, wynudziłem się trochę. Coś mi tu nie zagrało. Nie chce mi się nawet o tym filmie pisać i nawet nie wiem, o czym miałbym tu pisać.

Rambo 3 (+) Razem z Johnem trafiamy do Afganistanu. Fajny akcyjniak, dużo lepszy od dwójki. Świetnie pokazano te plemienno-pustynne klimaty a do tego cała otoczka araby+amerykance vs ruskie. Trautman w końcu ma trochę więcej niż pięć minut. Dużo więcej akcji niż w poprzednich częściach i z użyciem sprzętu, niezła naparzanka, większy rozmach. Oczywiście mamy rambowo śmieszne sytuacje jak czołg kontra śmigłowiec. Trochę rażą niektóre amerykańckie pojazdy przerobione na ruskie no ale trudno.

Wywiad z wampirem (+) Jak żyć wiecznie i nie zwariować, zwłąszcza jeśli przez długi czas towarzyszą ci irytujące cię osoby. Na te pytania postanawia odpowiedzieć pewien wampir, który dał się namówić na udzielenie wywiadu. Takie życie może być pełne dylematów. Np. czy przemienić dziewczynkę i stworzyć "rodzinę". To też przykład jak bohaterowie postępowali zaspokajając swoje potrzeby i nie zważając na innych. Przemieniona dziewczynka po pewnym czasie jest rozczarowana i zła na swoich "stwórców" że nigdy nie dorośnie i będzie uwięziona w ciele dziecka. Dorośli również mają swoje problemy, Louis chciałby się w końcu uwolnić spod wpływu Lestata i "żyć własnym życiem". Dodajmy do tego aktorów wcielających się w główne role czy pięknych i młodych Brada Pitta oraz Toma Cruise. Dobry klasyk.

 

 

 

 

 

5) Znani aktorzy których zayważyłem w starych filmach

 

Liam Cunningham w "Dog Soldiers"

 

 

Charles Dance w "Obcy 3"

 

 

Viggo Mortensen w "Taksańska masakra piłą mechaniczną 3"

 

 

Renee Zellweger i Matthew McConaughey w "Taksańska masakra piłą mechaniczną 4"

 

 

 

Michael Fassbender, James McAvoy, Tom Hardy w "Kompania braci"

 

 

 

Norman Reedus w "Blade 2"

 

 

Vin Diesel, Bryan Cranston w "Szeregowiec Ryan"

 

 

 

Patrick Swayze, Jennifer Grey, Charlie Sheen w "Czerwony świt"

 

 

 

Stephen Lang w "Manhunter/Czerwony smok 1986"

 

 

 

Johnny depp w "Koszmar z ulicy wiązów"

 

 

 

Laurence Fishburne w "Koszmar z ulicy wiązów 3"

 

 

 

Kevin Bacon w "Piątek trzynastego"

 

 

 

 

6) Muzyka:

Na podstawie Youtube Recap 2023

W 2023 roku słuchałem muzyki przez 7707 minut co przekłada się na 1,5% roku.

 

 

Słuchałem ponad 200 wykonawców a pięciu ulubionych (najczęściej słuchanych) to:

Sound of Legend

Scooter

Harris & Ford

Lizot

Le Shuuk

 

 

Przesłuchałem 380 utworów

 

 

Rodzaje słuchanej muzyki (nie mylić z gatungami muzyki):

Energetyczna 41%

Taneczna 38%

Motywująca 8%

Zabawna 6%

Optymistyczna 4%

 

 

Gatunki słuchanej muzyki:

Dance/Electronic 58%

Pop 4%

Rock 1%

 

 

Ulubiony utwór (najczęściej słuchany):

Jordiz - Walking In Memphis (Hardstyle) z kanału HardstyleUp2Datez [HU2Dz]

Pierwszy raz w 2023 słyszany 1 stycznia. Słuchałem go 55 razy

 

 

">

 

 

 

A tu coś pod temat bloga

 

">

 

 

 

 

7) Zbawy, zabawki, gadżety itp. Czyli wspominki co się robiło i zbierało w świecie realnym.

 

Granie w gry video

Krótko, bo gry mają tu osobny rozdział. Grało się w gry, ale za mojego dzieciństwa rodzice bardziej pilnowali pociechy, nie grało się tyle ile chciało. I po latach jestem wdzięczny rodzicom, bo swoje przeżyłem i mam co wspominać.

 

 

Skakanie przez rzeczkę

To były czasy, gdy na wsiach nie regulowano koryt rzek, a jeśli to był mały ciek, który biegł na krańcu miasta omijając wszystkie zabudowania, to już w ogóle się tym nie interesowano. Biorąc mój punkt widzenia z dzieciństwa to miałem szczęście, że tak właśnie było u mnie w miasteczku. Po zabudowaniach zaczynał się las a w tym lesie wiła się mała rzeczka. No i to był jeden z uprawianych sportów. Skakanie przez rzekę. Były stałe punkty gdzie się przeskakiwało z róznym stopniem trudności, im szerzej się woda rozlewała tym trudniej. Starsi oczywiście skakali w najszerszych miejscach a młodsi obserwowali, ci odważniejsi też próbowali. Nie jeden "umoczył" i przyszedł do domu cały mokry gdzie dostał opierdol albo nawet po dupie (w tamtych czasach rodzice jeszcze mogli karać dzieci). Czasami włączały się głupawki gdzie np. podstawiano nogę albo rzucano patyk komuś kto brał rozbieg i już miał wyskoczyć. Ten widok, gdzie kolega zamiast ładnym łukiem przelecieć nad przeszkodą, lądował z "hukiem" w środek nurtu pozostanie do końca życia. 

 

 

Strzelanie się

Protoplasta gier multiplayer, tworzyło się drużyny, wybierało jakiś obszar, po którym można było się poruszać i zaczynało się zabawę. Jak ktoś może skumać z opowieści o rzece, głównym teatrem naszych działań były tereny leśne, wyschnięte koryta rzek, pagórki, doły itp.  Czajenie się od drzewa do drzewa, przyczepianie sobie gałązek, czołganie się itp. Codzienność na "wojnie". Nie muszę chyba dodawać ,jak każdy z nas wyglądał po kilkugodzinnej bitwie, nie jeden rodzic załamał ręce po przyjściu do domu.

"pe pe pe pe" nie żyjesz!

"be be be be"  "dup dup dup dup" itp. podobne odgłosy rozlegały się w lasach. Biedne zwierzątka musiały się nasłuchać.  A po pięciu minutach strzelania była dziesięciominutowa kłótnia typu:

Nie widziałeś mnie! Jak mogłeś mnie trafić?

Jak nie widziałem! Wystawała ci ręka zza drzewa. Trafiłem cię dwa razy!

Gówno trafiłeś! Wszystko przeleciało obok! Widziałem!

Nie kłam! Celowałem dokładnie i trafiłem na pewno przynajmniej raz!

I tak dalej. Kiedy doszło już do porozumienia kto, kogo i kiedy trafił można już było wznowić leśne walki. Później natomiast nasze strzelanie przeszło na nowy poziom. Skróciliśmy dystans, ale zaopatrzyliśmy się w broń, po której realnie, fizycznie odczuwało się ból. Brało się kawałek plastikowej rurki (do instalacji wodnej) lub np. po pluszu i obcinano dno. Z rękawiczek lateksowych ucinaliśmy palce i te palce zakładaliśmy na jeden koniec rurki i zalepiało się np. taśmą klejącą, żeby się to trzymało. Do tego kupowało się, albo przynosiło z domu paczkę grochu. No i taką kulkę grochu, lub kilka żeby był szotgun, wrzucało się do palca, naciągało i puszczało. Jak można się domyślić, dostanie z takiego ładunku grochowego nie było przyjemne. Że ktoś nie stracił np oka to do dzisiaj się dziwię.

Nie wygląda, ale uwierzcie, że to m1 garand :)

 

 

Budowanie baz/szałasów

Czymże jest dzieciństwo bez własnej bazy? Każdy chciał i budował. Od prostych konstrukcji jak większe gałęzie oparte o drzewa, przez takie wzmacniane sznurkami aż po solidne "budowle" z grubych konarów lub desek zbijane gwoździami. Był różne, mniejsze prymitywne, z jakimś starym dywanem na ziemi a najlepszą, jaką pamiętam, to całkiem duża baza na jakieś 5-6 osób ze starą wersalką, wykładziną, fotelem i szafką. Do tego tworzyły się ekipy i klany, każdy budował swój, było zapraszanie jednych do drugich. Omawianie strategii i zwalczanie konkurencji, które polegało na niszczeniu wrogiego szałasu. Bywały też imprezy z przekąskami a czasami wpadali starsi koledzy z alkoholem :)

 

 

Granie w piłkę

Nie ma za bardzo nad czym się rozpisywać. Bywały dni (szczególnie w wakacje) że grało się całymi dniami z krótkimi przerwami na obiad, umycie się itp. Grywało się w deszczu, a nawet w zimie przy minus iluś tam. Wtedy uważaliśmy zawodowych piłkarzy za pizdy, którzy są zmęczeni po niecałych dwóch godzinach grania. Do tego czasmi grało się ze starszymi kolegami. Oprócz typowych meczów pykało się różne gierki typu "zielone" czy turniej karnych.

 

 

Lody pałeczki/kulki

Postanowiłem o tym wspomnieć, bo lody te były nieodłącznym towarzyszem dzieciństwa podczas lata. Lody wodne pałeczki, czyli woda z sokiem zamrożone w długiej wąskiej folii. Możecie sobie wyobrazić jak to "wspaniale" smakowało. Na szczęście spełniały swoją rolę, chłodziły, nawadniały i kosztowały 30gr. Droższą i bardziej wypaśną wersją były lody kulki w większej tubie. W środku tuby znajdowało się pełno małych lodowych kulek o bardziej intensywnym smaku. Kosztowały dużo więcej niż pałeczki, bo około 2zł. Kiedyś jak się było bajtlem to było to sporo. Ale smak i szpan były warte przyoszczędzenia kaski.

 

 

Krzyś 1,5L na miejscu

Oglądaliście kiedyś serial "Ranczo" i ekipę z ławeczki przed sklepem? Mniej więcej tak to u nas wyglądało, z tym że ekipa była większa i rotacyjna (ale na ławce przed sklepem dalej mieściły się tylko cztery osoby. Robiło się zrzutkę i brało oranżadę "Krzyś" w szklanej butelce na miejscu i piło wspólnie "z gwinta". Gdy bywało krucho z kasą to brało się zwykłą wodę i saszetkę oranżady w proszku.

 

 

Bułki za 20gr

Zwykła bułka, ale warto przypomnieć sobie, że kiedyś takowe kosztowały malutko.

 

 

Jojo

Pamiętacie ten szał, który opanował Polskę, jojo było w sklepach, w telewizji, w każdym sklepie. Każdy dzieciak miał swoje. Były różne, zwykłe jednokolorowe, plastikowe. Oraz droższe, bardziej wypaśne jakieś przeźroczyste, ze światełkami w środku i metalowymi elementami. Muszę przyznać, że niektórzy potrafili naprawdę ciekawe i imponujące sztuczki robić za pomocą tej zabawki.

 

 

Karteczki z postaciami Disneya

Kolejna rzecz, która była przez pewien czas popularna wśród dzieciaków. Różne różniaste postacie z bajek Disneya były drukowane na kartkach przeważnie A5 (ale chyba były też w innych rozmiarach). Zbierało się to przeważnie do koszulek i zapinało do segregatorów. Co jakiś czas umawiało się z kilkoma osobami i spotykało w jakimś miejscu. Każdy przynosił swoją kolekcję, oglądało się kto co miał i następowała wymiana. Ktoś miał jakieś podwójne to zamieniał się na takie, których mu brakowało.

o.

 

 

Tazo Star Wars i Pokemon

W różnych czipsach (głównie w Lays) można było dostać takie jakby karty, tylko że okrągłe. Nie pamiętam dokładnie, ale te z pokemonami pojawiły się dokładnie w momencie, kiedy w Polsce był szał na stworki. Co zresztą zrozumiałe, każdy chciał skorzystać (i zarobić) na czym bardzo popularnym. Można sobie tylko wyobrazić jak to działało na dzieciaki i było taką namiastką bycia trenerem Pokemon. Gdzieś tam w międzyczasie pojawiły się też tazo z postaciami z gwiezdnych wojen. Chyba nie były tak popularne jak te  z poksami, ale też się zbierało.

 

Karty Heroes, Motomania, Chipicao

Podobnie jak wyżej, młody człowiek żarł byle co w dużych ilościach, żeby tylko uzbierać kolekcję. Różne rogale, czipsy, gumy itp. Karty z hirołsów też były u mnie na wsi popularne. Wiadomo, że dzięki trójce w dużej mierze, ale same karty były na podstawie czwórki. Motomania natomiast jak sama nazwa wskazuje, dotyczyła pojazdów i można była za ich pomocą grać, a nie tylko zbierać. Chipicao to natomiast ten przypadek gdzie producent, zamiast postawić na znaną licencję, postanowił wypromować swoją markę. O ile mnie pamięć nie myli, to karty z chopkiem z rogalika wyróżniały się tym, że były "trójwymiarowe" oglądając kartę pod różnym kątem widziało się postać w innej pozie.

 

Gumy "Turbo"

Chyba synonim zbierania czegoś, co było dostępne w produktach spożywczych. Wydaje mi się, że same gumy też były smaczne, ale oczywiście główną atrakcją był papierek z nadrukowanym autem.

 

 

Budka telefoniczna

Dawno temu w miastach i miasteczkach stały budki telefoniczne na karty z impulsami. Kupowało się kartę za ileś tam kasy i miała określoną ilość impulsów. No i jak tak uzbieraliśmy na kartę z kumplami, to zaczęło się dzwonienie po różnych ludziach i instytucjach i robienie sobie jaj. Zmienialiśmy głosy, udawaliśmy różne zwierzęta, zadawaliśmy głupie pytania itp. Tak sobie myślę, że jakiś psycholog mógłby na podstawie rozmów napisać jakiś ciekawy artykuł o reakcjach ludzi, kiedy są zaskoczeni.

 

 

Rózne zabawy terenowe

Standardowe w chowanego czy odmiana w szukanego gdzie jedna grupa gdzieś się chowała, ale kredą zostawiała znaki na ziemi, które ułatwiały drugiej grupie jej odnalezienie. Inna zabawa to "gąski gąski do domu" nie wiem czy to była lokalna zabawa, czy znana w całej Polsce gdzie recytowało się wyliczanakę i trzeba było dobiec do "matki" a jakiś wilk, czy inne coś, chciało nas złapać. Zdarzało się nawet, że my chłopacy razem z dziewczynami bawiliśmy się w skakankę, do tego klasy, chłopek czy tak prozaiczne zabawy, jak rysowanie koła i każdy po kolei rzucał nożem w ziemię.  Zimą to wiadomo, zjeżdżanie z górki na sankach albo na tym co kto miał (często po prostu na dupie), wojny na śnieżki, lepienie bałwanów, budowanaie iglo lub zimowych wersji bunkrów. Jesienią zakopywanie się w startach liści (wtedy nikt się nie przejmował, że mogły być obsikane i obsrane przez psy). Latem to wiadomo.

 

 

Zbiorczo różne inne rzeczy które sobie przypomniałem. Było tego tyle że szkoda miejsca na opisywanie wszystkiego. Więc będzie tylko lista.

Tamagoczi, lepiąca łapka, zwierzątka które trzymało się w wodzie i pęczniały, frugo, Piwo EB, Paliwo i papierosy po 3-4zł, Filmy na vhs. Filmy vhs które tata chował w szawce. Pegasus, amiga 500. klocki Lego.

 

 

Zabawy niebezpieczne

Głupota dzieciaków nie zna granic. Jak tak sobie powspominam co odwalaliśmy, to aż włos na głowie się jeży. No więc bieganie po pustostanach czy bardziej rozwalonych ruinach z ledwo trzymającym się dachem to chleb powszedni. Zabawa typu kto odważniejszy i dłużej wytrzyma w środku, a pozostali wrzucali kamienie na dach. Również skakanie pomiędzy rozwalonymi murami na kilku metrach wysokości. Standardowe bieganie i skakanie po pociągach towarowych stojących na bocznicy.  Zeskakiwanie z drzew, przebieganie przed jadącymi samochodami, rzucanie się kamieniami, skakanie do wody na główkę, Drażnienie psów, łapanie pająków na łące, zjeżdżanie rowerem z górki pomiędzy drzewami itp.

Jestem pod wrażeniem, że wszyscy dożyliśmy pójścia do szkoły średniej.

 

 

 

8) Seriale. Wspominki.

Czyli co kiedyś oglądał Mordqua.

 

V.I.P

Pamela Anderson z ekipą prowadzi firmę ochroniarską i ochrania znanych i/lub bogatych ludzi. Akcyjniak.

">

 

 

Słoneczny patrol

Piękni i młodzi, ze wspaniałymi klatami (zarówno męskimi, jak i żeńskimi) codziennie ratują życie plażowiczów.

">

 

 

 

Grom w raju

Hulk Hogan razem z ziomkiem z Wietnamu budują ultra nowoczesną łódź i za jej pomocą walczą z różnymi przestępcami grasującymi po terenach przybrzeżnych.

">

 

 

Nieustraszony

Hasselhoff jako były policjant walczy z przestępczością razem ze swoim partnerem, nowoczesnym, inteligentnym i umiejącym mówić samochodem K.I.T.T

">

 

 

 

Drużyna "A"

Czterej przyjaciele z wojska zostają niesłusznie oskarżeni i ścigani przez służby federalne. Zostają najemnikami i działają na całym świecie, walcząc z przestępcami. Jednocześnie próbują rozwiązać zagadkę ich wrobienia w napad na bank.

">

 

 

 

MacGyver

Złota rączka, potrafił zrobić coś z niczego, wszystko prowizorycznie naprawić lub złożyć. Nie raz uratowało mu to życie.

">

 

 

 

Stukostrachy

Jakieś coś zaczyna wystawać z ziemi, odkopują to i okazuje się statkiem ufoków, który zaczyna oddziaływać na mieszkańców małego miasteczka.

">

 

 

 

Lost*

Serial nie łapie się w ramy czasowe z mojego bloga (data premiery), ale nie można go pominąć ze względu na to, jakim był fenomenem w Polsce (na świecie w sumie też).  Mimo  że seriale istniały na długo przed "Zagubionymi" (a zwłaszcza telenowele) to moim zdaniem właśnie seria "Zagubieni" rozpoczęła modę i popularność na seriale w obecnej formie (sezony i skończona fabuła, a nie niekończące się tasiemce, cliffhangery itp.) Czwartkowe wieczory w mojej wsi były wyjątkowe, ulice pustoszały całkowicie, żywego ducha byś nie spotkał, bo wszyscy zasiadali przed telewizorami. A po seansie te tygodniowe oczekiwanie na kolejne odcinki i popularność forów internetowych, które pękały od dyskusji i różnych teorii.

">

 

 

 

Z Archiwum X

Najbardziej znana para agentów FBI przydzielona do rozwiązywania nietypowych spraw.  Od krwiożerczych robaków, poprzez duchy czy niewidzialne tygrysy a skończywszy na ufo. Niestety z biegiem czasu kolejne sezony stawały się coraz bardziej monotonne i skupiły się tylko i wyłącznie na ufo i na tym, czy agenci zostali porwani, czy też nie. 

">

 

 

 

13 Posterunek

Czyli sitkom przedstawiający codzienną pracę "niezwykłych" policjantów z Czarkiem na czele.

">

 

 

 

Świat według kiepskich

Polaka portret własny. Czyli komediowe przedstawienie polskich rodzin patologicznych i innych rodzajów cwaniactwa. Stare odcinki z oryginalną ekipą gdzie wszyscy aktorzy jeszcze żyli.

">

 

 

 

Ostry dyżur

George Clooney i reszta ekipy starają się pomóc ludziom, których codziennie przywożą im do szpitala.

">

 

 

 

Czterej pancerni i pies

Dzielna załoga czołgu "rudy 102" razem z ruskimi braćmi ramię w ramię klepią niemieckich najeźdźców. Towarzyszy im najlepszy pies na świecie, czyli Szarik. Przeżyli razem wiele wspaniałych przygód.

">

 

 

 

Janosik

Taki jakby nasz lokalny robin hood, głównie walczył z cesarskimi i "Panami" co wyzyskiwali chłopów. Rywalizacja, miłość, zazdrość i przyjaźń wszystko tu było. Do tego sporo humoru i ładne plenery. A zakończenie to majstersztyk. Dramatyczne i jednocześnie piękne. Jedna z najlepszych scen lirycznych.

">

 

 

 

Miodowe lata

Perypetie mieszkańców pewnej kamienicy. Niezbyt ogarniętego tramwajarza i jego przyjaciela kanalarza.

">

 

 

Jaś Fasola

Angielski dziwak żyjący w swoim własnym świecie.

">

 

 

 

Rodzina zastępcza

Rodzinne perypetie rodziny zastępczej, która postanowiła przyjąć do siebie kilkoro dzieci. Do tego bogaty sąsiad i często wpadający w odwiedziny niezbyt sprytny policjant.

">

 

 

 

Allo Allo

Dźiń Dybry!

">

 

 

 

Columbo

Porucznik o przenikliwym spojrzeniu rozwiąże każdą zagadkę.

 

 

 

Poirot

Belg często uchodzący za cholernego francuza, z charakterystycznym wąsem i sławą najlepszego detektywa.

">

 

 

 

Przyjaciele

Losy szóstki przyjaciół z nowego jorku.

">

 

 

 

Buffy postrach wampirów

Przygody nastolatki, która została wybrana do tępienia krwiopijców.

">

 

 

 

Alf

Miłośnik kotów z kosmosu.

">

 

 

 

Świat według Bundych

Dziś taki serial nie miałby prawa powstać. Nie z tekstami, jakie, tam były rzucane. Satyryczne przedstawienie typowej, niezbyt zamożnej rodziny amerykańskiej. 

">

 

 

 

Renegat

Były policjant zostaje łowcą nagród, a jego głównym środkiem transportu jest motor Harley.

">

 

 

 

Strażnik teksasu

Chuck Norris ze swoim słynnym kopniakiem z półobrotu strzeże porządku w stanie Teksas.

">

 

 

 

9) Bajki. Wspominki:

 

Smerfy

Jedna babka, stary dziad i pozostała setka facetów. Do tego polujący na nich samotny dziwak z kotem:)

">

 

 

 

Muminki

Rodzina stworzeń mieszkająca w dolinie, którą nawiedza Buka.

">

 

 

 

Reksio

Przygody piesa z mojego avatara.

">

 

 

 

Kot Filemon

Młody kotek, który ma dorosłego przyjaciela Bonifacego

">

 

 

 

Kasztaniaki

Dwa kasztanowe ludki odkrywają przed nami tajemnice przyrody.

">

 

 

 

Miś uszatek

Znany polski miś co miał klapnięte uszko.

">

 

 

 

Miś Colargol

Przygody rudego szmacianego miśka

">

 

 

 

Kacze opowieści

Sknerus McKwacz i jego wnuki (chyba to wnuki).

">

 

 

 

Kapitan Planeta

Grupa nastolatków z całego świata otrzymuje pierścienie żywiołów i zostaje planetarianami. Wszyscy oni starają się chronić planetę (przyrodę, środowisko), a po połączeniu mocy pierścieni powstaje tytułowy Kapitan Planeta.

">

 

 

 

Scooby-Doo

Wszystko by mi się udało, gdyby nie te wścibskie dzieciaki i ten ich głupi kundel. Czyli nastolatki z pieskiem specjalizują się w sprawach związanych z zjawiskami nadprzyrodzonymi typu potwory i inne.

">

 

 

 

Zwariowane melodie

Królik Baks i ekipa oraz ich szalone przygody.

">

 

 

 

Przygody Animków

Takie zwariowane melodie, ale z innymi postaciami.

">

 

 

 

Tom i Jerry

Kot imieniem Tom próbuje przez większość czasu schwytać mysz o imieniu Jerry.

">

 

 

 

Flinstonowie

Perypetie prehistorycznej rodzinki i ich przyjaciół z sąsiedztwa.

">

 

 

 

Pokemony

Ash mając 10 lat, dostaje pierwszego pokemona i wyrusza w świat. Świetna bajka z wieloma emocjami. Zwłaszcza pierwsza seria, bo potem to już lipa.

">

 

 

 

Kojot Wiluś i struś Pędziwiatr 

Bip Bip!

">

 

 

 

Pingu

Rodzinka pingwinów z plasteliny.

">

 

 

 

Kubuś puchatek

Miś o bardzo małym rozumku, który bardzo lubił żreć miód, mieszkał sobie w stumilowym lesie wraz z przyjaciółmi.

">

 

 

 

Kuba guzik

Główny bohater razem z kumplem, maszynistą Luckiem, wyruszają na wyprawę.

">

 

 

 

Inspektor Gadżet

Tytulowy bohater ma mnóstwo gadżetów, które nie wiadomo gdzie i jak upycha. Coś jak bohaterowie starych gier, którzy mają przy sobie po trzydzieści broni, ale biegają w samych gaciach.

">

 

 

 

Bolek i Lolek

Dwaj mali psotnicy.

">

 

 

 

Krecik

Ahuj. Czeski podziemny kopacz.

">

 

 

 

Tabaluga

Dzielny smoczek i przyjaciele z Rajskiej Doliny muszą się użerać z Lodolandią i stojącym tam na czele Arktosem.

">

 

 

 

Gumisie

Gumiś to fajny miś, który pił sok z gumijagód dodający siłę do walki z trollami.

">

 

 

 

Listonosz Pat

Śledzimy tu codzienną pracę tytułowego listonosza i jego kotka.

">

 

 

 

Strażak Sam

Tu podobnie tylko zamiast listonosza mamy strażaka i dzięki temu więcej akcji.

">

 

 

 

Brygada RR

Drużyna żyjątek z Chipem i Dalem na czele rozwiązują przeróżne sprawy kryminalne lub zagadki.

">

 

 

 

Było sobie życie

Francuski serial animowany, który w przystępny sposób tłumaczył najmłodszym zawiłości biologi.

 

 

 

Łebski Harry

Rudy kot, który w przeciwieństwie do Garfielda ma mnóstwo energii i chęci na psoty.

">

 

 

 

Koziołek matołek

Wielka podróż koziołka w poszukiwaniu Pacanowa.

 

 

 

Kulfon

Kulfon i jego przyjaciółka Monika, która jest żabą.

">

 

 

 

Ulica sezamkowa

Czyli edukacyjny program dla dzieci, którego bohaterami są muppety takie jak Kermit czy Wielki (żółty) Ptak.

">

 

 

 

Bob Budowniczy

Bob i jego maszyny budowlane, które są "żywe"  stawiają kolejne budynki na placach budowy.

">

 

 

 

Wilk i zając

Ruski wilk bezskutecznie próbuje złapać ruskiego zająca.

">

 

 

 

Pinky i Mózg

Móżdżku co będziemy robić dziś w nocy?

Dokładnie to samo co robimy każdej Pinky. Opanowywać świat.

">

 

 

 

Kosmiczne wojny

Maximale i Predacony toczą ze sobą wojnę.

">

 

 

 

Czarodziejki z księżyca

Guilty pleasure chłopaczków w szkole. Wiadomo, że wszyscy oglądali, ale jakby ktoś pytał to:     "Nie wiem, nie znam".

">

 

 

 

Wodnikowe wzgórze

Grupa królików wyrusza w podróż, aby znaleźć sobie nowy dom, który znajdują na tytułowym wzgórzu. Swoją drogą to nie pamiętałem o tym w ogóle, ale teraz odświeżając sobie, to okazało się, że najstarsza wersja to bajka, która bywała brutalna i przerażająca.

">

 

 

 

 

 

10) Gry:

 

 

Twierdza HD

Ahhh... Życie w starym zamku.

Szczęśliwe to były lata, ludzie byli przyjaźnie do siebie nastawieni.

Uhhh.... Jak się ucztowało i smoliło cholewki do szlachetnych panien.

Oczywiście człowiek także pracował, ćwiczył swój umysł, nabierał sił.

Tak, w pamięci pozostały mi tylko dobre wspomnienia.

No. Ale była jeszcze kwestia sąsiadów.

 

Proszę państwa, nie mogło być inaczej. Ten cytat,  jak i gra idealnie nadają się do otwarcia tego podsumowania w temacie gier. Chyba każdy grał lub zna serię (a jak nie zna to dupa). Gra, jak i seria, cieszy się w naszym kraju dużą popularnością, co potwierdzili sami twórcy. Polska jest na piątym miejscu na świecie pod względem sprzedaży/popularności serii. Dlatego devi w kilku krajach (w naszym też) dali malutki patch, który zmienia mapę kampanii na kraj, w którym mieszkamy/mamy zarejestrowany steam. Bardzo fajny szczegół, chociaż może trochę psuć wczujkę.

W każdym razie akcja dzieje się w Anglii (lub innym kraju) i jako syn zamordowanego ojca musimy się zemścić i przy okazji zjednoczyć kraj, który został podzielony na cztery strefy wpływów, każda rządzona przez innego bandziora. W trakcie wykonywania kolejnych misji pojawia się kilku sprzymierzeńców oraz poznajemy historię wrogów. Fabuła nie jest jakoś odkrywcza, wręcz standardowa dlatego nie ma co pod tym względem oczekiwać fajerwerków. Na szczęście zestaw misji nam to wynagradza. Są sojusze, zdrady, ataki i obrona, duże bitwy i małe zadania polegające na zbieraniu zapasów.

Oprócz tego mamy mini kampanię ekonomiczną, tryby inwazji oraz oblężenia, a każdym trybie dodatkowo zestaw pojedynczych map/misji. Oprócz tego twórcy dodali wybrane mapy stworzone przez społeczność.  A dla relaksu można grać w trybie "swobodne budowanie" gdzie nic nam nie przeszkadza i nie atakuje, jednak jeśli chcemy może się to zmienić, bo możemy wywołać różne zdarzenia.

Na kilka słów zasługuje też ścieżka muzyczna i udźwiękowienie. Kompozytor się postarał i mamy świetne kawałki, które pasują do etapu rozgrywki oraz odzwierciedlają emocje i nastrój panujące w naszej wiosce/zamku. Od radości i prawdziwą euforię po smutek, strach, złość czy nawet szał bitewny albo doniosły, lecz smutny moment nakłaniający nas w beznadziejnej sytuacji do wykonania ostatniej szarży. Dźwięki również wypadają znakomicie, z każdego (no prawie) budynku dochodzą odgłosy odpowiadające temu, jakie pełni funkcje i co produkuje, a podczas walk słyszymy świst strzał, szczekanie broni oraz krzyki.

Do tego wszystkiego mamy bardzo dobry gameplay a twórcy zadbali w nim o masę szczegółów, nawet krowy mają swoje imiona, nie wspominając o każdym mieszkańcu, który potrafi wygłosić opinię o aktualnej sytuacji w zamku. A co się zaś tyczy zamku i jego budowy. W tej grze jest to świetnie wykombinowane, nie bez przyczyny to jedna z najlepszych strategi z budowaniem. Możemy naszej twierdzy nadać dowolny kształt, oczywiście uwzględniając rzeźbę terenu. Oprócz kamiennych murów mamy też drewniane palisady, stawiamy bramy i kilka rodzajów wież do tego dodatki jak tarany, balisty, skorpiony itp. A nic nie daje tyle radości co podpalenie rowów ze smołą albo wylanie wrzącego oleju na atakujących pod bramą.

To wszystko tworzy genialny miks, do którego wróciłem z przyjemnością.

 

 

Cannon Fodder

Po latach okazało się, że nie taki sztos, jakim się kiedyś wydawał. Ale po kolei. W grze sterujemy oddziałem komandosów, którzy są wysyłani na misje w różne zakątki świata. Odwiedzamy pustynie, dżungle lub zaśnieżone tereny. Spotykamy oczywiście wrogów, ale czasami również tubylców cywili. Mamy widok z lotu ptaka a w zależności od misji sterujemy odziałem rónej wielkości. Od dwóch do nawet sześciu żołnierzy. Mamy też możliwość podzielić ich w trakcie misji na kilka grup lub sterować samotnym bohaterem. Oprócz broni strzeleckiej nasi żołdacy mogą znaleźć granaty i/lub bazooki. Zabawki te przydadzą się do wysadzania budynków, które robią za spawn wrogów, ale także wrogie pojazdy czy bunkry lub działa.

Początkowe zadania są banalnie proste, większość wykonamy za pierwszym podejściem. Stopniowo ich poziom skomplikowania i trudności rośnie, ale od pewnego momentu zaczyna się robić nieprzyjemnie.

I tu dochodzimy do rzeczy, która dla mnie ostatecznie przekreśliła grę. Według mnie jej kult opiera się na kilkunastu pierwszych misjach, a większość chwalących nie dotarła nawet do połowy. Balans czy tam poziom trudności w pewnych misjach zaczyna być wręcz absurdalny.

Wrogowie z bazookami, czołgi albo działa strzelają do nas poza zasięgiem wzroku (czyli inaczej mówiąc "spoza ekranu") Często nawet nie wiedziałem skąd, jak i kiedy ginął mi cały oddział. Było dupnięcie i koniec. Doprowadziło to do tego, że wiele misji trzeba przechodzić na pamięć, najpierw poświęcając kilku lub nawet kilkunastu żołnierzy. A trzeba wam wiedzieć, że mamy skończoną ilość poborowych (słynne wzgórza z krzyżami i kolejką chętnych) i jeśli nie zdołamy tego ogarnąć, to następuje koniec gry i musimy wczytywać sejwa. Albo misje w których niby mamy jedną wielką otwartą mapę i teoretycznie możemy ją przejść na kilka sposobów/kierunków, ale okazuje się, że wszystko jest tak ustawione, że istnieje tylko jeden właściwy sposób na przejście. Np. gdzie zaczynamy na małej wysepce na wielkim zbiorniku wodnym i gdzie byśmy się nie udali, to są na brzegu wrodzy żołdacy z bazookami, a oczywiście w wodzie poruszamy się wolniej niż na lądzie. Inne misje to też takie fajne gdzie od razu musimy się ruszyć, bo po paru sekundach dostajemy pociskiem z czołgu (oczywiście spoza ekranu). Wiele misji polega przedostaniu się "wężykiem" pod ciężkim ostrzałem do jakiegoś punktu gdzie dopiero tam znajdziemy mocniejsze wyposażenie i możemy dopiero wtedy zacząć myśleć o jakimkolwiek wykonywaniu zadania. Pojawia się to w różnych dziwnych kombinacjach.

Oczywiście gry były kiedyś trudniejsze i inne tego typu ble ble ble. Ale trudność wypadała w wielu grach bardziej sprawiedliwie, tutaj niestety całkowicie psuje to radość z gry. Po zmuszeniu się do grania i przemęczeniu kilkunastu misji stwierdziłem, że nie będę na to marnował więcej czasu.

 

 

 

Return to Castle Wolfenstein

Świetny szpil nawet dziś. Ograłem na najtrudniejszym poziomie trudności, mimo kilku frustrujących momentów gdzie dano mi popalić, nie uważam, żeby była to trudna gra. Oczywiście było kilka trudnych chwil, ale moje sejwy z kilkoma punktami życia na pewno nie pomagały. Jak już jestem przy trudności, to muszę wspomnieć o wielkim minusie, czyli finałowej walce. Nie stanowi żadnego wyzwania, mimo że jest "ciekawa stylistycznie" i da się ją przejść na dwa sposoby. Über Soldat jest dużo gorszym dla nas przeciwnikiem. Z kolejnych minusów muszę wymienić to, że czasami psuły się skrypty sekretów, które nie chciały się odblokować oraz zacinająca się animacja przeładowania.

Natomiast cała reszta gry to sztos. Muzyka całkiem niezła. Przyjemnie przygrywała i pasowała do sytuacji, bardzo dobre dźwięki, może nie tyle jakość techniczna, bo jednak nie te czasy, ale bardziej wartość artystyczna. Szczególnie w mrocznych etapach z zombiakami naprawdę robiły klimat, te wszystkie odgłosy. Ciary. Również bronie brzmią soczyście i "mocno" jak np. mp40, którego dużo używamy.

Arsenał zróżnicowany i każda broń się przydaje. Mamy dostęp do normalnych, standardowych pukawek oraz do eksperymentalnych wynalazków, które miały odmienić losy wojny. No może poza Teslą praktycznie przeze mnie nie używana, chociaż muszę przyznać, że świetnie się sprawdza przy finałowym bossie do walki z mobkami. Zróżnicowane etapy i scenerie. Tama, zamek, las, katakumby, miasteczko, tajne bazy. Są etapy rozpierduchy, są misje skradankowe gdzie trzeba być cicho, są zombiaki, misja eskortowa itp. również fajny wachlarz przeciwników. Ogólnie klimat jest świetny, gra z lekkim przymrużeniem oka. Miło było znów ograć to po latach.

 

 

Need for Speed 1

Ciekawość "zmusiła mnie" do sprawdzenia skąd się wzięła i jak wyglądała seria NFS na swoim początku. Muszę przyznać, że gierka okazała się trudna, ale nie jestem pewien czy wynika to z jej poziomu trudności, czy ja już odzwyczaiłem się od tych cięższych produkcji i jestem lamusem. Wyścigi są bardzo wyrównane, nie jest łatwo dogonić przeciwnika na pierwszym miejscu, a ci za nami nie odpuszczają. Ponieważ w grze jest wsteczne lusterko, gdzie widzimy co jest za nami i widać w nim oponenta, który cały czas siedzi nam na ogonie. Raczej więc nie ma tu mowy o współczesnych "nieuczciwościach" typu teleportacja za nasze plecy albo jest to w jakiś sprytny sposób ukryty. Wysiłek wymagany do wygrania może wynikać też z faktu, że nie ma tu tuningu i większość bryk ma podobne osiągi. Nie takie same, ale to nie są różnice, których nie dałoby się zniwelować naszym ogarnianiem, czyli  np. lepiej obraną "trajektorią" trasy, sprawniejszym pokonywaniem zakrętów itp. Samo zachowanie auta też ma tu znaczenie. W nowszych nfsach pamiętam, że jeśli był jakiś większy zakręt, na którym nie wyrobiłem, to mogłem "oprzeć" się o barierkę czy murek i dalej trzymać gaz do dechy a auto dalej jechało. Fragment otoczenia ładnie nam robił łuk i na prostą można było wyjść z niewielką stratą prędkości. Tutaj coś takiego nie przejdzie i kontakty z przeszkodami są mocniej odczuwalne. Jeśli mamy przeciwnika za sobą i się zagapimy i np. zahaczymy o coś, to prawie na pewno zostaniemy wyprzedzeni.  W tym wszystkim nie pomaga trochę toporne sterowanie, ale to akurat kwestia pojeżdżenia trochę i przyzwyczajenia się.

Co się tyczy trybów gry, to jest ich kilka, ale nie mamy kampanii jako takiej, głównym trybem jest tutaj tournament, gdzie mamy serię wyścigów jeden po drugim i punktację określającą które miejsce zajmujemy w rywalizacji. W tym trybie (jak i każdym innym) wybieramy sobie brykę oraz  decydujemy o tym, jakimi pojazdami będzie kierować komputer. Więc tu sobie nie ułatwimy, bo do wyboru są same sportowe cacka.

Grę możemy potraktować też jako szybki przewodnik po kilku samochód, poza wyścigami we wszystkich menusach auta są prezentowane w formie prawdziwych zdjęć i filmów zamiast modeli 3d. Wybierając konkretny model, możemy sprawdzić jego osiągi, podstawowe dane, krótką historię kolejnych generacji, możliwości podzespołów, a nawet cenę, jeśli ktoś miałby ochotę porozkminać ile to kiedyś wszystko kosztowało. Wszystko okraszone zdjęciami i fajnym filmikiem (każde auto ma własne).

Fajnie było pograć, ale raczej nie będę kontynuować tej przygody. Jeśli już się zabiorę za jakieś starsze nfsy to takie mniej toporne, może część czwartą lub piątą.

 

 

 

SuperFrog

Sorry żabciu, księżniczka jest w innej krainie.

A nie, to nie ta bajka.

Tak naprawdę księżniczkę porwała zła wiedźma i ukryła w konkretnym zamku. W przeciwieństwie do hydraulika, jeśli dotrzemy do końca, to uwolnimy księżniczkę i czeka nas w nagrodę ruchańsko. To tyle, jeśli chodzi o fabułę, jest pretekstem, żeby wyruszyć w drogę. I w przeciwieństwie do innych gier nie musimy zebrać drużyny, bo ogarniamy sami jako jednoosobowa armia.

Dobra, ale poważnie. Superżabsko to scrolling 2d platformówka pierwotnie wydana na amigę (500? Nie wiem, czy na coś jeszcze oprócz pc oczywiście). Jak już wspomniałem, celem gry jest odnalezienie i pokonanie wiedźmy, a tym samym uratowanie księżniczki, przy jednoczesnym osiągnięciu mniejszych celów w trakcie gry, takich jak znalezienie złotego klucza lub ucieczka z niewoli w cyrku. Brzmi to górnolotnie, ale za każdym razem sprowadza się do tego samego, czyli dotarcia do końca planszy. Istnieją 24 regularne poziomy, podzielone na sześć światów o różnej tematyce. Zaczynając od lasu, poprzez zamek, pustynię, księżyć, cyrk itp. Bardzo podobał mi się poziom trudności. Każdy nowy świat zaczyna tak jakby od nowa, czyli pierwsze plansze są łatwe i mało skomplikowane, ale każde następne są coraz bardziej rozbudowane pod względem wielkości i długości, a także zagęszczenia i urozmaicenia przeszkód i pułapek. To mocny plus gry, że mimo iż potrafi wymęczyć, to nie nudzi przez różnorodność terenów, po jakich przyjdzie nam się bawić.  Oczywiście każda tematyka wnosi coś od siebie np. w mroźnej krainie mamy ślizgawki, na których bardzo ciężko się zatrzymać itp. Do tego trzeba wspomnieć o sekretach w postaci ukrytych przejść. Tak samo, jak właściwe poziomy, również ukryte korytarze stają się coraz rozleglejsze. Początkowo to tylko korytarz, trampolina, monetki i tyle. Ale potem są coraz dłuższe i co ciekawe są "mylącymi" skrótami.  A co to znaczy? Rzeczywiście są skrótami, ale do rejonów planszy, którą jeszcze nie odwiedziliśmy, grając normalną ścieżką, przez co możemy poczuć się lekko zagubieni. Oczywiście wracając się czy podążając normalną drogą, odkrywa się, że skróty są rzeczywiście przydatne i skracają drogę, ale jak wspomniałem, nie zawsze to działa.

Jak na porządny platformer przystało, nasz bohater zbiera powerupy które zwiększają jego możliwości na stałe lub czasowo. Np. zbierając zielonego gluta, możemy strzelać na odległość do przeciwników. Co ciekawe te moce są tak jakby na stałe, ale możemy je stracić, kiedy się skujemy. Inny rodzaj to ulepszenia czasowe np. niewidzialność, kiedy to przeciwnicy nie mogą nam nic zrobić, ale trwa to tylko kilkanaście sekund. Inne ulepszenie pomaga w eksploracji np. "skrzydełka". Przy okazji tych wszystkich przygód zbieramy różne owoce i diamenciki, które zwiększają nam liczbę punktów, które ostatecznie zdobędziemy. Same punkty poza typową satysfakcją nic nam nie dają więcej, jak ktoś chce, to można ten temat olać podczas grania.

Jednak żeby nie było tak słodko, muszę kilka słów napisać o minusach produkcji. Niektóre przeszkody są nieprzemyślane i nie zbalansowane. Otóż wiele pułapek czai się zaraz za ekranem i są niewidoczne i dopiero w "locie" je widzimy i mamy mikro ułamki sekund na reakcję. Teoretycznie wszystko da się przejść za pierwszym razem, ale w praktyce to tylko pobożne życzenia devów.  Bardzo często jesteśmy zmuszeni, żeby poświęcić życie i zobaczyć co i jak na nas czeka i dopiero wtedy jesteśmy w stanie w ogóle ogarnąć przeszkodę. Nie wspominając już o kilku próbach na przeprawę, bo nie zawsze ogarniemy teren od jednego zobaczenia.

Całościowo jednak ta gra to sztos i sztandarowy produkt na amigę. Przekładając to na dzisiejszy język spokojnie można uznać, że ta gra była systemsellerem.

 

 

Premiere

Całkiem fajna platformówka z amigi. Zaczyna się od tego, że jako montażysta czy inny reżyser siedzimy nad prawie gotowym filmem, który ma za chwilę premierę. Jadnak główny bohater zasypia i w nocy ktoś podprowadził nam taśmy z filmem. Tak zaczyna się przygoda, na którą musimy wyruszyć, aby odzyskać skradzione dzieło. Cała tematyka gry kręci się wokół świata filmu. Jest tutaj kilka całkiem długich etapów, a każdy z nich reprezentuje inny gatunek filmowy, od westernu poprzez fantasy, horror aż do kreskówki czy sci-fi. Jak łatwo się domyślić każda kraina charakteryzuje się innym wyglądem, zestawem przeciwników, muzyką czy końcowym bossem. Gameplay to mieszanka unikania przeszkód z walką z przeciwnikami, nie jest to jednak tak bezmyślnie zrobione, jak w niektórych sytuacjach w superfrog. Ogólnie nie jest aż tak dynamiczna, ale ma to swoje plusy. Dodatkowo przy poruszaniu się mamy pewną głębię, bo mamy dwa tory gdzie możemy chodzić i skoczyć w głąb ekranu i z powrotem, dzięki czemu jesteśmy w stanie uniknąć przeciwników, zamiast z nimi walczyć, bo może nam braknąć amunicji.  No i jak przy tym jesteśmy to jest tu standard, zbieramy ammo, żarełko i różne statuetki, które dają nam punkty. Bardzo fajni bossowie z każdym inaczej się walczy, np jednego wystarczy trafić trzy razy, ale ma bardzo szybki atak i musimy wykazać się refleksem. Z innym natomiast musimy np. wytrwać do końca trasy (pościg) i nie robimy mu krzywdy, a jedynie opóźniamy bieg. Zabrakło mi tutaj jakichś nawiązań do konkretnych scen lub filmów, co dodałoby smaczku.

 

 

Medal of Honor AA + dodadtki

Cóż to była za strzelanka, nie zapomnę jej nigdy.
Ogólnie mocno nawiązuje do szeregowca ryana i trochę kompani braci. W końcu tytuł wspierał (cokolwiek to oznaczało) Steven Spielberg.
Niezły klimacior, fajne "filmowe" strzelanie, na co składały się animacje (np. przeładowania) dźwięki broni i przebieg misji szczególnie tych zaczerpniętych z filmu/serialu. Zajebiście to wyszło. Do tego kultowe już lądowanie w Normandii, m1 garand, wybuchające czerwone beczki, misje z towarzyszami komputerowymi.
Super muzyka oraz zróżnicowane misje jak zdobywanie punktów, dokumentów, dywersja, ucieczki. Mamy osłanianie z wieży za pomocą snajperki, jazdę czołgiem, bieganie w masce gazowej (plus za udźwiękowienie, aż czułem, jak trudno się oddycha w takim czymś). Spotykamy Manon znaną z Undergrounda.
I te bezmózgie niemiaszki pchające się pod lufę CKM-u gdy tylko takowy dorwiemy. Coś pięknego.

Z minusów muszę wspomnieć o grafice, która się zestarzała, wydaje mi się, że RtCW trochę lepiej zniósł próbę czasu, ale też nie ma takiego rozmachu. Największy minus to spawn wrogów. W niektórych miejscach pojawiają się ciągle, aż do momentu, gdy ruszymy do przodu. Takie trochę wymuszenie postępu na graczu.
Okazjonalne błędy. Niezły poziom trudności, grałem na normal, a zdarzały się etapy gdzie często ginąłem.
Ale miało to uzasadnienie np. przedostanie się przez zniszczone miasto gdzie wszędzie byli zaczajeni snajperzy. Czasami to frustrowało, ale też miało zajebisty klimat. Nie wynikało to z tego, że wrodzy zabijają od jednego strzału (chyba że dostaliśmy heda od snajpera) a z sytuacji.

Co do dodatków to Spearhead jest krótkim i takim sobie dlc. W większości składa się ze "zwykłych" misji. Na tle podstawki wypadają przeciętnie, chociaż zdarzały się fajne jak jazda półciężarówką przez las. Walczymy w Belgii, a potem w samym Berlinie. Mocno średnie rozszerzenie.  Breakthrough wypada zdecydowanie lepiej i widać, że twórcy się przyłożyli, sporo różnorodnych misji, w których dużo się dzieje, fajnie porobione mapy. Dużo ciekawszy od pierwszego rozszerzenia. Jak na tamte czasy misje oferowały rozmach. Dłuższy od spearhead. Walczymy najpierw w Afryce, a potem odwiedzamy Włochy, między innymi Monte Cassino. Z racji miejsca akcji mamy szansę na zapoznanie się z nowymi pukawkami, głównie włoskimi i czasami postrzelamy też do Włochów. Przez to wszystko jest mniej oklepany i dla mnie ciekawszy niż pierwsze dlc.

 

 

Walker

No cóż, muszę przyznać, że okulary nostalgii skutecznie przysłaniają wady tej gry. Ale gdy się je ściągnie, to gra nie wytrzymuje porównania z innymi grami z amigi. Na tamte czasy produkt ten byłby jak niskobudżetowy indyk z pomysłem na siebie.
Ograłem kilkadziesiąt (w ogóle) gier z a500 i widać jak ta gra jest mała w porównaniu do innych tytułów. Słaba grafika, naprawdę tła wyglądają kiepsko, a przeciwnicy jeszcze gorzej. Jedynie sam bohater, czyli robocik, którym sterujemy wygląda fajnie. Reszta beznadziejna pod względem technicznym. Nie pomaga tu kierunek artystyczny, czyli mroczny klimat postapo. Stara pikselowa grafika zdecydowanie ładniej wygląda przy kolorowych grach.

Gameplay też prosty, idziemy w lewo i rozwalamy wszystko co się rusza.
Teoretycznie jest wiele takich gier na amidze, ale większość ma jeszcze jakieś dodatkowe elementy. Kilka rodzajów broni, jakiś rozwój powiększanie statystyk. Powerupy, bonusy itp. wydawanie punkcików czy cokolwiek. Tutaj nie ma nic. Mamy robota z karabinami i tak przez całą grę. Zero zróżnicowania.

Z plusów to mroczny klimat, takie połączenie postapo z robocopem
Do tego jest dość trudna, co można dać jako plus albo minus,  zależy od osoby. Jak ktoś lubi wyzwania to gra dla niego. A jak ktoś chce się odprężyć, masakrując grupy wrogów to niech omija. Jak tak sobie pomyślę to czasem się dziwię jak gry z amigi mogły być rozbudowane. Ta do takich nie należy. Jasne nie wszystkie muszą być takie, mimo wszystko pewien niedosyt pozostał. Z drugiej strony gra mi się podobała i ta jej prostota i czysty rozpierdol. 
Sam nie wiem. Ogólnie całość wypadła średnio i nieco nudnawo.

 

 

Operation Wolf

Gra typu celowniczek. Wydaje się łatwa i krótka alo to tylko pozory. Niby ma sześć misji/etapów, ale długość gry wynika głównie z umiejętności ukończenia owych etapów. Gra wymaga sporej zręczność i szybkości, a jednocześnie dużej precyzji. A na co nam to wszystko? Ano do załatwienia przeciwników. Ci wyłażą z każdego skraja ekranu, również z góry. Oprócz strzelania w naszą stronę rzucają w nas noże i granaty, które można (a nawet trzeba) zestrzeliwać. Wróg potrafi też turlać się, robić przewroty oraz dysponuje pojazdami w tym śmigłowcami. No i trzeba też uważać na biegających w panice cywilów, żeby przypadkiem ich nie zabić.  Metoda typu "trzymam spust i walę do wszystkiego co się rusza" nie zda egzaminu. Mamy ograniczoną ilość amunicji i musimy kontrolować nasze zapędy do strzelania seriami i marnowania amunicji. Trzeba strzelać szybko i celnie. Refleks u mnie już nie ten, co kiedyś więc gra sprawiła mi na początku sporo trudności. Co ciekawe jednak to nie jest ten typ gry co zniechęca. Raczej podrażnia ambicje i wywołuje efekt "co, ja nie dam rady?!" i pyk następna próba. W końcu udało mi się przejść wszystkie misje i poczułem dzięki temu mega satysfakcję. A na końcu mamy coś jakby walkę z bossem. I gra ma tak jakby strzępy fabuły. Prosta w założeniach, ale wymagająca i wciągająca.

 

 

Blood Omen Legacy of Kain

No cóż, chyba nie tego się spodziewałem, nie chwyciło, żeby nie powiedzieć, że poczułem wielkie rozczarowanie. Ale od początku. Nie grałem nigdy w żadną z gier tej serii, co oczywiście nie powodowało, że o niej nie słyszałem. Wręcz odwrotnie, zachwytów nie ma końca i można odnieść wrażenie, że w pewnych kręgach to kultowe gry. No to ok, mówię sobie to spróbuję, o co tyle krzyku. Na wyprzedaży kupiłem za jakieś śmieszne pieniądze i zabrałem się za granie.

Początek obiecujący, zapowiada się naprawdę interesująco, nieźle zarysowana fabuła, ale też bez szału, bardziej mi robiło to, że to coś nowego więc byłem zaciekawiony. No ale tak sobie gram jeden dzień, drugi, trzeci i kolejne i z każdym z nich coraz bardziej wychodziła na jaw miałkość tej gry. Raz, że nie spodobała mi się konstrukcja świata, niby jest duży i rozległy, jest co zwiedzać i bywa urozmaicony, ale to naprawdę wielki labirynt małych, krótkich i wąskich korytarzy sprytnie zamaskowanych i udających duży świat. Dwa to rozwój postaci, który polega tylko na tym, że musimy dotrzeć do odpowiedniego miejsca i zebrać "umiejętność" którą będziemy mieć już na stałe. Tu jednak zaznaczę, że same w sobie mi się podobały, szczególnie te przemiany. Fajnie pozwalały na eksplorację, dzięki nowym formom mogłem dotrzeć w miejsca prędzej niedostępne. Jednak przeważnie nie było tam nic ciekawego, więcej tego samego. Ostatecznie jednak gra mnie znużyła i nie dotrwałem do końca. Źle tu wymieszano różne elementy rozgrywki.

 

 

Deluxe Galaga

Taka bardziej kolorowa i (chyba) rozbudowana wersja gry "Galaga". Sterujemy stateczkiem na dole ekranu a z boków i góry wylatują ufoki często przypominające różne dziwne owady latające. Po kilku planszach ze zwykłymi mobkami następuje walka z "elitą" a co kilkanaście z bossem. Podczas walk z ufokami mamy możliwości znaleźć sporą ilość różnych powerupów, pieniążków, wspomagaczy, lepszych broni, ale i przeszkadzajek. Odwiedzamy też sklep, gdzie za uzbierany hajs możemy wyposażyć statek w lepszą broń, dokupić życie itp. Podczas przelotów z jednej planszy na drugą możemy trafić na bonusowe misje w postaci "meteor storm" czy walka z samymi elitami. Gra w pewnych momentach wymaga dużej zręczności, bo na ekranie sporo się dzieje. Jak łatwo się domyślić przeciwnicy nie są bierni i strzelają w naszą stronę pociskami, które trzeba omijać. Bywają sytuacje, gdzie dostaniemy mocno w kość i możemy zostać mocno zdegradowani, tracić życia ulepszenia i bronie. Mimo to gra nie jest specjalnie trudna, ale wymaga skupienia, dzięki temu przedrzemy się z satysfakcją przez kolejne etapy.

 

 

Pinball Dreams

Nie ma tu za bardzo o czym pisać. Prosta, ale wciągająca rozgrywka, wszystko pewnie zależy komu jaki "stół" przypadnie do gustu. Tutaj mamy zestaw czterech: western, lot w kosmos, horror i muzyczny. Każdy ma sporo świetnych dźwięków i główny motyw muzyczny, oprócz samego grania to główny wyróżnik tej gry (a może serii, bo w kolejne części nie grałem). Świetna gierka na szybkie zagrania, kiedy mamy tylko chwilę.

 

Freedom Fighters

USA uratowane, a przynajmniej jakaś jego część.
Co do gry to strasznie głupi początek. No ruskie napadają, ale jak...
Jedziemy sobie do roboty przez dupne miasto, jeszcze jesteśmy raczeni widoczkami, jakie ono ogromne no i nic się nie dzieje.
Przyjeżdżamy do klientki mieszkającej w wieżowcu na wyższych piętrach. Jej nie ma w domu. Nagle wpada przez drzwi rusek, a przez okno widzimy jak już całe miasto jest opanowane. Ruskie umieją w teleportację. A w dodatku ledwo się zaczęło, a nasza niedoszła klientka jest już najbardziej poszukiwanym członkiem ruchu oporu xd.

Ale reszta jest git, grafika jak grafika, taka była w tamtych czasach, ale myślę, że nawet wtedy nie był to top. Za to czasami mamy niezłe widoczki miasta w tle, dużo fajniej wyglądają późniejsze etapy w zimie. Niezłe misje, chociaż każda sprowadza się do wycięcia Rusków i zawieszenia amerykańskiej flagi. Fajne miejscówki. Cały czas miasto, ale mamy remizę, teatr, stacje tv itp. Mamy siedzibę w kanałach i z nich wyruszamy na akcję.
Jest możliwość wybierania, która misję chcemy wykonać.
Czasami trzeba misje opuścić, bo np.  nie mamy C4, a trzeba coś wysadzić. Wtedy idziemy do innej lokacji, ale możemy wrócić jak już zdobędziemy to co trzeba.

Same mapy sprawiają wrażenie dużych (ale są zamknięte) często jest kilka dróg, którymi można się dostać do celu albo sporo ukrytych przejść czy to przez inne budynki czy np. Po dachu.

Warto eksplorować, bo tu i tam są skitrani ziomkowie, których możemy zwerbować do oddziału albo znajdujemy apteczki, amunicję i broń. Do oddziału możemy zabrać maks 12 kolesi, ale poziom zależy od naszej charyzmy. Tą zwiększamy za wykonanie celów głównych i pobocznych czy leczenie rannych. Swoją drogą nie znam dużo gier, gdzie możemy biegać w sumie w trzynastoosobowym zespole. Naprawdę wtedy wywiązują się konkretne bitwy, szczególnie pod koniec gdzie sporo Rusków atakuje.

Całkiem przyjemna, z wadami i głupotami.

 

Twierdza Krzyżowiec

Druga gra w serii, lecz nie druga fabularnie. Akcja przenosi się na Bliski Wschód, do ziemi świętej w czasie wypraw krzyżowych. Jako europejczyk będziemy bronić Jerozolimy albo jako muzułmanin odpierać inwazję niewiernych. Żyzne gleby i zielone łąki Anglii zostały zamienione na spieczoną słońcem ziemię i pustynię. Zdecydowanie inny, ale również fajny klimacik w tej grze. 

Zaczynając, chociażby od map, to z racji miejsca akcji, ogólnie mamy mniej zielonych terenów nadających się do produkcji żywności. Do tego zamiast wilków i niedźwiedzi grasują lwy i wielbłądy, a drewno pozyskujemy ścinając palmy.  Mamy tu możliwość współdziałać lub walczyć przeciwko postaciom znanym z historii takimi jak Ryszard Lwie Serce, Filip I czy Saladyn. Do tego sama gra dostała ulepszenia techniczne i dzięki temu na mapach tej samej wielkości co w jedynce (np. 400x400) pojawia się więcej zamków kierowanych przez komputer (maksymalnie ośmiu zawodników, my + siedmiu npc). Po dłuższym okresie grania można zauważyć, że każdy z kilkunastu dostępnych npc lordów ma swój styl budowania zamku i jeśli tylko mają miejsce, to potrafią postawić ciekawe warownie. Jeden buduje naprawdę grube mury, które długo trzeba przebijać, inny stawia mnóstwo wieżyczek obserwacyjnych (największy zasięg dla łuczników i kuszników), kolejny namiętnie kopie fosy a jeszcze inny nadaje swoim zamkom kształt pięcioramiennej gwiazdy.

Kolejną z nowości są oczywiście "Arabskie" rodzaje jednostek. O ile europejskie wojska są lepiej wyważone pod względem stopniowego i coraz większego wzrostu siły (włócznik>mnich>pałkarz>pikinier>knecht>rycerz,  łucznik>kusznik) to arabskie wojska, mimo że większości to są "szmaciarze" bez zbroi zostały dobrze przemyślane i zrobione pod względem funkcjonalności. Zdecydowanie bardziej widać która, do czego się nadaje. Najtańsi są niewolnicy z pochodniami, którzy nadają się w sumie tylko do zasypywania fosy, żeby nie marnować innych oddziałów. Procarze są słabsi od łuczników pod względem siły ataku i zasięgu, ale mają większą szybkostrzelność (Arabowie mają też normalnych łuczników). Zabójcy to ciekawa jednostka, są niewidzialni dla wroga do jakiejś tam odległości i dopiero gdy podejdą blisko, są zauważani. Do tego potrafią wspinać się na wrogie struktury, nawet jeśli nie mają bezpośredniego dostępu (brama, schody) i mogą przejmować bramy. Jeśli na nią wejdą, mogą ją nam otworzyć tak żeby pozostałe jednostki mogły przejść. Jedną z moich ulubionych taktyk był np. frontalny atak normalnym wojskiem, żeby zająć/odciągnąć obrońców, a oddział zabójców wysyłałem na tyły i wspinał się na mury i atakowałem od razu siedzibę z lordem. Arabski zbrojny to odpowiednik knechta, pełna zbroja, dużo hp i siły, ale również strasznie powolny jak koledzy po fachu z Europy. Konny łucznik natomiast to chyba najczęściej używana przeze mnie jednostka arabska. Jak nazwa wskazuje, jest to łucznik na koniu i może strzelać podczas jazdy. Używałem jej np. do "ataku obronnego" kiedy widziałem, że wróg wysłał machiny oblężnicze, to nie czekałem, aż znajdą się w zasięgu moich obrońców na murach, tylko już pozbywałem się problemu w połowie drogi. Tyczyło się to nie tylko machin oblężniczych, ale i normalnych wrogich oddziałów. Często wróg albo nie docierał pod moje mury, albo przybywał tam osłabiony. Również za ich pomocą nękałem przeciwnika i podcinałem mu gospodarkę, atakując jego budowle, które miał poza zamkiem takie jak farmy czy wydobywające surowce. Ostatnią jest miotacz bomb/płomieni. Świetnie nadaje się do obrony na murach jako uzupełnienie jednostek strzelających.  Rzuca we wroga "greckim ogniem" czyli naczyniami/garnkami ze smołą czy czymś podobnym i podpalają pewien mały obszar i/lub jednostki które w niego wejdą. Odpowiednia ilość szybko czyści wrogie odziały, które przedrą się przez ostrzał jednostek dystansowych. Mimo że kosztują sporo to ostatecznie szybciej i lepiej sprawdzają się niż "europejski system ogniowy" gdzie trzeba kupić/wydobyć smołę (jeśli wydobyć to oczywiście trzeba jeszcze zbudować wydobycie i zatrudnić ludzi) potem zatrudnić inżynierów i zbudować kocioł do podgrzewania i kolejnych inżynierów, którzy będą wylewać wrzątek z murów. Gracz jako europejski lord ma spore możliwości, bo domyślnie ma swoje jednostki i może to uzupełnić, budując obóz najemników i za kasę werbować arabskie rodzaje wojsk.

Z minusów to wymieniłbym ścieżkę muzyczną, mimo że fajna i odpowiada miejscu akcji, to po dłuższej grze staje się monotonna, zdecydowanie mniej urozmaicona niż ta w jedynce. Kolejnym minusem jest brak typowej kampanii fabularnej. Są takie mini fabuły po kilka misji, ale nie jest to zrobione w stylu jedynki, tylko przed misją jest suchy opis i tyle. Główną atrakcją natomiast jest "szlak krzyżowca" czyli zbiór misji/map. Nie ma tam żadnej fabuły tylko następujące po sobie kolejne gry. Jest to przedstawione w formie planszy, na której misje połączone są między sobą kreską co tworzy taki jakby szlak, a my jesteśmy przedstawieni tam jako rycerz, który się przesuwa po planszy. Dodam tylko, że niektóre etapy są absurdalnie trudne i dupiato zaprojektowane.

Ogólnie to więcej, bardziej, inaczej niż w jedynce. Gra to ciągle sztos, ale z kilkoma dużymi wadami.

 

Twierdza Krzyżowiec Extreme

Taki oficjalny mod do krzyżowca, jeśli chodzi o steama, to dostajemy go za darmo przy zakupie normalnej wersji. Główny cel tego moda to zwiększenie wielkości bitew. Usprawniono silnik, dzięki czemu gra jest w stanie pokazać nam na mapie do 10 000 jednostek w jednym momencie. Kto grał w normalne wersje, to wie, że nawet bitwy po kilkaset żołnierzy to było coś i już naprawdę robiło to za dużą rozpierduchę, tutaj pomnóżcie to więcej niż dziesięć razy. Oczywiście to nie jest tak, że w każdej planszy i misji tak będzie. To górny limit i ja podczas kilkudziesięciu godzin grania (łączny czas) chyba tylko raz się zbliżyłem do tego wyniku na mapie, gdzie było 7 przeciwników w sojuszu przeciwko mnie jednemu :)  Jaka tam była mielonka to ło matko.

Główne zmiany w mechanice to pasek "boskich mocy" (nazwa wymyślona:)   ) który cały czas się ładuje i możemy dodać sobie pieniądze, przyzwać różne rodzaje jednostek czy będący na samym szczycie i najdroższy "ultimate" dzięki któremu możemy w dowolne miejsce zesłać deszcz kamieni, który rozwala wszystko i wszystkich. Z paska tego korzysta tylko gracz, npc tego nie mają. A po co takie ułatwienie? Ano wynika to z drugiej mechaniki i skupieniu się gry na walce. Każdy wrogi npc (ale sojusznicy gracza też) mają jeden lub kilka obozów i/lub koszary, które za darmo, automatycznie i ciągle produkują różne  jednostki. Przez to, jeśli się zagapimy, to przeciwnicy szybko nas zgniotą.

Dlatego łatwość i szybkość zebrania armii + moce + większy limit jednostek = Extreme naparzanki.

 

The Addams Familly

Przygody słynnej rodzinki, która tematy związane ze śmiercią nie traktuje jako tabu. W tej grze jako Gomez musimy odnaleźć członków rodziny, którzy gdzieś się zapodziali. A do przetrząśnięcia jest spora rezydencja i okoliczne tereny, od samego dachu po piwnicę oraz przydomowe włości. Dzięki temu etapy, które musimy przebyć są urozmaicone stylistycznie,  zakres przeciwników i przeszkadzajek jest całkiem spory i odpowiada temu na jakim terenie dzieje się dana plansza. Przeszkody i wyzwania, jakie musimy pokonać, są bardzo dobrze zrobione i pokazane, widać co nas czeka, a nie że wyskakują niespodzianki spoza ekranu. Tutaj musimy być szybcy, wykazać się refleksem albo wyczekać odpowiedni moment.

 

 

All Terrain Racing

Fajna ścigałka w stylu tych łatwych do nauczenia, trudnych do wygrania. Głównie za sprawą połączenia sterowania z widokiem z góry. Samo w sobie sterowanie jest w sumie proste i typowe dla wyścigówek, ale kamera i szybkość pojazdów mogą na początku sprawić spore problemy.  Jednak w wyścigi lepiej się gra w 3d lub czymś, co udaje 3d. Jak już opanujemy sterowanie, to potem trzeba uważać na przeciwników, od których odbijamy się jak pingpongi i na różne przeszkadzajki na trasach.

Same trasy są nieźle zrobione, są krótkie, ale intensywne a długość wyścigu zależy głównie od ilości okrążeń. Rywalizujemy na torze wyścigowym, w zimowym lesie, kanionie, stacji kosmicznej, a nawet na księżycu. Każda z tych plansz oprócz krajobrazu charakteryzuje się trochę innymi przeszkodami, z którymi musimy się zmierzyć. Od chaszczów, głazów na drodze, plam oleju czy dużej kałuży do kosmicznych murków wysuwających się z boku trasy. Żeby nam trochę ułatwić, na trasie umieszczono małe powerupy typu przyśpieszenie, chwilowa tarcza itp. Na niektórych trasach są też skróty, jednak nie są one łatwe do wykorzystania. Np. jeden z nich może omijać większy skomplikowany zakręt i ścina go na prosto, ale wjazd na ten skrót jest bardzo wąski i zastawiony beczkami więc trzeba trafić idealnie. To wszystko sprawia, że gra może być trudna a czasami frustrująca, ale jak już wszystko opanujemy i wyćwiczymy palce to satysfakcja gwarantowana gdzy będziemy jeździć jak pro i zostawiać przeciwników w tyle. Do wyboru mamy kilka trybów gry i rodzajów pojazdów, różnią się one trochę specyfikacją i nadają się na inny rodzaj terenu, ale oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby formułą popylać po lesie. Same pojazdy można jeszcze ulepszać za hajs.

Całkiem niezła gierka i wyścigi. Miło było wrócić.

 

Lotus 3

Świetna i dynamiczna ścigałka. Mogła w tamtych czasach robić wrażenie. Jednym z powodów, dzięki któremu gracze polubili grę była muzyka. Gra miała kilka utworów i pewnie każdemu coś innego przypadło do gustu, ale jeden kawałek był charakterystyczny i wybijał się ponad resztę. Wydaje mi się, że sporo ustawień jak na tamte czasy można było poprzestawiać. Jednym z nich był wybór pomiędzy skrzynią manualną i automatyczną. Chyba (ale pewnie się mylę) niewiele ścigałek na amigę dawało taki wybór. Do tego kilka trybów, z czego moim ulubionym był "nieskończony" wyścig gdzie jechaliśmy tak długo, aż nie zabrakło nam czasu. Za przejechanie punktów "kontrolnych" dostawało się dodatkowe sekundy i tak aż licznik zszedł do zera. Dobrze się w to grało.

 

 

 

 

 

 

 

Koniec.

Oceń bloga:
20

Komentarze (17)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper