Mój romans z dobrym PC zakończył się niepowodzeniem

BLOG
3227V
Mój romans z dobrym PC zakończył się niepowodzeniem
Matthias | 18.04.2016, 12:58

Od wielu lat śledzę rynek komponentów PC, raz z większym, raz z mniejszym skupieniem. W roku 2013 sukcesywnie zacząłem przesiadać się na konsole nowej generacji, bo komputer w co raz większym stopniu służył mi do pracy, a po powrocie chciałem raz na jakiś czas odpalić TV i pograć w coś lajtowo, siedząc wygodnie na kanapie. Po trzech latach przyszła jednak pora na skok w bok.

Pracuję w firmie, która zajmuje się dystrybucją wydajnego sprzętu dla graczy, w tym komponentów komputerowych. Stworzyło to niebywałą okazję do wypożyczenia i posmakowania topowych części, które dzisiaj kosztują grube tysiące i rzekomo mają gwarantować świetne doznania wizualne, a przy tym nieskazitelną płynność. Ostateczna kwota za cały sprzęt wyniosła prawie dziesięć tysięcy złotych. W środku znalazł się procesor i7-6700k, 16GB pamięci, GTX 980Ti (taktowany 1480/7600) z chłodzeniem wodnym, dwa dyski SSD o łącznej pojemności prawie 1TB, wyciszona obudowa i wydajny, hybrydowy zasilacz. Całość zamknięta na mocnej płycie głównej pozwalającej na wysokie OC zarówno CPU jak i pamięci. Do tego licencjonowany Windows 10 w wersji 64 bitowej. 

Komputer zaraz po złożeniu i instalacji systemu zaskoczył mnie kulturą pracy, która była wręcz wzorowa. Na CPU zamontowałem wydajne chłodzenie, procesor podkręciłem do 4,6GHz, pamięci działają w trybie dual-channel przy taktowaniu 3600 MHz i opóźnieniach CL16. Dzięki pół-pasywnym rozwiązaniom, całość jest praktycznie niesłyszalna w spoczynku i generuje niewielki hałas pod obciążeniem.

Nabyłem kilka gier, w tym nowego Tomb Raidera, DIRT Rally, Far Cry'a, Quantum Break, ściągnąłem też nowego Unreala, kupiłem Crysisa 3, Wiedźmina 3 i GTA V. Nawet dla lepszego efektu skusiłem się na Steam Controller. Wypożyczyłem dodatkowe peryferia komputerowe w postaci gamingowej myszki, klawiatury i podkładki. Najsłabszym elementem tego zestawu jest monitor oferujący rozdzielczość 1080p przy 60 klatkach, ale na matrycy AH-IPS i niezłymi parametrami. Chciałbym sprzęt z G-Synciem, ale takich rzeczy w mojej pracy nie ma, a koszt tego urządzenia przekracza moje możliwości finansowe.

Rozpocząłem testy, mając na uwadze, że korzystam z komputera sześciokrotnie droższego od konsoli. Oczekiwałem więc bardzo wysokiej wydajności, kosmosów i jakości, która warta będzie wyłożenia dziesięciu tysięcy złotych. Na początku pojawił się pierwszy zgrzyt, kiedy doszło do instalacji sterowników do karty graficznej. Najnowsze, wtedy, oznaczone numerem 364.51 wywoływały problemy z funkcjonowaniem sprzętu, o czym boleśnie przekonałem się na własnej skórze. Sterowniki sypały błędami przy mocniejszym obciążeniu karty graficznej. Musiałem pobrać specjalny programik do usuwania pozostałości po starych sterownikach i cofnąć się aż do wersji 361.75 z początku tego roku, które rzekomo miały być ostatnimi "sprawdzonymi" sterownikami. Tutaj wszystko faktycznie było w porządku. Do czasu. Po ich instalacji z kolei wyszło na jaw, że nowy Tomb Raider wyraźnie zwolnił (różnica na tych samych ustawieniach wynosiła do kilkanastu klatek). No tak, brakuje wsparcia dla tej gry. No to klops.

Dobra, odstawiłem Tomb Raidera (który graficznie robi wrażenie przy maksymalnych ustawieniach, piękna gra) i zabrałem się za Wiedźmina 3 i GTA V. Obydwie gry odpaliłem w rozdzielczości 2560x1440 i maksymalnych detalach (w GTA V były komplikacje z AA), osiągając płynne 60 klatek. Nie ukrywam, ze zabawa w takiej jakości i z taką płynnością jest bardzo przyjemna. Zdarzały się gdzieniegdzie niewielkie dropy w Wiedźminie 3 (które mnie rozczarowały, bo liczyłem na betonowy framerate), ale tylko przy bardzo dużej ilości szczegółów na ekranie (w głębi lasów podczas walki np.)

Przyszedł czas na Quantum Break - ta gra to prawdziwy pokaz totalnie spieprzonej optymalizacji. Niezależnie od ustawień graficznych, nie mogłem osiągnąć płynnych 60 klatek, co więcej, obraz w rozdzielczości 1080p był paskudnie rozmazany, a dodatkowo po wyborze detali ultra i włączeniu wygładzania krawędzi miałem płynność na granicy 30 klatek. Ekran przykrywa okropny, ziarnisty filtr. Spróbowałem pobawić się ustawieniami, ale ponieważ gra wyszła na platformie UWP od Microsoftu, odpala się w postaci okienka jako aplikacja. Ustawienia graficzne pod sterownikami karty graficznej nie działają w tym tytule. Żeby zmienić rozdzielczość na wyższą za pomocą DSR, należy przestawić ją na pulpicie. Co ciekawe - po uruchomieniu QB w 2K, obraz zrobił się ostry jak żyleta, zniknęły problemy z płynnością (oferując wartość zbliżoną do 60 klatek), a gra stała się o wiele bardziej komfortowa... do czasu wysypania się sterowników. Czyli przez jakieś 15 minut. Nie mogę grać w QB na tych ustawieniach, bo gram maksymalnie 15 minut, nie mogę też zmniejszyć detali, bo wtedy grać się nie da - kompletna parodia.

Najbardziej względem konsoli brakowało mi tej całej ujednoliconej społeczności. Chciałem zagrać w dowolną grę - zazwyczaj potrzebuje Steama. Do gier EA wymagany jest Origin. Ubisoft ma swój uPlay, a nasz rodzimy Wiedźmin 3 korzysta z GOG Galaxy. Teraz doszły gry Microsoftu ze sklepu Windows Store (które działają tylko pod Win10 i korzystają z aplikacji Xboxowej), a Blizzard ma swoją platformę Battle.net. Dochodzi jeszcze osobna aplikacja dla tytułów Epic Games. Każda z nich oferuje inne rozwiązania, inny interfejs, inną społeczność, inne możliwości. Każda z nich wymagana jest pod konkretne gry, zatem na każdej z nich musimy się zarejestrować, utworzyć konto, dodać informacje o płatnościach czy skorygować dane profilowe. Musimy też osobno zapraszać znajomych. Totalny kocioł.

Windows 10 sam w sobie nie jest niestety systemem idealnym i ma tendencje do sypania niebieskim ekranem bez większego powodu. Doświadczyłem takich przypadków kilka, przy czym od razu starałem się znaleźć źródło problemu. Sprawdzałem podkręcenie poszczególnych komponentów, ściągałem oprogramowanie do diagnostyki, przywracałem do wartości fabrycznych i... dalej przytrafiał się niebieski ekran śmierci (szczególnie pod wyraźnym obciążeniem). Będziemy to badać z chłopakami z pracy, czy wina leży po stronie systemu czy komponentów.

O Steam Controllerze rozpisze się w osobnym artykule, ale po długiej zabawie tym padem zdecydowałem się go sprzedać bo... jest kompletnie inny, dziwny i to chyba kwestia moich preferencji, albo przyzwyczajeń. Nie mogłem za żadne skarby świata osiągnąć wymaganej precyzji i komfortu, bo brak drugiej gałki sprawiał, że błądziłem kciukiem po panelu dotykowym, osiągając raczej marne rezultaty. Wspomaganie celowania za pomocą żyroskopów zdawało egzamin, ale było zbyt powolne. Zresztą sam Steam Controller jest duży, mało poręczny i ma bardzo niewygodne bumpery. Za kwotę 65 euro, które za niego zapłaciłem (z przesyłką), spodziewałem się urządzenia lepszej jakości. Przede wszystkim jednak urządzenia, które rzeczywiście będzie połączeniem kontrolera i myszy i takim rozsądnym półśrodkiem. Okazało się jednak, że nie jest w połowie choćby tak precyzyjny i wygodny jak mysz, a jednocześnie sporo słabszy od Dualshocka 4, czy pada od Xboxa One. Dla mnie basta. Opinie użytkowników są o nim bardzo pochlebne, ma tysiące możliwości konfiguracji i wytrzymuje 40 godzin na jednym zestawie baterii - to jego największe atuty.

Przez miesiąc korzystałem z tego komputera, grając na nim, pracując i wykorzystując do codziennych zadań. Zdecydowałem powrócić do regularnego grania na PS4. Kiedyś PCtowcy mogli powiedzieć, że gry mają tańsze, ale ostatnia premiera choćby Dark Souls III pokazała, że różnica jest minimalna (na Steamie nie ma jej wcale). Oczywiście, gry na PC za 10 tysięcy złotych w większości działają świetnie i wyglądają kapitalnie, ale rodzą się też problemy z oprogramowaniem czy sterownikami. Poza tym niektóre porty na PC są fatalnie przygotowane. Mogłem podłączyć komputer pod telewizor, kupić pada i grać jak na konsoli, jasne! Ale to dalej nie to. Brakuje mi tego całego konsolowego ekosystemu, gdzie dalej wkładam płytkę i gram (po instalacji, ok, ale jednak), gdzie brakuje niebieskich ekranów, ustawień graficznych i zastanawiania się, dlaczego coś nie działa tak dobrze, jak powinno.

Oczekiwałem, że w każdą grę pogram bezproblemowo na sprzęcie tej klasy, a odpalając Most Wanted z roku 2012 w rozdzielczości wyższej niż 1080p miałem pokaz slajdów. Z kolei NFS: Rivals nie obsługuje 60 klatek i należy je wymusić ręcznie za pomocą specjalnej komendy w skrócie aplikacji. Gears of War: Ultimate Edition ma niewytłumaczalne spadki płynności, GTA V przy ustawieniach ultra z włączonym MSAA potrafi o zmierzchu zwolnić do 30 klatek (pomaga wyłączenie MSAA, pozostawienie FXAA i włączenie wygładzania pod sterownikami). Batman: Arkham Knight działa jak chce (raz betonowe 60 klatek, po chwili przeradza się w 23-25). Nvidia oferuje jeszcze swoje tzw. Gameworks - udoskonalenia graficzne, których doświadczyć możemy na ich kartach - w Batmanie kosmiczne wrażenie robi dym (rewelacja!), a w Wiedźminie 3 są to włosy (u potworów boskie, u Geralta... raczej słabe). Nie uważam jednak, by zestaw tych graficznych poprawek warty był karty graficznej za ponad 3000 zł.

Ten kompletny brak jakiejkolwiek gwarancji poprawnego działania chyba najbardziej zniechęca mnie do inwestowania w dobry PC. Na konsoli wiem, że dostanę te 30 klatek, zazwyczaj płynne, rozdzielczość 1080p (900p w porywach), wsadzę płytkę i po prostu gram. Nie mam tego syndromu, że coś bym jeszcze poprawił, coś zmienił, coś może wymusił w sterownikach by gra lepiej działała. Po kilku dniach mimochodem zerkałem na licznik klatek i przy każdym spadku kombinowałem - co, jak, dlaczego? A kiedy było betonowo, zaczynała się zabawa w podnoszenie suwaków, modyfikacje plików konfiguracyjnych. Skoro mam taką opcję, to dlaczego nie? Więcej grzebałem w tych plikach niż faktycznie grałem, to chyba jakaś klątwa entuzjastów komputerowych.

I tak jak narzekałem na te konsole, na ich wydajność, na ich możliwości, to zmieniam zdanie. Na PC nie widziałem nic tak ładnego, jak nadciągający Uncharted 4. DOOM w wersji beta nie różnił się niczym pomiędzy platformami. DIRT Rally zresztą podobnie, to samo z Far Cry Primal (były jakieś tam różnice w cieniach i odległości rysowania, ale tego nie widać bez dokładnych analiz). Największą, zasadniczą różnicą jest płynność. Między 30, a 60 klatkami jest wyraźnie widoczna. Jeżeli jednak chcemy osiągnąć jakość grafiki porównywalną do konsoli i płynność na poziomie 60 klatek, to musimy wydać na komputer kilka tysięcy złotych. A PS4 kupimy dziś za 1100, XOne za jeszcze mniej. Przeceny wersji cyfrowych są i na konsolach, a gry w pudełkach kosztują już niemal tyle samo.

Ciesze się, że mogę ten komputer zwrócić i nie wtopiłem w niego takiej kwoty, bo teraz plułbym sobie w brodę. Mój romans z kosmicznym PC zakończył się po miesiącu i do gier w które na konsoli nie pogram potrzebuje komputera maksymalnie za dwa, może dwa i pół tysiąca złotych. DOTA 2 nie ma przecież wielkich wymagań, a gry w stylu Cities: Skyline nie potrzebują kosmicznej grafiki. Najbardziej chyba żałuję tego XCOMa 2, który ma spartoloną optymalizację, a gra to bardzo wciągająca. Ale w takim Call of Duty: Black Ops III nie mam na PC split screena, a gram w tym trybie bardzo często na PS4, choćby z moim bratankiem. Wrzucajcie swoje opinie, historie i doświadczenia, z chęcią wezmę udział w dyskusji!

Oceń bloga:
102

Komentarze (180)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper