Piątkowa GROmada #222 - Sylwestrowo-Noworoczne growe podsumowanie 2020 roku
Ostatnia GROmada w tym roku kalendarzowym to dobra okazja, by podsumować to jak 2020 rok minął z growej perspektywy. Wspólnie z RasMassem, LadyDiesel, Pars-89 oraz REAListą zapraszam was do lektury o roku, gdzie nastąpiła zmiana cyfry przy generacji i premierę miał tytuł CD Projekt RED. Dla niektórych święto, dla niektórych rozczarowanie i to jedno z bardziej okrutnych.
Witam was w ramach 222 odcinka Piątkowej GROmady, zgodnie z kontynuowaną od kilku lat tradycją będąca podsumowaniem mijającego roku z perspektywy rynku gier. Sam rok przywitał nas epidemią koronawirusa, zamknął w domach (co w pewnym stopniu dobrze wpłynęło na rynek, zwłaszcza w erze popularyzacji cyfrowej dystrybucji), gdzie mogliśmy spokojnie nadrobić pewne zaległości. A jak zaległości nie było (ktoś miał taką sytuację?), to brał wydanie cyfrowe, a następnie denerwował się na prędkość łącza, gdy wszyscy sąsiedzi robili to samo i wszyscy pobierali DOOM: Eternal czy Borderlands 3 (ostatni tytuł zajmuje mi na dysku ~100 GB). Albo MoH: A&B i jego 180 GB, co nawet jak VR-owy tytuł jest dość sporą abstrakcją.
Zapraszam do lektury – najpierw goście, potem ja – z racji długości tekstów każda z występujących osób dostanie swoją stronę. Ułożenie tekstów jest następujące:
- Strona 1 - RasMass
- Strona 2 - LadyDiesel
- Strona 3 - Pars-89
- Strona 4 - REALista
- Strona 5 - B(e)ZImienny ;)
ps. Grafiki wstawiałem ja, więc jakby coś było z nimi nie tak, piszcie mi na PW. ;)
RasMass
[img]1432196[/img]
Witam wszystkich na GROwym podsumowaniu roku. Bardzo dziękuję BZImiennemu za zaproszenie, a was zapraszam do zapoznania się z tytułami, które udało mi się w tym roku ukończyć, albo chociaż rozpocząć.
2020 był dla mnie wyjątkowo dobrym rokiem pod kątem ukończonych tytułów. W dużej mierze przyczyną był lockdown z początku roku, który spowodował między innymi zamknięcie żłobków, przez co przez kilka miesięcy siedziałem w domu z dzieckiem, ale dzięki temu nadrobiłem sporo zalegających na kupce wstydu tytułów.
Oto lista gier które udało mi się w tym roku ukończyć:
- The Last of Us Part II – PS4
- Marvel's Spider-Man - PS4
- Vampyr - PS4
- Dear Esther - PS4
- Call of Cthulhu - PS4
- The Sinking City - PS4
- Syberia 3 - PS4
- Final Fantasy VII Remake – PS4
- Wiedźmin 3: Dziki Gon – Edycja Gry Roku – Switch
- Secret Files: Tunguska – Switch
- Puzzle Quest: The Legend Returns – Switch
- Dragon Quest XI S: Echoes of an Elusive Age - Definitive Edition - Switch
- The Legend of Heroes: Trails of Cold Steel III – Switch
- Sparkle: Unleashed - PS Vita
- Resistance: Burning Skies - PS Vita
PlayStation 4:
Ten rok upłynął mi przede wszystkim na nadrabianiu zaległości. Z mniejszych tytułów ukończyłem Syberię 3 – ostatnią część uwielbianej przeze mnie od lat serii. Niestety ostatnia część była tą najsłabszą. Niepotrzebnie wprowadzono trójwymiar, przez co gra działa momentami wręcz tragicznie. Grafika nie zachwyca, ale czasami wygląda nieźle. Sama historia także nie jest tak dobra jak w dwóch pierwszych częściach (które tak naprawdę tworzyły zamkniętą opowieść), ale pochłonąłem ją z przyjemnością.
W końcu zabrałem się też za pierwszą wydaną przez The Chinese Room (twórcy Everybody’s Gone to the Rapture) grę, mianowicie Dear Esther: Landmark Edition. Jeden z pierwszych, o ile nie pierwszy, prawdziwy symulator chodzenia. Mimo sporej ilości lat na karku grało mi się wspaniale. Zwiedzanie opuszczonej wyspy i poznawanie jej - i zamieszkujących ją ludzi - historii wciągnęło mnie na całego i tytuł ukończyłem za jednym zamachem (gra jest krótka, ok.3h). Do tego niektóre miejscówki wręcz zachwycały swoim artyzmem. Polecam wszystkim fanom chodzenia.
Skończyłem też w tym roku Marvel’s Spider-Man. Na początku byłem pod ogromnym wrażeniem. Bujanie się po mieście na sieciach sprawiało mi masę przyjemności. Z walkami było już gorzej, jak dla mnie zbyt duży chaos, który z każdą kolejną walką, z dodatkowymi umiejętnościami i nowymi przeciwnikami był tylko większy. W pewnym momencie przestałem wykonywać dodatkowe misje, ponieważ walki zwyczajnie już mnie nudziły. Z fabułą też nie było specjalnie dobrze, ale to pewnie dlatego że po prostu wolę Batmana. Gra całościowo jednak warta uwagi, szczególnie dla fanów Pajęczaka.
Jestem też już na końcu Final Fantasy VII Remake. I w przeciwieństwie do wielu osób, nie jestem zachwycony tym co Square Enix nam zaserwował. Od początku nie podobał mi się pomysł kompletnej zmiany systemu walki (od zawsze jestem systemowym purystą i zwyczajnie nie lubię systemów action RPGowych, dobrze gra mi się tylko z turami), ale mimo to postanowiłem kupić grę i sprawdzić samemu. Jako wielki fan oryginału miałem ogromne oczekiwania do całości, ale niestety system walki popsuł mi całą przyjemność z rozgrywki. Grafika w grze jest skrajnie nierówna – projekty postaci wypadają świetnie (Tifa jest niesamowita! ), ale na tle rozmazanych plam, które mają być kamieniami czy ścianami wyglądają często wręcz śmiesznie. Patrząc na slumsy z góry przypominały mi się czasy PSXa i bitmap widzianych w oddali w wielu grach. Słabiutko. Historia została fajnie rozbudowana, ale i w wielu miejscach niepotrzebnie zmieniona. Przede mną jeszcze zakończenie, a z tego co czytałem tam twórcy namieszali najbardziej.
The Last of Us Part II
Od jakieś dekady oglądam więcej seriali niż filmów. Lubię złożone, rozciągnięte często na wiele sezonów opowieści. Opowieści w których często widzimy jak bohaterowie zmieniają się diametralnie na przestrzeni całej historii. Świetnym przykładem będzie tutaj Breaking Bad, w którym poznajemy Waltera White’a, nauczyciela chemii, zwykłego gościa, który dowiaduje się o raku płuc. Aby zapewnić rodzinie godziwe życie po swojej śmierci podejmuje decyzję o pozostawieniu nauczania i przerzuceniu się na produkcję metamfetaminy. Na przestrzeni 5 sezonów widzimy jak bardzo człowiek może się zmienić. Jak ze zwykłego gościa Heisenberg (taką ksywkę otrzymuje) przeistacza się w bezwzględnego bossa narkotykowego. Traci wszystko przez swoją pazerność, nie potrafi odpuścić, a do przodu pcha go już tylko nienawiść. Dlaczego opisuję te arcydzieło w odniesieniu do jednej z najlepszych produkcji tego roku? Ponieważ wydaje mi się, że twórcy The Last of Us Part II chcieli w pewien sposób nawiązać do między innymi tego tytułu, choć nie wyszło im tak dobrze jak w opowieści o Heisenbergu.
Podczas gry – tutaj w GROmadzie – oceniałem jej fragmenty, to jakie wywoływała we mnie uczucia w danej chwili, w danym rozdziale i muszę przyznać, że moja ocena całości różni się mocno od tych opisywanych przeze mnie fragmentów. Na początku miałem znienawidzić Abby i po jej tańcu z kijem golfowym tak właśnie było. To się twórcom udało, wywołali we mnie niechęć do tej postaci, łagodnie mówiąc. Przez 20 godzin przedzierałem się z Ellie przez zniszczone Seattle, zabijając setki zarażonych i dziesiątki Wilków, wszystko po to aby się zemścić, odpłacić zabójczyni swojego przyjaciela. Ellie przez całą opowieść jest wku*^#ona, od początku do końca, do ostatnich chwil tej 34 godzinnej – długiej jak na tego typu produkcje – opowieści. Jednak zanim podsumuję historię jedynej odpornej na grzyba, nie mogę nie napisać o Abby.
Postać Abigail została stworzona tak – zakładam – aby nas do siebie od początku zniechęcić. To jest jasne i udało się ND całkiem dobrze. Jej zachowanie, wygląd, wypowiedzi ukazują tą postać jako typowego antagonistę…oczywiście do czasu aż nie przejmujemy nad nią kontroli. No i właśnie, kiedy już wskakujemy w buty umięśnionej kobiety, okazuje się że jest ona całkiem miłą i normalną osobą. Wiedzie zwyczajne życie w jednej z post-apokaliptycznych społeczności. Pracuje, poluje na zarażonych, broni swojego terenu przed Bliznami i innymi wrogo nastawionymi ugrupowaniami.
ZARAZ!…CO?!?!?!? Abby normalna?!? Przecież zabiła niewinnego gościa, ma wielkie mięśnie, a w ogóle to goli twarz kosiarką!
Ano właśnie nie. Abby jest bardziej normalna niż mogłoby nam się wydawać, mam wręcz wrażenie, że aż zbyt normalna, zbyt dobra i współczująca. Liczyłem, że – jak we wspomnianym Breaking Bad – zobaczę jej przemianę. Niestety takiego wątku nie dostałem w przypadku Abby, ale także nie było go w przypadku Ellie (no chyba, że weźmiemy pod uwagę samą końcówkę gry, kiedy Ellie, niby, w końcu odpuszcza). I to był dla mnie pewien zawód. Z jednej strony dobrze podana historia, pokazana z dwóch różnych perspektyw, czytałem że brutalna, że kontrowersyjna, ale sam niczego takiego nie czułem, widziałem już bardziej siadające na głowę produkcje, a wydarzenia z gry są naturalną konsekwencją wydarzeń, które doprowadziły świat do takiego stanu. Z drugiej strony brak właśnie tego rozwoju postaci, zmiany podejścia do podejmowanych decyzji. Wciąż czegoś tu brakuje, wciąż nie został osiągnięty poziom z odcinkowych historii, które możemy oglądać w telewizji czy na platformach streamingowych. Mimo wszystko strona w którą poszli twórcy jest właściwa i myślę, że w kolejnych latach będzie tylko lepiej, że będziemy dostawali coraz bardziej rozbudowane historie, coraz lepiej podany rozwój zwykłych/niezwykłych ludzi (moim faworytem w tej materii wciąż jest Hellblade: Senua’s Sacrifice).
Jeśli chodzi o gameplay czy grafikę, to jest to, jak zwykle u Naughty Dog, najwyższy możliwy poziom. Ale to nie recenzja, więc nie będę się na ten temat rozpisywał.
Masa kontrowersji związanych z grą kompletnie mnie nie interesowała, gdyż – jak to zwykle bywa – były one niepotrzebne, rozdmuchane przez internetowych trolli. Nie wiem jak wy, ale jeśli mi się coś nie podoba to w to nie gram, a nie wylewam wiadro pomyj, bo twórcy zrobili coś inaczej niż to sobie wyobrażałem. Ewentualnie zapoznam się z pozycją i będę próbował merytorycznie wyjaśnić, co twórcy zrobili źle – według mnie źle, tylko i wyłącznie według mnie!
Vampyr /Call of Cthulhu/The Sinking City
[img]1432197[/img]
Od zawsze lubiłem mroczne historie. Mitologia Cthulhu stworzona przez Samotnika z Providence - Howarda P. Lovecrafta od lat wywołuje ciarki na moim ciele. Czy to przy okazji książek autora, adaptacji filmowych czy właśnie gier. W tym roku miałem okazję ukończyć dwie pozycje, które czerpały z tego uniwersum – The Sinking City ( w historii nie występuje Cthulhu, gdyż twórcy nie uzyskali na niego licencji, mamy za to Dagona, istotę z głębin morskich, panującą nad żyjącymi tam stworzeniami) oraz Call of Cthulhu (w tym wypadku, jak już zresztą po tytule widać, twórcy uzyskali licencję na Wielkiego Przedwiecznego).
W The Sinking City najbardziej zachwyca miasto, jakby wyciągnięte wprost z umysłu samego Lovecrafta. Brudne, zniszczone, częściowo zalane przez wielką powódź. Na ulicach i budynkach widać glony i wodorosty pochłaniające coraz większy teren. Po części Oakmont możemy poruszać się tylko łodzią, woda jest brudna, a pod jej powierzchnią pływają dziwne stwory, które chętnie wyssają z nas całą krew. Historia mocno opiera się na problemach psychicznych bohatera, które są ważną częścią opowiadań Lovecrafta.
Otwarty teren gry wypada zatem dobrze, gorzej jest niestety z walką, która jest sztywna i trudna do opanowania, a zginąć można nagle, nie wiedząc nawet co nam przywaliło. Jest to największy minus tej świetnej historii. W sródtytule wspominam też o Vampyrze (nie ma on nic wspólnego z Mitologią Cthulhu), a to dlatego że jest to produkcja bardzo podoba do Tonącego Miasta. Duże miasto, po który możemy się swobodnie przemieszczać, kiepska walka, ale i dobra historia. I to właśnie ona w obu produkcjach pchała mnie do przodu i to dzięki niej ukończyłem te gry.
Gameplayowo najlepiej wypada dla mnie Call of Cthulhu, w której walki prawie nie ma i jest to gra najbardziej nastawiona na przygodowe elementy. Mamy tu raczej nieduże lokacje i skupiamy się właściwie tylko na głównym wątku, a nie tak jak w grach opisanych wyżej na masie dodatkowych questów (które mimo wszystko były bardzo dobre). Nie lubię opisywać fabuł więc tutaj zakończę. Jeśli lubicie mroki, historie oparte na elementach zahaczających o psychikę, to wszystko gry dla was. Warto, mimo sporej ilości błędów.
Nintendo Switch
Dobrze spędziłem ten rok ze Switchem. To właśnie z tą konsolą spędziłem najwięcej czasu w 2020, ogrywając odświeżone kotlety (bo ta konsola świetnie nadaje się właśnie do nadrabiania zaległości), jak i nowsze produkcje. Uprzedzam od razu, że nie jestem typowym fanem Ninny, tak więc rzadko zdarza mi się ogrywać choćby platformówki (nie grałem w żadnego Mariana, Kirbiego, Yoshiego…), nie interesują mnie kartonowe wynalazki czy ruchowe zabawki. Taki ze mnie stary zgred, który zawsze do urządzeń od wielkiego N podchodził na swoich zasadach, dlatego nie dziwcie się proszę moją selekcja Pstrykowych pozycji.
W mijającym roku ukończyłem kilka dużych tytułów, ale o nich poniżej, tutaj pokrótce podsumuję gry które chociaż rozpocząłem. Niektóre skończę, innych nie tknę już kijem. Dlaczego? Ano dlatego, że od jakiegoś czasu Nintendo eShop to śmietnik, ilość dostępnych tam gier zawstydzić może Sony i Microsoft razem wziętych, a w promocjach dostajemy taką górę tytułów, że możemy stracić cały dzień na samo przejrzenie listy (w chwili pisania tego tekstu, w sklepie Ninny jest – bagatela - 1996 produkcji w promocji!), a aby znaleźć coś wartego uwagi musimy przebić się przez całą kupę crapów. Niestety Znak Jakości Nintendo od dawna nie znaczy kompletnie nic, przez co często natrafiamy na produkcje chamsko skonwertowane z telefonów. Na takie konwersje sam się niestety naciąłem i straciłem przez to trochę kasy, ponieważ często o tych wersjach nie ma nawet słowa w internetach.
Jako fan klasycznych przygodówek ucieszyłem się kiedy w eShopie zobaczyłem Secret Files: Tunguska – produkcja z 2006 roku, w którą nigdy nie miałem okazji grać, a słyszałem o niej dużo dobrego. Pobrałem, odpaliłem i zostałem miło zaskoczony pełną polską lokalizacją. Podczas gry coś mi jednak nie pasowało ze sterowaniem, było jakieś takie „komórkowe”. Szybki research w necie uświadomił mi, że gram w wersję z komórek, a nie konwersję z PC, Wii czy Nintendo DSa. No ale dobra, grało się nie najgorzej, historia była świetna, więc z rozpędu pobrałem część drugą Secret Files 2: Puritas Cordis i to był mój błąd. Już pal licho, że w tym wypadku dostałem tylko lokalizację kinową, w wypadku Switcha to i tak dużo. Gra okazała się niegrywalna, ponieważ została przeniesiona z komórek praktycznie bez zmian. Niby gra została dostosowana do pada/gripów, ale tak tragicznie, że nie dałem rady pograć w to dłużej, mimo że bardzo chciałem. To tutaj świetnie widać, jakie śmieci pojawiają się w eShopie (i to za kilkanaście/kilkadziesiąt złotych, o gierkach za kilka złotych nawet nie wspominam, bo takie tytuły jak Pocket Mini Golf, Glaive: Brick Breaker czy Pacific Wings [wszystkie zakupiłem] nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego), niedopracowane konwersje, wrzucone na szybko tylko po to, aby wydawca coś na tym zarobił.
Pozostając jeszcze przez chwilę przy Deep Silver (wydawcy Secret Files), zaopatrzyłem się od nich jeszcze w Lost Horizon – jak nietrudno zgadnąć, kolejną przygodówkę, z dobrą historią i spartaczonym systemem. Masochista ze mnie…a w kolejce czekają jeszcze Secret Files 3, Secret Files: Sam Peters, Lost Horizon 2…jak żyć?
Pstryczek jest świetnym sprzętem właśnie do przygodówek, których (w tej klasycznej point’n’clickowej odsłonie) w ostatnich latach na konsolach nie było tyle ile bym chciał. Oprócz wymienionych wyżej tytułów w 2020 odpaliłem jeszcze pierwszą część chwalonej Deponii, która zachwyca grafiką i humorem, świetne Yesterday Origins czy dość mroczne i zapadające w pamięć za sprawą oprawy Apocalipsis: Harry At The End of The World i Bad Dream: Coma.
W tym roku miała też premierę druga część rewelacyjnego pod kątem historii Deadly Premonition. Miałem kupować grę na premierę, ale bałem się, że gra będzie tak tragicznie zoptymalizowana jak część pierwsza, no i nie pomyliłem się wcale. W 2021 na pewno kupię i liczę na to, że twórcy popracują nad aspektem technicznym. Jeśli nie graliście w część pierwszą, to polecam, czy to wersję na PS3, X360 czy na Switcha (w tą właśnie obecnie gram, a wcześniej zaliczyłem ją na PS3). Dopiero kiedy zagracie zrozumiecie jak zła jest w niej grafika, jak tragiczny jest model jazdy samochodem, jak źle się w niej walczy, ale też jak niesamowicie wciągająca jest opowieść, jak ciężki jest klimat i rewelacyjnie napisane postacie i dialogi. Lubicie Twin Peaks? Musicie zagrać w DP!
Żeby nie było jednak, że nie grałem w żadną grę od samego Nintendo. W tym roku kupiłem sobie Mario+Rabbids Kingdom Battle – bardzo przyjemna taktyczna turówka na którą poświęciłem jak na razie tylko kilka godzin, ale na pewno wrócę w 2021 i z przyjemnością ukończę. Aaaaa, czekajcie, nie, to nie Nintendo wydało tą grę, to Ubisoft…ups :)
A z jakimi grami na Switchu spędziłem w mijającym roku najwięcej czasu?
Puzzle Quest: The Legend Returns
Czasami lubię lecieć w kulki, a w tej grze wszystko właśnie o te kolorowe kulki się rozbija. No bo kto to myślał, aby proste „Match-3 game” połączyć z rasowym RPGiem?
Sam tytuł jest kolejnym odgrzewanym kotletem, ale w ogóle mi to nie przeszkadza. Lata temu spędziłem z nim setki(!) godzin na PSP i niesamowicie ucieszyłem się kiedy przeczytałem, że będę mógł zagrać w tą grę ponownie na konsoli Nintendo, a do tego ze wszystkimi dodatkami z którymi nie miałem okazji się zapoznać, ponieważ pojawiły się one wcześniej wyłącznie na PieCach.
Co więc tutaj dostajemy? Przede wszystkim dodatkowe scenariusze, które – tak na moje oko – wydłużają dwukrotnie całą przygodę, masę nowych przeciwników, broni, pancerzy, czarów, no i przede wszystkim dużo większą liczbę postaci do wyboru (13 różnych klas). Od tego jaką klasą gramy zależy poziom trudności, a tych są cztery. Dodatkowo przed każdą walką możemy też wybrać jeden z trzech poziomów wyzwania. Wariacji jest w związku z tym zatrzęsienie, co oznacza, że z grą można spędzić nawet i tysiące godzin. Mi przejście gry tylko jedną postacią (na rozgrzewkę wybrałem protagonistę z poziomu Easy) zajęło aż 65h. A zostało mi jeszcze 12 klas postaci!
A jak się w to w ogóle gra? Dostajemy w swoje ręce bohatera którego rozwijamy jak w klasycznych grach RPG – za walki zdobywamy doświadczenie, levelujemy, rozwijamy umiejętności magiczne, inwestujemy w siłę czy spryt, zbieramy złoto za które kupujemy bronie, pancerze czy inwestujemy w rozwój przejmowanych na naszej drodze miast. W miastach możemy rozwijać złapane potworki, tworzyć nowe przedmioty czy uczyć się nowych magicznych ataków. Rozbudowanie produkcji potrafi zawstydzić masę dużo większych i zdecydowanie droższych produkcji.
Sama walka opiera się na prostym schemacie. Na planszy mamy kule o 4 kolorach – każdy kolor odpowiada za rodzaj magii (ziemia, ogień, powietrze, woda), układając 3, 4 lub 5 kul tego samego koloru zdobywany punkty dzięki którym możemy rzucić czar określonego żywiołu, który może nałożyć na nas jakieś buffy, zmniejszyć ilość punktów magii które zbiera przeciwnik, bądź po prostu uszczknąć coś z punktów życia potworka. Oprócz tego na planszy są dostępne kule z czaszkami, które od razu zadają obrażenia fizyczne, zależne od broni jakiej używamy, a także od rozwoju naszej postaci. Podczas rozgrywki możemy też korzystać z kul, które dają nam dodatkową walutę i punkty doświadczenia. Jak więc widać założenia nie są trudne do opanowania, ale wierzcie mi że na wyższych poziomach trudności gra daje ostro popalić.
Dragon Quest XI S: Echoes of an Elusive Age - Definitive Edition
Cieszę się, że Square Enix chociaż tej serii nie zmienił kompletnie, że wciąż dostajemy baśniowego jRPGa z klasycznym, turowym systemem walki. No bo skoro coś świetnie działa, to po co to zmieniać?
Mamy więc tutaj chłopa ze wsi, który zbiera drużynę żeby wyruszyć w drogę i uratować świat. Ta prosta koncepcja w tej serii zawsze świetnie się sprawdzała i nie inaczej jest w jej jedenastej odsłonie. Wciągający główny wątek, masa dodatkowych questów, piękny, kolorowy świat i bohaterowie których nie sposób nie polubić – czy to z naszej drużyny, czy różnych indywiduów, których spotykamy na swojej drodze. Walka to czysty miód, bez udziwnień, z podziałem na tury, czyli to co sam kocham od lat i nigdy mi się nie nudzi. Mi ukończenie tej gry zajęło 126h
Wiedźmin 3 – Edycja Gry Roku
Przyznam się szczerze, na PS4 nie ukończyłem dodatków do Wiedźmina 3. Zacząłem co prawda Serca z Kamienia, ale włączyłem w międzyczasie coś innego i obiecałem sobie, że wrócę do Geralta, ale niestety już mi się to nie udało. Na ratunek przyszedł Switch, na którym ta gra nie miała prawa działać…jednak czasami cuda się zdarzają i Wiesiek wylądował na japońskiej konsoli. Klatek mniej, rozdzielczość niższa, przez co chwilę potrwało zanim przyzwyczaiłem się do tego portu. Kiedy jednak już mój koci wzrok zaakceptował słabszą prezencję, znowu zacząłem wielką przygodę przemierzając świat wykreowany przez CDP (na podstawie którego później powstały książki ;) ).
Nie będę pisał o tym o czym wszyscy i tak już wiemy, bo po co? W końcu nikt mi za to nie płaci.
Napisałbym o tym co mi się nie podobało, tak więc yyyy, hmmmm…kurna, nic mi do głowy nie przychodzi…chociaż chwila, zaraz, wiem. Wkurzało mnie kiedy zupełnie znienacka, nagle i niespodziewanie stawał mi koń. Kiedy mi skręcał nie wtedy kiedy trzeba, kiedy nie chciał przeskoczyć przez płotek. Z drugiej jednak strony kiedy podczas jednej misji zjadłem magiczne grzybki, a Płotka – jakże kojącym głosem Wojciecha Manna – wyjaśniła mi dlaczego czasami zachowuje się tak, a nie inaczej, to nawet te problemy przestały mi przeszkadzać.
Co tu dużo gadać, gra generacji, gra dekady, ba, to jedna z najlepszych gier w jakie grałem w życiu. Majstersztyk!
The Legend of Heroes: Trials of Cold Steel III
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że w świecie gier dostaniemy coś pokroju MCU, to puknąłbym się w czoło. I nie mówię tu o masie odsłon popularnych strzelanek (Gears of War chociażby), bo mimo wszystko są to gry w których historia tylko wydaje się rozbudowana, a tak naprawdę można by ją całą, ze wszystkich części, wrzucić do tylko jednej części Trialsów, a i tak zostałoby jeszcze miejsce.
Sama seria Trials, która składa się z czterech części to i tak tylko cześć świata i tylko fragment historii kreowanej przez Nihon Falcom na przestrzeni kilkunastu gier! Wyobraźcie sobie że z trzema częściami Trailsów spędziłem już ponad 400h, a przede mną jeszcze finałowa część, na którą – tak wynika z przekazów innych PePEowych freaków LoHowych – przeznaczę ok. 200h.
Sama gra to tak klasyczny jRPG jak tylko się da. Dopracowany wręcz do perfekcji system walki sprawi każdemu fanowi turowych walk masę frajdy. Możliwości jakie daje nam system są tysiące – dobieranie odpowiedniego wyposażenia, magii, ataki łączone, system Order, walki mechów…cud, miód i orzeszki dla każdego zakochanego w japońszczyźnie fana gier fabularnych.
Z każdą częścią zwiększa się też liczba postaci, tych które biorą czynny udział w działaniach drużyny, ale też NPCów czy naszych przeciwników, z którymi mierzymy się często wielokrotnie, a którzy również mają swoje, często bardzo interesujące, historie. W świat wsiąknąłem bez reszty i po ukończeniu części trzecie poczułem prawdziwą pustkę, którą jednak wypełnię już niedługo finałową odsłoną. Byle do marca.
I to tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że 2021 będzie normalniejszy niż mijający rok, że wszystko szybko wróci do normy. Wam i sobie życzę masy dobrych gier i mam nadzieję, że każdy zainteresowany kupi swoje PS5, bo z XSX i XSS nie ma raczej problemów. Pozdrawiam serdecznie!
LadyDiesel
[img]1431839[/img]
Dotarliśmy jakimś dziwnym sposobem do końca tego roku. To znaczy nie chcę zapeszać, bo jeszcze kilka dni zostało, także tego… gdyby jakiemuś naukowcowi zechciało się otworzyć znalezioną w piramidzie puszkę, bądź zacząć badania nad pozyskanym ze skamieniałego jajka DNA dinozaura – prosimy tego nie robić. Mijający rok, można by rzec, to taki wstęp do Ragnaroku, przynajmniej dla mnie, ale oby nie. Zaczęłam tematy nordyckie to może przejdę już do tym razem growego podsumowania tych ostatnich dwunastu miesięcy mojego obcowania z kawałkiem ukochanego czarnego plastiku, ale nie będę zaczynać od Valhalli.
Styczeń zaczął się mega ciekawie, bo do napędu trafiła płytka z Days Gone. Od pierwszej zapowiedzi wiedziałam, że to nie jest gra dla mnie – zombiaki i te sprawy… ale po przeczytaniu pozytywnych komentarzy na PPE postanowiłam sama sprawdzić, czy aby na pewno tak jest. Po kilku godzinach wiedziałam już, że płyta zostanie w napędzie do czasu zdobycia platyny i tak też się stało. Muszę przyznać, że moje pierwsze spotkanie z hordą zrobiło na mnie wrażenie. Moje szczęście, że akurat w tej miejscówce miałam możliwość wejścia na jakiś zbiornik, z którego, z bezpiecznej odległości wytłukłam wszystkich z góry. Dwóch ostatnich dobiłam kamieniami, bo wystrzelałam wszystkie pestki. Świetna, niedoceniana gra, mega przyjemna jazda chopperem, niezła grafika (tak, gra na PS4 też może wyglądać ładnie).
Po calaku w wyżej wymienionej grze przyszła pora na A Plaque Tale. Tutaj znowu posypały się ochy i achy a ja, znów musiałam sprawdzić sama, czy gra jest faktycznie taka dobra. Muszę przyznać, że przez kilka ładnych godzin irytował mnie fakt, że twórcy mnie zaszufladkowali. Nie mogłam wybrać, czy chcę się poskradać, czy chcę wpaść na Rambo i wytłuc z procy garnizon wojaków, czy po prostu poskakać po dachach i pójść dalej. Tutaj był schemat, a ja grając, po kilka razy próbowałam jakim sposobem przejść przez jakąś miejscówkę – „Dobra, czyli najpierw z procy w oko tego w hełmie, później skradamy się pod drugie okno od lewej, czekamy, aż trzeci wojak przejdzie, idziemy pięć kroków w prawo, zabieramy pochodnię, wracamy do miejsca początkowego, ale uwaga na drugiego strażnika, straszymy szczury i przechodzimy dalej.” Z mojej perspektywy tak to mniej więcej wyglądało i pewnie tak miało wyglądać. Jednym przypadło do gustu, mi tak średnio – ale fabuła ciekawa i grafika niczego sobie – oczywiście pecetowcy dostali podobno więcej szczurów, ale u nas na PS4 też ich było dosyć sporo. Kolejna ładna gra na tamtą generację. Da się? Da się. Pewnie już wiecie do czego piję…
Później było mnóstwo gier, odpalonych i porzuconych po jakimś czasie z najróżniejszych powodów, a kobita podobno zawsze jakiś sobie znajdzie.
Call of Cthulhu – gęsty klimat kryminału i specyficzna grafika na plus, później znajomy pożyczył grę i jak ją już oddał, byłam już w innym świecie – w świecie Strange Brigade. Mega miłe zaskoczenie. Kreskówkowa, kolorowa strzelanka, chociaż co do mechaniki strzelania miałabym tu kilka zarzutów, ale generalnie sarkofagi, mumie, zagadki i fajny coop na plus – polecam gorąco. Kolejną grą, którą odpaliłam była/o (o dziwo mnie wciągnęła) Doki-Doki. Wiem, że to raczej tytuł dla dzieci, ale to latanie po planetach i wykonywanie dziwnych questów dało mi masę frajdy. A propos gier dla raczej młodego grona odbiorców, to w tym roku udało mi się również skończyć Cat Quest I i II (obie gry świetne, ale moim zdaniem I o niebo lepsza) oraz Aerea – nie wiem dlaczego spędziłam w niej tyle czasu młucąc jakieś dziwne, pustynne pajęczaki swoją przerośniętą wiolonczelą, ale faktycznie tak było. Platyna wpadła mi również w Old’s Man Journey – lubię czasem oderwać się od większych tytułów i odpalić coś małego, ale innego i w tym przypadku właśnie tak było. Ciekawa historia opowiedziana w sposób nietuzinkowy, polecam szczególnie rodzicom, którzy chcą pograć ze swoimi pociechami.
Przejdźmy może teraz do nieco ambitniejszych tytułów. O RDR 2 chyba zostało już powiedziane/napisane wszystko. Kupiona na premierę długo przeleżała na moim regale aż wreszcie w 2020 r. została ograna. Kiedy już przyzwyczaiłam się do wolnego tempa rozgrywki i pozbierałam szczenę z podłogi po obczajeniu jaka ta gra jest piękna stwierdziłam, że wszystkie te godziny, które z nią spędziłam były dla mnie niesamowitym doznaniem. Nawet noszenie koniom siana, czy łowienie ryb. Graficznie jest miazga – naprawdę można zrobić grę, która na PS4 będzie wyglądała obłędnie ;)
Przyszła pora na serię Far Cry a dokładniej mówiąc/pisząc na 3 i Primal. Trzecią część ograłam dawno temu na PC, teraz przyszła pora na konsolową wersję, szczególnie, że śmigała na promocji za 12zł. Może i gra się nieco postarzała ale i tak rozgrywka niesie za sobą mnóstwo frajdy. Mało brakło do platyny, ale do napędu wpadła płyta z Primalem i skupiła na sobie całą moją uwagę. Może Wam się to wydać szalone, ale znalazłam w tej grze coś, czego brakowało w Horizonie. Aloy pokazała nam świat, który przeplatał proste życie plemienne z zaawansowaną technologią, ale nic mnie do tego świata nie ciągnęło, brakowało immersji. W Primalu faktycznie czułam namiastkę przyjemności jaką mieli ludzie pierwotni taszczący upolowaną zwierzynę do swojej jaskini.
Kolejnymi rozpoczętymi i porzuconymi tytułami były – Homefront i Rage 2, na które jeszcze przyjdzie pora. Aż mi się przypomniał wierszyk „Osiołkowi w żłoby dano” :D. Mogę do tej grupy dorzucić jeszcze Kingdom Come – wszystkie tytuły do nadrobienia, tylko muszę dokupić godziny do doby, bo moja jest jakoś dziwnie krótka. W Homefront mechanika strzelania jest bardzo przyjemna, w Rage, to co rzuciło mi się w oczy to wszechobecny oczoje*** amarant. Jeśli chodzi o Kingdom – gra kozak! Dla mnie to taki symulator złodzieja. Tak bardzo uzależniłam się od wynoszenia z domów wszystkiego co popadnie, że musiałam sobie od tego tytułu zrobić przerwę. Doszło do tego, że ofiarowałam swojej ukochanej zwędzony wcześniej pierścionek a kolejnego dnia jej go ukradłam… Do tego, żeby dobrze wczuć się w rolę Henryka, trzeba się oddać tylko tej jednej grze – czyli nadrobię na emeryturze, jak już będę miała mnóstwo czasu J
Przyszła pora na dwie ostatnie pozycje – Ghost of Tsushima i AC Valhalla. Przygody Ducha zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Platyna wpadła po tygodniu grania – już dawno nie zdarzało mi się spędzać w grze po 10 godzin dziennie bez przerw. Świetna grafika, przyjemna mechanika walki, ciekawa fabuła – miód. Dla takich właśnie gier warto mieć konsolę – dla mnie 10/10. Historia Eivora na początku niczym mnie nie ujęła. Po Origins i Odyssey, Valhalla nie porwała mnie swoją fabułą. Tak było w sumie do końca rozgrywki – źle nie było, ale czegoś mi brakowało. Dodam, że gra jest bardzo dobra, poza tym, że niczym nie zaskakuje. Dalej mamy przeogromną mapę, mnóstwo, tym razem już nie pytajników a kropek, które trzeba odkryć. Najazdy są całkiem ciekawą nowością, ale przy piątej czy szóstej takiej grabieży klasztoru, też z deczka wieje nudą. Po 100h gry miałam już fabułę za sobą i prawie wszystkie questy poboczne, które muszę przyznać, są bardzo ciekawe. Obecnie ponad 20h spędziłam na czyszczeniu mapy (miałam grać w Cyberpunka, ale wyszło jak wyszło) i mam zamiar wyczyścić ją całą, przy czym muszę przyznać, świetnie się bawię. Dobra gra – może nie petarda, ale dobra. Szczególnie teraz jak mnie już z niej nie wyrzuca po godzinnym posiedzeniu.
To może teraz o moich growych rozczarowaniach w 2020 roku, ewentualnie o grach, których nie byłam w stanie ukończyć.
Death Stranding – ja jestem prosta dziewczyna… chcę dostać w łapę topór i ruszać do boju. Tutaj dostałam plecak i ruszyłam przed siebie. Na pewno jest to nowe doświadczenie w gamingowym świecie – ale zdecydowanie nie dla mnie.
Shadow of the Colossus – nie byłam w stanie zagłębić się w ten świat potężnych kolosów, tak zresztą jak i The Last Guardian mnie kiedyś odrzucił, chyba z tych samych powodów.
We Happy Few – zazwyczaj lubię takie przekolorowane, inne dziwadełka, może nawet kiedyś grę ukończę. Za dużo tutaj dziwnych, irytujących sytuacji. Utknęłam w miejscu, z którego nie mogę ruszyć dalej. Ktoś mnie ściga, bo nie mam takiego specjalnego itemka, a po tego itemka iść nie mogę, bo ktoś mnie ściga… (nie chcę spolerować). Kombinowałam kilka razy, aż wreszcie dałam sobie spokój.
Cyberpunk – właśnie… czy nie byłam w stanie ukończyć tej gry? Bardzo bym chciała w nią zacząć grać, ale Mikołaj mi przyniósł jakieś wadliwe pudełko. Na moim jest napis PS4, ale zawartość woła przynajmniej o PS5, bo grafika Night City na mojej PS4 prezentuje się niczym z PS3. Podejrzewam, że mój komputer uciągnąłby ten tytuł, ale dla zasady – kupiłam na Playstation i tam zamierzam to ograć. Kiedyś… jak połatają ;) Ewentualnie jak będę mogła jak człowiek wejść do sklepu i z niego wyjść z PS5 pod pachą to ogram na nowej generacji.
EDIT: Czekam na swoją nową konsolkę, mam nadzieję, że faktycznie pod koniec stycznia do mnie dotrze. Czy udało mi się ją kupić? Nawet na nią nie polowałam. Za to koledze się udało i postawił mnie przed faktem dokonanym, że przechodzę na więcej fpsów ;) Podobno klatki mają znaczenie… (Dzięki Tomuś!)
Podsumowując:
W 2020 roku zagrałam w (odpaliłam) 107 gier (w tym mnóstwo indyków) w 102 nowych i 5 gier w które grałam już wcześniej, ukończyłam 32 z nich, nie liczę tutaj wyścigówek i gier never ending story. Zdobyłam 19 platyn, w tym trafiłam na jedną zbugowaną – w Mayo 2 :D
Życzę udanego Sylwestra w salonie oraz lepszego od starego - Nowego Roku
PS: Dzięki Mikołaju za zapro do growego podsumowania roku!
Pars-89
[img]1432198[/img]
Witam gorąco! Jak widzicie stawianie na kreskę w Tawernie się opłaciło i dziś wylądowałem gościnnie w podsumowującym rok odcinku Gromady. Chciałbym wierzyć że to przez moje dobre uczynki, ale mam podejrzenia że chodzi o sabotaż mojego zimniutkiego piweczka w beczkach jakie przygotowałem dla Was w spelunie. Nie mniej jestem i z tego miejsca dziękuje Mikołajowi za zaproszenie, to dla mnie bardzo duże wyróżnienie.
Poniżej zostawię dla Was kilka linijek dosyć osobistego tekstu, który mam nadzieję Wam się spodoba. Nie przedłużając zapraszam do lektury i kieliszeczka co by się lepiej czytało. Siup! ;)
---
Zacznijmy od moich dwóch gier które chciałbym Wam polecić i opowiedzieć co nieco o wrażeniach z ich ogrywania.
*Days Gone
[img]1431841[/img]
Days Gone to z tych gier która wywarła na mnie bardzo duże wrażenie. Jedno proste zdanie, pod którym kryje się spektrum osobistych emocji jakie towarzyszyły mi przy przechodzeniu tego tytułu. Nie ukrywam, że już dużo wcześniej chciałem zagrać w przygody Decona, ale albo nie pozwalał mi na to czas, albo kupka wstydu której i tak nie opanowałem do tej pory.
Kiedy w końcu otrzymałem swoją kopię gry, mogłem zanurzyć się w syfie - czyli zgliszczach Ameryki po epidemii śmiertelnego wirusa. Ogrywanie tytułu zbiegło się dodatkowo z początkiem epidemii Covid-19 w kraju nad Wisłą. Podczas gry łączyłem wydarzenia z ekranu telewizora, z tymi otaczającymi mnie w radiu i telewizji o walce z pandemią. Takie małe kropeczki z numerkami jak w tych rysowankach dla dzieci - sklejanie faktów, historii, przeżywanie wspólnych emocji. Miałem ogromną motywacje by Decon tak samo jak ludzie za oknem w końcu znaleźli spokój i lekarstwo na ból tego świata. Dlatego wsiadałem na motor i przemierzałem świat gry - upadły relikt dobrych czasów. Widziałem masowe groby, rozerwane worki z nadgryzionymi zwłokami na których żerowały świrusy. Opuszczone chałupy skrywały przydatne fanty, ale też tragiczne historie spisane na ścianach krwią tych którzy nie wytrzymali i zrezygnowali. Mijałem wykolejone pociągi zarastające wysoką trawą, a w składach wagonów zamiast towarów pierwszej potrzeby, piętrzyły się łuski po zużytej amunicji. Czarne helikoptery nie pozwalały mi spać i przywoływały smutne wspomnienia. Nawet zwierzęta w tym świecie w większości nie oparły się zarazie i zmutowały. A jakby tego było mało - ludzie występowali przeciwko sobie urządzając krwawe porachunki za zadry z poprzedniego życia.
Historia choć prosta i przewidywalna bardzo mi się spodobała. Pokazała że nawet w tak zdegenerowanym świecie jest miejsce na nadzieję. Do końca gry trzymałem pada mocno w ręce, na przemian ocierając pot z czoła po walkach z hordami i oczy z łez po finale pewnych wątków fabularnych. Jest to też moja druga platyna w historii i to myślę najlepsza rekomendacja tego tytułu. Dosłownie lizałem tu ściany w poszukiwaniu kolejnych sekretów i czyściłem kolejne regiony z pałętających się bandziorów.
Kończąc Days Gone w głowie zatliła mi się myśl o kupnie Junaka, skórzanej kurtki i porwanych jeansów. Wymarzyłem sobie wypad motocyklem w góry gdzie tak jak na Żelaznym Stoku mógłbym jadąc do celu podziwiać przebijające się przez szczyty słońce. Cieszę się że mogłem pomóc Deconowi i poznać jego historię. Będę czekał na rozwój wydarzeń i zapowiedź kolejnej części. Tym którzy nie grali w Days Gone serdecznie polecam tą produkcje.
Moja ocena to 9/10 – Jest to jedna z najlepszych gier w jakie grałem w swoim życiu i jednocześnie bardzo nie doceniony tytuł.
*Death Stranding
Tytułowe wdarcie śmierci nabyłem nie tak dawno i nie zdążyłem skończyć nawet wątku fabularnego, ale postanowiłem umieścić produkcje w moim zestawieniu najlepszych gier tego roku. W sumie od momentu premiery zastanawiałem się czy gra o dostarczaniu paczek to obowiązkowa pozycja w portfolio każdego szanującego się gracza. Takie gry jak Wiedźmin 3, The Last of Us, Red Dead Redemption 2 w pewnym sensie potrafiły wyznaczyć nowe standardy elektronicznej rozrywki. Czym w takim razie miał mnie zaskoczyć Hideo? Długo by opowiadać...
Przede wszystkim należy zacząć od historii, która jest nieprzewidywalna i w odróżnieniu od Days Gone nie opowiada w oczywisty sposób o apokalipsie jaka spotkała Zjednoczone Miasta Ameryki. Narracja jest subtelna, nie przeszkadza to jednak Twórcą zaskakiwać widza, jednocześnie wymagając od początku pełnego skupienia. Nie wszystko bowiem ukazują cut-scenki w grze, bardzo dużo dowiadujemy się z korespondencji która wpływa do komputera w naszej kwaterze. Wiele razy łapałem się na przeglądaniu e-maili przesłuchując rewelacyjną ścieżkę dźwiękową - chłonąłem historię i doceniałem chwilę odpoczynku. Z tą grą jest trochę jak z życiem - możesz ją przejść, albo przeżyć.
Więc tak - zostałem wędrowcem, a raczej kurierem. Ostrożnie planuje każde wyjście w teren, mierzę kroki, przypominam sobie stare trasy którymi już chodziłem i wiem już jak stawiać stopy aby nie upaść. Często zmieniam buty, moknę w toksycznym deszczu i unikam wynurzonych. Razem z ŁD (łącznikowe dziecko) pokonaliśmy już kilkadziesiąt kilometrów w grze co pozwoliło nam osiągnąć pewną więź - i uwierzcie mi śmiałem się z tego elementu na trailerach, ale w samej grze jest to rewelacyjny motyw. Po każdej ominiętej przeszkodzie, trudności, Twój łącznik zaczyna się śmiać, głośnik w padzie trzeszczy i odruchowo uśmiechacie się do siebie.
Z pewnością to nie jest gra dla wszystkich - ale jeżeli pozwolicie aby Hideo wciągnął Was do swojej głowy i opowiedział Wam jedną z najlepiej zrealizowanych historii to... przynajmniej spróbujcie. To jedna z tych gier którą pomimo upływającej ósmej generacji zachowam na płycie i tak jak ostatniego Wiedźmina skitram w półce - gdzieś głęboko na dnie, tylko po to aby przy wycieraniu kurzy wziąć do ręki pudełko i przenieść na szczyt kupki wstydu. Edward Stachura w książce "Piosenki" umieścił takie zdanie: "Idź dalej niezłomnie, a mnie zostaw sny. Nic nie jest stracone, skończone też nie, gdy droga przed tobą, a sam jesteś w tle." Gdybyście kiedyś dostali widokówkę z takim cytatem i widokiem gór, zachowajcie ją proszę i pamiętajcie jaki kurier Wam ją przyniósł...
Moja ocena to 9,0 / 10. Death Stranding to synonim słowa podróż. Dosłownie i w przenośni. Warto.
Moje rozczarowanie roku:
Będąc zupełnie szczerym to długo się zastanawiałem nad tym co tu napisać. Nie czuje rozczarowania na poletku elektronicznej rozrywki zarówno w tym roku jak i poprzednich latach. Generalnie jeżeli chodzi o wybór gier to bardzo rzadko moja empatia do tytułu spadała do poziomu zera. Odpalając konsolę z tyłu głowy zawsze mam obrazki gdzie na "granie" chodziło się do sąsiada i oglądało jak przechodzi jakiś sztos. Mi pozostawały od czasu do czasu jakieś krótkie epizody kiedy mogłem sam przejąć kontrole nad klawiaturą i myszką. Po powrocie do domu jeszcze kilka dni przeżywałem obrazy płynące z monitora, zastanawiałem się co ja zrobiłbym w tej misji i jakie wybrałbym rozwiązanie. Kiedy pierwszy raz zacząłem grać na konsoli, poczułem wolność płynącą z braku ograniczeń sprzętowych. Wkładałem płytę do napędu, słuchałem dźwięku kręcącej się płyty w napędzie i na padzie zatwierdzałem możliwość uruchomienia gry. To wszystko było takie proste! Po pracy robiłem sobie herbatkę którą stawiałem na stoliku z Ikei, dwie kanapki które pochłaniałem między levelami, zakładałem słuchawki na uszy i zanurzałem się w klimat właśnie odpalonej gierki.
Wspomniałem już że w 2014 roku grałem jeszcze na telewizorze CRT i PS3? Piszę to ponieważ chciałbym Wam powiedzieć o moim największym rozczarowaniu jakim jest...czas.
To przez niego nie miałem okazji zagrać między innymi w nowego Spider-Mana, God of War czy The Last of Us Part II - obowiązki, praca, teksty szumnie zwane projektami, to tylko kilka z czynników które nie tylko w mijającym roku skutecznie niwelowały przyjemność płynącą z poznawania nowych światów i ich immersją. Chciałbym aby ów czas był dla Was łaskawy, nie tylko przed lustrem ale również na podłożu zawodowym i prywatnym. W ostatnim czasie miałem ogromną przyjemność pomagać przy realizacji marzenia chorego chłopaka - jako wielki wojownik marzył o nowej konsoli PS5 i grze UFC4. Udało się! Dodatkowo odbiór prezentu zbiegł się z pierwszą dawką leku dla młodego. Z relacji mamy na twarzy zamiast grymasu bólu w końcu pojawił się uśmiech.
Miesiąc po tym wydarzeniu chłopak umarł.
Cały czas za czymś gonimy, czegoś szukamy, odkładamy coś na później. Życzę Wam tego czasu - minut, godzin, dni, abyście mogli cieszyć się tym co dla was ważne i co sprawia Wam przyjemność. Jeszcze raz dzięki za zaproszenie i możliwość napisania tych kilku linijek tekstu - czuje się tym bardziej wyróżniony, ponieważ jestem tu zaledwie od dwóch lat. I aby jakimś pozytywnym akcentem zakończyć mój monolog zostawiam Wam jedną sentencje ode mnie - doceniajcie to co macie i z kim na co dzień dzielicie swój czas. Oby nadchodzący rok był dla nas wszystkich lepszy i owocny w pozytywną realizacje noworocznych postanowień. Pozdrawiam gorąco! Wasze zdrowie!
"Kiedy jest najciemniej, wtedy błyska znów nadzieja"
J.R.R. Tolkien, Władca Pierścieni
REALista
[img]1432199[/img]
Gra Roku
Ghost of Tsushima
[img]1432200[/img]
Moim wyborem jako gra roku jest oczywiście samuraj, który zdobył też GOTY od graczy. Co prawda GOTY od krytyków zdobył kto inny (o tej grze będzie w Zawodzie Roku także do niej też dojdziemy), ale wiadomo, że jakby człowiek słuchał się krytyków to w zimie by w klapkach chodził. Samuraj był zdecydowanie najlepszą grą tego roku. Fakt, że wiele mechanik zostało zerżniętych żywcem z Assassyna, ale zrobili to dobrze dzięki czemu gra się w to naprawdę przyjemnie. Graficznie jest naprawdę świetnie, kilka razy przystanąłem i oglądałem zachód słońca nad Cuszimą, a w grach rzadko zdarza mi się coś takiego. Podoba mi się dbałość jaką twórcy przyłożyli do stylów walki, których jest mnogość, a nowe combosy, które wykupujemy wyglądają naprawdę efektowanie, a gdy odpalmy Styl Ducha czy też odcinamy wrogiemu kapitanowi głowę z ukrycia potrafi naprawdę się podobać. Najlepszą robotę robią tu prowokacje, gdy możemy wykończyć kilkuosobowy oddział po jednym ciosie na wroga, a następnie wytrzeć miecz z krwi i spokojnie pójść dalej w momencie, gdy jeszcze nie wszyscy przeciwnicy zdążyli upaść. Oczywiście fabuła nie jest dla nikogo zaskoczeniem i tutaj Sucker Punch nie bardzo się popisało, bo nie było za bardzo pola do popisu, ale wydaje mi się, że bardziej postawioną na sam gameplay oraz efektowane walki niż na fabułe, która po prostu jest. Z resztą gra o której napisze w Zawodzie Roku jest świetnym przykładem na to, że czasem nie warto próbować robić niesamowitej fabuły nie mając do tego talentu. Widocznie Sucker Punch postanowiło nie cudować wiedząc, że mogą przedobrzyć i dobrze, bo gracze docenili i nagrodzili tytułem gry roku.
Zaskoczenie Roku
Cyberpunk 2077
[img]1432201[/img]
Od razu uczciwie napisze, że nie grałem także ciężko mi się wypowiedzieć o samym gameplayu, ale zaskoczeniem było dla mnie co innego, a dokładnie wszystko to co działo się wokół tej gry po i przed premierą. Najpierw twórcy tłumaczą, że bugi będą tak minimalne, że nawet nie będą widoczne, później dostarczyli do recenzji tylko wersje pecetowe, które też wcale jakoś szczególnie dopracowane nie były, następnie wreszcie zaczęto recenzować gry na konsolach starszej generacji na które gra była projektowana (next genowej wersji wciąż nie ma) i nagle akcje CD Projekt poleciały na ryj, w internecie zaczął się hejt (słuszny z resztą), a CD Projekt wiedząc jak bardzo schrzanili zaczęli zwracać pieniądze za grę. Oczywiście pojawiało się wielu obrońców, a nawet na PPE sami redaktorzy bronili Cyberpunka tworząc obszerną publicystykę tylko, że trochę zapomnieli o tym, że użytkownicy tego portalu kupowali tę grę za 270 zł i mieli prawo oczekiwać dopracowanego i działającego produktu. Największymi błędami tej gry są głupie AI, samochody jeżdżące po szynach dla których pojazd postawiony w poprzek jezdni jest już przeszkodą nie do ominięcia, policja dość często pojawiająca się znikąd i chętnie atakująca gracza podczas, gdy w czasie ulicznych strzelanin pobliżu których się znajdują nie są tak chętni do interwencji, a samochody spadające z nieba są tak zabawnym bugiem, że mogliby to zostawić, bo filmiki na których widziałem ten błąd naprawdę potrafiły rozbawić, puste ulice miasta, które nigdy nie śpi też trochę dziwnie wyglądają, ale chyba i tak najgorszą rzeczą są crashe (nic tak nie wybija z immersji i rytmu jak informacja, że z powodu błędu program został zamknięty). W każdym bądź razie na pewno kupie te grę za jakiś czas, poczekam tylko aż ją naprawią i szczerze mówiąc tak na przyszłość to raczej nie warto zaginać rzeczywistości i twierdzić, że bugów nie ma lub są nie widoczne szczególnie jeśli sytuacja jest inna. Lepiej chyba znowu przełożyć premierę niż mydlić oczy pięknymi słówkami.
Cieszę się, że nie złożyłem pre-ordera, ale takiego zachowania oduczyła mnie gra o której poniżej.
Zawód Roku
The Last of Us 2
[img]1432202[/img]
Pierwsza część do dziś jest dla mnie w topie topów gier w które grałem. W jedynce wszystko zagrało, od fabuły po gameplay, dlatego stwierdziłem, że skoro pierwsza część odniosła niebywały sukces no to teraz już może być tylko lepiej. Do strony technicznej nie ma co się przyczepiać, bo jest dopracowana (raz tylko trafił mi się jakiś dziwny bug graficzny i to już na samym początku gry – przebiegałem przez mała rzeczkę po której pływała kra i po wbiegnięciu na nią połamała się i zaczęła dalej płynąć przed siebie tyle, że na wysokości pasa głównej bohaterki, a rzeczka była na tyle głęboka, że ledwie podeszwy można było w niej zanurzyć, ale bug ten nie wpływał na gameplay, a jedna taka głupota w czasie 30 godzinnej gry to i tak jest sukces). Niestety musze się przyczepić do wszystkiego innego. Gra jest tubą propagandową mniejszości seksualnych, a wiadomo, że czasach poprawności politycznej, to oznacza sukces, bo przecież krytycy chcąc uchodzić za postępowych wolą dać nagrody grze w której stawia się na popieranie mniejszości niż produkcji, która naprawdę zasługują na jakieś wyróżnienie. Mogę się przyczepić tutaj też do girl power, która przekracza tu pewne poziomy. Ja oczywiście nie mówię, że idea girl power jest w jakiś sposób zła, ale trzeba umieć zachować umiar, żeby to nie przemieniło się w parodie, problem w tym, że w tym tytule ktoś poleciał tak bardzo, że czasami sam nie wiedziałem czy oni tak na serio. Dość dodać, że jedną z głównych bohaterek jest baba której niejeden facet pozazdrościłby i wzrostu i sylwetki wielkości porządnej szafy, a nie jest ona jedyna, bo i wśród przeciwników znajduje się kilka tak wyglądających kobiet, ale największą głupotą było wrzucenie do gry baby w zaawansowanej ciąży (7-8 miesiąc?) jadącą na patrol z kilkoma żołnierzami, a na samym patrolu walczy z wrogami (na koniec dostaje kulkę w ramie, ale to dla niej żaden problem), wspina się po linach, skacze po stalowych rusztowaniach (przy czym też porządnie wali o nie brzuchem). No po prostu Spider-Woman w ciąży.
No, ale dajmy już temu spokój (chociaż takich akcji jest tam dużo więcej). Trzeba też przyczepić się do fabuły, która nie miała żadnego sensu, jest rozwleczona na siłę, oraz zwyczajnie nudna. Sposób jej poprowadzenia oraz same zakończenie jest tak głupie, tak nielogiczne, że po przejściu zacząłem się zastanawiać po jaką cholerę były cała podróż, którą odbyła Ellie? Przecież mogła w ogóle nie ruszać się z Jackson, na to samo by wyszło. Sensu nie ma się co tam doszukiwać, ale masa obrońców zaraz się rzuci mówiąc, że nie zrozumiałem fabuły. Tu się zgodzę, nie zrozumiałem co mi chcieli przekazać takim zlepkiem bezsensownych rozwiązań, szczególnie, że mogli na końcu dać wybór w jaki sposób chcemy zakończyć grę. Podejrzewam, że gdyby dano taką możliwość to może fabuła by się wybroniła.
Chciałbym tu przytoczyć przykład Death Stranding gdzie w pewnym momencie dowiadujemy się czemu świat spotkała apokalipsa i podczas rozmowy z pewną postacią mamy okazje zrozumieć jej motywacje i tam Kojima daje nam wybór co zrobić z tą postacią, co prawda jeśli wybierzemy nie tak jak sobie twórca wymyślił to po prostu zobaczymy napis game over tyle, że Kojima w taki fajny sposób potrafił wytłumaczyć motywy tej postaci, że podejrzewam, że większość graczy wybierze tak jak Hideo sobie wymyślił, a w grze Naughty Dog nie ma pokazanej przemiany głównej bohaterki, nie ma jakiegoś sensownego wytłumaczenia motywacji podjęcia takiego, a nie innego wyboru, bo po prostu Naughty Dog zabrakło kunsztu, którego Kojimie nie brakuje.
Wziąłem tą grę w pre-orderze i szczerze mówiąc to cieszę się z tego, bo dzięki temu wiem żeby już nigdy żadnej gry nie brać pre-orderach tylko spokojnie czekać na recki i dopiero wtedy się zastanawiać czy brać. W każdym bądź razie trójki na pewno nie wezmę, bo nagrody, które dostanie teraz ND tylko ich utwierdzą, że kierunek jaki obrali jest prawidłowy. Szkoda tylko, że najbardziej ucierpią na tym gracze, którzy już teraz pokazali, że nie tego oczekiwali wybierając Ducha Cuszimy na grę tego roku.
BZImienny
[img]1432203[/img]
Skoro goście się wypowiedzieli (dziękuję za zabranie głosu) teraz kilka(set) słów ode mnie. Słowem wstępu, to ogólnie ten rok mogę spokojnie zaliczyć do udanych – a jeśli coś mógłbym traktować jako wpadkę, to w sumie tylko jedną grę (nie jest to crap, ale szczerze spodziewałem się czegoś wyraźnie lepszego). Zmiany zaszły w kwestii sprzętowej:
- Gdy pojawił się DOOM: Eternal, zdecydowałem się na wymianę karty graficznej z Radeon R9 270X (2 GB VRAM) na Radeon RX 580 (8 GB VRAM). Stary sprzęt nie był zły i mógłby mi pewnie posłużyć jeszcze do poważnej zapowiedzi TES VI (spoiler: nie czekam na tą grę i to nie z powodu urazy do Obliviona za zaciukanie Geforce’a), ale w przypadku nowej gry id Software 3 GB VRAM to absolutne minimum na Full HD. W ogólnym rozrachunku sprzęt sprawdza się idealnie, a jego grzewcze zdolności będą pomocne w przypadku mroźniejszych dni (mimo pierwszych dobrych znaków bezśnieżnych).
- W okolicach premiery Wolfenstein: The New Order zdecydowałem się za dość skromne pieniądze kupić nowego laptopa – ten, który otrzymałem jako pierwszy nie tyle miał baterię na tyle zużytą, że bez problemu mogło go prześcignąć gotowanie ziemniaków, co pod koniec zrobiła się z niego bieda stacjonarka ze śmiesznym procesorem. Niestety w tym roku dołączył do niego także wspomniany lapek z 2014 roku, gdzie zgodnie z maksymą „jak jedno się psuje, to jest to początek fali”: dysk na granicy wytrzymałości, pół klawiatury nie działało (zastępczo podłączyłem klawiaturę na jakiej miałem kiedyś uczyć się rosyjskiego – swoją drogą cud, że udało się znaleźć przejściówkę, by zmienić jej sygnał na USB), Internet nie chciał łączyć, a nawet Word go grzał. Wysupłałem więc trochę pieniążków i wziąłem nową jednostkę z i5 nowej 10-tej generacji i Geforcem (4 GB VRAM) na pokładzie. Pierwszym testem dla niego było Halo 4 (Halo: TMCC) i przeszedł on go celująco – drugim będzie Desperados III.
Jakie produkcje udało mi się ukończyć w tym roku – przed lekturą listy dla uwagi informuję, że wszystkie są w wersji na Windowsa (Windows 7, Windows 8.1 lub Windows 10). Trochę się tych pozycji zebrało: najwięcej czasu spędziłem z Nioh: Complete Edition, DOOM: Eternal, Borderlands 3 oraz Dead Cells: The Bad Seed Bundle.
- Aegis Defenders
- Assassin’s Creed: Unity + rozszerzenie (Dead Kings)
- BioShock: Burial at Sea (cz. I oraz cz. II)
- BioShock 2: Minerva’s Den
- Blood II: The Blood Group (Blood II: The Chosen + Blood II: The Nightmare Levels)
- Borderlands 3 + wszystkie fabularne rozszerzenia (100% osiągnięć, licząc podstawkę i pierwszą przepustkę sezonową)
- Borderlands: Game of the Year Edition Enhanced
- Brothers in Arms: Road to Hill 30
- Brothers in Arms: Earned in Blood
- Brutal Legend
- Butcher
- Call of Duty: Black Ops – Cold War
- Call of Juarez
- Call of Juarez: Więzy Krwi
- Child of Light
- Darksiders III + Darksiders III: Keepers of the Void (rozszerzenie The Crucible ograłem, ale byłem daleki od jego ukończenia).
- Darksiders: Genesis (100% osiągnięć)
- Dead Cells: The Bad Seed Bundle (NG, NG+, NG+2, NG+3) – 84% wszystkich osiągnięć (dla mnie największy powód do dumy to pokonanie pierwszego bossa bez otrzymania obrażeń)
- DOOM 64 (100% osiągnięć)
- DOOM: Eternal + DOOM: Eternal - The Ancient Gods część I, (100% osiągnięć (Steam) i około 95 procent (wewnątrz gry – i tak pozostanie, bo zabawa w przechodzenie tytułu na poziomie trudności Ultra-Koszmar mi się nie widzi)
- Far Cry - Primal
- Far Cry 3
- Guacamelee! Super Turbo Championship Edition
- Halo: The Master Chief Collection (wszystkie części na heroicznym oraz Spartan Ops na legendarnym)
- Heroes of Might & Magic IV: Złota Edycja
- Jazz Jackrabbit Collection
- Jazz Jackrabbit 2 Collection
- Metro Exodus – Gold Edition
- Nioh: Complete Edition (100% osiągnięć)
- Ori and the Will of the Wisps
- Redline: Gang Warfare 2066
- Rise of the Tomb Raider + wszystkie fabularne rozszerzenia
- Serious Sam Classics Revolution
- Serious Sam 4 (100% osiągnięć)
- Shadow of the Tomb Raider
- Shadow Warrior Classic Complete
- SiN: Gold
- Śródziemie: Cień Wojny - Złota Edycja
- Superhot: Mind Control Delete (100% osiągnięć)
- Tomb Raider (2013)
- Tribes: Zemsta
- Turok Remastered
- Turok 2 Seeds of Evil Remastered
- Unreal Gold
- Worms and Reinforcements United
Tytuł roku – DOOM Eternal
[img]1431844[/img]
ps. Jest to tytuł, jaki wziąłem w przedsprzedaży w edycji Deluxe. Za co dostałem DOOM 64 (domyślna cena nie jest wygórowana) i skórkę „DOOT DOOT” do Revenanta (nawiązanie do mema „DOOT DOOT!”)
Opis wrażeń z ogrywania tytułu mojego autorstwa - link. Tam zawarłem wrażenia z ogrywania kampanii (nie zmieniły się aż nadto, więc nie będę o nich pisał). Zamiast tego szerzej skupię się na trybie Battlemode, bo to jego głównie ogrywałem (misje z kampanii tylko dla darmowego doświadczenia i by posłuchać fanów marki z QuakeConu - przy okazji chyba najfajniejszy i najciekawszy kod do gry z jakim się spotkał)..
DOOM: Eternal - Battlemode (dostępny zarówno jako część DOOM: Eternal jak i DOOM: Eternal - Year One Pass) to tryb sieciowy będący czymś w rodzaju "asymetrycznego trybu sieciowego" - gracz wciela się w DOOM Slayera albo jednego z demonów (np. Marauder, Mancubus) i mierzą się w rozgrywce do 3 rund (1 Slayer vs. 2 Demony)*. Runda kończy się w momencie śmierci obu demonów czy Slayera - po dwóch pierwszych rundach gracz wybiera jedno ze wzmocnień "Pierwszego rzędu": a jeśli będzie czwarta runda, to przed nią jest jeszcze alternatywne "Super Ulepszenie". Oczywiście demony nie są same, bo nie tyle na arenie są pomniejsze (zagrożenie stanowią główqnie Impy), co mogą przyzwać większe istoty. Slayer też nie jest sam, bo ma wszystkie bronie (poza jedną) i prawie wszystkie ulepszenia, granaty, piłę łańcuchową i Krwawy Cios (choć ten przez ~100 godzin w tryb użyłem może 2-3 razy). Można też zdobyć doświadczenie, ale jedyne co da się tym odblokować, to elementy kosmetyczne średnio wpływające na schemat rozgrywki. Za wyjątkiem złotego koloru Slayera, bo wtedy się boję.
Nie bałem się za to połączenia sieciowego, bo to było stabilne od momentu, gdy zasiadłem tego tytułu aż po dzień dzisiejszy - jeśli coś nie pyka, to czasem ludzie wychodzą albo matchmaking rzuca przeciw bardziej doświadczonym graczom (nie wiem na ile to kwestia systemu, a na dobór wynikający z braku graczy). Niezależnie jednak rozgrywka jest przyjemna i dynamiczna, a fatalne gry (albo ja rozwalam drugą stronę albo druga strona rozwala mnie) nie zdarzają się zbyt często.
W ogólnym rozrachunku, jeśli chodzi o tryb sieciowy DOOM: Eternal, to wypada on moim zdaniem lepiej niż ten zaserwowany w DOOM z 2016 roku i stosunkowo dobrze koresponduje z grą - a na pewno lepiej niż to, co było w powrocie z 2016 roku. I choć nie zalecałbym patrzeć na niego jako na główny element rozgrywki (chyba rzuciłbym w kąt, gdybym grał tylko w niego), tak zdecydowanie jest to dobre uzupełnienie DOOM: Eternal i uprzyjemnia czas, zwłaszcza w oczekiwaniu na drugie rozszerzenie.
Skoro jesteśmy przy DOOM: Eternal, to uzupełnię ten opis o wrażenia z pierwszej części rozszerzenia The Ancient Gods. Jego przejście na poziomie trudności Ultra-Violence (z momentami na Nightmare) zajęło mi 7 godzin + 3 godziny na przejście w trybie Dodatkowego Życia (najniższy poziom trudności, by zbędnie nie ryzykować). Osiągnięcia na platformie (np. Steam) nie są trudne, kroki milowe w grze na 100 procent będzie miało niewielu – głównie ze względu na konieczność przejścia gry na poziomie trudności Ultra-Koszmar (Koszmar, tylko bez możliwości odradzania się). Sam mam 20/21 i na tym poprzestanę.
Fabuła, choć ma swoje momenty i ciekawe postacie jak wsparcie głównego bohatera, nie jest tym, dla czego warto zagrać w ten tytuł. A warto przede wszystkim dla dobrze skrojonego wyzwania, choć z jedną drobną uwagą: jeśli DOOM: Eternal był dla kogoś za trudny, nie powinien zabierać się za to rozszerzenie. Bo poziom trudności czasem dochodzi do granic absurdu, momentami go wręcz przekraczając.
Jeśli chodzi o warstwę wizualną czy dźwiękową, nie uległo to większej zmianie, czego nie da się powiedzieć o warstwie muzycznej. A ta jest dla mnie największym – i w sumie jedynym - problemem dodatku. Jej jakość wynika zapewne z faktu że nie odpowiadał Mick Gordon. I to niestety słychać (albo i nie, bo chyba została nagrana za cicho i w trakcie starć jest jakby nieobecna), bo choć nie jest szczególnie zła, tak na tle geniuszu Micka Gordona jest w najlepszym razie taka sobie. Mam przy tym nadzieję, że w ramach drugiej części element ten zostanie poprawiony.
* - Choć zdarzają się rozgrywki 1v1 i jedną z nich - jako Revenant - udało mi się nawet wygrać. Jego salwa rakiet, odpowiednio użyta, potrafi dość poważnie zranić Slayera. :)
Honorowe wspomnienie – Ori and the Will of the Wisps
Wcześniejsza recenzja mojego autorstwa - link
Kontynuacja Ori and the Blind Forest, pięknej i wymagającej platformówki wydany w okolicach premiery DOOM: Eternal na Windowsa i Xbox One, a później także Nintendo Switch – zgonów jest więc cała masa, jak i widoczków. Fabularnie tytuł kontynuuje poprzednika nie tyle pod względem powiązania fabularnego, co i mechaniki rozgrywki, rozszerzając ją w odpowiedni sposób w dobrą stronę. Dodatkowo, jeśli za coś mogę dodatkowo pochwalić tytuł, to system zapisów roboczych - niestety w pewnym momencie trafił mi się błąd „lewitującego w nicości”. W pewnym momencie Ori zawisł mi w limbo i nijak nie byłem w stanie przywrócić go do normalnego świat. I tu z pomocą przyszedł zapasowy zapis i zamiast powtarzać dość sowity fragment gry poszły góra 2-3 minuty. Gorzej było z rozdzielczością (opcja na jej zmianę nie chciała mi działać), ale szczęśliwie nie rozciągało mi ekranu jak w Nioh: Complete Edition, a zrobiło „filmowe pasy”. Nienajlepsze rozwiązanie, ale była to jedyna niedogodność z jaką musiałem się zmierzyć.
Dodatkowo był to ostatni tytuł, jaki ukończyłem na Radeonie (R9 270X), który jak wspomniałem wcześniej, przeszedł na emeryturę z powodu DOOM: Eternal. I to na tym sprzęcie generował piękne widoczki, co jest zasługą wspomnianej w podlinkowanej recenzji warstwy wizualnej (na wspomnianym lapku z 2014 roku ukończyłem Ori and the Blind Forest).
Krótkie podsumowanie - jeśli ktoś jest szczególnym fanem pierwszej odsłony cyklu czy lubi wymagające platformówki, zdecydowanie polecam. Zwłaszcza, że nawet domyślna cena jest bardzo korzystna.
Zaskoczenie roku – Darksiders: Genesis
Wcześniejsza recenzja mojego autorstwa - link
Nie będę się powtarzał z recenzją (bo w sumie nic nowego nie dodam), tak więc zdecydowałem się na krótkie uzupełnienie, dlaczego traktuje ten tytuł jako największe zaskoczenie.
Pierwszy element to fakt, że tytuł ten to dla mnie taki udany eksperyment z marką - i dowód, że Darksiders niekoniecznie musi mieć kamerę z perspektywy trzeciej osoby. Gdyby ktoś się mnie zapytał o najlepsze zapełnienie w oczekiwaniu na Darksiders 4 (o ile ten nastanie, bo informacji na ten temat nie ma, choć sam widzę potencjał), to raczej nie wskazałbym na taką dość odważną modyfikację. Nie byłbym zaskoczony, gdyby taka decyzja wynikła ze stylu walki od tej odsłony mojego ulubione Jeźdźca serii, czyli Waśni (jego domyślną bronią są pistoletami). Ale niezależnie od powodów tego podejścia, Waśnią grało mi się zdecydowanie lepiej niż Wojną z której to korzystałem głównie przy zagadkach środowiskowych - bo poza wspomnianą zmianą perspektywy i co za tym idzie mechaniki rozgrywki, jest to klasyczne Darksiders. No chyba, że trzeba skakać po cienkich kolumnach, gdzie szczerze wolałbym starą perspektywę (kamera z samej góry mi tam szczególnie nie pomagała, co wręcz szkodziła)
A jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to choć tytuł nie załapał się do mojego prywatnej TOP3 ścieżek dźwiękowych (ale ma 4 miejsce), tak nie sposób nie docenić jego kunsztu. Zwłaszcza za jeden z motywów ze starć z bossami, jaki nie sposób nie uznać mi za gorszy niż wybitny.
I to wszystko złożyło się na przyjemne zaskoczenie
Honorowe wspomnienie – Dead Cells
Tytuł, jaki udało mi się zdobyć jako nagrodę za PPE Awards 2019 i wśród czterech gier, jaki mogłem wybrać, był tytułem w stosunku do którego nie wiązałem zbyt wielu nadziei. Ot przetestuję go, przejdę raz i rzucę w kąt, a zamiast tego zajmę się serią Myst. Los jednak chciał odwrotnie, bo z Dead Cells spędziłem ~112 godzin, a w przypadku serii od Cyan Worlds było to znacznie, znacznie mniej.
Dead Cells to przedstawiciel gier akcji w 2D, gdzie istotnym elementem jest losowość – tak więc mamy określone „ziarno” i na jego bazie (oraz odblokowanych przez gracza przedmiotów) generowane jest kilka lokacji (biomów). Tam też gracz będzie walczył z wrogimi istotami, odblokowywał przepisy, umierał, powtarzał i tak do momentu pokonania finałowego bossa. Wszystko to w dość skromnej oprawie graficznej, prostej mechanice rozgrywki i dobrej muzyce. I z losowością, co traktowałem trochę jako prosty przepis na to, że ten tytuł mnie znudzi.
Jednak stało się kompletnie inaczej i mając możliwość rozpocząć przygodę z Wiedźminem (spoiler: Do tej pory nie rozpocząłem przygody z serią, a jak patrzę na sekcję gier na jakie czekam w przyszłym roku mam wątpliwości, czy uda mi się i w 2021 roku) ciągle męczyłem się z tą grą. Choć bardziej stosowne było "męczenie się", bo mimo wpadek gra ma to coś, co sprawia, że człowiek dąży do osiągnięcia danego rezultatu. Choć ostatnio się zatrzymałem dość późno (NG+4) i na ten moment dam tytułowi odpocząć, bo jeszcze go znienawidzę (stosowanie się do udzielonych na portalu porad niewiele dało, ale to raczej efekt zmęczenia niż jakości podpowiedzi).
Ale jeśli ktoś jest fanem silnej połączonej z trudnością losowości lub nie jest do końca przekonany co do tego konceptu, niech bierze grę. Bo warto.
Rozczarowanie roku – Serious Sam 4
[img]1432204[/img]
Pamiętam, że jak pojawiały się jakiekolwiek oficjalne materiały o tym tytule, to chłonąłem je niczym sucha gąbka wodę. I gdy z okazji urodzin wziąłem wersję przedpremierową (Deluxe) miałem wiarę, że dostanę coś, co spróbuje zbliżyć się do sławy Pierwszego Starcia i będzie miało jakieś nowe ekscytującego rozwiązania. Słychać było dzwony zwiastujące coś więcej, ale w momencie premiery było je ledwo widać na horyzoncie, co dobitnie pokazała premiera gry. Mnie szczęśliwie wywaliło tylko raz (gdy robiłem zrzut ekranu potwierdzający polską lokalizację, bo tego z perspektywy Steam nie widać), ale niektórzy mieli znacznie gorzej. Niestety coś za coś i musiałem mierzyć się z doczytującymi się teksturami nawet w scenach przerywnikowych, co składa się ogólnie na dość widoczny falstart, także w ocenach. A pierwsze wrażenie jest, jak pewnie nie jeden wie, szalenie istotne w dalszej drodze do ewentualnego sukcesu.
Fabularnie - naprawdę muszę? Bo o ile poprzednie odsłony Sama nie siliły się na doniosłą opowieść, tak ten próbuje. I w najlepszym razie wychodzi mu to średnio i sztywno (miał być mo-cap, ale czasem nie sposób się nie uśmiechnąć, gdy widzi się ruchy chyba wyjęte z SS3: BFE). Z racji wzięcia profesjonalisty (związany z historią TTP) miało być lepiej, ja tymczasem dostałem w swoje ręce dowód, dlaczego fabuła w Samach nigdy nie będzie grała roli - a ja będę ją ZAWSZE traktował jako pretekst do walki z hordami Mentala. Nawet jeśli ten pretekst będzie zajmował 22 godziny z zadaniami pobocznymi.
Graficznie nie oczekiwałem czegoś na poziomie DOOM: Eternal (wiedział, że to nierealne), ale nawet przy moich niskich oczekiwaniach zostałem dość negatywnie zaskoczony. Wiem, wielkość projektu taka i owaka, ale to co zobaczyłem wyglądało momentami jak minimalnie poprawiony kilkuletni The Talos Principle. Dodatkowo z tak wielkimi lokacjami, że spokojnie można by zrobić z nich arenę do trybu Battle Royale (po co one są takie wielkie, szczerze nie wiem - bo to jest w końcu FPS znany z dość liniowych poziomów, a nie sandbox w stylu Skyrima). Dodatkowo poziomy są puste i jedyne, co można zrobić, to przemierzać je w pojazdach z mechaniką poruszania ani szczególnie złą, ani wybitną. Z najlepszym elementem w postaci podróżą pojazdem rolniczym (tak, jest coś takiego :P).
Kolejnym problematycznym elementem jest szeroko reklamowany system Legionu – jak ktoś miał do czynienia z produktem, jaki zapowiadał się na wybitną rewolucją (a przynajmniej tak mogło się niektórym wydawać), a finalnie wyszło coś maksymalnie przyzwoitego. Mówiono o pełnoprawnym systemie, a skończyło się na czymś czemu bliżej do wersji demonstracyjnej, bo podstawy są - ale mięska w nim brakuje, co widać na pierwszy rzut oka. I czekam na więcej, bo widać potencjał na "Total War w FPP z grafiką godną roku wydania"
Dobra, ponarzekałem, ale sposób nie docenić usprawnień/zmian w mechanice rozgrywce, bo ta jest nadzwyczaj przyjemna - zwłaszcza, jak ma się w swojej ręce wyrzutnię pił łańcuchowych (konia z rzędem temu, komu będzie się chciało do niej dotrzeć). I to przyjemne masakrowanie zarówno znanych i lubianych jak i nowych jest w akompaniamencie prawie najlepszej warstwy muzycznej z jaką miałem do czynienia z 2020 roku (trzecie miejsce dałbym Dead Cells, pierwsze DOOM: Eternal). Pracujący nad tym aspektem od 2000 roku Damjan Mravunac znowu dowiózł coś, co chce się słuchać z najlepszą nutą w postaci tej granej w trakcie bojowego przechodzenia Rzymu/Watykanu.
Dodatkowo fani platynowania będą się czuli jak w domu, bo w odróżnieniu od takiego Serious Sam: Fusion 2017 jest to zrobienia spokojnie w 25 godzin. A jak kogoś interesuje po prostu przejście gry, to na niższych poziomach trudności (ja ogrywałem go na poziomie Serio - tak przetłumaczyli Serious, nie pytajcie)*, to da się to skrócić o kilka godzin.
W ogólnym rozrachunku ciężko mi uznać Serious Sam 4 za słaby tytuł (choć jak patrzę na odbiór ze strony równolegle ogrywających go osób będę chyba ewenementem, bo odbiór na premierę był mieszany) z drugiej strony czuję dość spory niedosyt (a ocenę ratuję jedynie warstwa dźwiękowa, bo jakby ona była na poziomie reszty gry, dałbym notę chyba z 2 stopnie niższą). Rozczarowanie wynika więc głównie z tego, że szczerze liczyłem na znacznie więcej, a dostałem tytuł z brakami i problemami technicznymi na premierę. Jeśli chcecie lepszą grę od Croteam, lepszym wyborem będzie The Talos Principle: Deluxe Edition i ewentualnie pierwsze dwie odsłony Serious Sam w angielskiej wersji językowej.
„Honorowe” wspomnienie – Worms United
Worms United umieściłem w „honorowych” głównie ze względu na to, że nie ma co o nim zbytnio mówić. A zajął miejsce ze względu na fakt, że w odróżnieniu od chyba wszystkich pozostałych odsłon, co mnie troszeczkę zaskoczyło, okrutnie się zestarzał. Zawartości mniej jest chyba tylko w Worms 2, a graficznie jest nieczytelnie jak mało gdzie. No i oczywiście SI doprowadzające mnie swoją celnością do białej gorączki – do tego stopnia, że jedną z map pominąłem („kampania” opiera się na kodach, jakie otrzymuje się po przejściu mapy, są przy okazji dostępne w Internecie) i jakoś nie czułem się z tym źle. Jeśli ktoś ma wolną chwilkę i chciałby się zapoznać z początkami serii, mogę polecić na obniżce, ale jeśli zapomnicie to wierzcie mi, tak wiele nie stracicie.
ps. Miałem tu jeszcze umieścić Aegis Defenders – głównie by poznęcać się nad najdurniejszym i najbardziej irytującym udźwiękowieniem dialogów (systemu, jakiego się nie spodziewałem, stąd jego miejsce tutaj) z jakim miałem kiedykolwiek do czynienia, ale zrezygnowałem. Głównie ze względów czasowych.
* - Jakby ktoś się zastanawiał, od dawien dawna było to "Poważny", bo zresztą odwołuje się to bardziej prawdopodobnego polskiego tłumaczenia "Serious Sam" jako "Poważny Sam", a nie "Sam Serio". Czy jakoś tak.
Najgorszy tytuł w jaki grałem w 2020 roku – Redline: Gang Warfare: 2066
[img]1432205[/img]
Nowa kategoria zarezerwowana dla największych niewypałów – taka poboczna względem poprzedniej, w odróżnieniu od niej zbyt wiele nie oczekiwałem. Ale i tak mnie irytowały do tego stopnia, że trzeba o nich powiedzieć. Nie tyle, by zniechęcić, bo każdy ma to coś do zaoferowania, ale zapalić żółtą lampę, by być przygotowanym na wszystko.
Zacznę więc od tytułu z blokadą klatek na sekundę - tak, gra wydana WYŁĄCZNIE na Windowsa ma coś tak durnego jak blokada FPS-ów na 30 (albo głupota albo ukrywanie problemów jak przy GTA IV, gdzie więcej FPS-ów niekoniecznie oznacza lepiej, a skrajnie może blokować część opowieści). Dodatkowo chyba z żadnym tytułem tak się nie męczyłem jak z tym, bo go odpalić i próbować czerpać z niego przyjemność - domyślna wersja była niegrywalna z powodu dość pokaźnego rozjazdu tekstur, co finalnie jakoś udało mi się załatać.
Mogłem więc przysiąść i w spokoju przejść grę i to nie dla fabuły z koksem-milczkiem jako protagonistą, który planuję zemstę na jakimś składającym się z mutantów gangu. Pod tym względem jest to absolutny standard, a postacie po prostu są, by coś tam powiedzieć niskim głosem i potraktować bohatera jako chłopca na posyłki. Jeśli coś ratuje element ten "okołofabularnym" element, to dość oryginalnie opracowane uniwersum. Taka alternatywna wizja postapokalipsy z zaskakująco klimatycznymi i różnorodnymi lokacjami.
Co do broni, to zastosowano tu dość ciekawy patent - wiele broni w jednej postaci (prawie jak coś z Hard Reset), czyli karabin może być zarówno piłą jak i railgunem. Tylko to korzystanie z tego wyposażenia było takie jakby dziwne, choć w tym zasługę miało także średnie udźwiękowienie niektórych broni, moc niektórych z nich czy jako takie średnie wyzwanie. Niemniej, tytuł ten oferuje coś więcej niż walkę na piechotę, bo mamy także elementy samochodowej strzelaniny. Ale jeśli ktoś czeka na coś choć zbliżone do Twisted Metal, to muszę go rozczarować - bo choć sterowanie jest z kategorii tolerowalnych, tak strzelanie bywa momentami absolutnie męczące. I powtarzanie tego tematu przy niektórych starciach było męczące, szczęśliwie mniej niż prowadzenie pojazdów.
W finałowym rozrachunku jest to tytuł niestety w wielu elementach męczący - jeśli ktoś jest w stanie wytrzymać mniejsze/większe bolączki i dziwactwa, będzie miał z niego jakąś radochę. Każdy inny lepiej zrobi jak nie odpali tego tytułu, bo nawet jeśli to nie crap, tak w morzu dobrych gier jest on spokojnie do pominięcia.
„Honorowe” wspomnienia – Turok: Remastered oraz Turok 2: Seeds of Evil Remastered
Recenzja mojego autorstwa - Turok, Turok 2
Tytuły, jakie miałem okazję kupić kiedyś na wyprzedaży na GoG. Co mnie do tego skusiło, nie wiem – chyba gatunek (FPS) oraz dinozaury (później mogłem dołożyć do tego, że jak na tytuły na licencji, są to stosunkowo dobre gry). Niemniej w finalnym rozrachunku się sparzyłem, a pod koniec tylko biegłem, by ukończyć grę – niby rozległa i zachęcająca widokami do zwiedzania, ale z odradzającymi się wrogowie zabijającymi jakąkolwiek chęć eksploracji. Niby z długimi i rozbudowanymi poziomami, ale miałem czasem wrażenie, że dłużyły się one w nieskończoność. Pierwszy zapał opadł i gry wsadziłem do tej samej kategorii, co Blood II: The Chosen, czyli „ciekawostka z jaką można się zapoznać, ale jeśli się tego nie zrobi, nic się nie straci”.
Na co czekam – sekcja realna
Nie wszystko, co chciałem by wyjść wyszło (na szybko, to chociażby wspominany przeze mnie rok temu Atomic Heart, którego szansę wyjścia w tym roku oceniłem na średnie :P). Niemniej taką listę przedstawiam i tutaj, by za rok znowu świecić oczami, że moja szklana kula ma bugi poważniejsze niż Skyrim i Cyberpunk 2077. Łącznie – stąd też m. in. nie wpisałem tytułu na jaki czekam, czyli The Talos Principle 2, bo nie widzę zbytnio szans na to, by gra wyszła w przyszłym roku ze względu na moce przerobowe Croteam (za sukces uznam jakieś informacje na temat TTP 2). Nie ma też tu wszystkich gier na jakie czekam takich jak np. Halo: Infinite (tak, wiem o bolączkach pierwszego pokazu czy ryzyku złego wsadzenia SBMM, ale i tak planuję ograć ten tytuł - głównie ze względu na MC) czy nowego Kangurka Kao.
Twierdza: Władcy wojny
[img]1432206[/img]
Data premiery – 26 stycznia 2021
Deweloper/wydawca – Firefly Studios
Produkcja jest kolejną odsłoną serii, która w swoich założeniach ma nie zmieniać gwałtownie mechanik rozgrywki. Zatem gracz wciela się w zarządcę zamku, który musi troszczyć się zarówno o zapewnienie bezpieczeństwa ekonomicznego jak i militarnego przed wszelkiego typu zagrożeniami, mając do wyboru spośród 26 jednostek, wliczając w to maszyny oblężnicze. Deweloper zdecydował się przy tym przeprogramować łańcuchy zależności i dodać nowy system nazwany "Warlords System". W jego ramach gracz będzie mógł wyszkolić mające pewne cechy władcę, skutecznego zarówno w trakcie spokojnego rozwoju jak i walki.
Twórcy zdecydowali się na przeniesienie serii na Daleki Wschód, gdzie będzie można natknąć się na Mongołów, przedstawicieli Cesarstwa Chińskiego czy Samurajów. Deweloperzy celują przy tym w ten sam model rozgrywki sieciowej, czyli na jednej mapie będzie mogło być do 8 władców - czy to sterowanych przez SI czy graczy. Istnieje także możliwość zagrania w rozgrywkę dla pojedynczego gracza w trybie swobodnego rozwoju czy kampanię w której będą zarówno postacie znane z serii jak i nowe.
W ramach fabuły opowiedziane będzie kilka historii z tamtejszego regionu jak powstanie Imperium Mongołów, Chin z okresu III wieku p.n.e. czy szogunatu.
Notka encyklopedyczna na portalu – link
Dlaczego czekam?
- Ciekawość/Hype (jak zwał tak zwał) – I czy uda się im opracować grę, która przyciągnie ludzi przynajmniej tak, jak Twierdza: Krzyżowiec, a może tak jak pierwsza Twierdza
- Efekt ogrania wersji demonstracyjnej – Przy okazji jednego z wydarzeń twórcy udostępnili wersję demonstracyjną przedstawiającą jakiś pojedynek. I bardzo wstępne wrażenia mam jak najbardziej pozytywne, tak więc czekam na więcej zawartości.
Obawy/Rozmyślania:
- Warstwa graficzna – Nie tyle chodzi mi o jakość, co o jej styl. I choć po ograniu wersji demonstracyjnej jestem raczej dobrej myśli, tak nie wiem jak to będzie wyglądało w całości. Pierwszy krytycyzm podziałał i warstwa graficzna została częściowo poprawiona, ale pytaniem zasadniczym jest, jaki będzie finalny efekt.
- Polska lokalizacja – Jedyna, co o niej na temat wiadomo, to że zgodnie z informacją ze strony polskiego dystrybutora gry, Cenega S.A., odpowiada za nią deweloper (nie pierwszy raz, bo przykładowo polską lokalizację D: OS II opracował Larian Studios). I z tej perspektywy będzie to chyba debiut, o ile to faktycznie oni robią, a nie nadzorują. Oczywiście mając w tyle głowy pierwszą odsłonę cyklu cicho liczę na poziom Twierdzy, czyli lokalizację lepszej od oryginału, liczę na coś na poziomie co najmniej oryginalnej, angielskiej, wersji audio.
Nioh 2: Complete Edition
[img]1432207[/img]
Data premiery – 5 luty 2021
Deweloper/wydawca – Koei Tecmo Games
Nioh 2 oraz Przepustka sezonowa Nioh 2 złączone w jedno – dla PlayStation 4 to swego rodzaju reedycja tej drugiej odsłony RPG-ów akcji od Team Ninja. Z perspektywy użytkowników Windowsa jest to pierwsze wydanie tej części fabularnie osadzonej przed Nioh: Complete Edition. Tam jako wojownik ubijamy yokai, a potem umieramy – czasem kolejność może być nie tyle odwrotna, co złączona jest długą przerwą.
Dlaczego czekam?
- Rozwinięcie gry, którą lubię – Nioh wziąłem kiedyś na przecenie chyba o połowę i nie żałuję. Bo choć tytuł miał swoje przywary, głównie natury technicznej, grało mi się w niego bardzo przyjemnie. Na tyle, że zdecydowałem się na zdobycie osiągnięcie „Jesteś Nioh” (odpowiednik platyny/calaka). No i jestem bardziej skłonny przyjąć jej kontynuację z dobrodziejstwem inwentarza, a dodatkowo mogę w miarę dokładnie przewidzieć jej jakości czy ewentualne problemy.
Obawy:
- (Fal)start – Pierwsza odsłona Nioh wydana na Windowsa zaliczyła falstart, choć nie taki jak w przypadku konsolowych wydań Cyberpunk 2077, tak był on poważny: chociażby brak obsługi części rozdzielczości czy rozwiązana później b. ograniczona obsługa myszki i klawiatury. Mając nadzieje co do tego, że w ramach tego wydania deweloper (Koei Tecmo Games) się przyłoży i takich baboli nie będzie.
Dead Cells: Fatal Falls
Data premiery – 1 kwartał 2021
Deweloper/wydawca – Motion Twin we współpracy z Evil Empire
Trzecie (i drugie płatne) rozszerzenie do tytułu, którego jakość mnie zaskoczyła. Nie ma zmiany w ogólnym schemacie, czyli gracz otrzyma nowe „podstawy” do generowania lokacji ze środkowego etapu, kolejne istoty do ubicia. Oczywiście dołączmy do tego masę zgonów, hordy przeciwników czy konieczność powtarzania etapu po raz *tu wstaw dowolną liczbę naturalną* tylko po to, by zdobyć upragniony przedmiot – a tu ma być kilka nowych. Więc wstawioną wyżej liczbę pomnóż razy 5 albo 10, sam nie wiem. :P
Dlaczego czekam?
- Zaufanie – Dead Cells jest dla mnie zaskoczeniem, bo nie spodziewałem się, że ten schemat rozgrywki bardzo przypadnie mi do gustu (ot najwyżej skończę go raz i rzucę w kąt dysku), skąd zresztą umieściłem go w kategorii zaskoczeń roku. A skoro rozszerzenie to w sumie jeszcze więcej Dead Cells w Dead Cells, to co może pójść źle?
- Stosunek jakość/cena – Praktycznie nieskończoność godzin dobrej zabawy za jedynie ~20 zł (planowana cena to 4,99$), tak więc korzystna umowa, co nie? Jakby co w cenę nie wliczono frustracji wywołanej setkami zgonów.
Obawy:
- Czasopożeracz – Boję się, że znowu zamiast ogrywać nowsze tytułu będę niczym wariat próbował przejść grę po raz kolejny. Nie jeden raz jak pierwotnie planowałem, a sto jedenaście razy.
DOOM Eternal: The Ancient Gods – Część II
Data premiery – do 31 marca 2021 roku
Deweloper – id Software, Wydawca – Bethesda Softworks
Umieszczę na liście coś, co ma się ukazać do marca przyszłego roku (o ile nie dojdzie do jakieś katastrofy w id Software). Kontynuacja rozszerzenia oparta zostanie pewnie na tej samej zasadzie, czyli samotna maszyna do zabijania musi dokończyć sprzątanie. Do sprzątania są demoniczne hordy, sprzętem do czyszczenia dubeltówka z hakiem. Fabularnie natomiast kontynuuje wątki z pierwszej części rozszerzenia (fabularnej kontynuacji DOOM: Eternal), czyli protagonista tych gier zrobił coś niespodziewanego – i teraz musi dokonać wspomnianych wcześniej porządków.
Dlaczego czekam?
- Jeszcze więcej jazdy bez trzymanki, która ma wgniatać w fotel - w przypadku części pierwszej czuć to zwłaszcza na poziomie trudności Nightmare (że nie wspomnę o Ultra-Nightmare). I niczym z mema ze Shrekiem i Osłem w ramach rozszerzenia „Chcę jeszcze raz!”, nawet jeśli wyzwanie przekroczy granice absurdu. Bo w przypadku pierwszego rozszerzenia było na jego granicy.
- Nie lubię demonów i chciałbym do nich postrzelać ze starej dobrej dubeltówki.
- Fabuła – nie powiem, zakończenie dodatku mnie zaskoczyło. Chciałbym wiedzieć, co dalej, no i czy będzie materiał na DOOM: After Eternal Fight (czy jakoś tak) czy prędzej zobaczymy prequel do DOOM: Eternal. Sam widzę materiał na pewnego rodzaju wypełnienie, bo przeskok był spory, a nie był on wyjaśniony poprzez rozgrywkę, a ewentualnie jakieś materiały.
Obawy:
- Warstwa muzyczna – na ten moment chyba jedyna poważniejsza obawa oparta o poprzednie rozszerzenie. Muzyka z niego nie jest szczególnie zła, ale na tle geniuszu Micka Gordona jest ona w najlepszym razie przeciętna. Dodatkowo liczę na jakieś ułożenie tego elementu, bo w trakcie starć muzyki tej momentami nie słychać (inaczej w podstawce).
The End of the Sun
Data premiery – 2021
Deweloper/Wydawca – The End of the Sun Team
Produkcja jest przedstawicielem gier przygodowych z elementem detektywistycznym - motywem przewodnim będzie zwiedzanie wsi inspirowanej legendami słowiańskimi. W trakcie zwiedzania odwzorowanych z pomocą fotogrametrii miejsc gracz będzie rozwiązywał zagadki środowiskowe, obserwował miejscowych w trakcie świąt czy ich kulturę. Istotną rolę będą miały także miejscowe mity i wierzenia. Z tytułem tym będzie można się zapoznać jedynie w rozgrywce dla pojedynczego gracza.
W ramach fabuły opowiedziana została historia Żercy, obdarzonego zdolnością podróży w czasie znawcą Navi (przestrzeń, gdzie kształtują się ludzkie losy). Idąc tropem za inną osobą przybył on do wioski w celu odnalezieniu starego przyjaciela. Na miejscu odkrywa on jednak jedynie dogasające ogniska i ludzi w dość nietypowym stanie. Zadaniem Żercy jest więc tak poprowadzić opowieść (wybory mają swoje konsekwencje) rozwiązać tą zagadkę.
Notka encyklopedyczna z portalu - link
Dlaczego czekam?
- Wynikający z osadzenia w okresie słowiańskim klimat – Jeśli ktoś szuka wyglądającą na słowiańską grę, to trafił na chyba jedyny dostępny adres. W że twórcy odwiedzili stosowne muzea, by zeskanować budynki celem umieszczenia ich w grze, dobrze wróży co do wierności obiektów z okresu (zakładając wierność odwzorowywanych budynków).
Obawy:
- Brak odniesienia do poprzednich gier studia – w końcu to ich pierwszy projekt. Choć jak pokazuje historia, projekty mało znanych firm mogą czasem zdobywać uwagę o jakich ich szefostwo nie śniło. Tak więc z jednej strony możecie to potraktować jakie takie narzekanie chyba dla samego narzekania. Z drugiej ewentualne kupowanie w przedsprzedaży, o ile samo w sobie jest przez wielu krytykowane, tak tutaj byłoby w najlepszym razie średnio rozsądne. I to nawet dla fanów kupowania „growego kota w ciemno”.
Atomic Heart
[img]1432208[/img]
Data premiery – 2021
Deweloper/Wydawca – Mundfish
Gra jest przedstawicielem osadzonych w alternatywnej rzeczywistości strzelaniną, która pomysłem można przypominać serię BioShock. Gracz zatem będzie przemierzał futurystyczne środowisko, gdzie przyjdzie mu się mierzyć z różnymi nietypowymi zagrożeniami. Pod względem audiowizualnym gra korzysta z Unreal Engine 4.0, a w tle jest ścieżka dźwiękowa inspirowana klasyczną ludową rosyjską muzyką. Jeśli chodzi o mechanikę rozgrywki, gra jest typowym przedstawicielem gatunku, przy czym deweloperzy zdecydowali się na wzbogacenie formuły o broń białą czy możliwość modyfikacji oręża. Z tą grą można zapoznać się jedynie w rozgrywce dla pojedynczego gracza.
W ramach fabuły opowiedziana jest historia osadzona w alternatywnej wersji Związku Radzieckiego. Gracz wciela się w postać agenta P-3, który został wysłany do obiektu 3826 po tym, gdy doszło do zerwania łączności z tą bazą. Na miejscu zastaje nieciekawą sytuację, tak więc dodatkowo decyduje się odkryć przyczyny tego, co się tam stało.
Notka encyklopedyczna z portalu - link
Dlaczego czekam?
- Pomysł co do miejsca - Opuszczone miejsce pełne szaleńców/potworności/pustki (zbędne skreślić) i przy okazji przypominające trochę "ruskiego BioShocka"? Nie tyle ładne, co przede wszystkim bardzo klimatyczne.
- Pomysł co do rozgrywki – To, co zostało przedstawione w formie materiałów wideo, wygląda obiecująco i inaczej niż z czym mam/miałem do czynienia. Czekam więc na więcej dobra w tej materii, bo pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne.
Obawy:
- Pierwszy duży tytuł studia (i drugi ogólne – ich pierwszą grą jest Soviet Lunapark VR z 2018 roku) – Niemal identyczna uwaga, co w przypadku TEOTS, z dokładnością do tego, że z Mundfish współpracują znane osoby. Tak więc o ile do warstwy muzycznej czy przeglądu konstrukcji poziomów nie mam wątpliwości, tak nie wiem jak tytuł wypadnie to jako całość. Wolę więc nie ekscytować się projektem aż nadto i z niecierpliwością czekam na więcej.
Shadow Warrior 3
Data premiery – 2021
Deweloper – Flying Wild Hog, Wydawca – Devolver Digital
Młody Lo Wang narobił bałaganu (w słusznym celu, ale narobił) i teraz musi go posprzątać. Choć tak jak w DOOM: Eternal sprzątanie to polega na robieniu jeszcze większego bałaganu, bo środkami czyszczącymi są katana oraz broń palna.
Dlaczego czekam?
- Deweloper – Niezależnie jaką grę FWH brałem na tapet, nie czułem rozczarowania (a najgorszą grą było dla mnie SW z 2013 roku). Tak więc jestem dobrej myśli co do jakości tytułu nawet bez oglądania materiałów wideo, choć wtedy zachowuję ostrożność w stopniu większym niż normalnie. W końcu nie chciałbym się sparzyć jak niektórzy fani CDPR przy Cyberpunku (wiem, dużo Cyberpunka w podsumowaniu, ale co poradzę, skoro studio zaliczyło widoczny falstart).
- Pozytywne wrażenia co do materiału wideo - Deweloper/Wydawca opublikowali już jeden około ponad 15-to minutowy materiał wideo i wygląda to nieźle, zarówno pod kątem mechaniki rozgrywki (z jednym szczegółem) jak i grafiki. Czekam na więcej. :)
Obawy:
- „Replayablity value” – Shadow Warrior 2 miał, dzięki kooperacji, rozgrywkę, która można było ciągnąć dość długo (w odróżnieniu od SW z 2013, którego ukończyłem raz i jakoś nie miałem ochoty do niego wracać). Tak więc zastanawiam się, jak bez kooperacji rozwiążą tą zagwozdkę, bo szkoda robić z gry "tytułu na raz".
- Mechanika walki bronią białą - W opublikowanym w 2020 roku materiale tradycyjnej broni białej jest tyle, co na lekarstwo (co mnie troszeczkę martwi). Czekam na więcej materiałów w tej kwestii licząc na to, że będzie ona co najmniej na poziomie tego, co widziałem w SW 2.
Kingpin: Reloaded
[img]1432209[/img]
Data premiery – 2021
Deweloper – Slipgate Studios, Wydawca – 3D Realms
W ramach kampanii opowiedziana jest historia gangstera z fikcyjnego miasta Wind City, gdzie ważną postacią jest Kingpin. Jeden z ważniejszych członków jego grupy, Nikki Blanco, decyduje się z nieznanych powodów pobić bohatera oraz wyrzucić z jego terytorium, a potem wysyła ostrzeżenie, by ten nie wracał więcej na to terytorium. Wtedy to główny bohater decyduje się zemścić zarówno na pomagierze jak i Kingpinie za wyrządzone mu krzywdy.
Fragment notki encyklopedycznej z portalu - link
ps. Wiem, niby fabuła nie jest taka istotna, ale trzeba o niej wspomnieć. :P
Kiedyś tam opisałem tytuł w ramach swojego pierwszego bloga (po tym czasie czytało się go dziwnie :P) - link
Dlaczego czekam?
- Powrót do starych dziejów – Kingpin: Life of Crime to bardzo dobry przedstawiciel gatunku strzelanin z perspektywy pierwszej osoby. Nie tyle ze względu na brudny klimat, co interesujące uniwersum i piekielnie dobrą warstwę muzyczną.
Obawy:
- Grafika – Nie mam tu na myśli samej jakości grafiki (ostrość tekstur i takie tam), a przede wszystkim wizję artystyczną. I to jak uda się przenieść tytuł z 1999 roku do 2021 roku, bo jest to szalenie istotnie.
- Stany odświeżeń z ostatnich miesięcy – Nie wiem czy to jakieś fatum, ale wiele odświeżeń z mijającego roku wypadło w najlepszym razie tak sobie (z wyjątkami w postaci XIII, gdzie mamy tragedię).
- Przełożenie daty premiery – Samo przełożenie daty premiery (i to dość znaczne, bo oryginalnie gra planowana była na drugi kwartał 2020 roku) przy projekcie tej wielkości wzbudza moją nieufność. No i zmiana terminu wydania nie musi oznaczać jakiegoś polepszenia projektu, bo istotnym jest nie tyle czas, co to jak zostanie on spożytkowany.
Evil West
Data premiery – 2021
Deweloper – Flying Wild Hog, Wydawca – Focus Home Interactive
Tytuł jest przedstawicielem mieszanki TPS oraz beat'em upa z alternatywnej wizji Dzikiego Zachodu - standardowym wyposażeniem są rewolwery oraz powtarzalne karabiny. Niestandardowym uzbrojeniem jest natomiast zasilana elektrycznością Rękawica Bojowa oraz gadżety, które tak jak standardowe uzbrojenie podlegają rozwojowi w trakcie gry. Z produkcja tą można zapoznać się zarówno w rozgrywce dla pojedynczego gracza jak i z innym graczom (wyłącznie sieciowo).
Historia przedstawia przygodę osadzoną w uniwersum będącym nietradycyjną wizją dziką Zachodu, gdzie wśród rewolwerowców czy saloonów istnieją także pozaziemskie istoty - wampiry (i innego rodzaju krwiopijcy) oraz demony. Pewnego dnia decydują się one zaatakować spokojnie miasteczka, co uaktywnia członków organizacji zajmującej się ich fizyczną eliminacją. Jednym z ostatnich członków tej grupy, Jessego Rentiera, który wyrusza na eksplorację bardzo mrocznego Dzikiego Zachodu. Jego celem jest nie tyle stać się super bohaterem, co przede wszystkim uratować Stany Zjednoczone przed pochłonięciem przez mroczne siły.
Notka encyklopedyczna z portalu (pewnie jeszcze nieopublikowana, a co :P)
Dlaczego czekam?
- Jeden z moich ulubionych polskich deweloperów przygotowuje tytuł na Windowsa – a pamiętając start Shadow Warrior 2 jestem bardzo spokojny co do stanu wersji premierowej. Liczę więc na absolutnie bezproblemowy start i masy demonów/wampirów do ubicia przy pomocy karabinu na jelenie. W czerwonej skórze i dodatkowo wystarczająco głupie, by mierzyć się z Rentierem i jego klonami.
- Nowa marka – Bardzo Dziki Zachód (gadżety) spotyka Shadow Warrior 2 (kooperacja, tutaj pewnie bez lootu) i Darkwatch (dziwny Dziki Zachód)? Przykuwa to moją uwagę na tyle, by śledzić dalsze losy tego osobliwego projektu. A jedyne, co może martwić, to jeśli chodzi o tą skalę nowości jest to trzecia taka gra tego studia (wcześniej był SW 2, choć oparty o założenia fabularne SW (2013) to inny względem poprzednika, no i jeszcze Hard Reset – i pomniejszy eksperyment Juju).
Przemyślenia:
- CGI – Materiał mówiący o tym, że taka gra powstaje, to materiał filmowy. Tak więc na dobrą sprawę poza uniwersum/jego podstawowymi założeniami nie jestem w stanie nic innego stwierdzić. Czyli ewentualne napalanie się na ten tytuł, choć ma jakieś podstawy, jest średnio sensowne, o ile by nie powiedzieć bezsensowne.
Elden Ring
[img]1432210[/img]
Data premiery -
Deweloper – FromSoftware, Wydawca – Namco Bandai Entertainment
Dlaczego czekam? - Wszystkie gry FromSoftware mi się podobały, nawet Dark Souls II, tak więc jestem w miarę spokojny co do jakości gier tego studia. I w sumie tyle chwalenia, bo więcej jakoś średnio wiadomo i nie mam się do czego odnieść tak, by się potem nie zastanawiać "Czemu ja omawiałem coś takiego?".
Obawy – Ciężko o nich mówić, skoro na dobrą sprawę o grze wiemy to, że powstaje. No i jakiego ma dewelopera oraz jaka znana osoba uczestniczy w procesie powstawania gry. Ostatnim słowem w tej części mam nadzieję, że ewentualne porady będą wyświetlane za pomocą przycisków z myszki i klawiatury, nie jak w Soulsach na padzie.
S.T.A.L.K.E.R. 2
Data premiery -
Deweloper/Wydawca – GSC Game World
Kontynuacja marki, jaka miała zostać zagrzebana lata temu, gdy to wewnątrz odpowiedzialnego za niego GSC Game World doszło do dość poważnego konfilktu – planowany na X360, PS3 i Windowsa S.T.A.L.K.E.R. 2 wparował do limbo, a odpowiedzialna za to ekipa praktycznie przestała istnieć (co też rozpoczęło okres masy obalanych przez wieloletniego prezesa plotek, że chociażby markę przejęła Bethesda Softworks). Kilka lat temu studio powstało z popiołów i wydało przebudowaną wersję pierwszych Kozaków, znaną u nas jako Kozacy 3, a w 2018 roku odpaliło petardę – studio opracowuje kolejną pełnoprawną odsłonę serii S.T.A.L.K.E.R., a informację tą podali tak wcześnie po to, by znaleźć wydawcę (finalnie grę wydadzą sami :P). Później do akcji wszedł Microsoft reklamujący tą grę, OCZYWIŚCIE, w wydaniu na Xbox Series X, gdzie gra ukaże się tego samego dnia, co na Windowsa – zresztą pierwsze trzy odsłony to gry kojarzone głównie za sprawą wersji na system operacyjny Microsoftu (choć była jeszcze mobilna odsłona, a pierwsza odsłona serii wydana została także na OnLive).
Dlaczego czekam
- Seria S.T.A.L.K.E.R. ma specjalne miejsce w moim growym życiu i z nieskrywaną przyjemnością do 3 posiadanych pudełek gier z serii dołączę czwarte.
- Plany wyglądają na ambitne, a tapety na pulpit na klimatyczne.
- ZE względu na powrót do Zony i słuchanie "Anu cheeki breeki iv damke". Czy jakoś tak.
Obawy:
- Ile wizji starego GSC Game World jest w nowym GSC Game World? – Chyba najważniejsze pytanie (bo nie będę się wypowiadał o klimatyczności na bazie tapet na pulpit). Dodatkowo firma ta nie ma się czym pochwalić, chyba, że odświeżeniem pierwszych kozaków wydanym u nas jako Kozacy 3. A ono nie spotkało się z najlepszym odbiorem.
- Czy będą bugi, koniecznie w formie robaczka. Ja wiem, proszenie o błędy to niezbyt rozsądne – ale w tej serii błędy tworzą niejako klimat. No i koniecznie musi być zielony robaczek, co w przypadku gry na UE 4.0 będzie trudne.
- Gra vs. Nostalgia, czyli na ile tytuł wygra z wyobrażeniami fanów po tylu latach. O ile mają oni jakieś wyobrażenia, bo większość z nich chyba pogrzebała rozmyślania o grze po problemach GSC Game World.
- Wersja językowa - Obawiam się braku lokalizacji, a chciałbym polskiego lektora (pewnie część drapie się po głowie, ale Mirosław Utta się w tej roli sprawdził)
Witchfire
[img]1432211[/img]
Data premiery -
Deweloper/wydawca – The Astronauts
Strzelanina z perspektywy pierwszej osoby opracowywana przez ludzi, jacy pracowali nad Painkillerem czy Bulletstormem (lubię obie gry) - krótka zapowiedź przedstawiająca podróż przez jakieś opuszczone tereny. I w sumie tyle, później skompletowane o jeszcze więcej tego samego.
Dlaczego czekam?
- Przedstawiane materiały wideo wyglądają nawet klimatycznie.
- PK i Bulletstorm oraz Witchfire mają wspólną część załogi. Czyli można być dobrej myśli, że wyjdzie z tego przynajmniej dobra gra?
Obawy/Rozmyślania:
- Ciężko o nich mówić tak długo, jak nie wiadomo czegoś więcej. A mimo kilku lat od zapowiedzi jedyne co widziałem, to najwyżej minutowy filmik i kilkusekundowe materiały. A jak się gracze w 2020 roku przekonali, cisza czasem oznacza nieszczęście (mam nadzieję, że tutaj się to nie sprawdzi).
System Shock (Remake)
Data premiery -
Deweloper/wydawca – Nightdive Studios
W ramach fabuły opowiedziana jest historia hakera, który za karę (włamanie do TriOptium) zostaje wysłany na znajdującą się w kosmosie stację znaną także jako Cytadela. Tam też zostaje mu wszczepiony implant, a następnie odeskortowany do pionu medycznego, gdzie zostaje zahibernowany. Sześć miesięcy później budzi się z hibernacji i zastaje nieciekawą sytuację. Okazuje się bowiem, że władzę nad Cytadelą przejęła sztuczna inteligencja znana jako SHODAN (Sentient Hyper-Optimized Data Access Network), która to wybija wszystkich, tworzy małą prywatną armię i zaczyna rozmyślać nad rozszerzeniem strefy wpływów. Bohater, będąc w samym centrum problemu, wyrusza w długą podróż celem powstrzymania SI zanim ta dokona znacznych szkód.
Opis zarysu fabularnego System Shock. Źródło
Przebudowana wersja System Shock z - mam nadzieję - nieruszoną historią, na nowszej technologii i nagranymi na nowo dźwiękami. Największą zmianą będzie jednak rozgrywka, bardziej uwspółcześnione względem 2020 roku niż nawet te z Enhanced Edition (o SS z 1994 roku nie wspomnę). Z perspektywy użytkowników MS-DOS/Windows to druga reedycja, użytkownicy konsol będą mogli zapoznać się z tą serią po raz pierwszy, choć jak kiedyś wspominałem szansa na to była w formie SS 2 na Sega DreamCast. Z ograniczeniem co do jakości wersji na PlayStation 4 oraz Xbox One pod względem technicznym gorąco polecam ogranie tego tytułu
Dlaczego czekam?
- Cytadeli nigdy za wiele.. - Bardzo klimatyczna podróż z System Shock po raz 2? Jestem ZDECYDOWANIE na tak.
- Ograłem wersję demonstracyjną i to, co widziałem, było absolutnie w porządku. Oczywiście jak na wersję demonstracyjną.
- …tak jak i SHODAN – Terri Brosius ponownie wcieli się w SHODAN. I choć nie jest to jej czysty głos (a miałem okazję na strreamie Nightdive Studios z okazji 25-lecia gry, a nawet zadać jej pytanie :P), tak słucha się go z nieskrywaną przyjemnością. I jak będzie okazja, posłucham jeszcze raz, i nie, Youtube się nie liczy.
Obawy:
- Cisza w eterze – chciałoby się usłyszeć coś więcej na temat gry, daty wydania, edycji, a tu cisza. Za wczesne komunikowanie średnio wychodzi na zdrowie, za późne też (narastają obawy, że deweloper/wydawca coś zataja).
- Oddanie klimatu - Po ograniu wersji demonstracyjnej jestem dobrej myśli, ale to za mało, bym nie zastanawiał się nad tym elementem,..
- (śmieszkowe) Czy będzie tak topornie jak w SS z 1994 roku? Raczej nie, ale śmieszkowy tryb, gdzie sterowanie jest wyłącznie za pomocą klawiatury. No i czy będzie polska lokalizacja, skoro taką miało pierwsze polskie wydanie z grudnia tamtego roku (spoiler: Skoro SS: Enhanced Edition nie miał, to Remake też raczej nie).
System Shock 3
[img]1431845[/img]
Data premiery -
Deweloper – OtherSide Entertainment, Wydawca - Brak
Napisałbym coś w tej sekcji, ale co? Chyba tylko, że tytuł istnieje (chyba) i będzie osadzony w dość zamkniętej przestrzeni (tu raczej na pewno).
Dlaczego czekam?
- Kontynuacja jednej z ulubionych marek - System Shocki to gry nie tyle starające się wprowadzić coś nowego do medium, jakie są gry, co są to tytuły wybitne. Na SS3 czekam jednak nie ze względu na ten pierwszy element, co przede wszystkim drugi. I będę zadowolony, jak uda się to zrealizować w 70-75 procent.
- SHODAN – I tylko dla jej odpowiedniej kreacji byłbym w stanie kupić tą grę. Wybitnego SI (sorry Glados, musisz ustąpić w kategorii najlepszego SI) nigdy za wiele.
Obawy:
- Cisza – Przykład Cyberpunk 2077 pokazuje, że cisza w temacie projektu/jakiegoś jej elementu powinno zapalić co najmniej żółtą lampkę. A jeśli na temat całej gry jest cisza, to w oddali słychać syrenę. A właściwie tłumy pojazdów z syrenami.
- Sytuacja z deweloperem/wydawcą – jest ona na ten moment bardzo niejasna, a nic tak nie burzy ewentualnego projektu jak zmiana tworzącej go firmy. Zwłaszcza, jeśli ta firma
- Fatum – Pierwsza i Druga odsłona serii, choć to gry wybitne, nie sprzedały się najlepiej. Zastanawiam się, na ile to była kwestia wydawcy, a na ile jakieś ciążącej nad serią klątwy.
Na co czekam – sekcja (nie)realna
To co jest poniżej, to tylko efekt halucynacji z niedożywienia i silnego spragnienia i tak prosiłbym to traktować. Choć chciałbym, by przeistoczyło się to w kawałek grywalnego kodu.
Nowy Wolfenstein (Wolfenstein: Enemy Territory 1.5)
Potencjalny deweloper: Splash Damage (zwłaszcza, że Microsoft nie tyle z nim współpracuje, co ma od niedawna Wolfensteina)
Wymarzona data premiery: wrzesień 2021 (40-lecie marki)
Wrażenia z ogrywania Enemy Territory - link
Dlaczego czekam?
- Godne uczczenie jednej ze starszych i wciąż żyjących serii gier w jej okrągłą rocznicę – a jak nie lepiej zrobić to tytułem opartym o rozszerzenie do najlepiej ocenianej odsłony serii? No chyba, że porwą się z motyką na słońce i zrobią RTCW 2, ale na to nie liczę głównie ze względu na nostalgię. Przy niej ryzyko pogrzebania gry jest wysokie, nawet jeśli będzie to gra wybitna.
- Oparcie o najlepszy schemat trybu sieciowego – schemat opłacanych przez ludzi serwerów to chyba najlepsze, co mnie spotkało z perspektywy gry w sieciowe lub z sieciowym komponentem. Masz serwer, wchodzisz do niego i grasz, jak ci pasuje to zostajesz, a jak nie, to wychodzisz i szukasz dalej. Tutaj można by podzielić na serwery z modyfikacjami (rozgrywka na mapie do gry w koszykówkę czy podbój Minas Tirith), bez modyfikacji i rankingów oraz bez modyfikacji, ale z jakimś rankingiem (statystyki i takie tam).
Obawy:
- Stan ostatnich Wolfensteinów – Odbiór ostatniej głównej odsłony serii The New Colossus jest gorszy niż wersji z 2014 roku (o Cyberpilot czy Youngblood nie wspomnę). Stąd też każda nowa produkcja z tą frazą w nazwie to chłodny entuzjazm, bo istnieje jakieś ryzyko porażki.
- Stan Splash Damage – Ile genialnego Splash Damage z 2003 roku zostało w Splash Damage z 2020 roku i jak i czy te osoby mają to coś? Krótkie sprawdzanie mówi, że stosunkowo niewiele osób się stało: m. in. Richard Jolly (kto oglądał creditsy Gears: Tactics czy Gears 5, chyba się na niego natknął).
- Schemat rozgrywki – Czy schemat rozgrywki na jakim oparto ET przyjąłby się dzisiaj? Ja wiem, ale zrobienie gry w oparciu o wyszukiwarkę serwerów (z podziałem na modyfikowalne i niemodyfikowalne, różną liczbę osób czy zestaw map bez ingerencji w formie mikrotransakcji, dodatkowo za darmo) by się przyjął z perspektywy fanów. Ale co z perspektywą wydawcy (swoją drogą, te gry będzie wydawała dalej Bethesda Softworks czy Microsoft?)
Nowy Quake
Potencjalny deweloper: id Software
Majaczenie głównie ze względu na to, jak szerokim echem odbił się Quake Champions. A raczej się nie odbił, bo dzisiaj chyba nikt o nim nie mówi.
Dlaczego czekam?
- Udało się wskrzesić DOOM, czemu więc nie wskrzesić singlowego Quake’a? – Ostatnia kampania dla pojedynczego gracz w tym uniwersum ukazała się w okolicach premiery pierwszego Crysisa. A skoro id Software potrafiło przywrócić DOOM’a po tak długim czasie, może udałoby się to zrobić z serią Quake
- Nowy Quake na modłę tego pierwszego – Pierwszy Quake to było takie trochę monstrum Frankestein pełne na pierwszy rzut oka sprzecznych rzeczy (sci-fi przeplatane średniowieczem, zarówno w gestii przeciwników jak i lokacji).
Obawy:
- Klon DOOM? – Jeśli zrobić by nowego Quake’a, to prędzej opartego o klimat pierwszej odsłony cyklu. Trochę boję się, że jeśli byłby to nowszy QII/QIV, wielu widziało by w nim bliższego kuzyna DOOM.