Piątkowa GROmada #283 - Blasphemiae requiem aeternam, czyli recenzja Blasphemous
Tydzień temu było krwisto za sprawą bohaterów łaknących krwi oraz dusz. Dzisiaj będzie krwisto za sprawą scenerii, zabójstw chwały czy dziwnych przeciwników. Wcielmy się więc w milczka i wyruszmy zaprowadzać *coś* w Cvstodii, krainie przedstawionej w Blasphemous
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem zrecenzuję jedną z moich TOP tytułów, jakie ograłem w 2021 roku. Blasphemous, bo o nim mowa, to przedstawiciel gier akcji z dość silnie zarysowanym elementem platformowym. Jeśli coś wyróżnia tą grę na tle większości produkcji na rynku, to motyw przewodni silnie związany z aspektem religijnym, zarówno w historii jak i przeciwników. Wyruszmy więc poznawać tą historię mając w tyle głowy to, że gry na motywach religijnych są, dość często średnie.
ps. Blasphemous jest dostępne w wersji zwykłej oraz Deluxe. Druga z nich jest oczywiście droższa ze względu na dodatkową zawartość, przy czym mówimy wyłącznie o dodatkach kosmetycznych/materiałach kolekcjonerskich (np. artbook, ścieżka dźwiękowa, skórka do postaci). Jak ktoś chciałby wesprzeć dewelopera, proszę bardzo – ich zakup nie wpływa na przyjemność z obcowania z tytułem ani nie wydłuża/skraca rozgrywki. Można więc spokojnie wziąć gołą podstawkę.
Podsyłam muzyczkę i zapraszam do lektury.
W ramach fabuły opowiedziana jest historia osadzona w Cvstodii, gdzie spadła klątwa znana jako "Cud", a następnie miaa miejsce masakra Cichego Żalu. Gracz wciela się w jedynego ocalałego z tej masakry Pokutnika, który to zabiera zrodzony z win miecz, Mae Culpa, i wyrusza w podróż celem uwolnienia świata z wiecznego cyklu śmierci i odrodzenia.
Notka o Blasphemous mojego autorstwa. Tradycyjnie dałbym wersję polską z GOG/Steam, ale tam jest po angielsku.
Jak ktoś kojarzy Soulsowy sposób opowieści, to tutaj poczuje się jak u siebie w domu. Z perspektywy osób niezaznajomionych z FromSoftware, mówimy o opowieści poprzez otoczenie/przedmioty zamiast sceny przerywnikowe. I pod tym względem tytuł naśladuje tą logikę bardzo dobrze, także ze względu na osobliwą scenerię. W przypadku produkcji TGK za główny motyw przewodni wzięto szeroko pojętą religijność – co widać już w dość osobliwym materiale wprowadzającym czy scenie tuż po pierwszym bossie. Pomysł niewątpliwie interesujący i chyba ryzykowny wypalił dając ciekawy świat do eksploracji. Pełny rzeczy na tyle nietypowych, że ich twórca jest wymagającym potrzeby geniuszem.
Jeśli coś może być problemem w poznawaniu przygód osadzonych w Cvstodii, to brak polskiej wersji językowej (a gra miała późniejsze polskie wydanie – chodzi o pudełkowe Blasphemous: Edycja Deluxe). Wprawdzie angielski nie jest tu zbyt skomplikowany, ale trzeba trochę poczytać, aby uzupełnić obraz Cvstodii. I tu bariera językowa może dać o sobie znać.
Z pomniejszych błędów w kwestii języka, to Blasphemous domyślnie odpalił mi się w j. hiszpańskim, niemniej można dość szybko zmienić wersję językową. W opcjach w grze, co powinno być standardem (a niestety nie jest – patrzę na ciebie, DOOM: Eternal)
Rytuał po pokonaniu pierwszego przeciwnika - wykąpanie głowy w jego krwi. Nie pytajcie, nie ogarniam.
Blasphemous to przedstawiciel mieszanki platformówki z "soulsową trudnością", gdzie istotnym elementem jest . Głównym orężem w konfrontacji z praktycznie wszystkim z Cvstodii jest zrodzony z win miecz "Moja Wina" (Mae Culpa), który można rozwijać w dwojaki sposób: kupowanie umiejętności za walutę (Pokutne Łzy) oraz odwiedzanie specjalnych ołtarzy. Poza tym, gracz może dać protagoniście relikwie czy uzupełnić różaniec, co daje określone premie – ogólnie rozwój opiera się tu nie o levelowanie w tradycyjnym tego słowa rozumieniu, a interakcje z otoczeniem czy zbieranie przedmiotów. W przypadku zwiedzania dość mocno pomaga ułożenie mapy oparte o kwadraty (z podświetleniem w przypadku tego, gdzie jest gracz), gdzie oznaczone zostały niektóre ważne obiekty.
Wspomniany akapit wyżej miecz służy zarówno do ataku* (szok) jak i obrony – z racji braku staminy nie można tu mówić o blokadzie, a „odparciu” w niektórych przypadkach z finisherem w zestawie. Ostatecznie są też ataki nie do obrony mieczem, gdzie pomocny staje się stary dobry skok czy równie stare (i dobre) I-Frames**. Czas na odpowiednią reakcję do przesadnie krótkich nie należy, dzięki czemu dość łatwo załapać podstawy tej mechaniki. Ogólnie całość rozwiązań mógłbym spokojnie przyporządkować do kategorii „easy to learn, medium to master”, precyzyjna i dobrze wykonana.
Niestety, w tej gromadzie mechanik znalazła się także taka nie do końca przemyślana (i aż dziwne, że przeszła) – mowa o wspinaniu się po ścianach. I to nie ze względu na brak precyzji czy trudności z nią związane, ale połączenie jest z przyciskiem ataku. I już jeden przeciwnik w strefie wspinaczkowej wskazuje, jak koncepcja „jeden przycisk do dwóch różnych akcji do zastosowania w jednym momencie” może być - jeśli niewłaściwie opracowane - zgubne. A już na pewno męczące.
Na koniec muszę też niestety wspomnieć o mechanice „lewitowania/wspinania” opierającej się na rytmicznym uderzaniu w wiszące lampy. Bardzo precyzyjne uderzanie celem lewitacji to rozwiązanie z kategorii „utrudnienia znacznie poza potrzebę”. Dobrze chociaż, że nie jest to wymagane do ukończenia gry.
* - Poza nimi jest dość rozbudowany wachlarz umiejętności, zarówno ofensywnych jak i defensywnych (wśród nich jest kilka tak mocnych, że OP byłoby niedoszacowaniem). Nie wspominam o nich, bo z nich nie korzystałem, choć widziałem parę w akcji na materiałach wideo.
** - Invulnerability Frames, czyli momenty, gdy postać jest nieśmiertelna. Wychodząc poza Blasphemous, najbardziej jaskrawym przykładem jest otwieranie drzwi w Dark Souls III czy Sekiro.
Blasphemous to jeden z tych niezależnych tytułów korzystających z dobrodziejstwa pikselozy. Ktoś mógłby mieć wątpliwości do takiego stylu artystycznego, niemniej krótkie obcowanie z hiszpańska metroidvanią raczej zmieni zdanie (a jeśli nie, to raczej się go nie przekona do tego poglądu). Cała zasługa w tym tego, że ta wizja artystyczna jest dziwna w dobrym tego słowa znaczeniu, a dodatkowo wykonana z troską o detale. Całość działa przy tym bardzo płynnie, co jeszcze poprawia i tak pozytywne wrażenia związane z tym tytułem.
A muzyka to.. no cóż, po prostu małe dzieło sztuki (i jakoś średnio widzę opis, który w końcu nie zahaczałby o to słowo). Choć czasem można mieć wrażenie, że to określenie byłoby degeneracją jego poziomu - może nie Soulsborne, ale wciąż w ścisłej czołówce. Do tego wespół z warstwą wizualną buduje ona wspomniany w fabularnej sekcji klimat miejsca przytłoczonego czymś strasznym.
W ramach rozwoju gry twórcy, poza łatkami, zaproponowali także darmowe rozszerzenia:
Pierwsze z nich nazywa się Stir of Dawn i jest do ogrania dopiero na NG+. Gość żywcem wyjęty z horroru trąbi i przyzywa latające szkielety do pacyfikacji. Dziwny wykręcony typ przywołuje szkielety
Kolejnym wartym wspomnienia jest Strife & Ruin – 100% platformer w pacyfistycznym wydaniu. Chyba, że mówimy o graczu, który straci cierpliwość powtarzając ten sam etap 10 raz z litanią na ustach. Fani skakania mają tu coś dla siebie, ja odpuściłem ze względu na wartą poznania Cvstodię. Popatrzyłem z czystej ciekawości na nagrodę i jakoś średnio
W okolicach zapowiedzi Blasphemous II pojawiło się najbardziej rozbudowane z nich, czyli Wounds of Eventide. Najbardziej, bo mamy 3 nowych bossów, 2 nowe lokacje oraz kolejne zakończenie, uznawane za kanoniczne. Nie jest ono bardzo rozbudowane, niemniej by je zdobyć, trzeba uważać na jedynie dwa starcia. Jeśli coś może być problemem, to nowi bossowie – zdecydowanie najtrudniejsi z całości doświadczenia (plus jeden z podstawki* został poprawiony).
Jakoś ciężko mi napisać cokolwiek innego poza tymi krótkimi opisami. Po pod względem wykonania jest to co najmniej 1:1 podstawka, a w przypadku audio nawet poziom wyżej. Jeśli ktoś po ukończeniu podstawki ma ochotę na więcej, niech bierze się za rozszerzenia – nie będzie żałował.
* - Z pewnym błędem w bonusie.
Ankieta
Standardowo wyniki ankiety (z drobną komplikacją w bonusie):
Ankieta dotycząca nie następnego, a następująco po nim recenzenckiego odcinka. Tak jak zapowiadałem, dane zbieram do następnego odcinka Piątkowej GROmady. Jeśli macie sugestię co do tytułu, jaki warto ograć, dajcie znać (w wersji na Windowsa). ;) - Z braku pomysłu koniec ankiety ogłaszam tutaj.
- Zmiany w systemie na jakie trzeba długo czekać, czyli recenzja Superhot: Mind Control Delete
Powracamy do zaginionego tematu, czyli polskie gry z kilkoma interesującymi patentami. Oraz jednym głupim.
- Nauka anatomii na żywym organizmie, czyli recenzja Sniper Elite 4
Kilka słów o przedstawicielu serii, który – parafrazując słowa pewnego znanego youtubera – jedną rzecz robi wybornie, a całą resztę na poziomie „może być”. Albo niższym.
- Połączenie Patlabor z zachodnią myślą deweloperską, czyli recenzja Shogo: Mobile Armor Division
W złotym okresie Monolith Productions wypuścił kilka dość osobliwych gier - i w ramach recenzji proponuję właśnie jedną z takich "pozytywnie dziwnych gier". Anime-strzelaninę od amerykańskiego dewelopera z fabułą, której fragmenty są - bez analizy ze strony pewnego komentatora sportowego - bardzo niejasne. Dziwne oczy i dziwne zadania gwarantowanie.
-
Syberyjska masakra na uboczu walki o przetrwanie, czyli recenzja Serious Sam: Syberian Mayhem
Kto lubi strzelać do dużej liczby niezbyt ogarniętych istot, pewnie czeka na opinię o tym tytule. Bo w końcu mówimy o grze, nie liczy się jakość przeciwników, a ich ilość – a ta przyćmiewa takie legendy jak DOOM, Quake czy HALO.
- Gdy do Elasto Manii dodasz „syndrom jeszcze jednej tury”, czyli recenzja Trails: Rising
Czyli kilka słów o symulatorze przyjemnego zdenerwowania, gdzie bohater porusza się na dwóch kółkach. A przy okazji ma tyle kontuzji, że stał się chyba stałym gościem wszelkich miejsc, gdzie składają szaleńców w całość.
- Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Krótka recenzja krótkiej, ale pięknej gry o spacerowaniu i zwiedzaniu opuszczonego świata. Która to gwarantuje coś więcej niż piękne widoczki o poranku.