Piątkowa GROmada #314 - Stary dobry tytuł w nowych dobrych szatach (Age of Empires: DE)
Tematem dzisiejszego odcinka będzie odświeżenie, szczęśliwie ten dobry przykład zarówno pod względem jakości jak i tego, co odświeżano (no i samego sensu). Dla mnie troszeczkę zaskoczenie, gdzie po pierwszym zaciekawieniu pojawiły się obawy czy powrót do gry dzieciństwa nie będzie bolesny. Przygotujmy odpowiednie surowce i wieśniaków do budowy cudu. Bo to przyda się podczas podróży w odmęty nostalgii w ramach Age of Empires: Definitive Edition.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem sprawdzę Age of Empires: DE, odświeżenie pierwszej odsłony serii Age of Empires z 1997 roku. Produkcja autorstwa Forgotten Empires i Tantalusa (oryginał jest autorstwa Ensemble Studios) to przedstawiciel gatunku strategii czasu rzeczywistego, gdzie zamiast fikcji mamy historyczny setting: trochę jak Cywilizacja w czasie rzeczywistym. Gracz wybiera jedną z cywilizacji, a następnie stara się wygrać z innymi na drodze pobicia wszystkie co żywe albo budowie cudu. Szczęśliwie miałem okazję kiedyś ograć oryginalne Age of Empires, tak więc grę opiszę z dwóch perspektyw, a ogólna ocena będzie z perspektywy serii:
- Jaka to gra;
- Krótko także, jakie to odświeżenie;
Nie przedłużając, zapraszam do lektury. Aha, i opinia dotyczy trybu dla pojedynczego gracza, a zrzuty ekranu i okładka są z wersji dystrybuowanej poprzez Steam.
ps. Okładka bloga pasuje na mema z podpisem "Stąd Gromadnicy wyszli".
Edit: Pojawił się mem, dziękuję TomHagen. :)
Stara dobra strategia w nowych dobrych szatach
Z produkcją można zapoznać się na 3 sposoby: w rozgrywce sieciowej do 8 osób, scenariuszu na wybranej mapie albo kampanii. W ramach kampanii na którą składają się uszeregowane scenariusze z różnymi celami, gracz może pokierować m. in, Grekami, Japończykami, Babilończykami, Rzymianami i Egipcjanami.
Fragment mojej notki encyklopedycznej na temat Age of Empires, troszeczkę podrasowany ;)
Fabuła opiera się o proste założenie: bierzemy jakieś wydarzenie z okresu starożytności i przedstawiamy jakąś wizję tego, co w jego czasie mogło mieć miejsce. A co mogło mieć miejsce, to zależy od twórców: mamy misje eskortowe, eliminację przeciwników czy budowę cudów: czasem rozpoczyna się z dość sporą armią, czasem jej się praktycznie nie ma. Dodatkowo mamy także kilka misji bardziej jakościowych, czyli niewiele jednostek i określony cel do wykonania. Niewielka liczba takich misji nie jest szczególnym zaskoczeniem, bo schemat ten, przynajmniej dla mnie, średnio wpasowuje się w grę, gdzie rozwój jest istotnym elementem rozgrywki.
Całość wypada zdecydowanie na plus przede wszystkim pomysłem na schemat kampanii, w 1997 roku unikatowy i z tej perspektywy należy go pochwalić. Pomysł, by wziąć jakieś wydarzenie z historii, czy generalnie wziąć okres historyczny, i przedstawić wizję tego, jak to co miało miejsce mogło mieć miejsce. Dodatkowo widać, że osoby odpowiedzialne za projekt przyłożyły się do tego, by całość wyglądała naturalnie: i tak wygląda. Nawet przy najsłynniejszych kapłanach w historii elektronicznej rozgrywki. Jeśli całości miałbym coś do zarzucenia, to stopień trudności misji. Nie pamiętam przypadku, żeby aż poziom trudności wahał się aż tak często, czyli od misji banalnych nawet na wysokim poziomie trudności przechodziłem do takich, co nawet na średnim poziomie były problematycznie. Głównie ze względu na to, że często już na sam początek trzeba dość ostro kombinować, by jakoś przetrwać. Tylko czasem kombinowanie opiera się albo o odkrycie tego schematu albo wykorzystyawnie pewnych luk w schemacie rozgrywki.
Całość bez przecen kosztuje 80 złotych, co jak na czas gry - biorąc pod uwagę jedyne kampanię, których ukończenie to łącznie 40-50 godzin i to wyższych poziomach trudności - jest bardziej niż korzystną ofertą. Dodatkowo mamy tworzone na własną modłę scenariusze czy to z SI czy innymi graczami (choć tych za wielu nie ma, ludzie wolą raczej siedzieć na odświeżeniach AoE II) i mamy znacznie większe "replayability value". Dołóżmy do tego jeszcze czasem niedorzeczne osiągnięcia w niezby dużej ilości jak np. rekrutacja 1000 określonych jednostek, i mamy rozgrywkę na trzycyfrową liczbę godzin co najmniej.
ps. Jeśli komuś mało wyzwań, to niech patrzy na osiągnięcia Age of Empires II: HD Edition, gdzie twórcy chyba uciekli na inną orbitę.
Produkcja umiejscowiona jest w czasach starożytnych, a gracz może pokierować jedną z 12 dostępnych cywilizacji. Mechanika rozgrywki opiera się na jej udoskonalaniu, a gracz wykorzystując wieśniaków zbiera zasoby, dzięki czemu może się rozwijać oraz budować armię zdolną do pokonania przeciwnika. Istotną sprawą jest znalezienie balansu między rozwojem militarnym a technologicznym by nie być łatwym celem dla wroga - obecnie albo w przyszłości. W ramach rozwoju technologicznego występuje także budowla znana jako Cud (ang. Wonder) - gdy gracz go zbuduje i utrzyma przez określony czas, wygra.
Fragment mojej notki encyklopedycznej na temat Age of Empires, troszeczkę podrasowany ;)
Całość schematu rozgrywki jest tym z kategorii "łatwy do nauczenia, trochę skomplikowany do podniesienia do rangi mistrzowskiej": dość łatwo rozpoznać podstawy rozwoju ekonomicznego czy militarnego, ale ułożenie ich w sposób pozwalający na stworzenie armii przed przeciwnikiem wymaga już trochę wprawy i testowania. Jest ona przy tym precyzyjna, dobrze zrozumiała, a co ważniejsze cywilizacje, nawet jeśli korzystają z podobnych rozwiązań są inne. Tylko trzeba przygotować się na długi grind i to nawet z szybkim przebiegiem gry, jak ktoś chce ulepszyć główną jednostkę cywilizacji na maksymalny poziom. Niby to balans, ale mam wspomnienia z Warhammer 40,000: Dawn of War, gdzie Relic też poszedł w stronę jakiegoś niezdrowego absurdu, gdzie budowa mechów Kosmicznych Marines wymagała sporego nakładu zasobów.
Jest jednak jedna rzecz, która jest rysą na rozgrywce i to do tego stopnia, że w pewnym momencie staje się nudna, mozolna i frustrująca: SI i wyspy. Bo o ile rozbudowa armii czy budowa cudów to coś osiągalnego, tak stworzenie statku transportowego i wyładowanie go armią przekracza skrypty i sztuczny wróg rozbudowuje się na wyspie, karczując lasy aż miłop. A patrząc na to, że w wydanym kilka lat wcześniej Age of Empires II – HD Edition wróg jest w stanie zrobić atak, to aż dziwne, że nie zostało to zaimplementowane tutaj. Zamiast tego pozostaje albo zbieranie na cud albo mozolne podbijanie okrętami (no chyba, że są fanatycy "rushowania").
Biorąc pod uwagę całość za samą grę dam 9/10 (w przypadku oceny wersji z 1997 roku wpada nostalgia i mamy maksymalny poziom). Pomysł z kategorii "Jak to możliwe, że wcześniej nikt na to nie wpadł?" wypalił i dał jedną z lepszych strategii swego roku*. Ważnej zarówno dla rynku strategii jak i samego Microsoftu, dla którego była to ta gra pokazująca, że nadają się do czegoś więcej niż dystrybucji oprogramowania. Stąd chyba nie dziwne, że wrócili do niej - no ale w końcu Rayman wywiódł Ubisoft na salony, a o Raymanie gadają teraz chyba tylko jego fani.
* - A przypominam, że chociażby wtedy wyszedł Total Annihilation, inne dzieło sztuki w gatunku.
W ramach edycji definitywnej Age of Empires mamy do czynienia z czymś, co klasyfikuję jako "przebudowana wersja" - wzięto więc podstawowe założenie i mechanikę rozgrywki z edycji kompletnej pierwszego AoE, a później unowocześniono warstwę techniczną oraz graficzną. Działa ona bezproblemowo, choć w momencie premery dla części (w tym i mnie) problemem mogło być "Windows 10" w wymaganych. Poza tym nie trzeba jakiegoś zaawansowanego komputera do odpalenia, bo i sama gra nie zaszczyci fajerwerkami wizualnymi czy tłumami na ekranie: całość wygląda ładnie. Jeśli natomiast chodzi o warstwę audio, to ta wypada bardzo przyzwoicie - zarówno z perspektywy odgłosów jednostek jak i będącej w tle muzyki.
Przy takim odświeżaniu istotnym jest zachowanie uroku gry poprzez odpowiednie zbudowanie gry, czyli z zachowaniem także klimatu. I w tym przypadku niejako muszę powiedzieć "Robota wykonana, można grać", bo całość niejako przypomniała mi zagrywanie się w stare i dobre Age of Empires te ponad 15 lat temu. Szkoda tylko, że twórcy pokpili ten moment i nie mamy polskiej wersji językowej. Wprawdzie Age of Empires to nie ta kategoria, co chociażby Disco Elysium w momencie premiery, ale wciąż szkoda.
Biorąc pod uwagę problem daję 9/10, bo jest to dobrze przebudowana wersja, bo udało się przenieść starą produkcję w nowe realia z sukcesem. I może podstawka nie zestarzała się w jakimś strasznym stopniu (nie licząc technikaliów i tego, że rozdzielczość jest śmieszna), tak wciąż milej popatrzeć na grafikę rodem z 2017 roku niż tą z 1997 roku.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Age of Empires: Definitive Edition. Powrót może i niespodziewany, ale przyjemny – bo to dalej stare dobre Age of Empires, w podstawce z rozwiązaniami z rozszerzenia, i to w dość korzystnej cenie. Warta polecenia zarówno dla nowych w serii fanów strategii jak i tych, co mieli z grą styczność te kilkanaście lat temu.
Ankieta
Tradycyjnie, ankieta co do gry, której ma tyczyć następny recenzencki odcinek Piątkowej GROmady, a dane zbieram do kolejnego odcinka cyklu. W którym to opowiem o:
- Droga do zemsty usłana trupami i krwią, czyli recenzja Blood: Fresh Supply
Kilka słów o najlepszej odsłonie serii Blood (co nie oszukujmy się, że jest jakimś wyczynem :P) – w formie technicznej reedycji od Nightdive Studios. Gdzie Caleb najpierw wstaje z grobu, a po wygłoszeniu kultowej frazy wyrusza celem zemsty. Gdzie istotnym elementem jest kopanie głów zombie i mierzenie z dwururki do kultystów.
- Powrót do przeszłości, który nie był bolesny (Warriors of Fate)
Czyli kilka słów o zapomnianym klasyku od Capcomu, który to miałem ograć ponad 20 lat temu. I kilka tygodni temu dzięki Capcom Arcade Stadium.
- Bijatyka z niezrozumiałą decyzją w tle, czyli recenzja Shank
Kiedyś miałem okazję recenzować pewną bijatykę, gdzie twócy podjęli decyzję z kategorii "Poważnie?". Myslę, że to dobry moment by do niej wrócić.
- Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Krótka recenzja krótkiej, ale pięknej gry o spacerowaniu i zwiedzaniu opuszczonego świata. Która to gwarantuje coś więcej niż piękne widoczki o poranku.
- Gdy teraźniejszość i przyszłość spotyka prehistorię, czyli recenzja Cadillacs & Dinosaurs
Kilka słów o starej grze niewydawanej później ze względu na osobliwą licencję - bo mamy cadilaki, dinozaury i dziwnych handlarzy.
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Kilka słów o grze pierwotnie wydanej za późno i przez to wyglądającej na przestarzałą. Choć miała swoje do zaoferowania.