Piątkowa GROmada #320 - Gdy teraźniejszość i przyszłość spotyka prehistorię (Cadillacs & Dinosaurs)
Gry na licencji to motyw, który nie raz przyczyniał się do problemów w procesie produkcyjnym, często prowadząc do złych ocen czy wzrostu niechęci do dewelopera/wydawcy. Są jednak przypadki, także od tych większych firm, że dobrze wykorzystana licencja przyczyniła się do powstania małego dzieła growej sztuki jak chociażby seria strategii w uniwersum Władcy Pierścieni czy Warhammer: Total War. Dzisiaj będzie kolejny taki przypadek, tym razem z Japonii i z racji na platformę trochę zapomniany. Przygotujmy więc cadillaci i dinozaury, bo to przyda się w trakcie omawiania Cadillacs and Dinosaurs.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem krótko opowiem o Cadillacs & Dinosaurs, bijatyki opracowanej przez Capcom na licencji od General Motor Corporation. Licencja ta jest znana szerzej jako „Xenozoic Tales”/"Cadillacs and Dinosaurs" i opowiada o alternatywnej wersji postapokaliptycznej przyszłości, gdzie obok ludzi żyją także dinozaury, a ludzie trudnią się m. in. ich obłaskiwaniem czy badaniem. Wykorzystując tą licencję, tak samo jak w przypadku tej od Marvela (Punisher), Capcom zdecydował się na bijatykę, gdzie mamy kilka postaci, bossów czy postaci do ubicia. Sprawdźmy więc, jak się ta bijatyka trzyma prawie 30 lat po jej wydaniu w kwietniu 1993 roku.
Adnotacja: I tak, ocenie nie podlega wersja emulowana na Windowsie, a działająca na będącym w jednym z warszawskich klubów automacie. Dokładnie to Cybermachina na Nowym Świecie, gdzie zajęło mi to niewiele ponad godzinkę i kosztowało chyba 12 złotych. ;)
Gdy teraźniejszość i przyszłość spotyka prehistorię
Plakat promujący grę
Fabularnie gra została osadzona w XXVI wieku w uniwersum, gdzie obok siebie żyją ludzie oraz dinozaury. Wskutek działalności grupy handlarzy/łowców Black Marketeers, ta druga grupa staje się agresywna - a następnie zaczyna atakować okoliczne wioski oraz mieszkających tam ludzi. Grupa osób o różnym podejściu do walki (mechanik Jack Tenrec, odkrywczyni Hannah Dundee, inżynier Mustapha Cairo, tajemniczy Mess O'Bradovich) decyduje się połączyć siły. Następnie wyruszają oni na teren handlarzy/łowców celem wstrzymania ich działalności na stałe.
Fragment notki encyklopedycznej mojego autorstwa
Kampania podzielona jest na rozdziały z krótkimi przerywnikami na końcu każdego z nich (w niektórych przypadkach także na początku), w trakcie których trzeba obić złych ludzi lub/i dinozaury. Poza tym, ciężko cokolwiek innego powiedzieć o samej opowieści poza tym, że jest łatwa do zrozumienia, prosta i spójna. Na jej plus jest zdecydowanie jej długość z kategorii "Nie za długie, nie za krótkie, takie sam w raz", bowiem całość zajmuje niewiele ponad godzinę. Czyli za jednym posiedzeniem w barze można grę ukończyć i to bez większego problemu, co też sam bezstresowo uczyniłem. To wszystko z odpowiednim rozłożeniem akcji, satysfakcjonującym (choć do pewnego stopnia przewidywalnym) zakończeniem.
To, co wyróżnia tytuł na plus to wynikający z licencji pomysł na świat przedstawiony - zdecydowanie z kategorii tych bardziej osobliwych w dobrym tego słowa znaczeniu. Połączenie dinozaurów w nowoczesnych/współczesnym świecie lepsze/gorsze od innych wizualizacji tego typu (jak np. Park Jurajski), ale zdecydowanie inne. Projekt ludzkich przeciwników to taki trochę standard, bo są to głównie goście w płaszczach z karabinami. Ale nawet minimalny "dinozaurzy" element sprawia, że mamy na ekranie cuda i śledzi się je z zainteresowaniem, choć osobiście nie było ono aż tak duże jak te ponad 20 lat temu gdy widziałem tytuł po raz pierwszy. Niemniej wciąż to wysoka półka i plus za pomysłowość się należy.
C&D to, podobnie jak wiele gier Capcomu z okresu, bijatyka chodzona z możliwością rozgrywki do 2 osób łącznie. Gracz wrzuca więc monetę, następnie wybiera jedną z czterech postaci – każda z nich ma swoje statystyki – a następnie wyrusza w podróż. Z jednym prostym celem, czyli obicia wszystkich na ekranie* w jakimś wybranym przez siebie stylu. A właśnie, owy styl sam w sobie daje dużo możliwości jeśli chodzi o konfrontacje. A jeśli to połączy się z dość bogatym wachlarzem ciosów jak kopnięcia, obroty z kopnięciami, potrącanie samochodem czy wykorzystywanie leżącej na ziemii broni jak np. granat, to dostaje się narzędzie do relaksu. Pewna w tym zasługa także trudności gry, mimo że czasem dającej w kość, to wciąż będącej w kategorii tych przystępnych, przynajmniej w wersji z którą miałem do czynienia. Bo pomijając jedną drobną przeszkodę byłem w stanie ukończyć grę bez większego wydatku i dotrwać do chyba jednego z ciekawszych finałowych bossów.
No właśnie, jest jedna przeszkoda odpowiedzialna za to, że nie doceniłem w stu procentach. A dokładnie jeden dość rzadki przeciwnik, pojawiający się w dalszej części opowieści. Że tak ich nazwę „postapokaliptycznymi kuzynami Flasha”, co z perspektywy innych przeciwników jest dla mnie problemem. Dokładniej to chodzi o to samo, co niektórzy zarzucali Maruderom w DOOM: Eternal – niekoniecznie zły projekt, ale dla mnie niepasujący do stylu rozgrywki. I jak potrafiłem sobie jakoś poradzić nawet z dość ciekawymi wariacjami na temat dinozaura, tak ci goście to było dla mnie za wiele. Męczący, ale momentami frustrujący przeciwnik.
* - Czasem są bardzo pokojowe dinozaury, które to mogą być potraktowane przez przeciwników czwórki protagonistów i wyruszyć do walki.
Grafika wygląda dość przyzwoicie także dzisiaj i duża w tym zasługa wspomnianej w fabularnej części wizji artystycznej. Proponowana w ramach fabuły sceneria jest dość różnorodna, łącząca miejską z tą bardziej na uboczu. To, wespół z animacjami tworzy coś, co nie odtrąca także dzisiaj. Jeśli chodzi o audio, to i tu jest lepiej niż dobrze czy to w kwestii odgłosów czy przygrywającej w trakcie rozgrywki muzyki przywodzącej na myśl coś wiekowego, ale nie zepsutego czy przestarzałego. I dodającego klimatu do gry w przypadku której słychać, że ma się do czynienia z czymś sprzed ponad 20 lat.
Masz pieniążki? Jak nie, to koniec zabawy.
I tu kończy się opowieść o Cadillacs & Dinosaurs. To jedna z tych gier, które zestarzały się niczym wino – z wdziękiem oraz jakością. Bo nawet dzisiaj pod płaszczykiem osobliwej licencji kryje się bardzo kompetentna gra dająca wiele narzędzi do zabawy. Nic, tylko grać jak się natrafi na włączoną maszynę.
Ankieta
Tradycyjnie, ankieta co do gry, której ma tyczyć następny recenzencki odcinek Piątkowej GROmady, a dane zbieram do kolejnego odcinka cyklu. W którym to opowiem o:
- Droga do zemsty usłana trupami i krwią, czyli recenzja Blood: Fresh Supply
Kilka słów o najlepszej odsłonie serii Blood (co nie oszukujmy się, że jest jakimś wyczynem :P) – w formie technicznej reedycji od Nightdive Studios. Gdzie Caleb najpierw wstaje z grobu, a po wygłoszeniu kultowej frazy wyrusza celem zemsty. Gdzie istotnym elementem jest kopanie głów zombie i mierzenie z dwururki do kultystów.
- Powrót do przeszłości, który nie był bolesny (Warriors of Fate)
Czyli kilka słów o zapomnianym klasyku od Capcomu, który to miałem ograć ponad 20 lat temu. I kilka tygodni temu dzięki Capcom Arcade Stadium.
- Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Krótka recenzja krótkiej, ale pięknej gry o spacerowaniu i zwiedzaniu opuszczonego świata. Która to gwarantuje coś więcej niż piękne widoczki o poranku.
- Gdy teraźniejszość i przyszłość spotyka prehistorię, czyli recenzja Cadillacs & Dinosaurs
Kilka słów o starej grze niewydawanej później ze względu na osobliwą licencję - bo mamy cadilaki, dinozaury i dziwnych handlarzy.
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Kilka słów o grze pierwotnie wydanej za późno i przez to wyglądającej na przestarzałą. Choć miała swoje do zaoferowania.
- Na chwałę Imperium, czyli recenzja Praetorians
Kilka słów o strategii od Pyro Studios osadzonej w czasach Starożytności.