Piątkowa GROmada #335 - Polski Matrix na godzinkę za 5 złotych, czyli Superhot VR
Motywem przewodnim dzisiejszego odcinka będzie wariacja na temat tytułu opartego o jedno genialne w swej prostocie rozwiązanie. Wariacja ta dała studiu inną perspektywę, dokładając do tego także ryzyko kontaktu trzeciego stopnia. Przygotujmy wiec gogle wirtualnej rzeczywistości do założenia w wirtualnej rzeczywistości, bo to przyda się podczas analizy Superhot VR.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przeprowadzę was przez Superhot VR – strzelaninę z perspektywy pierwszej osoby opracowanej przez polskie studio SUPERHOT Team. Marka ta początkowo wydana w wersji flashowej, później przerobiona na pełnoprawny produkt dystrybuowany poprzez m. in. Steam, oparta jest o proste rozwiązanie: czas płynie tylko wtedy, gdy porusza się gracz. Efektem tego z prostej strzelaniny dostajemy mieszankę FPS-a, zręcznościówki z momentami przypominającymi grę logiczną. Jakiś czas po sukcesie wersji płaskiej twórcy wydali dodatek (ktoś pamięta te 8 godzin czekania*), zapowiedzieli Supehot JP (co się z tym dzieje, ktoś?) a także wydali opisywaną dzisiaj wersję VR. Przyjrzyjmy się więc temu czemuś i sprawdźmy, czy to fajne i jak.
Nota: Nie ogrywałem tego tytułu na domowej jednostce (brak VR, plus mój pecet raczej by był w niższych partiach jakości grafiki, wielkość pokoju z kompem), a w jednym salonie VR w Warszawie w Rondzie ONZ. Dobra alternatywa, by przetestować co nieco, a przede wszystkim zobaczyć czy VR nie wpływa w negatywny sposób (choroba lokomocyjna i takie tam). Jako gogle, to była to rodzinka Oculusa.
* - W wersji na Windowsa o tyle dobre, że można było zminimalizować i coś porobić w trakcie, ale i tak jest to „TOP5” najgłupszych rozwiązań w grach wideo.
Polski Matrix na godzinkę za 5 złotych, czyli Superhot VR
Fabularnie miałem do czynienia z… no cóż, bardzo niewiele tego było o ile w ogóle coś ciekawego. Na początku rozgrywki obudziłem się w pokoju z komputerami pamiętającymi jak Cenega S.A. znana była jako IM Group Sp. z o. o. i karteczkami/rysunkami na ścianach. Następnie znalazłem dyskietkę, potem włożyłem do napędu nałożyłem na głowę wirtualne gogle VR (tutaj na początku miałem przez chwilę „Error 404”, bo gra poprosiła mnie o włożenie gogli na głowę w sytuacji, gdy już je na głowie miałem) i zaczynamy rozgrywkę. I tak przechodziłem przez kolejne etapy oddzielone zmianami w pokoju aż do końca opowieści.
Niestety opowieść ta nie jest specjalna długa, bo w ramach głównej kampanii mówimy o grze do spokojnego przejścia w 80-90 minut. Później są wprawdzie wprowadzone w aktualizacji wyzwanie, ale tego nie chciałem już testować ze względu na krótki czas, jaki pozostał w salonie. Może kiedyś wrócę do tego, ale nie ciągnie mnie do tego ze względu na niezbyt wysokie „replayablity”. A jest to rozgrywka za którą trzeba zapłacić prawie 90 złotych bez jakichkolwiek przecen.
Ale nie o fabułę czy klimat „bycia częścią systemu” chodzi, a mechanikę rozgrywki.
Superhot VR to przedstawiciel gatunku FPS-ów z jednym założeniem: czas w grze płynie tylko w trakcie mojego ruchu, a jedno trafienie oznacza koniec. Miałem okazję wykonywać wygibasy na różnych arenach, poza dwoma momentami z jednym celem, czyli eliminacją przeciwników przy pomocy broni palnej, przedmiotów (od butelki po papierośnicę) czy pięści. Początkowo nawet nie jest tak źle, ale później – w obliczu nawałnicy pocisków – miałem trudne zadanie z omijaniem nadlatujących kul, zwłaszcza jeśli mówimy o wystrzale ze starej dobrej dubeltówki.
I to w sumie tyle, jeśli chodzi o rozgrywkę. Chciałbym powiedzieć coś więcej, ale autentycznie nie ma czego. Niemniej tylko to wystarczy, bo już to zapewniło mi doświadczenie bardziej niż osobliwe w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wciągnąłem się w ten schemat rozgrywki na tyle, że po prostu grałem trochę bez patrzenia na granice.* Duża w tym zasługa projektu mechanik, całościowo wypadających na kompetentne i uczciwe, gdzie rzadko ma się odczucie nieuczciwości, a zamiast tego uczestniczeniu w świecie, gdzie normą są strzelaniny w spowolnionym trybie. Ewentualnie konkurs w rzucie młotkiem w ruchomy cel czy cięcie powierzchni przebijających nożem. Niestety zbyt mało fenomenalnych, by poradzić sobie z ninją. :)
Na koniec drobny dodatek: Jeśli ktoś planuje ograć ten tytuł w domu – do czego szczerze zachęcam – polecam przygotować sporo wolnej przestrzeni. Salon VR był tu o tyle dobrze przygotowany, że nie miałem problemu z wielkością areny, a podczas drugiej sesji ściana była zabezpieczona, że było to kontakt trzeciego stopnia (choć wychylanie ręki skończyło spotkaniem kontrolera ze ścianą).
* - Po pierwszej sesji w Superhot VR trochę mnie bolały nogi, gogle pod koniec się rozładowały, a sam kilka razy znalazłem się w pozycji leżącej. W sumie takie gibanie w sesjach może być nawet jakąś formą ćwiczenia (słyszałem, że inna gra na VR – GORN – potrafi solidnie zmęczyć, bo tam też się dużo chodzi).
Wizualnie mamy do czynienia z tym stanem, co w przypadku Superhot, czyli minimalistyczna stylistyka z wyróżniającymi się broniami. Nie dość, że pozwala ona skupić się na akcji, a dodatkowo dodaje grze uroku (taka walka z systemem w owym systemie). Jeśli chodzi o dźwięk, to mamy tu standard, ale bardzo przyjemny dla ucha. Choć „Superhot” brzmi soczyście, jak zawsze.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Superhot VR, produkcję SUPERHOT Team w nowej szacie. Zdecydowanie warta polecenia, o ile niestraszny wam wysiłek fizyczny, wyglądanie jak dziwak czy późniejsze bóle nogi.
Ankieta
Tradycyjnie wyniki ankiety:
Tradycyjnie dane o odcinku zbieram do następnego odcinka, dotyczą one tego który wypadnie za dwa tygodnie od publikacji bloga. Wyniki poprzedniej ankiety, czyli temat za tydzień:
- Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Krótka recenzja krótkiej, ale pięknej gry o spacerowaniu i zwiedzaniu opuszczonego świata. Która to gwarantuje coś więcej niż piękne widoczki o poranku.
- Słowiańskie demo przechadzki, czyli wrażenia z The End of the Sun (demo)
Kilka słów o wersji demonstracyjnej The End of The Sun, polskiej przygodówki osadzonej w dość zapomnianym świecie.
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Kilka słów o grze pierwotnie wydanej za późno i przez to wyglądającej na przestarzałą. Choć miała swoje do zaoferowania.
- PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow
Klasyk, bo klasyk – ale jaki wyborny. :)
- Flashówka z odrobinę za dużą ceną, czyli recenzja Zombotron
Kilka słów o pewnej grze, która to uciekła na Steama. I zabrała ze sobą coś więcej niż osobliwą stylistykę.