Piątkowa GROmada #341 - Szkicowanie przemocy, czyli recenzja Draw Slasher
Motywem przewodnim dzisiejszego odcinka będzie rysowanie znaków na ekranie przy pomocy myszki. I jakkolwiek taki opis pasowałby do recenzji chociażby Deluxe Paint IV, to w tym przypadku byłaby to błędna diagnoza – bo efektem rysowania nie są piękne obrazy, a krew. Przygotujmy więc kredki i niekonwencjonalny strój ninja w białoczerwone barwy, bo to przyda się podczas opowieści o Draw Slasher od Mass Creation.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przedstawię wrażenia z ogrywania Draw Slasher od polskiej ekipy Mass Creation. Jest to przedstawiciel gier akcji, gdzie jako ninja przechodzi się przez lokacje i zabija określone cele. IJeśli coś jest wyznacznikiem produkcji, to sposób tej eliminacji. Otóż zamiast standardowego ciachania ścieżkę cięcia „rysuje się” na ekranie za pomocą palca albo myszki. Widać więc, że jest to produkcja pomyślana o urządzeniach przenośnych i nawet jest na nich dostępna (np. PS Vita). Ale skoro ukazała się na Windowsa, to sprawdźmy jak się ma na Windowsie.
Na plus na pewno jest cena – Mamy kampanię na 2-3 godziny za mniej niż 10 złotych i to bez przeceny. Tak więc cena jest z kategorii tych korzystniejszych.
Szkicowanie przemocy
Za siedmioma górami za siedmioma lasami żyła sobie królowa i krasnoludki sobie jakaś nadmorska społeczność. I gdy po niej po treningu wraca jeden z jej mieszkańców, ninja, zastaje nieciekawy widok. Otóż cały teren jest zniszczony, a po zgliszczach grasują piraci, a właściwie zombie piraci wyglądające jak małpy. Tak więc nasz bezimienny wojownik wyrusza w podróż celem odbicia uwięzionych i ukarania winnych.
W przerwie może on uczestniczyć także w wyzwaniach na Dojo, ale to dodatek z kategorii tych, co nudzą po pięciu minutach.
I tak z grubsza wygląda opowieść w produkcji Mass Creation, pretekstowa pokazana za pomocą komiksowych scen przerywnikowych. Całość prezentuje się dobrze i wypełnia swoje zadanie pretekstowego przedstawienia historii (choć pytanie, po co silili się na odtworzenie „Yody z dyskontu”). Szkoda tylko, że końcówka jest taka bardzo średnia. Już pomijając kilkukrotne powtórzenie pewnego motywu, to finałowe starcie jest z kategorii tych irytujących w złym tego słowa znaczeniu - niestety nie jako jedyne, bo generalnie walki z bossami w tej grze są męczace. Nie długie, a przesadnie wydłużone i to na normalnym poziomie trudności.
A właśnie, skoro o ślaczkowaniu mowa to może pora na kilka słów o mechanice rozgrywki.
Draw Slasher to gra akcji z prostą mechaniką rozgrywki – gracz wciela się w postać wojownika cienia, który to może iść w prawo albo lewo. Za całą resztę akcji odpowiada lewy przycisk myszy: otóż gracz rysuje na ekranie to, co następnie wykonuje postać. Może więc albo przeskoczyć z punktu A do B albo zaatakować przeciwnika/ów, później także aktywować ładowaną umiejętność. Czasem gra wrzuca te umiejętności na próbę wystawiając przeciwnika odpornego na określone podejście do eliminacji jak uderzenie od przodu czy elementy trochę platformówkowe. A w przerwie można rozwinąć postać poprzez zwiększenie jej zdrowia, staminy (wpływa na długość ślaczków) czy ulepszenie zdolności.
W sumie napisałbym więcej o rozgrywce, ale tego nie zrobię. Nie ze względu na niechęć do kogokolwiek, a po prostu nie ma o czym. Rozgrywka nie jest zbyt skomplikowana i dość szybko da się z nią zaznajomić. Została ona wykonana na tyle dobrze, że pomijając męczące starcia wypada zaskakująco dobrze i przyjemne. Nie nadaje się na dłuższe posiadówki, ale na jeden wieczór raz na 1-2 miesiące jest jak znalazł. Szkoda tylko, że w tej całości mamy bardziej zręcznościowe momenty, dla mnie czasem męczace głównie powtórzenia ich w krótkim przedziale czasowym. Choć parę z nich, zwłaszcza z ostatniej planszy jakoś nieszczególnie zachęcił mnie swoim wykonaniem.
Graficznie tytuł prezentuje się bardzo przyzwoicie, głównie za sprawą komiksowego stylu. Jest czytelna i co ważniejsze miła dla oka – to samo mogę stwierdzić także o warstwie muzycznej, choć i ta jest skromna. Standard, ale dobrze wykonano, co widać także w kwestii graficznej prezentacji przeciwników.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Draw Slasher – krótki tytuł w japońskich realiach z Polski. Ma swoje problemy, ale też urok wyceniony na mniej niż zwykły wypad do baru. Polecam. :)
Ankieta
Tradycyjnie wyniki ankiety:
Tradycyjnie dane o odcinku zbieram do następnego odcinka, dotyczą one tego który wypadnie za dwa tygodnie od publikacji bloga. Wyniki poprzedniej ankiety, czyli temat za tydzień:
- Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Krótka recenzja krótkiej, ale pięknej gry o spacerowaniu i zwiedzaniu opuszczonego świata. Która to gwarantuje coś więcej niż piękne widoczki o poranku.
- Technicznie upadła dynastia, czyli kilka słów o Wo Long: Fallen Dynasty
Co wyjdzie z połączenia Sekiro i Nioh, które to uległo wypadkowi i połamało nogi w około 70 miejscach? Potencjalny temat na odcinek cyklu. :)
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Kilka słów o grze pierwotnie wydanej za późno i przez to wyglądającej na przestarzałą. Choć miała swoje do zaoferowania.
- PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow
Klasyk, bo klasyk – ale jaki wyborny. :)
- Flashówka z odrobinę za dużą ceną, czyli recenzja Zombotron
Kilka słów o pewnej grze, która to uciekła na Steama. I zabrała ze sobą coś więcej niż osobliwą stylistykę.