Piątkowa GROmada #363 - Rogalikowa strzelanina (Remnant 2) + Prośba od Przyjaciółki GROmady (LiveRock)
Motywem przewodnim dzisiejszego odcinka będzie opowieść o tytule, gdzie ludzie mi gadali, że to „Dark Souls z karabinami”. Lubię Dark Souls, więc wziąłem ten tytuł ograłem i… no cóż, było dziwnie. Przygotujmy więc pudełko z licencją na program antywirusowy i łuki, bo to przyda się podczas opowieści o Remnant II.
Zanim blog, ważny komunikat przesłany przez przyjaciela GROmady - stąd też drobna zmiana w nazwie bloga. Pisownia oryginalna i prośba o rozpropagowanie na tyle, na ile to możliwe.
Witam GROmadę, z tej strony @LiveRock, dawno mnie tu nie było, aktywność znacznie spadła, bo i sprawy prywatne na to nie pozwalają. Zwracam się do Was z wielką prośbą o pomoc - czy to materialną, czy tą w postaci udostępniania linka w swoich mediach społecznościowych. Kilka dni temu ruszyłam ze zbiórką pieniędzy na mojego synka Kubusia, cierpi on na głęboki autyzm. Leczenie, rehabilitacja i dalsza diagnostyka jest bardzo kosztowna, więc muszę zwrócić się do ludzi o wielkim sercu o pomoc w zebraniu potrzebnych środków. Działać trzeba zacząć jak najwcześniej żeby zapewnić mu samodzielne życie, a problemów jest całe mnóstwo.
https://zrzutka.pl/na-samodzielne-i-szczesliwe-zycie-kubusia
Jeśli ktoś z Was może również stać się sponsorem mojej zrzutki, utworzyć skarbonkę lub wystawić swoje przedmioty na sprzedaż będę bardzo wdzięczna. Ja ze swojej strony wystawiam na sprzedaż nówkę, dwa razy odpalonego SteamDecka, pewny sprzęt, jeszcze na gwarancji.
Korzystając z okazji, wielkie podziękowania dla użytkownika @mtmt, gdańskiego beatmakera. Od kiedy usłyszał o Kubusiu, jeszcze na długo przed zrzutką, postanowił przeznaczyć cały dochód ze sprzedaży swojej płyty na rzecz malucha, do kupna również gorąco zachęcam.
https://felbeat.bandcamp.com/album/heard-dat-before-vol-1-reborn
Witam więc was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przeprowadzę was przez Remnant II w wersji na Windowsa (poza nią tytuł wyszedł także na PS5 i Xbox Series). Jest to przedstawiciel…. I tu już pojawia się pierwszy problem z definicją, bo część by powiedziała, że to souls-like z karabinami. A po ograniu dla mnie to bardziej mariaż Souls-lite i Rogue-lite, czyli roboczo nazwijmy to „Rogue Souls” (pl. Zbójeckie Dusze). :)
Zacznijmy więc jeszcze raz.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przeprowadzę was przez Remnant II w wersji na Windowsa (poza nią tytuł wyszedł także na PS5 i Xbox Series). Jest to przedstawiciel gatunku „Rogue Souls”, gdzie gracz wciela się w kogoś, kto ląduje w przytułku Ludzkości opanowanej przez dość agresywne drzewo znane jako Root. Niestety spokoju nigdy za wiele, bo po odwiedzeniu jednego opuszczonego miejsca dzieje się coś złego i trzeba to zbadać. Ale tylko los program wie gdzie. Sprawdźmy więc, jak ma się ta przygoda.
Na początku kilka krótkich informacji:
- Nie grałem w Remnant: From the Ashes, więc nie wiem jak gra wypada względem poprzednika. Nie mam też porównania w historii i swoje przypuszczenia opieram wyłącznie na RII.
- Tytuł ma oficjalne polskie wydanie, ale brakuje mu wersji PL. Bieda, bo choć grę można przejść, tak przy „Opowieści przez obiekty/NPC” boli i to znacznie.
- Jak ktoś ma wersję na PC i chciałby wspólnie postrzelać jestem otwarty. Odnośnik do konta.
Rogalikowa strzelanina
Remnant II to kontynuacja bestsellerowej gry Remnant: From the Ashes, w której ocalali ludzie muszą zmierzyć się z nowymi śmiercionośnymi stworzeniami i przypominającymi bogów bossami w przerażających światach.
Fragment opisu ze strony gry na platformie Steam (po polsku…)
A teraz opowiem historię (10 000 years later) skończyłem, I jak zadowolony? Halo, jesteś tam?
Jeśli chodzi o sposób przedstawienia historii, to Remnant II do pewnego stopnia stosuje rozpropagowaną przez Dark Souls „Opowieść przez obiekty/NPC”, tak więc sceny przerywnikowe pojawiają się niezwykle rzadko. Ogólne założenia mówią o świecie opanowanym przez zarazę znaną jako Root, sprawiającej dość szybkie rozprzestrzenieni drzewa - tylko drzewo to lubi nabijać drwali na pal zamiast poddawać się ich toporom. Zaczynamy w jednej z 3 możliwych miejscówek w 1 z 2 dostępnych wariantów (mamy więc teoretycznie 6 początków), a następnie podróżujemy przez kilka innych miejsc rozwiązując różne zagadki czy eliminując miejscowych – z finałem z kategorii pewnie tych spodziewanych, jeśli skończyło się pierwsze Remnant. MI przypomniało inną grę, ale nie powiem jaką z obawy o spoilery.
Pod tym względem tytuł wypadł dobrze, zarówno pod względem postaci jak i różnorodności. Jedna rozgrywka z dość epickim finałem (boss z końcówki to uczta dla oka, ucha i rozgrywki ze względu na kilka dobrze osobliwych patentów) to dopiero początek przygody w Remnant II. Mamy tu bowiem rogalikową konstrukcję, można więc można „rolować” lokacje celem znalezienia nowych bossów, przedmiotów, aberracji* czy radosnej eliminacji przeciwników w ilościach iście hurtowych (w to liczę też jelonki Bambi z Yaeshy, groźniejsze niż miejscowe potwory). Na zobaczenie całości za pierwszym razem potrzebowałem około 25-30 godzin, a żeby odblokować całość potrzebowałbym drugie tyle. Jak na podróż z ceną produkcji AA to lepiej niż dobrze.
No chyba, że planuje się odblokować wszystko, bo wtedy trzeba poświęcić na grę ze 120-150 godzin minimum. Poziom "Hardcore" obowiązuje.
* - W większości bossowie/Aberracji wypadają dobrze z kilkoma wyjatkami (Gwendil, jako boss meh, jako podkład muzyczny 10/10). No chyba, że trafii się na coś pokroju Egzekutora, czyli bossa w niewielkiej przestrzeni. Nie, po prostu nie. Wyzwanie jest okej, ale są granice.
Rzecz w której RII bije wszystkie Souls-like i Souls-lite’y. Uwaga, w skrajnych przypadkach może spowodować śmierć (np. głaskanie na windzie).
W pewnym momencie odblokowałem także „tryb przygody” (ang. Adventure Mode), gdzie mogłem wybrać jedną z trzech krain i przejść ją jeszcze raz w innym rozkładzie. I to diametralnie innym, co uwidacznia jedną sporą zaletę Remnant 2, czyli bardzo wysokie „replayability value”. Bo choć tak jak w souls-like’ach po 2-3 przygodzie spodziewamy się czegoś i gdzieś, tak w przypadku Remnant 2 nie do końca wiemy gdzie, choć możemy mieć przypuszczenie co. Dodatkowo jest to pewne urozmaicenie w trybie sieciowym, czyli kooperacji do 3 osób włącznie, bo mamy wtedy przygodę w nieznane, gdzie w jednym momencie jest pusto, a zaraz atakuje nas Legion. No i niekoniecznie zaczynamy ją w tym samym miejscu, dzięki czemu w połączeniu z niewiedzą* i przypadkiem odblokowałem broń z którą przeszedłem chyba z 90% gry, Sagittariusa. Łuk ze zwiększonymi obrażeniami w przypadku trafień we wrażliwe punkty i chyba najgorszą zdolnością (Mod).
UWAGA W RII w trybie sieciowym jest przyjacielski ogień. Przekonałem się o tym, gdy przypadkowo kooperator dostał z przyłożenia z Obrzyna i padł UWAGA
* - Remnant II ma system tworzący zapasowe stany gry, efektem czego jak dojdzie do zepsucia stanu gry, można go podmienić i kontynuować rozgrywkę. I o kurde mi się to przydało, bo inaczej musiałbym powtarzać CAŁĄ grę.
Ja chcę spróbować Bloodborne, on nie jest taki straszny. Moja postać po 10 minutach gry w Yharnam. Ps. Gdzie taka piła w Bloodborne? Remnant II 1, Bloodborne 0
Remnant II jest przez wielu, także dewelopera, określany jako Soulslike*, w czym się chyba różnię od większości z nich – ja tu bowiem widzę jakąś dziwną mieszankę Dead Cells i Destiny z pewną domieszką Dark Soulsów. Głównym orężem w konfrontacjach z przeciwnikiem jest tu dla jakichś 90% graczy broń dystansowa (można wprawdzie zrobić dobry build po walkę wręcz, ale wymaga to wprawy i w przypadku kilku bossów walka będzie bardzo trudna). I wybór oręża jest tu spory, dodatkowo każdy z nich ma jakieś charakterystyczne cechy czy zdolności (mod). W niektórych przypadkach wspomniany Mod podlega modyfikacji, co wsparte przez mnogość broni, pierścieni, amuletów i wspomnianych modów zachęca do tworzenia własnych kombinacji dla szybszej anihilacji przeciwników w grze. Ewentualnie testowanie tych znalezionych po sieci, bo możliwości tam jest cała masa.
Jeśli coś wyróżnia Remnant II od typowego Souls-lite, to znacznie częściej występująca istotność w tym, gdzie się trafia, a nie czym się trafia. Otóż w przypadku przeciwników w RII można wyróżnić tzw. Słabe Punktu, Neutralne Punkty i Mocne Punkty, gdzie trafienie oznacza mniejsze albo większe obrażenia. Mamy więc nie tyle znajdowanie odpowiednich momentów na trafienie w ten punkt. Mamy więc więcej kombinowania i to lubię, bo zwykłe ciachanie nie jest tak ciekawe jak precyzyjne ciachanie. :)
Gdyby tylko losowość w pewnym stopniu nie blokowała zdobycia pewnych przedmiotów. I to nie chodzi nawet o coś, co żeby zdobyć w jednym świecie trzeba znaleźć coś innego w innym świecie, a sklep Cass. Gdzie inwentarz pojawia się losowo, ponieważ powody. A jak szczęście/nieszczęście może wpłynąć na rozgrywkę, niech świadczy mój przykład gdy to podczas kooperacji znalazłem wcześniej przeze mnie nieznany pierścień Wybrakowanego Piękna (ang. Ring of the Flawed Beauty). Podnosi on obrażenia od trafień we wrażliwe punkty o ¼. Ja tu rozumiem pewną losowość w zdobywaniu sprzętu czy wydarzeń, ale chociażby Dead Cells rozwiązał taki problem lepiej poprzez implementację „Granatu Łowcy” oraz lustra, gdzie szukać następnego łupu. Tutaj czasem trzeba liczyć na szczęście, co dla mnie jest po prostu słabe.
* - Jednym z dla mnie bardziej widocznych odstęp jest podejście do „back dash”, czyli odskok w tył. W RII to źródło szybkiego ominięcia obrażeń, w takim Eldenie to prędzej źródło zwiększenia obrażeń od pchnięcia.
Stać, aresztuję cię za kradzież kodu Half-Life 3 Remnant 2. Karą za to jest strzała, ale nie w kolano.
Losowość widać także w atutach przypisanych do pewnych bossów. Atuty są to pewne modyfikatory dające im pewne zdolności jak chociażby częściową odporność na żywioły czy zmniejszone obrażenia od krytycznych trafień (nie mylić tego z ciosami w słabe punkty). I rozwiązanie to jest nawet dobre, bo urozmaica rozgrywkę i każe nam szykować się na pewne majstrowanie. Niestety prawie, bo są dwa atuty doprowadzające do stanu irytacji: Empatia i Regeneracja. Drugiego nie muszę tłumaczyć, pierwszy związany jest z tym, że jeśli gracz leczy się relikwią, to boss też dostaje trochę zdrówka. I jakby to samo w sobie było złe, to jest to %HP bossa, nie jakaś określona wartość. Wystarczy więc trafić na „tanka” i mamy przewalone, bo albo trzeba walczyć kilka minut bez obrażeń albo każdy błąd kosztuje i to sporo. Lubię dobre wyzwanie, a nie coś co łączy starą szkołę tworzenia trudności z nowoczesnym projektem rozgrywki.
Właśnie, błędy. Remnant 2 w odróżnieniu od Soulslike’ów ma wybór poziomu trudności z ewentualnym modyfikatorem (Hardcore, czyli tryb „Iron Man”). I choć pewnie jakoś wpływa to na kombinacje ciosów bossa (ja przynajmniej odnotowałem 1 taki przypadek), tak głównie jest to podbicie statystyk. Niestety jest to naleciałość z „okresu, gdy były czasy”, gdzie na najwyższym poziomie trudności nawet drobna pomyłka kosztuje i to sporo. I tak niestety jest w przypadku Remnant II, gdzie na Apokalipsie bez odpowiedniego buildu będziemy mieć festiwal „1 hit kill” albo znaczny uszczerbek na zdrowiu nawet przy bazowym ataku. Dodaj do tego wspomnianą wcześniej Empatię i nie zdziwię się, jak z irytacji pad posłuży za pocisk do eliminacji przeciwnika.
Widać klasówki dopadną nawet w wirtualnym świecie, Choć tu przynajmniej zdawalność 100%.
Wizualnie twórcy zaproponowali nam kilka różnych światów, każdy z unikatowym zestawem przeciwników, miejscówek i stylistyk. Mamy więc coś pasującego trochę do Bloodborne, coś niczym z kosmicznych rubieży (nie Starfield, brakuje niewidzialnych ścian ponieważ powody) czy wariatkowo. Każda się wyróżnia, każda ma w sobie coś przyciągające co sprawia, że chce się je zwiedzać. I nawet jeśli znaleźliby się ludzie mówiący o aspekcie technicznym (sam się z nim mierzyłem, chociażby w kwestii łatania gry), tak pod względem artystycznym tytuł jest po prostu dobry. I koniec.
No i pozostaje jeszcze muzyka, a ta to wysoka półka – zwłaszcza finałowa starcie, idealna do przesłuchania także w luźniejszym czasie. Czasem nawet zahaczając o dość osobliwą sytuację, że starcie z bossem jest w kategorii „Może być”, a muzyka sprawia, że chce się parafrazować pewnego młodzieńca u babci. Trochę dziwne, że na tym tle dźwięki broni są takie średnio satysfakcjonujące. Stąd chociażby dałem na spróbowanie wspomnianego wcześniej Sagittariusa i zostałem z nim na 3/4 gry.
No dobra, trzeba szykować się na konfrontację
I to by było na tyle, jeśli chodzi o najnowszą pozycję Gunfire Games, czy jak chciałby polski tłumacz „Gry Ognia Artyleryjskiego”. Taki przyjemny Souls-lite, gdzie widać także coś jakby z DC i Destiny wspartego przez dziwną postać wirusa. Tytuł ma swoje bolączki, ale warto się z nim zapoznać, jak się lubi bardziej skomplikowane TPS-y.
Popełniłem Remnantowego mema, to go daję :)
Ankieta
Tradycyjnie wyniki ankiety:
Tradycyjnie dane o odcinku zbieram do następnego odcinka, a dotyczy tematu za 2 tygodnie - kto ma sugestię na tytuł, niech daje znać.
- Pełnokrwista przygoda, czyli kilka słów o The Butcher
Czyli opowieść o o pełnokrwistej pixelowej przygodzie na jeden wieczór
- Ślamazarne Soulsy za pętko kiełbasy, czyli recenzja Lords of the Fallen (2014)
Ciekawe co będzie szybsze – ten temat, nowy LoTF, czy koniec podróży Harkina.
- Wyprawa do Giptu, czyli recenzja urlopu w Egipcie
WRGOoG (W Ramach GROmady Opowiadamy o Grach), ale tym razem na 10%, bo miałem koszulkę z logiem PlayStation Move przez którą pomylono mnie kiedyś z Czechem. Dobrze, że nie z przedstawicielem innego kraju ze względu na opaleniznę. :)
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Kilka słów o grze pierwotnie wydanej za późno i przez to wyglądającej na przestarzałą. Choć miała swoje do zaoferowania.
- PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow
Klasyk, bo klasyk – ale jaki wyborny. :)