Piątkowa GROmada #365 - Ślamazarne Soulsy za pętko kiełbasy, czyli recenzja Lords Of the Fallen (2014)
W przyszłym miesiącu na rynku ma pojawić się Lords of the Fallen od Hexworks oraz CI Games, polskiego wydawcy znanego z gier budżetowych oraz serii o snajperach. Może już niektórzy zapomnieli, ale 9 lat temu CI Games wespół z niemieckim Deck13 Interactive przygotowało dla graczy Lords Of the Fallen. Przygotujmy więc beczki smoły, bo to przyda się podczas opowieści o Lords of the Fallen z prostym pytaniem: czy Lords of the Fallen będzie lepszy niż Lords Of the Fallen.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem opowiem o Lords Of the Fallen w wersji na Windowsa – tytuł ukazał się także na PlayStation 4, Xbox One i Blacknut oraz w dość zmienionej formie na iOS/Android. Jest to przedstawiciel gatunku gier fabularnych w uniwersum fantasy w schemacie rozgrywki znanym jako „souls-like”. Mamy więc opowieść przedstawioną przez otoczenie, masę uników, zgonów, tworzenia buildów czy wymagających bossów. Na premierę gra spotkała się z niezbyt ciepłymodbiorem i dzisiaj uchodzi za jeden z gorszych większych przedstawicieli „Souls Like”. Sprawdźmy więc, czy ktoś się uwziął na polsko-niemiecki projekt czy z tą grą jest coś nie tak.
A, grę udało mi się dostać wraz z jednym z numerów czasopisma CD Action.
Ślamazarne Soulsy za pętko kiełbasy
LOtF nie ma dobrej muzyczki, więc zarzucam tą z zapowiedzi LotF
Do klasztoru przybywa grupa koksów – mnich i zwolniony z więzienia Harkyn – gdzie to stało się coś złego. Otóż spokojną krainę nawiedziła grupa Lordów pod przewodnictwem niejakiego Adyra. I tak mnich oraz więzień wyruszają oni do miejsca pełnego Rhogarów i ludzi dziękujących za odrąbanie kończyny, gdzie jedyna kobieta chyba wcześniej siedziała 25/8 na siłce i jest opryskliwa, ponieważ powody. Z do pewnego stopnia zaskakującym finałem z końcówką będącą „wylęgarnią koksów”*.
Jeśli chodzi o opowieść, to mamy tu głównie opowieść poprzez rozmowy z niezależnymi postaciami w jakimś stopniu wspierana przez opisy przedmiotów. I jeśli ktoś się zastanawia, czy historia jest jakimkolwiek mocnym punktem tej gry, to niestety nie. Nie jest też ona na tyle zła, by uznać ją za wadę produkcji, bo ma swój urok zwłaszcza w postaciach. Serio, w tym uniwersum to wszyscy chodzą chyba na siłkę, bo ludzie w tej grze są masywni – nawet jedyna kobieta, gdzie pomoc w jej zadaniu to bardziej kwestia wypadku przy pracy niż jej polubienia.
Tytuł ten też nie zachwyca długością, bo osoba nawet średnio ogarniająca ten typ gier – o ile jest w stanie przejść przez rozgrywkę – jest w stanie ukończyć grę w 3-4 popołudnia. Dołóżmy do tego brak trybu sieciowego i niewielką chęć do ogrywania NG+ ze względu na niemal zerowe replayability value. Dałbym to jako wadę, ale powstrzymuje mnie od tego cena, bo jak na ten typ rozgrywki to stówa w wersji dystrybuowanej przez Steam bez promocji. Czyli tanio, choć nie wiem czy warto ze względu na główny aspekt gry, mechanikę rozgrywki.
* - Swoją drogą WSZYSTKIE postacie, nawet mnisi, są w tej grze tak masywni, że aż wygląda to nienaturalnie. Z drugiej perspektywy licząca się część Rhogarów to istoty dość wychudzone, dziwne więc, że robią aż tyle problemów. Może inspirację na grę przyszła z oglądania zawodów Strong-Menów?
Lords of the Fallen w wersji na iOS oraz Androida. Powiedziałbym cokolwiek na ten temat, ale „XD” wystarczy.
Lords of the Fallen to dość wczesny przypadek Soulslike nie od FromSoftware, czyli jest to przedstawiciel „gry fabularnej w świecie fantasy, gdzie istotne są przewroty, a pomyłka kosztuje”. Zbiera się doświadczenie, następnie inwestuje w jedną ze statystyk, po drodze ulepsza broń (tutaj opiera się to wyłącznie o runy) i idzie dalej w drogę licząc na to, że podejść do bossa będzie mało. O co nie trudno w LoTF, bo na tle pozostałych gier z wysokim poziomem trudności tutaj jest on dość niski. Rzekłbym, że nawet średnio ogarnięty gracz byłby w stanie przejść tytuł bez większych problemów. I chyba tylko jeden boss sprawiłby problem ze względu na związaną z nim mechanikę.
I niestety tutaj pojawia się chyba największa bolączka tytułu, bo o ile jakoś można przecierpieć „przedstawicieli krainy beznamiętnych koksów” (a co więcej, ma to swój specyficzny urok), tak mechanika rozgrywki jest tu zepsuta. Główna w tym zasługa nie broni czy ich funkcjonalności, a prędkości. Ja tam jestem w stanie zrozumieć powolność pewnego typu uzbrojenia, co więcej moją ulubioną bronią w Soulsach jest wielki młot, ale tu ktoś poszedł o krok za daleko. Ociężałość uzbrojenia w LOtF jest bowiem tak widoczna, że człowiek może między atakami pójść zrobić sobie kawę i po powrocie ruch dalej będzie „in progress”. To samo tyczy się uników, gdzie dołóżmy jakieś dziwne opóźnienie w kwestii responsywności i mamy grę, której przechodzenie w lekkim pancerzu to proszenie się o kłopoty - wszystko jest tu po prostu zbyt powolne i przez to męczące. I jak początkowo chciałem nawet przetestować lżejszy pancerz, tak po dość krótkim czasie przeszedłem na cięższy wariant, bo to był „easy mode”. Łatwy do osiągnięcia „build” czołgu sprawia, że realny problem robią tylko wojacy z tarczą, gdzie może przydać się kopniak. Choć w odróżnieniu od masywnych postaci wygląda on trochę "na odwal się".
Bossowie też tutaj jakoś szczególnie nie pomagają, bo mam nieodparte wrażenie jakby każdy z nich miał 2, może 3 ataki i już po 10 sekundach jakoś średnio są w stanie nas czymkolwiek zaskoczyć. Może i dobrze, bo dzięki temu łatwo zdobyć nagrodę specjalną, czyli przedmiot otrzymywany po pobiciu bossa w jakiś sposób. O co nie trudno, bo poza pierwszym i ostatnim starciem jest to łatwe i czasem trzeba się postarać aby NIE DOSTAĆ nagrody (w jednym przypadku było to podobno zbugowane i nagroda była gwarantowana). Dodatkowo po nich otwierał się portal, gdzie można było pójść i odebrać nagrodę.
Ale dobra, ponarzekałem na rozgrywkę, do czego gra niestety obliguje każdą minutą obcowania, ale trzeba powiedzieć też coś dobrego. Poza wspomnianymi nagrodami specjalnymi, gdzie pasuje opis "zmarnowany potencjał", warto wspomnieć także o mnożniku doświadczenia. Dzięki temu rozwiązaniu im więcej pobitych przeciwników bez uzupełnienia leczących flaszek, tym więcej doświadczenia wpada za pokonanie kolejnych przeciwnika. Gracz może więc albo nie ryzykować i uzupełnić braki, albo pójść dalej i zaryzykować utratę życia, by potem je odzyskać. Co ważniejsze, tutaj im późniejsze dotarcie na miejsce, tym mniej XP do odzyskania. Biała chmurka bowiem powoli, acz sukcesywnie, zanika przy okazji służąc za miejsce do dość powolnej regeneracji zdrowia.
No i możliwość bezproblemowej pauzy w trakcie gry. Wiem, dziwaczeję, ale serio nie rozumiem czemu nie ma możliwości bezproblemowej pauzy w graniu offline w takim Remnant II czy Elden Ring. Bo ciężko to wytłumaczyć lore gry (choć kto wie, może jest coś o czym nie wiem :P), a wystarczy losowe wydarzenie w czasie walki z bossem jak np. domofon czy telefon i musisz tak naprawdę powtarzać walkę.
I jakkolwiek w każdym poprzednim elemencie zmam jakieś mniejsze/większe uwagi, tak nie mogę się przyczepić do warstwy artystycznej. Ktokolwiek pracował nad tym elementem odwalił kawałek dobrej roboty. Klasztor i spowita mrozem miejscówka przykuwa, projekt pancerzy to wysoka półka (przez ich masywność mam wrażenie, że za rogiem stoją Khorne z Nurglem), a bossowie – nawet jeśli starcia z nimi są *meh* - zostali dobrze opracowani pod tym wględem. Ogólnie przy tym poziomie trudności bardziej wykwalifikowani w gatunku mogliby zrobić sobie radosną przechadzkę po całym obszarze celem obserwacji. A jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to niewiele powiem… bo i autentycznie nie ma co. Coś tam w tle leci, ale nie przykuło to mojego ucha na tyle, by odgrywać sobie to sobie np. w trakcie pisania bloga. Chyba jedyna instancja w przypadku trudnych gier, gdzie muzyka była zwykle bardzo dobra lub wręcz genialna (patrzę na Ciebie, Elden Ring).
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Lords of the Fallen od polsko-niemieckiego duetu. Ciekawostka z masą mniejszych/większych bolączek, lepiej obejrzeć sobie jakieś materiały na Youtubie i tyle. A samą grę traktować jako ciekawostkę z którą lepiej się nie zapoznawać na własną rękę
Ankieta
Tradycyjnie wyniki ankiety:
Tradycyjnie dane o odcinku zbieram do następnego odcinka, a dotyczy tematu za 2 tygodnie - kto ma sugestię na tytuł, niech daje znać.
- Pełnokrwista przygoda, czyli kilka słów o The Butcher
Czyli opowieść o o pełnokrwistej pixelowej przygodzie na jeden wieczór
- Zgromadzenie pikselowych braci, czyli recenzja Broforce
Kiedyś tam wpadła aktualizacja Broforce, pora więc wrócić do gry. Którą jako jedną z niewielu przeszedłem także na PlayStation 4.
- Wyprawa do Giptu, czyli recenzja urlopu w Egipcie
WRGOoG (W Ramach GROmady Opowiadamy o Grach), ale tym razem na 10%, bo miałem koszulkę z logiem PlayStation Move przez którą pomylono mnie kiedyś z Czechem. Dobrze, że nie z przedstawicielem innego kraju ze względu na opaleniznę. :)
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Kilka słów o grze pierwotnie wydanej za późno i przez to wyglądającej na przestarzałą. Choć miała swoje do zaoferowania.
- PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow
Klasyk, bo klasyk – ale jaki wyborny. :)