Piątkowa GROmada #390 - Na chwałę Imperatora (Warhammer 40,000: Space Marine)

BLOG RECENZJA GRY
869V
user-62289 main blog image
BZImienny | 22.03, 09:23
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Motywem przewodnim dzisiejszego odcinka będzie przygoda pełna zła, heretyków i takiej ilości krwi, że wampir miałby pożywienia na 40 000 lat. Gdzie mamy także wielkie młoty czy narzędzia do cięcia drewna na rękojeści. Przygotujmy więc mopy i sprawdźmy przygodę „Hulka w pancerzu z terenówki” na licencji, która to robi większość roboty.

Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przedstawię swoje wrażenia z ogrywania Warhammer 40,000: Space Marine Anniversary Edition w wersji na Windowsa. Jest to przedstawiciel gatunku gier akcji z pewnymi elementami slashera oraz strzelaniny od Relic Entertainment. Kanadyjski deweloper znany za sprawą serii Dawn of War zaproponował coś innego, sprawdźmy więc jak się ma ta nagła zmiana u twórcy, który pożegnał się z marką tak źle, że gorzej się chyba nie dało.

Dodatek – Opinia dotyczy wyłącznie kampanii dla pojedynczego gracza, ale miałem okazję pobieżnie przetestować tryb sieciowy, zarówno „Versus” jak i tryb „Hordy”. Wyłączając licencję to standard i nic poza tym.

Na chwałę Imperatora

W 40 millenium ludzkość zna tylko wojnę z Obcymi, czyli istotami niebędącymi ludźmi. Zieloni Obcy, dokładnie Orkowie najeżdżają planetę Graia z dobrami o ABSOLUTNIE STRATEGICZNYM ZNACZENIU. Wskutek tych dóbr proponowany ot tak Exterminatus zostaje wykluczony, a zamiast tego wysłany zostaje oddział 3 Kosmicznych Marines z zakonu Ultrasmerfów Ultarmarines. Gigachad o głosie Merlina z serii Kingsman, sympatyczny weteranem i nieogarnięty młodzik gadający o jakieś książce wyruszają celem uratowania planety*, gdzie jedyna w pełni ogarnięta osoba to dowódczyni oddziału Gwardzistów. Jak komuś mało dobrze napisanych twardych pań, niech ogarnie panią Mirę z regimentu gwardzistów o wyjątkowych oczach.

Historia przedstawiana jest głównie za sprawą scen przerywnikowych z pewnym udziałem rozmów w różnych momentach opowieści. I na pierwszy rzut oka wszystko jest tu proste, na co wskazuje konstrukcja zadań, bo każde zadanie to maksymalnie 3-4 słowa. Jej mocną stroną są przede wszystkim postacie z główną trójką w zestawie, bo niezależnie od podejścia do nich widać, że są jakieś. Ich reakcje na różne wydarzenia, w tym i plot-twist**, śledzi się z zainteresowaniem. Na uwagę zasługuje protagonista, niby super żołnierz a jednak bardzo ludzki, oraz pani kapitan zarządzająca bajzlem, jaki pozostał po zielonej powodzi. Dowód, że da się stworzyć wpadająca w oko i wiarygodna twardą żeńską postać.        

Całość jest do ukończenia w 6-7 godzin na normalnym poziomie trudności i to raczej z kategorii tych trudniejszych niż prostszych. I skoro nawet tutaj musiałem powtarzać pewne etapy gry, to aż boję się myśleć jak by to było na trudnym poziomie. I jeśli coś jest tu do ponarzekania, to ograniczenia w eksploracji i poruszaniu się (chociaż Marines mogą się turlać w tych pancerzach, nie wiem jak to możliwe). Nawet jeśli ma to sens w galaktyce bez pokoju, to ograniczenia w eksploracji bolą i to mocno. Przerabiałem to przy okazji innej brutalnej gry i coś takiego sprawiało niemal fizyczny ból.

Imperator powiada, że każdy strzał ma znaczenie

Warhammer 40,000: Space Marine to przedstawiciel gatunku akcji, gdzie równie potraktowano walkę wręcz i dystansów. Twórcy oddali w nasze ręce 4 miejsca na broń z jednym zarezerwowanym przez broń do walki wręcz, jednym na krótką broń i dwoma na dodatkowe wyposażenie z dostępnej puli. A mamy tu szeroki wachlarz uzbrojenia, bo oprócz standardowych karabinów na wybuchające puszki do energetyków jest chociażby karabin laserowy czy wielki karabin na naboje o kalibrze przekraczając 0,75 cala. Samo wykorzystanie tych narzędzi to proste trzymanie przycisku strzału z ewentualnym przybliżeniem dla poprawy celności. Co warto robić także ze względu na brutalność, bo każde trafienie tworzy posoke krwi, czasem dokładając do tego rozczlonkowanie przeciwnika. Choć ta wygląda na predefiniowaną zamiast generowania jak w MGR, więc pole do poprawy w ramach kontynuacji. Oby tylko utrzymano moc moc oręża, bo to w odróżnieniu od produkcji Kuju Ent. widać ja i to wyraźnie. 

Program kosmiczny Kosmicznych Marine, czyli wyrzucanie w kosmos za pomocą wielkiego młota. Śmiertelność 100%.

Każdy kto ogrywał nieśmiertelne Dawn of War ten wie, że kosmiczni Marine są skuteczni także w walce wręcz i nie inaczej jest w przypadku Space Marine. Zaczyna więc z mieczen lancuchowym, potem dostając do wyboru m. in. Młot o gabarytach Niszczyciela Olbrzymów z Elden Ring. Każda z broni zapewnia kilka prostych kombinacji ciosów, określoną szybkosc/siłę i wykończenie w formie stapniecia o mocy z dolnej chyba do wywołania tąpniecia. Jest to więc trochę jak Dow, ale z perspektywy trzeciej osoby z chyba największa radością w formie mocy. Bo nawet w sytuacji bycia okrazonym wystarczy proste kombo do zaprezentowania mocy i przywołania Obcych do porządku.

Na szczególną uwagę zasługuje system zdrowia, oparty o regenerujący się pancerz i BARDZO powoli regenerujące się zdrowie. Ale w tym drugim przypadku nie ma co narzekać, bo Titus może się leczyć. Ale nie korzysta przy tym z bardzo heretyckich apteczek, estusów czy innych tego typu flaszek, a wrogów. Dokładnie to może on ogłuszyć przeciwnika na kilka sposobów, a potem wykonać na nim dość brutalną egzekucję jak np. przebicie czaszki mieczem łańcuchowym, co go leczy (ponieważ powody, nie znam lore Warhammera).

Trochę jako narzekacz, trzeba tu wtrącić swoje trzy grosze ze względu na to jak ta mechanika jest (nie)rozbudowana. Efektowna, to fakt i tak samo z kilkoma dobrymi patentami jak przerobienie wrogów na krwawe piniaty. Ale głębi w tym nie ma, a kombinacji ciosów jest tak mało, że po 20-30 minutach gry widzisz je wszystkie. Fani taktyki i bardzo skomplikowanych mechanicznie gier nie mają tu czego szukać.

Space Marine brutality coming up. ;)

Jesli chodzi o grafikę, to ciężko nie mieć wrażenia obcowania z Dawn of War, tylko z kamerą TPP. Wszystko jest majestatyczne, ogromne, momentami trochę puste i przede wszystkim ładne także dzisiaj. Podobnie mógłbym powiedzieć także o postaciach, zwłaszcza Kosmicznych Marine - już w strategiach prezentowali się wybornie,a tutaj jest tylko lepiej. Dodatkowo bez problemu słychać ich obecność, bo zarówno broń jak i sami żołnierze brzmią dostojnie i mocne. Fani tego typu dźwięków będą czuli zachwyt nawet wtedy, gdy protagonista idzie.

Kanadyjski deweloper znany za sprawą strategii zaproponował coś innego na znanej sobie licencji. Wykorzystując ją dał światu chyba najbardziej brutalną grę 2011 roku, gdzie na porządku dziennym są nagłe spotkania buta z głową czy przebijanie czaszki mieczem łańcuchowym. Dla fanatyków marki lub/i wielbicieli brutalności tytuł jak znalazł.

Ork dał okejkę... ale to bez znaczenia, bo to Obcy

ps. Jak na portal spadnie Exterminatus, to nie moja wina. :P

* - Jeśli pamięć mnie nie myli, to gdzie oglądałem materiał wskazujący, że Exterminatus to jedyna opcja na pozbycie się Orków (ze względu na to, jak oni się rozmnażają – trochę jak Lenin grzyby).

** - Miałem kiedyś okazję opisać Batman: Arkham Knight i tam pojawiał się identyczny problem z tego typu wydarzeniem. Dokładnie to fan uniwersum znał (ew. mógł się łatwo domyślić) mógł się go domyśleć na długo przed tym, jak miał miejsce.

Ankieta

Tradycyjnie dane o odcinku zbieram do następnego odcinka, a dotyczy kolejnego recenzenckiego odcinka - kto ma sugestię na tytuł, niech daje znać. Wyniki ankiety z poprzedniego tygodnia:

  • Dziwny zabójca, czyli kilka słów o Killer is Dead

Kolejny powrót do starej gry, specyficznej w raczej dobrym tego słowa znaczeniu

  • Pełnokrwista przygoda, czyli kilka słów o The Butcher

Czyli opowieść o o pełnokrwistej pixelowej przygodzie na jeden wieczór

  • Wyprawa do Giptu, czyli recenzja urlopu w Egipcie

WRGOoG (W Ramach GROmady Opowiadamy o Grach), ale tym razem na 10%, bo miałem koszulkę z logiem PlayStation Move przez którą pomylono mnie kiedyś z Czechem. Dobrze, że nie z przedstawicielem innego kraju ze względu na opaleniznę. :)

  • PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow

Klasyk, bo klasyk – ale jaki wyborny. :)

  • Hank walczy z Szaleństwem, czyli recenzja MADNESS: Project Nexus

Czyli seria z flashowym rodowodem będące grą akcji 2d przerobiona na strzelaninę z widokiem z góry (choć nie zawsze). Czy coś mogło pójść nie tak?

Oceń bloga:
35

Ocena - recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine

Atuty

  • Historia, bardziej ze względu na postacie…
  • … w tym chada Titusa
  • Klimat
  • Orkowe kręgle są na tyle dobre, że „Pudzian w pancerzu z Land Rovera” daje okejkę
  • Nawet na średnim poziomu trudności może dać w kość
  • Widowiskowość brutalności
  • System leczenia
  • Mechanika rozgrywki
  • Warstwa audiowizualna

Wady

  • Głębi w rozgrywce to tu zbytnio nie ma
  • Fani marki nie będą szczególnie zaskoczeni przebiegiem opowieści
  • Imperator coś poblokował zwiedzanie. Niby dobrze, bo trzeba się skupić na tępieniu Herezji, ale jednak nie do końca.
BZImienny

BZImienny

Fanatyk brutalności i Warhammer 40,000: Dawn of War przyszedł, ograł i dał okejkę. Bo choć nie jest to najlepszy slasher czy najlepsza taktyczna strzelanina, tak jest TOP w grach na brytyjskiej licencji niebędących strategią czy grą taktyczną. Zdecydowanie wart ogrania dla relaksu i przygotowania przed przygodą od Saber

O której grze chciałbyś poczytać w następnej recenzenckiej części Piątkowej GROmady?

Dziwny zabójca, czyli kilka słów o Killer is Dead
147%
Pełnokrwista przygoda, czyli kilka słów o The Butcher
147%
Wyprawa do Giptu, czyli recenzja urlopu w Egipcie
147%
PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow
147%
Hank walczy z Szaleństwem, czyli recenzja MADNESS: Project Nexus
147%
Pokaż wyniki Głosów: 147

Komentarze (79)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper