Czy Lords of the Fallen jest najlepszym soulslikiem na początek? – Mój początek przygody.
Tekst ten zacząłem pisać ponieważ, Lords of the Fallen jest pierwszą grą typu soulslike jaką udało mi się ukończyć i chciałbym się podzielić moją osobistą przemianą.
Zawsze uważałem, że gry typu soulslike nie były dla mnie. Przecież to symulatory umierania, hardcorowo trudne, a ja przecież chcę się przy grze zrelaksować. I tak w moje ręce wpadł bloodborne. Spróbowałem. Klimat mnie zachwycił no ale jednak kilkanaście zgonów doprowadziło do tego, że rzuciłem to w kąt. Spróbowałem za kolejne pół roku i nadal z tym samym efektem nie widząc nawet żadnego bossa. Po kolejnym pół roku w końcu coś kliknęło i udało mi się trafić do bossa, a po kilku próbach nawet go uciukać. Tak przeszedłem kilka dalszych bossów i znów gdzieś ugrzęzłem, a bloodborne po raz kolejny rzuciłem w kąt. Próbowałem też the surge, hollow knight, nioh oraz remnant from the ashes no I hardcore nad hardcory – Sekiro. W każdej z nich wcześniej lub później (raczej wcześniej) dochodziłem do ściany (czyt. Bossa) którego nie mogłem przejść i tam odpuszczałem.
Jednak poczułem, że granie w tego typu gry jest co prawda momentami denerwujące, frustrujące, ale po przejściu trudnego momentu lub bossa mega satysfakcjonujące, tym bardziej, że gry, które przechodziły się same zaczęły mocno nużyć.
Ten sam los spotkał Lords of the Fallen, gdzie 3 boss pomimo nastu podejść okazał się dla mnie nie do pokonania.
Dla niezaznajomionych z tematem, Lords of the Fallen jest polską grą typu Soulslike od studia Deck13 w świecie fantasy w której walka uchodzi za dosyć powolną, acz wymagającą.
Zacząłem od nowa, wybierając najbardziej mobilną postać, gdyż nie lubię parować a wolę turlanie i tym razem szło jakby lepiej. Co prawda znów utknąłem na trzecim bossie, ale po kilkunastu razach udało się. Cóż to była za satysfakcja. Sam ze sobą zbijałem piątki. Ciekawi jak było dalej? Szczerze? Aż do ostatniego bossa bardzo łatwo i przyjemnie. Każdy z bossów - Lordów padał za pierwszym lub drugim razem. Walczyłem z nimi głownie dzięki magii, co było mega ułatwieniem i choć gra trzymała w napięciu to wcale nie było zbyt ciężko. Oprócz ostatniego, z którym to jednak miałem kilkanaście podejść.
Na pewno dobranie uzbrojenia do mojego stylu walki było tutaj kluczem do sukcesu, a używanie magii znacząco ułatwiło mi rozgrywkę.
Czy uważam, że Lords Of The Fallen jest dobrym soulslikiem na początek? Myślę, że tak pod warunkiem pokonania trzeciego bossa, bo w jego przypadku respią się dodatkowe moby, a sam boss ma atak na całą arenę, a nie schowanie się pod jedną z kapliczek powoduje natychmiastową śmierć.
Nie wiem za bardzo dlaczego ale u mnie gra na PS4 wyglądała na poniżej 30 klatek, co było dosyć irytujące, tym bardziej, że jestem typem gracza, który stawia płynność nad grafikę.
Podobno fajnym na początek jest też The Surge 2 i Ashen, ale jeszcze ich nie ograłem.
Wystawianie organizmu na stresor, czyli na tym przykładzie wejście po raz kolejny na tego samego bossa, którego tyle razy nie mogliśmy pokonać, w przykadku unicestwienia go, wytwarza potężną dawkę endorfin. Powiem więcej, nasz układ nerwowy przyzwyczaja się do sytuacji stresujących, obniżając poziom kortyzolu (hormonu stresu) w innych sytuacjach życiowych. No nie ma ocji, że rozmowa z szfem/klientem, może być cięższa niż walka z Amygdalą. W każdym razie ja nie pamiętam, żebym tak bluźnił na szefa jak na nią.
Obecnie kończę Lochy kielicha w Bloodborne i a finałowy boss, nie stanowił dla mnie żarnego problemu (padł za pierwszym razem). Równocześnie zacząłem podobno najłatwiejszą część Soulsów czyli Dark Souls 3. Przeszedłem też Indyczy Death’s Door oraz nie aż tak trudne samurajskie - Trek to Yomi.
Bawię się niesamowicie dobrze, odzyskawszy miłość do gier, które coraz częściej przechodziły się same, a sam gatunek soulslike stał się moim ulubionym.
Git Gut.