Staliśmy się wygodnymi graczami?
Od pewnego czasu mam tak, że gdy siadam do komputera, to stał się on dla mnie narzędziem pracy, a nie do rozrywki. Co za tym idzie, nie potrafię zmusić się do tego, by faktycznie na nim grać w tytuły ze swojej biblioteki Steam.
Skoro na tym nie idzie, to może coś innego?
Można by powiedzieć, że znów nawiedziło mnie wypalenie związane z tematyką gier, a o tym piszę bardzo często. Jednakże ostatnio zdarza mi się, częściej sięgać po pada, czy też przenośną konsolę i faktycznie przejść jakiś fragment Lego lub zagrać w coś, co kupiłem kiedyś na promocji.
I tutaj nasuwa mi się pytanie, trochę do siebie samego, ale i też innych graczy: Czy staliśmy się wygodni? I nie mówię tutaj tylko o sprzęcie, ale i także o grach jako produktach?
Jestem graczem od wielu lat, przez moje dłonie przewinęły się konsole od Sony, Nintendo lub Microsoftu i jakoś nigdy nie zagościłem na stałe w jednym obozie. To pozwoliło mi trochę szerzej patrzeć na projekty tych firm i tego, co oferowali mi jako graczowi.
Oczywiście podobnie było z pecetem, ponieważ tak naprawdę swoją przygodę z tym medium zacząłem od piecyka. I dziś – właśnie to na tym ostatnim gram najmniej, a najczęściej wykorzystuję go do pisania i tworzenia contentu, chociaż pierwotnie składałem go do tego, by można było zwiedzać na nim wirtualne światy niż stukać w klawiaturę w Wordzie lub innym Excelu.
Sprzęt do wielu rzeczy, to sprzęt do niczego?
Dziś żyjemy w dość ciekawych czasach, gdzie ciężko nam samym skupić się na jednej rzeczy i zrobić to dobrze. To trochę efekt uboczny tego, jak działają na nas social media i oczywiście również tego, że nie potrafimy być zdyscyplinowani. W końcu, jaką krzywdę zrobi nam jeden filmik na Instagramie lub short na Youtube?
I tutaj trochę przyszła mi z pomocą konsola. Kiedy ma się znajomych, którzy podobnie jak ja mają gry, które chcą sprawdzić lub mają je do recenzji – siłą rzeczy momentami trzeba liczyć siły na zamiary. Dlatego też, by grać, zmieniłem urządzenie na konsolę do grania (stacjonarną i przenośną).
W końcu na niej mogę robić jedną rzecz – grać. Tylko tyle i aż tyle, prawda? Oczywiście to nie zmniejszyło mojej kupki wstydu (lub listy gier „zagram wtedy, kiedy będę miał czas). ‘
Konsola kanapowa lub konsola przenośna mi zbawieniem?
Dziś kupiłem sobie ponownie GamePass Ultimate, ponieważ więcej mam tam tytułów, które chcę ograć i uważam, że inwestycja na trzy miesiące zwróci mi się bardziej, niż miałbym każdą z gier kupić sobie na własność.
Z jednej strony przez to mam określony czas i jednocześnie daną pulę tytułów do sprawdzenia, co jednak zmniejszy moją hałdę wstydu. Pozwoli sprawdzić parę gier, których sam bym sobie normalnie nie kupił. Brzmi jak rozwiązanie idealne.
Jak nie konsola od Sony, to MS, a jak nie te, to zawsze zostaje Switch. Tutaj mam jednak najmniej tytułów – więc co za tym idzie, może się okazać, że właśnie tutaj będzie najmniej roboty. Parę gier kupiło się na promocji – ponownie z polecenia, ale jeszcze się ich nie ograło.
Wygoda i wygodne gry?
Trochę tutaj nasuwa mi się jedna myśl – wygodne gry to takie, gdzie nie będziemy musieli się za bardzo wysilać, by je przejść. Więc nie będą one duże, ale może będą inne od tego, co już znamy, bo dziś na próżno szukać AAA, które nie jest molochem i nie jest czymś, co wymaga od nas dziesiątek godzin do ukończenia.
Może po prostu, gdzieś po drodze straciłem cierpliwość do grania w większe tytuły i właśnie takie mniejsze są dla mnie remedium na zaistniałą sytuację?