Okiem fanatyka #5: MORTAL KOMBAT Legends: Scorpion's Revenge
Doczekaliśmy się pierwszej od prawie ćwierć wieku animacji Mortal Kombat. Historia turnieju z pierwszej części gry opowiedziana z perspektywy Scorpiona. Na papierze to wygląda bardzo dobrze, ale czy ostatecznie wyszło dobrze? Żeby nie trzymać wszystkich w clickbaitowym limbo, moim zdaniem wyszło, ale warto się nad „Scorpion’s Revenge” pochylić na kilkadziesiąt zdań więcej.
Mortal Kombat Legends: Scorpion’s Revenge to, jak sugeruje tytuł, pierwszy z serii filmów animowanych ze świata MK. Na potrzeby animacji, dobrze znaną fanom historię zaadaptował Jeremy Adams, a reżyserię powierzono Ethanowi Spauldingowi, który ma już doświadczenie w tego typu produkcjach (ma na koncie między innymi filmy ze Scoobym Doo i Batmanem). Zaangażowano całkiem dobrą obsadę aktorską, w tym ludzi, którzy podkładali już głosy postaciom w grach i filmach Mortal Kombat. Całość konsultowana była z Edem Boonem, chociaż mam trochę ból dupy, że nie zaproszono do współpracy Johna Tobiasa. Tak naprawdę powinni do niego uderzyć w pierwszej kolejności, ale tak się nie stało. Mniejsza z tym.
Jak to wyszło? Od strony fabularnej nie ma wielu niespodzianek. Starzy wyjadacze (a nawet młodsi, którzy grają od MK9) nie będą tu niczym zaskoczeni, ale szczerze mówiąc, co tu dodawać? Nowy sposób prezentacji jest już wystarczającym powodem, aby tę rewelacyjna historię przeżyć po raz kolejny. Oczywiście za każdym razem turniej z pierwszego Mortala pokazany jest trochę inaczej, i Scorpion’s Revenge nie jest tu wyjątkiem. Film jest nowy, więc nie mam zamiaru spoilerować, ale zakończenie trochę mi jednak zgrzytało. Mam wrażenie, że zbytnio nagięto kanon aby dostosować go do kontekstu tego konkretnego dzieła, ale to nie jest coś co mnie jakoś znacząco razi. Widziałem już tyle ujęć tego tematu, że ten traktuję po prostu jako kolejny.
Tytuł sugeruje, że cała opowieść jest zaprezentowana z perspektywy Scorpiona, ale nie do końca tak jest. Poza wstępem i zakończeniem, narracja jest raczej neutralna i nie szczędzi czasu innym znanym nam bohaterom takim jak Liu Kang, Johnny Cage, Sonya i Raiden. Powiem więcej, jak na produkcję reklamowaną jako film o Scorpionie, to samego Scropiona jest aż za mało, ale o tym za chwilę.
Warner Bros i ekipa odpowiedzialna za film potraktowała sprawę poważnie. Jest kilka baboli, ale to są naprawdę drobiazgi. Wstęp filmu, czyli legendarny mord na wiosce klanu Shirai Ryu, to chyba najlepsze ukazanie tych wydarzeń w historii. Wizualnie najbardziej cenię sobie wersję z pierwszego sezonu Legacy, ale tutaj dodano wszystkiemu zdecydowanie więcej dramaturgii. Czujemy ból Hanzo i kibicujemy mu w późniejszych poczynaniach, przy czym wszystko to zaczyna się potem rozmywać. Pisałem wcześniej, że Scorpiona jest czasami za mało i można to odczuć, bo tracimy tę nić więzi z głównym bohaterem kiedy po prostu znika na dłużej, a akcja skupia się na innych postaciach. Scorpion’s Revenge, to opowieść w niewiele mniejszym stopniu również o Liu Kangu, o Sonii, o Cage’u, i o ile film do samego końca sugeruje, że to opowieść Hanzo, to jednak czuć niedosyt. Niektóre inne postacie zaliczają też coś co można ledwo nazwać cameo, np. Kitana, Reptile, czy Baraka.
Ton jest wyważony. Kiedy ma być poważnie, to jest. Kiedy można sobie pozwolić na trochę luzu, to dostajemy trochę luzu, ale bez przesady. Wiadomo, że prym w pajacowaniu wiedzie Johnny Cage, ale nawet Raidenowi zdarzy się też cisnąć żartem. Wdarło się trochę feminizmu, co może niektórych zirytować, ale mnie to nie przeszkadzało, twórcy nie przegięli.
Postacie ukazane są w Scorpion’s Revange dosyć szablonowo. Cage to typowy Cage, Sonya to typowa Sonya, Liu Kang to typowy Liu Kang, nie ma tu rewolucji ala drugi sezon Legacy i dobrze, bo nie o to tu chodzi. Mamy sporo nawiązań do pierwszego filmu Mortal Kombat, w sam raz na jego 25 rocznicę. Nie będę pisał, pozwolę Wam odkryć je samemu, ale zwrócę tylko uwagę na to, że postaci Goro użyczył głosu Kevin Michael Richardson, wracając do tej roli po 25 latach. Tak, ten facet to filmowy Goro z 1995 r. Był też zaangażowany w dubbingowanie niektórych postaci w serii Defenders of The Realm (ale nie Goro).
Sceny walk są ok. Nie jest to poziom filmów animowanych z serii np. Street Fighter, a czasami wręcz mamy do czynienia z walkami/nie walkami (vide Baraka vs Cage), ale idzie to przegryźć. Z drugiej strony i tak jest lepiej niż w starszych animacjach MK, chociaż trójwymiarowe walki z Journey Begins (mimo, że koszmarnie się zestarzały wizualnie) były zrobione staranniej. Nie będę się jednak nad tym rozwodził, bo w filmach animowanych nie oczekuję zbyt wiele na tym polu. Kiedy w przyszłym roku wyjdzie nowy live-action Mortal Kombat, będę zdecydowanie surowszy. Ale wracając do SR >
Sama animacja w filmie jest specyficzna, trudno tu mówić czy jest dobra, czy zła, bo to kwestia gustu. Dla mnie jest ona może odrobinę zbyt sterylna i pstrokata, ponadto można się skrzywić widząc twarz Sonii (ponownie odsyłam do filmu Street Fighter II, jeśli chcenie zobaczyć dobrze narysowane kobiety). Nie można jednak powiedzieć, że twórcy się tutaj nie napracowali. Widać, że wszystko zostało narysowane starannie i przedstawione w taki sposób, aby nic w Scorpion’s Revenge nie było zbyt… nie wiem, kreskówkowe? Czuć, że film był robiony na poważnie. Czy w takim razie jest brutalnie?
Jest. Po raz pierwszy mamy do czynienia z filmem Mortal Kombat, który pokazuje tak charakterystyczne dla niego rozczłonkowywanie w pełnej krasie. Sam wstęp to naprawdę gęsty pokaz tego, że nikt tutaj nie celuje w łagodne podejście do tematu. Tak gęsty, że późniejsze sceny nie wydają się już być tak krwawe, ale nadal można liczyć na dużo wypruwanych flaków. Fatality oczywiście też się pojawiają.
Fanservice’u troche jest, ale w dawkach, które nie robią z filmu totalnego nostalgia festu (bo i tak do pewnego stopnia nim jest z oczywistych względów). Smaczki podano w dobrym guście i każdy znawca Mortal Kombat poczuje się mile połechtany.
Podsumowując, MK Legends: Scorpion’s Revenge nie jest idealny, ale jest naprawdę dobry. Ja nadal czekam na ukazanie wydarzeń z pierwszej części gry w idealny dla mnie sposób, póki co najbardziej zbliżono się do mojego ideału w MK9. Nadal jednak doskonale mi się tę animację oglądało. Scorpion’s Revenge to świetna produkcja i jej pojawienie się cieszy zwłaszcza ze względu na to, że nie rozpieszcza się nas za bardzo w temacie smoczej serii. Samo to, że na nowy film animowany MK trzeba było czekać prawie ćwierć wieku wiele mówi. I nie chwalę Scorpion’s Revenge, bo na bezrybiu i rak ryba. Spędziłem naprawdę fajne 80 minut oglądając ten film. Momentami czułem się jak mały dzieciak, który w latach 90 oglądał pierwszy raz Street Fighter II The Movie. Dla fanów to jest i tak pozycja absolutnie obowiązkowa. Dla innych? Nie wiem, brakuje mi perspektywy ;)
Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to chyba tylko do tego, że film mógłby być trochę dłuższy i dzięki temu, pewne wątki nie byłyby tak porwane. Poza tym na wiele rzeczy można przymknąć oko i nie mam zamiaru pastwić się nad animacją, której styl nie każdemu przypadnie do gustu.
Dodam tylko, że jeżeli zdobędziecie gdzieś ten film w nie do końca legalny sposób i Wam się spodoba, to kupcie go. Najlepiej wersję fizyczną, która wychodzi na blu-ray'u pod koniec kwietnia. W ten sposób dołożymy swoją cegiełkę aby na kolejną tego typu produkcję nie trzeba było czekać następne pokolenie.
Wersję cyfrową HD można sobie kupić np. TU.
Ps. Piotrek Kamiński zwrócił uwagę w swojej recenzji na błąd w liście płac (Kuai Liang zamiast Bi Hana). U mnie tego nie ma, może Piotrek miał jakąś wczesną wersję. Natomiast u mnie jest inny błąd. Ciekawe, czy sami zauważycie.
Przed tą recenzją miałem zamiar opisać wcześniejsze animacje ze świata Mortal Kombat, ale wyszło jak wyszło i będzie na odwrót. Ponadto pierwszy film MK z 1995 (u nas wyszedł w 1996) kończy w tym roku okrągłą rocznicę i o tym również będę pisał. Na horyzoncie majaczy też nowy, pełnometrażowy film Mortal Kombat, który (o ile nic się nie zmieni) wejdzie do kin 15 stycznia przyszłego roku. Sporo sobie obiecuję po tym obrazie i liczę, że ten film będzie dla nowszych fanów tym, czym 25 lat temu był dla nas Mortal Kombat z Shou, Lambertem i Tagawą. Ale do tego wszystkiego dobrnę w odpowiednim czasie. Dużo zdrowia życzę moi drodzy, jest idealny moment na siedzenie przed tv/kompem/konsolą, więc bierzcie się za Scorpion's Revenge.