Moja historia gracza: część 1

BLOG
738V
Moja historia gracza: część 1
Pyras | 22.07.2018, 01:07
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

"Pamiętam też granie w pierwszego DOOMa (..) Pomyślcie jak taka gra musiała ryć banie kilkulatkowi :D Nie wyrosłem na mordercę, więc chyba impy i inne demony nie zawładnęły do końca moim umysłem."


 

Hej, witajcie w moim pierwszym blogu na ppe :) Jako świeżak przygotowałem dla was typowy wpis historyczno-wspominkowy. Opowiem wam moją, około 20 letnią (jestem rocznik 91’) historię gracza.

Zaczynajmy!

 

PART #1

Moja przygoda zaczęła się gdzieś, mniej więcej w 96’ gdzie mając około 5 lat zasiadłem do komputera. Jako dzieciak miałem na tyle dużo szczęścia, że komputer był w moim domu… zanim się urodziłem. Zawdzięczam to mojemu starszemu bratu, który katował w gierki od małego. Nie pamiętam mojej pierwszej gry w jaką grałem ( czy wy macie pamiętacie co robiliście w wieku 5 lat?), ale mogę strzelić że to była DYNA BLASTER aka Bomberman pod DOSem, dostępny też na Amigę i Atari. Te emocje! Te wybuchy! Musiałem siedzieć z mamą żeby mnie uspokajała jak grałem :) Pamiętam hasła zapisywane na karteczkach aby przejść do konkretnego poziomu (czy wspominałem już że ledwo co umiałem pisać? Kaligrafia liter była godna osoby ze złamaną ręką z przemieszczeniem). No i te menu główne… Zamek w oddali wyglądał przecudownie! Zresztą sami zobaczcie:

 

Magcziny zamek w Dynie... Tu wszystko się zaczęło

        Magcziny zamek w Dynie... Tu wszystko się zaczęło.  

 

Pamiętam też granie w DOOMa, zresztą mam to uwiecznione na zdjęciu (wrzucę jak uda mi się znaleźć). Pomyślcie jak taka gra musiała ryć banie  kilkulatkowi :D Nie wyrosłem na mordercę, więc chyba impy i inne demony nie zawładnęły do końca moim umysłem.

Nad DUKE NUKEN 3D spędziłem sporo wieczorów, pamiętam też że jak na młody wiek dość daleko zaszedłem w tej grze. Na szczęście nie rozumiałem większości żartów księcia :)

Carmageddon i rozjeżdżanie przechodniów? To był mój tytuł startowy, który niestety kończyłem na drugiej planszy (ten cholerny loop był nie do pokonania) bo nie potrafiłem dalej przejść. 

 

Moje nemezis w Carmageddonie

                 Moje nemezis w Carmageddonie  

 

Zmysł destrukcji rozwijałem również w  Crusader: No Regret (czy ktoś to jeszcze pamięta?). W tej grze dało się całkiem sporo zniszczyć, a i cutscenki były niczego sobie. Marzę o jakimś remake’u/nowej części. 

 

Zniszczenia w Crusader: No regret

        Zniszczenia i wybuchy w Crusader: No regret

 

Mijały lata a granie na PC stało się moją największą pasją. Do mojej historii muszę wplątać mojego kumpla Konrada, dzięki któremu (a raczej jego hojnym rodzicom :) zawdzięczam poznawania nowych tytułów. Razem z Konradem śmigaliśmy w Różową panterę, Smerfy i DELUXE SKI JUMP. Era Małyszomanii w rozkwicie. Ahhhh co to była za gra! Bicie rekordów skoczni, rodzinne turnieje po 4 osoby, re-playe! Podczas gry - pełna mobilizacja, pot na czole, czekanie na odpowiedni wiatr i jazda! Co tam jakieś „Skoki Narciarskie 2002 - Serdecznie zapraszam Adam Małysz”, DSJ to była gra dla hardkorowców! To chyba ostatnie gra na dyskietce w którą grałem. Swoją drogą ciekawe co teraz robi Jusi Koksela? Pewnie pracuje dla EA SPORTS :P 

 

Nerwy przed skokiem i modlitwa o dobry wiatr

          Nerwy przed skokiem i modlitwa o dobry wiatr

 

EA SPORTS Itsynn Gejm. Moja pierwsza Fifa, edycja 2001. Wieczne pojedynki Manchester  United vs Arsenal. Na bramce przeciwnika Fabian Barthez aka łysy mamut (nie pytajcie). Thierry Henry  u nas w ataku. Jako iż w fife grałem tylko u kumpla, to z powodu braku wprawy zazwyczaj przegrywałem, mimo że kumple grał na… joysticku. Podczas karnych starał się zasłaniać joystick plecami ale i tak strzelałem :D No i te intro… Remix piosenki Gorilaz, jedyne co z tekstu dało się wychwycić to charakterystyczne „Siusiaaaa!”  Dzisiaj takich charakterystycznych piosenek z intra już chyba nie ma. 

 

To logo śni mi się do dziś. ITSYNY GEJM!

                   To logo śni mi się do dziś. ITSYNY GEJM!

 

Równolegle trwała u nas era pierwszego playstation. Płyty demo (kupowane za jakiś majątek) mieliśmy ograne od A do Z. Demo Tekkena 3… mógłbym o tym napisać książkę. Eddie vs Xia lioung. Każdy chciał być Eddiem, bo fajnie tańczył. Demo Spider mana, choć krótkie, dawało nam dużo frajdy, ale dopiero wtedy gdy ogarnęliśmy, jak przeskoczyć na sąsiedni wieżowiec. Demo resetowało się po śmierci, loadingi trochę trwały, nie będę wam wspominać jaka frustracja nas dopadała. Po paru tygodniach dopiero nauczyliśmy się skoku na linie :D

Najdłużej chyba graliśmy w demo Crash Bash i poziom z lodowiskiem  na misiach (może wyjdzie jakiś remaster z multiplayerem online w przyszłości? ). Ho ho, zabójcze spychanie się nawzajem w przepaść rodziło wiele koleżeńskich konfliktów. W tamtych czasach demówki były źródłem naszego grania na Playstation…

 

Crash i jazda na misiach

 

 

 

 

 

 

                         Crash i jazda na misiach

 

Konrad miał też parę pełnych wersji na PS1. Bugs Bunny: Lost in Time (bardzo przyjemna platformówka z naszym ulubionym królikiem), Sydney 2000 (palce od wciskania na zmianę guzików bolą mnie do dzisiaj) czy tez Spyro. Za dużo tego nie było, a do tego drożyzna.

Z biegiem czasu coraz bardziej przechodziliśmy jednak na PC. Era Playstation 2 ominęła mnie niemal całkowicie. Zresztą, jako dziecko nie miałem nigdy telewizora w pokoju, a jakoś nie widziało mi się podłączanie konsoli do obleganego od rana do wieczora TV w salonie. Granie zawsze dla mnie było związane z pewnego rodzaju intymnością i niezależnością. Rodzice nie do końca tolerowali (mówiąc delikatnie) mojej pasji, bo grałem w „gry gdzie się zabija”kazali wychodzić na dwór grać w piłkę lub na rower. Niestety nie wyrosłem, ani na piłkarza, ani na kolarza :)

 

Wróćmy do PC. Przyciemniane, zaklejone szyby, dym papierosów wydobywający się zza drzwi, wielka lada na wejściu i duszności jak w saunie. Wbrew pozorom to nie opis domu uciech. Kafejki internetowe były u szczytu popularności. Gry pokroju „Kontera” (Counter Strike 1.6) i Tibi biły rekordy popularności. O Chryste, jeżeli kiedykolwiek miałbym policzyć ile czasu spędziłem przy jednej grze, to Tibia zdecydowanie wygrywa. Tibia kupiła mnie nie grafiką, nie questami, czy systemem walki; Tibia kupiła mnie interakcją z innymi graczami na niespotykanym wcześniej poziomie! Nie było nic lepszego niż wspólne wyprawy i polowanie nie potwory/ludzi. Prosty interfejs, (sorry, ale World of Warcraft był zawsze zbyt skomplikowany dla mnie. Do dzisiaj jest. :/) niskie wymagania i za darmo. Grali w to wszyscy. Po pewnym czasie udało się w końcu ubłagać rodziców o internet w domu, więc grałem też u siebie. Dobrze, że nie było obok wolnego krzesła jak mama kazała wyłączać Tibię (pozdro dla kumatych) :) 

 

Tak spędzałem popołudnia.

                                  Tak spędzałem popołudnia.

 

 


W tym miejscu chciałbym zakończyć pierwszą część moich wspominek. Musiałem wiele rzeczy pominąć i uprościć żeby materiał nie był kilkukrotnie dłuższy. W planach mam wyprodukować drugą część , skupiającą się na czasach nastoletnio-studyjnych oraz obecnych.

Mam nadzieję, że podobał wam się mój materiał i liczę na to, że chociaż jednemu z was zakręciła się jedna łezka nostalgii w oku. :) Jestem bardzo ciekawy waszych komentarzy i wspominek! Dajcie znać jak było u was.

Pozdrawiam was serdecznie! :)

 

Oceń bloga:
16

Komentarze (12)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper