The Dark Pictures: Man of Medan chyba troszkę z nas zakpiło
Miałam ochotę na spisanie kilku moich przemyśleń so come and peruse if you're interested. (bez spojlerów!)
Grę kupiłam w piątek w tamtym tygodniu na promocji za 80zł właściwie przez przypadek. Przypadek taki, że dwa dni wcześniej w środę, zamówiłam przedpremierowo z braku czegokolwiek innego do roboty (czyt. gier, w które chciałoby mi sie zagrać) drugą odsłonę z antologii The Dark Pictures - mianowicie Little Hope. Zamówiłam sobie bo lubię tematykę związaną z czarownicami, magią i tego typu różnymi fiu bździu. Po prostu miałam ochotę sobie roztrwonić hajs. Get over it. Sklep w którym zamawiałam nie raczył mnie poinformować, że oferują pre - order gry, której nie mają na stanie więc Little Hope wysłali mi dopiero dzisiaj po ówczesnym dotarciu gry na ich magazyn. Cool story, wiem. Także z braku czegokolwiek do roboty stwierdziłam, że ah, kupię to nieszczęsne Man of Medan, któro tak naprawdę obchodzi mnie średnio na jeża. Ale że było Halloween (tak, wiem - jesteśmy w Polsce ale nic mnie to nie interesuje. Dla zaznajomionych w temacie - Halloween trwa cały październik. A od listopada są już święta.) Tak więc ogarnęłam, że na storze na plejce jest promocja za 80zł - biorę, będzie horrorek na ten halloweenowy wieczór.
Pragnę zaznaczyć, że nie miałam kompletnie żadnych oczekiwań co do tej produkcji. I pomimo, że nie oczekiwałam zupełnie niczego to jednak się zawiodłam.
Nie ukrywam, że bardzo lubię Until Dawn. Była to gra, która kiedy ujrzała światło dzienne od razu mnie zainteresowała. Nie miałam wtedy jeszcze PS4, byłam PCtowcem ergo zagranie w to graniczyło z cudem. Nie spodziewałam się też, że kiedyś przejdę na konsolę i będę mogła osobiście zagrać w wyżej wymieniony tytuł. Więc gre przeszłam dwa razy na YouTube. Spodobało mi się mega i pamiętam, że było mi smutno, bo nie mogę sobie sama zagrać.
Kiedy losy mojego grania się odmieniły i zostałam posiadaczem GrajStacji to w końcu udało mi się zagrać w Do Świtu. Bawiłam się jeszcze lepiej niż na YouTube. Grę splatynowałam i zakodowałam ją sobie we łbie jako jedną z ciekawszych produkcji.
Anyway...
Czemu uważam, że Man of Medan z nas zakpiło?
Opowiedziana tam historia jest tak średnia, że w porównaniu z Until Dawn to aż mnie coś zapiekło. Historia, która trwa - uwaga, 4 godziny i kosztuje 120zł. Sto dwadzieścia polskich złotych za 4 godziny rozgrywki. Kpina? Kpina. Wiadomo - ten kto maksuje gry i pławi się w zdobywaniu trofeów/achievementów ten z grą spędzi dłużej, lub też zechce poznać inne konsekwencje, zobaczyć inne zakończenia czy podjąć inne wybory. Ale są też tacy ludzie, którzy gre tego typu odstawiają po jednym przejściu. Zwłaszcza jeżeli nie przypadła do gustu. Co więc z nimi? Czy wyrzucili pieniądze w błoto? Jeżeli zapłacili 120zł to uważam, że tak. Ale czy spędzenie z jakimś tytułem więcej czasu kiedy już na starcie gra nas nie przekonywała sprawi, że zmienimy zdanie? Nie. No, może czasami, ale nie ja i nie w tym przypadku. Bo opowiedziana historia w Man of Medan według mnie jest co najmniej przeciętna, momentami miałka. Czasami przewidywalna. Sama tematyka/setting już nie za bardzo trafia w moje gusta i guściki, ale na to nie narzekam. Wiedziałam w jakie obszary produkcja mnie zaprowadzi nim zaczęłam grę. Zaznaczę jeszcze, że jestem raczej typem osoby, która łatwo się wystrasza. Bać się też nie za bardzo lubię. Ale lubię dreszczyk emocji i trzymanie w napięciu. Man of Medan w żadnym wypadku mnie nie wystraszyło ani nie trzymało mnie w napięciu, a trochę na to liczyłam, w końcu dlatego to kupiłam - wiecie, Halloween... Klimatu nie odczułam w ogóle.
Ale zaraz, do tej historii dołączają przecież jeszcze bohaterowie. Ktoś spyta - może oni są mocną stroną tej opowieści? Nie. Też są kpiną. Poznane przeze mnie tam postacie są kompletnie nieprzekonujące. Nieprzekonujące w swoich osobowościach, w swoich relacjach, w swoich rozmowach. Dialogi, reakcje i mimika twarzy - uważam, że to lekka kpina. Chyba, że ktoś lubi durne nieśmieszne tekściki i bezpłciowe wymiany zdań. Postacie momentami reagują tak, jakby wcale przed chwilą z szafy nie wypadły zmurszałe zwłoki. Reagują przez sekundę tekstem w stylu "oh, what the heck?!" i od razu o tym zapominają co przed chwilą zobaczyli. Takie rzeczy mnie bolą. Zwłaszcza kiedy postacie podróżują na przykład w parze. Nie ma pomiędzy nimi żadnej wymiany zdań, przecież wcale przed momentem żaden zgniły dziad nie wywalił się na nich z impetem z szafki. Niektóre kwestie są wypowiadane bez jakiejkolwiek emocji w głosie w momencie kiedy jest raczej nieciekawa sytuacja. Czy ktoś nie mógł jakoś sensownie pokierować aktorów? Nie mógł im powiedzieć, żeby dali z siebie więcej? Mimika twarzy, mam nadzieję, że to taki niewypał ze strony twórców a nie aktorów. Bo to by było już smutne, że żeście zatrudnili tam takie drewno. (Nie pozdrawiam Julii, która ma wiecznie wyszczerzone zęby jakby była walnięta na mózg. Nie ma żadnych powodów do ich wiecznego suszenia.) Bohaterowie nie rozmawiają ze sobą tak jak my byśmy ze sobą rozmawiali w podobnych sytuacjach. Chodzi mi o to, że nie dostajemy sensownych wyborów dialogowych, często gęsto są to według mnie propozycje irracjonalne, o których w tej konkretnej sytuacji bym nie dysputowała. Będąc na miejscu kogoś z nich reagowałabym kompletnie inaczej. Ale przecież muszę wybrać jakiś dialog czyż nie? No dobra, pozostaje jeszcze jedna opcja - nic nie odpowiadać, nic nie mówić...
Ja wiem, że Until Dawn nie było arcydziełem...Ale przynajmniej coś oferowało. Miało rozbudowaną wielowątkową historię z niejednym twistem (która trwała WIĘCEJ NIŻ 4 GODZINY), postacie były o wiele ciekawsze, o wiele lepiej ze sobą współgrały i bardziej dało się je polubić - lub też na odwrót. (Tak, patrzę na Ciebie Emily). Z kolei w Man of Medan - żadna przedstawiona mi tam osoba mnie nie interesuje. Oczywiście staram się grać tak, aby każdy przeżył tę niefortunną sytuację w jakiej się znaleźli (pro - life), ale podjęte przeze mnie wybory nie mają dla mnie żadnego znaczenia, żadna postać nie jest mi bliska, o nikogo się nie stresuję, bo każdy mi tam zwisa.
Nie ukrywam, kiedy moim oczom ukazało się intro produkcji - lekko się podnieciłam kiedy usłyszałam znajome brzmienia. Mianowicie cover O'Death, motyw muzyczny z Until Dawn w kompletnie innej aranżacji. Na samym końcu podczas napisów końcowych również leci cover. Tego samego utworu, w znowu innej aranżacji. I mimo tego, że na początku podnieciłam sie na te kilka sekund to jednak dochodzę do wniosku, że to też kpina. Przecież Until Dawn nie należy do tej serii gier. To kompletnie osobny tytuł. To miało być puszczenie oczka w stronę widza obu produkcji? A co z ludźmi, którzy nie mieli okazji obcować z Until Dawn? Nie mają PlayStation, tudzież po prostu nie byli tym zainteresowani i nie mają pojęcia, że to ten utwór? Czy jesteście aż tak leniwymi bułami, bez polotu i kreatywności co by nie móc wymyśleć motywu przewodniego dla tej antologii? Nie rozumiem. Nie było hajsu? Nie chciało Wam się?
Odgrzewanie kotlecika, tylko że na początku podaliście go z ryżem, a na końcu podsmażyliście do niego dwudniowe ziemniaczki. I nieistotne jak bardzo ten obiad by był smaczny, po prostu żeście se zakpili. Zacytuję tutaj moją znajomą z filmwebu, która oceniła i skomentowała kiedyś tam jakiś film "Trochę jak czerstwa buła z Lidla. Można ją zjeść. Ale po co?" A, pół żartem pół serio uważam intro Man of Medan za najlepszy moment tej produkcji. Nastroiło mnie pozytywnie, no ale cóż...
Wspomnę jeszcze o sterowaniu. Bo to trochę kpina. Postacie poruszają się ociężale, nigdzie im się nie spieszy, przycisk umożliwiający szybsze chodzenie działa chyba tylko w teorii. W praktyce po wciśnięciu zaczynają powłóczać nogami szybciej, ale może tylko o nanosekundę. Agregaci nie potrafią iść w tym kierunku w którym ja wielmożna Pani sobie tego życzę. Blokują się na czym popadnie, potykają się o własne szkity. Dobra, bo odpłynęłam. Ale tak jest, blokują się tam gdzie nie powinni, nie potrafią jak na człowieka przystało - przejść normalnie przez drzwi bez wydziwiania.
Technicznie gra leży i kwiczy. Nie jestem żadnym PC Master Racerem czy innym rajdowcem, ale wiecznie doczytujące się tekstury po zmianie sceny trochę mnie szczypały po oczach. Warto też wspomnieć o spadkach, gra potrafiła nieźle zlagować momentami. Ale to pewnie dlatego, że gram na PS4 Slim a one to chyba nie mają takich mocnych i fajnych bebechów jak FAT i PRO, co sama nazwa sugeruje. Stąd pewnie te ścinki. I z racji mojej odchudzonej konsoli - warto też wspomnieć jak w sumie w jednym z ważniejszych momentów, w którym toczyła się walka na śmierć i życie jednej z bohaterek moja gra postanowiła się rozkraczyć. And by rozkraczyć i mean - ekran się sfreezował. DWA RAZY. Na kilka sekund. W filmowej grze gdzie liczą się wybory i refleks, bo quick time eventy. Możecie domyślić się jak skończyło się to dla mojej milusińskiej. Możecie też wyobrazić sobie mój krzyk.
Najbardziej z tego wszystkiego podobał mi się design łodzi. I udźwiękowienie.
Przy końcu pierwszego przejścia chciałam dać 6,5 co w mojej ocenie jest to po prostu średniaczek, który od bidy można obadać co nikomu nie wadzi. Ale jak siadłam drugiego dnia do gry, zwarta i gotowa, okazało się, że w sumie zostało mi obejrzeć napisy końcowe i tak jak gra zaczęła się wolno (bo jakaś akcja zaczyna się dopiero po jakiejś półtorej godziny(?) gry - przypominam, w tytule na 4 godziny) to bardzo szybko się skończyła. Wiedziałam, że Man of Medan jest jedną z krótszych przygód, ale nie byłam świadoma że aż tak. Ewidentnie czegoś zabrakło. Pieniążków? Bo Until Dawn było finansowane ze skarpety Sony? A co to zmienia? Mniejszy budżet ogranicza kreatywność?
Przecież pisać i tworzyć historie pełne napięcia, przepełnione barwnymi i interesującymi charakterami może każdy - zupełnie za darmo. Istnieją też tytuły mniejsze, lub gry indie, które mają ciekawe charaktery, fabułę i dialogi na poziomie. Chociażby Oxenfree. Czy Life is Strange. To gry, które stoją postaciami i ich relacjami. (Nie wspominając o soundtrackach, które są świetne) Koniec końców dałam 5,5. Below average. Można zagrać z nudów, ale nie za 120zł. Nie za 80zł jak to było w moim przypadku. Do 60zł może tak, ale nie więcej. Z nadzieją patrzę w niedaleką przyszłość, że Little Hope okaże się lepsze, że zaoferuje ciekawszą opowiastkę jak i ciekawsze osobliwości. Tyle i aż tyle. Chociaż sądząc po tytule może lepiej się na nic nie będę nastawiać. A szkoda, bo po udanym Until Dawn człowiek mógłby spodziewać się chociaż podobnego poziomu. A niestety Man of Medan nawet nie stało obok UD. Przynajmniej ja tak uważam. Jestem teraz po drugim przejściu (brnę po platynowy pucharek) i pomimo tego, że zobaczyłam kilka innych rzeczy, których za pierwszym razem nie widziałam - niczego to nie zmieniło. Opowieść dalej kuleje. Może jak zobaczę już wszystko co możliwe i coś mnie zadowoli to podniosę ocenę o oczko wyżej.
Pozdrawiam Was gorąco kochane Panie i kochani Panowie, mam nadzieję, że przyjmiecie ten tekst z lekką dozą dystansu, bo podobno surowo oceniam gry. Ale miałam ochotę się podzielić jakimiś tam moimi spostrzeżeniami co mi się w głowie lęgły. Liczę też, że podzielicie się swoimi przemyśleniami w tym temacie i co Wy sądzicie. Buzi. :)
PS. Zamieszczone w tekście screeny nie są mojego autorstwa. ukradłam je z internetu, bo nie pomyślałam żeby zrobić własne.