Najlepszy Battlefield od lat?
W Święta pod choinką znalazłem najnowszego Battlefielda. Pomimo wszystkich wcześniejszych obaw i wiadra nieczystości, które DICE i EA rozlało na głowach fanów marki, byłem całkiem zadowolony z takiego prezentu, gdyż od jakiegoś czasu brakowało mi porządnego, konsolowego shootera. Jakież było moje zdziwienie, gdy po kilkudziesięciu godzinach gry, musiałem napisać tego bloga, który w dużej mierze będzie wychwalał dzieło Szwedów. Wsiądźmy do Tygrysa!
O moich wrażeniach z bety Battlefielda V i stażu w całej serii możecie przeczytać tutaj. Nawet nie wiecie, jak bardzo cieszę się z tego, że nie miałem wtedy racji. Battlefield V jest grą na najwyższym poziomie, dostarczającą wielu niezapomnianych wrażeń i przywracającą ducha najlepszych części serii. Większość bolączek z wersji beta zostało naprawionych: dziwne palety barw, męczący kontrast, zły balans map i trybów oraz nuda wiejąca prosto w twarz. Nowe mechaniki rozgrywki wprowadzają świeżość, której Battlefield potrzebował i otwierają niewidziane dotąd spectrum możliwości. Inna reanimacja, mniej amunicji, budowa fortyfikacji, animacje przy wsiadaniu/wysiadaniu z każdego pojazdu/broni stacjonarnej, dynamiczne poruszanie się – to wszystko wpływa na głębię gry, a przy tym podkreśla jeszcze epickość starć, która w serii była zawsze bardzo ważna.
W menu uderzają nas naprawdę spore możliwości personalizacji naszego wojaka i pojazdów. Osobne paski doświadczenia i odblokowań motywują nas do gry coraz to innym sprzętem. Do tego dochodzą wyzwania, elementy kosmetyczne (na razie do nabycia za złom, jednak niedługo dojdą zapewne mikropłatności) i teatry wojny, które są jakże prostym, ale i bardzo zachęcającym sposobem na utrzymanie nas przy tytule (są to czasowe eventy z osobnymi wyzwaniami, które mają swój pasek doświadczenia i za kolejne kamienie milowe otrzymujemy nagrody. Pozwala to przedłużyć satysfakcję z podnoszenia naszej rangi, nawet po osiągnięciu jej podstawowego, maksymalnego poziomu).
Dziewięć dostępnych w grudniu map całkowicie daje radę. Są rozbudowane, ciekawe, prawie stuprocentowo zniszczalne i otwarte (uniknięto wąskiej budowy map, która święciła triumfy w poprzedniej odsłonie i pomimo tego, że takie starcia pasowały do I wojny światowej, to jednak budowały powtarzalność). Każda z dostępnych broni zachowuje się inaczej, a mechanika strzelania jest niezwykle miodna. Nie zauważyłem także, aby któraś z broni wywyższała się ponad inne. Gracze używają różnorakich pukawek, więc balans jak najbardziej działa. Prowadzenie pojazdów jest niezwykle przyjemne i pierwszy raz tak często wsiadam do czołgów i samolotów (przez wiele lat byłem prawie wyłącznie piechurem). Czas do zabicia (TTK) i czas do zgonu (TTD), które w ostatnich dniach były powodem kontrowersji, są dosyć krótkie, ale dzięki temu nadają dynamikę wymianom ognia i moim zdaniem są dobrze zbalansowane. Oczywiście problemy z kodem sieciowym sprawiają, że np. strzelający prawie 1000 pocisków/min MG42 sieknie nas tak, że zginiemy w jednej klatce, a tak naprawdę dostaliśmy 5 pocisków i tylko w tym aspekcie widzę jakieś pole do poprawy. Próby jakiegokolwiek ułatwiania gry, żeby była bardziej przystępna, są bezsensowne, gdyż słaby gracz i tak będzie słabszy. Próg wejścia nie jest i nigdy nie był na tyle stromy, by odepchnąć kogoś, kto chciałby w Battlefielda pograć.
Kolejne zalety są dosyć oczywiste, lecz należy o nich wspomnieć. Gra wygląda NIESAMOWICIE! Wybuchy, wszechobecny brud, zamiecie, animacje niszczenia pojazdów – to wszystko sprawia, że moje oczy nadal nie mogą się nacieszyć. Udźwiękowienie to majstersztyk i nareszcie powrócił znany wszystkim motyw przewodni, który nie wiadomo czemu, zapodział się gdzieś, lub był mocno zmieniany, w poprzednich odsłonach. Przy tym wszystkim gra działa płynnie i nie zauważyłem żadnych większych spadków animacji (PS4). Z aspektu wizualnego mogę przyczepić się tylko do dosyć mocnego zlewania się korpusów piechociarzy z otoczeniem, jednak zarzut ten można jak najbardziej obrócić w cechę gry, którą następnie wypadałoby wykorzystać.
Czy w takim razie gra jest dla mnie idealna? Nie do końca. Po pierwsze, razi mała zawartość na premierę. Dostaliśmy stosunkowo niewiele map i broni, szczególnie porównując tytuł z poprzednimi odsłonami. Na szczęście EA zrezygnowało z Premium, które tylko dzieliło graczy i postanowiło udostępniać wszystkie rozszerzenia za darmo, a odbijać to sobie na mikropłatnościach. Jeszcze nie wiemy jak mają one wyglądać, ale DICE zarzeka się, że nie będą one miały wpływu na samą grę. To wszystko pozostawia jednak wrażenie (całkiem słuszne), że popremierowa zawartość została zwyczajnie wycięta z podstawowej gry. Musimy pamiętać, że EA narzuciło Szwedom naprawdę ciasny grafik i jestem w szoku, że i tak udało im się wydać działający tytuł z tyloma nowymi mechanikami. Stało się to kosztem zawartości, którą teraz będziemy otrzymywać w kawałkach. DICE zasłużyło sobie na przerwę i dłuższy cykl produkcyjny, ale biznes rządzi się swoimi prawami. Miejmy nadzieję, że studio dotrzyma obietnicy i zapewni długie wsparcie popremierowe, chociaż początkowe dane sprzedażowe nie napawają w tym aspekcie optymizmem.
Na sprzedaż wpłynął z pewnością drugi zarzut, który kieruję wobec tytułu. Jest to świetny Battlefield, ale średnia gra drugo-wojenna. Nikt nie oczekiwał pełnego realizmu, ale zbyt wiele uproszczeń i zabiegów mających sprawić, by II wojna światowa była jak najbardziej XXI-wieczna, obdarły tytuł z klimatu epoki. Sam wybór mało znanych pól bitewnych był z jednej strony ciekawy, lecz z drugiej miał za zadanie sprawić, żebyśmy jak najrzadziej czuli, że strzelamy do Niemców czy Brytyjczyków. Brakuje mi także historycznych smaczków, opisów broni itp. których było od zatrzęsienia w poprzedniej odsłonie i których mnóstwo przeczytałem i dzięki nim zajrzałem nawet do innych źródeł informacji. Na szczęście sytuacja nie wygląda aż tak tragicznie jak na pierwszym zwiastunie i czasami poczujemy klimat, a wyjeżdżający zza rogu Tygrys czy Panzer IV będą nam o tym przypominać. Elementy kosmetyczne jak na razie nie drażnią i nie są zbyt „kosmiczne”, więc zaliczam je na plus. Przydałoby się jeszcze rozdzielenie na mundury zimowe, pustynne i standardowe, bo żołdak biegający w grubym, zimowym płaszczu po piaskach Tobruku wygląda ździebko zabawnie.
Ostatnie do czego się przyczepię to kampania. PO CO?? Sami twórcy najpierw chwalili się, że tworzą ciekawe misje, które wywołają w nas nie lada emocje, po czym jak zaczęły napływać recenzje, to szybko podkulili ogon i anonsowali, że kampania służy jako samouczek… Te trzy kropki wyrażają chyba wszystko co chciałbym o trybie fabularnym napomknąć. Strata czasu i marnotrawstwo zasobów. Jedynie „Ostatni Tygrys”, który ukazał się po premierze, daję radę i wysuwa się przed szereg dzięki miodnemu prowadzeniu czołgu i nietypowej tematyce. Ten rozdział warto przejść i wyrobić sobie opinię, chociaż i tak jest on sporym rozczarowaniem.
Wszystkie te wady nie mają jednak większego znaczenia, gdyż przyjemność z grania w trybie wieloosobowym przerasta to co widzieliśmy w poprzednich odsłonach. Nie mówię, że BF1 czy Hardline były złymi grami, bo wręcz przeciwnie. Były one jednak średnimi Battlefieldami, a V dumnie reprezentuje serię i to co w niej najważniejsze. Słysząc znajomą muzykę, łezka kręci się w oku, a przyjemność z grania wróciła i potrafię posiedzieć w nocy dłużej, bo gra zwyczajnie wciąga i odciąga od tytułów jak God of War (wiem, wiem – w końcu ją dorwałem i jest genialna, ale jednak wymaga czasu i nastroju), Burnout Paradise: Remastered, czy Starlink.
HeHe
Tekst ten nie jest recenzją, więc nie podejmę się oceny tytułu. Zachęcam do przeczytania recenzji w sieci czy w magazynach, by wyrobić sobie zdanie na temat całej gry. Ja zapewne zrecenzuje tytuł po jakimś czasie (tak jak zrobiłem to z Battlefrontem II), by zobaczyć jak gra zmieniła się na przestrzeni miesięcy i czy warto do niej zajrzeć. Na ten moment, wszystkim którzy chcieli tytuł zakupić, ale trochę się tego bali – POLECAM! Gra zafunduje Wam niesamowity powrót do korzeni i wiele niezapomnianych akcji. Nie wierzę, że to przyznaję, ale jednak – to najlepszy Battlefield od lat. Z drugiej strony rozumiem podejście skupiające się na nie wciskaniu pieniędzy do kieszeni EA, które swoim marnym marketingiem powoli dobija świetną serię i zdolnych twórców. Miejmy nadzieję, że sięgną po rozum do głowy i razem z DICE opracują bardziej wydatną i przyjazną metodę reklamy i komunikacji z fanami.
Plany rozwoju gry
Najstraszniejsze wydaje się być to, że przez sprzedaż poniżej oczekiwań, tak dobra gra może zostać po krótkim czasie zmarginalizowana. Wielkie obietnice, które składają nam twórcy w naszych czasach, mają to do siebie, że realizowane są tylko przy bardzo zadowalającej sprzedaży. Na razie podano nam plany rozwoju do marca włącznie, kiedy to wystartować ma zapowiadany tryb Battle Royale. Nie podoba mi się ten pomysł, ale nie będę niczego oceniał, póki nie przyjdzie mi w to cudo zagrać. Może akurat ten ruch przyciągnie wielu nowych graczy i okaże się renesansem dla całej serii? Kto wie? Osobiście liczę jednak na więcej tematycznych dodatków, map, broni i pojazdów. II wojna światowa ma olbrzymi potencjał i jak najbardziej można marzyć o wprowadzeniu armii amerykańskiej, radzieckiej, włoskiej, czy nawet polskiej. Niestety pytanie brzmi: czy EA da zielone światło takim zabiegom, kiedy zlikwidowano Premium (czyli de facto duże, sezonowe dodatki)? Jeśli mikropłatności nie osiągną sukcesu, bardziej liczyłbym na skromne, pojedyncze aktualizacje. Pomimo to, trzymam kciuki i wracam polatać Sztukasem!
Niesławny pierwszy trailer. Miał pokazać wszystkie nowości w mechanice rozgrywki i możliwe, że ukazywał także tryb współpracy (który dopiero nadejdzie). To co skupiło uwagę graczy, to jednak bajkowa stylistyka i przesadzone elementy kosmetyczne, które nijak pasowały do II wojny światowej.
A to już zwiastun premierowy. Niesamowita różnica. Jest przepełniony akcją i epicki, a w tle gra znana muzyka. W filmiku skupiono się na tym, co w Battlefield jest najważniejsze. Gdyby został pokazany jako pierwszy, dodatkowe kilka milionów osób wyłożyłoby swoje pieniądze w dniu premiery.