Ronnie James Dio R.I.P. 1942 - 2010
Co to za pojebany rok nam towarzyszy? Żebym częściej wypisywał tu nekrologi moich ukochanych muzyków, niż zachwycał się kolejną genialną płytą czy koncertem? Miejmy nadzieję, że plan strat ikon metalu na 2010 został już wyrobiony...
Co to za pojebany rok nam towarzyszy? Żebym częściej wypisywał tu nekrologi moich ukochanych muzyków, niż zachwycał się kolejną genialną płytą czy koncertem? Miejmy nadzieję, że plan strat ikon metalu na 2010 został już wyrobiony...
Myślałem, że strata Petera Steele'a to cios - ale co w takim razie mam powiedzieć o Dio?
O facecie, który towarzyszył mi od szczenięcych lat, ukształtował moje gusta muzyczne, przeorał dziewiczą psychikę z pomocą Black Sabbath, Rainbow czy swoich solowych perełek?
Ten charakterystyczny wokal powinien znać każdy szanujący się fan metalu - chyba, że jego wiek nie pozwala mu jeszcze na posiadanie prawa jazdy. Ostatnio nawet powrót w Heaven & Hell całkiem nieźle mu się udał... do czasu aż odezwał się rak żołądka.
Tylko kto myśli w takim momencie o najgorszym? Ile gwiazdek popu zmagało się z różnymi chorobami, rakiem piersi, a dzisiaj w pełnym zdrowiu brykają po scenie? Najwidoczniej Dio był jednak w poważniejszym stanie niż nam się wydawało.
Przegrał walkę wczoraj rano, o czym zawiadomiła świat jego żona Wendy.
Jeżeli ktokolwiek zasługuje na miano Króla Metalu, to na pewno należy do nich Ronnie James Dio.
Spoczywaj w pokoju... Twoja muzyka żyć będzie wiecznie.