Kilka słów o filmach #7: "Sound of Freedom"

BLOG
419V
user-72215 main blog image
Dubek88 | 31.10.2023, 04:02
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

 Witam w kolejnym odcinku mojego bloga, tym razem napiszę kilka słów o kontrowersyjnym filmie który przeszedł długą drogę zanim trafił do kin, a kiedy już się tam znalazł, z miejsca stał się hitem przyciągając na seanse tłumy ludzi. 

 Historii "Sound of Freedom", bo o nim mowa przedstawiał nie będę, chyba każdy już o niej słyszał a ja wolę skupić się na samym filmie niż na tym co działo się wokół niego i jaki zrobiło mu to marketing. Tak więc, za reżyserię odpowiedzialny jest Alejandro Monteverde, Meksykański reżyser i scenarzysta który nie posiada pokaźnego dorobku zarówno w wyreżyserowanych filmach jak i napisanych scenariuszach. Niektórzy mogą go kojarzyć z obrazu "Little Boy" z 2015 roku i to chyba jedyny znany film w jego dorobku. W przypadku omawianego dzisiaj "Sound of Freedom", Monteverde poza reżyserią odpowiadał także za scenariusz a przy pracach nad nim pomagał mu Rod Barr. Główną rolę w filmie zagrał Jim Caviezel którego większość zna na pewno jako Chrystusa z głośnego filmu "Pasja" Mela Gibsona, poza tym z jego dorobku można wymienić takie obrazy jak "Cienka czerwona linia", "Déjà Vu", "G.I. Jane" czy "Częstotliwość" i choć ostatnie lata miał słabsze, bo grał raczej w mało znanych filmach, tak tą rolą przypomniał o sobie większemu gronu odbiorców i może wywalczył sobie szansę na lepsze kontrakty w przyszłości, kto wie. Obok Caviezela wystąpili także między innymi Mira Sorvino ('Quiz Show", "Jej wysokość Afrodyta", "Dziewczyny z przemytu") oraz Bill Camp ("Gambit królowej", "Mroczne wody", "Długa noc").

 

 Tim Ballard (po prawej) i odgrywający jego postać Jim Caviezel (po lewej)

 "Sound of Freedom" to thriller opowiadający prawdziwą historię Timma Ballarda (w tej roli Jim Caviezel), agenta rządowego USA który rezygnując z pracy zakłada własną agencję zajmującą się ratowaniem dzieci które zostały porwane przez siatkę handlarzy i sprzedane w celach seksualnych pedofilom na całym świecie. Początek filmu jest naprawdę mocny, bardzo dosadnie wprowadza nas w problem handlu dziećmi, robi to w sposób obok którego ciężko przejść bez emocji, potrafi złapać za gardło i domyślam się, że dla wrażliwszych osób może to być aż za mocne i takowe osoby mogą się w tym momencie rozkleić. Dobrze pokazane jest tutaj także to jak główny bohater przeżywa całą tę sprawę, jego pracą jest między innymi oglądanie dowodów znalezionych u zatrzymanych pedofilów a co tymi dowodami jest chyba każdy wie, filmy pornograficzne z dziećmi. Oczywiście film nie pokazuje ujęć z tych filmów, i bardzo dobrze, w tym momencie wykonywane są zbliżenia na twarz naszego protagonisty i po jego reakcjach widać jak dużo kosztuje go oglądanie tych rzeczy, budzi to emocje i jest naprawdę dobrym wprowadzeniem w całą oś fabularną. Co do samej fabuły to jest tutaj budowana powoli, spokojnie, bez jakichś mocnych zrywów i w zasadzie bez scen akcji, i to też na plus. Pozwala to zbudować bohatera, pokazać jego punkt widzenia, to jak przeżywa sytuację w której się znajduje a znajduje się w sytuacji kiedy łapie pedofilii w USA i ma ich na koncie już około trzystu, ale niestety nie jest w stanie uratować porwanych dzieci co zżera go to od środka, przestaje sobie z tym radzić aż w końcu postanawia zrobić to o czym pisałem na początku, odchodzi z pracy i chce ratować ofiary a nie łapać przestępców.                                                                                                                  

 Po pierwszym, bardzo dobrym akcie jest niestety gorzej, film dobija do sufitu i nie przebija go, zamiast tego wszystko powoli siada, emocje nie są już tak duże jak na początku, wszystko co dzieje się dalej jest pokazane zbyt banalnie i widać tutaj niedociągnięcia warsztatowe Monteverde a szkoda, bo myślę, że lepszy reżyser na jego miejscu wyciągnąłby z tych scen dużo więcej tragizmu, strachu, zbudowałby to mniej banalnie i skłonił do jeszcze większej liczby refleksji wzbudzając te same a może nawet i większe emocje. Jeśli przy drugim akcie jesteśmy, to akcja przenosi się do Kartageny w Kolumbii i to tutaj nasz bohater zaczyna działać na własną rękę, wraz z pomocą miejscowych chce uwolnić pięćdziesięcioro dzieci z rąk potworów bo inaczej tych "ludzi" nazwać nie można. Cała sytuacja jest niestety pokazana tak jakby to była łatwa robota dla Ballarda i jego ekipy a mam wrażenie, że naprawdę było to dla nich dużo bardziej skomplikowane, dziesięć razy bardziej stresujące i jeszcze bardziej niebezpieczne. Reżyser nie potrafił moim zdaniem oddać tutaj trudów tej akcji i choć ładunek emocjonalny jak najbardziej był bo wiadomo co było stawką to zdecydowanie nie było to już to co na początku filmu, po tym pierwszym "nokaucie" który dostałem na początku kolejnych już nie było. Według mnie problemem tego filmu jest to, że pokazuje łapanie tych złych ludzi jakby to było proste, bohaterowie zbytnio się nie trudzą żeby się to wszystko udało, nie wierzę, że w rzeczywistości też tak było. Sama postać Ballarda w dalszej części filmu też jest pokazana jednowymiarowo, nie rozwija się, jest ciągle taka sama, przez cały film Caviezel ma tę samą minę co po prostu staje się nudne i może denerwować. 

 

 Od strony czysto technicznej film jest po prostu średni, ma problemy montażowe i scenariuszowe takie jak parokrotne powtarzanie w trakcie całego seansu poznanych przez nas w pierwszym akcie informacji, gubienie tempa niepotrzebnymi retrospekcjami czy doklejkami fabularne przez które film trwa o jakieś 20-30 minut za długo i przez które bardziej nudzi i męczy niż trzyma w napięciu ale ogląda się go całkiem dobrze i rozumiem, że wielu osobom może się bardzo podobać. Zdjęcia nie są rewelacyjne ale są w porządku, nie można się do niczego przyczepić, miejscówki są dobrze dobrane, praca kamery jest poprawna. Co do muzyki to muszę przyznać, że bardzo mi się podobała, jest świetna i bardzo dobrze podkreśla emocje na ekranie, w pewnych momentach aż za bardzo przez co film wpada w mało subtelne tony. mówię tutaj o takich scenach kiedy film pokazuje zbliżenie na głównego bohatera kiedy ten płacze albo ujęcie na ofiary i właśnie w tle grana jest taka bardzo dramatyczna muzyka i tak, to działa ale robi to najtańszym możliwym kosztem i mi osobiście to trochę przeszkadzało. Aktorsko film stoi na całkiem wysokim poziomie, Caviezel wykreował tutaj chyba swoją najlepszą rolę od czasu "Pasji", na uwagę zasługuje też moim zdaniem Bill Camp grający Vampiro czyli kolumbijskiego wspólnika Ballarda, dobra przekonująca rola. Bardzo naturalnie wypadli młodzi aktorzy grający ofiary handlarzy, nie można im niczego zarzucić, dołóżmy do tego dobrze zagrane role tych którzy dzieci porywają i nimi handlują, czuć, że to zło w ludzkiej postaci. 

 Warto zaznaczyć, że niedawno bo w 2021 roku wyszedł film o podobnej tematyce który nakręcił Patryk Vega, mowa o "Small World" który to niestety poszedł w inną stronę i zamiast opowiedzieć prawdziwą historię albo przynajmniej taką którą można za prawdziwą uważać, odbił w kierunku bajeczki o złych satanistach porywających dzieci i z ważnego tematu zrobił niestety tandetę. Porównując te dwa filmy widać, że choć Monteverde wybitnym reżyserem i scenarzystą nie jest to jednak filmy kręcić potrafi, w odróżnieniu od Patryka Vegi który kocha dyskotekowy montaż, fabułę bez zachowania jakiejkolwiek logiki i żenujące twisty fabularne (kto oglądał to "dzieło" ten wie o co chodzi, kto nie widział to niech sobie wygoogluje bo twist jest niebywale absurdalny). Porównując te dwa filmy widać kto podszedł do tematu profesjonalnie a kto potraktował ten temat jak lunapark i zwietrzył w tym łatwą kasę, "Sound of Freedom" góruje nad "Small World" w dosłownie każdym aspekcie, od montażu, zdjęć, muzyki, aktorstwa po scenariusz, logikę całego filmu, budowanie napięcia oraz powagę sytuacji. Jeśli mielibyście kiedyś wybór który film obejrzeć, wybierzcie proszę ten z Jimem Caviezelem w roli głównej i nie dajcie się zwieść Vedze i jego popłuczynom grającym tylko ważnym tematem ale zupełnie go nie rozwijającym i robiącym sobie jaja z widza. 

 Podsumowując, "Sound of Freedom" to bardzo ważny film i bardzo dobrze, że powstał. Porusza niesamowicie ważny temat handlu dziećmi i myślę, że skłoni wiele osób do przemyśleń i refleksji, może nawet ktoś po jego obejrzeniu postanowi wesprzeć jakąś organizację przeciwdziałającą handlowi ludźmi w celach seksualnych, tak czy inaczej cieszy to, że nie przeszedł bez echa. Co do samego filmu to ma swoje plusy i minusy, dla mnie jest niezłym thrillerem który świetnie się zaczyna ale kończy średnio po drodze gubiąc tempo i dramaturgię ale wciąż pozostając solidnym thrillerem ze sporym ładunkiem emocjonalnym i mocnym przesłaniem. Jest też trochę za długi, myślę, że ucięcie zbędnych 20-30 minut zrobiłoby mu dobrze i pozwoliło utrzymać impet z którym uderza na samym początku. Czy "Sonud of Freedom" powinien obejrzeć każdy? Myślę, że film traktuje o tak ważnej tematyce, że każdy dorosły widz powinien go zobaczyć, chociażby ku przestrodze oraz żeby sobie uświadomić, że takie dramaty dzieją się tuż obok nas. 

 

Ocena: 6/10

Oceń bloga:
12

Widziałeś Sound of Freedom?

Tak
33%
Nie
33%
Nie, ale mam zamiar obejrzeć
33%
Nie, nie interesuje mnie ten film
33%
Pokaż wyniki Głosów: 33

Komentarze (7)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper