Rok 2020 z mojej perspektywy
Blog, w którym wspominam sobie mijający rok z mojej perspektywy w kwestii gier.
Rok 2020 dla wielu nie jest specjalnie dobry. Wiele ma to wspólnego z pandemią, która została przyprowadzona z Chińskiej Republiki Ludowej, co przełożyło się na poważne problemy w gospodarce i wszelakiej rozrywce. Ludzie są zmuszeni do pozostania w domach, centra handlowe są pozamykane i tylko niektóre duże sklepy są jeszcze otwarte. Dla mnie nie ma to większego znaczenia, bo przebywanie wśród innych osób i tak sprawia, że czuję się niekomfortowo, więc po części mógłbym to uznać nawet za swoiste zbawienie. Ogólnie uważam to za słaby rok, jeśli chodzi o interesujące gry, ale mimo wszystko byłem w stanie coś dla siebie znaleźć.
Zacznę od mojej premiery roku, czyli Persony 4 Golden na PC. Port nie należy do idealnych, małe problemy z dźwiękiem się zdarzały, a cutscenki przed wprowadzeniem aktualizacji 1.1 były praktycznie nieoglądalne. Mimo wszystko port ten doczekał się jednej rzeczy, która z miejsca mnie kupiła – japońskim dubbingiem. Dla mnie japoński dubbing w japońskich produkcjach, jak i produkcjach umiejscowionych w Japonii, to absolutny must. Natomiast Atlus zdał sobie z tego sprawę dopiero przy piątce (gdzie z niewiadomego powodu i tak trzeba było to ściągać z PSN razem z Merciless Difficulty, pomimo bycia darmowymi dodatkami). Angielski dubbing (niezależnie od tego, jaki by nie był), psuje mi immersję w takich produkcjach. Golden do tej pory ma jeden z najlepszych OST w grach wideo, świetną stylistykę, plejadę barwnych postaci, najlepszą waifu, ponad 100 godzin zabawy i przyjemną mini-grę. Są rzeczy, które bym na pewno zmienił. Niespecjalnie podoba mi się dla przykładu zmiana Attack Mirror oraz Magic Mirror na itemy, które działają na jedną konkretną postać (w trójce jeden Mirror aktywował się na całą drużynę), podczas kiedy mamy możliwość wyhodowania warzyw, które mają dokładnie ten sam efekt. [spoiler]Plus, podczas kiedy Shadow Yukiko i Mitsuo są piekielnie trudni, Shadow Naoto (która ma znacznie groźniejszy asortyment ataków), to niesamowita prościzna. Że nie wspomnę o sekretnym bossie u Marie. Debilitate od Trumpetera i nie jest mi w stanie zrobić absolutnie nic. Na plus – najlepsza aranżacja I’ll face myself.[/spoiler]
Inną dużą produkcją, którą sprawdziłem, była rozdawana przez Sony za darmo trylogia Uncharted. O ile Personę chłonąłem bez popity, o tyle Uncharted miałem dość, zanim jeszcze zakończyłem porządnie pierwszą część. Przechodziłem ten tytuł wyłącznie dla historii, ponieważ nienawidziłem gameplayu. Uważam, że strzelanie z gnatów używając gałki analogowej, jest niesamowicie niewygodne, jeśli nie niemożliwe, celownik porusza się za wolno, co zwiększało szanse przestrzelenia mi czaszki. A potem cream de la cream, czyli momenty rozgrywające się w ciemnościach tak wielkich, że równie dobrze mógłbym wyłączyć monitor i w taki sposób przechodzić poziomy. Doprowadzało to u mnie do niepotrzebnych frustracji szczególnie kiedy musiałem mierzyć się z falami przeciwników. Za dnia nie było w ogóle mowy o tym, abym mógł iść dalej, bo słońce jedynie pogarszało i tak już okropną widoczność. Pamiętam dla przykładu początek Uncharted 2, gdzie musiałem przekraść się niezauważony przez strażników. Ciężkie to jest zadanie, kiedy ich rozświetlone w ciemności białe mundury to jedyna rzecz, którą widzisz. I nie, zwiększenie jasności w grze nic nie dawało, próbowałem. Składanka wyglądała ładnie i działała płynnie (60fps), postacie nie najgorsze, historia ciekawa (choć każda część idzie tym samym schematem: Drake szuka skarbu, na którego tropie jest główny zły, Nathan zostaje zmuszony do zaprowadzenia go do niego i ostatecznie zostaje bohaterem poprzez zabicie antagonisty). Ale najważniejsza dla mnie rzecz, czyli gameplay, leżał, przez co nie byłem w stanie dać więcej aniżeli 6.5/10.
Dorwałem się również do Astral Chain. Była to moja pierwsza gra od Platynowych, która z miejsca urzekła mnie stylem i klimatem. Plejada świetnych postaci, znakomita muzyka, świetny japoński dubbing (angielski bardziej taki meh), produkcja była przepakowana akcją. Miałem parę momentów frustracji (jak przy końcowym bossie), ale ogólnie było to dla mnie niezapomniane przeżycie. Może następnym razem spróbuję Bayonetty. Póki co na horyzoncie jest Scarlet Nexus.
Dalej było Gravity Rush 2. Tytułu póki co nie ukończyłem, ale od samego początku podoba mi się bardziej od jedynki. Lepsza grafika, sterowanie i praca kamery. Ludzie odpowiedzialni za serię odeszli z Sony Japan. To praktycznie oznacza, że Gravity Rush 3, nawet jeśli powstanie, nie będzie już na tym samym poziomie co poprzedniki. Smutne, ale biorąc pod uwagę obecną historię Sony z Japończykami, twórcy podjęli dobrą decyzję.
Ukończyłem też Ratchet & Clank (2016). Nie zmieniłem zdania na temat tego tytułu. Wygląda ładnie, sterowanie było przyjemne, ale nie czuć tu klimatu wcześniejszych znanych mi odsłon, a infantylny internetowy humor w ogóle nie pasował, natomiast interakcje pomiędzy głównymi bohaterami niemalże nie istnieją. Przynajmniej nie było tanich momentów (jak fabryka klonów w Size Matters). Nie podobało mi się również to, że gra praktycznie zmuszała mnie do słuchania polskiego dubbingu. W tej serii nic nie przebije oryginalnego angielskiego.
Wszedłem również do świata Animal Crossing. Widziałem jak prezentuje się początek New Leaf na 3DS, ale to właśnie New Horizons na Switch był moim pierwszym prawdziwym spotkaniem z serią. Bardzo spodobała mi się ta produkcja. Miałem już okazję pozawierać trochę znajomości na wyspie, wziąć udział w kilku eventach (w tym jednym online) i uwielbiam tą uroczą piaskownicę. Nie żałuję czasu spędzonego z tym tytułem i jeszcze z nim nie skończyłem.
Innym dużym tytułem, który nadal ogrywam, jest Ghost of Tsushima. Tytuł osadzony w XIII-wiecznej Japonii, gdzie gramy jako samuraj na misji przepędzenia Mongołów z kraju. To jedna z produkcji w otwartym świecie, która ostatecznie wciągnęła mnie bardziej niż sądziłem. Bardziej niż na głównym zadaniu, skupiam się na zwiedzaniu Japonii i robieniu wszystkich pobocznych zadań po drodze. W związku z tym podczas wchodzenia w 2021 rok, nadal jestem na początku drugiego aktu. Póki co jest to dla mnie gra na 9/10. Ostateczne zdanie wyrażę, kiedy już skończę ten tytuł. Niejednokrotnie uważałem, że zachód nie stworzył ani jednej dobrej produkcji od lat. Tsushima nie zmieni mojego podejścia, ponieważ jest to jeden tytuł i mimo wszystko nadal związany z Japonią. No ale cóż, gdzieś trzeba zacząć…
Jestem też w posiadaniu Super Mario 3D All-Stars. Kupiłem stosunkowo szybko, ponieważ nie chciałem się spóźnić, ilość egzemplarzy była w końcu ograniczona. Technicznie w Polsce Nintendo nie jest popularne, więc może nie trzeba było się śpieszyć, ale wolałem dmuchać na zimne. Z całej tej trójki uważam, że w Sunshine grało się najgorzej ze względu na sterowanie nowym gadżetem. Nie próbowałem nowego sterowania wprowadzonego przez Nintendo, więc może moje podejście się jeszcze zmieni. Ponadto nadal uważam, że w tej składance powinno być Super Mario Galaxy 2.
Dalej było Hyrule Warriors: Age of Calamity – moje pierwsze musou. Będę miał dobrą rozgrzewkę przed przyszłorocznym Scramble. Póki co postanowiłem to potraktować jako wprowadzenie do ostatniej Zeldy. Podobnie, jak przy Tsushimie, chciałem zaliczyć wszystkie zadania poboczne. Ostateczne zdanie wyrobię, jak skończę ten tytuł, ale póki co będzie to u mnie tytuł na 9/10. Przyjemny art-style wraz z przepiękną muzyką. Randomowe pop-upy były obecne, ale nie było to coś, co miałoby zniszczyć moją przyjemność z grania. W przeciwieństwie do co niektórych osób, ja nie płaczę „grafika z PS1”, kiedy jakiś odległy obiekt ma o 1 poligon za mało.
Na wyprzedażach Steam złapałem również dwie odsłony Senran Kagura i Megadimension Neptunia VII. Zamierzam dać tym tytułom trochę więcej czasu, kiedy będę miał lepszy sprzęt. Szczególnie przy Neptunii, ponieważ gra z jakiegoś powodu ma problem z save’ami (próba zapisania rozgrywki kończy się zawieszeniem i muszę restartować cały sprzęt). Chciałbym mieć również mimo wszystko lepszą płynność przy Senran Kagurach. Niestety na to będę musiał poczekać, ponieważ dostępność kart graficznych dla przykładu jest praktycznie nieistniejąca. Może zejdą przynajmniej trochę z ceny (nie wiem jakim cudem taki 2080 Super jest droższy od 3070).
Moją grą roku byłby… port Persony 4 Golden na PC. Tytuł był dla mnie zbyt dobry w tylu aspektach, że nie byłbym w stanie dać mu mniej niż pełną 10. Gdybym miał nie brać pod uwagę portów, to mój głos poleciałby na Ghost of Tsushima. Nadal mam przed sobą jednak dwa akty, więc moje zdanie na temat tego tytułu może się jeszcze zmienić. Odpuściłem sobie chociażby Tokyo Mirage po wieściach o Atlusie wsadzającym wiadomo co w gardło fanom poprzez wydanie ocenzurowanej wersji globalnie. Nie byłem również zainteresowany dziełem Anity Sarkessian pod tytułem The Last of Us 2 z ilością dziur zawstydzającą niejeden ser szwajcarski i toksyczną fanbazą, która próbuje usilnie zmienić moje podejście do tego tytułu. Cyberpunk 2077 od samego początku nie był na liście moich zainteresowań. A patrząc na to, jak to ostatecznie wyszło, czuję z tego powodu ulgę.
2021 rok ma już kilka tytułów, na które się gotuję, jak Gal Gun Returns oraz Shin Megami Tensei V. Póki co nie nastawiam się na Gran Turismo 7 (jak już wcześniej mówiłem, wydanie tej gry pod koniec 2021 to póki co moje spekulacje i mimo wszystko kupowanie całej konsoli dla tej jednej gry nie wydaje się specjalnie rozsądne).