Tawerna PPE #19

BLOG
1237V
Tawerna PPE #19
Pars-89 | 15.01.2021, 15:30
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Witam serdecznie! Kurz już opadł po imprezie 18-tkowej, moja wątroba i piwniczka trochę to odczuły, co nie zmienia faktu że bawiłem się bardzo dobrze. To samo mogę chyba powiedzieć o Gościach którzy licznie dopisali. Nie zatrzymujemy się zatem i w kolejnym już weekendzie tego 2021 roku, na wywiad namówiłem Roberta - a mówiąc dokładniej Makavelii'ego. Zapraszam na drineczka!

 

Tawerna PPE – to miejsce w którym spotykamy się raz w tygodniu żeby poznać się nieco bliżej – zarówno jako gracze jak i od strony prywatnej. Blog w którym chcę abyście opowiedzieli coś o sobie, swoich zainteresowaniach, pasji, muzyce, ulubionych grach i marzeniach tych małych i nieco większych. W każdym odcinku będę chciał gościć jednego z Użytkowników PPE, pytania będą zawsze takie same dla każdego z Was – ale w sekcji komentarzy możecie zadawać swoje. Wpisy będą wychodzić cyklicznie raz w tygodniu w każdy piątek w godzinach porannych. Mam nadzieję że początek weekendu będzie dobrą porą na wizytę w sekcji blogowej – tym bardziej że gośćmi będziecie Wy sami. Trzymam mocno kciuki za frekwencje, Waszą aktywność w komentarzach i zachęcam do dyskusji.

 

Zima przyszła, śnieżek prószy i przyjemnie skrzypi pod butami, dzień coraz dłuższy ale przede wszystkim w końcu mamy piątek, piąteczek i weekend! Dla mnie z perspektywy ilości paragonów w Tawernie to świetna wiadomość, ilość przelanego alkoholu zaczynam liczyć w beczkach na godzinę i tylko martwią mnie od czasu do czasu te wejścia przez dach, okna albo drzwi które później służą jako obrotowe. Kontynuując nauki mnichów z Tybetu liczę powoli do dziesięciu, robię salto w tył, potem do przodu i wypijam szybko jednego kielicha - jak jeszcze mnie trzyma to dokładam drugiego i nagle nogi stają się cięższe, złe emocje ustępują tym dobrym i czasem tylko szkoda portków roboczych bo przez tą gimnastykę potrafią puścić szwy w dosyć osobliwych miejscach. Dobrze że lada wysoka. Do otwarcia siłowni to jedna z moich aktywności fizycznych - druga to robienie kresek w zeszycie przy osobach z oryginalną coca-colą lub pepsi. Nigdy nie byłem dobry z matematyki, ale w moim podsumowaniu wyszła mi taka sama liczba jak moich platyn na koncie Playstation. Całe dwie... Były też inne ale okazało się że to tylko kompot.

 

             

 

Poprzedni weekend upłynął na świętowaniu 18-tki Tawerny. Frekwencja jak zwykle dopisała i bardzo mi miło że w tak zacnym gronie mogliśmy świętować pełnoletność speluny. Piękny to był moment kiedy zamiast klasycznych pasów na tyłku solenizanta, wszyscy mogliśmy wznieść toast i pożyczyć sobie wszystkiego dobrego na ten Nowy Rok. Jeszcze raz dziękuje za przybycie i dziękuje tu Kierownikowi tamtej imprezy - Piotrowi. Carnage niczym Jeremy Clarkson wpisuje Cię złotymi zgłoskami na listę Managerów nadzorujących weekend w Tawernie. Pamiętaj o nas i odwiedzaj nas tak często jak tylko możesz. W końcu ktoś musi pilnować tych wszystkich Nygusów ;)

Aktualny weekend zaczynamy mocnym uderzeniem, ponieważ jest z nami Robert - AKA Makaveli0160. Miłośnik dobrego rapu, sportów motorowych i koszykówki. Świetną rozmowę zwieńczył toast z dwudziestojednoletniego Glenfiddicha. Mamy chyba dobrą passe, ponieważ wywiad czyta się niezwykle lekko i mam nadzieje że każdy z Was znajdzie w nim małą inspiracje dla siebie. Osobiście najbardziej ujęły mnie słowa o koncertach, muzyce ale też kilku wybranych scenach z gier i ich interpretacji. Nie przeciągając zapraszam już do lektury i klasycznie na jednego;)

 

Pytanie z  największą liczbą + poprzedniemu Gościowi zadał: Cherubinek (drugi raz z rzędu!) / często widzę jak grasz w nocy, kiedy Ty śpisz?

Trafne spostrzeżenie i niełatwe pytanie. Jest wiele powodów moich nocnych sesji growych. Jednym z nich jest bezsenność, z którą borykam się od lat. Kolejny już bardziej prozaiczny powód to fakt, że lepiej wczuwam się w klimat gier nocą (i nie mówię tu tylko o survival horrorach). Filmy, książki i komiksy też na ogół konsumuję właśnie w nocy. Ze snem bywa różnie, niekiedy nie sypiam w ogóle. Często też chadzam na późniejsze godziny do biura bo mamy otwarte od 8.00 do 20.00, a bywa też tak że danego dnia cały dzień jest Żona, a następnego dnia ja. Faktem jest jednak, że tryb życia mam bardzo nieregularny i zapewne niezdrowy - Carnage.

Dzięki za udział w zabawie i zachęcam do zadawania kolejnych pytań aktualnemu Gościowi.

 

- Temat Tygodnia -


Jaki jest Wasz ulubiony gatunek filmowy i jego przedstawiciel ?

---

Pisownia oryginalna / tekst bez zmian.


1. Z racji że jesteśmy w Tawernie proszę o złożenie zamówienia na napój który będzie nam towarzyszył w naszej rozmowie.

Poświąteczny urlop już mi się niestety skończył, a skoro gospodarz stawia, to poproszę… dwudziestojednoletniego Glenfiddicha. A co! Mało, ale aby grzało! Bez schładzania, ale w zimnej szklaneczce! A jak akurat to się już dzisiaj skończyło (ta, jasne), to może być Monkey Shoulder, też ciepły, też w lekko schłodzonej szklaneczce. Z Lidla. W sensie, że trunek z Lidla. Nie szklaneczki. Chociaż też mogą być!

 

2. Na wstępie przedstaw nam się ;)

Cześć, Tawerno! Na imię mam Robert, urodzony krawaciarz, który po dziś dzień mieszka w stolicy Polski. Z zawodu bankster, pasjonat wyścigów samochodowych i motocyklowych, rekreacyjny koszykarz, mól książkowy. W czasach p.k.e. (przed kowidową erą, oczywiście) zdarzało mi się nałogowo biegać i grać w koszykówkę. Teraz niestety możliwości rekreacji na świeżym powietrzu znacząco stopniały (zwłaszcza, jeżeli chodzi o to drugie), więc trzeba niestety szukać innych rozwiązań na zabicie nudy na fajrancie. Po pracy lubię oddawać się swoim zainteresowaniom (o których później), ale i również lubię sobie haratnąć w jakiegoś dobrego szpila.

 

3. Jak zaczęła się Twoja przygoda z portalem PPE?

W odróżnieniu od wielu z poprzednich gości Tawerny, ja nie miałem w ręku ani jednego numeru PSX Extreme. Moja przygoda na portalu zaczęła się jakoś w 2015 roku, kiedy założyłem tutaj konto za namową takiego pewnego jegomościa Montany, z którym znamy się z innego miejsca w sieci, poświęconego tematyce konsolowo-growej. Ów Montana namówił mnie, abym założył konto i podzielił się z szerszą publiką swoimi wybrykami publicystyczno-recenzenckimi, które popełniam z mniejszą lub większą częstotliwością od prawie już dekady. Założyłem, wrzuciłem kilka tekstów, kilka z nich się przyjęło lepiej, kilka gorzej, i tak jakoś zostałem, a dzisiaj piastuję miejsce gościa dziewiętnastego odcinka Tawerny. Jak ten czas leci…

 

4. Skąd inspiracja na Nick i Twój Awatar?

Nick to oczywiście kombinacja pewnych cyferek i pseudonimu artystycznego pewnego rapera, którego na okrągło słuchałem przez wiele lat. Raperem tym oczywiście jest Tupac Shakur, który pod koniec swojego życia posługiwał się pseudonimem Makaveli. Pod pseudonimem tym wydał też, uznawany przez wielu za jego najlepszy, swój ostatni krążek tha Don Killuminati: the 7 day theory, którego premiera nastąpiła już po śmierci rapera. A cyferki – 0160, to nic innego jak kombinacja na klawiaturze alfanumerycznej, która wpisana z wciśniętym klawiszem ALT pozwala na zapisanie nazwy folderu bez ani jednego znaku. Nie wiem, czy wzięło się to z ukrywania w szkole na informatyce wszystkich ikon pulpitu w niewidzialnych folderach, czy z czegoś innego… Najstarsi Górale już chyba tego nie pamiętają.

 

Awatar w obecnej postaci to kolorowy wizerunek Big Bossa z Metal Gear Solid, który można znaleźć na okładce rozszerzonej wersji MGS3: Subsistence. Przedtem była wersja czarno-biała, która pochodziła bezpośrednio ze zrzutu ekranu emblematu Big Boss, który osiągnąłem w Metal Gear Solid 4 podczas platynowania tego tytułu. MGS to jedna z moich ulubionych serii i bardzo miło ją wspominam, a styl artystyczny Yoji’ego Shinikawy jest niepowtarzalny i ujmujący, więc wybór mógł być tylko jeden! La-Li-Lu-Le-Lo!

 

5. Powiedz jakie jest Twoje TOP 3 gier wszech-czasów i Twój największy zawód?

Ciężkie pytanie, raczej staram się unikać crapów i uważnie dobieram sobie kolejne tytuły do ogrywania, więc do tego TOP 3 mogłoby wejść spokojnie pięć razy tyle gier, ale postaram się wybrać jakieś trzy, które pod jakimiś względami były naj… Kolejność przypadkowa.

 

Metal Gear Solid (PlayStation, 1998)

 

Gra pod wieloma względami przełomowa, protoplasta gatunku stealth-action w 3D, z którego wykształciły się tak znamienite serie jak chociażby Splinter Cell, czy też Hitman, ale i wykształciło się moje zamiłowanie do wszelkiej maści skradanek. No i niesamowita, wielowątkowa i głęboka historia, która – jak zwykle w tej serii, zresztą – jest poniekąd komentarzem społecznym czasów, w jakich żyjemy. Hideo Kojima z chirurgiczną precyzją dokonał wiwisekcji polityczno-militarnych szachów, w jakie grają najwyżej postawione jednostki administracji publicznej. A to burzenie czwartej ściany na każdym kroku pod postacią chociażby częstotliwości Codec na odwrocie pudełka z grą, czy kultowych już sekcji z Psycho Mantisem… Kreatywność deweloperska w tej grze wykraczała poza wszelkie skale. Śmiem twierdzić, że pod względem całokształtu nie udało się już nigdy przebić poziomu tego „pierwszego” MGS. Część druga zdecydowanie miała swoje momenty i pod względem wielowarstwowości i zawiłości fabularnej nawet chyba przebiła część pierwszą, ale ogólnie czegoś tam brakowało… Może to Raiden, może nieciekawa lokacja...

[img]1432229[/img]

 

Gran Turismo 4 (PlayStation 2, 2004)

 

Absolutny killer wyścigów samochodowych tamtego okresu. 723 dostępne pojazdy. Dziesiątki tras, z czego większość to pieczołowicie odwzorowane rzeczywiste lokacje, w tym słynne, legendarne, owiane złą sławą „Zielone Piekło” – Nürburgring Nordschleife. A to wszystko na poczciwej „czarnulce”, której parametry techniczne bledną, zestawione z dzisiejszymi… telefonami komórkowymi. Był to jeden z pierwszych symulatorów wyścigowych, przy jakich spędziłem nieco dłużej i to właśnie w tej grze pierwszy raz zakręciłem wirtualnie kierownicą – był to Logitech Driving Force Pro, pierwsza na rynku kierownica z realistycznymi 900 stopniami obrotu. To właśnie dzięki tej produkcji złapałem bakcyla do simracingu, który to zawsze jakoś kiełkował we mnie, ale nie potrafił przebić się przez warstwę ziemi wyścigów arcade’owych, w których zawsze coś mi nie pasowało. Nigdy nie byłem wielkim fanem gier typu Need for Speed, mimo że fajnie jest czasami się rozluźnić i po prostu pojeździć samochodem bez większego rozkminiania najmniejszych aspektów fizyki czy telemetrii. Dlatego też znalazłem swoją niszę właśnie w symulatorach, w które z większą lub mniejszą częstotliwością lubię grywać po dziś dzień.

 

Grand Theft Auto: Vice City (PC, 2003)

 

Pierwsze Grand Theft Auto, w które wsiąknąłem na dłużej. Niesamowity klimat Florydy schyłku ery mobsterów, genialnie zarysowany Tommy Vercetti, grany przez Raya Liottę (bodaj pierwsze naprawdę znane nazwisko, które podłożyło głos pod bohatera gry komputerowej?), świetna, luźna atmosfera i parodia wielu filmów gangsterskich ale i samych Stanów Zjednoczonych tamtego okresu, do której zdolny w takim stylu jest tylko Rockstar. Gra pod wieloma względami unikatowa, klimatyczna. Jak mało która świetnie się trzyma i nie daje się nadgryźć zębowi czasu. Pierwszy raz grałem w to półtorej dekady temu, a uruchomiłem sobie ją całkiem niedawno czy to na PC, czy na pierwszym Xboksie albo PlayStation 2 i miodność jest dokładnie taka sama, jak wtedy, za pierwszym razem. Mało któremu deweloperowi udaje się stworzyć coś tak wyjątkowego i magicznego. A Rockstar robi to odsłona za odsłoną. A, no i misja z helikopterkiem nigdy nie sprawiała mi problemu, hehe!

 

Największy zawód, hmm… Tak, jak już wcześniej wspominałem, szanuję swój czas wolny i zawsze staram się robić due diligence przed nabyciem jakiejkolwiek gry by właśnie takich zawodów uniknąć. Takich gier na pewno było więcej niż palców u jednej ręki przez te wszystkie lata, ale gdy myślę o haśle „największy zawód”, przychodzi mi do głowy jeden, całkiem niedawno wypuszczony tytuł. Nie, nie będzie to Cyberpunk 2077, haha! Mowa tutaj o…

 

Shadow of the Tomb Raider (PlayStation 4, 2018)

 

Gra zaliczyła regres w stosunku do całkiem udanych poprzednich części trylogii rebootu prawie na każdym kroku. Historia, która nigdy nie była mocną stroną tej serii, tym razem jest jeszcze bardziej płytka i pozbawiona logiki w miejscach, w których kolidowała ona z planem wydarzeń. Sama Lara z bardzo urodziwej dzierlatki w tej części przemienia się w tępo patrzącą dziewoję, której jedyne kwestie dialogowe są wypalane w złych momentach i czasami tak nietaktownie, że budziło to we mnie jedynie uśmiech politowania. A też sama przemiana Croftówny z niewinnej dziewczynki w mroczną niszczycielkę marzeń wszystkich huncwotów pragnących przejąć kontrolę nad światem jest tutaj po prostu… sztampowa, płaska, jakby na siłę. Popełniłem też bloga na ten temat w okresie premiery tego potworka, w którym szerzej opisuję wszelkie bolączki Cienia Tumbrajdera. Tytuł tej gry był dobry akurat – bo ta gra to jedynie cień świetności rebootu.

 

6. Opowiedz o scenie z gry która najbardziej zapadła Ci w pamięć i dlaczego?

Tych scen nie ma znowu tak wiele, ale na pewno o dwóch, czy trzech warto wspomnieć.

Pierwszą scenę podzielam z wieloma użytkownikami sieci i wieloma graczami. Będzie to jedna z ostatnich scen pierwszego sezonu The Walking Dead od Telltale, w której mała Clem musi rozstać się z Lee’m. Sposób zobrazowania łuku obydwu tych postaci i tego, jak zawiązała się między nimi więź ojciec-córka i gwałtowne ucięcie tej więzi to w mojej karierze gracza bez dwóch zdań najbardziej wzruszający i trudny moment, z jakim miałem do czynienia.

Ex aequo postawiłbym bardzo analogiczny moment w The Last of Us, w którym Joel jednak postanawia w przypływie egoizmu odbić Ellie ze szpitala Świetlików. Jest coś magicznego w obydwu tych momentach, co sprawia, że trafiają one do nas głębiej, bardziej nas dotykają. Być może jest to po prostu ukazanie zwyczajnego człowieczeństwa i zwyczajnej, ludzkiej słabości, z którymi tak łatwo jest się nam przecież identyfikować. Nie wiem.

 

Chciałbym też tutaj wspomnieć o scenie z NieR: Automata, w której android 9S nieustannie dźga mieczem kopię androida 2B wewnątrz urojonej projekcji jego systemu operacyjnego. Może i nie ma w tym nic specjalnego, ale gdy wziąć pod uwagę, że 9S wykształcił w sobie miłosne uczucia do 2B, a androidy te, jako maszyny do zabijania były programowane tak, by przemoc fizyczna przynosiła im satysfakcję bliską tej seksualnej, to dźganie mieczem w tej scenie nabiera zupełnie innego wydźwięku i innej głębi, która nie dawała mi spokoju przez dłuższy czas… NieR: Automata to niesamowita historia, która jest naprawdę bardzo, bardzo ukryta pod wierzchnią warstwą, przez która przebić się można niestety jedynie dzięki głębokiej analizie wszystkiego, co widzimy na ekranie. Yoko Taro wykonał niesamowitą pracę przy tym uniwersum. Wielka szkoda, że tak niewielka ilość osób zdoła docenić kunszt tego dzieła.

 

7. Na co zwracasz uwagę decydując się na zakup nowej gry? (recenzje, opinie, oprawa?)

Raczej nie reprezentuję grupy osób, które wsiadają do hajpowego pociągu na wiele stacji przed końcową i nie kupuję też preorderów, ale kilka serii i kilku deweloperów ma u mnie taki kredyt zaufania, że biorę ich produkcje w ciemno w dniu premiery. Takimi seriami jest na pewno Grand Theft Auto od Rockstara (bo po prostu GTA), Gran Turismo od Polyphony Digital (bo serię darzę ogromną sympatią i mam do niej wielki sentyment, który sięga początków mojej przygody z grami) i wszelkie nowe soulslike’i od FROMSOFTWARE (no bo po prostu nie jestem już casulem!). Jeżeli mówimy o zupełnie innych grach, to największą część mojej oceny, czy grę warto kupić w pełnej cenie w oknie premiery stanowią wszelkiego rodzaju zwiastuny, gameplay’e i inne materiały, które pozwalają, czy to mniej, czy bardziej precyzyjnie określić, czy gierka ta będzie godna uwagi. Po latach grania i śledzenia naszego poletka w człowieku wykształca się jakiś taki instynkt, taka intuicja, że patrzysz na grę i możesz po chwili stwierdzić – „o, to będzie killer!”, albo: „e, to będzie słabiak”. Jeżeli natomiast chodzi o gry, które już gdzieś tam krążą w obiegu (na przykład jakieś gierki retro, czy z poprzednich generacji), to lubię sobie zobaczyć, co o nich mówi scena. Czy są kultowe, jeżeli są, to dlaczego, jeżeli nie są, to dlaczego właśnie nie? Czasami w takich grach może znajdować się na przykład mechanika, która dzisiaj jest standardem w grach, a właśnie w tym, mało znanym tytule, pojawiła się po raz pierwszy. Na ostatnim miejscu są oczywiście ceny. Jeżeli uważam, że niektórych gier nie ma sensu kupować w pełnej cenie z jakiegoś tam powodu, to czekam po prostu na jakąś promocję. Jak jest, to wtedy zastanawiam się nad kupnem wersji cyfrowej (które to kupowanie było dla mnie przez wiele lat  grzechem ciężkim), bo na starość człowiek docenia to, że nie musi już snajpować aukcji na allegro i po prostu może z pozycji siedzącej w salonie nabyć tytuł, który dzięki dobrodziejstwom światłowodu pobierze się na konsolę w podobnym czasie, co instalowałby się z płyty. Ale teraz, w świetle nowych czasów, gdzie na current-genie za gierkę trzeba dać trzy i pół stówki, powoli wracam do starego Dragunova, który przez lata kurzył się na strychu ;)

 

8. Co poza graniem sprawia Ci największą przyjemność? (pasja, hobby, może praca?)

Tak, jak wspomniałem w kilku poprzednich odpowiedziach, uwielbiam koszykówkę i simracing, więc staram się możliwie jak najwięcej czasu spędzać właśnie na takich aktywnościach. W czasach ery kowidowej niestety z koszykówką tak łatwo nie jest – jest to raczej sport halowy, ale nawet zewnętrzne boiska bywają zamknięte. Jeszcze się nie dorobiłem na banksterce na tyle, żeby za domem postawić sobie stodołę z prywatnym boiskiem do koszykówki, ale pracujemy nad tym ;) Co do simracingu, to więcej wypowiedziałem się już wyżej, obecnie od czasu do czasu z szafy wyciągnę sobie Thrustmastera T500RS i pokręcę kilka kółek Zielonego Piekła czy to w Assetto Corsie, czy w Gran Turismo Sport. Uwielbiam czytać książki, zdecydowanie o tematyce kryminalnej i literaturę faktu. Moim wielkim konikiem jest półświatek amerykańskiej mafii i wszystko, co z tym związane pochłaniam na raz. Obecnie czytam znakomitą serię o policjancie Hieronimie Boschu autorstwa Michaela Connelly’ego. Powieści te w sposób niesamowicie autentyczny i bez ogródek przybliżają nie tylko pracę detektywa LAPD, ale i biurokrację i politykę prowadzenia komendy głównej policji w mieście o jednym z najwyższych znaczników przestępstw na świecie.

Moją drugą wielką miłością jest motorsport. Jestem od wielu lat zagorzałym fanem Formuły 1, MotoGP ale i wszelkich innych wyścigów samochodowych. Kilka razy zdarzyło mi się obejrzeć całe dwudziestoczterogodzinne zmagania Le Mans, na które trzeba było się odpowiednio przygotować, niczym sami kierowcy – bez yerby mate i energy drinków nie ma nawet co myśleć o zwycięstwie! Na każdą niedzielę podczas sezonu grafik swojego życia układam tak, by wygospodarować czas na obejrzenie Grand Prix.

Nie mogę też nie wspomnieć o pisaniu, które od niemal dekady praktykuję – raz częściej, raz rzadziej. Myślę, że części z Was na pewno zdarzyło się czytywać te moje wypociny, które co jakiś czas ukazują się na łamach sekcji blogowej ppe, a czasami nawet trafiają na „główną”. Bardzo cieszę się, że wpisy te generują jakiś odzew i wydaje się po tym odzewie, że są nawet całkiem poczytne. Wydaje mi się, że słynę z dosyć kontrowersyjnej, często odmiennej i przeciwnej od nurtu opinii, która potrafi polaryzować publikę. No ale tak już mam i takich tekstów należy się spodziewać, jeżeli klika się w odnośnik do wpisu mojego autorstwa!

 

9. Jakiej muzyki słuchasz?

Muzyka to duża część mojego życia. Słucham jej bardzo dużo, chociaż ostatnio, przez konieczność pracy z domu trochę mniej. Jestem – jak już wspomniałem przy okazji opowieści o genezie mojego nicku – wielkim fanem twórczości Tupaca Shakura. Jego muzyka w pewnym momencie mojego życia stanowiła bardzo silny motor napędowy i dzięki właśnie tamtym chwilom na zawsze pozostanie ona bliska memu sercu.

 

p.k.e. zdarzało mi się chadzać na koncerty i miałem to ogromne szczęście, aby w latach 2018-2019 móc wybrać się na koncerty trzech wykonawców, którzy są jednocześnie jednymi z moich ulubionych.

 

Były to kolejno: Rolling Stones, które nie dość, że w ramach trasy No Filter zagrało w Warszawie (gdzie na co dzień mieszkam), to jeszcze było to w moje urodziny, które przypadają na ósmego lipca. Czy można prosić o lepszy prezent? Może, gdyby akustyka na PGE Narodowym była trochę lepsza... Natomiast energia, która bije od tych niemal stuletnich dziadków, którzy koncertują już prawie sześćdziesiąt lat była absolutnie niezrównana. Nie wiem, czy sam byłbym w stanie dotrzymać im na scenie tempa. Usłyszeć na żywo „Paint It, Black” to moment magiczny, który zapamięta się na całe życie.

Miałem również okazję zobaczyć na żywo Phila Collinsa podczas trasy Not Dead Yet i usłyszeć na własne uszy ten legendarny perkusyjny badum badum z „In The Air Tonight”. Efekt robi to niesamowity, nawet mimo tego, że czas dla Phila łaskaw nie był, a dawanie stu osiemdziesięciu koncertów rocznie przez kilka dekad z rzędu odcisnęło na nim ogromne piętno i ten perkusyjny bridge wykonany był przez jego syna (bardzo utalentowanego muzyka-samouka, swoją drogą). Phil również w sposób absolutnie magiczny sprawił, że koncert dawany na wypełnionym po brzegi stadionie sprawiał wrażenie kameralnego występu w jednym z angielskich pubów. Niepowtarzalny artysta.

Last, but not least, miałem też okazję wziąć udział w warszawskiej rundzie Europe Awakens Tour Metalliki. Koncert był znakomity a i Metallica, jak to ma w zwyczaju, uraczyła lokalną publiczność lokalnym Snem o Warszawie. Dali radę! Język na pewno był przez kilka tygodni w gipsie, ale wykon był świetny i w sposób kapitalny zmostkował publiczność z kapelą, dzięki czemu nie dało się odczuć, że wysiedli z samolotu w jakimś dziwnym kraju żelaznej kurtyny, zagrali kilka kawałków i polecieli dalej, nawet w sumie nie wiedząc, gdzie przed chwilą byli. Bardzo ceni się tak profesjonalne i po prostu życzliwe podejście w stosunku do bazy fanów. W końcu nie każdy może być Master of Puppets!

Poza koncertowymi eskapadami słucham bardzo dużo muzyki przeróżnej – od Prodigy, po Bonobo i Daft Punk, przez Nirvanę, po Led Zeppelin. Nie przebieram w środkach i nie biorę jeńców. Lubię też eksperymentować i odkrywać nowe gatunki, style i nowych wykonawców. Bardzo często korzystam z dostępnej w Spotify listy „Odkryj w tym tygodniu” – dzięki niej poznałem całą masę świetnej muzyki, na którą pewnie w innym wypadku nigdy bym nie trafił. Jedynie do disco-polo nie potrafię się przekonać. Ale na starość pewnie to się zmieni i jeszcze zapytam w zenkowym stylu: jak do tego doszło – nie wiem… :)

 

10. Masz w domu jakieś zwierzaki?

Zwierzaków w domu niestety nie mam, gdyż od urodzenia mieszkałem wśród ciasnoty warszawskich blokowisk, gdzie po prostu zwyczajnie niehumanitarne i nieuprzejme w stosunku do reszty lokatorów budynku byłoby trzymanie jakichkolwiek zwierząt. Ale czasami jak w sieci widzę nagrania czy to z kotami, czy z jakimiś papugami, to marzy mi się taki zwierzak. Może w przyszłości? ;)

 

11. Opowiesz nam o swoim jednym wybranym marzeniu które chciałbyś w przyszłości zrealizować lub już Cie się to udało? ;)

Marzeń głowa jest pełna – niektóre są mniej realne do spełnienia, inne pozostają w sferze czystej abstrakcji. Lubię kulturę KKW i myślę, że chciałbym odbyć podróż po Japonii i spróbować dosłownie wszystkiego, z czego ten kraj słynie – zjeść prawdziwe, japońskie sushi, przesypać trochę srebrnych kulek do paczinko (koniecznie z Metal Gear Solidem, żeby zobaczyć, na co Konami przewaliło tak genialne uniwersum!), przejść się pod bramą Torii no i oczywiście pokontemplować piękno wulkanu Fuji. Przy okazji fajnie by było wieczorem zahaczyć o jakiś parking i polatać bokiem Toyotą Trueno jak w Initial D!

Drugim marzeniem jest coś bardziej drobiazgowego, ale chyba dużo trudniejszego do osiągnięcia. Chciałbym chociaż przez chwilę posiedzieć w kokpicie bolidu Formuły 1, którym startował mój ulubiony kierowca – legendarny Ayrton Senna. Jest to coś, o czym marzy mi się od dawna. Najbliżej takiego samochodu można być albo w brytyjskiej siedzibie McLarena w Woking (Senna w McLarenie zdobył swoje trzy tytuły mistrzowskie i bolidy te stoją jako eksponaty wewnątrz centrum technologicznego tej marki) albo zobaczyć je w akcji podczas Festiwalu Prędkości Goodwood, organizowanego rokrocznie przez Lorda Marcha. Jeszcze tego marzenia nie spełniłem, ale nie spoczywam na laurach. Kiedyś zrobię sobie zdjęcie wewnątrz tego kokpitu!

 

Dziękuję wszystkim, którzy dobrnęli przez te moje nudne smęcenie do końca i zechcieli dowiedzieć się tego i owego o mojej osobie. Dziękuję również Parsowi za gościnę w dziewiętnastym melanżu odcinku Tawerny!

 

Dziękuje za rozmowę - udanego weekendu ;)

Oceń bloga:
30

Komentarze (395)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper