10 platyn, przy których miałem problemy

Witajcie krwiopijcy. Od razu mówię, że blog ogromny nie będzie. Wasze scrolle mogą żyć. W każdym razie dziś zaprezentuję wam listę gier, gdzie zdobywanie platyny czy wszystkich osiągnięć zajęło mi mnóstwo czasu, potu, łez i krwi. Zapraszam.
Najpierw uspokoję graczy od strony ,,zielonej". Czemu platyny a nie calaki czy coś ? Bo na Xboxie nie ganiałem za nimi. Dopiero po kupnie PS4 jakoś zacząłem je zbierać. Od czego zależy moje zbieractwo to nie jestem w stanie wyjaśnić do końca. Część zbieram, gdy mi się nudzi, część by pokazać jak uwielbiam daną grę (np. Devil May Cry 5) albo od tak sobie (tak było z God of War III). Do części też zamierzałem podchodzić, ale przez coś zawieszałem plan (np. Rayman Legends czy Dragon Ball FighterZ), nie mogłem się zmusić (God of War z 2018 roku) albo znudziło mnie (Wiedźmin 3 lub Dragon Ball Xenoverse 2). Z czasem mogę przełamać blokady i zdobyć w tamtych grach trofki, ale to wymaga ode mnie zbyt dużo czasu lub po prostu nie mam teraz danej gry (np. Wiedźmina 3). Poniższa tu lista prezentuje gry w których nie poddałem się, chciałem się przed czymś przygotować i zbyt uwielbiałem przechodzenie ich. Tylko nie liczcie też na jakieś fajerwerki, bo mam na koncie tylko 20 platyn. Wiem, że mało....ale liczba rośnie.
10. Crash Bandicoot N. Sante Trilogy (remake dwójki)
Zacznijmy od tego, że sam Crash 2 nie jest aż tak niesprawiedliwy jak jedynka. Wymagający jest dalej i męczący, ale poziom jedynki to nie jest. Prawdopodobnie przez to jest na tym miejscu. W każdym razie co tutaj sprawiało mi problem ? Generalnie relikty i szukanie przedmiotów. Tak się składa, że z Crashem 2 zawsze miałem taki problem, że szukanie gemów i pokonywanie ukrytych etapów zawsze sprawiało mi trudność. Nie wiem jak wam do końca to wyjaśnić. Fajne to było, ale trudne. Chyba to przez momenty z lodowymi miejscówkami. Może. W każdym razie gorszą sprawą były relikty. Przechodzenie etapów na czas w tej grze było dla mnie męczące. I chyba to tyle. Nie oczekujcie tu dużego rozpisywania się. Tutaj po prostu męczące były czasówki. Dlaczego zatem ta gra tu jest ? Może to przez ich trudność ? Chyba to, bo czasówki lubię dopiero w trójce a w dwójce i jedynce jawnie ich nie cierpię.
9. Uncharted 4: Kres Złodzieja
W innych odsłonach platyn nie robiłem, bo.....no coś mi się nie chciało. Miałem pierwotnie plan zdobyć wszystkie platyny w każdej odsłonie, lecz po czwórce byłem już zmęczony tą serią i na tę chwilę powracam do ogrywania jedynki. Czwórkę ukończyłem na 100% z rok...może 2 lata temu i już mówię co było moim problemem. To troszkę i wina samego powolnego gameplay'u, gdzie momentami nic nie robiąc miałem wrażenie, że lepiej bawiłbym się gdzieś indziej, ale to był najmniejszy problem. A w każdym razie najmniejszy problem w celu zdobycia platyny. Największym problemem był dla mnie speedrun. Zawsze kończyłem grę o godzinę za późno, bo zdarzało jakimś cudem mi zginąć w kretyński sposób. Plus jeszcze musiałem zapamiętać każdą kombinację, każde umiejscowienie przeciwnika czy coś innego. Innym problemem było skończenie gry na celności powyżej 70 %. Niby są sposoby na zdobycie tych trofek bez męczenia, ale dowiedziałem się o nich za późno......Gdzieś za x razem w końcu mi się udało, ale najbardziej denerwujące trofeum w tej grze było dla mnie Pokojowe Rozwiązanie. Brzmi banalnie. Nie zabijać nikogo w rozdziałach 13 i 14. Tylko że najpierw rozdział 13 na początku jest dość powolny a nieważne co zrobiłem to trofeum nie wpadało. Mówi się, że ta trofka jest zbugowana. Może jest w tym sporo racji. Część osób mówi też, że i Sam nie może zabijać a inni mówili, że może. Pogubiłem się wtedy i na próbie, gdzie mi się udało to po prostu zostawiłem Sama, nie restartowałem gry, nie wiedziałem czy kogoś zabił i ostatecznie mi wpadło. Od tak. Do tej pory nie mam zielonego pojęcia jakim cudem, ale się udało. O dziwo trofeum z delfinami nie było dla mnie problemem. Jak widzicie i w Uncharted mogą zdarzyć się problemy. Pozostałych odsłon nie ruszałem z powodu mego zmęczenia i chyba powrócę do tej serii z moim pierwotnym planem. Po tak długiej przerwie mam ochotę na coś prostego i nie aż tak fabularyzowanego niż czwórka.
8. Devil May Cry 3: Special Edition
Najtrudniejsza odsłona w serii Devil May Cry jest na miejscu 9...…to może zacznę tak. DMC 3 może i było męczące, ale pod kątem zdobywania platyny to męczyłem się jakby najmniej w serii. Oczywiście najgorsze było Dante Must Die, bo Devil Trigger u przeciwników był denerwujący i pod koniec był męczący z demonami....nie pamiętam nazwy, ale to były potwory, które nie chciały być normalnie podbijane i wyglądały biało-czerwono. Nope, to nie Polacy hehe. Ciężkie było przechodzenie krwawego pałacu pod sam koniec, chociaż zrobiłem trofeum z tym związane (ukończenie, nie wliczam pozostałych) za pierwszym razem. Coś jeszcze....strasznie wkurzyło mnie levelowanie styli. O samych stylach nie mam nic złego do powiedzenia. Poza tym, że trzeba chodzić do statuy, by ją zmieniać (a lepiej narzekać na zmiany w locie....widziałem gdzieś narzekania o to) to korzysta się z tego dobrze. Problem polegał na tym, że zrozumiałem, że chodzi o WSZYSTKIE style. Zacząłem najpierw levelować Trickstera (bo na początku grałem jako swordmaster i osobiście miałem problem z odzwyczajeniem się) a potem poszedłem na levelowanie Dopplegangera i Quicksilvera. Tyle że ich nie trzeba było ulepszać. Pomyślcie zatem jaka była moja reakcja. Zostało mi tylko Royal Guard a calakowałem dwa niepotrzebne style. Z resztą RG był dla mnie męczący w tej grze i musiałem 2 razy skończyć grę, by go ulepszyć na maxa. Pomińmy też kwestię, że samo Devil May Cry 3 jest momentami trudne na siłę. To nie jest trudność taka jak w DMC 4 i DMC 5. Po prostu sama gra była potwornie chamska. Poziom jedynki to nie jest, ale jednak. Ma dużo nieprzyjemnych elementów w tym mało przeciwników, z którymi fajnie się walczy. O demonach pod koniec wspominałem. Ale poza tym to większych problemów z tą grą nie miałem. Temu jest na 9 miejscu. Definitywnie pozostałe odsłony były trudniejsze. Dwójka i tak to koszmar a DmC było dość łatwe. Były problemy, ale było proste w zdobyciu platyny.
7. Devil May Cry 4 Special Edition
Generalnie to już sama lista trofek odstrasza. Wszystkie tryby (poza Hell and Hell i tym drugim) na S, ukończ krwawy pałac na S, jako każda postać, pokonaj Dantego bez otrzymania jednego ciosu, pokonaj bossów na SSS czy ubicie 10 000 demonów. O dziwo nie taki diabeł straszny. To znaczy męczące było w cholerę, ale kończyło się to...przyjemnie. Pomińmy proszę fakt, że jako niewytrenowany chłopiec rzuciłem się na DMD i kończyłem super postacią. Pomińmy. Mówię to teraz z perspektywy wytrwałego w boju chłopa, który ma już czwórkę w jednym palcu (ale przegiętych combosów to ja nie robię). Zacznijmy może od samego DMD, które ukończyłem po przejściu na S trybu Human, Devil Hunter, Son of Sparda. Jak widać wtedy byłem już przygotowany, gdyż siedziałem przy tej grze godziny. Ostatecznie DMD nie było aż takie złe. Dobra, Dante jako boss był męczący i kilka misji naprawdę mnie denerwowało oraz kilka przeciwników mnie wkurzało (zwłaszcza Bazyliszki i te ryby), ale grałem, uczyłem się przeciwników, uczyłem się nowych kombinacji (o dziwo jako Dante w kilku miejscach miałem problemy) i ostatecznie udało mi się wbić S na każdej misji. Sam tryb aż taki męczący nie był. Twierdzę, że był trzecim najprostszym trybem Dante Must Die w serii. Drugim jest DmC a pierwszy to....dwójka.....ehh. Ciężkie było też Legendary Dark Knight, bo totalnie psuło balans gry olbrzymią ilością przeciwników. Łatwo o śmierć. Zwłaszcza gdy masa robotów ciebie zmasakruje a potem musisz walczyć z bossem np. Berialem. Bossowie na SSS byli...w sumie zależało od jakiego bossa. Sanctus był irytujący, ale i prosty. Dodam tu, że pomyliły mi się jego formy. Zamiast Sanctusa jako ostatniego bossa to tłukłem ten wielgachny posąg. Bael i Echidna byli żałośni (słabi), Credo momentami męczący ale w sam raz, Agnus prosty, Berial wk**wiający i Dante był bardzo wymagający (i chyba najtrudniejszy). Pokonałem go na farcie za pomocą tej sztuczki z Luciferem i nabijaniem stylu atakując i odbijając ciosy do momentu uzyskania SSS. Wtedy nadchodziły moje ataki. 10 000 demonów wpadło mi po długim czasie w trakcie przechodzenia krwawego pałacu. Na sam start ukończyłem jako Dante i z góry mówię, że jako postać super skończyłem jako Nero i było to dla mnie dość głupie, ale i odświeżające. Zaraz powiem czemu. Dante ukończyłem na S (de facto samo ukończenie gwarantuje S), Vergilem było trochę ciężko i nim skończyłem najwięcej razy ten tryb. Za chwilę będzie czemu. Lady skończyłem jako trzecią i na początku obawiałem się kończenia tego trybu jako ta babka, ale ostatecznie ukończyłem go za drugim razem i walka z Dante była nawet prosta. I poszły schody. Nero i Trish. Jako Nero skończyłem w wersji super, bo wtedy byłem....gonił mnie czas i musiałem gdzieś jechać. Nie była to pierwsza próba, bo wcześniej próbowałem normalnym Nero i jakimś cudem umierałem zawsze w walce z Dante. W wersji super ukończyłem na szybko, za co było mi wstyd.
Po splatynowaniu ukończyłem pałac ten ostatni raz normalnym Nero i poszło dobrze. Najgorsza była Trish. Nie mam pojęcia co z nią było nie tak (bo sama w sobie jest przekokszona), ale tutaj była męcząca. Zawsze ginąłem z jakieś błahostki, musiałem ciągle oszczędzać pasek DT a z Blitzami to najlepiej walczyć przy pomocy zżerającej ten pasek Pandory i zadawało momentami beznadziejny damage. Szczęście, że nauczyłem się z czasem wywalać praktycznie cały czas Spardę, bo to mi ocaliło mi tyłek w walce z Dante. Z nim to była klątwa i olśniło mnie po 9 razie (walki z nim, bo prób było więcej), że w sumie nie wywalałem ani razu miecza podczas walk z bossami. To bardzo mi pomogło. Mordęga poszła z głowy. BTW przy przechodzeniu tego pałacu każdą postacią autentycznie potrzebowałem przerw. Palce strasznie mnie bolały i gdybym z jeszcze miesiąc się tym męczył to szybko by mi odpadły. I w sumie jako inny powód wybrania Nero na super był taki, że leciałem raz Nero a raz Trish i po kolejnej porażce Trish to wziąłem ułatwienie w postaci super...postaci Nero. A i Dante bez trafienia....to było koszmarne. Definitywnie najgorsze trofeum. Nie dość, że męczysz się podczas przechodzenia tego pałacu to jeden cios tego typa wystarczy, by wszystko poszło się s*ać. Ostatecznie użyłem do tej roboty Vergila i nawalałem go na odległość mieczami z góry, judgment cutami, wywalaniem Force Edge'a i tym ruchem, który przecinał wszystko. To był fart, bo prób jako Vergil było dużo. I na tym platynowanie czwórki się skończyło. Twierdzę, że to był dobry trening przed piątką i nawet po zdobyciu wszystkiego, dalej wracam do tej gry i biję swoje rekordy. To jak teraz ? Jako Vergil Legendary Dark Knight na trybie Turbo ?
6. Bloodborne
Bloodborne jest dość nisko, nie ? A to dlatego, bo bawiłem się bardzo dobrze przy tej grze. Pewnie hejterzy soulsów mnie za to zjedzą, ale ja lubię soulsy i ten dziwny "pomysł" i jego "dziwaczne" wykonanie, ale to tylko ja. Co nie znaczy, że nie było łatwo. Troszkę czasu zajęło mi platynowanie tej gry, sporo godzin się nabiło (akurat na save'ie w którym platynowałem to stuknęło ze 160h). Save'a z początku gry i katowania new game+ nie wliczam. Zatem bossowie zdarzali się męczący, ale to były dość dziwne wybory. Większość osób od razu ma w głowie Ebrietas, ale ja ją ubiłem za 3 razem. Ja problem miałem m.in. z Romem, Bestią Żądną Krwii i....Micolashem. Głównie przez ten jeden cios, który zabijał na hita. Ten wybuch gwiazd. Męczące były natomiast próby znalezienia całego arsenału tropiciela i tych przedmiotów.....do używania czy jakie tam były ? Na sprawdzenie w internecie wpadłem trochę za późno....a konkretnie przed Mamką Mergo. Levelowanie broni było spoko, szukanie run mnie denerwowało i w sumie nie chciało mi się tego używać a z zakończeniami pod koniec to zrobiłem pewien trik z zapisem. Najgorsze trofeum było natomiast z lochami kielicha. Reszta ? Gdzie tam ! Lochy były przewalone. Nie tylko z powodu szukania składników (które na początku posprzedawałem by ulepszyć postać), wpisywania kodów do lochów czy coś. Głównie z powodu lochów Loran i od czwartego lochu Phtumerów. Loran teoretycznie nie trzeba było kończyć, ale chciałem w nim wyszukać składniki, kończąc je i one były dla mnie męczące. O dziwo to lochy z Kielicha Isz były dla mnie banalne i w większości służył mi za expiarkę. Czwarty kielich Phtumerów to była masakra. Głównie dlatego, że miałem połowę zdrowia, drugim bossem w tym lochu była Bestia Żądna Krwii (nienawidzę jej) a potem nadeszła Amygdala. I matko boska....dam kły urwać, że przez nią wbiło mi się to 20 godzin. Była męcząca, ciągle umierałem, ciągle skakała, gdy grałem z kumplem to ona wariowała i ogólnie na arenie panował totalny chaos. Dosłownie był chaos. Było umieranie, lasery, skakanie, wk*rw i wiele więcej. Tylko na tej walce tak się wkurzyłem podczas grania w Bloodborne….nie żartuję.....nie.....no troszkę było tak z Bestią Żądną Krwi. A poza tym to nie miałem tyle problemów z tą grą. Dobrze się bawiłem przy tej grze.
5. Devil May Cry 5
Może i DMC 3 jest ciężkie i może platyna do czwórki odstraszać, ale męcząca od tych odsłon jest właśnie piątka. I zapewne zdziwi was miejsce piątki, gdyż sama lista trofek jest....delikatnie mówiąc niepokojąca. Na dodatek Powerpyx, czyli gość (lub goście, nie mam pojęcia czy to jedna osoba, czy grupa) dał w skali od 1 do 10 w kwestii trudności notę 10. Dlaczego piątka jest dopiero piąta (piątka jest piąta, masło maślane), to jeszcze wspomnę. Ogólnie to z samą grą problemu nie miałem. Była sprawiedliwie trudna, 90 % przeciwników było zbalansowanych i część trofek była dziecinnie prosta. Natomiast schody zaczęły się dopiero przy Dante Must Die. Standardowo w serii przeciwnicy mieli 800% zdrowia a z czasem pojawiała się u nich tarcza (ich DT), zatem męcząco. Uczyłem się etapów na pamięć, szlifowałem kombinacje i robiłem co w mojej mocy, by nie zostać zabitym. Przy części etapów było męcząco, bo kilka misji miało z jakiegoś powodu zaniżone punktowania (zwłaszcza misja 12 i 18). Ciężkie był też etapy jako....V. I to wynika z jego wady. Mianowicie chłop ma mało ciosów i zadaje bardzo mało obrażeń. Najlepsza rada to było stanie w kącie i przyzwanie Koszmara, by zniszczył wszystko. Ja natomiast ignorowałem to i w sumie jakoś poszło. Dużo powtórek było, ale poszło. Skończyłem ten tryb i w sumie byłem....w dziwnym sensie niewyżyty i od razu zacząłem dokańczać pozostałe etapy na S (kilka S-ek wpadło). Problemem tamtych etapów były właśnie zaniżone wyniki. Jako Dante miałem ułatwienie w postaci kapelusza Fausta, u którego najpierw musiałem wyfarmić red orby, które i tak szybko wpadają. U Nero trzeba było gimnastykować się z rękawicami, radzić się z Fury'ami i trzeba było liczyć na swego skilla. Poszło mi dobrze, bo udało mi się najpierw wbić wszystkie misje z Nero na S. Na koniec poszedł wtedy Dante. I nim jakimś cudem walczyło mi się ciężko. Może to przez to, że tyle misji z nim miało zaniżone punkty ? A może przez to, że do jego opanowania potrzeba pająka zamiast ręki.
W każdym razie udało mi się wbić DMD na S całe i pozostało mi tylko Hell and Hell na S. Wbrew pozorom aż tak trudne nie było. Definitywnie tryb Dante Musi Umrzeć jest trudniejszy od Piekła i Piekła. Przeciwnicy mieli tylko 600 % zdrowia, tarcz nie było, ale męcząco było. Ustawienie przeciwników dalej było w trudniejszej wersji (ustawienie z Son of Sparda) a tym razem tylko jeden cios wystarczył, by mnie zabić. Teoretycznie miałem 3 szanse, ale po 1 trafieniu już resetowałem misję. Brak otrzymania ciosu pomnażał wynik o 2, zatem to pomagało. Najgorsze były natomiast etapy z Urizenem i bossami z misji 18 (tu nie zdradzę z kim, bo spoilery). Głównie przez macki Urizena, które ciężko zblokować. Chyba się nie da ich zblokować. W każdym razie to ten sukinsyn zawsze krzyżował moje plany i to przez niego moje podejście do Hell and Hell się dłużyło. Akurat ono wyglądało tak, że wykonuję jedną misję i staram się, by poszła ocena S. Nie wpada ? Robię misję od nowa. I tak za każdym razem, gdy kończyłem etapy z Urizenem. No dobra, misja 8 i 12, bo ostatnia walka z nim poszła od razu na S. Nie skończyłem za pierwszym razem, ale ukończenie poszło na S. Ostatecznie udało mi się. Platyna wpadła i chyba w tym momencie byłem przeszczęśliwy. Udało się. Ból dłoni opłacił się. No dobra, zatem czemu ta gra jest dopiero na piątym miejscu ? Z jednego powodu: to czysty FUN z tej gry. Zabawa. W tej generacji konsol nie bawiłem się lepiej niż przy tej grze. Zapewne kilka osób się nie zgodzi (prawda, panowie dający 0/10, bo mikrotransakcje ?), ale szczerze mówiąc to jakoś mnie nie interesuje. Ja bawiłem się niewyobrażalnie dobrze.
4. Crash Bandicoot N. Sane Trilogy (remake jedynki)
Zacznę z grubej rury. Skończyłem te mosty bez używania tego glitcha. Z resztą nie miałem wyboru, bo podczas przechodzenia czasówek ta taktyka w moim wykonaniu kompletnie nie istniała. Ale od początku. Zacznijmy od tego, że pierwszy Crash nigdy nie był sprawiedliwy i normalny. Był przegięty w cholerę, nasza cierpliwość była wystawiana na próbę a w niektórych przypadkach komuś rozwalił się pad podczas przechodzenia etapów z mostami. Za to remake jest uznawany za jeszcze trudniejszą wersję. I jaki ja mam stosunek co do tych oskarżeń ? Sama próba zdobycia platyny w tej grze to jest coś męczącego. Sama gra dalej jest niesprawiedliwa i trudna a do tego dochodzi momentalne ześlizgiwanie się Crasha. Źle skoczycie i zanim coś zrobicie to Crash ześlizguje się z platformy. Za mało ? Spokojnie, to nie jest największy problem w zdobyciu platyny. Wbrew pozorom nie. Poza samym skończeniem tych etapów czy zdobycie wszystko pozostają....czasówki. I to najgorsze, co było w tym zestawie. Było tak męcząco, że....po 10 próbie byle jakiego etapu zaczynały mnie boleć palce i potrzebowałem chwili przerwy. W takich slasherach to jest na porządku dziennym, ale w przypadku tego Crasha to niech te slashery się schowają. Obolałe i spocone dłonie ciągle mi przeszkadzały. Zwłaszcza podczas przechodzenia mostów. To coś potwornego. I to jeszcze trzeba zdobyć minimum złoty relikt i frustracja przychodzi w momencie, gdzie ukończyliście etap a dostaliście niebieski, nic nie warty relikt. Jeszcze słabsze jest jeszcze to, że jeśli zginiecie już np. pod samym końcem, to jesteście w d*pie. A to dlatego, że po przegranej próbie przechodzicie cały poziom od nowa. Życzę każdemu powodzenia przy mostach i Sunset Vista. I w sumie to czasówki zabrały mi najwięcej czasu. Zanim chciałem przejść remake dwójki to chciałem zdobyć 100% w jedynce i ewidentnie z platformówek to jedynka była najtrudniejsza. Dwójka również była trudna i w sumie trójka miała dosyć prostą platynę. Ale chyba żadna inna platformówka nie pobije przegięcia, jakim były czasówki w jedynce. Bez biegania, normalny chód, bez stawania w miejscu, po zginięciu wszystko od nowa a konstrukcja poziomów raz bywa banalna a raz okrutna. Jeśli ktoś planuje zdobyć platynę w Crashu 1, to niech najpierw przyszykuje sobie dużo wolnego czasu i niech będzie wytrwałym człowiekiem, bo tutaj spora część osób odpadnie.
3. Injustice 2
Zaczynamy przechodzić do grubych ryb tego zestawienia. Jesteście pewnie ciekaw jakim cudem jest tu Injustice 2 zamiast....Bloodborne ? DMC 5 ? Bo przy nich FUN był nadal spory a od Injustice 2 było go już coraz mniej. Było go dużo, ale mniej. Zacznijmy od pewnej kwestii. Netherrealm ma jakiś problem z dawaniem wymogów to trofek czy co ? Mortal Kombat 9 miało słynne ,,My Kung-Fu is Stronger", potem Mortal Kombat X o którym poniżej a teraz to. Ale co konkretnie ? Zacznijmy od wbicia poziomu postaci do 20. Wszystkich. Poza tymi z DLC. I szkopuł w tym, że o ile na premierę progres szedł szybko, tak po kilku łatkach progres leciał bardzo wolno. Niezależnie od poziomu, levelowanie zajmowało wieki na szczęście posiadacze płytowej wersji mogą anulować aktualizacje do gry i dzięki temu mogą poradzić sobie z tym problemem. Ale i tak zajmie to nam bardzo dużo czasu a ponieważ postaci jest nawet dużo i nie każdemu jakaś się spodoba...życzę wam powodzenia. Omińmy kwestię pokonania przeciwnika na 10% zdrowia lub 300 walk w sieci, bo to standard w bijatykach od Eda Boona i jego ekipy. Zawsze trwa to długo i głowa zaczyna boleć od sprawdzania statystyk i ile walk nam zostało. A jeszcze typy dodały nam ze 100 walk w multiwersum. Super. Kolejnym kłopotem było...w sumie to jedno trofeum przyczyniło się do długiego czasu zdobywania platyny (od dnia premiery do początku sierpnia). MKX to nie jest, ale przez to jedno trofeum była wystawiona moja cierpliwość na próbę. Mianowicie Kociokwik. Założenie jest proste. Catwoman musi pokonać danego przeciwnika za pomocą tej umiejętności. Spora ilość trofek to pokonanie danego przeciwnika daną postacią za pomocą odpowiedniego ciosu. Problem natomiast wiąże się z największą wadą tej gry. Mianowicie lootboxami. Tę umiejętność musimy wydropić z lootboxów. Jaki kretyn wpadł na ten pomysł ?! Jest to nieprzyjemne, nie wiemy kiedy wpadnie nam ta umiejętność i musimy godziny siedzieć tylko po to, by wpadła ta jedna rzecz. A to jak gra lubi nam dawać przedmioty zamiast umiejętności....to wszystko zajmie nam w ch** czasu. Tylko by zdobyć jedną, malutką rzecz. Nawet nie wiecie jaką ulgę miałem, gdy zobaczyłem tą zdolność ze skrzynek. Jeśli ten szaleniec, co dał to trofeum czyta to, niech nie popełnia więcej tego błędu. Najlepsze jest to, że z początku mówiłem jak ta gra będzie mieć prostą platynę. Zawsze tak jest z grami Neatherrealm. Widzę listę trofek i stwierdzam, że wreszcie jest coś prostego a dostaje coś szalonego. Boję się teraz o Mortal Kombat 11, bo skomentowałem to tymi samymi słowami. Ciekawe czy i tam jest tak męcząco.
2. Mortal Kombat X
Są rzeczy gorsze niż śmierć. I jedną z nich jest platyna w Mortal Kombat X i platyna do gry umiejscowionej na pierwszym miejscu. Zacznijmy może od Mortala, bo przy nim było ciężko. Zacznijmy od tego, że zdobycie platyny w tej grze zajęło mi rok. ROK ! Wynikało to 5 miesięcy przerwy, bo byłem normalnie zmęczony. To była też jedna z moich pierwszych platyn. Zatem co sprawiło mi wielki problem. Na tę chwilę pominę osiągnięcia online. Najpierw męczące było zdobycie wszystkich modyfikatorów. Jest ich 50 na całą kryptę. Pomińmy fakt, że krypta jest strasznie droga. Jest jeszcze ten pomnik, gdzie dajemy kasę i losowo otrzymujemy przedmioty lub zwrot kasy o pół. Na tym zdobyłem ostatnie modyfikacje i troszkę czasu mi to zajęło. Głównie dlatego, że w tej grze dostajemy małą ilość kasy. Trofea związane z wieżami mogą zająć trochę czasu, ale fajnie się to przechodzi. To samo z ukończenia wież różnymi wariantami czy z X-Ray'ami. Po prostu stwierdzam, że trofea związane z graniem samemu są proste. Dużo gorzej jest z trofeami w multi. Najpierw Nielojalność, czyli zdobycie we wszystkich frakcjach 50 poziomu frakcyjnego. I to trwa bardzo długo. A wszystkich frakcji jest z 5. To trwa dość długo. Piana mnie dopadała zawsze podczas próby pokonania 10 przeciwników z rzędu na rankingowych. Z powodu dość wysokiego poziomu frakcyjnego (może spowodowanego przez kampanię) trafiałem na przeciwników, którzy wycierali mną podłogę. I musiałem ostatecznie skorzystać z triku z zapisem. Udało się, ale jakoś dziwnie się czułem podczas walk z innymi graczami. Kolejnym przegiętym osiągnieciem był na moje to bossem inwazji.
I to była czysta masakra i gniew. Nie dość, że musimy zadać mu 1000 ciosów (a przecież większość combosów składa się z 3-5 ciosów), to boss walczy jak jakiś pro gracz z turniejów. Plus jeszcze posiada tarczę, którą rozwalić możemy tylko atakując go i z czasem obrywa normalnie, ale na początku jest po prostu niewrażliwy na nasze ciosy. A jako że inwazja pojawia się raz na tydzień i boss również pojawia się raz na tydzień (ok, nie pamiętam czy sama inwazja tyle trwa), to wyobraźcie sobie, ile czasu mogło mi to zająć. Podpowiem, że mniej niż miesiąc i więcej niż 24 godziny. Najgorsze było dla mnie zdobycie 1000 punktów szacunku w Władcy Igrzysk. I nie dość, że trzeba pokonać gościa na czele, to jeszcze gracze oceniają naszą grę. Mi zdarzali się gracze, co wystawiali 10 lub 9, ale niech trafi się taki gracz, co faje każdemu tylko po 2 lub 1. Nie mam nic do takiej oceny. Sam nie jestem idealny w bijatyki. Najgorsi są natomiast ci gracze, którzy oglądają walkę i nie dają żadnych punktów lub wystawiają 0. Tacy jakimś cudem pojawiali się w momencie, gdy miałem już z 700 punktów. I mi to rozsadzało mózg, bo tylko chciałem zdobyć platynę i nic więcej. Zdobędę ją i potem multi odpalę w tej grze z raz na ruski rok. A tak to męczę się z takimi graczami. To mogli chociaż to 1 dać a nie oglądają i nic nie wystawiają. Chyba że czasu nie mieli, to wtedy zmienia stan rzeczy. W każdym razie Mortal Kombat X było dla mnie męczącą platyną, ale nie zapaskudziło mi tę grę tak bardzo. Dalej ją uwielbiam, ale pod kątem zdobywania platyny to zalazła mi ta gra za skórę. Ale nie tak bardzo jak gra na miejscu 1
1. Devil May Cry
Prawdopodobnie część z was bardzo się zdziwiła daniem pierwszego DMC na to miejsce w przeciwieństwie do piątki, czwórki czy trójki. Już wam tłumaczę, dlaczego umieściłem jedynkę na pierwszym miejscu. Ano największym dla mnie problemem było...w zasadzie samym wielkim problem gry jest rozgrywka. Toporna, ograniczona, męcząca na siłę i niedoskonała. Bardzo denerwowało mnie to, że Dante tak dziwacznie przykleja się do przeciwników a ciosy nie zawsze łączyły się w ten sposób w jaki chciałem. I dodajcie do tego...powiem tak. Nie miałem zamiaru przechodzić tej gry na normalu i zdobywanie osiągnięć zacząłem na hardzie. Miałem znaleźć wszystkie blue orby, dowiedzieć się wszystko o przeciwnikach, nie zginąć podczas gry, zdobyć wszystkie umiejętności, wszystkie sekretne misje i oczywiście ukończyć grę na tym poziomie. Zatem mordęga pojawiła się dosyć szybko. Przesiedziałem tonę czasu w internecie, by zdobyć każdy wpis w dzienniku Dantego, nie ginąć (co pomagał save), szukać w te i z powrotem wszystkich ukrytych orbów i misji, pozdobywać umiejętności a na dokładkę męczyć się z niedoskonałością jaką jest....Devil May Cry 1. Męcząca i toporna rozgrywka + wszystko powyżej to dziwna mieszanka. Ostatecznie udało mi się skończyć grę bez śmierci, zdobyć wszystko i przeżyć to wszystko na hardzie. Satysfakcja była bardzo duża, ale to jeszcze nic. Bo przyszło jeszcze najgorsze, co było w tej grze. Najtrudniejszy tryb w całej serii (Hell and Hell może się schować)...Dante Must Die.
No i na DMD dopiero zaczynała się zabawa, gdyż przeciwnicy po odpaleniu DT byli niemożliwi do pokonania (zatem uwijałem się z nimi tak szybko jak mogłem), mieli w cholerę zdrowia, zabierali absurdalne ilości zdrowia i wspomagacze wymagały ogromnych ilości pieniędzy. Także na tym udało mi się zapełnić dziennik. Wracając to wyobraźcie sobie moją sytuację. Zostało mi coś takiego. Ciągle zabawa save'ami, wk**w po każdej przegranej z bossem, wk*rw po praktycznie każdym zadanym ciosie i to jeszcze podlane jest samą mechaniką gry. Przepis na masakrę. Dodajmy też na dokładkę sukinsyna, czyli Mundusa. Ten typ.....zapamiętam go do końca życia. Absurdalne obrażenia, chamskie zagrywki czy denerwujące 2 fazy. Pierwsza trwałą potwornie długo i przez zwykłe pomyłki ilość zdrowia padała na szyję, druga to apokalipsa a gdy zginiemy przy próbie 2 to zgadnijcie co ? Znowu trzeba przechodzić fazę nr 1. Pokonanie go zajęło mi z tydzień. Nie, przepraszam. 2 TYGODNIE ! Może i jestem stuknięty, ale męczyłem się i męczyłem, aż wreszcie stwór padł. Nawet nie macie pojęcia jaka była moja reakcja po skończeniu gry. Poza DMC 5 to nie miałem aż takiej satysfakcji jak przy DMC 1, tylko tutaj była większa z powodu wad i problemów tej gry. I pewnie sobie myślicie: To w takim razie po co się męczyłeś ? Miałem obrany cel, by przygotować się przed premierą piątki. Mianowicie zdobyć w każdej części (poza obrzydliwą dwójką) platynę. I cel osiągnąłem, lecz dłużył się z powodu jedynki, gdyż była na końcu. Skończyłem 6 dni przed premierą. 6 dni ! Od tamtej pory do jedynki nie wróciłem. Czy kiedyś znów odpalę ? Nie wiem. Może ? Wiedzcie zaś, że poza platynowaniem piątki to nie męczyłem się w serii tak bardzo jak przy zdobywaniu platyny w DMC 1. Zraziłem się do tej gry. Dawno się tak nie denerwowałem przy żadnej grze. Dlatego jest tu na pierwszym miejscu. Fun był w znikomej ilości i nawet w Mortal Kombat X, gdzie zdobywanie trofek zajęło mi rok, bawiłem się dużo lepiej. Jeśli kiedykolwiek wrócę do tej gry, to obym bawił się dużo lepiej niż przy przechodzeniu tego cholerstwa.
I tak prezentuje się ta topka. Jestem ciekaw czy ktoś się zdziwił czy się rozczarował. Dajcie znać jakie były wasze najtrudniejsze platyny lub calaki. Ja teraz chwilę odpocznę i zanim wrócę do kanapki (no dobra, teoretycznie powstaje na temat Call of Duty) to zrobię bloga o znienawidzonych grach przez graczy lub recenzentów, które lubię, uwielbiane gry, które ja nie cierpię (część spodziewa się pewnego tytułu o androidach) a w planach jest też pewien blog lub fanfic (czy jak to się pisze) oparty na teaserze DmC. Do zobaczyska.