Bijatykowo - Tekken
Myślę, że spora część tego portalu zna Tekkena. Najwięcej mówi się o klasycznej trójce i piątce jako najlepszych i najbardziej kochanych częściach, ale co z pozostałymi odsłonami? Czy warto w nie grać? Czy to odłam kanapki w którym skupiam się na mordobiciach?
Sama seria jest dla mnie dość ważna. Może to nie poziom Soul Calibura, który wprowadził mnie w świat bijatyk, ale to Tekken był tym pierwszym. Te czasy, gdy wybierało się w piątce postacie z fajnym wyglądem (King) i przegrywało się na Devil Jinie. Następnie gdzieś w 2008 znalazło się inną odsłonę (szóstkę), wspomnienia wróciły i w pewnym momencie zachciało mi się skończyć wszystkie główne odsłony. Dla poznania ewolucji serii oraz śledzenia tej długiej i absurdalnej fabuły, którą przyjemnie się śledzi. Trochę mi to trwało (kilka lat), ale udało się. Niestety nie grałem w Tag 1 i 2, ale z czasem się do nich dobiorę. Jak zatem prezentuje każda główna odsłona?
Nie będzie tutaj tylko Tekkena 7. Dlaczego? Planuję z nim zrobić rozliczenie w stylu tego z Uncharted 4 i Wiedźmina 3. Uspokajam, nie będzie to żaden film, tylko klasyczne pisanie. Kiedy nadejdzie to będzie zależeć od was po blogu z Final Fantasy XV
Tekken
Bardzo późno sięgnąłem po pierwszą część. De facto to była ostatnia odsłona, jaka mi pozostała do nadrobienia. Kiedy to nadeszło to... ale ta gra się potwornie zestarzała. Oczywiście pamiętam o tym, że to pierwsza gra w serii i jedna z pierwszych bijatyk 3D, która zawierała w sobie trafione i nietrafione pomysły, ale gra się w nią teraz dosyć ciężko. Może to nie problem dla osób, które grały w Tekkena 1 w latach 90-tych, ale nowi gracze mogą się od tej gry odbić. Do rzeczy, bo można o tym gadać i gadać. Sama walka jest dość toporna, jednak animacje (jak na tamte czas) są solidne. Każda postać ma trochę combosów, ale z jakiegoś powodu ciągle myślałem, że Kazuya dostał ich najwięcej i ogólnie był najlepiej zbalansowaną postacią. Może mi się tak wydawało, gdyż w pierwszego Tekkena grałem dawno temu. Najgorsze jest jednak wstawanie, które zajmuje wieki. Nie za bardzo lubię modeli postaci. Nie chodzi mi o to, że są kwadratowe czy coś, lecz część z nich wydaje mi się niedorobiona. Idealnym przykładem jest Jack, który ma strasznie wielgachny tułów i głowę. Udźwiękowienie jest całkiem niezłe, chociaż popsuto Heihachi'ego posiadającego głos wspomnianego robota. Postaci jest 17 i to całkiem pokaźna ilość, ale jest z tym pewien problem. Część z nich jest do odblokowania i o ile to nie jest coś złego, ale nie posiadają filmików końcowych. Jest to trochę słabe, ale przynajmniej wojownicy są, których nie było w wersjach automatowych.
Fabuła gry jest całkiem prosta jak na pierwsze bijatyki. Jeszcze seria nie była tak absurdalna. Ogłaszany jest turniej Króla Żelaznej Pięści, gdzie do wygrania jest nagroda pieniężna. To turnieju przychodzą wojownicy z różnych powodów. A to zgarnięcie zarobku, a to zemsta na kimś, albo co innego. Dla przykładu: King chce zgarnąć pieniądze dla domu dziecka, Paul żąda sławy, Nina dostaje zlecenie na szefa Mishima Zaibatsu (Heńka) itd. Wśród wojowników jest Kazuya Mishima, syn organizatora turnieju, który pragnie zemsty za śmierć matki oraz za zrzucenie go z klifu jako dziecko. Tak to się mniej więcej prezentuje historia oraz sam pierwszy Tekken. Czy warto go sprawdzać? Może dla ciekawostki (nowi gracze) oraz nostalgii.
Tekken 2
Tekkena 2 odpaliłem przed jedynką i szczerze mówiąc, nie wiedziałem, czego się spodziewać. Grałem w to kilka razy po wycalakowaniu trójki i jeszcze więcej po skończeniu jedynki. Może to nie jest poziom ,,tych" Tekkenów, ale już widać zmiany w rozgrywce. Już rozgrywka zrobiła się płynniejsza, znacznie więcej kombinacji i ogarnięto balans postaci (Jackiem 2 już dało się normalnie grać, niż w jedynce). W sumie to normalne w rozwoju. Przecież gra wyszła po pierwszej odsłonie, więc musiała usprawnić to i owo (dobrze, że nie na odwrót jak z było DMC2). Mimo tego wstawanie dalej jest torturą i potrafi doprowadzić do furii, gdy tylko padniemy na ziemię (nie mam na myśli przegranej walki). Graficznie jest jeszcze lepiej. Dalej kwadraty, ale wydaje się ich więcej, modele ładniejsze i ,,normalne" (znowu przykładem jest Jack)... nie wspominam istot nieludzkich. Muzyka jest fantastyczna i mam osobiście duży problem, którą ścieżkę dźwiękową wolę (jest ta z automatów i ta z konsol). Postaci i aren jest znacznie więcej, z czego postacie do odblokowania wreszcie mają filmy końcowe (zrobione też znacznie lepiej), przez co jest większa chęć nimi przechodzić grę. Ba, już w dwójce dodano takie tryby, jak Survival i Time Attack. Jak tu się nie nudzić?
Fabularnie jest dalej prosto. Kazuya wygrał poprzedni turniej i zrzucił ojca z tego samego klifu, gdzie Heniek wrzucił go za młodu. Wydawałoby się, że wszystko dobrze się ułoży, ale nie. Kazuya został nowym szefem Mishima Zaibatsu, który wzmocnił pozycję firmy oraz zaczął działać w niej znacznie gorzej, niż jego ojciec. Mordował przeciwników, wyłudzał pieniądze czy przeprowadzał eksperymenty na zagrożonych gatunkach. Powodem tych działań było podpisanie paktu między Diabłem a Kazuyą, który w zamian za oddanie duszy zwiększył moc Mishimy. Co się nagle okazało? Heihachi przeżył, przez co jego syn ogłosił kolejny turniej Króla Żelaznej Pięści z jeszcze większą nagrodą. Duża część wojowników z zeszłego mordobicia ponownie się pokazało z mniej więcej tymi samymi celami: chwała, pieniądze, testy, zemsty czy schwytanie młodego Mishimy lub jego ocalenie. Historia całkiem mi się podobała. Tak jak i cały Tekken 2. Myślę, że nowi gracze lepiej się tutaj odnajdą niż przy jedynce, ale dalej może zmęczyć wstawanie. Oczywiście nostalgia i weterani dalej będą się świetnie bawić.
Tekken 3
Przyznać się, czekaliście na tekkena 3, co? Przez wielu trójka jest do dziś nazywana najlepszą odsłoną w serii. Co mogę tutaj od siebie dodać... zgadzam się z wami. To świetna bijatyka nawet dzisiaj, gdzie grafika aż tak nie kłuje w oczy. Wreszcie czuć, że ma się do czynienia z Tekkenem, jakiego doskonale znamy, tylko w swojej czystej postaci, z normalnym poruszaniem się w głąb areny, bez trybów Rage itd. Jest to duża siła tamtej gry i idealny przykład rozwoju. Od dość sztywnej jedynki, przez trochę luźniejszą dwójką po szybką i płynną trójkę. Postacie mają mnóstwo kombinacji, każda z nich jest wyważona i zbalansowana, gdzie tylko dr. Bosconovitch wydaje się niedostosowany i dziwaczny. To samo również Gon, gościnna postać, która... czy on tu w ogóle pasuje?! Taa, to od tej gry zaczął się powoli ujawniać u twórców chęć szerzenia shitpostingu, co widać w zakończeniach kilku postaci (Yoshimitsu, czemu ciebie goni wielka mysz?). Graficznie jest to jedna z ładniejszych bijatyk na PSX, gdzie modele postaci są jeszcze lepiej wykonane. Dalej momentami widać ,,kwadratowość", ale tak bardzo to nie przeszkadza. Areny są zrobione całkiem nieźle, muzyka jest fantastyczna i jedyne, co zarzuciłbym to sam dźwięk dostawania obrażeń. Kiedy uderzam pięściami u dowolnej postaci, to czuję, jakby to były plaskacze, a nie ciosy, lecz to już zwykłe czepianie się na siłę. Wprowadzono również takie tryby, jak Team (trochę upośledzone Tagi), Ball (siatkówka, nie pytajcie) oraz Tekken Force. Ten ostatni to prosta, chodzona nawalanka 2d, gdzie biegniemy w jedną stronę i pod koniec jakiegoś etapu walczymy z bossem. Nie jest to styl z późniejszych wersji, ale dobry na początek. Wojaków jest 23, co może na początku wywołać mieszane opinie, jednak spora część postaci z poprzednich gier znikła, przez co znalazło się miejsce na zupełnie nowe postacie (Bryan, Eddy) czy młodsze wersje weteranów np. kolejny King czy Julia Chang. Filmiki końcowe są wykonane jeszcze lepiej i co ciekawe, trójka jako pierwsza wprowadziła do tej serii voice acting (posiada go tylko zakończenie Julii). Co prawda taki sobie, ale zawsze coś.
Fabularnie już się robi ciekawie. Drugi turniej wygrał Heniek, który po pokonaniu Kazuyi zrzucił go do wulkanu i odzyskał władzę w Mishima Zaibatsu. W tym samym czasie Jun Kazama, która zaszła w ciąże z młodym Mishimą (nie wiadomo czy faktycznie było uczucie między nimi, czy numerek, czy co innego) przeciwstawiła się Diabłu, który próbował przejąć nienarodzone dziecko. Ta uciekła w góry, gdzie wychowała i nauczyła sztuk walki swego syna, Jina (swoją drogą moja ulubiona postać w serii). W międzyczasie Heniek uwolnił boga walki - Ogre'a, który wyruszył pochłaniać dusze wielkich wojowników (oto powód, dlaczego nie ma większości postaci z jedynki i dwójki). Jun przeczuwała, że potwór przyjdzie po nią, więc wytłumaczyła synowi swe pochodzenie oraz co należy robić, gdy stwór po nią przyjdzie. I w 15 urodziny chłopaka Ogre przyszedł po Jun i... nie wiadomo. Prawdopodobnie zabrał jej duszę. Jin przebudził się po ogłuszeniu i wyruszył (jak mama prosiła) do swojego dziadka, u którego zaczął trenować styl Mishima. Kiedy chłopak osiągnął 19 lat, Heihachi ogłosił trzeci turniej Króla Żelaznej Pięści, aby zwabić boga walki i przejąć jego moce. Dużo historii postaci pobocznych jest związana z Jinem i Ogre. Yoshimitsu u Bosconovitch potrzebują jego krwi do wyleczenia umierającej Alisy, King chce zemsty za śmierć swego poprzednika, Hwoarang chce wyrównać rachunki z Jinem, Julia chce odszukać Michelle (zgadnijcie, przez kogo zaginęła) itd. Zdarzają się oczywiście wyjątki, jak Eddy czy Bryan, ale ich opowieści również są całkiem niezłe. Może już się powoli robi tego dużo, ale Tekken... z Tekkenem mam jak z Mortal Kombat. Tego jest dużo, ale historie tych gier podobają mi się i są dla mnie jak taka heroina czy inny narkotyk. To mi się naprawdę dobrze śledzi. Ale to malutkie zboczenie z tematu. Tekken 3 jest zajebisty i nie dziwię się, że uznajecie go za tak dobrą grę. Polecam koniecznie sprawdzić każdemu, kto jeszcze nie grał. To gra, która na pewno zaspokoi weteranów, ale i świetnie się sprawdzi dla nowych graczy. Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że seria faktycznie się zaczęła dopiero od tej odsłony. Od będzie do tej pory zmagała się z tym dziedzictwem, gdzie następne odsłony... będą już albo gorsze, albo co najwyżej równe Tekkenowi 3.
Offtop
Wiecie, grałem sobie w te stare Tekkeny i tak sobie myślałem nad remake'ami pierwszych gier. Nie mam na myśli czegoś w stylu ala rebootu, jak to było z Soul Caliburem VI, tylko zwykłych remake'ów z nowszym gameplay'em i odświeżoną potrawą graficzną. Mam na myśli Tekkena 1 oraz 2. Nie mówię o trójce, ponieważ... ta gra trzyma się tak dobrze, a oprawa graficzna ma w sobie taki urok, że nie byłoby większego sensu za zabieranie się za nią. Co najwyżej by to wkurzyło sporą część ludzi, za jakieś zmiany w rozgrywce, jak wprowadzenie Rage Artów czy w ogóle systemu Rage. Z kolei pierwsze dwa Tekkeny (zwłaszcza jedynka) strasznie się zestarzały. Jedynkę dzisiaj momentami naprawdę ciężko się gra, a część modeli wygląda po prostu brzydko. Nie byłoby nawet problemu z wojownikami, bo pierwszy tekken (jeśli liczymy ilość z wersji konsolowych) miał ich całkiem sporo. Przy Tekkenie 2 można by było w sumie poprawić wstawanie, uwspółcześnić oprawę graficzną i pododawać więcej postaciom więcej ruchów (w jedynce obowiązkowo). Tylko byłby pewien problem, bo dzisiaj w Tekkenach jest dodawany ten krytykowany tryb Rage, co dla niektórych mogłoby być... część osób po prostu by nie zagrała. Z drugiej strony... Tekken 7 odwala podobną rzecz, co robi Kingdom Hearts 3. Mianowicie pokazuje fragmenty cutscenek ze starszych gier nie poprawiając grafiki. Co prawda zdarza się to w czasie ostatniej walki i na kilka sekund, ale wiecie, troszkę to zabawnie wygląda. Może kiedyś się doczekamy, a może dostaniemy po Tekkenie 8 reboot. W końcu ta seria powoli zbliża się ku końcowi.
Tekken 4
O czwórce zwykle nie mówi się zbyt wiele, a jak się mówi to raczej negatywnie. Wydaje mi się, że ta odsłona jest lekko zapomniana. Po Tekkena 4 sięgnąłem przed premierą siódemki (wypadałoby nadrobić całą serię przez ,,zakończeniem", prawda?) i naprawdę dobrze się bawiłem. Przede wszystkim walka, która wydaje mi się bardziej realistyczna, płynniejsza i tylko ciężko mi odróżnić tempo (czy jest wolniejsze, czy szybsze). Ogólnie rzecz biorąc, to walka w czwórce wydaje mi się troszkę niedorobioną wersją piątki z różnicą jednego elementu. Można też się ustawić jeszcze przed walką, co jest całkiem spoko... i z jakiegoś powodu pozbyto się tego w kolejnych grach. Może to psuło balans, nie wiem. Mi naparzanie się po gębach w tej grze bardzo mi się podobało. Same areny... poza Honmaru czy Areną to jakoś nie ma aren, które zapadną w pamięć. Na ich plus mogę dodać, że wreszcie wprowadzono interakcję z otoczeniem. Areny mają teraz ograniczenia, można rozwalić oponentem szkło, tu woda pochlapie... to całkiem fajne rozwiązanie, które z czasem jeszcze bardziej rozwinięto. Jedyny problem w tym jest taki, że można w ten sposób pozbawić przeciwnika szans na wstanie, jeśli będziemy systematycznie uderzać go o ścianę. Muzyka jest całkiem spoko, chociaż i tu zapadną w pamięć może z dwa utwory (ponownie Areny i Honmaru). Gra ma mnóstwo trybów rozgrywki pokroju Versusa, Time Attacku, Arcade'a czy Practice. O Story Mode opowiem w segmencie z fabułą, ale zwróćmy uwagę na Tekken Force. Teraz został przeniesiony w trzeci wymiar, jednak sam rdzeń pozostaje taki sam, jak przy Tekkenie 3. Dalej zasuwamy od początku do końca etapu wybraną postacią i mierząc się z masą przeciwników. Mam tu tylko jeden problem: jest nudny. Wydaje mi się, że Tekken Force jest tu bardzo wolne i nie oferuje niczego ciekawego za jego ukończenie (WYDAJE, gdyż nie skończyłem tego trybu). Postacie... no tu jest troszkę średniawo. Nowych postaci mamy w zasadzie 6, z czego Christie Monteiro, Violet i Miharu to w zasadzie alternatywne stroje dla tych samych postaci, zaś Combot to klon Mokujina. Daje to nam w sumie... 2 nowe postacie: Marducka i Steve Foxa. Cała reszta to większość postaci z Tekkena 3 z wyjątkiem powracającego Lee Chaolana (alternatywny jego strój to Violet) oraz Kazuya Mishima. Najbardziej wyróżniający stał się Jin, który walczy zupełnie inaczej i nie jest już pomieszaniem Jun Kazama i młodego Mishimy.
Panowie z Namco chyba doszli do wniosku, że lepiej przekazywać fabułę normalniej niż tylko w opisach gry, wywiadach i zakończeniach, dlatego też Tekken 4 dostał Story Mode. Każda postać ma na samym początku krótki filmik opisujący jej zamiary i co wydarzyło się z nią po trzecim turnieju. Składa się on z 3-4 ładnie narysowanych obrazków z narzuconym tekstem i lektorem. Leniwe? Owszem, jednak te filmy są bardzo klimatyczne za sprawą właśnie tych szkiców, szorstkiego lektora i dobrej muzyki. Do dziś mam ciarki słuchając ich. Posiadają też filmy końcowe z pełnym voice actingiem na silniku gry. Ciekawostka: to chyba jedyna odsłona z barierą językową, gdzie Lee mówi do tłumów po angielsku, Jin i Hwoarang porozumiewają się po angielsku itd. Może to brzmi dziwnie, ale dalej lepiej niż Anglik czy Hiszpan dokładnie rozumiejący, co mówi Japończyk. Zakończenia też są wykonane całkiem nieźle, lecz z jakiegoś powodu nie działają na emulatorach. Ciekawe, czy Soul Calibur 3 tak samo ma ten problem.
Sama opowieść jest na moje najlepszą i najbardziej interesującą w serii. Trzeci turniej teoretycznie wygrałby Paul, gdyby Ogre nie zmienił się w swą prawdziwą postać, którą pokonał młody Kazama. Ten został zdradzony i zastrzelony przez swego dziadka, Heńka. Niespodziewanie Jin się przemienił w swoją diabelską formę, obezwładnił go i uciekł. Chłopak zaczął się brzydzić wszystkiego, co ma związane z Mishimami, dlatego oduczył się stylu walki z poprzedniej części na rzecz tradycyjnego karate. Tymczasem Heihachi dowiedział się, że konkurencyjne G-Corporation prowadzi badania nad truchłem jego ,,zmarłego syna". Wysyła oddział Tekken Force mający na celu zniszczenie jednej z placówek, która zajmowała się eksperymentami. Nie udał im się zbytnio, gdyż powstrzymał go sam Kazuya Mishima. Wściekły Heihachi wpada na pewien plan, a mianowicie schwytanie go oraz swego wnuka poprzez kolejny turniej. Kazuya wstępuje z pełną świadomością, jak i Jin chcący unicestwić swą rodzinę. Dobrze też spisują się wątki postaci pobocznych, chociaż nie każda spisuje się tak dobrze. Steve chce odkryć swoją przeszłość, co łączy się z historią Niny Williams, King chce zemścić się na Marducku za śmierć Armor Kinga, Bryan chce znaleźć swego twórcę w celu uniknięcia śmierci itd. Dla samej fabuły i klimatu gorąco polecam Tekkena 4. Mimo iż nie jest taki jak trójka i w moim odczuciu jest gorszy, zawiera w sobie mnóstwo elementów, które powinny przypaść do gustu graczom.
Tekken 5
Do dziś wybiera się właśnie Tekkena 5 jako konkurenta trójki o miano najlepszej odsłony w serii. Nie będę oryginalny, mówiąc, że właśnie piątka powinno walczyć z legendą o to miano, gdyż to naprawdę świetna bijatyka i jedna z najlepszych z ery PS2 (moim skromnym zdaniem). Nim zacznę pisać o samej grze, to opowiem krótką historię. To była moja pierwsza bijatyka z tej serii, którą darzę sporym sentymentem. Pamiętam to zagubienie w menu, wybieranie postaci, które fajnie wyglądały i kończenie gry na Devil Jinie, który smarował mną podłogę (miałem wtedy z 6 lub 7 lat). Niestety miałem ją tylko przez krótki czas, bo to była piracka wersja, która nie lubiła ze mną współpracować. Po latach dorwałem jej wersję na PSP, ograłem na emulatorze i ponownie bawiłem się doskonale. Zacznijmy od walki, która jest wszystkim tym, czym chciała być czwórka. Jest wyważona, jeszcze płynniejsza, lepiej się juggluje przeciwnikami, ciosy mają kopa (ale to zabawnie brzmi), każdy wojownik ma mnóstwo ciosów, a cała reszta nabrała większego tempa po troszkę wolnej czwórce (a nawet jest szybciej niż w trójce). I w tym momencie nie będę jakoś zbytnio skupiał się na opisywaniu walki, gdyż od piątki Tekken jest w sumie tym, czym jest do dzisiaj... no może bez pewnych modyfikacji. Areny są zaprojektowane fantastycznie, zaś soundtrack.... muzyka w piątce to majstersztyk. Jestem pewny, że część z was pamięta chociaż pojedyncze kawałki. Gra oferuje też tryby z poprzednich gier oraz dwa nowe, lecz przejdźmy najpierw do Arcade'a. Dobrze znany nam tryb służy głównie do podbijania rang postaci. Każdy wojownik zaczyna na beginnerze i po walkach awansujemy, otrzymując kolejny stopień, aż do Tekken Lorda, lecz z kolejną wyższą rangą mierzymy się z potężniejszymi przeciwnikami. Dwa pozostałe tryby to Arcade History umożliwiający zagranie w pierwsze trzy odsłony, co jest całkiem fajne oraz Devil Within. Ten ostatni bazuje na dobrze nam znanym Tekken Force, lecz został mocno przerobiony.
Tutaj sterujemy tylko Jinem Kazamą, który fabularnie szuka wiadomości o swojej matce oraz spotka się ze swoim odwiecznym wrogiem (mam na myśli pewnego boga walki). Przemieszczamy się po korytarzach różnorakich lokacji, skaczemy po platformach (tak, można skakać!) i walczymy z toną przeciwników, by na końcu etapu zmierzyć się z bossem. Atakowanie jest trochę uboższe, gdyż zamiast dwóch rąk i nóg mamy do dyspozycji tylko atakowanie pięściami i nogami, co w sumie jest dobrym rozwiązaniem, zważywszy na to, że w takiej formie nie dałoby się normalnie skakać. Ciosy składają się z naparzania w jeden przycisk, przez co Jin wykonuje ciąg połączonych ruchów z normalnej gry, co możemy mieszać na różnoraki sposób np. cios pięścią i od razu kop, dwa kopy i pięść itd. Blokowanie jest do tego potwornie niewygodne i (niestety) trzeba z niego często korzystać, gdyż przeciwnicy zadają masywne obrażenia. Dostępny jest też tryb Devil Jina, który ładuje się długo i daje nam zupełnie nowe ruchy, gdyż jego diabelska wersja używa stylu walki z trójki oraz diabelskich mocy. Bardzo fajna alternatywa, ale trwa zbyt krótko i wydaje mi się, że dodatkowo zżera zdrowie. Samo Devil Within trwa dość długo, co może niektórych zmęczyć. W sumie... gdyby go przerobić jeszcze troszkę można by było spokojnie go wydać jako osobną grę, bo sam w sobie jest naprawdę dobry. W sumie zagrałbym sobie w takiego Tekkena z dzisiejszą oprawą. Wyobrażacie to sobie? I wyobrażacie sobie tyle tekstu o jednym trybie do zwykłej bijatyki?
Postaci jest 32 i już to jest poprawa względem Tekkena 4, gdzie tam może z 2 postaci w stosunku do poprzedniczki było mało. Nowych postaci jest z 6 (wliczając kolejnego Jacka), z czego część postaci wymaga odblokowania. I teraz mały #tyradatime. Nie lubię wspominać na temat postaci DLC, ale teraz to zrobię. Nie mam nic do istnienia tego, nawet jeśli to stare postacie. Problem już wchodzi, jeśli to nowe postacie niebędące gościnnymi (czyli to, co odwala Tekken 7). Nie mam też problemu w odblokowywaniu postaci, ale 200 walk, by tylko zdobyć jedną postać lub skończyć jakiś tryb to już troszkę przesada. Już wolałbym kupić za jakieś 8 zł automatyczny dostęp. Wracajmy na ziemię, bo jeszcze rozpocznę tutaj kolejną wojnę o postacie DLC, a tego naprawdę nie lubię (szczerze mówiąc ten temat mnie powoli mdli). Nowe postacie są wykonane super. Feng Wei i Raven oferują ciekawe historie i rozgrywkę. Asuka ma fajny moveset bazujący na Jun... ale fabularnie można by było zrobić z nią coś więcej (o samym opowiadaniu fabuły jeszcze wspomnę). Z Rogerem Jr. jest tak samo, ale bazuje na Rogerze z Tekkena 2. Devil Jin (jak wspominałem) to Jin z Tekkena 3 z demonicznymi mocami, który nie tylko w rozgrywce zaspokoi starych fanów, to jeszcze służy jako sub-boss. Warto również poruszyć temat finalnego bossa. Nie robiłem tego w przypadku odsłon 1-4, bo tam byli grywalni i jakoś specjalnie trudni. Tutaj mamy Jinpachiego Mishimę opanowanego jakąś klątwą i ten typ potrafi mocno skopać tyłek. Plus ma ten jeden atak łamiący naszą gardę, przez co łatwo może nam zabrać sporo zdrowia. Mimo to lubię go przez ten absurdalny design oraz wyzwanie na sam koniec gry (a tacy są zwykle najlepsi, jeżeli są trudni w sprawiedliwy sposób). Cała reszta spisuje się fantastycznie. Możemy ich również przerabiać dzięki trybowi Customise. Ten co prawda nie jest tak rozszerzony jak w konkurencyjnym Soul Caliburze, ale miłośnicy przebierania postaci znajdą tu coś dla siebie.
Jak zatem z fabułą? Muszę najpierw poruszyć dość dziwny temat.... bo to w tym Tekkenie zaczęło się pojawianie shitpostingu w zakończeniach postaci. Nie każda postać to ma, ale jeśli wam coś takiego się nie podoba to... przygotujcie się na cringe. U reszty postaci są już znacznie lepsze. Od takich typowych filmików po skończeniu story do naprawdę ciekawych, poruszających czy zadających pytania. Te nie są już na silniku gry i prezentują naprawdę wysoki poziom. Zmiany doczekał się również prologu u każdej postaci. Zmieniony lektor jest spokojniejszy i przyjemniejszy dla ucha. To samo z towarzyszącą temu muzyką. Nie mogę się jednak zdecydować co do głosów postaci. Teraz większość postaci porozumiewa się w swoich językach (choć dalej nie dano Eddy'emu mówić po brazylijsku) i choć bardzo lubię słyszeć ich w swoich ojczystych głosach, tak rozwala mnie brak bariery językowej. Wiecie, taki Bryan jest w stanie zrozumieć wszystko, co mówi Yoshimitsu i na odwrót. Trochę drażni, trochę ma się na to wylane. Co zaś z historią? Poprzedni turniej wygrał Kazuya, ale przegrał z Jinem w świątyni Honmaru po turnieju. Chłopak pokonał też Heihachiego i zamiast wykończyć ich (objawiła mu się wizja matki), uciekł w swojej diabelskiej formie. Gdy Mishimowie się obudzili, zostali zaatakowani przez armie Jacków należących do G-Corp (ci, co wskrzesili Kazika). Synalek ucieka, wystawiając swego ojca na śmierć poprzez wybuch. O tym raportuje swoją bazę Raven, sugerując, że Heihachi nie żyje. W wyniku eksplozji zostaje uwolniony Jinpachi Mishima, przetrzymywany przez swego syna Heńka w świątyni Honmaru (cóż za zbieg okoliczności) ten ogłasza kolejny turniej... z jakiegoś powodu i planuje zniszczyć cały wszechświat. Sam Jin przystępuje do turnieju nękany koszmarami przez gen diabła, który co jakiś czas przejmuje nad nim kontrolę do tego stopnia, że przemienia się w swą demoniczną wersję. Poza głównym wątkiem mamy też całą masę innych opowieści. Yoshimitsu pragnie zemsty na Bryanie za zniszczenie swego klanu, Marduck chce się odegrać Kingowi za porażkę w poprzednim turnieju, Asuka zamierza znaleźć i pokonać gościa, co zniszczył dojo jej ojca (jakoś tak to było), Wang chce zobaczyć swego starego przyjaciela Jinpachiego (o dziwo to bardzo poruszający wątek) itd. Większość z nich jest napisana całkiem nieźle, gdzie w najgorszym przypadku są napisane po prostu ok. Nawet taka Xiaoyu miała całkiem fajny zarys fabuły (jak na tą postać).
I tu mógłbym już zakończyć, gdyby nie Dark Resurrection, czyli Tekken 5 wydany na PSP z kilkoma dodatkami. Mamy tryb Quick Battle (chyba nie muszę wyjaśniać), Tekken Dojo... w którym sam nie miałem do końca pojęcia, o co chodzi oraz tryb Gold Rush mający nam ułatwić zdobywanie kasy (za którą kupujemy elementy do strojów oraz kolorki), który później pojawił się w kolejnej odsłonie. Kompletnie zmieniono stare areny i soundtrack, gdzie część wygląda i brzmi lepiej, a część pogorszono (co do cholery stało się z katedrą Devil Jina?!). Są też nowe miejscówki na naparzanie się, które wypadły naprawdę dobrze. Czego nie rozumiem to zmiana kolorystycznie postaci w stosunku do oryginału. Każda postać ma teraz inne kolory, gdzie często gryzą się z ich faktycznym wyglądem. Całe szczęście można to zmienić w Customise i możemy podziwiać ,,normalne" barwy nawet w story mode. Co graczom się spodoba to 3 nowe postacie, które do dziś pojawiają się w serii: Lili, Dragunov oraz drugi Armor King. Ten ostatni jest ciekawy pod względem fabuły, który w kontynuacji otwiera jeden z lepszych wątków pobocznych. Prawie bym zapomniał o kręglach, ale... kogo obchodzi?
W sumie to wszystko, co chciałem napisać o piątce. Nie sądziłem, że to będzie to tak długie w porównaniu do czwórki. To jest fantastyczna gra i polecam każdemu, kto uwielbia bijatyki. Wyważony system walki, piękna grafika (jak na PS2), fajna fabuła na pewno przekonają wielu graczy. Do tego macie jeszcze pierwsze trzy odsłony, chodzoną nawalankę... czego chcieć więcej?
Tekken 6
Rzekomo to od Tekkena 6 coś zaczęło się dziać nie tak z serią. Ja tam nie wiem. Dalej dobrze się bawiłem, ale przyznaję, coś tu było nie tak. Sama walka była po prostu płynniejszą i szybszą wersją piątki... jednak zawiera pewną mechanikę, która do dziś budzi mieszane odczucia. Mianowicie tryb Rage, który odpala się u wojownika, jeśli jego stan zdrowia jest na poziomie... 2-3 ciosy do przegranej. Wtedy postać zadaje jeszcze większe obrażenia, a wyłączyć go można tylko pokonując przeciwnika lub przegrywając walkę. To troszkę niesprawiedliwe z tego względu, że teraz lepiej dać się poobijać, by tylko dostać boosta do siły, ale ogarnięty gracz raczej nie posunie się do takich zagrywek. Trybów rozgrywki raczej nie dodano nowych, trybu online niestety nie sprawdzałem... głównie dlatego, że nie ogarniałem jeszcze, jak na X360 mieć dostęp do multi (taa, grałem na padzie z tym upośledzonym krzyżakiem). Areny są całkiem dobrze zaprojektowane oraz wprowadzają pewien fajny element. Rozwalając podłogę, możemy spaść do innego miejsca w arenie i jeśli to my zniszczymy wrogiem ziemię, to możemy nim dalej żonglować w powietrzu. Można też rozwalać ściany, przez co powiększa się rozmiar areny. Całkiem fajne rozwiązanie. Jeśli chodzi o grafikę, to nie jestem jakoś jej fanem. Modele postaci i sama oprawa są spoko (chociaż wersja na PS3 jest zdecydowanie gorsza w tej kwestii), ale nie lubię tego, jak odbija się na postaciach światło. Niekiedy dziwnie się świecą, a w szczególnie na arenach subbossa i ostatniego bossa. Muzyka... muzyka z aren jest całkiem spoko, ale nienawidzę soundtracku z kampanii, która wieje nudą. Na wielki plus mogę dać ilość wojowników, gdyż tych jest 44. Nowych postaci jest (wliczając te niegrywalne) 9, z czego dwójka ma duże znaczenie fabularne, ale o tym za chwilę. Są to: Lars, Alisa (fun fact: jest w mojej liście waifu), Leo (tutaj jest chyba kobietą, bo dziś jest ogromny problem z ustaleniem jej/jego płci), Bob, Zafina, Miguel (jedna z moich ulubionych postaci w Tekkenie), Jack-6 oraz Nancy i Azazel. Ci dwoje na końcu... yhhh. Poruszę ponownie kwestię bossów w Tekkenach. Mieliśmy już w 5 dość niesprawiedliwego Jinpachiego, ale to głównie przez jeden ruch, bo na ogół dawał wyzwanie i walczyło się z nim spoko. Szóstka pod tym względem jest okropna.
Pierwszym subbossem (ale tylko w Arcade, Time Attack oraz w kampanii) jest NANCY-MI847J, która jest wielkim robotem strzelającym pięściami, minigunami, laserem, rakietami itp. Ma w cholerę zdrowia, a nasze ataki nie robią na niej wrażenia, za to jej ataki są prawie że nie do odrobienia, co zmusza nas do większego chodzenia po arenie (co jest całkiem spoko i przypomina, że Tekken to nadal bijatyka 3D). Ma max 3 reakcje na ciosy, z czego po każdym kolejnym zachowuje się agresywniej. Całe szczęście nie trzeba jej pokonywać (co jest możliwe, sam dałem z nią radę), by dalej przechodzić Arcade. Kolejnym w ramach fabuły jest Jin Kazama, który różni się tym, że ma od początku odpalony Rage. I w sumie spisuje się dobrze jako boss. Jest ciężki, agresywny i wyzywający. Najgorszy z nich wszystkich jest Azazel. Bo widzicie, to jest starożytny, egipski potwór wielgachnych rozmiarów. Sam koncept absurdalny, ale jak na Tekkena jest ok. Problem w tym, że jest w rozgrywce niesprawiedliwy. Ciężko czasem obronić się przed jego atakami, które często są nieblokowalne, ale gorzej jest z atakowaniem w niego. Mianowicie bijemy, bijemy i nic mu nie robimy. Jakim cudem? Ano stwór po prostu stoi, nic nie robi i... tak wygląda jego obrona. Wyjątkowo niesprawiedliwe, gdy maszujemy combosy, a jemu nic nie robimy. Opłaca się go atakować tylko wtedy, gdy ma zamiar wykonać jakiś ruch, bo tylko wtedy jest podatny na ataki. Wyjątkowo niesprawiedliwe zagranie. To tak jakbyście walczyli z Shao Kahnem w MK9 (gdzie tam jest po prostu psychopatą), ale dostawałby obrażenia tylko, jeśli wykonywałby jakieś ataki.
No dobrze, to przyszedł czas na najgorszy element tej gry, a mianowicie Scenario Campain opowiadający fabułę szóstki. No więc... ten tego... zacznę od samego zarysu fabularnego, bo przynajmniej on jest całkiem fajny. Poprzedni turniej wygrał Jin zabijając Jinpachiego Mishimę i przejmując Mishima Zaibatsu. Wszystko w porządku? No nie całkiem. Jin wykorzystuje swoją nową pozycję jako przywódca, aby wprawić świat w chaos. Wysyła Tekken Force na front mordując tysiące czy miliony niewinnych ludzi, aby obudzić największe zagrożenie świata, Azazela. Oczywiście celem jest jego zniszczenie, aby uratować ten cierpiący świat oraz pozbyć się genu diabła w swych żyłach. Kazuya tymczasem zyskuje kontrolę nad G-Corporation i wyznacza nagrodę za głowę Jina. Kazama w odpowiedzi na ruch swego ojca ogłasza kolejny turniej żelaznej pięści. Tymczasem jeden oddział Mishima Zaibatsu buntuje się i pod dowództwem Larsa atakuje jedną z placówek, uwalniając przy okazji robota Alisę. Alexanderson wraz z nią wyruszają w podróż, by zebrać sojuszników i przeciwstawić się Jinowi. Historia skupia się na relacji między Szwedem a androidem i na tym polu spisuje się doskonale. Tę dwójkę można łatwo polubić i widać między nimi chemię. Jeśli chodzi o historie poboczne... najlepiej spisuje się wątek Armor Kinga, Kinga i Marducka. W pewnym momencie Armor zaatakował do nieprzytomności Craiga w szatni. O tym dowiaduje się King i razem postanawiają odkryć jego sekret. Okazuje się, że Armor King z Tekkena 6 i wersji PSP piątki to tak naprawdę brat mistrza Kinga, które pragnie zemsty za śmierć rodziny z rąk Craiga. Całkiem fajnie przedstawiony wątek... który potem zniszczono w siódemce. Cała reszta jest w miarę ok. Zakończenia są w jeszcze lepszej jakości, część postaci ponownie ma zakończenia shitpostowe, inni równie ciekawe (Baek, wszystko w porządku?) czy po prostu fimy na koniec (Anna czy Lili). Myślę, że fabuła spodoba się większości. Ba, nawet szóstka oferuję streszczenie poprzednich odsłon za pomocą ładnie narysowanych i animowanych obrazków.
Jest tylko pewien problem. Wykonanie Scenario Campain bazujące na Tekken Force z poprzednich gier. Wiecie, przechodzimy grę, chodząc po lokacjach i walcząc z przeciwnikami, z czego bossami są zawodnicy turnieju. Jest z tym wszystkim pewien problem. Ta gra nie bazuje na naprawdę dobrym trybie Devil Within z piątki, ale na potwornie nudnym Tekken Force z czwórki. Dodatkowo gra miesza ciągle z trybem trudności, przez co gra po czasie staje się torturą, przez co jakieś tygodnie zajmie wam skończenie kampanii bez modyfikowania postaci (o tym za chwilę). Albo całą młodość, jeśli zdecydujecie się na odblokowanie każdej postaci, gdyż jeden poziom odblokowujący Devil Jina jest przegięty do potęgi. Całe szczęście gra oferuje odblokowanie jednej postaci na start (bierzcie Devil jina, oszczędzicie sobie tortur). Wspomniałem o modyfikowaniu postaci. Możemy wybrać sobie postać, którą będziemy przechodzić etapy (co z perspektywy fabuły jest bez sensu, gdyż w przerywnikach jest tylko Lars), jednak to nie jest wielki problem. Gorszym jest konieczność kupowania absurdalnych ubrań i łazić w tym, jak kompletny kretyn. Dlaczego? Te ubrania oferują ułatwienia jak zamrożenie, silniejsze ciosy czy ogłuszenie przeciwnika. To dość głupie i teoretycznie można grać bez przebierania nich, ale to tylko utrudnianie sobie gry. Największym ścierwem jest natomiast ilość walk w story mode innych postaci (wybiera się arenę z mapy kampanii, by móc grać w story i odblokowywać zakończenia). Nie ma tu już 9 walk, tylko 4! Tyle walk to po prostu nieśmieszny żart. Dalej to lepsze niż cokolwiek, co odwaliła siódemka, ale to dalej głupia decyzja.
Szczerze mówiąc nie wiem, czy warto teraz sprawdzać szóstkę. Rozgrywka fajna, chociaż tryb Rage podzieli, fabuła całkiem spoko się prezentuje, ale Scenario Campain to jedna z gorszych i męczących rzeczy w tej serii. Dla Arcade i innych trybów warto, ale dla fabuły... to już wasza decyzja.
I w ten sposób kończymy tego długiego bloga. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca i podzielicie się swoimi wrażeniami ze starszych Tekkenów. Ja bardzo lubię te gry, choć momentami odwalają dziwne rzeczy. Tymczasem żegnam się z wami i wracam do odpoczywania.