Muzykowo i krzykowo #5
Witam ponownie w kolejnym zbiorze słuchanych przeze mnie piosenek. Dzisiaj nie tylko głównym daniem będzie pewien wampirzy zespół, ale będziemy mieć do czynienia z dwoma nowymi utworami zespołu, który ostatnią muzyką wydał 15 lat temu. Postanowiłem jak najszybciej o nich kosztem długości bloga. Mam nadzieję, że mi za to wybaczycie.
HYDE - Let It Out
Brat wampir znów wrzucił coś nowego. Nie dość, że ponownie promuje w Japonii DMC5 (zajebista gra), to jeszcze w tym samym momencie wypuszcza kolejną nutę. Jako fan jego twórczości mam niemałe święto. Jakie jest zatem Let it Out? Pominę oczywiście wokal, bo HYDE dalej brzmi świetnie, jak zwykle. Co mi się bardziej rzuca w uszy (ale napisałem) to znacznie mocniejszy i cięższy ton. Anti dalej było z gatunku hard rock, ale nie było takie cięższe, gdzie najbliżej do metalu było w After Light. Nie nazwę tego w pełni metalem (już bardziej nazwałbym Dolly), ale jest blisko tego. Jeśli podoba wam się styl z Anti to poczujecie się jak w domu. Nie mogę już się doczekać Defeat czy nowego albumu.
Drag Me Out - The Watch Of The Buried
Pamiętacie pierwszy album Drag Me Out? Pojawił się w drugim odcinku tej serii i prezentował sobą bardziej elektroniczny styl niż to, co do tej pory tworzył Denis Stoff. Ukrainiec obiecał, że następne utwory będą znacznie cięższe i jak się okazuje, miał rację. Nowy utwór Drag Me Out jest bardziej w stylu mocniejszych utworów The Black z Asking Alexandria. Denis krzyczy, growluje oraz nie rezygnuje z czystego śpiewu, który idealnie się łączy ze spokojniejszym tempem. Ogólnie miałem nie tylko skojarzenia z The Black, ale i momentami z Make Them Suffer, który łączy metalcore z muzyką symfoniczną. Jeśli nowy album Drag Me Out będzie dalej się trzymać tego stylu, to nie mogę się go doczekać. Być może to będzie pierwszy raz, gdy Denis wystąpi na dwóch krążkach jednego albumu. Może to nie jest brzmienie dzikiego Make Me Famous, ale i takie coś mi starczy. Tym bardziej że to świetna alternatywa dla fanów Asking Alexandrii, która poszła w pop.
System Of A Down - Protect The Land i Genocide Humanoidz
Dobrze widzicie, System Of A Down po 15 latach wrzuciło w końcu coś nowego. Nie jest to nowy album, ale dla tych długo czekających na cokolwiek od Ormanów powinno zaspokoić. Obie piosenki poruszają bardzo ważny dla zespołu temat wojny w Armenii i Górskim Karabachu. Widać to w teledysku do Protect The Land oraz w samych tekstach, które miażdżą do tego stopnia, że aż się nieprzyjemnie ich czyta. Protect The Land jest znacznie spokojniejsze, lecz dalej słychać SOAD... nawet jeśli więcej słychać Malakiana niż Tankiana (albo źle dosłyszałem). Z kolei druga piosenka jest znacznie cięższa i bardziej w stylu albumu Toxicity, chociaż nadal tu więcej słychać Dona. Jest nawet w niej charakterystyczny dla black metalu (poprawcie, jeśli się mylę) blast. Dzięki temu utworowi widać, że SOAD raczej nie wypadło z formy. Ogólnie mówiąc bardzo mi się podobały nowe piosenki z naciskiem na GH. Być może teraz jakaś szansa na nowy album... jeśli zespół dalej będzie miał coś ważnego do powiedzenia. Miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli znowu czekać z 10 lat na nową muzykę.
Motionless In White - Dragula
Ostatni na pierwszej stronie jest cover utworu Dragula oryginalnie stworzonego przez Roba Zombie (był w poprzedniej części). Motionless In White wykonało kawał świetnej roboty. Styl wokalu przypomina oryginał zmieszany ze stylem MIW i ogólnie wyszedł całkiem nieźle, ale nie jestem większym fanem tego, jak Chris śpiewa refren. Instrumentalnie przypomina mi się sytuacja z coverem Eyeless, gdzie jest troszkę inny niż oryginał, jednak jakoś mnie to nie razi. Mimo super wykonania oryginał wydaje mi się znacznie lepszy.
Bring Me The Horizon - Post Human: Survival Horror
To chyba idealny przykład na to, że BMTH wróciło do grania cięższej muzyki, zatem ,,stanie się zespołem popowym" jest już nieaktualne... no dobra, trochę brzmień popowych jest, ale tylko trochę. Idealnym przykładem cięższej muzyki jest Dear Diary, który brzmi bardzo w stylu Sempiternala, a nawet Suicide Season (wróciło nawet gitarowe solo, które ostatni raz słyszeliśmy w drugim albumie). Kolejnym takim jest Kingslayer, w którym brzmienie jest wymieszaniem elektroniki z ciężką muzyką, lecz wokalnie... Oli znacznie więcej krzyczy i growluje. Co ciekawe ten utwór jest również grany z Baby Metal, gdzie różnica między z żywym i energicznym zespołem dziewczyn a demonicznym i wściekłym zespołem Brytyjczyków jest bardzo widoczna. 1x1 jakoś mnie nie porwało, ale utwór z Amy Lee (nie mam mowy, że napiszę tę nazwę) powala. Szkoda tylko, że tak nagle się kończy. O singlach już się rozpisałem (Ludens, Parasite Eve, Obey) z wyjątkiem Teardrops, które jest chyba moją ulubioną piosenką tego albumu. Ma trochę vibe pierwszego albumu zespołu Linkin Parka, a tekstowo... o ludzie, to jest dobry kawał szajsu. Większość tych piosenek brzmi bardzo dobrze i pozostaje w uszach. Myślę, że fani z That's The Spirit i Amo oraz Sempiternal i nawet starszych krążków znajdą tu coś dla siebie.
Ulubione kawałki: Teardrops, Dear Diary, Obey
Black Veil Brides - Never Give In
Bardzo lubię Black Veil Brides, ale poza ostatnią EPką nie sprawdzałem innych. Z ciekawości zacząłem od pierwszej dyskietki przed We Stitch These Wounds i nie powiem, było całkiem spoko. Gitarowo jest naprawdę świetnie w każdej piosence, w perskusji całkiem spoko, ale wokal.... taa. Szybko się skapnąłem, że Andy brzmi tutaj w stylu pierwszej wersji Knives and Pens. Nie do końca melodyjnie z tym dziwnym screamo-growlem. Nie tym z późniejszych albumów, ale jeszcze wcześniej. Trochę miałem skojarzenia z zespołem Kerbera, gdzie wokalista brzmi dość podobnie do młodego Biersacka. Jak wiecie, oryginalne Knives and Pens nie do końca mi się podobało, zatem nie wiedziałem zbytnio, co sądzić o tych piosenkach. Słuchałem raz, dwa, pięć razy i wydaje mi się, że tylko w Knives and Pens jest coś nie tak, gdyż demo We Stitch These Wounds (chyba moja ulubiona wersja) i The Gunsling ma wokal zrobiony naprawdę świetnie. Ten młody głos pasuje do gry instrumentów, a growlo-screamy tak bardzo nie bolą w uszy (nawet są spoko). Mortician's Daughter brzmi chyba tak samo, jak na pierwszym albumie, nie znalazłem żadnych różnic. Knives and Pens... dalej screamo-growli nie lubię, ale czysty wokal już jest w miarę ok. Chyba warto sprawdzić ten album. Jak wam KaP nie podeszło, to może reszta piosenek stąd wam się spodoba.
Ulubione kawałki: We Stitch These Wounds, The Gunsling, Mortician's Daughter
Ok, dowiedziałem się, że to nie jest pierwsza EPka, bo przedtem wrzucili coś jeszcze, a mianowicie minialbum Sex & Holywood. Już wiem, co będzie w kolejnej części
Linkin Park - Hybrid Theory 20 Anniversary
Szczerze? Naprawdę czekałem na tę kolekcję. Nie kupiłem jej, bo szanujmy się, 600-800zł to trochę dużo (muszę sobie załatwić pracę), ale zawartość kusi. W każdym razie potwornie na to czekałem. Nie dość, że dostaniemy klasyczne Hybrid Theory (jeden z moich ulubionych albumów muzycznych w ogóle) i The Reanimation (remixy utworów z pierwszego albumu, niekiedy lepsze od oryginałów), to też otrzymamy pierwszą EPkę, kilka nieznanych remixów i wersji piosenek (niestety tej mrocznej My December nie ma), niepublikowane kawałki, wersje z koncertów oraz... dema za czasów Xero! Jeśli nie wiecie, to Linkin Park pierwotnie tak się nazywało i nawet posiadało innego wokalistę, niż Chester. Był nim Mark Wakefield, który brzmi zupełnie inaczej od Benningtona. Chyba tylko jeden lub dwie piosenki są już z Chesterem. Kompilacje są normalnie dostępne na YT i Spotify, ale radzę wam sobie załatwić mnóstwo czasu, gdyż piosenek było ok 80. Ja znalazłem czas i bawiłem się wyśmienicie. Wreszcie dostałem jakiś lek na ostatni album Linkin Park, plus mogłem usłyszeć więcej z zespołu, dzięki któremu zacząłem słuchać. Polecam każdemu sprawdzić, a zwłaszcza fanom i ludziom, którzy po drugim albumie odeszli od tego zespołu. Nie będzie typowo omówienia, bo nie pamiętam wszystkiego przez ogromną ilość piosenek. Oczekujcie po prostu starego, dobrego Linkin Parka.
Ulubione kawałki: Buy Myself (Marilyn Manson Remix), Essaul, Carousel (Demo)
Metallica - Ride The Lightning
Ride The Lightning jest prawdopodobnie moim ulubionym krążkiem Metallici. Jest znacznie cięższy od poprzednika, ale co do prędkości to już sam nie jestem pewny. Szybsze czy nie, tego znacznie lepiej się słucha. Początek był dość dziwny, bo kojarzył mi się z jakimiś bardzo starymi balladami, ale jak już zaczynają grać gitary... o ludzie, wtedy się zaczyna zabawa. Bębny są fantastyczne. Są tak głośne i mocne, że co chwilę wydawało mi się, że coś zaraz z nich wyskoczy. Nie mam pojęcia, co chciałem tym zdaniem powiedzieć. Fade to Black również mnie trochę zmyliło, bo znowu jest jakoś balladowo, ale tutaj jest równie z pierwszym kawałkiem. Ride The Lightning jest fantastyczne, gdzie słychać, jakby coś uciekało bogom. For Whom the Bell Tolls brzmi bardzo ponuro przez swoje dzwony i wiecie co? Uwielbiam każdą sekundę tych dzwonów. Co mogło mnie trochę zawieść to Call od Ktulu (ten błąd ortograficzny to tak specjalnie, panowie?). To był w sumie pierwszy kawałek z tego albumu, jaki usłyszałem. Mój kolega słyszał, że lubię Zew Cthulhu Loverafta (polecam, fajna i dziwaczna książka, ale dość ciężko się czyta) to powiedział mi, żebym odsłuchał tej ,,piosenki". Jako że lubię takie dziwactwa, to byłem naprawdę ciekaw, co tu dowalili (było to po sprawdzeniu pierwszego albumu). Czekam na śpiew i nic, dostałem instrumental. Trochę się przez to rozczarowałem, ale z drugiej strony ta muza była tak mocna, tak ciężka, tak klimatyczna, że naprawdę ją polubiłem. Jak cały album... i teraz nachodzi mnie pytanie, czy mam sprawdzać więcej albumów. Wg mojego znajomego najlepsze mam za sobą, bo z każdym albumem jest niby gorzej i gorzej. Być może sprawdzę w wolnej chwili, ale do tego czasu będę długo słuchał Ujeżdżania Błyskawicy, bo to naprawdę dobry kawał thrash metalu.
Ulubione kawałki: For Whom the Bell Tolls, Call of Ktulu, Ride The Lightning
Asking Alexandria - The House of Fire
Nie wiem do końca, co o tym albumie myśleć. Jestem przyzwyczajony do brzmienia Asking Alexandrii z pierwszych trzech albumów (tak, trzeci również lubię, o nim będzie następnym razem) oraz z The Black i nie miałem zbytnio pojęcia, jak do tego podejść. Słyszałem przedtem tylko jeden utwór, który bardzo mi się nie spodobał (Antisocial) oraz trochę utworów z 2017 roku, który również mi wcześniej jakoś nie podszedł. Koniec końców dałem szansę i... dobrze się bawiłem. Nie tak bardzo, jak przy Stand Up and Scream czy The Black, ale dalej dobrze. Czy ten pop wyszedł AA? Nie tak, jak przy BMTH, ale wciąż lepiej niż Linkin Parkowi. Co nie znaczy, że brakuje tu gitar. Ben dalej spisuje się nieźle, gdy je słychać. Perkusista również spisuje się na medal. Wstawki popowe... to nie są popłuczyny, ale jakieś takie specjalne nie są. Gdy są po prostu rockowe piosenki, jak Down To Hell (chyba najostrzejszy kawałek) to jest naprawdę dobrze. Chyba to poziom poprzedniego krążka, ale nie słuchałem go całego. Nie jest tak ciężko, ale dalej super. Tekstowo ten album jest naprawdę niezły i w sumie dla samych tekstów mógłbym go polecić. Starsi fani niech lepiej wrócą do poprzednich dzieł... a no tak, nie wspomniałe o wokalu. Bruce w linijkach daje radę, a Danny jest całkiem spoko. To nie ten wkurzony ,,emo dzieciak" jak w pierwszym albumie, ale dalej ten wokal lubię. Wydaje mi się tylko inny od tego z drugiego czy trzeciego albumu, ale może to wina operacji gardła, jaką Worsnop przeszedł. Kto wie?
Ulubione kawałki: House of Fire, Antisocial, Down To Hell
Ten zespół krążył mi po głowie za każdym razem, gdy pisałem o innych albumach, ale jakoś zawsze mi o nim wylatywało. Dlatego też postanowiłem o nich napisać na trzeciej stronie, która skupia się na tylko jednej bandzie. A oto i VAMPS, zespół gitarzysty K.A.Z.-a (Oblivion Dust) oraz wokalisty HYDE (L'Arc~En~Ciel).
VAMPS - VAMPS
Debiutancki album Vamps jest w porządku. On już trochę się zestarzał, ale słucha się go nadal całkiem dobrze. Jego największym problemem jest to, że znaczna większość piosenek jest bardzo podobna. Zdarzą się jakieś cięższe utwory, jak Vampire Depression czy łagodniejszy w stylu Evanescent i w takich momentach VAMPS jest najlepsze. Cała reszta, choć podobna do siebie, potrafi zaoferować sporo. Są jeszcze Hunting oraz Sex Blood Rock N' Roll mające wyssać energię z fanów na koncertach. Wokalnie HYDE całkiem nieźle się bawi. Wrzeszczy, wyje, łagodnie szepcze, uspokaja, śpiewa delikatnie bądź szorstko itd. Myślę, że to najmocniejszy element tego albumu. Lubię tematykę wampirów i nawiedzenia, która towarzyszy całemu albumowi. Instrumentalnie gitary nie zawodzą, perkusja z jakiegoś powodu wydaje mi się... perkusja po prostu istnieje i tyle. Jeśli komuś spodoba się jakakolwiek piosenka, to pokochacie cały album.
Ulubione kawałki: Redroom, Deep Red, Vampire Depression
VAMPS - Bloodsuckers
Bloodsuckers pojawiło już się w innym blogu i do dziś sobie myślę, że nie rozpisałem się wystarczająco. Bloodsuckers jest świetnym albumem, który bawi się gatunkowo. Na początek dostajemy spokojne pianino, by następnie dostać coś w stylu alternatywnego rocka, a następnie coś znacznie cięższego. I to jest siła Bloodsuckers. Każda piosenka jest inna i prezentuje coś ciekawego. A to dostaniemy Evil, które trochę mi przypomina późniejsze Underworld, a to spokojne i chwytliwe Get Away, tu ciężkie i ponure Damned, aż w końcu nie usłyszymy elektroniczne i przyjemne Inside Myself. Najlepszym utworem jest smutna ballada nieszczęśliwie zakochanego wampira, która poruszy serce swym przepięknym tekstem. Na minus muszę zaznaczyć tytułowe Bloodsuckers i niestety wstęp. Co z nimi jest nie tak? Nie brzmienie, które oba mają zrobione świetne, a długość. To są krótkie utwory, których człowiek chciałby po prostu więcej (zwłaszcza tego drugiego, który idealnie nadałby się do jakiegoś slashera). Bębny już słychać trochę lepiej, gitarowo jest również znacznie lepiej, elektronika i pianino to po prostu 10/10. Wokalnie HYDE najlepiej wypada, zwłaszcza z japońskimi zwrotkami. Jego mieszanie angielskiego z japońskim to naprawdę dobry shit, który zdarza się tutaj dość często. O tekstach mogę powiedzieć, że również są o wampirach i ponownie wypadają genialnie. I to w zasadzie tyle, co chciałem powiedzieć o tym albumie. Moim zdaniem to tytuł obowiązkowy i powinien spodobać się każdemu. Jest również wersja tylko z angielskim tekstem i chociaż preferuję tą oryginalną, dla osób nielubiących japońskiego raczej przypadnie do gustu. I właśnie tyle chciałem od samego początku opowiedzieć o tym albumie.
Ulubione kawałki: Damned, Vampire's Love, Inside Myself
VAMPS - Underworld
Fani Code Vein mogą dobrze kojarzyć tę nazwę. Underworld pojawiało się w materiałach promocyjnych i rzekomo w czołówce. No cóż... zacząłem grać w Code Vein i jeszcze jej nie dostałem. Może pojawia się później. W każdym razie Underworld to dość ciekawe zjawisko, gdyż jest najcięższym albumem, jaki powstał spod nazwy VAMPS. Czy to dobrze? Moim zdaniem tak, chociaż momentami można odczuć zmęczenie. Może nie znużenie, ale... nie wszystko mi się podobało. Konkretnie nie podobało mi się Rise or Die, który zwyczajnie mnie męczy podczas słuchania, ale bardziej przez brzmienie, nie wokal. HYDE dalej spisuje się dobrze, chociaż zdecydował się na stworzenie albumu całego po angielsku. Wychodzi mu to, ale po prostu preferuję jego mieszanie japońskiego z angielskim. Instrumentalnie to dużo słychać tu klawiszy, nawet bardziej niż gitarę. Ta druga oraz perkusja brzmią najlepiej w całej dyskografii zespołu. Co trochę mnie zawodzi to wkład osób gościnnych. Szczerze mnie ciekawił występ Chrisa Motionlessa, ale jego prawie tam nie ma. Richard Kruspe czy Kamikaze Boy... gdyby ich nie było w nazwach utworów, to nawet nie odczułbym różnicy. Chyba najlepiej wypadła Apocalyptica w Sin in Justice, gdzie ich styl i styl wampirów ładnie się łączą. Tekstowo jest dalej wampirzo i przygnębiająco, chociaż takie Calling może się wybijać. Świetnie spisuje się In This Hell, które idealnie wpisuje się tekstowo w... CODE VEIN. Ta gra wie, czym mnie do niej przyciągnąć. Najpierw soulsowy gameplay, potem anime waifu, a teraz muzyka VAMPS. Uwielbiam skoczne Don't Hold Back, ciężkie i cmentarne Bleed for Me, chwytliwe B.Y.O.B czy Rise Up. Na koniec wspomnę o jednym numerze, którego zwykle nie ma, ale był dodawany jako utwór B dla Calling. Jest to cover Enjoy The Silence, któy prezentuje bardziej rockowe i elektroniczne brzmienie. Polecam sprawdzić, jak i cały album. Może i będzie momentami odczuwalne zmęczenie, ale w większej mierze będziecie świetnie się bawić.
Ulubione kawałki: Chyba dałbym wszystko z wyjątkiem Rise or Die
I to wszystko na dzisiaj. Mam nadzieję, że muzyka wam się spodobała i podzielicie się tym, co wam wpadło w ucho. Do zobaczenia!