Diabły nigdy nie płaczą - Devil May Cry 3 (PC/PS2/PS3/PS4/X360/XONE/SWITCH)
Devil May Cry jest jedną z tych serii, którą darzę olbrzymim uczuciem. Ze wszyskich 6 gier tylko jedna mnie wymęczyła i wykończyła... ale blog o niej powstał dawno temu. Trzecia część przygód Dantego przywróciła serii wysoki poziom i do dziś jest postrzegana za najlepszą odsłonę. Mianem najlepszej nazywa się też pierwszą część oraz piątkę. Sam mogę powiedzieć, że coś w tym może być. Ze wszystkich gier z naszym białowłosym łowcą demonów to właśnie do tej najczęściej wracałem, a nawet udało mi się w niej wbić platynowe trofeum (kosztem bólu dłoni przez cały dzień). Niedawno ponownie wziąłem pada w swoje ręce i kolejny raz ukończyłem Devil May Cry 3. Czy nadal miano ,,najlepszej w serii" się jej należy?
Gra jest prequelem do jedynki i jest chronologicznie tą pierwszą odsłoną (co prawda są jeszcze mangi przed trójką, ale pomińmy to). Przy okazji, jeśli macie zamiar w ten sposób przechodzić tą serię to pamiętajcie: przeskok między DMC z 2001 roku a trójką jest dość spory (wiem co mówię). Dante jeszcze nie otworzył swojej działalności, ale nagle przychodzi do niego jakiś dziwny facet z tatuażem i heterochromią, przekazujący ,,zaproszenie" od brata białowłosego. Lokal zostaje zaatakowany, ale nastolatek szybko rozprawia się z intruzami. Nagle z podziemi wyrasta olbrzymia wieża, Temen Ni Gru. Na jej szczycie czeka na Dantego jego jedyna rodzina oraz antagonista, Vergil. Starszy z braci wierzy, że dzięki niej zyska jeszcze większą potęgę. Białowłosy w czerwonym płaszczu postanawia ruszyć do niego i popsuć mu zabawę. Z czasem Dante przebudza po raz pierwszy swoją demoniczną moc oraz spotyka kolejnego łowcę demonów, uzbrojoną i piękną Lady. Wszystko to okazuje się być wielkim planem Arkhama, ojca dziewczyny chcącego osiągnąć potęgę Spardy (legendarnego czarnego rycerza, który walczył w imię ludzi). Historia kończy się pokonaniem wariata, Vergil przegrywa z Dante pojedynek, a sam białowłosy wraz z lady otwiera swój lokal pod nazwą... Devil May Cry.
Szczerze powiedziawszy nie mam historii nic do zarzucenia. Jest prosta, mroczna, na swój sposób przyjemna oraz nie jest głupia, jak momentami jedynka czy cała dwójka. Każda postać jest wykonana solidnie i z wyjątkiem uczonego Arkhama (który jest tu typowym człowiekiem z kompleksem boga) da się każdego polubić. W tej grze prawowity debiut ma Vergil (jako postać z charakterem) oraz Lady. Ta druga pani ma swój mini-wątek zemsty, nienawidząc przy tym wszystkiego co demoniczne, z czasem zmieniającą swoje nastawienie... a do tego jest gorącą laską strzelającą ze spluw. Vergil jest z kolei kompletnym przeciwieństwem naszego protagonisty. To kawał zimnego badassa, który gardzi ludźmi oraz swoją ludzką stroną, jest bardzo precyzyjny w swych atakach i poważny, a także idąc śladami swojego ojca pragnie zdobyć jak najwięcej mocy. Jego motywację i charakter jeszcze lepiej rozbudowało DMC5, ale trzeba przyznać, jest tutaj naprawdę świetnym i charakternym antagonistą, którego chyba każdy lubi. Został nam jeszcze nasz główny bohater. Dante jest tutaj takim typem nastolatka, który uwielbia dobrą zabawę, imprezy, kobiety oraz niespecjalnie przejmuje się losami innych niż swoimi. Jego główna motywacja do działania jest taka, że demony rozwaliły mu lokal przyszłej pracy. Z czasem nabiera on więcej powagi, zdaje sobie sprawę z nadchodzącego niebezpieczeństwa, ale nie traci przy tym swojego luzu i nawet pod sam koniec gry, jest naprawdę przyjemnym bohaterem. Muszę powiedzieć, że Dante z tej gry jest moją ulubioną wersją. Posiada w sobie tego zadziornego, chcącego się bawić i buntowniczego nastolatka nie przeklinając w co drugim słowie, który przechodzi jakąś zmianię i staje się bardziej taki, jak w kolejnych odsłonach... czyli nadal luzacki i naśmiewający się z wrogów facet, który czerpie radość z zabijania demonów oraz potrafi zachować powagę w trudnych momentach. Jego relacja z Vergilem jest naprawdę fajnie zrobiona, a kontrast między nimi jest dość ciekawie nakreślony.
Tyle już ględzenia o bohaterach i fabule, bo ludzie oczekują po Devil May Cry solidnego gameplay'u. System walki z tej części praktycznie służy jako rdzeń kierowania i walczenia jako Dante w późniejszych częściach (oczywiście z modyfikacjami. Nadal mamy tu do czynienia z klasycznym slasherem, w którym za pomocą broni białej i palnej walczymy z przeciwnikami, używając różnorakich kombinacji. Tutaj z kolei warto zaznaczyć, że ta gra dosłownie naprawiła WSZYSTKO, co odwaliła poprzedniczka. Do zdobycia jest 5 broni białych (4 za pokonanie konkretnych bossów) i 5 broni palnych, z czego każda z nich różni się od siebie i korzysta się z nich trochę inaczej, a samemu graczowi zajmie trochę czasu ich wyćwiczenie. Wśród podstawowych ,,narzędzi" mamy nasz klasyczny miecz czy takie bronie jak nunchaku czy... gitarę. To japońska gra, co się dziwić. Każdy ruch można łączyć ze sobą, przez co rozgrywka jest po prostu różnorodna. Nie wspominając o tym, że możemy też w specjalnych sklepach (te posągi z klepsydrą) kupować nowe ruchy za pomocą expa zebranego z pokonanych przeciwników, zniszczonych przedmiotów itd. Powraca też system Stylish, który w tej części działa tak, jak w każdej kolejnej. Teraz musimy nie tylko atakować jak najdłużej przeciwnika, ale i nie można już spamić tym samym atakiem, przez co gra każe nam trochę się wysilić i popracować. Im wyższa nasza ranga z przedziału od D do SSS, tym więcej expa zdobędziemy. Broń palna z kolei służy do podtrzymywania przeciwnika w powietrzu albo do ich odrzucania. Tutaj również każda ze spluw działa inaczej... ale to nie wszystko. Poza kolejnymi narzędziami tortur, Dante w tej części zyskał dostęp do 4 stylów (teoretycznie 6, ale reszty nie zdradzam): Swordmaster (więcej ataków bronią białą), Gunslayer (dodatkowe ruchy dla spluw), Trickster (uniki) oraz Royal Guard (tłumaczyć nie muszę). One również rozwijają się w czasie grania i trzeba przyznać, był to strzał w dziesiątkę. Oczywiście Dante nadal posiada swoją diabelską przemianę, która wzmacnia jego ataki.
Brzmi to wszystko dobrze, prawda? I właśnie takie ono jest. To dość zabawne i zaskakujące, że po prawie niegrywalnej dwójce dostaliśmy grę, która naprawiła każdy element poprzedniczki. Dante nie jest już tak strasznie wolny, a ciosy są w miarę szybkie i nie wydają się ślamazarne. Celowanie działa tak, jak powinno. Osłabiono odpowiednio spluwy, gdzie tam praktycznie było możliwe skończenie gry samym strzelaniem oraz... przeciwnicy i bossowie. W ten oto sposób przechodzimy do elemntów, gdzie ten pierwszy wyszedł tylko spoko, a drugi bardzo dobrze. Same podstawowe demony do ubicia to kosiarze, którzy zaliczyli powrót dzięki Devil May Cry 5 w różnych typach, gdzie z nimi walczy się naprawdę świetnie. W przypadku samej reszty.... bardzo lubię te oparte na szachach, są całkiem pomysłowe oraz te krwawe stwory, gdzie trzeba je osłabić bronią palną, ale reszta to jakaś pomyłka. Mamy te cholerne pająki oraz łuczników odrzucających nas za jakiekolwiek uderzenie, te dymne meduzy otrzymujące obrażenia, jeśli atakujemy je od tyłu czy te upadłe anioły, chyba najgorsze ze wszystkich latających stworów w serii. Fajne jest to, że niektóre z nich mają jakieś konkretne słabości, jak np. pajęczaki są wrażliwe na ogień, zatem trzeba je atakować ognistym mieczem. Z bossami działa to tak samo np. Jeden jest wrażliwy na ataki lodem więc bijemy bronią z tego żywiołu itd. W kwestii samych bossów to bardzo podoba mi się ich wykonanie, chociaż część z nich potrafi dać w kość. Każdy z nich zaprojektowany jest solidnie, również posiada jakieś słabe punkty i trzeba uważać, by nie dostać obrażeń od jakiegoś beznadziejnego ciosu. Do tego większość z nich się odzywa i ma jakoś zarysowane charaktery. Bardzo miły i ciekawy drobiazg. Najlepsze okazały się i tak pojedynki z Vergilem, które są po prostu epickie. Pomaga przy tym soundtrack, ale o nim trochę później.
Niestety walka oraz samo sterowanie Dante nadal posiada trochę wad. O rodzajach przeciwników już mówiłem, ale tutaj możemy wybierać tylko jeden styl do grania, a i broni możemy trzymać tylko dwie sztuki, co nas tylko ogranicza. W kolejnych grach, nasz białowłosy może swobodnie zmieniać swoje style i trzymać wiele broni na raz, co jest dużo wygodniejsze... ale szczerze powiedziawszy ja, osobiście, nie mam z tym wielkiego problemu. Ograniczenie stylów oraz broni umożliwia graczowi większe kombinowanie, opracowanie taktyki przed dalszymi walkami (z bossem czy ze zwykłymi przeciwnikami) i zwyczajnie nie jest wielkim ułatwieniem, a sam rozwój stylów trwa dość długo. I nie poruszałbym tego tematu już dłużej... gdyby nie edycja DMC3 na Nintendo Switcha, gdzie Capcom dodał swobodną zmianę stylów oraz trzymanie wszystkich broni naraz. Dlaczego tego wcześniej nie zrobiono? Albo po czasie nie zaktualizowano wersji PC/PS4/XONE? Przez to posiadacze edycji HD na innych platformach mogą czuć się po prostu gorsi (Pecetowcy trochę mnie, bo od czego są mody). Bardzo nieczyste zagranie, Capcom. Inną sprawą jest kamera oraz mobilność postaci. Kamera w tej serii chyba zawsze ma jakieś problemy. W tej części nadal są naleciałości z Resident Evil, gdzie była ona statyczna... co w mojej opinii nie pasuje do tej serii. Do tego potrafi ona się dziwnie suwać albo zaklinować, przez co ogranicza widoczność gracza. W kwestii mobilności to Dante chodzi w dość wolnym tempie oraz ma beznadziejną fizykę skakania tzw. "fizykę kłody", gdzie wygląda to, jakby sztucznie go unoszono bez jakiegokolwiek ciężaru, bez dobrego manewrowania. Przez to skakanie w tej grze jest zmorą, szczegółnie przy sekwencjach platformowych, których tutaj nie brakuje. Spróbujcie przejść tą salę z kostkami to zrozumiecie, o co mi chodzi.
Osobno zostawiłem kwestię legendarnego już poziomu trudności tej części. Ogrywając ją ponownie nadal twierdzę, że to najtrudniejsza odsłona serii Devil May Cry... ale to chyba wie każdy. Dzięki tej fizyce postaci, wkurzających przeciwnikach oraz zaskakująco sporym obrażeniom nawet na normalnym poziomie trudności, trójka jest naprawdę ciężka. Podobno japończycy poprzestawiali w naszej wersji tej gry, przez co u nas bardzo trudnych jest u nich trybem Dante Must Die (najcięższy z dostępnych). Czy to dobrze? Mi się podobało to, że gra nie była taka specjalnie prosta oraz dawała spore wyzwanie, ale już na wyższych poziomach jest to po prostu przesada. Czy to jedna z najcięższych gier szóstej generacji konsol? Nie mam pojęcia, ponieważ nie sprawdzałem najtrudniejszego poziomu w Ninja Gaidenie 1, gdzie normalny zwyczajnie mnie zmasakrował, ale mogę powiedzeć to, że Devil May Cry 3 zdecydowanie należy do jednych z najcięższych gier okresu PS2. Samo końcowe ocenianie za misję to pokazuje, gdzie naprawdę trzeba się napracować na dobrą notę.
Pomimo tych problemów, ogólne poruszanie się i walka są na naprawdę wysokim poziomie, dając graczom mnóstwo zabawy i możliwości kombinowania, a także to olbrzymia poprawa względem okropnej dwójki. Co mogę jeszcze powiedzieć to sama konstrukcja 20 misji o różnych długościach z bardzo biednymi elementami Resident Evil, ze znajdowaniem odpowiednich przedmiotów w celu odblokowania drogi oraz masą backtrackingu i walk. O ile rozumiem, że gracz może się zmęczyć ciągłymi seriami pojedynków i dobrze, że coś ta gra z tym robi, dając nam elementy platformowe czy właśnie szukanie tych konkretnych przedmiotów po pokojach. W jedynce to trochę bolało, gdzie miałeś w pewnym sensie coś bliższego RE, ale nie mogliśmy grzebać w ekwipunku, a i same rzeczy były dziwnie ukryte. W trójce ma się wrażenie, że bardzo zredukowano szukanie przedmiotów i choć na samym początku gracz będzie ciągle błądził po wieży Temen-ni-gru, tutaj jest większa szansa na odnalazienie szybciej odpowiedniej drogi i znacznie trudniej się zgubić. Elementy platformowe nadal są koszmarne przez paskudną fizykę postaci, ale trzeba wspomnieć o backtrackingu, gdzie zawracasz się do wcześniej odwiedzonych pokoi wiele razy. I tak, nie jestem fanem tego jak często będziemy odwiedzać poprzednie miejscówki. Co prawda broni to wszystko fakt, że ta wieża wygląda zarąbiście, gotycko, ale no wciąż nie jestem jakimś wielkim fanem. Rozumiem parę misji opierających się na tym, ale cała gra to tak średnio. Nie dobrze, nie źle, ale zwyczajnie średnio. I pamiętam, jak kiedyś wspominałem o tym, że DMC3 ma backtracking znacznie gorszy od czwórki... po czasie, grając też w tą odsłonę muszę powiedzieć, że trójka nie była z tym tak chamska, dosłownie każąc ci przechodzić wszystko od tyłu z praktycznie niewielkimi zmianiami... i kurde te lokacje były beznadziejne.
Wspominając o lokacjach, potwornie mi się podobają designy postaci, wrogów, miejscówek czy przedmiotów. Typowo dla japońkich gier, ale powiedzcie sami, czy chociażby ta broń wyglądająca jak gitara elektryczna, ciskająca piorunami z nietoperzami jest zarąbista? Czy gotycka architektura Temen-ni-gru robi wrażenie (może nie patrząc na tekstury)? Czy ci przeciwnicy w stylu szachów wyglądają super? Tak naprawdę jedyne, co w oprawie graficznej mi się nie podoba, to wygląd Arkhama jako bossa, wyglądający jak taki wielki, fioletowy kisiel oraz ten dziwny pasek na płaszczu Dantego. To drugie to jest debilizm czepiając się tego, ale czy tylko ja uważam, że ten płaszcz byłby lepszy bez niego? Do tego jego podstawowa forma demona wygląda beznadziejnie. Podoba mi się ten szczegół, że on się zmienia zależnie od posiadanej broni, ale bazowo jest chyba najgorszym Devil Triggerem w serii... co podwójnie zawodzi, gdyż za nie odpowiadają ludzie pracujący w Atlusie, firmie od SMT czy Person. Sam wygląd naszego protagonisty wygląda całkiem dobrze i w sumie mogę wyobrazić sobie, że Dante ubierał się w taki sposób. Fryzura jest całkiem spoko, chociaż czasem przez grzywę wygląda on jak typowy protagonista japońskich filmów dla dorosłych, ale na tle innych strojów jest naprawdę super... w sumie tylko ten z czwórki mi nie podszedł. Po pokonaniu konkretnych trybów gry, Dante otrzyma nową skórkę, która nie jest beznadziejną zmianą kolorów. Wszystkie z nich wyglądają i prezentują się w czasie rozgrywki bardzo dobrze. Najbardziej mi się podobał z kolei... Dante w stroju z Devil May Cry 1 bez płaszcza. Jest w tym coś stylu coś ciekawego i w pewnym względzie daje takie dziwne skojarzenia z DMC2, co bardzo szanuję, gdyż białowłosy w dwójce miał najlepszy wygląd w historii serii. Świetna jest również oprawa dźwiękowa. Mam wrażenie, że każda częśc eksperymentowała ze swoim soundtrackiem. W jedynce mieliśmy mnóstwo organów, mrocznych ambientów i ciężkim rockiem podczas pojedynków. Dwójka... było rockowo oraz sporo pianina w cutscenkach. Czwórka była dość eksperymentalna i różnorodna, a piątka w głównej mierze to hard rock przemieszany z elektroniką, gdzie wyszło to kapitalnie przy Crimson Cloud czy Bury the Light. Nawet DmC: Devil May Cry miało bardzo solidną, ciężką i brudną muzę metalową przemieszaną z Aggro-Techem kapel Combichrist oraz Noisia. Trójka z kolei posiada bardzo dużo muzyki hard rockowej zmieszanej z orkiestrą symfoniczną. Idealnym przykładem jest już legendarne Devils Never Cry, które witało nas chórami, później rozkręcało się soczystymi gitarowymi riffami, a pod sam koniec oferowało nam połączenie obu tych elementów. Takich mieszanek jest w tej grze sporo i uwielbiam to.
I tutaj bym już zaczął podsumowanie... gdyby nie to, że Dante nie jest jedyną grywalną postacią. Po ukończeniu gry dostajemy dostęp do grania osobno jako brat Dantego, Vergil. "Niebieski" posiada tylko jeden styl oparty na teleportacji oraz 3 bronie białe: Katanę, Miecz oraz rękawice, a broń palną zastąpiły przyzywane miecze. Gra się nim trochę inaczej oraz wymaga innych taktyk w czasie walki. Jego skończenie gry nie jest kanoniczne, czego przykładem są walki z nim jako bossem... gdzie naparza się dwóch Vergilów. Bardzo przyjemny dodatek do głównej gry, stanowiący fajną alternatywę i odpoczynek od Dantego. Sam antagonista posiada również swoje własne skórki, gdzie w jednym znich... jego demoniczna forma to Nelo Angelo, boss z pierwszego Devil May Cry. Jeśli chcecie go odblokować... skończcie jako Vergil grę na poziomie trudnym. Dla zabicia czasu, jest tu też krwawy pałac, czyli typowe walki z seriami przeciwników.
Czy Devil May Cry 3 pozostaje najlepszą częścią w serii? Niektórzy powiedzą, że nadal jest jedynka, inni piątka, a jeszcze inni powiedzią tak o trójce... lub reboocie. Moja odpowiedź to... tak, wciąż pozostaje najlepsze. Uwielbiam część piątą całym swoim sercem, ale w nią już tyle grałem, że już mam jej dość. Przy trójce z kolei mam tak, że bardzo chętnie do niej wracam i wciąż mi się nie nudzi. Najnowsza część może próbować walczyć z nią o to miano i moim zdaniem tylko ona, ale szczyt może zajmować tylko jedna odsłona, czyli właśnie trójka. A jakie jest wasze zdanie względem Devil May Cry 3? Czy uważacie ją za najlepsza? Może odrzuciła was swoim poziomem trudności? Dajcie znać w komentarzach.