Kratos w nowych barwach - God of War (PC/PS4)
Minęło już trochę czasu, od kiedy zagrałem w God of Wara z 2018 roku. Produkcja ta wywołała we mnie dość mieszane odczucia do tego stopnia, że nie za bardzo wiedziałem, w jaki sposób o niej napisać. Być może taki był powód, ale prędzej obstawiam moje lenistwo pisania o tak dużej grze. Skończyło się to nagraniem filmu wraz z moim znajomym, ale po czasie stwierdzam, że nie wyszło to specjalnie dobrze. Zwłaszcza, że sam materiał był dość chaotyczny. Dlatego też drugi raz podejmuję się napisania ,,recki" God of Wara 4 (i tak, będę tą część nazywał po prostu czwórką).
Nie będę przed wami ukrywał, w tamtym filmie uznałem GoWa za średniaka, który potwornie mnie zawiódł fabularnie i zostawił zmieszanym rozwiązaniami rozgrywkowymi. Czyżby teraz było inaczej? Czy doceniłem tą produkcję? Czy jest jedną z najlepszych odsłon serii? Odpowiedzi to tak, może, NIE. Zrobiłem sobie całkiem niedawno maraton przygód Kratosa, w których najbardziej lubię jedynkę oraz dwójkę. Warto zaznaczyć, że za God of War II nie przepadałem, a po czasie uznaję tą część za bardzo dobrą. Trójka była fabularnie średnia, ale i również świetna w rozgrywce. Ze wszystkich odsłon to tylko Wstąpienia nie ograłem i mam nadzieję, że z czasem to się zmieni. Przy czwórce stwierdziłem, że co mi tam, dam jeszcze jedną szansę. Zmarnowałem 30 godzin i jak ostatecznie wyszło?
Gra jest kontynuacją trójki, a nie pełnym rebootem. Kratos uciekł ze zniszczonej przez niego Grecji i osiadł się na terenach skandynawskich. Założył tam nową rodzinę i próbuje zapomnieć o swoim poprzednim życiu. Wszystko się zmienia, gdy jego żona oraz matka ich syna umiera. Jej ostatnią wolą jest rozsypanie prochów na najwyższym szczycie. Nie pomaga też fakt, że jego lokację odnajduje zwiadowca panteonu nordyckiego oraz główny antagonista tej gry, Baldur. Kratos wraz z Atreusem muszą wyruszyć w drogę i przy okazji stworzyć normalną relację między sobą, której Spartiata nie mógł zrobić oraz wychować swoje dziecko. Jak się oczywiście okaże, wspólna podróż okaże się jeszcze trudniejsza niż się wydaje, a Kratos będzie musiał pogodzić się ze swoją przeszłością.
Tyle z opisu fabuły, bo niespecjalnie dużo chcę o niej pisać, a i nie mam zamiaru wam spoilerować wszystkiego. Zwłaszcza, że gra wyszła też swego czasu na PC, zatem wciąż jest opcja pojawienia się tutaj osób dopiero zaczynających przygodę z bogiem wojny. Sam trzon fabuły jest całkiem w porządku. Nie ma tutaj sztampowego ratowania świata przed armią ciemności czy wielkim złym. Tutaj mamy coś mniejszego, bardzo osobiste zadanie, które dla naszych bohaterów jest bardzo ważne. Dla gracza może mniej, ponieważ nie znaliśmy nowej miłości Kratosa, lecz mi to nie przeszkadzało. Niektórzy mogą marudzić, że to bardzo rozszerzone zadanie poboczne, ale nie przeszkadza mi to. Już wolę takie coś niż ,,zła osoba chce zniszczyć świat". Nie podoba mi się za to fakt, że w grze praktycznie nie dowiadujemy się, jakim cudem spartiata pojawił się w terenach skandynawskich. Jeśli dobrze pamiętacie zakończenie God of War 3 to wiecie, że niespecjalnie mógł od tak dopłynąć do nowych krajów. Wyjaśnia to dopiero... komiks czy też książka o losach naszego bohatera. Pomaga to, ale nie powinniśmy dowiadywać takich rzeczy przez inne medium. Swoją drogą czytałem, co się z nim stało i muszę przyznać, bardzo ciekawie twórcy do tego podeszli. O całej reszcie fabuły za moment
Bardzo lubię tutaj przedstawienie Kratosa. W pierwszych grach oraz we wstąpieniu był postacią tragiczną, robiącą wszystko dla pozbycia się koszmarów po utracie poprzedniej rodziny i odkupienia swoich win. Nie był idealny, momentami to wkurzony dupek chodzący po trupach do celu, ale wciąż można go zrozumieć. W trzeciej części ten tragizm zanikł i dostaliśmy tylko oszalałego na punkcie zemsty wariatem, mającym kompletnie gdzieś efekty uboczne swojej krwawej misji. Mimo to Kratos nie był jakoś uwielbiany za swoją głębię, tylko za to, co wyprawiał na ekranie (przynajmniej ja tak to widzię). Obecny spartiata jest czymś zupełnie innym. To doświadczony, skupiony na swoim zadaniu i introwertyczny ojciec, który sam nie potrafi się dogadać z innymi osobami, zwłaszcza z synem. Momentami męczył mnie swoim gadaniem, że jakieś wydarzenie go nie interesuje i nie powinni się ingerować ... co jednak mimowolnie robią. Najbardziej widać w nim tęsknotę oraz najzwyczajniejsze cierpienie. Kiedy widzimy sam początek gry, gdzie Kratos dotyka śladu zostawionego przez jego zmarłą żonę, widać w nim olbrzymi ból. Atreus z kolei to trochę inna para kaloszy. Jest to dzieciak chcący pokazać ojcu, że jest dobrym wojownikiem oraz zwyczajnie dorastającym chłopcem. Bardzo szybko się też denerwuje i strzela tzw. fochy. Jest wtedy naprawdę wkurzający, jak każda taka osoba. Nie mam z nim problemu, to w końcu dziecko... ALE jest w grze pewien moment, gdzie syn Kratosa staje się pyszny, zbyt pewny siebie. Zaczyna się wywyższać, mówiąc o sobie jako lepszej istocie i choć wraca do normalności po czasie, wtedy uważałem go za najbardziej wkurzający element gry. I tak, to jest dziecko, ale... zacytuję jednego znajomego: "Żaden młodszy uczeń nie zachowuje się od razu jak skończony dupek po dostaniu najwyższej oceny w klasie".
Nim przejdę do reszty postaci, muszę omówić relację naszej dwójki głównych bohaterów. Muszę przyznać, że w głównej mierze wyszło naprawdę dobrze. Mamy Atreusa, który nie zna swego ojca i chciałby go lepiej poznać, ale Kratos boi się zdradzać czegokolwiek z jego przeszłości. Tak samo z drugiej strony, Spartiata nie umie opowiedzieć Atreusowi historii, cały czas mówi mu o szkoleniu i nie jest nawet w stanie normalnie objąć czy dotknąć swojego syna. Warto również dodać, że syn jest zainteresowany światem oraz bogami nordyckimi, a ojciec nienawidzi wszystkiego, co boskie. Przez większość czasu są robione próby poprawienia ich relacji i trzeba przyznać, te są zrobione naprawdę dobrze. Dotrzecie do momentu z piciem wina to zobaczycie (tak, mini spoiler, ale bez kontekstu). W takich scenach czy nawet w końcówce gry ten wątek błyszczy. Jedyne, co mi realnie przeszkadzało to właśnie fochy Atreusa oraz napięta atmosfera między nimi przez jakiś czas. Rozumiem, że Kratos nie radzi sobie w takich sytuacjach, ale naprawdę zdenerwowanie syna można bardzo łatwo wyjaśnić. Dla przykładu, dzieciak w pewnym momencie stwierdza, że ojca nie obchodzi śmierć matki (nie pytajcie, bez większych szczegółów). Przez pół godziny grania oboje nie chcą rozmawiać, aż w końcu Kratos nie wyjaśnia mu mniej więcej tak ,,chłopcze, ja też cierpię". I każdy foch syna można zakończyć bardzo szybko i myślę, że spartiata dałby radę.
W każdym razie relacja ojca z synem jest naprawdę dobrze zrobiona. Można ją porównywać do Ellie i Joela z The Last of Us Part I, lecz wydaje się jeszcze bardziej naturalna... a co z innymi postaciami? Mamy więc Mimira, który głównie służy jako encyklopedia po mitologii nordyckiej. Od czasu do czasu rzuci jakimś żarcikiem, ale przez większość czasu po prostu opowiada jakieś historie z czasów asów i vanów (nordyccy bogowie dzielą się na dwie dynastie). O tym jeszcze wspomnę, gdy będę wspominał jeden duży i negatywny element przedstawionego świata. Jest Freya, ta przyjazna i pomocna dla bohaterów bogini... z którą nie miałbym problemu, gdyby nie końcówka gry. Bez większych spoilerów powiem tak: nie wściekaj się za uratowanie życia. Jest jeszcze para krasnoludów, Brok i Sindri. Oni z kolei służą też jako inny typ humoru: jeden przeklina, drugi ma obsesję na punkcie czystości... plus nie przepadają za sobą. Jeśli o mnie chodzi to po prostu byli i tyle. Nie wkurzali, ale też nie bawili. Na koniec zostawiłem naszego antagonistę, Baldura. Jeśli choć trochę się orientujecie w mitologii nordyckiej lub sprawdziliście o co chodzi w podtytule kolejnej części, mniej więcej jesteście w stanie wyłapać, o co z nim chodzi. Koleś jest tutaj zwiadowcą odyna, oszalałym przez swój ,,cud" otrzymany przez jego matkę i pragnącym tylko się go pozbyć. W pewnym sensie można chłopa zrozumieć, czemu mu odbiło i nie chce tego daru, ale z drugiej strony odwala walnięte rzeczy, od tak atakuje Kratosa... najzwyczajniej nie zależało mi na nim zbytnio. Aspekt szaleństwa? Nienajgorszy. Cała reszta? No tak średnio bym powiedział. Jest interesujący pod kątem relacji z matką oraz chęci pozbycia się jej cudu, ale sam w sobie jest... takim wieśniakiem z Wiedźmina 3, chcącym się jedynie bić i tyle. Nawet wygląda jak taka postać z wiedźmina. Miałem wrażenie, że każdy z bogów w GoWie 3, choć mieli mniej czasu ekranowego byli bardziej charakterni.
Kolejny aspekt warty opisania to sam świat przedstawiony, bogowie oraz grafika. Zacznę od końca, God of War 4 jest jedną z najpiękniejszych gier na konsolę poprzedniej generacji. Zachwycają te szczegóły w postaci śladów bohaterów na śniegu, przepiękne niebo (tak, zachwycałem się niebem w tej grze) czy nawet sama broda Kratosa robią olbrzymie wrażenie. Santa Monica zawsze wyciskała siódme poty z konsol w swoich grach i tutaj również to widać. Zwłaszcza, że podstawowe PS4 czy nawet PS4 Pro chodzi potwornie głośno, przy tej grze. Podoba mi się również GRAFICZNE przedstawienie światów dostępnych w grze (no umówmy się, Kratos zawsze pojawia się w jakichś krainach umarłych czy innych wymiarach). Wyglądają one fantastycznie i warto zawiesić na nich oko. Moim ulubionym był świat Alfheim oraz Muspelheim, gdzie efekty cząsteczkowe robią piorunujące wrażenie. Jedyne, co mi nie styka to Hellheim (inaczej je sobie wyobrażałem) oraz Niflheim (ten z kolei jest jakiś średni, nie robi wrażenia). Są jeszcze 3 światy: Asgard, Vanaheim i Svartalfheim, ale o nich za moment. Jeśli chodzi o interpretacje mitów nordyckich to tutaj mogę trochę leżeć, bo znam się lepiej na greckich, ale podoba mi się wykonanie. Nie wymagam od mitów trzymania się 1:1. W końcu poprzednie części również nie były w pełni wierne. Taki Tezeusz nigdy nie bronił drogi do sióstr losu czy Perseusz, a Midas nie umarł od wrzucenia do lawy. Nie mam problemu, że w tej grze Baldur to zwykły zwiadowca, a... no właśnie, pierwotnie w mitologii to Asowie (Odyn czy Thor) byli tymi dobrymi, podczas gdy Vanowie są złymi (albo nie aż tak). Ta gra przedstawia tych pierwszych jako walniętych psychopatów, a drugich określa się tymi dobrymi. Nie ma w tym nic złego i szczerze mówiąc spodziewałem się takiej zagrywki, jeszcze przed premierą.
Mam z kolei olbrzymi problem fabularny, czyli po prostu całość wydaje się tylko urywkiem jeszcze większej przygody, czy nawet zmarnowanym potencjałem. Dosłownie każdy większy aspekt świata wydaje się tylko teasować Ragnaroka. Odyn i Thor w ogóle się nie pojawiają, choć gra cały czas o nich mówi. W ciągu całej gry walczymy z 3 bogami: Baldurem oraz dwoma prawie nic nie znaczącymi synami boga piorunów. Dosłownie musiałem się wysilić, by przypomnieć sobie tą pozostałą dwójkę. Alfheim i Hel jedynie służą do przejścia po jakiś przedmiot fabularny czy po prostu ,,tam idzie się w ramach historii". Muspelheim i Niflheim to jakaś porażka. Tego drugiego miejsca kompletnie nie znam, ale wulkaniczny świat mógłby zaoferować coś znacznie więcej. A co dostajemy? Odpowiednika wyzwań oraz rouge-like'a, gdzie farmimy najlepsze pancerze (o samym rozwoju postaci jeszcze wspomnę). Zmarnowany potencjał, stać te światy na coś lepszego. W Jotunheimie nie ma nic. Z kolei Vanageim, Asgard czy Svartalfheim nawet nie są dostępne. Rozumiem doskonale światy bogów, ale ten trzeci jest zablokowany tak z czapy i gra niewiele mówi o tym miejscu. Jedynie o nich wiemy, że tam żyją krasnoludy... fajnie, naprawdę fajnie. Idealnym przykładem jest ten cholerny ptak w świecie zmarłych. Nikt go nawet nie komentuje w grze. Szczerze mówiąc nie dziwię się, że ludzie nazywają tą grę ,,prologiem do Ragnaroka", którym w pewnym sensie jest. Jestem naprawdę ciekaw, czy piąty God of War również będzie takim zmarnowanym potencjałem. Niby to ostatnia część w ramach nordyckiej mitologii, ale jestem nadal niepewny co do tego.
Tyle już z pisania o fabule, wypadałoby zabrać się za inne elementy tej gry. Rozpocznę od struktury gry, która idealnie mi pokazuje, jak bardzo mam dość otwartych i pół-otwartych światów. Już nie mamy do czynienia z liniową historią, tylko coś w stylu tego drugiego. Pomijam oczywiście Alfheim, Muspelheim, Hel czy Niflheim, które poza wyzwaniami i fabułą nie mają nic do zaoferowania. Midgard jest podzielony na szereg sporych przejść z okazjonalnym wspinaniem się oraz na wielkie jezioro z kilkoma brzegami. Wspinanie się tutaj zostało kompletnie ogołocone. W poprzedniczkach dawały wyzwanie i były... jakieś. Tutaj to spokojnie chwytanie kamienia za kamień bez przeszkód. Pokonywane tereny są dość spore, wypełnione skrzynkami z materiałami bądź tymi wzmacnianjącymi zdrowie czy szał sparty (o tym trochę później). Zagadki w tej części nie umywają się nawet do tych z poprzedniczek. Gdy tam były one momentami bardzo kreatywne czy oferowały zwyczajnie więcej do zrobienia, tutaj 80% skupia się na rzucaniu topora w konkretny sposób. Materiały szukamy wszędzie i służą do rozwoju postaci, co też później opiszę. Tempo rozgrywki zwyczajnie się zwolniło, a Kratos porusza się trochę wolniej niż do tej pory. Gra jest też pełna zadań pobocznych, skupiających się na szukaniu jakichś przedmiotów, spełnianiu próśb umarłych itd. Za nie dostajemy przedmioty i expa. Są też różne kolekcje czy kruki Odyna do rozbicia. Jeziorem przemieszczamy się za pomocą łódki i podróżujemy tak od brzegu do brzegu. Nie jestem fanem wykonanego świata. Wydaje się i jest ogromny, aczkolwiek podróżujemy dość wolno i na dłuższą metę mnie nużył. Po jakimś czasie dałem sobie spokój z zadaniami pobocznymi (choć ciekawie przedstawiały radzenie problemów innych postaci z perspektywy naszego duetu) i zwyczajnie ruszyłem kończyć główną historię. Dla mnie otwartość świata zwyczajnie męczy i psuje tą grę. Co było nie tak z liniowością poprzedniczek? Czy wsadzono Kratosa do otwartego świata tylko dlatego, bo każda kolejna gra Sony (z wyjątkami pokroju gier Naughty Dog) musi zawierać jego jakąkolwiek formę? Nie pomaga tu również mapa, która jest ledwo czytelna. Nie pokazuje nam miejsc, które są zablokowane jakimś przejściem, ani nawet ciężko wyłapać z niej cokolwiek innego, niż miejsce zadań pobocznych, głównych oraz szybkich podróż. Powiedziałbym, że jes jedną z gorszych map w grach. To nie jest poziom XC2, ale wciąż paskudna.
Warto wspomnieć o kamerze, która przez całą grę (pomijając wkraczanie do szybkiej podróży) trzyma się za plecami bohatera (znowu element ciągle spotykany z grach Sony). Nie ma już tej statycznej czy oddalonej od postaci z poprzedniczek, co o dziwo działało w przeciwieństwie do innych slasherów. Bliżej jej do tej z TLOU, ale tu powiedziałbym, że ,,trzyma się tyłka kratosa". I muszę przyznać, że robi wrażenie zrobienie gry na ,,jednym ujęciu"... ale zaczyna to przeszkadzać w walce. Zdajemy sobie wtedy sprawę, że porusza się wolno i topornie. Bardzo to przeszkadza, zwłaszcza w pojedynkach z szybkimi postaciami, jak Valkirie. I nieważne, jak bardzo będziemy grzebać w czułości pada, wciąż będzie z nią coś nie tak. Teoretycznie część problemów naprawia przycisk od obracania się o 180 stopni, ale jest to tak paskudnie nienaturalne, że przestałem tego w ogóle używać.
No właśnie... walka... co tu się odwaliło?! Zacznijmy od tego, z czego seria God of War była znana. Każde pojedynki były epickie, efektywne z masą przeciwników, a Kratos był po prostu chodzącą zagładą zbierającą żniwo. Dzięki temu mogliśmy poczuć siłę naszego bohatera i wcielić się w takiego sk***iela, masakrując hordy różnorodnych wrogów. Był dynamiczny, dopracowany oraz najzwyczajniej w świecie dobry. Fabuła nie zawsze była w nich zadowalająca, ale to właśnie walka była lekarstwem na wszysko, gdzie aż chciało się siekać dalej. W God of War 4 walka jest kompletnie inna, a przynajmniej na jakiś czas. Może się wydawać soulsowata, ale moim zdaniem tak nie jest. Z seria gier od From Software ma wspólne skupienie na unikach oraz domyślne sterowanie (ataki na R1 i R2). To wciąż slasher, tylko dość ograniczony. Przede wszystkim brakuje mi skakania. Możemy wyrzucać przeciwników w powietrze, ale Kratos trzyma się tej cholernej ziemii cały czas. Może to być czepialstwo na siłę, aczkolwiek w większości slasherów walka w powietrzu powinna jakakolwiek istnieć. Już nawet ten jeden ruch w ziemię z DMC1 cokolwiek wnosił. Podstawową bronią Kratosa jest topór Leviathan. Z nim możemy pożegnać się ze zbiorowym atakowaniem potworów i szerzeniem chaosu. Kratos macha nim wolniej, zawsze w jednego przeciwnika, a wróg na równym poziomie (o tym CZYMŚ też jeszcze wspomnę) wciąż zbiera całkiem sporo na klatę. Nie wspominając już o tym, że samo granie nim na samym początku i przez dłuższy czas zwyczajnie nuży. Tak, istnieje tutaj rozwój broni, odblokowujący nowe ruchy, postawy, co dodaje więcej magii w walce, lecz topór zwyczajnie jest nużący. Kratos umie też normalnie walczyć pięściami i dobrze, bo to już byłby wstyd, gdyby tego nie potrafił i one służą do ,,nabijania paska wykończenia". Nadal możemy wykańczać przeciwników, animacje wyglądają porządnie i mam z nimi jeden problem, ale to już taki ogólny... o którym ponownie więcej napiszę później. Czary zostały zredukowane do roli run zawierających konkretne ruchy i mogę powiedzieć, że ten aspekt jest całkiem spoko. Bardzo boli brak potężnych zabawek, ale nie przeszkadza mi to aż tak.
Mniej więcej po połowie gry Kratos otrzymuje kolejną broń, której nie będę zdradzał by nie psuć niespodzianki. Rozgrywka wywraca się do góry nogami i znowu możemy poczuć się jak chodzący chaos w dobrym znaczeniu. Akcja nabiera tempa i możemy znowu masakrować wiele przeciwników, gdzie faktycznie pojawia się ich więcej. Walka przestaje być już nużąca i zaczyna dawać więcej frajdy, gdzie czuć ducha starszych części. Rozwój broni jest praktycznie taki sam jak u Lewiatana. Atreus też może robić cokolwiek w walce, a raczej odwracać uwagę jednego przeciwnika, albo po czasie strzelać z łuku innymi strzałami (dwoma). Szczerze powiedziawszy spamiłem nim by zdrowie szybciej schodziło wrogom oraz tym oddalonym od Kratosa. Chłopiec jest w miarę ok, ale wielkim zawodem jest dla mnie Szał Sparty. Widzicie w poprzednich grach był zawsze inny, ale przynajmniej był jakiś. W pierwszej części zmieniał moveset i zadawał elektryczne ataki, w drugiej ogniste oraz mógł zaspamować przeciwnika, posiadając przy okazji klatki nieśmiertelności, a w trzeciej wariowaliśmy z Mieczem Olimpu, posiadającym zupełnie nowy moveset. Tutaj to... ekran zmienia się, jakby wszystko miało się palić i nawalamy pięściami, od czasu do czasu robiąć dupnięcia... nie sądziłem, że Kratos zmieni się w dziwną wariację Hulka. Nie jest zły, ale na tle poprzedniczek wypada blado i nijako. Troszkę podsumowując walkę, Lewiatanem gra się bardzo średnio, a nie pomaga mu również potworna kamera. Atreus jest ok, Szał Sparty do dupy, a druga broń jest naprawdę dobra. Jest tu bardzo nierównie i choć początek gry jest strasznie nużący, z czasem powinno być lepiej.
Jak w każdym slasherze czy innym akcyjniaku, musismy z czymś walczyć, prawda? Ano prawda i zmierzymy się z różnymi przeciwnikami: Draugrami, mrocznymi elfami, nieumarłymi sługami Hel czy wiedźmami. Istot jest niby sporo... ale przez dłuższą część gry walczymy w zasadzie z jednym typem przeciwnika z innym wyglądem. Nawalczymy się z setką draugrów czy żołnierzy Hel mających inny wygląd. Oczywiście są ich wersje opancerzone czy strzelające, ale nadal niesmak pozostaje. Gorzej wypadają bossowie, gdzie oryginalnych mamy... niewiele, z czego tylko w kilku z czuje się God of Wara, gdzie pojedynki były epickie. Są to praktycznie wszystkie walki z Baldurem oraz smok. Cała reszta to reskiny starożytnych czy troli, gdzie ten pierwszy wypada pomyślenia, a drugi to już gąbka na uderzenia. Moim zdaniem średnio tu poszło. Muszę wspomnieć też o samej brutalności i krwi przeciwników, bo tutaj jestem trochę podzielony. Sam nie mam problemu, jeśli coś krwawi w innym kolorze niż czerwony. Sami bogowie mieli oryginalnie barwę krwi żółtą lub białą (przynajmniej tak było u greckich), a dopiero gry przyzwyczaiły nas do czerwieni. Tutaj natomiast krwawi normalnie ogr, trol, Baldur i... w sumie nie mogę sobie przypomnieć. Cała reszta przeciwników na żólto, na zielono i przede wszystkim na pomarańczowo. Nie mam pojęcia, ale coś mi tu nie pasuje. Może dlatego, że częst stworów jest bardziej humanoidalna? Ewentualnie to po prostu przyzwyczajenie do czerwonej. Same wykończenia, tym razem bez QTE nadal robią solidne wrażenie i pomijajać właśnie kolory krwi, są nadal bardzo brutalne. Może Kratos nie jest aż tak efekciarski jak kiedyś nie jest, ale wciąż potrafi pokazać pazur, a stwory mają sporą ilość finisherów. Jedyne, co mnie zastanawia to dziwna ,,cenzura w historii". Kratos niektórych przeciwników w historii wykańcza... przekręcaniem karku, gdzie zrobi to jakoś 3-4 razy. Jak na niego to naprawdę średnia i nijaka egzekucja. Do tego nie pokazano, jak spartiata jednemu stworowi wycina serce (kamera skupia się na bohaterze, a nie na samym akcie) czy odcina komuś głowę (po prostu nie pokazano nam tego, kamera skupia się na Atreusie). O co z tym chodzi? Nie chcę wiedzieć, ale jeśli Ragnarok nadal będzie wykonywał takie sztuczki, to nie będzie fajnie.
I praktycznie mógłbym tu powoli kończyć, gdyby nie zepsucie niektórych pojedynków elementami RPG. Jak to każdej dzisiejszej grze muszą one być. Jak wspominałem wyżej, szukamy w grze materiałów do wykonywania kamieni do wskrzeszenia czy opancerzenia wzmacniającego jakieś statystyki. Wiecie, szczęście czy siła magii runicznej bądź siła ataku. Możemy też na założony sprzęt dodać jakieś dodatki. Samo w sobie jest ok, ale gryzie się dodatkowo z poziomem trudności. Wrogowie też mają swoje poziomy. Jeżeli mają niższy od naszego, zabijamy ich bardzo szybko. Jeżeli mają wyższy, to nawet zwykły draugr jest w stanie bardzo szybko nas wykończyć. Już nie wspominając, że w grze można wybierać jeszcze wyższe stopnie trudności, gdzie na najwyższym praktycznie marnujemy czas krojąc kawałki życia podstawowym stworom na pierwszym poziomie trudności. Wiecie, co w tym wszystkim jest chore? Gdy walczymy z bossem, który powinien stanowić jakieś wyzwanie (i w większości stanowią), po czym walczymy ze stworem z wyższym poziomem i nie możemy go ubić. Tak, zwykły żołnierz z wyższymi statami potrafi być trudniejszy od trolla czy innego bossa.
Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, od czego zacząć podsumowanie. Wbrew pozorom, to jest naprawdę niezła gra... jak na dzisiejsze czasy. Wiecie, gdzie co druga gra jest umieszczona w otwartym świecie, zawiera elementy RPG oraz w typowo dla gier Sony jest skupione na filmowej narracji. Rozumiem, dlaczego ta gra spodobała się graczom i czemu podejdzie nowym odbiorcom. Dla mnie, jako fana serii z którą praktycznie się wychował (grałem w pierwszego GoWa mając 6-7 lat, nie pytajcie), nie czuję w tej grze God of Wara. Czuję tutaj typową grę Sony z elementami boga wojny. Gdyby zamieniono tytuł i imiona bohaterów, nikt by nie pomyślał, że to jedna z przygód Kratosa. I nie mówię, że chcę produkcję w stylu 1:1 do starszych części. Mogę przeżyć modyfikację systemu walki, skupienie się na narracji czy zmianę kamery, ale zwyczajnie nie daruję wsadzenia elementów rpg czy otwartego świata, takiej drastycznej zmiany. Raczej nie wrócę więcej do tej gry w przeciwieństwie do trójki czy jedynki. Ragnarok może kiedyś ogram, na jakiejś przecenie i gdy hype opadnie, a gra nazbierze sobie te najwyższe noty w recenzjach. I choć powtórzę się dla osób myślących, że jestem jakimś fanbojem xboxa(mamy rok 2015?), to nadal dobra gra... ale dla mnie nie jest już God of Warem. A co wy myślicie o tej grze? Podobała wam się, a może nie? Czekam na wasze opinie i liczę na jakąś przyzwoitą dyskusję.