Aliens vs Predator (2010) po latach
Obcy oraz Predator to legendy, które towarzyszyły mi właściwie od dziecka. Choć z grami nie miałem styczności, tak filmy po prostu kocham. Jakość może być różna, ale gdy tylko mam okazję, zawsze sobie do nich wrócę. W przypadku Aliens vs Predator (2010), planowałem go ograć właściwie od... wieeeelu lat. Podobały mi się projekty potworów, dżungla oraz rozgrywka, ale inne produkcje dość skutecznie pozowoliły mi o tym tytule zapomnieć. Teraz udało mi się przypomnieć o tej grze i jestem świeżo po jej ukończeniu. Czy warto było zagrać? Jak się dziś trzyma przygoda obcych i predatorów?
Wątek fabularny obraca się wokół piramidy odkrytej na planecie BG-386, która została otworzona przez oddział odkrywczy korporacji Weyland-Yutani. Wywołuje to niemałe zamieszane, przez które uciekają schwytane ksenomorfy i przyciągają uwagę pewnych kosmicznych łowców. Opowieść jest podzielona na 3 kampanie: ludzi, obcych i predatorów. W pierwszej wcielimy się w... "świeżaka", który po pewnym wypadku musi pomóc swojej drużynie oraz powstrzymać atak ksenomorfów. W drugiej jesteśmy zbiegłym eksperymentem odpowiadającym za całą ucieczkę obcych i wykonującym rozkazy królowej. W ostatniej musimy odnaleźć ciała zaginionych predatorów, a także posprzątać cały ten bajzel. Generalnie sama opowieść nie powala, a bardziej służy jako pretekst do całej akcji... i to dotyczy wszystkich kampanii. Najlepiej to widać w charakterach postaci, które są bardzo podstawowe, a nasz ludzki protagonista nie ma ani charakterystycznych cech, ani głosu.
Jak na grę z 2010 roku, grafika prezentuje się w miarę przyzwoicie. Oczywiście nie jest tak piękna w porównaniu do innych tytułów z siódmej generacji konsol, lecz wciąż wygląda dobrze. Postacie i potwory prezentują się świetnie, z czego naprawdę mi się podoba powrót do korzeni z obcymi, czyniąc ich projekty bardziej biomechaniczne niż biologiczne. Szczegóły również robią dobrą robotę, z czego podoba mi się możliwość kompletnego zniszczenia już martwych ciał ksenomorfów. Lokacje prezentują się ładnie, choć mam co do nich pewną uwagę, o czym będzie niżej. Tekstury są wykonane w wysokiej jakości, co tylko pogarsza graficzny stan później wydanego Aliens: Colonial Marines. Oświetlenie, efekty specjalne, wszystkie takie małe bzdety są zrobione dobrze i jedyne, co może razić to słabej jakości przerywniki filmowe. Są w niskiej rozdzielczości, przez co obraz jest strasznie rozmazany.
Mniejsza o technikaliach, a skupmy się na rozgrywce. Rozpocznijmy od tej mniej ciekawszej strony, czyli ludziach. Mamy tu w zasadzie typową strzelankę, jak każdą inną. Jest do dyspozycji 6 rodzajów broni: pistolet, karabin, snajperka, shotgun, minigun oraz miotacz ognia. Feeling spluw jest poprawny, nic nie grzeje, nie ziębi. Nad balansem można było troszkę popracować, gdzie karabin maszynowy i miotacz ognia zadają żałosne obrażenia, a snajperka wraz z shotgunem zbyt potężne. Odnoszę wrażenie, że tutaj przydałoby się troszkę więcej typów broni. Nie danie normalnego granatnika/wyrzutni rakiet? Słaba zagrywka. Leczenie za pomocą apteczek to z kolei fajna opcja, co jest odświeżeniem od samoregeneracji. Walka z obcymi jest naprawdę fajna i daje odrobinę wyzwania. Musimy trzymać się na dystans, ponieważ kreatury zostawiają po sobie kałuże kwasu, które zadają nam obrażenia. Do tego sztuczna inteligencja obcych jest o dziwo niezła. Potwory poruszają się chaotycznie, skaczą od ścian do ścian i trzeba uważać, by nami nie zakręciło (w sensie, że zgubimy ich z oczu). Dużo gorzej robi się, gdy walczymy z androidami uzbrojonymi w broń palną. Nie tylko ich sztuczna inteligencja jest słaba (jak chociażby wbieganie prosto w gracza, jednocześnie strzelając), ale nie ma jak się dobrze obronić. Pewnie sobie myślicie, że najlepiej by było kucnąć... otóż nie, bo w tej grze NIE MA kucania. Tak, jedynie możemy schować się na stojąco przy ścianie. Rozumiem, że przy obcym i predatorze nie jest to do końca potrzebne, lecz przy ludziach to po prostu nie działa. Co z kolei strasznie wkurza gracza, to traktowanie go jak idiotę... niestety takie coś się dzieje. Ciągle dostajemy komunikaty o tym, co należy zrobić od innej postaci, poprawiają nasz kierunek podróży i co chwilę przypominają nasz cel. Ja chcę grać, a nie być ciągnięty za rączkę. Podobał mi się z kolei pojedynek z predatorem, który wymagał od nas uwagi i dobrego cela.
W ogólnej mierze kampania człowieka jest po prostu ok. Ma mnóstwo bolączek, z czego nie wybaczę pokazywania nam wszystkiego palcem oraz braku kucania w potrzebnych momentach, ale w ramach masakrowania obcych robi swoją robotę. Nie ma tragedii, ale tyłka nie urywa. I tym sposobem możemy przejśc do dużo ciekawszych kampanii naszych pozaziemskich "przyjaciół".
Bardzo mnie ciekawiła rozgrywka ksenomorfem. O założeniach fabularnych pamiętałem od dawna... bo kto mógłby zapomnieć wydostanie się chestbustera przez gardło? W każdym razie Obcy jest dużo bardziej skradankowym typem, co nie powinno nikogo dziwić. Ukrywanie się w ciemnościach czy słaba wytrzymałość mówią same za siebie. Aspekt unikania przeciwników zrobiono dobrze. Obcy musi unikać oświetlonych pomieszczeń, a do tego może niszczyć wszelakie światła i chować się w cieniu, inaczej staje się łatwym celem. Można odwracać uwagę przeciwników, ale ciężko odmierzyć obszar, na który to działa. Walka obcym jest taka sobie. Ksenomorf porusza się bardzo szybko, ale ataki łapami i ogonem są na niego wręcz zbyt wolne. Co z kolei zadowala, to wykańczanie przeciwników. Urywanie głów, przebijanie ludzi ogonem czy zabijanie za pomocą drugiej pary szczęk jest satysfakcjonujące. Poruszanie się obcym jest na początku trochę dezorientujące, ale da się do tego szybko przyzwyczaić. Pewnie, podgląd do góry nogami wymaga chwili do ogarnięcia obrazu, ale aż tak męczące to nie jest. Najgorsze z kolei zostawiłem na koniec, a mianowicie walki z predatorami oraz... długość kampanii. Przy tym pierwszym widać, że powolne ataki obcego męczą oraz... budzi to okropne skojarzenie z filmowym Aliens vs Predator, gdzie jeden ksenomorf pokonuje kilku predatorów. Z kolei wszystkie misje obcego można ukończyć w niecałą godzinę, co pozostawia pewien niesmak. Troszkę to zawodzi, bo rogrywka nie jest zła i chciałoby się siać terror troszkę dłużej.
Czy jest lepiej niż w kampanii ludzi? Definitywnie tak, ale to nie jest wysoka poprzeczka. Obcy bardzo dobrze się spisuje w roli drapieżnika chowającego się w ciemnych pomieszczeniach, brutalnie wykańczającego swoje ofiary. Niestety, największym problemem ksenomorfa jest właśnie długość jego misji. Szkoda, bo naprawdę dobrze się nim gra. Pewnie, system walki mógłby być szybszy i płynniejszy, ale cała reszta spisuje się naprawdę dobrze
Najlepsze zostawiłem na sam koniec, czyli predatora. Jego kampania jest ulgą po takiej sobie ścieżce żołnierzy i niestety krótkich misjach obcego. Przy predatorze przede wszystkim czuć, że gramy właśnie badassem. Arsenał łowcy jest duży i pozwala graczowi na likwidowanie przeciwników w różnorodny sposób. Rzucanie oszczepem, zastawianie pułapek (co nie jest jakoś użyteczne), działko plazmowe, rzucanie dyskami czy klasyczne ostrza nadgarstkowe. Dodajmy do tego kamuflaż optyczny i mamy przepis na dobrą zabawę. Granie predatorem jest satysfakcjonujące. Jest brutalnie (jego wykończenia są jeszcze lepsze) oraz walczymy z praktycznie wszystkimi. Walka wręcz nadal jest troszkę wolna, ale w przeciwieństwie do obcego nie gryzie się z posturą oraz tempem naszego łowcy. Nie ma tu również problemu z kucaniem, ponieważ predator bierze całkiem sporo na klatę. Jedyne, przy czym można kręcić nosem, to że właśnie jego kampania zawiera najwięcej elementów fabuły, która wciąż jest potraktowana tak sobie. Można to oczywiście olać, ale w niektórych momentach gra pokazuje ważne momenty dla konfliktu predatorów i ksenomorfów, które końców nie robią na graczu jakiegoś wielkiego wrażenia. Dodatkowo... delikatnie zaspoileruję... predalien i pojedynek z nim jest chyba najlepszym ze wszystkich. Równać się może chyba tylko bardzo dobre starcie żołnierza z innym łowcą kręgosłupów.
Predator ma najlepszą kampanię z całej trójcy i oferuje najlepsze wrażenia z rozgrywki. Jako yautja (faktyczna nazwa tego gatunku) będziemy urywać głowy ludziom, wyrywać szczęki obcym i przebijać androidy na wylot. Myślę, że ta kampania może wynagrodzić fanom fatalne potyczki filmowych łowców z ksenomorfami.
Na sam dodam od siebie parę ogólnych elementów. Niestety bardzo zauważalny jest recykling lokacji, który niespecjalnie mi się podobał. Nawet jeśli, można to zrobić dobrze, a tutaj dosłownie pokonujemy ten sam segment z bagnem i drzewami 3 razy, nie wspominając o dwukrotnym pokonywaniu tego samego kanionu. Choć opowieść nie zachwyca, jest tu dużo zapadających w pamięć momentów. Początkowa sekwencja w kampanii obcego, fajne starcie żołnierza z predatorem, walka łowcy z predalienem, zakończenie kampanii ludzi, spalenie królowej ksenomorfów itd. Muzyka z kolei nie powala. Nie ma żadnych zapadających w pamięć utworów, ani ambientów. Menu główne z kolei jest nawet fajnym pomysłem, budujące laboratoryjny klimat. Nie dane mi było ograć trybu wieloosobowego, ponieważ praktycznie nikt już nie ogrywa trybu online tej gry. Trochę szkoda, bo byłem ciekawe, co tutaj zrobili.
Jak koniec końców wypadła gra, którą chciałem tak bardzo ograć wiele lat temu? Powiem szczerze, że spodziewałem się odrobinę więcej. Mamy 3 kampanie, z czego jedna jest naprawdę dobra, druga traktuje nas niczym idiotów, a trzecia trwa zbyt krótko. Mimo wielu problemów nie mogę specjalnie źle traktować tej gry, bo ona nie jest zła. Można się przy niej dobrze bawić, wysadzanie głów ksenomorfów jest bardzo przyjemnie, a jako predator dostajemy mnóstwo frajdy. Liczyłem tylko na coś więcej, a w zasadzie otrzymaliśmy tylko niezłą grę.
A jak wy oceniacie Aliens vs Predator z 2010 roku? Dobrze się bawiliście? A może nie mogliście dłużej w to grać? Dajcie znać w komentarzach!