Gry wszechczasów - Top 5 RTS'ów
Każdy gatunek ma takie gry, które czymś się wyróżniają na tle reszty. Jednym elementem lub kilkoma, które razem dostarczają niesamowitych wrażeń i na długo zapadają w naszej pamięci.
Niestety, od wielu lat gry RTS przeżywają kryzys. Czasy, w których dostawaliśmy specyficzne produkcje – ba! Kiedy ten gatunek był wystarczająco popularny, by rynek podbijały tak wyśmienite gry, tak różne od siebie w ramach jednego gatunku – niechybnie minął. W poniższym zestawieniu zebrałem pięć tytułów, które miały w sobie „to coś”, a także zostały stosunkowo łagodnie potraktowane przez czas, dzięki czemu nawet dzisiaj można w nie zagrać i świetnie się bawić.
1. Celtic Kings: Rage of WarDuże armie? Są. Wciągająca opowieść? Jest. Ciekawa mechanika i różniące się między sobą nacje? Obecne. Opcje gry tak elastyczne, że możemy rozgrywać potyczkę w nieskończoność? Oj tak…
Celtic Kings jest grą bardzo specyficzną. Nie wita nas ani openingiem, który zdradza fabułę, ani nawet nie sugeruje nam co mamy robić. W pierwszej chwili po zawitaniu do menu można odnieść wrażenie, że główna atrakcja to potyczki – może tak być. Tak było w moim przypadku, albowiem zanim odkryłem, że gra ma historię do opowiedzenia, zabijałem czas (i rzymskich legionistów) na rozległych mapach, z dziesiątkami miast i wiosek do podbicia.
Ustawienia pozwalają nam na bardzo wiele, poczynając od rozmiaru i charakterystyki mapy (Suchy ląd pozbawiony nawet pojedynczej kałuży? Archipelag z wyspami? Zatoka? Mała? Duża? Średnia? Bardzo duża? Przedmioty rozsiane po mapie? Tak, mapy są generowane proceduralnie), przez tempo gry, populację mapy, startowe zasoby i… wspólną kontrolę wojsk (z komputerem na przykład), skończywszy na mgle wojny, warunkach zwycięstwa oraz określeniu zachowania poszczególnych botów.
Rozgrywka jest pewnym kompromisem pomiędzy tym co znamy z serii Total War, a… bardziej kameralnym Warcraft. Istotną częścią gry jest podporządkowywanie jednostek poszczególnym dowódcom, którzy wpływają na nie swoim większym „doświadczeniem” czyniąc podwładnych silniejszymi. Każdy dowódca może mieć przypisanych do 50 żołnierzy. Niektóre jednostki oczywiście mają specyficzne umiejętności, każda różni się rodzajem zadawanych obrażeń oraz żywotnością i pancerzem, a jakby tego było mało, wszystkie możemy szkolić poprzez wydanie im odpowiedniej komendy. Wygląda to tak, że biją się między sobą, póki ich poziom życia nie spadnie do określonego poziomu. Oczywiście poprawiając swoje statystyki. Dosyć oryginalnie, nieprawdaż?
Znalazłem również w tej grze coś, czego nie potrafię do tej pory znaleźć nigdzie indziej – niektóre rozgrywki na ogromych mapach mogą ciągnąć się w nieskończoność. Po prostu dochodzi do impasu, w którym wojsk na mapie jest tak dużo, że gdy tylko jedna z drużyn podbije osadę przeciwnika, ten robi to samo, ale w innej części planszy.
Gdy już polubimy mechanikę gry, z poziomu menu możemy odpalić „scenariusz”. Jest to całkiem długa seria map, które oferują nam opowieść o galu, mszczącym się za śmierć swojej żony. Brzmi kliszowo, ale rozgrywka, dialogi oraz zwroty akcji, a także skrypty przygotowane przez twórców, sprawiają, że naprawdę ciężko jest się nudzić.
Do dyspozycji gracza oddano również edytor tak rozbudowany, że o ile starczy nam wytrwałości i umiejętności, możemy sami tworzyć scenariusze, personalizować statystyki każdej pojedynczej jednostki, a nawet tworzyć przedmioty.
2. Twierdza / Twierdza: KrzyżowiecKto z nas od zawsze marzył o budowie własnego zamku? Każdy! A któżby życzył sobie oglądać krzątających się wokół naszego zamku kmieci, pracujących lub zataczających się po piwie? Myślę, że również każdy.
Twierdza, a także późniejsza kontynuacja przenosząca nas w scenerie pustynne i czasy wypraw krzyżowych, były pierwszymi grami, w których tak szczegółowo mogliśmy wybudować zamek zgodny z naszą wizją. Grubość muru, blanki, palisada, pułapki, przeróżne wieże, gorąca smoła, fosa. Zaś z drugiej strony muru: katapulty, trebusze, balisty, tarany, drabiny, wieże oblężnicze.
Oprócz aspektu wojennego, ważny był także ekonomiczny. Ten schowany zazwyczaj za murami. Tutaj wcale nie było gorzej ani prościej, gdyż do naszej dyspozycji twórcy oddali całe łańcuchy produkcji: od broni, przez rozrywkę (piwo oraz dyby dla uciechy gawiedzi), aż po żywność.
Tak więc żołnierz nie mógł zostać zrekrutowany, o ile w zbrojowni nie było dla niego miecza i zbroi, ale również i zbroja z mieczem na nic się zdały, gdy z powodu głodu w zamku, braki w ludziach dawać o sobie zaczynały.
Zależności nadawały grze niesamowitej głębi oraz satysfakcji.
Pierwsza część zawierała pięknie opowiedzianą kampanię dla pojedynczego gracza. Poziomy poprzedzone dialogami były wykonane z sercem, a my, z misji na misję czuliśmy satysfakcję z coraz to nowych struktur, które mogliśmy wnieść i jednostek, które było można zwerbować.
Kontynuacja natomiast oferowała gorsze scenariusze, rekompensując to potyczkami, w których widzieliśmy takie postaci jak Ryszard Lwie Serce lub kultowy już Sir Długoręka, i nowymi, arabskimi jednostkami.
Niestety, ze względu na znikomą sztuczną inteligencję, skromne oskryptowanie poszczególnych przeciwników, a także niedopracowany pathfinding (odnajdywanie ścieżek) żołnierzy, bitwy stawały się z czasem coraz bardziej przewidywalne i pozbawione wyzwań, dlatego też główny prym wiodły tryb multiplayer, a także edytor pozwalający sterować jednostkami w czasie rzeczywistym.
Niemniej, do dziś Twierdza pozostaje jedną z najlepszych gier, w których możemy wznosić zamki i je oblężać.
3. Warhammer 40,000: Dawn of War (z dodatkami)Gdyby ktoś zapytał mnie kiedyś o najbogatsze growe uniwersa – bez wątpienia, Warhammer byłby jednym z tytułów, które bym wymienił. Ze łzami w oczach, sztandarem na plecach… i mieczem łańcuchowym w ręku!
Jest to świat kultowy, o czym większość z nas wie. Nawet jeśli ktoś nie lubi. A jeśli ktoś lubi? A nawet kocha? Warhammer narodził się w opowiadaniach, później zagościł jako planszowe/ figurkowe gry bitewne lub RPG. Wiecie… kości, numerki, notesy, farbki, makiety zabudowań, piwo na stole pięć metrów dalej, żeby nie zalać tych wspaniałych rzeczy. O czym więcej fan tego świata mógłby marzyć? O ożywieniu tych figurek rzecz jasna!
W końcu, w 2004 roku, pewna gra zrobiła to aż tak dobrze, że do dzisiaj uchodzi za jednen z najlepszych tytułów i ambasadorów tej marki.
Warhammer 40,000: Dawn of War otrzymało kilka dodatków, które za każdym razem wprowadzały nowe rasy do gry. Łącznie mamy ich dziewięć. I to bez modów licząc! Gdy policzymy jednostki, którymi każda rasa dysponuje, da nam to obraz niesamowicie bogatego i zróżnicowanego pola walki.
Wielkie mapy pozwalają na toczenie bitew przez ośmiu graczy, w różnych zakątkach planety. Od mroźnych scenerii i pustyni, na zielonych tundrach skończywszy.
Elementem, który zapewne jeszcze długo pozostanie niedoścignionym wzorem dla wielu gier tego typu, jest mnogość animacji, jakie wykazują poszczególne jednostki podczas walki. Praktycznie każda jednostka, czy to pojazd czy dowódca, mniej lub bardziej elitarny piechur, mają swoje własne finiszery. Niektóre z nich mają ich nawet po kilka! Po prawej robot orków, przecina piłą kosmicznego marines tylko po to, żeby zaraz rzucić nim kilkadziesiąt metrów za siebie. Więc inny marines po drugiej stronie frontu mści się za to, rozstrzeliwując sprzymierzonego z orkami wojownika nekronów, aby avatar eldarów mógł jednym, zamaszystym ruchem miecza odrzucić cały oddział żołnierzy gwardii imperialnej… Jeszcze gdzieś w tłumie ktoś kogoś pożerał, ale nie jestem pewien czy to był jakiś demon Khorna, czy może… Na dodatek, to wszystko możemy oglądać z poziomu ziemi. Kamera pozwala na ekstremalne przybliżenie i rotację, więc często kończy się tak, że przegrywamy bitwę, bo zamiast kontrolować sytuację i grać, po prostu się zapatrzymy, na wszędobylskie flaki, wybuchy, i latające zwłoki.
Kampania także nie zawodziła – boje toczyliśmy o „prowincje”, co przypominało rozwiązanie z serii Total War, a wspaniałym smaczkiem była możliwość rozwoju postaci poprzez odblokowywanie przedmiotów.
4. Homeworld 2Podczas, gdy bez najmniejszego problemu mogliśmy znaleźć grę, w której smoki, magowie oraz orkowie (nie orki! Orki to są w oceanie) służyli nam na skinienie, RTS’y o bitwach w kosmosie wydawały się czymś nieosiągalnym. Oczywiście, zwłaszcza jeżeli w poczet oczekiwań wobec takiej produkcji zaliczyć: skalę, trójwymiar, a najlepiej aby było tak jak w filmach, gdzie myśliwce, jeżeli dobrze dowodzone, potrafiły poradzić sobie z dużym okrętem wojennym.
Homeworld nam to zaoferował. W końcu otrzymaliśmy widowiskowe bitwy na dużą skalę, z udziałem bardzo wielu (naprawdę wielu!) statków kosmicznych. Myśliwce, bombowce, fregaty, korwety, krążowniki, niszczyciele, pancerniki, lotniskowce, z czego niektóre dzieliły się jeszcze na kategorie, w zależności od przeznaczenia, cechując się innym uzbrojeniem, wystrzałami, wybuchami. Jakby komuś było nie wystarczająco: statki składały się z modułów, a więc można było skupić atak na konkretnym segmencie danej jednostki, jak np. silnik lub działa.
Ekonomia ograniczona do minimum pozwalała na niemalże pełne poświęcenie się dowodzeniu na froncie.
Poruszanie się w pionie i w poziomie było problematyczne, zwłaszcza na początku, ponieważ sterowanie kamerą mogło nastręczyć problemów gdy chcieliśmy podążyć do konkretnego miejsca na mapie lub złapać najbardziej czytelną perspektywę odbywającej się właśnie bitwy. Nie przeszkadzało to jednak podziwiać starć, bo aktywna pauza ratowała całą sytuację.
Z niecierpliwością możemy wyczekiwać powstającej, trzeciej części gry.
5. Soldiers: Ludzie HonoruZachłysnąć się czymś innym niż jedzeniem – zrozumiałem co to znaczy, gdy po raz pierwszy zagrałem w powyższe dzieło. Najpierw demo, później pełną wersję gry.
Gry RTS tak jak i każde inne, odkąd tylko mogą, próbują poruszać tematykę drugiej wojny światowej z różnej strony. Studio Best Way pozwoliło nam wejść w interakcję tak rozbudowaną, jak nigdy wcześniej żadna gra nie pozwoliła.
Jak na strategię przystało, obserwowaliśmy naszych żołnierzy z góry. Mogliśmy im wydawać komendy, wybrać postawę strzlecką, jak również… wyjąć karabin maszynowy z czołgu, skrzynkę z nabojami, a potem siec we wroga, sterując żołnierzem przy pomocy klawiszy WASD i celując myszką. Tak, to jedna z nielicznych gier, które posiadają funkcję direct control, czyli możliwość bezpośredniego przejęcia kontroli nad jednostką. Gdy już z piechotą się uporaliśmy i znaleźliśmy chwilę wytchnienia, nic nie stało na przeszkodzie by poszukać skrzynki z narzędziami i naprawić uszkodzy czołg, zwrócić kaem na swoje miejsce i ruszyć, tym razem przeciwko pojazdom nieprzyjaciela. Jeśli doskwierała nam nuda, dewastowanie okolicznych budynków mogło nam pomóc ją zabić.
To wszystko w czterech kampaniach: niemieckiej, amerykańskiej, brytyjskiej, radzieckiej. A jeżeli to nam nie wystarczyło, w grze wieloosobowej czekało od groma pojazdów, rodzajów piechoty, a także kilka trybów gry.
Soldiers: Ludzie Honoru to jedna z tych produkcji, które… choć technicznie pozwalały na zalanie mapy jednostkami, kładło nacisk na mikro zarządzanie oraz często skradanie się. Dlatego też w grze jednoosobowej, podczas misji, dowodziliśmy skromnymi oddziałami komandosów lub załogą czołgu. Ilość sposobów, w jakie mogliśmy rozwiązać dane zadanie, mnogość ścieżek do obrania czy środków do wykorzystania robi wrażenie do dzisiaj. Każdy żołnierz i każdy pojazd (który swoją drogą potrzebuje załogi) stanowią obiekt, który ma indywidualne wyposażenie. Możemy to wyposażenie przenosić pomiędzy nimi, by dopasować nasz styl gry lub najzwyczajniej w świecie, jak to na wojnie… mieć przewagę nad przeciwnikiem.
To wszystko brzmi świetnie i takie właśnie jest, a obecny w grze ryb kooperacyjny czyni to jeszcze lepszym.
Zdaję sobie oczywiście sprawę z istnienia wielu innych gier, które również zasługują na znalezienie się w tym zestawieniu. Gdyby jednak wymieniać wszystkie godne uwagi… cóż, sporo było tych tytułów. Ponadto każdy z nas darzy różne gry nostalgią oraz wspaniałymi wspomnieniami. Również i ja kierowałem się w dużym stopniu moimi subiektywizmem. Dlatego proszę o schowanie wideł i pochodni w obliczu ewentualnego braku tutaj waszych ulubionych gier, a skoro już nie można mi podarować, to niech to co najwyżej jest zgniły pomidor, a nie nic groźnego.
Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć sobie oraz Wam, powrotu chwalebnej ery RTS’ów tak zróżnicowanych. Uważam, że ten gatunek ma nadal ogromny potencjał, zwłaszcza przy dzisiejszych możliwościach technologicznych. A gdyby jednak naszedł was głód gatunkowy – polecam odświeżyć sobie powyższe klasyki.
W komentarzach chętnie zobaczę wasze topki z tegoż gatunku(ż).
Autor: Łukasz Pawleta "Oxygar"