Żerowanie na nostalgii: Kangurek Kao (2022) [Wrażenia z gry]
Kilka tygodni temu rozpocząłem swą przygodę z odświeżoną wersją Kangurka Kao, a raczej kontynuacją przygód wesołego, zwierzęcego boksera. Dobrze wspominam pierwszą część kolorowej platformówki z 2000 roku, która wyszła spod pędzla X-Ray Interactive. Mimo iż gra wstępnie skierowana była dla młodszych odbiorców, zachwyliła swym kunsztem oraz specyfiką mechaniki także starszych odbiorców, napędzając tym samym maszynę speed-runningu. Po tych pięknych 22 latach postanowiłem sprawdzić jak radzi sobie nowoczesna odsłona przygód Kangurka Kao w realiach roku 2022. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się, że tak szybko odbiję się od dzisiejszej mechaniki i sposobu prowadzenia narracji w grze, która co prawda miała swoją premierę zaledwie pół roku temu, ale po dziś dzień masa błędów i niedoróbek, która w niej występuje, przeraża swym ogromem. Nowy Kangurek Kao to gra tworzona na nostalgii fanów, ale niewiele mająca wspólnego z oryginałem. Być może ta recenzja będzie mocno krzywdząca w oczach dzisiejszych graczy, ale moim zdaniem twórcy (Tate Multimedia) średnio odrobili pracę domową.
Rodzinny aspekt rozgrywki
Grę rozpoczynamy od sennej mary głównego bohatera, który widzi w niej swą zaginioną siostrę. Po przebudzeniu postanawia wyruszyć w świat i odszukać zaginioną rodzinę, na co zresztą bardzo opieszale otrzymuje zgodę od kangurzej matki. Już w tym momencie mamy do czynienia z dość wartko poprowadzoną kwestią fabularną. Rzekłbym, że od samego początku historia kupy, **** się nie trzyma, co zresztą potwierdza ciąg dalszy historii. Bardzo wiele wątków przygody zostaje tu zresztą prowadzonych w sposób bardzo leciwy, zaczynając coś ważnego, rzucając to na wiatr, po czym zapominając i skupiając się na kolejnych aspektach, które moim zdaniem miałyby zbawienny wpływ na opowiadaną historię. Czasami pojawiają się tu postacie drugoplanowe jak mentor Walt, koala o zapędach mistrza Zen, ale niewiele one wprowadzają dobrego do zabawy, raczej wprowadzają zament.
Pod względem rozbudowania, historia przedstawiona w grze prezentuje się bardzo dobrze, ale to tylko pozory. Twórcy poprowadzili w niej bardzo wiele wątków, zupełnie niepotrzebnych zresztą, gdyż podstawą gry zawsze była przygoda, a nie wsłuchiwanie się w nudne, często niepotrzebne dialogi klasy średniej. Czasami owszem są one zabawne i ciekawe, ale najczęściej wydumane, średnie lub zupełnie nietrafione. Być może ma to związek z klasyfikacją PEGI od lat 7, choć i tak ma się to nijak przy oznaczeniu "przemoc" na pudełku lub we właściwościach gry cyfrowej. Swoisty misz-masz produkcji wprowadza bowiem więcej pytań niż odpowiedzi, czym tak naprawdę jest odświeżony kangurek kao - grą dla dzieci, młodzieży, czy nostalgią dla dorosłych?
Nowa odsłona czerpuie garściami z klasycznych już schematów, podobnych pod względem mechaniki gier platformowych: kolorowa, wręcz rażąca po gałach grafika, wielowymiarowość lokacji, szukanie tożsamości bohatera, łatwa do opanowania walka. Niemniej jednak nowa odsłona Kangurka Kao razi mnie po oczach powtarzalnością i do znużenia, oklepaną do granic możliwości schematowością rozgrywki. Bliżej jej do pierwszych przygód Crasha, aniżeli do prawdziwej kontynuacji. W czasach odświeżania tytułów chyba na razie najlepiej udało się odświeżyć Psychonauts 2, które miało premierę bardzo blisko Kangurka Kao.
Klasyka w sreberku
Na szczęście główna mechanika produkcji pozostała bez zmian - platformowy aspekt przygody nie zestarzał się, prezentując się bardzo atrakcyjnie. Tytułowy Kangurek Kao przemierza proste poziomy w linii ciągłej, czasami zbaczając z trasy celem odnalezienia ukrytych przedmiotów, znajdziek, tudzież złotych dukatów, pełniących w grze funkcję waluty. Po zakończeniu poziomu wraca on za każdym razem do tzw. "bazy", czyli większej lokacji startowej, w której można spieniężyć zebrane surowce na zakup elementów kosmetycznych wystroju głównego bohatera lub powiększenie ilości punktów życia.
Liniowość rozgrywki opiera się na dość nieprzemyślanym, gdyż wymuszającym na graczu wymuszoną eksplorację, aspekcie. Lokacje są tu bowiem ukryte za kryształowymi ścianami spaczenia, które możemy otworzyć tylko za pomocą określonej ilości run. Te zbieramy co prawda w odwiedzanych lokacjach, ale jak ktoś nie ma zmysłu przeszukiwania kątów gry, może się srogo zdziwić pod koniec zabawy, gdzie koniecznym będzie ponowne rozgrywanie tych samych miejsc, celem odnalezienia "kluczy" do kolejnych poziomów. Ten aspekt gry jest nużący i niepotrzebny, gdyż sztucznie wydłuża grę.
Z nowości jedna rzecz zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie - walka. Jest ona znacznie przyjemniejsza, niż we wcześniejszej odsłonie. Postawiono tu na ataki znienacka, ataki specjalne oraz uniki. Po pewnym czasie zyskujemy także możliwość ataków obszarowych, za jednym zamachem rozprawiając się z większymi grupkami przeciwników. Również potyczki z potężniejszymi przeciwnikami dają wiele radości. Te wymagają od nas nie tylko sprawnych palców na klawiaturze, ale i pewnej taktyki, opierając się na obserwacji i wyszukiwaniu słabych punktów u przeciwników. Tu nie liczy się ilość ataków a ich jakość i czas wyprowadzenia trafienia.
Drewno projektantów
Odpalając Kangurka Kao w 2022 roku spodziewałem się naprawdę wysokiego poziomu wykonania w aspekcie audio-wizualnym. My, gracze a przede wszystkim recenzenci, musi dbać o podnoszenie belki poziomów, szczególnie w przypadku remasterów lub pełnych kontynuacji certyfikowanych. Tu wręcz muszę napisać, że nowa odsłona prezentuje się ładnie, przynajmniej na tyle, by zakryć mnogość błędów i na szybko łatanych konstruktów wizualnych. Ilość powtarzalnych tekstur, niewidzialne ściany czy miejsca, do których - według twórców - nie mieliśmy się dostać, stoją otworem dla każdego, nawet dla tych niezwiązanych z przechodzeniem poziomów na czas. Co prawda nie jest to poziom pierwszego Kangurka, w którym twórcy zaszyli wiele niecenzuralnych treści, ale nadal są to dość karygodne problemy.
Po kilku drastycznych śmierciach nie z mojej winy - niewidzialne ściany, zablokowanie się na teksturze, wywalanie do pulpitu rozbijając prawym sierpowym skrzynie z lootem, postanowiłem zaniechać zbieractwo, ograniczając się jedynie do fioletowych klejnotów, bez których nie udałoby mi się dotrzeć do późniejszych poziomów. Swoją drogą czy kangury potrafią pływać?
* - klucz recenzencki otrzymałem od sklepu GOG.com. Dzięki za wsparcie!