Heroes of Might and Magic — tęsknota za taktycznym 2D

BLOG O GRZE
2240V
user-77951 main blog image
lordjahu | 02.12.2022, 18:57
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Kiedy byłem jeszcze małym szczylem, ledwo odróżniającym poszczególne gatunki gier komputerowych, nie wiedziałem jeszcze, że ta branża elektronicznej rozrywki tak mocno wpłynie na mój przyszły status życiowy. Jako młodziak dość szybko wkręciłem się w granie na komputerze, będąc zalewanym przez kioskowe płyty z grami oraz promocyjne wyprzedaże. Mając prawie 10 lat, zauważyłem w pobliskim sklepie kolorową gazetkę Secret Service (nie pamiętam niestety numeru), w której przeczytałem m.in. artykuł o niedawno wydanej grze studia New World Computing.

Mimo że w tamtych czasach bardziej interesowały mnie strzelanki i platformówki, byłem wręcz oczarowany taktyczną grą strategiczną z jakże barwnymi postaciami oraz systemem rozwoju swojego zamku. Mimo braku odpowiednich funduszy w tamtych czasach – i tak musiałem poczekać kilka lat, zanim gra była bardziej dostępna na polskim rynku gier elektronicznych. Byłem tak mocno oczarowany przyszłym zakupem gry, że nie wiadomo, z jakich powodów ostatecznie, zamiast wybrać się do sklepu, zawędrowałem na Wrocławski bazar, zwany wtedy giełdą komputerową. To właśnie tam zakupiłem swoją „kopię” gry za śmieszne pieniądze. Ba! Dostałem zniżkę za wykazanie się należytą wiedzą na temat frakcji w grze. Dzięki Ci święty Secret Service za tak przydatną wiedzę!

Dobrze pamiętam ten rok, kiedy to starsza siostra otrzymała od rodziców komputer, potrzebny do nauki oraz pisania pracy magisterskiej na studia. Wtedy też nie przywiązywałem znacznej wagi do specyfikacji technicznej oraz zainstalowanych wewnątrz obudowy bebechów, co w dzisiejszych czasach wciąż stawia mnie w niejednoznacznym świetle. Ale cóż począć, komponenty mnie wtedy nie kręciły, co innego granie… Zasiadając przed kremowym komputerem, dzierżąc kulkowego gryzonia, przesiedziałem przy Heroes of Might and Magic długie godziny, masterując zamek oraz jego obrońców do granic możliwości, zachwycając się każdą podjętą w świecie gry decyzją oraz potyczką. Otoczka graficzna jak na tamte czasy mocno cieszyła oczy i wręcz zachęcała do dalszej przygody. To były piękne czasy, które nie potrwały zbyt długo, choć zaczęły się bardzo dynamicznie.

Heroes of Might and Magic (1995)

Pierwsza odsłona taktycznej gry strategicznej od 3DO Company miała swoją premierę w połowie 1995 roku, lecz poprzez słabo rozwinięty rynek dystrybucyjny w Polsce, ukazała się oficjalnie na naszym rynku dopiero niecałe 6 lat później. Wcale nie odczułem żalu, że nie miałem możliwości zagrania w spolonizowaną wersję gry, gdyż już w tak młodym wieku miałem obcykane tajniki języka niemieckiego oraz angielskiego, wciąż otrzymując od wujków zza granicy płytki oraz dyskietki z wersjami demonstracyjnymi gier. Do dziś zapamiętałem intro podczas uruchamiania gry oraz melodyjkę, którą ciężko będzie wyrzucić z dziecięcych wspomnień.

Tym, czym seria Heroes of Might and Magic potrafiła oczarować każdego gracza, było unikalne podejście do rozgrywki dla danego zamku oraz wybranej na początku zabawy frakcji. Do wyboru było kilka ras, w których mogliśmy rozwijać własny zamek oraz wypuszczać za jego mury, bohatera na zwiad. Zbieraliśmy surowce, budowaliśmy silną armię… a to wszystko w jednym celu – by stać się silnym władcą. Jakoś niespecjalnie podczas początkowej zabawy skupiłem się na rozwoju ścieżki fabularnej, będąc całkowicie pochłoniętym przez rozbudowaną mechanikę gry. W pierwszej odsłonie serii nie spędziłem szczególnie dużo czasu, gdyż na horyzoncie malował się następca, który zapowiadał wiele nowości. Jak to zwykłem bywa z lepszymi wersjami – mocno wypierają poprzedników. Tak też się stało i nigdy już nie wróciłem do pierwowzoru (no dobra, powróciłem po 22 latach z sentymentu).

Heroes of Might and Magic II (1996)

Ten rok był dla mnie wielce szczególny, właśnie za sprawą kolejnej odsłony serii o bohaterach magii i miecza. Druga część gry znacznie rozbudowała pierwowzór o dodatkowe umiejętności specjalne dla postaci, jednocześnie dodając system ulepszania werbowanych w mieście istot, co znacząco polepszyło doznania taktyczne w grze. Nie można przejść obojętnie obok poprawionej otoczce wizualnej, która została odpowiednio dopieszczona w szczegóły, oferując jednocześnie nieco większą rozdzielczość. Nie ukrywam, że właśnie druga odsłona gry w tamtym czasie cieszyła się u mnie zdecydowanie największym zainteresowaniem wśród kilku skrótów gier, zdobiących pulpit mojego monitora.

Największą nowością, która dopiero teraz miała dla mnie znaczenie była możliwość zabawy wieloosobowej z kumplem po sieci lub grając przy jednym komputerze, na zmianę. Dawało to masę frajdy, lecz w większości rozgrywek, drastycznie wydłużając czas zabawy. Ponadto kilka mechanik zostało ulepszonych i tak rozbudowanych, że były sytuacje, w których jeden z nas potrafił przeciągać rundę w nieskończoność byle tylko odpowiednio rozmieścić jednostki na mapie. Nie ukrywam, że denerwowała mnie mocno taka sytuacja, ale jednocześnie czułem niesamowite podekscytowanie, gdy wychodząc z pokoju, mój przeciwnik w tym momencie wykonywał tajemniczy ruch w swojej rundzie.

Heroes of Might and Magic III (1999)

Tak to już jest z rozwojem gier, że jeśli coś jest dobrze napisane i zobrazowane, to można to uczynić jeszcze lepszym. Tak też było w przypadku trzeciej odsłony zatytułowanej: Odrodzenie Erathii. Tak zresztą nazywała się pierwsza kampania fabularna w trzeciej części serii, w którą mogliśmy zagrać. Mało tego – gra oferowała liczne scenariusze do wyboru, rozbudowany tryb wieloosobowy z kolegą po sieci, a także na jednym komputerze a nic nie stało na przeszkodzie, by zamienić żywego człowieka na sprytnie myślącą sztuczną inteligencję. Ja pozostałem przy klasycznym rozwiązaniu, rozpoczynając swoją zabawę i ucząc się jej podstaw w pierwszej misji kampanii fabularnej. Tak rozpoczęła się moja długoletnia przygoda z trzecią odsłoną Heroes of Might and Magic.

Trzecia część tej znamienitej serii była w moich oczach przeogromnym przedsięwzięciem, w którym to studio New World Computing wypromowało swoją nową grę na wyżyny popularności. Zresztą to nie tylko moje zdanie, a wielkiej połaci czynnych graczy, którzy do dziś uważają trzecią część za najbardziej ambitną w przypadku całej wydanej serii. Ci, którzy nie zagrali, zapewne zachodzić będą w głowę o co tak naprawdę chodziło, skoro zmiany wizualne opierały się tylko na lepszej jakości grafice. Otóż cała kwintesencja leżała po stronie mechaniki, rozbudowanych statystyk postaci, potężnych artefaktach oraz miastach, których ilość została zwiększona do 8. Do tego dochodziły rasy oferujące mocno różnorodne budynki, żołnierzy często posiadających unikalne umiejętności specjalne oraz zaklęcia, które dopiero teraz dawały masę satysfakcji podczas ich rzucania.

Nie trzeba było długo grać, by zauważyć, że trójka ma w sobie to coś powodując, że nie chce się oderwać od właściwej rozgrywki. Gracz zostawał bowiem na dłużej w magicznym świecie Erathii, dumnie prowadząc swoje wojska ku zwycięstwu. Dawno żadna gra nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak właśnie trzecia odsłona serii Heroes of Might and Magic, do której czynnie wracam co jakiś czas, a to rozgrywając mecze ze znajomymi lub w formie odstresowania się, budując od podstaw kampanie fabularne w dołączonym edytorze map.

Heroes of Might and Magic IV (2002)

Istna rewolucja nadeszła na początku nowego stulecia, wraz z wydaniem czwartej odsłony serii. Kolejna odsłona wprowadziła istotne zmiany w otoczce wizualnej, nadając nowego znaczenia rzutowi izometrycznemu. Zastosowano tutaj bardziej widoczne zabiegi użycia trójwymiarowych obiektów oraz skali, która niejednokrotnie pokazała, że twórcy mocno nadwyrężyli potencjał swojego nowego dzieła. Na gracza czekały ogromne zmiany w systemie zarządzania królestwem w kwestii odpowiedniego zarządzania budynkami, jak i rozwojem swoich jednostek, gdyż tym razem dochodziły wybory, w których mogliśmy uzyskać lub stracić dostęp do danych klas postaci, zabudowań, jednostek.

Nie ukrywam, że nowa odsłona była po prostu brzydka. Mam na myśli zbyt cukierkową oprawę graficzną, niepotrzebnie tak mocno rozbudowany system wyborów i skalę jednostek, która wielokrotnie potrafiła dobić przy potyczkach. To wszystko, a nawet więcej tym podobnych zabiegów, potrafiło mocno zniechęcić graczy do rozgrywki, a nawet poznaniu całkiem ciekawej ścieżki fabularnej. Wielu graczy się jednak poddało i wróciło do poprzedniej odsłony, która mogła liczyć na masę dodatkowej zawartości, wspartej wydawanymi co jakiś czas, oficjalnymi dodatkami. Czwarta część również takowe otrzymała, choć nigdy nie rozwiązano w należyty sposób mechaniki by mogła na dłużej zatrzymać u siebie gracza.

3D i co dalej?

Po średnio udanej 4 odsłonie serii, w 2006 roku została wydana kolejna część gry, tym razem zaprezentowana w pełnej, trójwymiarowej grafice. Tym razem twórcy odbili się od dna, oferując zgrabną jakość oraz zachęcającą do prowadzenia rozgrywki, mechanikę. Mnie jednak ona nie przekonała, gdyż wolę zapamiętać tę znamienitą serię w grafice 2D, gdyż od niej zaczynałem i wolałbym na niej zakończyć. W międzyczasie wydano jeszcze 2 odsłony gry, kończąc je ostatnim dodatkiem tuż pod koniec 2016 roku. Być może na rynku pojawią się jeszcze jakieś pełnoprawne gry od tego producenta, gdyż obecnie dominują tytuły mobilne oparte na tej jakże wspaniałej i prostej mechanice.

Na razie należy mieć na uwadze by, twórcy ponownie nie wydali jakiegoś gniota typu Heroes of Might and Magic IV, a być może w niedalekiej przyszłości zasmakujemy kolejnej części, mniej zbliżającej się do sagi Disciples jak to miało miejsce przy premierze 7 odsłony serii. Mnie udało się nie tak dawno odświeżyć sobie serię na komputerze, zaczynając od pierwszej części, a kończąc właśnie na czwartej odsłonie, z której wciąż nie jestem do końca dumny. Lecz było warto, dzięki platformie GOG w cenie dobrej gry, zaopatrzyłem się w pełen pakiet serii Heroes of Might and Magic, która nie tylko oferuje wszystkie wydane dodatki, to jeszcze przy okazji jest kompatybilna z nowymi wersjami systemów operacyjnych, a to w przypadku tak znamienitych klasyków jest dość dobrą informacją.

A wam, jaka część najbardziej utkwiła w pamięci – pamiętająca jeszcze dawne czasy, czy ta nowsza z nowoczesną otoczką graficzną?

Oceń bloga:
19

Komentarze (36)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper