Post apokaliptyczny park jurajski. Horizon Zero Dawn po 2 i pół roku na blaszaku
Mimo iż od premiery konsolowej Horizon Zero Dawn minęło już prawie 6 lat, chciałbym w dzisiejszym wpisie skupić się na komputerowej wersji gry, która ukazała się na blaszakach dopiero pod koniec 2020 roku. Jest to tytuł wybitny w swojej skali i z rozmachem, którego nie powstydziliby się twórcy kolejnych części o zabójcach skrytych w cieniu. Jest to także jeden z pierwszych przedstawicieli gatunku gier przeportowanych z ekskluzywnych konsol na rzecz leciwych już, ale wciąż rozwijanych jednostek komputerów osobistych PC. Moja przygoda z Horizonem rozpoczęła się kilka tygodni po premierze wersji komputerowej. Miałem kilka podejść, które zawsze kończyły się tak samo - albo nie dałem rady przełknąć prolog gry, albo odpychała mnie dość słaba optymalizacja. Łącznie miałem 5 podejść, a ostatnie z nich skończyło się oddaniem konta z grą w młodsze, ambitniejsze ręce. Przez 2 lata nie miałem siły tykać tej gry, do czasu aż - oczarowany Plague Tale - postanowiłem dać jej drugą szansę. I w sumie nie myliłem się, było warto.
Historia pisana na nowo
Przyznam szczerze, że nie trafiła do mnie otoczka fabularna gry. Mamy tutaj do czynienia ze światem post apokaliptycznym, w pewnym sensie przejętym przez maszyny. Motyw wałkowany w wielu filmach sci-fi, oklepany do bólu. W tym przypadku nowości było to, że ludzie przetrwali, cofając się do ery jaskiniowej z naleciałościami średniowiecza, co rusz wpajając odnalezioną technologię w życie codzienne. Każde z plemion zamieszkujących świat gry, ma zupełnie inne podejście do maszyn z przeszłości - obawiajac się ich nieznanej natury, czcząc ją lub gorączkowo pragnąc jej siły. Dla laika, który spędził w grze ~20 godzin może wydawać się to trudne do zaakceptowania, ale w moim odczuciu świat ten jest bardzo zagmatwany.
Rozumiem krok twórców, ale i metodykę działania postawionych przed faktem dokonanym, rdzennych mieszkańców krain, którzy by przetrwać w trudnych warunkach, starają się zaadaptować do świata, w którym przyszło im koegzystować. Niemniej jednak ogromnym wyzwaniem dla gracza jest tutaj ogarnięcie na sucho ciemnego wieku, między czasem prosperity nowych technologii a obecnymi wydarzeniami. Ślady pozostawione przez dawną, rozwiniętą technologicznie cywilizację pozwalają ustalić ze znalezionych skrawków, zapiski z przeszłości, wymiar życia, wspomnienia lub wizualne przedstawienie świata, jak wyglądał jeszcze przed kataklizmem. Smaczku dodaje fakt, iż matka natura całkiem poważnie wzięła sobie na cel odtworzenie świata niczym mityczny Eden.
Do elementów, które najbardziej przypadły mi do gustu należy zaliczyć właśnie ten ciemny wiek, pełen tajemnic, niedomówień, który staramy się podczas całej zabawy poznać, poukładać w głowie układankę. To bardzo czasochłonne zadanie, które pozwoli nam odkryć niejedną tajemnicę. Absorbuje ono bardzo dużo czasu, ale nie nazwałbym to czasem straconym. Poza oklepanymi do granic możliwości zadaniami głównymi, które są dość prozaiczne i napisane w moim odczuciu na szybko, stałem się wiernym fanem misji pobocznych - te zrobiły na mnie spore wrażenie - kunsztem wykonania, wielowątkowością oraz właśnie informacjami, które pozwoliły mi jeszcze bardziej wsiąknąć w gęsty jak smoła, klimat gry.
Metal tętniący życiem
Również sfera żywych maszyn bardzo mocno zrażała mnie na początku przygody. Te zostały przedstawione jako mechaniczna zwierzyna panująca w świecie gry, ale posiadająca zachowania znanych nam obecnie (w świecie realnym) zwierząt. Każde z nich było na swój sposób niebezpieczne, przez co ocaleli, musieli nabrać do nich szczególnego szacunku. Podobnie jak ma to miejsce podczas polowań, tu zdobywamy części, wykorzystywane w handlu jak i craftingu. Uważam, że bez tej sfery rozgrywki, zabawa w Horizon Zero Dawn całkowicie straciłaby sens, mimo iż początkowe potyczki uważam za bardzo wymagające. Niemniej jednak postanowiłem nauczyć się na pamięć każdej mechanicznej zwierzyny, jej podatności na obrażenia, czułe punkty i schematykę zachowania. Dzięki temu potrafiłem szybko je eliminować i zdobywać bardzo rzadkie przedmioty.
Nawet się nie obejrzałem, zanim uzyskałem wysokiej klasy bronie, a mój ekwipunek uzyskał możliwość zbierania i wytwarzania sporej maści przedmiotów ofensywno-defensywnych. Doszedłem nawet do momentu - w połowie gry - że moja postać dysponowała w pełni rozwiniętym ekwipunkiem, pancerzem i narzędziami do ataku, bo twórcy nie przewidzieli, że wymagane do tego części, odnajdą się u specjalistycznych handlarzy w miastach. Tak więc od połowy gry, pozostał mi dylemat czy jest sens dalej odkrywać świat, skoro w teorii nic nowego mnie już w nim nie spotka. Rozpocząłem więc wymuszone lizanie ścian.
Wzmożona eksploracja mapy zawsze była moim największym priorytetem. Uwielbiam odkrywać nieznane, a przede wszystkim czyścić zaśmieconą mapę ze znajdziek, miejsc do odkrycia czy zadań dodatkowych do wykonania. Nie należę do grona speedrunnerów, więc pośpiech w moim wykonaniu jest niezasadny. Nawet lepiej, by taka gra nie pospieszała mnie w swoim gameplayu, oferując otwarty świat, pełen tajemnic, ale i nowości, by przez przypadek nie wkradła się najzwyklejsza nuda. Kiedyś wam pokażę jak wygląda moja mapa w Skyrim - czyszczenie jej zajęło mi naprawdę duuuuuuużo czasu :)
Wyłóżmy karty na stół
Przed Horizonem wzbraniałem się bardzo długo, ale nie spodziewałem się, że potrzebowałem po prostu do gry ... dorosnąć. Zastosowane w grze mechaniki, często i gęsto widoczne w wielu podobnych tytułach, potrafi z miejsca zniechęcić do dalszego grania. Motyw skradania? Asasyn, Metal Gear Solid, Thief. Walka z łukiem? Nowe przygody Lary Croft, ostatnie assasyny. System celowania w miejsca witalne? Setki podobnych gier. Ale wiecie, co jest największą zaletą gry? To, że łączy te wszystkie elementy tak spójnie, że naprawdę się chce w nią grać. Oferuje znaczną immersję, chęć ciągłego przemierzania świata, odkrywania zaułków, kombinowania jak dostać się do odległych krain, kończąc na wymuszonym zdobywaniu doświadczenia, celem walki z potężniejszymi i mocno wymagającymi przeciwnikami.
Ten aspekt bardzo mocno związał mnie z produkcją - bariera, do której nie trzeba się dostosować. Poziom postaci nie jest tak naprawdę zamknięciem rozdziału - gracz może podjąć się ryzyka walki z potężniejszym, mechanicznym wrogiem, nawet gdy jego szanse na przeżycie są bliskie zera. Tytuł ogrywam na normalnym poziomie trudności i kilka razy zdarzyło mi się uczestniczyć w bardzo chaotycznym i nieprzemyślanym starciu. Nie byłem na nie odpowiednio przygotowany, ale i tak stanąłem do boju. Dzięki rozlokowanym wszędzie ogniskom, zapisującym stan gry, miałem okazję uczestniczyć, a raczej rozgrywać daną walkę raz po razie, łącznie przez 17 podejść. Po tym czasie udało mi się odpowiednio rozplanować ekwipunek pod ataki, taktykę, ale i rozstaw pułapek by te były bardzo efektywne. Walka w moim odczuciu to chleb powszeni, robiący ogromną robotę.
By móc uzyskać dostęp do ponownej przygody, zaopatrzyłem się wersję Complete Edition, wprowadzającą m.in pakiety kosmetyczne, ale i pełnoprawny dodatek The Frozen Wilds, który napsuł mi krwi właśnie podczas walki z wysokopoziomowym, mechanicznym tworem, pełniącym funkcję strażnika granicznego. Mimo iż od premiery na PC, minęło trochę czasu, gra wciąż trzyma ten sam poziom cenowy. Zapewne ma na to wpływ rozmiar gry, ale i sposób jej dopracowania. Nie spodziewałem się, że port konsolowy na PC, będzie tak pięknie wykonany, całkowicie pozbawiony ekranów wczytywania. Mimo iż ostatnia aktualizacja pochodzi ze stycznia 2022 (1.11.2), tytuł na tę chwilę potrafi zachwycić niejedno oko dbałością wykonania, ale i możliwościami graficznymi. Dzięki fenomenalnej optymalizacji, granie nawet na średnim komputerze, potrafi przyćmić domyślną konsolę, na której powstała gra. Teraz zapewne to zdanie ma już o wiele mniejsze znaczenie, od momentu gdy gra ukazała się także na nowsze konsole nowych generacji. Można było niedawno przeczytać, że trwają nawet prace nad remasterem, ale moim osobistym odczuciu - 6 lat to za mało, by pchać się tak szybko w remaster.
Jeżeli nie mieliście jeszcze możliwości zagrać w Horizon Zero Dawn, być może nadeszła odpowiednia chwila, by to zrobić. Tytuł ten jest fenomenalnie połatany i zoptymalizowany pod nowoczesne komputery osobiste. Zdecydowana większość błędów została naprawiona, a pod względem rozgrywki jest o wiele bardziej przystępnie niż w okresie popremierowym na PC. Szukając odpowiedniej wersji, polecam GOG - nie dość, że jest taniej niż na innych platformach, to jeszcze gra, nie wymagać będzie klienta i zabezpieczeń antypirackich, by pobrać i zainstalować grę na swoim komputerze. Jestem fanem tej opcji, że gra, którą kupuję, otrzymuję na stałe, a nie w formie przypisanej do konta na stałe, bez możliwości pobrania pełnego instalatora. A jak skończę wątek główny i wszystkie poboczne, robiąc komputerową platynę, zapewne powrócę i zdam pełną relację :)
* - klucz recenzencki, otrzymałem od sklepu GOG.com. Dzięki za wsparcie i zachęcenie mnie do kolejnego podejścia ... tym razem udanego :D