Przy Kielichu: Piractwo Cyfrowe, a Walka o Dziedzictwo Kultury
Poniższy tekst nie ma na celu promowania piractwa komputerowego. Ma na celu wywołanie dyskusji na temat moralności w dobie dóbr cyfrowych. Nie zajmuję się interpretacją prawa, a interesuje mnie aspekt społeczny.
Piractwo komputerowe jest nielegalne i koniec tematu. Nie można tego usprawiedliwiać.
Dziękuję za dzisiejszy wpis i do usłyszenia następnym razem.
No dobrze, ale możemy dyskutować o tym stanie. Przestańmy chować głowę w piasek i udawać, że tematu nie ma. Trzeba rozmawiać też na niewygodne tematy, a nie zasłaniać się formułką prawną sprzed 30 lat. Niestety, ale prawo nie nadąża za technologią. Ponadto prawo powinno chronić obywatela, a nie korporacje. Powinniśmy wręcz rozmawiać o włączeniu gier do dobra dziedzictwa kulturowego i o dostępie do tych dzieł. W końcu w grach jest wiele historii różnych autorów oraz dzieł muzycznych wielu kompozytorów. I to wszystko zostanie zamknięte nie tyle za paywallem, ile za barierą praw korporacyjnych.
Indie a Korporacja
Może zacznijmy od pewnych ram moralnego przeświadczenia. Mówi się, zresztą słusznie, iż piractwo to okradanie twórców. Zacznijmy od tytułów Indie. Tym większe jest to @#$%^&*@#$%^, jeśli się piraci grę developera, którego przetrwanie od tego zależy. Mały developer nie jest częścią machiny korporacyjnej. Nie posiada stałego wynagrodzenia. Nie ma rozbudowanego marketingu, więc każdy zakup poszerza jego zasięgi. Nie mówiąc już o tym, że motywuje go to do pracy.
No, ale wielkie korporacje można piracić. W końcu wszyscy twórcy już dostali wypłatę, więc nikogo nie okradamy, a zysku nie ma pazerna korporacja. Piracenie gier na premierę również nie może być usprawiedliwieniem. Chcesz pograć 1 godzinę, żeby sprawdzić, czy jest dla ciebie? Steam ma taką opcję, a do 2 godzin masz zwrot funduszy. Ewentualnie na YouTube są na tyle obszerne gameplaye, że można się zorientować, czy pasuje nam dany tytuł. W korporacyjnym świecie, jeśli tytuł się dobrze nie sprzeda, to marne szanse na powstanie kontynuacji. Cieszysz się, że świetnie się bawiłeś za 0 zł? Czekasz na 2 część? Sorry ziomuś. Tabelka się już nie zgadza. I to tylko i wyłącznie twoja wina i 100k. Oskarków walczących z korporacyjnym złem.
Szara strefa
Dziękuję za uwagę. Nie piracimy gier indie i korporacyjnych, więc koniec tematu…
I właśnie tu powstała szara strefa, która skłoniła mnie do rozmyślania nad tym tematem. Co z grami, które utraciły twórców/prawa autorskie, albo są kompletnie niewspierane i nie do dostania? Pierwszym przykładem będzie System Shock. Część 1 była opracowana przez Looking Glass, a część 2 z udziałem wydawcy Electronic Arts. Niestety, część 2 była gwoździem do trumny oryginalnych twórców, a studio zostało zamknięte. Na szczęście prawa wydawnicze miał EA i zapowiedział część 3… Tylko że szybko musiał dementować informacje, bo okazało się, że ma tylko znak towarowy, a prawa zostały w „szkle”. Przez wiele lat nikt się nie interesował prawami i dopiero jakiś czas później Night Dive wykupiło markę za grosze i coś zaczęło robić. Przez ten czas fani pracowali w szarej strefie, modując i ulepszając tytuł. Ponieważ tytuł ten również nie był dostępny w dystrybucji, raczej nie wszyscy pozyskiwali płyty z grą. Czy możemy teraz osądzać fanów, dzięki którym tytuł żył i wrócił na rynek? W sumie też, kto miał ich oskarżyć w tym czasie? Dokumenty z prawami leżały zamknięte w sejfie i czekały na sprzedaż.
Powyższy przykład zakończył się dobrze. Znalazła się firma, która odrestaurowała zabytek i przekazała w publiczne ręce. Problem, że to tylko promil w historii gier. Sam ostatnio opisywałem "Republic: The Revolution" oraz "Prisoner of War". To świetne tytuły, których nie dostaniecie poza zatoką. Pierwsza gra straciła 2 twórców (w domyśle firmy), a prawa zostały przejęte przez Rebellion, który zakończył sprzedaż tytułu. Z "Prisoner of War" jest podobnie i nie można nigdzie otrzymać kopii. Czy więc nie należało przyjąć, że w imię dobra społecznego, do momentu ponownego pojawienia się na rynku tych marek, można pozyskiwać kopie zachowane na serwerach? W końcu sam wydawca nie umożliwia zakupu danego tytułu. Skoro sam nie sprzedaje i sam odcina sobie zysk, czy można mieć pretensje do graczy, że chcą poznać tytuł? W końcu nie następuje strata, ponieważ nie jest w sprzedaży. Gdyby przyjąć postawę piractwa w takim wypadku, to sprzedaż wtórna w momencie zaprzestania produkcji również byłaby postrzegana jako swojego rodzaju piractwo, ponieważ twórca nie otrzymuje zapłaty. Poza tym sami wydawcy naginają prawo Unii Europejskiej w zakresie odsprzedaży używanego oprogramowania. Odkładamy na bok, to nie jest dyskusja o prawie.
Chciwi deweloperzy
Spotkałem się z komentarzem: "Wydawcy są nieuczciwi, więc ja też nie muszę być fair". Są chciwi i wydają DLC, które są wyciętą zawartością. Więc ja nie muszę płacić pełnej ceny, a wręcz to mój obowiązek jest piracić. Nie mogę zgodzić się z tą oceną. Jeżeli produkt jest w sprzedaży dostępny, to moralnie nie znajduję usprawiedliwienia. Ostatnie historie ze świata gier pokazują, że opinia graczy potrafi wywrzeć presję. Przykładem są DLC: "WARHAMMER III - Shadows of Change" oraz "DLC" do "Dragon's Dogma 2". Istnieje inna forma "obywatelskiego nieposłuszeństwa", która jest skuteczna. Piractwo do niej nie należy.
A co z grami, które były rozdawane za darmo i zniknęły ze sprzedaży? Tu również odnoszę się do komentarza, który otrzymałem jakiś czas temu. Przykładem jest "The Sims 2" wraz z całą kolekcją. Swego czasu EA rozdawało za darmo cały pakiet, bez żadnych warunków. Potem zakończyło dystrybucję. Co więc należy przyjąć? Że program stał się open source? Nie do końca, bo nie otrzymaliśmy kodu źródłowego. Może bardziej to byłby przypadek licencji dozwolonego użytkowania. Bo skoro produkt cyfrowy nie jest już w sprzedaży, a ostatnia cena to 0 zł, czy nie należy przyjąć, że jest pozwolenie na dozwolony użytek osobisty?
Dzieło kultury?
Ponieważ prawo nie nadąża za trendami i technologią, może należałoby przemyśleć, jakie zmiany nastąpiły? W końcu gry nie są już prostymi 16-bajtowymi zlepkiem pikseli. Wiele gier ma bardziej zaawansowane scenariusze i utwory kompozytorów niż inne źródła kultury. Kilkusetstronicowy scenariusz Mass Effect wraz z leksykonem? Czy to nie podpada już pod dzieło literackie? A utwory z "The Elder Scrolls V: Skyrim" i "The Elder Scrolls III: Morrowind"? Czy to nie podpada już pod dzieła orkiestry? Czy nie powinniśmy chronić za wszelką cenę dóbr kultury zgodnie z Konwencją Haską? No może trochę już za daleko interpretacja prawa wojennego, ale w sumie nie ma innego prawa międzynarodowego, które nakazuje ochronę dóbr kultury. Aczkolwiek dzisiejsze gry to ogromne dzieła, i próba ich ukrycia za prawem własności intelektualnej jest już zbrodnią przeciwko ludzkości. W końcu kulturę powinniśmy poznawać, dzielić się nią i pielęgnować.
Co zrobić z sytuacją, kiedy sklep zamyka całą bibliotekę gier? Czy nie można porównać tego do pożaru biblioteki Aleksandryjskiej i próbować uratować twory kultury? Przykładem jest sytuacja ze Sklepem 3DS. Oczywiście, jest jeden śmiałek, który próbował uratować wszystkie tytuły z biblioteki. Tyle że znowu. Będzie to zapisane na dyskach i kurzyło się w szafie bez możliwości zapoznania się. W końcu piractwo istniało już w starożytności, kiedy skrybowie przepisywali dzieła literackie, i zostało rozpowszechnione przez Gutenberga, kiedy wprowadził literaturę do masowego odbiorcy. Czy zatem ukrywanie dzieł i pozwalanie na kasowanie z serwerów to działanie, na które powinniśmy się godzić? E.T., który przyczynił się do krachu gier w 1992 roku, jest dziełem unikatowym. Prawa autorskie należą do Atari, ale nie jest już w sprzedaży. Czy więc nie mamy prawa zapoznać się z tą częścią historii?
Konsolowcy
Wątpliwa pozostaje kwestia konsol. Z jednej strony mamy sytuację śmierci konsoli. Konsola przestaje być produkowana, gry przestają być wydawane, oficjalne wsparcie zostaje wyłączone. W sieci jest dostępnych wiele emulatorów, które są dostosowane pod dzisiejsze komputery czy telefony. ROM-y, które zawierają tysiące wydanych gier. I tutaj zaczyna się zabawa, gdzie zachodni znawcy tematu walczą o to, kto ma rację. Część twierdzi, że emulator jest legalny, ponieważ zostały zaprogramowane od nowa. Część twierdzi, że są legalne, o ile posiadasz oryginalny sprzęt i gry, które emulujesz. Kolejni, że emulator jest legalny, ale ROM-y są nielegalne. Inni, że w ogóle emulator to piractwo i powinno być zakazane. Istny cyrk. Z drugiej strony, wśród twórców oprogramowania i sprzętu nie ma co do tego pełnej zgody. Nintendo uwali każdy projekt…, Chociaż oni czepiają się każdego streamu i recenzji gry Nintendo. Sony za to np. w swojej konsoli PlayStation Mini Classic zainstalowało emulator do odpalania…, który jest open source'owy i w sumie nie do końca legalnie na nim zarabiają. W końcu open source jest darmowy i nie do odsprzedaży. Ponadto gry są również romami z nie do końca legalnej dystrybucji. Widać, że całe piractwo zależy od grupy interesów, co jest etyczne i legalne, a co nie. W tej sprawie jeszcze zawrę pytanie. A co jeśli chcemy tytuł, który na danej konsoli lepiej działa i wygląda, ale nie jest w sprzedaży? Czy mogę emulować w lepszej jakości, jeśli posiadam zakupioną kopię na innej konsoli? Przykład "Splinter Cell: Double Agent" wersja Xbox. Jeżeli kupiłem na PC albo na XSX. Nie mogę kupić wersji Xbox, ponieważ wydawca wycofał ją kompletnie ze sprzedaży. Czy moralnie mogę pobrać emulator i ROM, by cieszyć się grą w najlepszej jakości?
Refleksja
Piractwo jest nielegalne... Dzisiaj.
Potrzebna jest dyskusja na ten temat i zmiany w prawie nie tylko polskim, ale międzynarodowym. Czemu? Ponieważ gry wideo stają się częścią kultury, a także nośnikiem zapisków historycznych. Przykład "Assassin's Creed". Można nie lubić serii, ale trzeba przyznać. Ekipa Ubisoftu wykonała kawał świetnej roboty, przygotowując się do pracy. Antyczny Rzym, Grecja, Egipt. Kiedy Katedra Notre-Dame spaliła się w 2019 roku, to Ubisoft posiadał wszystkie skany 3D potrzebne do odbudowy. I teraz wyobraźmy sobie: Nie, nie możemy ich przekazać, ponieważ wstrzymaliśmy sprzedaż gry i licencja jest w zamrażarce. Ile dzieł literackich zostało zawartych w grach. Utworów, oper, artystycznych wizualizacji. Zgodnie z "Right to Participate in Cultural Life – UNESCO", podstawowym prawem człowieka jest prawo do kultury.
Ponadto, czy nie zapala wam się lampka? Chcecie zagrać w tytuł z 2002 roku, a nigdzie nie jest dostępny do zakupu. Nie ma go na rynku wtórnym. Macie pieniądze, ale nie możecie ich wydać. Tylko to nie jest sytuacja, że produkt już nie istnieje. Jest dostępny w wersji cyfrowej na pewnych serwerach. Więc to nie jest problem, że producent nie produkuje tej płytki od 40 lat. Ta pralka jest i czeka w magazynie. Nie uważacie, że coś jest nie tak? Nie uważacie, że ktoś tu robi pewną panią z logiki? Nie wszystkie korporacje są złe. Ba niektóre mają pozytywny wpływ w rozwój ludzkości. Problemem są sytuacje, gdzie ślepy zysk bierze górę.
Część blogu:
https://millenialsplayer.blogspot.com/