Nie patrz w górę. Czyli przemyślenia o Nintendo i nie tylko cz.2
Na początek szybkie sprostowanie. Śmiało możesz przeczytać poniższy tekst nie bacząc na jego protoplastę. Oczywiście będzie mi niezwykle miło, jeżeli zaznajomisz się z podstawiami, ale decyzja leży w Twoich rękach. Teraz przechodzimy już do konkretów. Chcę porwać Cię na wycieczkę najprawdziwszym rollercoasterem, gdzie jazda bez błyskotliwej myśli wytrąci Cię w czeluści błędnych wniosków. A nasza kolejka górska pod banderą koloru czerwonego ma odsłonić rąbek tajemnicy o japońskim gigancie, który znurzony produkcją kart do gry postanowił przejść na wirtualne szlaki growego ekstremum.
Przy okazji nie sposób nie wspomnieć o ciepłym przyjęciu wcześniejszego wpisu. Wielkie dzięki za miłe słowa które sprawiły że łypiąc jednym okiem na "Wojnę Światów", drugim wspierałem rzeźbę poniższego wpisu.
Uwaga! Jeżeli trafiłeś tu żeby przekonać się lub utwierdzić w przekonaniu że Nintendo Switch to dobry zakup, przeskocz pierwszy wyboldowany punkt.
Zakończmy filozoficzne wywody częsci pierwszej
„Właściwy człowiek w niewłaściwym miejscu może mieć znaczenie w świecie.” G-Man, Half-Life 2
Lubimy skrajności. To nie żadna teza. To fakt. Nie chcemy oglądać środka - potrzebujemy emocji. Dotyczy to każdej otaczającej nas sfery. Od polityki, przez podejście do sportu na grach komputerowych kończąc. Może to tylko domysły, ale stawiam tezę że Chińczycy tysiące lat temu przewidzieli wojnę na linii Microsoft Sony tworząc podwaliny pod teorię Yin Yang. Jeżeli coś tam w głowie świta to bardzo dobrze. Mowa o dwóch przeciwstawnych siłach które walczą o dominację jednocześnie pięknie się uzupełniając. Każda ze stron ma też wielką kropę (co możecie sprawdzić na pradawnej rycinie poniżej):
... i o tym aspekcie chyba zapomnieliśmy. Każda ze stron zawiera cząstkę tej drugiej. Mało tego! Faktycznie walczą o dominację ale nie mogą bez siebie istnieć. Skąd miałbym wiedzieć że gry na PS są lepsze nie mając tej słabszej drugiej strony? Wszystko składa się więc w piękną całość.
Odłóżmy więc topory na bok i zachłyśnijmy się pięknem płynącym... z tej trzeciej strony. Zgodnie z obietnicą przybliżę Wam bibliotekę i moje perełki które skradły serce i kilka wieczorów gracza hobbysty z centrum Wrocławia.
Parafrazując cytat G-Mana z HF2 - "Właściwa marka w niewłaściwym miejscu może mieć znaczenie w świecie".
“It’s dangerous to go alone, take this” (The Legend of Zelda)
Kojarzycie to uczucie? Na rynku ma pojawić się nowy sprzęt. To nie jest artykuł pierwszej potrzeby. Ba, nawet nie dziesiątej. Nie ma w tym żadnej logiki ale Wy czujecie w środku że to jest coś co będzie dla Was życiowym game changerem. Nadchodzi premiera, serce wali jak szalone, człowiek czeka na kuriera wyglądając przez okno uświadamiając sobie ile obelg ma w słowniku bo przecież gość miał być między 10 a 12:00 a na tarczy już 12:07?
Ja też nie - najważniejsze produkty, które są osiągalne, kupuję stacjonarnie żeby oszczędzić sobie i kurierowi nerów. Jeden z nielicznych w tym czasie sklepów we Wrocławiu, zajmujący się handlem towarami wielkiego N otwierał się od 9:00. Tak, byłem tam jakieś 20 minut wcześniej...
Ku mojej radości przefantastyczny gość otworzył mi drzwi ze stwierdzeniem: "Wiem wiem, gram od wczoraj, zapraszam...". Po kilkunastu minutach i delikatnym skurczu nóg byłem już w domu i rozpakowywałem premierowego Switcha.
Pierwszym pełnoprawnym tytułem była oczywiście Zelda Breath of The Wild. Na jej temat powstają już poematy, a liczba recenzji mogłaby przygnieść najsilniejszych z nas, dlatego powiem tylko jedno. GRA JEST... dobra? Ale że tylko "dobra"? No nie. Jest inna, jest świeża, ciekawa blablabla. Ustalmy że nie damy jej oceny punktowej. Kto grał ten wie, kto nie grał ten (jeżeli kupi Switcha) pewnie i tak ją nabędzie, czego bym tu nie napisał i jakich mądrości nie spłodził. Podobnie ma się sprawa z całą serią Mario. Znamy wszyscy? To świetnie. Nie grałeś w najnowsze części? To dodaj do frajdy z ostatnio ogrywanej jakieś 300% i zrozumiesz dlaczego ten wąsaty Włoch zagościł w domach dziesiątek milionów ludzi.
Mówiąc zupełnie serio mogę opisać sztandarowe tytuły ekskluzywne, ale nawet na PPE króre ostatnimi laty zaczyna skąpić na recenzjach, mogliśmy przeczytać wszystko co mogło Was zainteresować na temat najważniejszych produkcji Nintendo. Chciałbym Wam przybliżyć kilka tytułów, które sprawiły mi ogromną radochę, które niekoniecznie są exami, a które zostały uszyte na miarę pstryka. To produkcje które tuż przed snem odpalasz na kilka/kilkanaście minut i nagle dostrzegasz pierwsze promyki słońca wkradające się do Twojego łóżka z pomiędzy lekko zakurzonych żaluzji.
“Our princess is in another castle”.
Zanim o grach, garść zasad. Nie opiszę tu całej biblioteki, skupię się na wybranych perełkach. Przed opisem "tej wybranej produkcji", wypiszę tytuły które przez pewien schemat rozgrywki (i mój szalony umysł), zostały skategoryzowane jako "podobne" a już na pewno są co najmniej równie znakomite. To nie są najlepsze gry na świecie, ale tytuły które idealnie wpasowują się w przenośny tryb konsoli. Opisy nie mogą być uznawane za choćby mini recenzje. To luźne myśli posklejane w zdania, które mają na celu zwrócenie Twojej uwagi, drogi czytelniku, na tereny które niekoniecznie miałeś w planach eksplorować. Ze względu na (już teraz), obszerność tego wpisu na początek porozmawiamy o trzech tytułach. Co ważne - wszystkie wymienione poniżej tytuły ukończyłem. Musicie wiedzieć że szanuję swój i Wasz czas więc to będą hiciory. Wszystkie też automatycznie dostają więc nic nieznaczący atest członka społeczności PPE. Skoro wiemy już wszystko...
...teraz będzie na jednym wdechu. Trzymajcie się bo jedziemy!
Jeżeli grałeś i pokochałeś: Celeste, Hollow Knight, Ori (and the blind forest; and the will of the wisps), Horace, Slime-San, Guacamelee!, Shante (all of them!), Cuphead, koniecznie zagraj w The Messenger
źródło: https://www.google.com/url?sa=i&url=https%3A%2F%2Fwww.gram.pl%2Fartykul%2F2018%2F09%2F13%2Fthe-messenger-recenzja-powrot-do-przeszlosci.shtml&psig=
Czasami mam takie wewnętrzne uczucie, odpalając zupełnie nową grę, które można porównać do oglądania spin-offu ulubionego filmy. Niby nowe ale... Hej! Ja to kojarzę, ja widziałem tę miejscówkę. I nagle czujecie się jak w domu. Palce same przeskakują po kolejnych przyciskach pada, a całość wygląda jak niezwykła symfonia Chopina, ogrywana przez utalentowanego japończyka.
Tak, zakochałem się w posłańcu, którym stałem się na jakieś 20 godzin. To staroszkolny platformer. Znienawidzony przez wielu pixel art. Oklepana do bólu postać faceta z maską na twarzy. Ale ludzie! Jakież to jest dobre.
Informacja na temat fabuły: Jesteś posłańcem, twardzielem. Jesteś prawdziwym Ninja. Twoja wioska jest w niebezpieczeństwie. Szatańskie pomioty chcą oskórować Twoich braci. W Tobie cała nadzieja - nie zapominaj, jesteś wybrańcem z zachodu (co prawda miałeś być ciut wcześniej ale najwidoczniej coś Ci wypadło).
To nawet nie brzmi dobrze. Sztampowo, bez polotu... czekaj... to tak miało być? Że dialogi są kapitalne? Że pomimo opierania się o rozgrywkę bardzo dobrego platformera warto czytać sceny dialogowe? Tak. Trzeba czytać jeżeli chcemy co jakiś czas uśmiechnąć się pod nosem dzięki nawiązaniom do naszego growego świata. Mamy tu między innymi jawne wyśmiewanie micro transakcji, mamy smaczki nawiązujące do Ninja Gaiden. I wreszcie, mamy tu naprawdę dobrą grę. Niech nie zwiedzie Was oprawa. To bardzo dobry mięsisty produkt, pełen niespodzianek który daje ogrom satysfakcji. Pierwsze kilka leveli biegniecie i mówicie pod nosem: "to wszystko na co Cię stać?", żeby po kilku godzinach zrozumieć że poziom rośnie, że jest trudniej. Trudniej ale sprawiedliwie. Sprawiedliwość to słowo klucz. Ginąc masz pewność że popełniłeś błąd. Tu nie ma loterii, tu mówimy o Twoich umiejętnościach. Po ograniu Messengera pomyślałem, że to jedna z tych gier dla których zakup Switcha był strzałem w dziesiątkę.
Jeżeli grałeś i pokochałeś: Enter the Gungeon, Binding of Isaac, Rogue Legacy, Hades, Downwell, Dead Cells, Skul, Undermine, Moonlighter koniecznie zagraj w Children of Morta
Szczypta mroku, garść fantasy, pokręcona rodzina mieszkająca na uboczu tytułowej góry. Mieszanka rogalika z grą akcji. Polska wersja na konsoli Japończyków. Klimat wylewający się z ekranu wprost na Wasze spocone dłonie. Witamy w świecie Państwa Bergsonów. Ta gra mogła wysypać się na dziesiątkach elementów. To mix kilku gatunków z szalenie wciągającym gameplayem. Uwaga, tu zagrało wszystko. Nie możesz się nudzić bo każdy człowiek szalonej rodziny ma inne umiejętności i właściwości w walce. Chcesz być turbo tankiem? Nie ma sprawy. Chcesz siepać na lewo i prawo gradem pocisków? Zapraszamy. Tak, to zdecydowanie jedna z tych gier do których pewnie nie wrócę ze względu na brak czasu i rodzinne obowiązki, ale która na zawsze pozostanie w moim serduszku.
Informacja na temat fabuły: Jesteś całą rodziną. Sporą rodziną mieszkającą w przytulnym domku w okolicy góry Morta. Zadanie jest proste. Masz jej strzec jak oka w głowie. Pech chciał że akurat dla Twojego pokolenia nie będzie to łatwe. Nieznana siła czająca się u podnóży tytułowej góry zamienia pobliskie żyjątka w maszkary czyhające na Twoje życie. Wstań i walcz.
Czy naprawdę nikt nie jest w stanie wysilić się na głęboką, intrygującą historię tworząc tego typu gry? Pewnie szanse są ale zapytam przewrotnie "Po co?!". Proponuję zagrać i przekonać się jak mogą wyglądać dobrze skonstruowane lochy, jak dobrze poczytać o relacjach spowijających wszystkich członków rodziny. Jak dobrze stać się jej częścią.
Jeżeli grałeś i pokochałeś: Steam World Dig (1 i 2), Blaster Master (1 i 2), Mark of The Ninja (remastered), Death's Door, Iconoclasts, Cave Story+, Wonder Boy The Dragon's Trap, Monster Boy and Cursed Kingdom, koniecznie zagraj w Owlboy.
źródło: https://andziorka.pl/wp-content/uploads/2016/12/owl.png
Pamiętacje czasy Amigi 500? Część z Was pewnie tak. A dźwięk/stukot dyskietek układanych w takich magicznych pudełkach z przeźroczystym wieczkiem, często zamykanym na kluczyk? Zapach plastiku po wyciągnięciu gry z obudowy komputera? To nie czasy commodere c64 ale błędy związane z zacinaniem się tego okrągłego ustrojstwa ze środka dyskietki (krążek z mylaru – politereftalanu etylenu) przyśpieszały akcję serca.
A grał ktoś w znakomitego Soccer Kid (przy okazji - robię już zapasy na Steam Decka i kupiłem ten klasyk na GOG'u podczas ostatniej wyprzedaży), albo Bubba and Stix? Nie graliście? To chcąc poczuć magię jakiej nie zaoferuje Wam dzisiaj niemalże żadna inna produkcja zapraszam do zapoznia się z Owlboyem.
Informacje na temat fabuły: Otus, pół człowiek pół sowa. Na codzień mieszka w wiosce Villia. Do czasu napadu piratów wiedzie spokojne życie. Zaraz po ich odwiedzinach postanawia wraz z kumplem skopać kilka tyłków. To tyle.
I oby nikt nigdy nie spłycił Wam tej gry. Historia jest arcygenialna. Nawet takiego starego konia jak ja trzymała za gardło i szastała na boki podczas poznawania kolejnych aspektów i relacji świata wykreowanego przez D-Pad Studios. Gra jest przetłumaczona na polski więc nie ma się co wykręcać - jeżeli już tu jesteś i czytasz co chciałbym Ci przekazać drogi graczu, to znaczy że z dialogami z gry dasz sobie radę.
Na koniec, tak na szybko chciałbym pokazać Wam w formie zdjęciowej kilka tytułów które zasługują na Waszą uwagę, a ze względu na fakt że właśnie skończyłem "Wojnę Światów" i dość późną godzinę potraktowałem po macoszemu.
Tak jak nakreśliłem w poprzednim wpisie. Na PPE zarejestrowałem się stosunkowo niedawno. Czytam od lat ale przez brak możliwości wchodzenia w interakcje z innymi użytkownikami, nie zapoznałem zbyt wielu ludzi należących do społeczności PPE. Nie zmienia to faktu że kilka osób kojarzę, w tym... Karate_koks'a. Jego komentarz pod moim pierwszym wpisem sprawił że widzę sens w swojej pracy. To takie światełko w tunelu na drodze zakopania wojennych toporów.
Panie i Panowie, @karate_koks został nawrócony, możemy się rozejść ;)