RetroGranie vol. 2 - Commodore C64
Dzisiejszy wpis powinien trafić głównie do osób, które interesują się epoką piksela łupanego, lub miały przyjemność obcować w młodości z niezwykłym kombajnem lat 80'. Uwaga: o samym sprzęcie będzie wyłącznie kilka ciekawostek. Nie będę rozpisywał się również o akcesoriach, magnetofonach do odtwarzania kultowych kaset, czy mniej popularnych stacjach dyskietek. Wszak każdy szanujący się gracz, niezależnie od wieku, powinien wiedzieć, że wgrywana gra na C64 wymagała ciszy i spokoju. Że w kieszeni dobrze jest mieć śrubokręt do regulacji głowicy, a... i uważać trzeba, żeby śrubki nie odkręcić, bo później musimy poświęcić czas na jej ponowne zamontowanie.
W zamian za to, skupimy się na kilku perełkach świata gier wideo. Przed Tobą drogi czytelniku, główny konkurent zabaw na trzepaku, wieczorynek i zajęć lekcyjnych - Commodore C64.
Przy okazji - wiedzieliście, że historia C64 ma (znaczący) polski wątek?...
Bardzo krótka historia
...bo założycielem Commodore Business Machine (CBM) był Jack Tramiel (Idek Trzmiel), Amerykanin polskiego pochodzenia. Urodzony w Łodzi. Człowiek po przejściach, który przeżył pobyt w Oświęcimiu. W 1947 wyemigrował do USA, gdzie rozpoczął karierę w charakterze mechanika, by po niedługim czasie wstąpić do amerykańskiej armii. Już wtedy musiał wyróżniać się na tle towarzyszy broni, bo jego głównym zadaniem była naprawa sprzętu biurowego.
Kilka lat później otworzył pierwsze przedsiębiorstwo, które zajmowało się naprawą maszyn do pisania, a następnie produkcją kalkulatorów. W 55' zarejestrował w Toronto nową firmę - (CBM). Sama nazwa nie była przypadkiem. Tramiel, któremu militaria nie były obce, chciał zawrzeć w nazwie nowego przedsiębiorstwa stopień wojskowy. Przez fakt, że General i Admiral były już zajęte, padło na Commodore (Komodor - stopień wojskowy marynarki wojennej).
Dla młodego wówczas przedsiębiorcy, celem było rozkochać w sobie "użytkowników domowych". Chciał stworzyć pierwszy komputer dla ludu. Tak powstał - PET.
Niestety nie sprostał on oczekiwaniom swojego twórcy, oraz wyzwaniom użytkowników domowych, trafiając ostatecznie głównie do szkół i biur rachunkowych. Kolejny produkt VIC-20, poradził sobie z tym zadaniem całkiem nieźle. Sprzedał się w kilku milionach egzemplarzy. Sukces przyszedł jednak wraz z jego następcą, w roku 1982, na świecie pojawił się prawdziwy game changer - Commodore C64.
Commodore, zwany pieszczotliwie przez swoich użytkowników "chlebakiem" (co zawdzięczał topornym kształtom), okazał się ówcześnie najlepiej sprzedającym się mikrokomputerem (szacunki wskazują sprzedaż na poziomie 17, do nawet 25 milionów egzemplarzy). Dla przypomnienia, mamy lata 80, elektroniczna rozrywka raczkuje, a w latach 83-85' (głównie na terenie Stanów Zjednoczonych) dochodzi do zapaści rynku gier wideo (tzw. Atari shock). O co chodziło w kryzysie growym? Po ogromnym skoku popularności, ludzie odwrócili się od elektronicznych sprzętów rozrywkowych. Do tego wszystkiego splajtowało wiele firm, głównie tych zajmujących się produkcją gier (ale także samym hardware'em).
Przyczyn było kilka. Wymieńmy więc trzech głównych winowajców.
Niskiej jakości produkcje, z legendarnym już E.T. na czele, którego niesprzedane kartridże wg legend zostały zakopane na wysypisku Alamogordo w Nowym Meksyku (a następnie w 2014 odkopane przez Microsoft).
Lobbingiem producentów zabawek, którzy wpływając na rynek, pozbawili sprzęt do elektronicznej zabawy miejsca na sklepowych półkach.
I najważniejsze, marketingiem Commodore, którego główne hasło reklamowe brzmiało: Po co kupować dziecku konsolę, która odciągnie je od nauki, skoro możesz kupić komputer, który przygotuje je do college'u?
O ironio! Jako że świat nie lubi pustki, miejsce konsol zajęłu mikrokomputery z C64 na czele. Kończąc wątek, sam kryzys zażegnał dopiero... NES. Ale to temat, na zupełnie nowy materiał. Skoro wiemy jak to wszystko się zaczęło, przejdźmy do konkretów.
Esencja
Moje TOP 10, kolejność przypadkowa.
Z góry wielka prośba - wybaczcie pominięcie Waszej "ulubionej" produkcji, ale przygotowanie materiału to jednak pochłaniacz czasu. Z drugiej strony, wszystkie te produkce ograłem, i wiem że zasługują na choćby kilka upamiętniających je zdań.
Bruce Lee - tytułowy fighter wszechczasów, którego zadaniem jest odnalezienie złego czarnoksiężnika. W grze mamy dwóch przeciwników. Czarny Ninja - który każdorazowo chce trafić nas swoim pikselowym kijem, i grubaska Yamo, który w sposób bliźniaczy do naszej techniki, koniecznie chce nam sprzedać kopa z wyskoku. Do dzisiaj pamiętam muzykę, oraz szalenie wciągającą i przyjemną rozgrywkę.
Ciekawostka: gra oferowała zabawę w dwie osoby. Jeden gracz sterował naszym tytułowem bohaterem, żeby drugi w roli "przeszkadzacza", wcielił się w wojownika Yamo.
Montezuma's Revenge
Niespotykanie dobry platformer w którym wcielamy się w szalonego Joe, nieposkromionego poszukiwacza przygów. Trzeba przyznać (z honorem posiadacza C64), że był to port z konkurencyjnej atarynki. Uwielbiałem tę grę i pamiętam, że zagrywałem się w nią jak szalony.
Co ciekawe poziom trudności nie był zatrważająco wysoki, jednak satysfakcja z odnalezienia kolejnego klucza do drzwi dawała niemałą satysfakcję. Jeżeli gra wydawała Ci się zbyt łatwa, zawsze po przejściu danego levelu mogłeś zmienić poziom trudności (w skali 1-9). W latach 80' był to niezwykle udany plarformer - prekursor Lary i Indiany Jonesa.
Ciekawostka: Tytuł gry nawiązuje do potocznego angielskiego schorzenia żołądka, które dotyka turystów odwiedzających egipt.
Rick Dangerous (1 i 2) - bo skoro o Indianie Jonesie już mówimy, to nie wypada nie wspomnieć o jednym z najlepszych platformerów ery C64. To była gra przełomowa, a trudność była równie wysoka, co niesprawiedliwość samej rozgrywki. Przeszkody na mapie zabijały. Zabijały często. Na domiar złego map trzeba było uczyć się na pamięć. W momencie gdy pierwszy raz odwiedzaliśmy daną lokację, nigdy nie wiedzieliśmy czy skok w kolejną przepaść, lub dotknięcie ukrytego przełącznika, nie zakończy się nagłą śmiercią. Talent do gier i wyczucie nie były tu najważniejsze. Doświadczenie - to słowo klucz. Tytułowy Rick strzelał i podkładał dynamit. Co jeszcze? No... ginęliśmy (na wcześniej nic tego nie zwiastujących pułapkach i przeciwnikach).
Ciekawostka: Rick Dangerous to gra która w wyraźny sposób nazwiązywała do Indiany Jonesa: Poszukiwacze zaginionej Arki.
Ghosts and Goblins - mam to szczęście, że rozpisywanie się na temat założeń GnG ułatwił mi niedawny remake. Dodatkowo, pierwowzór można było ogrywać niemalże na każdym (ówcześnie) dostępnym sprzęcie. Przez konsole, komputery, mikrokomputery na automatach w salonach gier kończąc. To tytuł który szczyci się wysokim poziomem trudności, w który grałem latami, i którego nigdy nie udało mi się ukończyć.
Walka z czasem i wszędzie respawnujący się wrogowie... Ludzie jak ja nie lubiłem pochodni (w grze mieliśmy kilka broni, które w zależności od etapu gry wypadały z wrogów). Warto też zaznaczyć, że na końcu każdego poziomu czaił się jakiś twardziel. Dla jasności, ten zwyczajowo był paskudnie trudny.
Ciekawostka: Seria sprzedała się w przeszło 4 mln egzemplarzy i jest trzynastą najlepiej sprzedającą się marką Capcomu.
Giana Sisters (The Great)
Za powstanie przygód dziewczynki z irokezem, odpowiedzialna była niemiecka ekipa Time Warp Production. Na temat samej produkcji powstał ogrom materiałów. Z jednej strony niebywale udany platformer, z drugiej, "mocno" nawiązująca stylistyką i stylem rozgrywki, kopia wąstatego hydraulika. Trzeba jednak zaznaczyć że sama zabawa była na ówczesne czasy niesamowita, i z sukcesem zapełniała lukę niedostępnej serii spod znaku "N". Ciekawym elementem zabawy, był nacisk na znajdźki. Zdecydowanie bardziej rozbudowane. Umożliwiały upgrade naszej broni, oraz kilka dodatkowych bonusów, w tym unieruchomienie wszystkich wrogów na ekanie (bomba) czy zdobycie dodatkowego życia (ostatnia znajdźka - fajka). Nie będzie zaskoczeniem jeżeli powiem, że mamy także kilka tajemnych przejść umożliwiających przeskoczenie do dalszych poziomów, czy pomieszczenia wypełnione diamentami. Giana także dorobiła się następców (a nawet zawalczyła o powrót na kickstarterze).
Ciekawostka: Giana Sisters została wycofana że sprzedaży. Nintendo nie odpuszczało nikomu.
Bubble Bobble - gra kojarzona głównie z salonami gier, trafiła także na C64. Wspaniała zabawa - kolorowy relaks. Rozgrywka dla dwóch osób sprawiała ogrom frajdy, a gameplay nie zestarzał się w najmniejszym stopniu. Podobnie jak GnG czy Giana, Bubble Bobble również doczekały się kolejnych części i również można je kupić niemalże na każdej dostępnej platformie do gier. Ostatnio chciałem kupić czwartą część (na Switch'a), która w zestawie posiada także swojego poprzednika ale... mocno zniechęciła mnie cena.
Ciekawostka - NovaLogic, producent gry, zalecał grę na dwie osoby bo tylko w ten sposób można było ukończyć tytuł.
Boulder Dash - kolejny "hitowy" tytuł. Połączenie gry logicznej i zręcznościowej. Podstawowe elementy fizyki z odrobiną fantazji gracza pozwalały budować śmiercionośne pułapki dla naszych wrogów. Ci w zależności od gatunku mogli zostawić kilka diamentów. Same świecidełka były niezbędne do ukończenia poziomu. Dopiero po uzbieraniu wymaganej liczby pojawiało się przejście do kolejnej planszy. Podobnie jak większość gier lat 80', BD wylądował na kilku platformach. W 91' wydano remake o tytule Supaplex.
Ciekawostka: oryginalny Boulder Dash sprzedał się w niebagatelnej ówcześnie liczbie 500 tysięcy egzemplarzy.
International Karate+ - i plus nie jest tu bez znaczenia. W pierwowzorze walczyło tylko dwóch wojowników. Gra już wtedy była dobra. Jednak rozgrywka z dwoma przeciwnikami, pokazała jak fantastyczną dawkę dobrej zabawy może dać oklepywanie przeciwników przy zachodzie słońca. W zależności od wyprowadzonego ciosu otrzymaliśmy określoną wartość punktową. Zwyciężał gracz który zaoszczędził największą liczbę z sześciu kulek życia. Po dwóch wygranych rundach możliwe było rozegranie rundy bonusowej, w której nasz figter musiał zmierzyć się z kolorowymi piłeczkami.
Ciekawostka: odpowiednim klawiszem na klawiaturze można było... ściągnąć spodnie do kolan wszystkim walczącym na arenie, w tle pojawiał się m.in. Pac-Man
Archon - dla mnie gra przełomowa. To kolejny port z Atari, który pomysłowością nawet dzisiaj bije na głowę wiele indykowych tytułów. Tytuł był przedstawicielem gatunku zręcznościowej strategii. Dwie walczące ze sobą strony. Drużyna "jasnych" i "ciemnych". Dla mnie to idealny obraz dark fantazy lat 80'. Na planszy przypominającej szachownicę poruszaliśmy naszą armią, a ustawienie dwóch bohaterów z przeciwnych drużyn na tym samym polu skutkowało przeniesieniem na arenę, na której następowała dynamiczna walka. Prawdziwe dzieło sztuki i niezwykła innowacja w świecie gier. Remake mógłby spokojnie zawojować o nasz czas, nawet 40 lat po premierze swojego prekursora.
Ciekawostka: Wydawcą Archona był Electonic Arts
Spy vs Spy - to była niezwykła gra akcji. Każdy ze szpiegów miał za zadanie unieszkodliwić swojego oponenta, i opuścić budynek zwiedzanej ambasady. Zakładanie pułapek było kwintesencją zabawy. Dla każdej lokalizacji w grze ustawiany był zegar odliczający czas. Jeżeli wpadłeś w pułapkę wroga, Twój czas się kurczył, co zbliżało Cię do porażki. Ciekawa rozgrywka, świetna komiksowa oprawa graficzna - całość ciepło przyjęta przez czasopisma branżowe lat 80'.
Ciekawostka: Spy vs Spy była grą na podstawie komiksu z lat 60'
Game Over
Dobręliśmy więc do końca. Trzeba pamiętać, że gier na C64 powstało powyżej tysiąca. Składanki, które można było znaleźć na kasetach przyprawiały o zawrót głowy (gry można było także uruchamiać z kartridżów, po wyciągnięciu posiadanego niemalże przez wszystkich Black Box'a).
Niezapomnianym pozostaje także dźwięk wgrywanej gry, strach przed pojawieniem się "errora", i radość... bo przecież to nasze hobby do dzisiaj.
Tytuły których nie opisałem powyżej, a które wspominam z łęzką w oku to m.in.: Turrican, Maniac Mansion, Lode Runer, Pirates!, Last Ninja, Creatures, Rainbow Island, Skate or Die, Ghostbusters, Flimbo's Quest czy Impossible Mission. A na sam koniec zdjęcie gry, dzięki której zrozumiałem, co moi rodzice widzą w spędzaniu "wolnego czasu" w pracy...
Do przeczytania następnym razem.