Super Mario Bros. Film - (MINI) wrażenie po seansie

BLOG RECENZJA
768V
user-81511 main blog image
play69 | 12.04.2023, 11:46
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Podczas premiery na największych światowych rynkach, i w oczekiwaniu na majową premierę w Polsce, we Wrocławskim Cinema City udało mi się zakupić trzy bilety na film o wąsatym hydrauliku. Nie wiem czy radość była większa po stronie ojca czy syna (6 lat), wiem jedno - świetnie bawiła się moja druga połówka, która Mario kojarzy, a przecież nigdy wybitnym graczem nie była...

Szybki akapit prywaty. 11/04/23, godzina 18:00. Ekspresowa kolacja po zakończeniu pracy, pakujemy się z synem i żoną do samochodu i pędzimy ulicami zakorkowanego miasta do galerii "Wroclavia". Na miejscu kilku geeków w koszulkach gwiezdnych wojen, zapalonych graczy (swój swego pozna), rodziny z dziećmi i na deser ekipa z CD-Action, która najpewniej za moment wrzuci swoje odczucia po seansie do sieci. Popcorn w łapę i zaczynamy... 30 minut bloku reklamowego... Ehhh... Jak ja odzwyczaiłem się od kina.

Dla jasności (nie chce Wam psuć zabawy), spojlerów nie przewiduję. W tekście nie uświadczycie niczego ponad wrzucone tu i ówdzie trailery i zapowiedzi. Całość ma Wam zobrazować to co działo się w naszych głowach  (tata, mama i syn) podczas seansu i odpowiedzieć na pytanie, dlaczego warto zobaczyć Mariana, ale niekoniecznie na dużym ekranie. Nie będę też opowiadał o obsadzie, kompozytorach i innych technikaliach filmu. Te informacje bez trudu znajdziecie na każdym portalu filmowym.

I jeszcze jedna ważna sprawa. Pomimo zakupu biletu przez stronę WWW, i wybraniu opcji film 2D, okazało się że na wejściówkach pojawiła się informacja: "seans z napisami pl". Tak, nie ocenię więc dubbingu bo go nie uświadczyłem. Tak, czytaliśmy na zmianę do ucha naszemu smykowi treści z ekranu. Nie, nie słuchał nas wcale... Był zaaferowany wydarzeniami w świecie, który pokochał szczerą miłością podczas rozgrywek na konsoli Nintendo (o czym powiedział nam po wyjściu z kina). Dlaczego zapytacie? Już Wam wyjaśniam.

Na pierszy ogień pójdzie strona wizualna. Ludzie... jakie to było dobre. Żywe kolory, przepięknie rysowane światy, odwzorowanie postaci... i wszystko to co mogliście zobaczyć w dziesiątkach innych "bajek" w minionych latach. Czym więc Mario mnie zachwycił? Tym że każdy świat przedstawiony w animacji znałem. Każdy detal i zakamarek, od zamku Księżniczki Peach do złowrogich terenów Bowsera. To wszystko przyprawione niezwykłym czarem (Braci Mario) zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Poczułem się jak dzieciak, który dostał najpiękniejszą grę od czasu Mario Odyssey. Już w połowie seansu wiedziałem że będzie on za krótki, niezależnie od czasu jego trwania

Muzyka podkreślała to co widzieliśmy na ekranie. Komponowała się idealnie z wydarzeniami (i miałem tego nie robić ale...), Jack Black wcielający się w Bowsera powinien dostać nagrodę za idealne wpasowanie się w odgrywaną postać. Nie tylko oddał niezwykłego ducha głównego antagonisty - ten człowiek stworzył coś unikatowego czego nie zapomnę przez bardzo długi czas.

Czy historia jest intrygująca? Pewnie że nie. Nie spodziewajcie się animowanej sztuki, której historia pozwoli Wam stać się lepszymi ludźmi. W zasadzie po wyjściu z kina doszliśmy do wniosku że Mario jest pozbawiony fabuły... i to nie jest żaden zarzut. Co więcej - myślę że to nie jest jego rola i nie takie były intencje twórców. 
Mario to przygoda, która brnie przez platformery, wyścigi Mario Kartowe, Smash Brosa i wiele, wiele więcej. Fabuła jest tylko pretekstem do przedstawienia ogromu pomysłów twórców gier. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że Super Mario Bros. Film, to w rzeczywistości wielka reklama uniwersum stworzonego przez Nintendo. Przedsmak przygody która jest w zasięgu ręki po nabyciu japońskiej konsoli. 

I ja to wszystko kupiłem. Mamy więc żarty dla najmłodszych, podczas których syn śmiał się w niebogłosy, i gagi gdzie mój wzrok napotykał wzrok żony z pytaniem: "Hej, czy tylko ja to usłyszałem!?". Na seans (tak myślę), w większości wybrali się ludzie dla których Mario to kumpel z (co najmniej) lat młodości. Pewne sytuacje które miały miejsce na ekranie bawiły mnie (i większość sali) - a w tym samym czasie moja żona (o której już wspominałem że z Marianem jest na bakier) patrzyła ze zdziwieniem i niezrozumieniem. To pokazywało pewną magię znajomości tego świata. Przewagę osób które "grają w gry", i pewne subtelności które powodują mimowolny uśmiech. Momentami czułem się tak, jakby obok mojego fotela stał sam Shigeru Miyamoto i szeptał żarty skrojone tylko dla mojego ucha. 

Zapytałem syna po seansie czy nasze wyjście było udane. Odpowiedź była oczywista: "tata, a możemy zobaczyć to jeszcze raz?". Był zachwycony! Wiem że po częsci (z mojej winy/zasługi) żyje w tym świecie. W weekendy ma po dwie godziny grania które spędza z Nintendo Switch i wszystkicmi częściami Mario. Dla niego była to wyjątkowa przygoda.

Dla mnie? Dla mnie było w punkt. Jeżeli widzieliście moją stronę blogową to wiecie że z grami retro żyję od czasu gdy nie były retro. W trakcie filmu nie miałem przemyśleń o sytuacji na świecie, nierównościach społecznych, mniejszościach... Nie. Ja się przez te 90 minut świetnie bawiłem, mogąc przyglądać się przygodzie, która składała się z serii gagów, easter eggów i nawiązań do świata Nintendo. 

Na koniec moja żona, czyli osoba bez "japońskich korzeni". Jej również wszystko zagrało. Może nie tak bardzo jak mi i mojemu 6-latkowi, ale nie dało się ukryć że to nie był zmarnowany czas. Bawiliśmy się wszyscy naprawdę dobrze. Na tyle, że w maju wybierzemy się ponownie (tym razem już z dubbingiem i na trochę lepszych miejscach niż 3 rząd przed wielgachnym ekranem).

Oceń bloga:
13

Atuty

  • Nareszcie udany świat Mario na wielkim ekranie
  • Dziesiątki easter eggów
  • Każdy zapaleniec Nintendo poczuje się tu jak w domu
  • W czasach wszechobecnej polityki warto zobaczyć animację bez podtekstu
  • Muzyka!

Wady

  • Fabuła tu w zasadzie nie istnieje (nie musi... ale mogłaby...)
  • Czasami mamy wrażenie że oglądamy zlepek mini seriali, aniżeli pełnoprawną historię na 90 minut...
  • ...a to 90 minut to niestety zdecydowanie za mało
Avatar play69

play69

Brak poprawności politycznych, brak urozmaiceń i wartości nowego świata. Czysta podróż do lat 90'. Dużo zabawy i nieskomplikowanego poczucia humoru. Jeżeli nie jesteś szalonym fanem wąsatego hydraulika, możesz poczekać na swój seans w domowych pieleszach (i odjąć od oceny końcowej 1-2 oczka)... No chyba że masz dzieci... zabierz je koniecznie do kina bo to zabawa szyta na miarę każdego szkraba (i fana Nintendo) na świecie.

8,0

Komentarze (22)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper