Children of Morta (PC/PS4/XOne/Switch) - wszystko zostaje w rodzinie
WAŻNE! Wpis pochodzi z mojego bloga na platformie blogspot: jeżeli natrafilibyście na niego jakimś cudem i będę tam podpisany imieniem i nazwiskiem: to ja. Nie wystawiam też ocen liczbowych stąd "0" w metryczce KONIEC WAŻNEGO!
Nigdy nie grałem jakoś przesadnie dużo w rogaliki, ale te z jakimi miałem styczność - czy też dalej ją mam - wspominam całkiem miło. Przy obu częściach The Binding of Isaac spędziłem masę godzin, zapowiada się na to, że w Hadesie od Supergiant Games także wtopię ich masę. Nie uważam się jednak za gatunkowego eksperta, a więc wybaczcie ewentualne błędy czy nietrafione porównania w poniższym tekście. O Children of Morta po prostu napisać bardzo chcę, bo nie śledząc informacji na jej temat i kupując ją raczej z polecenia...oniemiałem. Dostałem bowiem nie tyle grę rogue-lite, co raczej proste RPG z mechaniką przemierzania lochów w guście dzieł z tego gatunku, do tego bardzo mocno nastawione na opowiadanie historii. I jest to mix absolutnie wybuchowy!
Cień Morty
W Children of Morta przyjdzie nam śledzić perypetie rodziny Bergsonów. Ród ten od pokoleń strzeże tytułowej Morty, mitycznej góry. Od pewnego czasu jednak coraz śmielej w zamieszkałej przez nich krainie zaczyna panoszyć się zjawisko zwane Zepsuciem. Tam gdzie niegdyś panował pokój, teraz zaczynają pojawiać się plugawe potwory. Taka w tym rola Bergsonów - a w tym i gracza - aby odnaleźć źródło Zepsucia i przywrócić niegdysiejszy porządek.
Źródło: https://cutt.ly/wgz7Iyo |
Do naszej dyspozycji zostanie oddana cała ogromna familia, której członkowie raz za razem będą przemierzali liczne lokacje w celu uwolnienia krainy od mrocznych mocy. Jeżeli jednak myślicie, że po tym zdaniu przejdę do opisu rozgrywki, to grubo się mylicie. Jak dobra by ona nie była - a co wam mam nadzieję skutecznie przekażę później - tak do Children of Morta przykuło mnie coś całkowicie innego. A to "coś innego", to ni mniej ni więcej, a...sami Bergsonowie.
Są oni bowiem familią całkiem w swojej niezwykłości...normalną. Ot, bronią niby wszystkich od złych mocy, ale w przerwach siedzą sobie przy stole, czytają książki, tańczą (oj, ta scena...) czy bawią ze zwierzakami gdzieś na dworze. Babcia robi swoje, wujek coś "grzebie w garażu", a tata z fajką buja się na krześle przy kominku. Historię w Children of Morta będziemy poznawać głównie przez takie małe interakcje. Ot, mąż zaprosi do tańca żonę, córka będzie szyć z łuku na dworze, a narrator wszystko to skomentuje. Taki to typ opowieści, że bohaterowie nie wymówią ani słowa: zrobi to za nich charyzmatyczny narrator. Swoim ciepłym głosem opisze emocje postaci, więzi i zachodzące zmiany. Jest to rozwiązanie, dzięki któremu gra ze wszech miar zyskuje na klimacie. Nie tyle zżywamy się dzięki niemu z pojedynczymi postaciami, co z rodziną Bergsonów jako całością.
Źródło: https://cutt.ly/Cgxgbon |
Nie każdy z bohaterów jest grywalny, ale wszyscy dostają w ten czy inny sposób swoje pięć minut. Aby nie psuć wam jednak zabawy z samodzielnego odkrywania mechanik, powiem tylko o części z nich, tym też sposobem "płynnie" przechodząc do opisu rozgrywki. Z "podziemia" w mieszkaniu Bergsonów wybierzemy się do konkretnych lokacji i tak po ukończeniu jednej, odblokujemy kolejną. Poszczególne segmenty (zazwyczaj 2-3, a wszystko zakończone walką z bossem) musimy ukończyć "na raz", inaczej wzorem innych rogalików zaczniemy całość od początku. Spośród dostępnych na początku bohaterów - reszta odblokowuje się wraz z rozwojem fabuły - wybieramy jednego i no...schodzimy.
Już jednak tutaj czeka nas bardzo fajny myk, a gra wymusi na nas chociażby spróbowanie każdej z postaci. Po czasie bowiem, kiedy często będziemy wybierać jedną, zacznie ją ogarniać Zepsucie. Wiąże się ono ze sporą karą do statystyk i chociaż dalej możemy kimś takim grać, nie będzie to zbyt efektywne. Taka sytuacja wymaga odczekania jakiegoś czasu i kilku "przebieżek" jako ktoś inny, a po czacie będziemy mogli wrócić do ulubieńca. Może to dla was brzmieć jak coś niesamowicie irytującego, ale wierzcie mi lub nie...to się naprawdę sprawdza. Zanim konkretny członek rodziny zostanie dotknięty przez zepsucie, upłynie całkiem sporo czasu. Nawet jeśli to w końcu nastąpi, czas spędzony na korzystaniu z innej postaci nie będzie nigdy stracony. Rozwijając danego Bergsona, rozwijamy bowiem też umiejętności dla wszystkich innych i np. przy konkretnym ataku Linda będzie mogła przywołać nawałnicę mieczy Johna.
Każdego z Bergsonów rozwijamy tak na jego indywidualnym drzewku rozwoju (za zdobywane doświadczenie) jak i poprzez zdobywane pieniądze, pomiędzy kolejnymi runami. Gra tutaj daje nam pewną dowolność i możemy postawić na takiego "jack of all trades" (przepraszam za zangielszczenie, ale polska "złota rączka" nie za bardzo mi tutaj pasuje) albo postać specjalizująca się w atakach krytycznych czy poruszającą się niczym błyskawica. Do tego wszystkiego mamy znajdywane runy czy totemy, mogące wspomóc nas w walce. O niej samej nie będę pisał wiele, bo ani suchy opis ani gameplay nie oddadzą dobrze tego jak się w to gra, a wręcz zniechęcą: tutaj trzeba zwyczajnie chwycić w dłonie pada/myszkę z klawiaturą i dać się porwać wszystkiemu. Jest dynamicznie, bardzo szybko, wrogowie nacierają ze wszystkich stron, a my musimy wykazać się nie lada umiejętnościami na niektórych dalszych etapach. Nie jest to gra diabelsko trudna, ale wyzwanie stanowi sensowne. Nie opisuję tutaj też walki jako takiej, bo i każdym z Bergsonów gra się całkowicie inaczej. John jest najbardziej wypośrodkowany, walcząc mieczem i tarczą, Lydia szyje na odległość z łuku, a Joey zamachuje się powoli ogromnym młotem i wykonuje potężne szarże. Moim ulubieńcem został jednak skaczący od wroga do wroga i walczący na bliskiej odległości mnich Mark. Już po premierze została do gry dodana jeszcze jedna postać, ale tą konkretną - jej imienia nie zdradzę - grałem bardzo niewiele.
Źródło: https://cutt.ly/5gxvB1c |
Wracając jeszcze na chwilę do fabuły, muszę powiedzieć, że poza bardzo dobrą narracją, kryje w sobie jeszcze kilka ciekawych niespodzianek. Otóż większość scenek ją opowiadających zobaczymy...po śmierci. Tak, to ten typ gry gdzie "warto umierać", bo przelatując przez Children of Morta jak burza, ominie nas wiele naprawdę "krzepiących serce" przerywników. Tutaj praktycznie za wszystko jesteśmy w jakiś sposób nagradzani: za dobre wyniki kolejnymi etapami, za śmierci fabułą.
Przed zagraniem spotkałem się z kilkoma zarzutami co do zakończenia, ale nie powiem żebym je podzielał. Bez spoilerów mogę powiedzieć, że będzie "dokładnie takie, jak się spodziewacie". Możliwe, że właśnie to jest zarzutem, ale no cóż...mnie się podobało. Zresztą sama konkluzja i wyjaśnienie tajemnicy stojącej za Zepsuciem było w pełni satysfakcjonujące. Całość jest historią kompletną, nie trzeba nic sobie dopisywać. Dzięki licznym, znajdywanym w trakcie gry notatkom i dodatkowym scenom w lochach, jak najbardziej jednak swoją wiedzę na temat świata poszerzyć można.
Źródło: https://cutt.ly/LgxbYBt |
Oprawa graficzna na pierwszy rzut oka może odrzucić, ale wystarczy chwila, aby w pełni docenić te pełne detali tła i kolorystykę. Modele postaci są mocno "pikselowe", ale nigdy nie odczułem aby wynikało to z lenistwa twórców, a raczej z obranego kierunku artystycznego. Jak jednak mówię: nie jest to poziom chociażby nowego Hadesa, którego "stylówa" spodoba się raczej każdemu. Mnie jednak Children of Morta kupiło i przykuło oczy do ekranu. Muzycznie już gra aż tak do pieca nie daje, ale fajnie tam sobie "plumka" w tle. Jedyny głos jaki usłyszymy to narrator, ale ten wystarcza: Ed Kelly radzi sobie w swojej roli równie dobrze jak Logan Cunningham w grach Supergiant Games.
Źródło: https://cutt.ly/PgxWbxu |
Children of Morta nie jest jednak ustrzeżone od wad, nawet jeżeli do tej pory tylko się zachwycałem. Ogrywałem wersję PC i grze zdarzyło zawiesić się raz czy dwa na ekranie ładowania, czasami też nie odczytywała moich ustawień i wszystko musiałem konfigurować od nowa. O wersjach na "duże" konsole nie powiem za wiele, bo styczności z nimi nie miałem, ale na Switchu ponoć w okolicach premiery było całkiem sporo błędów. Podejrzewam, że już dawno są połatane, ale lepiej dmuchać na zimne: w razie czego ostrzegam. Całość jest też dosyć krótka jak na rogalika (na liczniku Steam mam 27 godzin, ale rzeczywistej gry będzie o wiele mniej: często leciała mi odpalona w tle) i nieprzesadnie zachęca do ponownego przejścia zaraz po jej ukończeniu. No chyba, że aż tak bardzo kusi nas wyższy poziom trudności czy doświadczenie gry w co-opie. Za 80 zł (tyle gra kosztuje na Steam, kilkukrotnie była zresztą przeceniana) jednak warto. No i według twórców z jakiś czas czeka nas płatne DLC, a i często całość jest rozszerzana o drobne dodatki.
Odrobina Nadziei
Children of Morta jest produkcją zdecydowanie godną polecenia i nie żałuję żadnej wydanej na nią złotówki. Niekoniecznie przypadnie do gustu największym fanom gier rogue-like/lite (ci niech lepiej zainteresują się Hadesem), ale już osoby szukające ciekawej, momentami wzruszającej historii i lekkiego RPG, zaledwie "podlanego" rogalikowymi mechanikami nie powinni być zawiedzeni. Ja nie byłem.