Growe podsumowanie 2022: Kerrou Edition
Jak szybko ten 2022 rok się zaczął, tak samo minął. Przecież dopiero co pisałem podobne podsumowanie! Ten mijający czas był dla mnie momentami wyjątkowo ciężki, pierwsze miesiące 2023 zapowiadają się tak samo, ale na szczęście wszystko powoli już zmierza ku dobremu. Next-geny (czy raczej current-geny, aż tak nowe to one już nie są) na dobre rozgaszczają się w coraz większej liczbie gospodarstw domowych, a gry powoli zaczynają pokazywać, że pora na dobre odciąć starą generację. Niestety nie zawsze w pozytywnym sensie, bo zamiast szałowej grafiki i genialnych mechanik, dostajemy powrót 30 klatek.
Trzeba jednak patrzeć na pozytywy. Twórcy coraz bardziej zaznajamiają się z nowymi platformami (ciężko, żeby po takim czasie było inaczej), a więc liczę, że doczekamy się w nadchodzących latach prawdziwych petard. Tak jak i rok temu, wiele oczekiwanych przeze mnie produkcji przesunięto na przyszły (czy raczej już obecny) rok. Zarówno Dziedzictwo Hogwartu, jak i Final Fantasy XVI dostały jednak daty premier, a więc liczę, że to będzie "ten czas", a w kolejnym podsumowaniu pojawią się na mojej liście.
Tegoroczne kategorie jednak zmianie nie uległy, a więc kto czytał mój ostatni wpis, wie czego się spodziewać. Poniżej możecie jednak na nie wszystkie zerknąć.
- Honorowe wyróżnienia (czyt. nie ukończyłem ich/nie wpasowały się w inne kategorie, ale byłyby na liście wysoko)
- Największe zaskoczenie
- Największy zawód
- Najlepsza fabuła
- Najlepsza grafika
- Najlepsza wizja artystyczna
- Najlepsza muzyka
- Najlepsza gra, do której koniecznie muszę wrócić
- Najlepsza gra mająca premierę w tym roku
- Najlepsza gra, jaką ukończyłem w tym roku
- Oczekiwania na 2022
Tym razem w kilku kategoriach, z wyszczególnieniem GOTY, miałem największy problem. O to miejsce walczyły aż trzy tytuły, gdzie wygrać niestety mógł tylko jeden. Czy wybrałem dobrze... no raczej tak, w końcu to tylko moja lista, na żadne ogólnoświatowe rankingi nie wpłynie ;) Dobra, przejdźmy w końcu do "mięska", zaczynając od Wyróżnień Honorowych, a jest ich w tym roku sporo. O dobrych grach jednak wspomnieć trzeba, w czym brak ich ukończenia/pasującej kategorii nie musi być problemem ;)
PS.
Zeszłoroczny tekst pisany był w lekkim pośpiechu, teraz postanowiłem nie popełniać podobnego błędu. W ramach zadośćuczynienia dwa tytuły, które ograłem w zeszłym roku, pojawią się na liście tutaj. Jeden jako "wyróżnienie honorowe" (aczkolwiek po dłuższym namyśle to właśnie on, a nie Village, byłby moją ostatnią "grą roku"), a drugi w kategorii "wizji artystycznej".
Honorowe wyróżnienia
Pierwszą grą, jaką chciałbym wam przedstawić, jest Chaos the Game aka Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin. Od razu napiszę, miejmy to z głowy: tak, Chaos był jedną z trzech produkcji, jakie walczyły u mnie o GOTY. Byłem kupiony już przeciekami, później zwiastunami, a kiedy w końcu dostałem grę w swoje łapy, nie odpalałem nic innego, aż jej nie skończyłem. Fenomenalna, dająca masę frajdy rozgrywka, a całość podlana (tak, nie żartuję!) naprawdę przyjemną, a pod koniec nawet całkiem wzruszającą, fabułą. No i ten "edgy" przesadzony "feel" lat 2000. O masie nawiązań do praktycznie każdej "dużej" odsłony serii nawet nie mówię.
Już nie mogę doczekać się premiery ostatniego DLC pod koniec stycznia. Siadam wtedy przed konsolą, biorę się za wszystkie trzy na raz, i nie ma mnie aż do premiery Dziedzictwa Hogwartu. Mojej recenzji możecie więc oczekiwać, kiedy wszystkie będą ograne, bo skoro już i tak zwlekałem tak długo, to dodatkowy miesiąc już chyba nikogo nie zbawi 😉
Kolejnym pretendentem do gry roku, któremu jednak nieco do tego miana brakło, było Triangle Strategy. Fenomenalna produkcja, która sprawiła, że przez blisko 60 godzin nie mogłem oderwać się od Switcha. Oprawa HD-2D, świetna muzyka, oraz wciągająca jak diabli, pełna politycznych intryg fabuła. Dużo osób odbiło się od przytłaczającej wręcz momentami ilości dialogów, ale że sam nic przeciwko Visual Novel nawet i czystej krwi nie mam, nie przeszkadzało mi to. Szczególnie kiedy opowiadaną historię śledziło się tak dobrze.
Nieco dłuższą opinię mojego autorstwa znajdziecie tutaj.
Jestem ogromnym fanem serii Xenoblade Chronicles, także na liście nie mogło zabraknąć jej najnowszej odsłony. Po absolutnie fatalnym Torna - The Golden Country (nawet nie próbujcie zmienić mojego zdania), trójkę przywitałem z otwartymi ramionami. Cała masa grania jeszcze przede mną, ale już teraz widzę, że w prywatnym rankingu będzie stała nawet nieco ponad dwójką, a czy przebije jedynkę... czas pokaże.
Xenoblade Chronicles 3 to genialny tytuł, który pokazuje, jak dużo mocy drzemie w niepozornym Switchu. Gigantyczny otwarty świat, świetnie napisane postacie, oszałamiająca oprawa graficzna, a to wszystko w akompaniamencie chyba jednej z najlepszych ścieżek dźwiękowych ostatnich lat. Po cichu życzę samemu sobie, żeby za rok XC3 pojawiło się w którejś z "głównych" kategorii, a nie tylko w ramach wyróżnień.
Pora na wyprawę na Dziki Zachód, bo Evil West sprawiło, że ponownie, po kilkumiesięcznym okresie wypalenia, zachciało mi się na nowo grać w cokolwiek. W pełni liniowa, czerpiąca garściami z produkcji z okresu 6/7 generacji konsol. Brak tony znajdziek, odgałęzień, zadań pobocznych, otwartego świata. Po prostu idziemy i obijamy wampirze mordy. Że technicznie nie jest idealnie? No i trudno, tyle frajdy, co z wcielania się w Jessego Rentiera przez te kilka godzin, nie miałem już dawno. Więcej pod tym linkiem.
Square Enix w tym roku nieźle poszalało, nielicho rozpieszczając fanów "japońszczyzny". Jedną z produkcji, jakie wypuścili, było The DioField Chronicle. Jest to dosyć specyficzna strategia dziejąca się w czasie rzeczywistym, budząca na pierwszy rzut oka spore skojarzenia z Fire Emblem: Three Houses. Wystarczy jednak pograć kilka chwil, a zobaczy się, jak bezsensowne są to porównania. Produkcja SE nie oferuje bowiem dużej ilości "socjalizowania", romansów, czy typowej "anime" stylistyki. Jest dużo poważniejsza (aczkolwiek i humoru nie brakuje, ale bardziej "stonowanego"), a przy tym "mniejsza", gołym okiem widać raczej niski budżet.
Nie przeszkadza to mi się jednak świetnie przy niej bawić, bo rozgrywka naprawdę piekielnie wciąga. Mamy do czynienia ze starciami w czasie rzeczywistym, gdzie dowolnie przemieszczamy nasze jednostki po planszy, wybierając w razie konieczności ich umiejętności, wzywamy potężne summony, czy korzystamy z mikstur. Misje trwają ok. 5-10 minut, także nic nie stoi na przeszkodzie odpalić DioFielda na chwilkę, po czym zając się czymś innym. W moim przypadku to jednak nigdy nie wypala, a kończy się na zdecydowanie dłuższych sesjach. Wszystkim chętnym polecę szczególnie wersje na PC lub Switcha; tę pierwszą ze względu na sterowanie (idealne pod myszkę z klawiaturą), a drugą na kompaktowość. Naprawdę bardzo miłe zaskoczenie, nie spodziewałem się aż tak dobrej produkcji.
Tej gry chyba nikt się nie spodziewał na żadnej tego typu liście, co? A jednak na jakiejś się znalazła. Valkyrie Elysium to bowiem bardzo sympatyczne RPG akcji, które nie ma co prawda startu do chociażby Stranger of Paradise, ale dalej dało mi kilka godzin naprawdę solidnej rozrywki. Nie jestem fanem oryginału z PS1 (ukończyłem wydanie na PSP, Valkyrie Profile: Lenneth), historii nie udało się mnie wciągnąć, stylistycznie nie porwało, a sam (przegenialny, to muszę przyznać) system walki to było nieco za mało. Nie oczekując więc po Elysium wiele - ale i nie będąc do niego uprzedzonym - podszedłem do wersji demo z lekką rezerwą, a okazało się, że nie jest wcale tak źle. Kiedy więc dostałem pełną wersję na urodziny od znajomych, bardzo się ucieszyłem, mogąc wsiąknąć w ten świat na nieco dłużej.
Czy więc polecam najnowszą "Walkirię"? W pełnej cenie nie, ale wypatrujcie jej na wyprzedażach. W niższej cenie warto dać szansę, mając jednak na uwadze, że zbyt dużo punktów wspólnych z oryginałem tutaj nie znajdziecie. Jeżeli jednak nastawicie się na po prostu fajnego "akcyjniaka", to właśnie to dostaniecie.
Folklore wyszedł na początku życia PS3, z tego też powodu częściowo jest swego rodzaju "pokazówką" możliwości pada Sixaxis. W walce korzystamy więc z żyroskopu na potęgę, czy to próbując "utrzymać" kontroler w miejscu, czy machając nim jak debil na wszystkie strony.
Sama gra ma do zaoferowania znacznie więcej niż to, a nie znalazła się na miejscu mojej gry roku tylko dlatego, że jeszcze jej nie ukończyłem. Genialny klimat, wciągająca fabuła, świetna muzyka. Całość trochę przypomina znane z PS2 Okage: Shadow King, tylko nieco bardziej "realistyczne", bez karykaturalnych postaci. Mógłbym się tak długo rozpisywać o tym, co Folklore robi świetne, ale zostawię to sobie na recenzję, która pojawi się... kiedyś :D
Będę z wami szczery. Nie spodziewałem się umieścić najnowszej odsłony Sonica w swoim zestawieniu. Gram jednak od czwartku, bawiąc się tak niesamowicie dobrze (i "nastukując" w niecałe 2 dni prawie 9 godzin na liczniku), że nie mogłem tego nie zrobić.
Na pierwszych materiałach Sonic Frontiers wyglądało jak totalny paździerz, zlecony do zrobienia na szybko jakiemuś praktykantowi. Graficznie początkowo całość sprawia takie wrażenie, ale można się do tego przyzwyczaić nadzwyczaj szybko, później dając się tylko pochłonąć. Świat gry oferuje tonę aktywności, ale już samo jego przemierzanie jako rozwijający zawrotne prędkości niebieski jeż daje masę frajdy. Do tego epiccy bossowie, świetna muzyka... no aż chce się grać! A to wszystko mówi osoba, która wcześniej grała najwyżej w Generations i Lost World, gdzie ta druga z Sonica ma tyle co nic. Nie mogę się więc nazwać "fanatykiem", który cieszy się z pierwszej dobrej gry z serii od lat.
Na sam koniec wielki nieobecny zeszłego roku, Ys IX: Monstrum Nox. Możecie teraz powiedzieć, że skoro o nim zapomniałem, to wcale nie jest taki dobry, inaczej byłby tak czy siak. No i tutaj się mylicie, ja po prostu serio jestem głupi i zapomniałem xD
Jestem ogromnym fanem serii Ys, zarówno tych starszych, jak i nowszych odsłon. Na dziewiątkę czekałem od zapowiedzi wersji japońskiej, a później od jej premiery w Kraju Kwitnącej Wiśni. Całość buduje na fundamentach postawionych przez genialną ósemkę, rozwijając pomysły zaczerpnięte z niej. Zmienił się jednak nieco klimat. Zamiast barwnej rajskiej wyspy, lądujemy w mieście, którego główną "atrakcją" jest słynne więzienie. Wielu osobom takie rozwiązanie się nie spodobało, bo dostaliśmy produkcję wizualnie nieco bardziej monotonną, nie tak zróżnicowaną jak poprzednik. Ani trochę mi to jednak nie przeszkadzało, bo dałem się do reszty pochłonąć fabule, dynamicznemu systemowi walki, a także piekielnie przyjemnemu systemowi poruszania się, który dzięki wprowadzonym nowościom i umiejętnościom poszczególnych Monstrów dawał masę frajdy.
Dziewiątka jest odsłoną, do której można bez problemu wskoczyć nie znając poprzedników, tak jak zresztą do praktycznie każdej innej. Wszystko zrozumiecie, tutaj jednak wyjątkowo stracicie sporo świetnych smaczków, a widząc kilku bossów zabraknie tego efektu "WOW!". To jednak drobnostki, które nie sprawią, że będziecie bawić się gorzej. Polecam serdecznie.
Największe zaskoczenie - Bayonetta 3
Nie lubię Bayonetty 1 i 2. To nie jest nienawiść, nie bawiłem się przy tych grach źle, ale ani razu nie naszła mnie ochota na powrót do którejkolwiek. Do tego sama główna bohaterka (szczególnie w jedynce) straszliwie mnie odrzuca. Trójki więc początkowo nawet nie planowałem sprawdzać, ale dzięki uprzejmości znajomego miałem okazję. Jak to mówią "za darmo to dobra cena", a więc konsola poszła w ruch.
No i powiem wam... bawiłem się genialnie! Tona akcji, walki gigantycznych Kaiju, mnóstwo zróżnicowanych broni, ciekawych mechanik, co chwila coś nowego. Nawet nielubiana przez wielu Viola dla mnie dała się lubić, tak pod względem charakteru, jaki i rozgrywki. To już jednak nie czystej krwi "Bayo", a bardziej takie "The best of Platinum Games". Widać sporo elementów z The Wonderful 101, MGRa, czy Astral Chain. Są nawet rzeczy, jakie prawdopodobnie zobaczymy w szykowanej grze o Ultramanie. Kwestie technicznie także nie dały mi się mocno we znaki, aczkolwiek nie da się ukryć: Switch powoli dobija do granic swoich możliwości. Następca potrzebny na już.
Największy zawód - Ghostwire: Tokyo
Na Ghostwire: Tokyo czekałem od pierwszej zapowiedzi. Długa cisza w eterze i odejście z projektu Ikumi Nakamury nie wróżyły dobrze, byłem jednak dobrej myśli. Trzeba było zaufać tym wszystkim znakom, bo po tych kilku latach dostaliśmy produkt, który jest czymś ewidentnie innym, niż planowo miał. Widać to na pierwszy rzut oka, kiedy porównamy gotowy produkt z pierwszymi zapowiedziami. Oczekiwałem świeżego, kreatywnego podejścia do horroru, zanurzanego w japońskim folklorze, a dostałem bardzo nijaki, "ubisoftowy" otwarty świat, pełen znaczników, zbieractwa, i cholernie nudnych aktywności.
Prezentująca się najciekawiej ze wszystkiego walka także bawi tylko przez kilka pierwszych chwil. Nie rozwija się wystarczająco mocno, po czasie nużąc jak diabli. Niemrawi, bardzo powolni wrogowie nie pomagają w podniesieniu jakkolwiek dynamiki. Ich designy są fajne, jasne, ale po paru godzinach będziecie mieli dosyć naparzania w facetów w garniachach, którzy trzymają w rękach parasolki. Ani trochę nie dziwi mnie więc raczej "średnie" przyjęcie Ghostwire. Mogło być pięknie, a wyszło jak zawsze.
Najlepsza fabuła - The House in Fata Morgana
O zaskoczeniu tutaj nie może być mowy. Już w zeszłym roku The House in Fata Morgana załapało się na moje "honorowe wyróżniania", a teraz może tylko przypieczętować swoją pozycję. Nawet nie jako najlepsza fabuła, jakiej doświadczyłem w mijającym roku, ale jedna z najlepszych w ogóle. Powiedzenie o niej chociażby słowa ponad to, co wiadomo z wszelakich opisów dostępnych w E-shopie, na Steam itp. byłoby jednak zdradzeniem wam o wiele za dużo. Uwierzcie mi więc na słowo: historię tytułowego domostwa i jego mieszkańców na przestrzeni setek lat poznać ze wszech miar warto. Nie zniechęcajcie się formułą Visual Novel, bo sam do pory zagrania fanem takich "typowych" VNek nie byłem. Gwarantuję, przepadniecie na co najmniej kilkadziesiąt godzin. Uwaga jednak, bardzo dobra znajomość języka angielskiego jest "niestety" konieczna.
Najlepsza grafika - God of War: Ragnarok
Nie było w tym roku produkcji, która graficznie wgniotłaby mnie w fotel tak jak Tales of Arise ostatnio (chyba jedyna rzecz, jaka naprawdę się tam udała). Aby więc kategorii nie zostawiać pustej, ląduje w niej God of War: Ragnarok, którego aktualnie ogrywam. Ostatnich soków z mojego PS5 co prawda nie wyciska, ale PS4 to zakładam odlatuje przy nim pod sam sufit ;)
Najlepsza wizja artystyczna - El-Shaddai: Ascension of the Metatron
Ten tytuł kończyłem co prawda pod koniec 2021, ale jak już wspomniałem: jestem debilem, a pisząc w pośpiechu zeszłoroczny tekst, kilka bardzo istotnych tytułów wypadło mi z głowy (co jest tym głupsze, że nawet nie opublikowałem go 1 stycznia :D). Mogłem po prostu dać tutaj drugą część Voice of Cards, ale... po co? O dobrych - a przy tym nieco zbyt niszowych - grach zawsze warto mówić, a El-Shaddai: Ascension of the Metatron zdecydowanie do takich należy.
Wcielamy się w Enocha, skrybę, któremu Bóg powierzył misję wytropienia i pokonania przebywających na Ziemi upadłych aniołów. Całość jest dosyć luźną adaptacją apokryficznej Księgi Enocha, co samo w sobie jest dużym plusem; niewiele mamy w końcu produkcji, które poza braniem "tego i owego" z chrześcijaństwa, tak mocno próbują na nim bazować.
O ile jednak system walki w El-Shaddai jest bardzo prosty, eksploracja także, tak oprawa... o Wielcy Przedwieczni, ależ to przecudownie wszystko wygląda! Już na statycznych zdjęciach całość robi wrażenie, a w ruchu wygląda jeszcze lepiej. Każdy z rozdziałów wyróżnia się czymś specyficznym (mamy nawet cyberpunkową metropolię!), ograniczono też do granic interfejs, pokazując chociażby otrzymywane obrażenia za pomocą rozpadającej się na ciele bohatera zbroi. Całość jest tak surrealistyczna i "inna", że nie da się od niej oderwać wzroku. Osobom głodnym niesamowitych wizualnych wrażeń zdecydowanie polecam.
Najlepsza muzyka - The House in Fata Morgana
Tutaj nawet chwili się nie musiałem zastanawiać. The House in Fata Morgana posiada jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych, jakie słyszałem w grach w ogóle. Aż nie mogę się doczekać, jakie jeszcze cudowne utwory jeszcze przede mną odkryje. Muzyka świetnie sprawdza się zarówno w samej grze, jak i poza nią. Nie zrzuci co prawda z mojego piedestału OST z Chrono Cross, ale kurde... jest cholernie blisko.
Najlepsza gra, do której koniecznie muszę wrócić - Umineko: When They Cry - Questions Arc
Umineko zacząłem czytać stosunkowo dawno, ale z jakiegoś powodu przerwałem. Nie jestem fanem Higurashi, także jako fan powieści Agathy Christie postanowiłem spróbować od razu innej serii tego samego autora, wspomnianego już Umineko. Całość jak na razie ma mocny "vibe" I nie było już nikogo, czuć gęstą atmosferę, niesnaski pomiędzy członkami rodziny Ushiromiya. Wersja Steam do tego oferuje odnowione portrety, co mnie akurat bardzo cieszy, bo te oryginalne (można na nie przełączyć) dosłownie wypalają oczy. Mają swoich fanów, ale chyba nie dałbym w ten sposób rady jakkolwiek wczuć się w tę historię. Coś czuję, że powoli robię się gotowy na powrót!
Najlepsza gra mająca premierę w tym roku - Live A Live
Bój o miejsce mojej gry roku był zacięty, ale ze Stranger of Paradise o włos wygrała inna produkcja, będąca remakiem klasyka, a jednocześnie oficjalną premierą tej gry na zachodzie. Mowa o Live A Live, nietypowym jRPG, z którego bardzo dużo czerpał chociażby Octopath Traveler.
Wcielamy się w osiem różnych postaci, każdą z osobną historią i swoim własnym, wyróżniającym ją elementem w gameplayu. To nawet nie tak, że wskoczymy w buty z grubsza podobnych do siebie stylistycznie bohaterów, jak we wspomnianym już OT. O nie, nie! Mamy jaskiniowca, nastolatka z bliskiej przyszłości, małego robocika, chińskiego mistrza sztuk walki, kowboja... a to dopiero niewiele ponad połowa! Poszczególne historie różnią się długością (mogą trwać od ok. 30 minut, do nawet 2-3 godzin), pozornie się także nie łączą, ale znowu: to tylko pozory.
Całość ozdabia świetna oprawa HD-2D, genialna muzyka, a także bardzo przyjemny, a przy tym całkiem oryginalny (brak many oraz typowego "ataku") system walki. Do oryginału poszczególne projekty postaci przygotowali znani mangacy (chociażby autor Detektywa Conana), którzy są także wspomniani na początku każdego rozdziału i tutaj. Troszeczkę szkoda, że w trakcie samej rozgrywki nie rzuca się to bardziej w oczy, ale trudno: da się to przeżyć. Jeżeli kosztem tego jest znacznie usprawniony gameplay oraz tona zmian QoL (paski pokazujące, kiedy czeka nas czyja tura, czytelniejszy podział plansz, mini-mapa itp.), to taką "drobnostkę" przetrwam. Tym bardziej, że odnowiona oprawa dalej wygląda przecudownie, nawet jeżeli bardziej jednolicie.
Może z mojego tekstu ekscytacja przesadnie nie wybrzmiewa, ale uwierzcie, że bez powodu bym gry na swoje GOTY nie wybrał. Więcej w moje recenzji tutaj.
Najlepsza gra, jaką ukończyłem w tym roku - Puppeteer
Pytając ludzi o najlepsze tytuły ekskluzywne na PS3, zazwyczaj wymienią serię Uncharted, God of War 3, Killzone 2, może Little Big Planet. Wiecie, takie raczej "duże i głośne" produkcje. Nie chcę im w żadnym razie umniejszać, to dalej świetne gry, do Unchartedów wracam często i chętnie. Siódma generacja konsol potrafiła zaoferować jednak rzeczy o wiele kreatywniejsze i ciekawsze, o które w wysokobudżetowym segmencie obecnie coraz ciężej.
Puppeteer jest czymś właśnie takim. To platformówka, która w całości odgrywa się na deskach teatru, a każda rzecz to "ozdoba". Główny bohater, otoczenie, przeciwnicy: no po prostu wszystko. Mechanika i narracja więc skrzętnie z tego korzystając, próbując bawić się perspektywą, a także samym faktem tego, że mamy do czynienia z przedstawieniem. Narrator buduje świetny klimat, często wykłócając się z naszymi towarzyszami.
Brakuje mi w obecnej generacji tego typu gier. Pojawiają się ciekawe produkcje, ale to w większości tytuły niezależne, a chciałoby się ograć coś wysokobudżetowego o takiej jakości, jak właśnie Puppeteer. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do wielu indyków, tutaj mamy coś więcej niż "tylko" świetną oprawę graficzną.
Oczekiwania na 2023
Czy w tym roku było lepiej niż w poprzednim? Zależy jak na to popatrzeć. Wyszła naprawdę masa świetnych gier, ale czuć, że stare konsole zaczynają już coraz bardziej niedomagać, a pępowinę trzeba będzie w końcu odciąć.
W 2023 życzę sobie i wam, aby w końcu te wyczekiwane latami produkcje nadeszły, a cały rok był tak bardzo owocny, na jaki zapowiadają się jego pierwsze miesiące. Moje najbardziej wyczekiwane produkcje są dokładnie takie same, jak te zeszłoroczne. Ale hej, przynajmniej w końcu mają daty premier! Także luty i czerwiec będą bardzo gorące, bo w końcu przyjdzie nam zagrać w Dziedzictwo Hogwartu oraz Final Fantasy XVI. Jeżeli jeszcze gdzieś tam pomiędzy przypałęta się Granblue Fantasy Re:Link, to będzie tylko lepiej.
Konkretniejsze życzenia noworoczne może sobie odpuszczę, bo niezbyt dobrze idzie mi ich składanie ;) Oby jednak nadchodzący rok przyniósł nam wszystkim wiele dobrego, nie tylko pod względem premier, ale i tak ogólnie, w żyćku. W końcu nie tylko wirtualną rozgrywką człowiek żyje.