The Elder Scrolls V: Skyrim - smocze podboje na krańcu świata
The Elder Scrolls V: Skyrim
to piąta już odsłona serii gier fabularnych autorstwa zespołu Bethesda Softworks. Ponownie odwiedzamy w niej kontynent Tamriel, a na naszej drodze stanie tym razem pradawna rasa smoków. Czy najnowsza część zaskakuje? Czy może jest to kolejna, usprawniona graficznie kopia poprzedniczek? Zapraszam do recenzji.
Wielu z nas miało już okazję zagrać bądź też słyszeć o serii The Elder Scrolls autorstwa Bethesdy. Początek serii datuje się na 1994 rok , kiedy to na scenie pojawiła się "Arena" (na platformę MS-DOS), pierwsza część oferująca nam całkiem udaną jak na tamte czasy przygodę, okraszoną niezgorszą stroną wizualną i dźwiękową. Przyjęta dość ciepło przez graczy zachęciła twórców do stworzenia koontynuacji, która pojawiła się już 2 lata później. "Daggerfall", przez wielu zwany Buggerfallem (od niezliczonej ilości mniejszych, bądź też większych błędów nękających ten tytuł) cechował się przede wszystkim ogromnym światem - przejście z 1 końca na 2 zajmowało ok. 2 tygodnie czasu rzeczywistego i dostarczał rozrywki na długie godziny. Kolejny, większy sukces zadecydował o dalszym ciągu serii i tak oto w 2002 roku ujrzał światło dzienne ubóstwiany przez wielu (w tym mnie) "Morrowind". Trzecia część wraz z 2 dodatkami (Trójca i Krwawy Księżyc) oczarowała graczy dopracowaną grafiką i przede wszystkim klimatyczną, zapadającą w pamięć ścieżką dźwiękową (której różne modyfikacje możemy usłyszeć chociażby w "Skyrimie"). Po raz kolejny dostajemy w nasze ręce olbrzymi świat (aczkolwiek nie jest to już gigant pokroju 2 części), a tym samym ogrom możliwości z tym związanych. Co ważne - począwszy od tej części, społeczność graczy otrzymała od twórców niezwykle podatny na modyfikacje silnik gry, dzięki któremu każda część pomimo swoich lat, ciągle żyje i ma się nad wyraz nieźle. Ogromny sukces trzeciej części zaowocował powstaniem w 2006 roku następcy zwanego "Oblivion". Dla wielu graczy jest to obiekt kultu i najlepsza część serii, dla mnie to po prostu kopia Morrowinda z wzbogaconą oprawą wizualną i popsutą do granic nudności fabułą. Schemat gry pozostał bez zmian - nadal prowadzimy stworzoną przez nas postać w dowolnie wybrany sposób, lecz tym razem przyjemność płynąca z tego procesu gdzieś wyparowała. I tak oto docieramy do roku 2011, kiedy to światło dzienne ujrzał "Skyrim". Czy jest to kolejna próba powielenia dotychczasowych wzorców? Czy może jednak 5 część serii The Elder Scrolls tchnie powiew świeżości w ciągle powielany sandboxowy schemat?
Fabuła
Fabuła "Skyrim" rozgrywa się dwieście lat po wydarzeniach przedstawionych w czwórce. Nie jest to jednak bezpośrednia koontynuacja, lecz zupełnie inna historia osadzona w universum świata The Elder Scrolls. Po raz kolejny przyjdzie nam kierować losami bezimiennego bohatera - początkowo więźnia (tak znowu...), który to został omyłkowo schwytany podczas przekraczania granicy Skyrim i uznany za dezertera, w konsekwencji czego zostaje przetransportowany do Helgen, gdzie czeka go wyrok śmierci. Ale jak to w serii bywa, niespodziewane (a jakżeby inaczej?) przypadki losowe przerywają egzekucję, w skutek czego zostajemy rzuceni w wir wydarzeń, w ogromny, przyozdobiony smokami świat. Potężne, podniebne gady powróciły po wiekach nieobecności, siejąc postrach i zniszczenie. Kto stoi za ich powrotem? Jaki jest tego cel? Dowiemy się tego, jeżeli zdecydujemy o podążaniu główną linią fabularną, która tym razem zapowiada się nadzwyczaj (i na odmianę) interesująco. Już po 3-4 godzinach gry dowiadujemy się, że jesteśmy niejakim Dovakhiin'em - Smoczym Dziecięciem - czyli istotą o duszy smoka, która włada smoczym językiem formowanym w Krzyki (czyli moce o rozmaitym działaniu, niejednokrotnie ratujące nas z opresji). Żeby było ciekawiej - w tle naszych zmagań cały czas toczy się nieustająca walka pomiędzy łaknącymi suwerenności Nordami - Gromowładnymi, a opowiadającymi się za utrzymaniem Skyrim w granicach imperium - Cesarskimi. Do opowiadanej historii, jak i do samej gry podszedłem z umiarkowanym sceptycyzmem, nabytym podczas nieudanej próby przebrnięcia przez 4 część serii, ale ku mojemu zdziwieniu przedstawiona tutaj fabuła naprawdę potrafi zaciekawić (o ile oczywiście zdecydujemy się na jej zgłębianie).
Gameplay
- System rozwoju postaci
Podobnie jak w poprzednich częściach serii bywało, tak i tym razem rozwój naszego protagonisty odbywa się w podobny, aczkolwiek nieco uproszczony sposób. W początkowej fazie gry tworzymy naszą postać - wybieramy rasę (każda ze swoimi wadami i zaletami), imię oraz wygląd, korzystając z wbudowanego edytora. I to wszystko. Brak tutaj predefiniowanych klas postaci. Fani przesączonych statystykami ekranów mogą poczuć się zawiedzeni, ale to tylko pierwsze, mylne wrażenie, gdyż podnoszenie umiejętności następuje tutaj nie poprzez zgromadzenie odpowiedniej ilości punktów doświadczenia (które de facto tutaj nie występują), lecz w skutek ich używania. Mamy ochotę stworzyć Robin Hooda? Strzelajmy dużo z łuku, a opanujemy to do perfekcji. A może mamy ochotę na potężnego Gandalfa? Żaden problem, wystarczy używać odpowiednich szkół magii, by stać się w nich mistrzem. Dzięki takiemu systemowi, nasza startująca postać stanowi swego rodzaju czystą kartę, którą zapisujemy wykonując rozmaite czynności oraz wchodząc w interakcję z napotkanymi postaciami. To jednak nie wszystko. Rozwijając umiejętności wypełniamy pasek, który podnosi ogólny poziom postaci, oraz pozwala na wzmacnianie 1 z dostępnych (aż) trzech cech tj. many, życia lub kondycji. Dodatkowo, co poziom otrzymujemy 1 pkt. zdolności, który możemy przeznaczyć na wybrane przez nas drzewko specjalizacji, zapewniające nam rozmaite bonusy. Cały ten system jest bardzo logiczny i miły w obsłudze, i nikt nie powinien czuć się tutaj w żaden sposób ograniczony.
Najważniejsza jest ko ko kondycja!
- System Walki
Element ten w serii The Elder Scrolls zawsze był traktowany po macoszemu. Sztywne ruchy postaci, brak uników czy chociażby łączonych sekwencji ataku, czyniły go zawsze mało finezyjnym. Tak jest niestety i tym razem. Co prawda wzbogacono go o pasek kondycji (co moim zdaniem jest nieudaną próbą powielenia systemu znanego z gry Demon's Souls), która zużywa się w trakcie starć oraz pozwala na wykonywanie potężnych ataków, usprawniono blok oraz kontrę, lecz nadal jest to ten sam system zmuszający graczy do masowego znęcania się nad klawiszem myszy/przyciskiem na padzie bez większych możliwości taktycznych. Oczywiście mowa o wybieranym przez większość graczy systemie walki w zwarciu. Jeżeli chodzi o walkę na dystans - jest znacznie lepiej. Batalistyka w walce łukiem sprawuje się nad wyraz dobrze i realistycznie. W przypadku magii jest jeszcze bardziej atrakcyjnie - możliwość używania 2 różnych zaklęć na raz pozwala na stosowanie rozmaitych kombinacji wedle naszych preferencji. Podsumowując - system walki w "Skyrim" nie jest żadną rewolucją i na dłuższą metę przyprawia o nudę nawet na najwyższym poziomie trudności, lecz jest to pewien krok naprzód i mam nadzieję, że w części 6 (która z pewnością powstanie), będzie to już znacznie bardziej rozbudowany i dopieszczony aspekt gry.
- Eksploracja świata przedstawionego
Jak już zapewne wiecie, dzieło Bethesdy pozwala nam na niemal nieograniczoną swobodę działania. Jako że jest to świat iście ogromny dostajemy do dyspozycji typowe dla serii środki transportu - konia oraz woźniców, którzy za drobną opłatą przetransportują nas do jednego z większych ośrodków cywilizacji. Jednak w 5 części twórcy wprowadzili tzw. "szybkie podróżowanie", które praktycznie eliminuje konieczność korzystania z wyżej wymienionych środków transportu. Jak taki system działa? Otóż mamy mapę z różnymi miejscami, które stopniowo odkrywamy. Wystarczy raz dotrzeć w nieznany rejon by później przemieszczać się do niego 1 kliknięciem myszy bez względu na to gdzie się znajdujemy.
Innym znanym i nieco udoskonalonym aspektem jest otwieranie zamków. System ten moim zdaniem jest ciekawszy i nie pozwala w łatwy sposób za pomocą metody prób i błędów rozbroić mistrzowskich zamków bezmózgiemu orkowi, który za sukces uznaje skonstruowanie prostej słownej prośby o przyniesienie jedzenia. Standardowo dostajemy również możliwość wykuwania i zaklinania przedmiotów, warzenia mikstur oraz polowania i oprawiania skór. Miłośnicy skrytobójstw z kolei, otrzymują rozbudowany system skradania, okradania i cichego zabijania upatrzonych ofiar. Wszystkie te elementy są dobrze i przystępnie rozwiązane. Całość wzbogaca znana już z 3 części lykantropia i wampiryzm (który w tej części został potraktowany bardzo niedbale i marginalnie).
Chciałbym wspomnieć także o interakcji z napotkanymi NPC. System ten uległ jedynie kosmetycznym zmianom tzn. nadal mamy nieruchomo wpatrzone w nas postaci kłapiące szczękami, z tą różnicą, że teraz wyglądają one nieco lepiej od strony wizualnej. Oczywiście cykl dnia i nocy został zachowany - mieszkańcy w dzień handlują, spacerują, rozmawiają czy chociażby polują, a na noc zamykają swoje domostwa, odpoczywając od wykonywanych obowiązków. Zlecane przez nich zadania poboczne są dość różnorodne, dodatkowo generowane losowo przy każdej rozgrywce, co zapobiega powtarzalności.
A co ze słynnymi, epickimi walkami ze smokami? Otóż takowe występują, wzbogacone o świetny podkład dźwiękowy i dostarczające sporych emocji. Dodatkowo co 10 poziomów naszej postaci, na naszej drodze ujrzymy coraz to potężniejsze gady. Brzmi fajnie prawda? Niestety już po 2 zabitym gadzie, zauważamy że starcia te są mocno oskryptowane, a powtarzające się zachowania zaczynają nas przyprawiać o senność, zamiast planowanego skoku adrenaliny. Za zabite smoki otrzymujemy smocze dusze, które przeznaczamy na odblokowywanie znalezionych wcześniej w miejscach mocy Krzyków, czyli specjalnych mocy dostępnych tylko dla naszego bohatera. Pomysł ciekawy, gdyby tylko te zdolności były trudniejsze do zdobycia i posiadały dłuższy czas ponownej ich aktywacji.
Pierwsza epicka walka ze smokiem
- System wyposażenia
Jako, że (podobno) "Skyrim" jest portem konsolowym, otrzymaliśmy od twórców niezwykle specyficzny ekran ekwipunku. Właściwie trudno go nazwać ekranem, ponieważ jest to nic innego jak okno z tekstem, podzielonym na kategorie. Nie muszę mówić, że czasy "Arkadii" mamy już dawno za sobą i takie rozwiązanie odstrasza nawet najbardziej hardcorowych graczy. Po dłuższym obcowaniu z grą i uzbieraniu wielu różnych znajdziek, ekran ten staje się uciążliwy i mało czytelny. Nie wspomnę już o problemach z synchronizacją wskaźnika myszy i tych elementów, które w danym momencie zaznaczamy. Na szczęście dostępne są mody, które czynią ten system nieco przyjemniejszym w odbiorze.
- Sterowanie
Wiele osób uważa, że w "Skyrim" najlepiej gra się przy użyciu pada (w końcu to podobno port konsolowy). Sam jestem zwolennikiem kontrolerów, lecz po jego wypróbowaniu stwierdzam, że w grach tego pokroju nic nie zastąpi starej dobrej myszy. Na padzie mamy problem z szybkim celowaniem w np. okrążającego nas smoka. To samo przy dużej ilości otaczających nas przeciwników (by temu zapobiec wystarczyło wykonać 1 prosty zabieg - dodać możliwość namierzania oponentów - jak chociażby w "Wiedźminie 2"). Gałki kontrolera jakkolwiek czułe by nie były, nie pozwalają na komfortową rozgrywkę. Dlatego do tej gry polecam standardowy zestaw klawiatura + mysz.
Oprawa graficzna
Jest po prostu bajeczna. Gram na najwyższych możliwych ustawieniach i stwierdzam, że oprawa wizualna naprawdę cieszy oko. Realistyczna woda, piękne i dynamiczne efekty atmosferyczne, dokładnie odwzorowane detale wyposażenia, niezgorszy wygląd napotkanych NPC, zapierające dech w piersiach widoki oddalonych terenów - po prostu majstersztyk. Oczywiście nie jest to poziom "Wiedźmina 2", a uparci zapewne wynajdą tutaj niedopracowane tekstury (z czym się zgadzam), ale musimy pamiętać o tym, że jest to ogromny świat i doszlifowanie go w każdym najdrobniejszym elemencie trwało by niezwykle długo, nie mówiąc już o znacznie podniesionych wymaganiach sprzętowych. Jeżeli już o optymalizacji mowa - jest ona przystępna. Nie może się co prawda równać chociażby z "Two Worlds 2", ale po wprowadzeniu niewielkich modyfikacji możemy cieszyć się w miarę płynną i satysfakcjonującą rozgrywką.
Oprawa muzyczna
Muzykę do gry skomponował sam Jeremy Soule. Cała (podkreślam cała) ścieżka dźwiękowa jest po prostu fenomenalna, idealnie dopasowana do różnych momentów podróży po świecie przedstawionym. W trakcie walk przygrywają nam dynamiczne, podkręcające poziom adrenaliny kawałki, natomiast podczas zwiedzania miast, do naszych uszu docierają spokojne, klimatyczne nuty relaksujące nasze zmęczone przemierzaniem świata mięśnie. Poza ambientem wszystko brzmi tak jak należy - czy to uderzająca o siebie stal, czy to odgłos płonącego ogniska lub wycie wilków w górskiej przełęczy. Moim zdaniem nie można się tutaj absolutnie do niczego przyczepić. Nawet polski dubbing (który ostatnio w grach nie zachwyca, wykonany został bardzo pieczołowicie i słucha się go z nieskrywaną przyjemnością). Jedynym technicznym mankamentem jest tutaj ogólny niski poziom głośności gry. Nawet przy maksymalnie podkręconych głośnikach pozostawia on wiele do życzenia (co w połączeniu z tak doskonałą muzyką ostro kontrastuje i dorzuca kolejny minus do kieszeni twórców).
Kilka słów na koniec
I w ten oto sposób dotrwaliśmy (przynajmniej niektórzy) do podsumowania najnowszego dziecka Bethesdy. Odpowiadając na początkowe pytanie - czy "Skyrim" jest krokiem naprzód czy tylko wzbogaconą wizualnie kopią poprzedniczek? - stwierdzam, że jest to udana kopia poprzedniczek idąca krok naprzód. Co przez to rozumiem? Jest to udoskonalony graficznie "Oblivion" ze znacznie lepszą ścieżką dźwiękową, o niebo ciekawszą stroną fabularną, skopanym do granic możliwości oknem wyposażenia i nieco bardziej (lecz wciąż niewystarczająco) rozbudowanym systemem walki. Jeżeli pytacie czy warto w niego zagrać, to odpowiem wam szczerze - warto, lecz pamiętajcie, że jest to gra nie na 10 czy 15 godzin, lecz co najmniej na 40-50 (co przy dzisiejszych trendach jest wynikiem bardzo zadowalającym), a odkrycie większości sekretów i smaczków jakie kryje gra oraz wymaksowanie postaci może trwać nawet 100 godzin. Należy również pamiętać, że gry tej nie powinny kupować osoby, które lubują się w 15-30 minutowej rozrywce przed obiadem lub przed wyjściem do pracy. By w pełni czerpać ze "Skyrima", należy poświęcić mu jednorazowo co najmniej godzinę, by przypomnieć sobie dotychczas prowadzone wątki i po raz kolejny dać się porwać magicznemu klimatowi krainy walecznych Nordów.