Pracownia Snów - oniryczne klimaty w grach planszowych
Na mój kanał trafiła właśnie pierwsza przedpremierowa recenzja. Pracownia Snów to ciekawa logiczna układanka od wydawnictwa Lacerta, w której staramy się uzyskać kontrolę nad naszymi snami i zapewnić sobie zasłużony, spokojny odpoczynek. Gra przyciąga uwagę nie tylko niebanalną tematyką, ale też świetnym wykonaniem.
Kontynuując rozważania, które rozpocząłem przy okazji poprzedniego wpisu. mógłbym stwierdzić, że mechanicznie mamy tu do czynienia z czystym abstraktem - ot chodzimy po planszy, zbieramy kolorowe dyski, które służą nam do odtwarzania wyobrażonych na kartach wzorów. Klimatu jest tu jednak całkiem sporo i w dodatku nieźle spina się on z mechaniką. Wszystko za sprawą jakości wykonania.
W grach planszowych interakcja przebiega zazwyczaj na dwóch płaszczyznach. Na pierwszą składa się wszystko to, co dzieje się nad stołem, czyli wzajemne relacje między graczami. Często ograniczają się one do zera - mamy wtedy do czynienia z tzw. "pasjansami", czasem jednak stanowią główną mechanikę rozgrywki. Niemniej istotne są także interakcje graczy z samą grą. Te zapośredniczone są przez komponenty, które znajdziemy w pudełku - pionki, plansze, karty itp. I właśnie tu Pracownia Snów błyszczy! Oprawa gry jest bardzo dobrze przemyślana. Pastelowe, chłodne kolory odpowiadają onirycznej tematyce, a trójwymiarowe elementy sprawiają, że proponowana przez nam narracja jest spójna i wiarygodna. Budowane na planszetkach krajobrazy ożywają, kiedy na kolorowych dyskach pojawiają się pierwsze drzewa, a podróż po Zakątkach Krainy Snów staje się przekonująca, kiedy gonić zaczyna nas figurka spersonifikowanego Pana Koszmara.
Jednocześnie Pracownia Snów robi jedną rzecz z klimatem, której osobiście bardzo nie lubię - próbuje zapełnić nim instrukcję. Są gry, które robią to całkiem nieźle (np. Ciężarówką przez Galaktykę, za którą odpowiada Vladimír Chvátil). Pracownia nie ogranicza się jednak do krótkich opisów, które wprowadzić nas mają w fabułę gry, ale bombarduje nas natłokiem "onirycznych" nazw. Białe meeple to Marzyciele, kolorowe - Podróżnicy, zamiast planszetek mamy Pracownie Snów, plansza przez całą instrukcję nazywana jest Krainą Snów, Okruchy Snów zbieramy do Dłoni (tj. nie na rękę, ale do wydzielonego pola na planszetce) itp. Nie tylko działa to wbrew przyzwyczajeniom graczy, którzy oczekują od instrukcji pewnej utrwalonym już nomenklatury, ale utrudnia tłumaczenie rozgrywki osobom niezaznajomionym z instrukcją.
Wniosek jest krótki - klimatu za dużo może być nawet w abstrakcie. Oczywiście w żaden sposób nie psuje to zabawy gwarantowanej przez grę, a tej jest naprawdę dużo. Jeśli więc chcielibyście się o Pracowni Snów dowiedzieć czegoś więcej, zapraszam do mojej recenzji:
Ciekaw jestem też jaką tematykę w grach planszowych cenicie najbardziej. Czy tworzenie sennych krajobrazów brzmi zachęcająco?